Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next

Go down

"Bardzo boli?"
Może gdyby nie ścisk w żołądku zareagowałby na to śmiechem. Pozwolił jednak ustom uformować coś na wzór rozbawionego uśmieszku, nim nie przywarł płasko dłonią do własnej piersi. Prawie tak, jakby składał przysięgę o prawdomówności na wypadek, gdyby jeszcze przed udzieleniem odpowiedzi ktoś miał zamiar wyzwać go od łgarzy.
- Kurewsko Shion. – Wtykając palce pod materiał bluzy odgarnął ją na tyle, by pokazać skórę obwiązaną starymi bandażami i przesiąkniętymi zapachem cuchnących lekarstw szmatami. Jeżeli były czasy, w których wyglądał gorzej niż teraz, na pewno nie zostały zapamiętane przez żaden trzeźwy umysł. - Ale to tylko kilka zadrapań, parę złamanych kości i kawałki zdartej skóry. Nie udało im się pogrzebać najważniejszego, młody. – W oczach Wilczura pojawiło się to, co zmuszało do ucieczki – ten drapieżny błysk mówiący: "czas: start" akurat w chwili, w której nogi okazują się zbyt ciężkie, by udźwignąć ciężar ciała.
Może właśnie dlatego, mimo niechęci, Shion nadal był w pomieszczeniu, choć niewątpliwie mogło to być spowodowane jeszcze czymś innym – czymś, czego Grow nawet nie wziąłby pod uwagę chociażby przez tę przeklętą dumę, która nawet w obecnym momencie kazała mu trzymać głowę wysoko, a ramiona prosto. Przyglądał się uważnie ruchom Kundla. Nie kłamał, gdy mówił o bólu oczu, ale niechęć i ociągalstwo było wyczuwalne nawet w powietrzu. Nie komentował tego tylko dlatego, że wewnątrz pojawiło się coś ponad irytacją.
Skąd u ciebie taka ciekawość?
- Och, sądzę, że jednak jesteś – zapewnił natychmiast, ignorując przy tym szemrzący nad uchem głosik. Chciał słyszeć zawartość listu, nie idiotyzmy Shivy, nawet jeśli wilczyca dokładała wszelkich starań, by jednak wytracić go z równowagi. Zapewnił jednak, że tym razem tanio skóry nie sprzeda i uzbrojony w samokontrolę po same zęby pozwolił, by Shion nadal guzdrał się, jakby ciągnął za sobą kilo gruzu.
Od momentu ruszenia tego małego samobójcy do szafki aż do chwili, w której usiadł na samym skraju skrzyni musiała minąć cała wieczność. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Grow, kiedy wreszcie usłyszał niepewny ton swojego... Czego? Podopiecznego? Zabaweczki?
Laleczki? - podsunęła chętnie Shiva, jak raz wpasowując się w humor właściciela.
Nie tym był Shion? Słodką panienką, która zatańczy, jak się jej zagra? Z pewnością. A skoro tak było, to czemu wystawiał siłę jego dobrej woli na próbę?
"N-nie widzę w tym słabym świetle."
Białowłosy zmarszczył lekko brwi.
- Nic dziwnego. Siedzisz w najgorszym mroku.
Palce, które przed chwilą opierały się o twardą okładkę zamkniętej niedawno książki teraz świsnęły w powietrzu, by chwycić za wątłe ramię. Gdyby Grow chciał, nawet w obecnym stanie mógłby go złamać z tępym trzaskiem. Ta myśl poluzowała nieco chwyt, ale nie zwolniła go zupełnie.
- Chodź bliżej. – I nie dając mu czasu na reakcję przyciągnął go do siebie, zaraz ześlizgując się dłonią na biodro szczeniaka. Reakcja była automatyczna, bo nawet nie próbował hamować skrzywienia, jakie pojawiło się na twarzy akurat wtedy, gdy dotknął wystających kości. Wiedział od kiedy zobaczył go po raz pierwszy, że dzieciak jest chudy, ale ilekroć doświadczał tego tak dobitnie, myśli same przedstawiały mu konkretne obrazy. Na przykład kadr, w którym wpycha mu do gardła coś do żarcia. - Nie mamy całego dnia – syknął, mimo wcześniejszych chęci, z wykrywalną już dozą zniecierpliwienia. Okulary, niedawno odłożone na książkę, znów trafiły w poranione palce wymordowanego, by chwilę później wsunąć się za jego uszy i opaść mostkiem na nos. Powieki mimowolnie zmrużyły się, gdy próbował wyostrzyć wzrok, jednocześnie chwytając wolną ręką za papier i przechylając go nieco w swoją stronę.
- "Growlithe" – zaczął, przesuwając wzrokiem po piśmie. - "Zakładając, że nie pojawił się u ciebie wtórny analfabetyzm mam dla ciebie multum wiadomości, z których niewątpliwie się ucieszysz." Widzisz? Same dobre wieści. – Opuszki musnęły nagą skórę brzucha, nie wiedzieć kiedy trafiając pod koszulkę Shiona. - To jeszcze raz, mały. Tylko bez jąkania się, bo żal na to patrzeć.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chciał tu być.
Sam w jego towarzystwie.
Ten jeden błysk w oku Wilczura boleśnie uświadomił młodszego wymordowanego, że pomimo odniesionych ran wciąż jest drapieżnikiem. I do tego cholernie niebezpiecznym drapieżnikiem. Pomimo wyszczekania, słownych gróźb, Shion był jedynie zwierzyną zdaną na łaskę niebezpiecznej bestii. Z drugiej strony, zupełnie paradoksalnie, chciał tutaj być. Bo chociaż obecność Wilczura przerażała go, przesiąkała przez jego skórę aż do gołych kości, to lubił ten dreszcz adrenaliny, którym nasiąkał za każdym razem, kiedy go widział. W takich chwila miał wrażenie, że żyje.
Tak, jak teraz, kiedy poczuł ścisk na ramieniu, a potem szarpnięcie. Zdążył jedynie warknąć ociężale, a opuszki palców niedbale musnęły skraj skrzyni, kiedy jeszcze nakarmił się mrzonkami siłowania z Growem. Ostatecznie i tak skończył, o ironio, między nogami jasnowłosego wciśnięty w jego poharataną klatkę piersiową. Trzeba było przyznać, że Growlithe był geniuszem w manipulowaniu. Nieważne czy robił to świadomie, czy po prostu instynktownie, z łatwością jakby to była jego codzienność. Ale wychodziło mu to. Wciąż mając przed oczami obraz pogruchotanego wymordowanego, mięśnie rudowłosego napięły się tak mocno, że aż poczuł echo bólu, w obawie przed gwałtownymi ruchami, które niepozornie mogły uszkodzić jeszcze bardziej jasnowłosego. A tego nie chciał. Nie chciał zadać mu bólu. Naiwne szczenię.
Przesunął pospiesznie koniuszkiem języka po ustach starając się ukryć zdenerwowanie. Był za blisko. Zdecydowanie za blisko. To tak, jakby sam wsadzał gębę w paszczę lwa czekając, aż pysk kłapnie wbijając swoje zębiska w jego głowę. Odetchnął cicho przez nos, zerkając kątem oka na profil wymordowanego, w tej samej chwili, kiedy okulary na powrót znalazły się na jego nosie. Już wcześniej zauważył, ale dopiero teraz mógł się przyjrzeć. Zaskakująco…
- … dobrze w nich wyglądasz. – powiedział cicho, w ostatniej chwili gryząc się w język, by nie dodać jak na tak brzydki ryj. Ale w tym momencie znał swoje miejsce, choć jasnowłosy z pewnością dostrzegł rozbawiony błysk w brązowym spojrzeniu Shiona. A skoro o twarzy mowa… dopiero teraz zauważył, choć z pewnością już jakiś czas „zdobiła” twarz Growa. Machinalnie uniósł dłoń i dotknął nowej blizny, przesuwając leniwie palcami po całej jej długości. Dopiero jego słowa wyrwały go z letargu, dlatego też odwrócił się gwałtownie i wbił spojrzenie w świstek papieru. Rzeczywiście. Tutaj było lepiej widać, choć dla dzieciaka to wciąż była czarna magia.
- ”Gro…. G….Growl”- GROWLITHE! – warknął w momencie, kiedy próbował przeczytać pierwsze słowo, które miało być imieniem wymordowanego, a kiedy szorstkie palce podrażniły jego skórę. Ciało drgnęło sprawiając wrażenie, że za moment się zerwie w ucieczce, ostatecznie pozostało na miejscu, choć zdecydowanie za bardzo spięte.
- Możesz przestać? Dekocentrujesz mnie. – mruknął wyraźnie niezadowolony, spoglądając na kartkę. Nie było szans, żeby to przeczytał. Nie było też szans na dalsze ukrywanie swojej ułomności. Choć z drugiej strony…. Grow sprawiał wrażenie, jakby wiedział. Wiedział, że nie umie czytać ani też pisać i tylko go podpuszczał. Pozostawało jedno pytanie.
- … Od jak dawna wiesz? – zapytał cicho odwracając wzrok, czując jak policzki zaczynają go piec z zażenowania. Nie powinien wiedzieć. Nikt nie wiedział. Nikt oprócz…. - Dalej, śmiej się. Byliśmy rolnikami, jasne? Nie przywiązywano uwagi do naszej edukacji. – warknął, czując silną potrzebę wytłumaczenia się z tego, choć podskórnie wiedział, że nic to nie da. Brawo Shion. Zostałeś właśnie pośmiewiskiem. - Puść mnie. Chcę zejść. – dodał marudnie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

- Dobrze w nich wyglądasz.
Grow zdawał się oscylować między rzeczywistością a fikcją. Z jednej strony kiwnął głową na dźwięk słów; z drugiej nietrudno było dostrzec, że zrobił to machinalnie i niekoniecznie wiedząc, czemu przytakuje. Dopiero po dłuższej chwili – choć wzrok miał nadal utkwiony w tekście i wyglądało na to, że skupia się na czytaniu – przebiegł językiem po spierzchniętej, dolnej wardze, w następnej sekundzie podejmując temat.
- W ranach? – Kpiarska nuta zawitała również na jego twarzy, gdy adekwatnie do pytania wykrzywił usta w zgryźliwym uśmieszku. - Więc preferujesz, gdy twój właściciel jest trochę zadrapany? Lubisz łudzić się, że masz cień przewagi? – Choć wypowiadał to z pewnością siebie, ciężko tu mówić o szczerości, prędzej uznając całość za próbę podroczenia się z wiecznie spiętym i zesztywniałym od niepewności dzieciakiem. Nie do końca rozumiał idee jego postępowań – najpierw próbował dać o sobie znać; pluł jadem i pyskował i to wszystko tylko po to, by za moment kulić się, szeptać i kręcić coś w kwestii przeprosin czy innych, równie miłych, uległych tekścików, mających na celu udobruchanie silniejszych – a, patrząc na posturę Kundla, o takich nietrudno – krzywdzicieli. Dziś było podobnie, choć nawet Wilczurowi nie umknęła kolosalna do poprzednich razów różnica. Shion poddał się o wiele prędzej, niż zazwyczaj.
Może to było głównym powodem, dla którego na twarzy wymordowanego pojawił się niezidentyfikowany wyraz, będący czymś między zaskoczeniem a niedowierzaniem.
Więc dało się go jakoś wytrącić z równowagi.
I to takim gównem.
- Ja cię dekoncentruję? – Autentyczne zdziwienie szybko ustąpiło miejsca rozdrażnieniu, na powrót ukazując znaną wszystkim postać alfy DOGS. Jakim prawem ten przychlast szczerzył kły, gdy jego zęby dawno były stępione? - Jesteś moją własnością, młody. To, gdzie cię dotykam, kiedy i przy kim ustalam bez twojej ingerencji. Powinieneś się cieszyć, że wybrałem tak neutralne miejsce, mając do wyboru setkę innych.
Nie było mowy, by zabrał rękę, potulnie dostosowując się do niechęci młodszego wymordowanego. Wręcz na złość przygarnął go silniej do siebie, trochę z głupoty, trochę z chęci pokazania, że te "kilka otarć" i "parę zadrapań" nie było żadną przeszkodzą. Impuls bólu, przebiegającego wzdłuż kręgosłupa, wywołał natychmiastowe spięcie mięśni, co z całą pewnością nie umknęło uwadze rudowłosego, choć musiał się zmagać ze świadomością, że przyległa do jego brzucha dłoń, dotychczas nieruchoma i luźno oparta o jego udo, teraz zaczęła niespiesznie drażnić skórę, opuszkami hacząc o wystające żebra.
Z gardła poziomu E wyrwało się mruknięcie, któremu daleko było do zadowolenia. Paznokcie zaszurały tuż pod splotem społecznym młodszego chłopaka, przeciągając przy okazji po kościach.
- Miałeś przytyć. – Gorący oddech położył się na skroni Shiona, w czasie wypowiadania tych słów. - Nie czuję różnicy od ostatniego razu. Skąd to nieposłuszeństwo?
"Puść mnie."
No proszę. Jaki wyszczekany.
- Nikt cię nie trzyma. – W powietrzu zawisło kolejne zdanie. "Przecież możesz zrobić co będziesz chciał". Nie taka była prawda? Strzelić z otwartej ręki w twarz, odepchnąć nadgarstek, wycelować łokciem w połamane żebra – co mu stało na przeszkodzie, skoro przeciwnik trzymał się kupy tylko dzięki licznym bandażom? - I nie będę się śmiał – ciągnął niezrażenie, przywdziewając raczej znudzony ton, jakby podobne słowa wypowiadał zbyt dużą ilość razy w zbyt krótkich odstępach. - Wyglądam w ogóle na rozbawionego?
List, który jeszcze przed chwilą był głównym punktem zainteresowania, teraz został wyjęty z rąk Kundla i znów przykuł uwagę Wilczura. Plecy oparły się z powrotem o chłodną, nagą ścianę, a wzrok prześliznął się płynnie po kolejnej linijce.
- Jesteś bezużyteczny. – Nie brzmiał jak ktoś, kto karze. Nie brzmiał nawet na osobę, która ma pretensje. Brzmiał za to jak ktoś, kto wymienia fakty wyuczone na pamięć, bo doskonale wiedział, że następnego dnia to on zostanie przywołany do ustnej wypowiedzi. - Nie słuchasz, nie trenujesz, nie umiesz znaleźć przyjaciół, którzy staną za tobą murem, nie potrafisz nawet przyznać się do ułomności. – Nie uniósł wzroku znad kartki. W tym jednym momencie Shion i jego reakcje były kompletnie nieważne. - Nie wiedziałem.
I kiedy usta wymordowanego znów się poruszyły w przedsmaku następnego wyrazu, zęby zatrzasnęły się, a wyczulony słuch jeszcze bardziej wytężył. Ktoś tu szedł. Nie, przeszło mu szybko przez myśl. Biegł.
W kilka uderzeń serca później w drewno drzwi coś zadrapało.
Grow zmarszczył brwi, ale się nie poruszył, na nowo odszukując linijkę, na której przerwał czytanie.
- Przydaj się na coś i otwórz. To Avery.
Z listem przy obroży.
- Chyba, że to też masz zamiar spierdolić.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmarszczył lekko nos, starając się zachować względny spokój I ciszę umysłu. Grow był zakłamany i okrutny. Najpierw karmił go miłymi słówkami, przez które naiwny dzieciak uwierzył, że naprawdę jest bezpieczny, tutaj, wystarczy, że będzie wykonywał jego polecenia i nigdy więcej nie zdradzi, ba, nawet o tym nie pomyśli. Ale co zrobić, kiedy niebezpieczeństwo wychodziło od samego „przełożonego”? Kiedy z każdym nowym dniem wymyślał coraz to bardziej absurdalne rozkazy i miewał coraz to bardziej egoistyczne zachcianki, na które Shion nie mógł i przede wszystkim nie chciał się zgodzić. A gdy padało stanowcze” nie, stop, przestań”, ten od razu się wkurwiał i niewiele brakowało, by wpadł w furię.
Furiat. Kretyn. Idiota. Dupek.
Miał ochotę wyrwać się i wybiec z tego pomieszczenia, wrócić dopiero za jakiś czas, może kiedy Growlithe zapomni? Albo nie będzie miał czasu, aby zwrócić uwagę na tak nic nie znaczącą pchłę? Nie, to były jedynie ułudne nadzieje dzieciaka. Doskonale wiedział, że Grow nigdy nie zapomni.
- Tak, dokładnie tak jest. – odparł mu równie uprzejmym tonem, jakim Wilczur go obdarował. - Chociaż z ranami czy nie, i tak jest ten sam efekt, jakby na to nie spojrzeć. – dodał posępnie, nieświadomie jeszcze bardziej się spinając. Czy on musiał być tak blisko? I mówić te wszystkie…. Okropności.
W akompaniamencie jego warczenia, dotyk wydał się wyjątkowo nieprzyjemny, a przecież wielokrotnie przyłapywał się na tym, że pomimo chropowatości jego skóry… lubił to. Była wyjątkowa, przynosiła ze sobą niespotykane do tej pory odczucia młodszego wymordowanego, odkrywał nowe sfery swojej własnej cielesności. Ale teraz… teraz było inaczej. Nie czuł tego przyjemnego uczucia ciepła, które kumulowało się w jego podbrzuszu, nie odczuwał ani niedosytu ani pragnienia. Nic. Tylko chłód i obrzydzenie.
”Jesteś bezużyteczny”
Zsunął się powoli ze skrzyni, kierując się powoli w stronę drzwi. Ciężko było mu uwierzyć, że Grow nie wiedział o jego analfabetyzmie. Czasami miał wrażenie, że był w stanie czytać z niego jak z otwartej księgi, znał jego każdą myśl ukrytą w zakamarku umysłu Shiona. Prędzej uwierzyłby, że tylko droczy się z nim dla swojej własnej, niepohamowanej przyjemności.
”Jesteś bezużyteczny
No dalej Shion. Postaw mu się. Powiedz mu, że nie jesteś. Nie daj sobą pomiatać.
- Już otwieram.. – powiedział cicho i pchnął drzwi na tyle, by psie ciało prześlizgnęło się do środka. Lubił Avery. Była pocieszna i kochana. Wielokrotnie, jeśli oczywiście miał ku temu okazję, spędzał chwile na głaskaniu i drapaniu jej. Ale nawet teraz nie przyniosła ze sobą spodziewanej radości. I choć skakała, szczekała i machała radośnie ogonem, umysł Shiona oscylował dookoła tego jednego, głupiego stwierdzenia.
Złapał w koniuszki świstek papieru i wyciągnął go zza psiej obroży. Wyminął Avery i podszedł do Growa, podając mu list. ”Jesteś bezużyteczny”
Ach, tak. Ile razy to słyszał? Ile razy powtarzał mu to jego ojciec, kiedy nie radził sobie w polu? Ile razy słyszał to od swojego pierwszego właściciela, kiedy został sprzedany jako zwierzątko domowe? Ile razy słyszał to w CATS? Ile razy….
- Nie jestem. – powiedział cicho, ledwo słyszalnie, jakby mówił szeptem. - Nie jestem bezużyteczny! – powiedział głośniej, zaciskając palce na kawałku materiału bluzy, wbijając ostre spojrzenie w swoje bose stopy.
- Umiem rozpalić ognisko, upolować zwierzynę i ją oskórować oraz wypatroszyć, a potem upiec. Coraz lepiej idzie mi łapanie ryb, umiem określać kierunki za pomocą gwiazd oraz mchu, rozróżniam podstawowe zioła, nauczyłem się przyrządzać zupę dzięki Matyldzie…. Nie jestem bezużyteczny, Grow! – uniósł spojrzenie na niego - Poznałem kogoś. Nauczył mnie tego wszystkiego. i nienawidzi zarówno ciebie oraz DOGS. - I przytyłem. Sama Matylda powiedziała, że przytyłem z kilogram! I będę trenował. Skoczek powiedział, że mi pomoże! I…. i oczywiście, że mnie dekoncentrujesz! Chyba każdy poczułby się na moim miejscu, jakby praktycznie wsadzano mu łapę w gacie! Ty chyba też tak byś się poczuł, jakbym nagle zaczął cię macać i wsadzać ci łapę wszędzie tam, gdzie mam ochotę! – zmrużył lekko oczy, czując wreszcie ulgę, kiedy pozwolił sobie na upust złości. Choć nie, została jeszcze jedna kwestia. Dość ważna, za którą pewnie potem oberwie. - I przestań się rzucać jak ryba świeżo wyciągnięta z wody, bo pogarszasz swój stan, a potem wszyscy znowu będą się martwić o ciebie. Ty…. Ty kretynie, ty! – zacisnął usta w wąską linię, chcąc wycofać się, ale nogi raptownie odmówiły mu posłuszeństwa. Jakby wrósł w ziemię. Poczuł dziwne uczucie zawstydzenia, które buchnęło mu w twarz, dlatego zawiesił lekko głowę, uspokajając oddech.
- Nie umiem czytać ani pisać. Nie przyznałem się, bo… się wstydziłem. Przed tobą. – mruknął odwracając głowę w bok. Wstydził się tego, jak i wielu innych rzeczy, których nie mógł powiedzieć na głos. Nie przed nim. Nigdy.
- I zabrałem ci bluzę, jak cię nie było…
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nie trzeba być fachowcem, żeby pewne zachowania rozgryźć już na wstępie i tym razem Grow nie wydawał się ani zaskoczony, ani nawet zirytowany nagłym słowotokiem, który wylewał się spomiędzy ust młodszego wymordowanego i trafiał w Wilczura niemal z chlustem. Bezskutecznie. Shion strzelał kolejnymi argumentami, Grow przyglądał się swoim paznokciom.
Mógłbyś przynajmniej udawać, że go słuchasz. Dla niektórych to ważne. Cichy szept zabrzmiał jak jazgot szurających po tablicy paznokci. Inaczej przedstawienie nie odniesie sukcesu, Jace.
Jace – wtrącił Grow, wsuwając paznokieć kciuka pod paznokieć środkowego palca. Jest aktualnie poza zasięgiem. Niestety. Nie przywykł do klaskania przy takich tragediach, dlatego musisz mu wybaczyć, że wyszedł na samym początku spektaklu.
„I przytyłem.”
Kącik ust mimowolnie się uniósł, a w oczach na powrót zalśniło rozbawienie, choć nawet nie pokusił się o to, żeby na niego zerknąć. Przytył. Kilogram. I każdy wkoło mógł to wywnioskować. Co za szmira. Kilogram to za mało, żeby dostrzec to gołym okiem – już szczególnie wtedy, gdy żyje się z kimś z dnia na dzień, a patrząc na to, ile szczyl zawdzięcza Matyldzie, z nią widuje się o wiele za często. I on próbował mu wmówić, że ktoś, kto tę tchórzliwą, zakichaną mordę widzi średnio pięć razy na dzień, był w stanie zobaczyć różnicę? Już pomijając brak stosownych do tego narzędzi – to było niewykonalne samo przez się.
Nic w tym zabawnego, rzucił Lars, marszcząc czarny nos, aż górna warga nie uniosła się i nie odsłoniła ostrych kiełków.
Mnie bawi, wtrącił Grow, odrywając wreszcie spojrzenie od poobgryzanych, poczerniałych od piachu i brudu paznokci.
Powinieneś spoważnieć. – Lis nie dawał za wygraną. Poza tym mówiłeś, że nie masz zamiaru go słuchać!
Nie powiedziałem, że nie będę go słuchał.
Lis uniósł uszy.
To tylko brak reakcji.
Reakcji? – Łeb małego zwierzątka przechylił się w prawo, w lewo, w prawo, w lewo.
Większość znudziłaby się na starcie, gdyby ktoś tak lekceważąco podchodził do tematu.
Ale nie Shion.
No nie.

Czy zamierzał to jakoś wyjaśnić? Z pewnością. Zawiązany na supeł żołądek przeciskał mu się przez gardło i czuć było na języku przedsmak kwaskowatej żółci, aż oczy zalśniły, jakby dostrzegł tuż przed nosem coś niechcianego i problematycznego. To tylko pokazywało, jak wiele gorzkich słów przylegało mu teraz do podniebienia i dlaczego tak długo milczał, zamiast od razu odpowiedzieć na wzburzenie podopiecznego.
Teraz ci bardziej nie wstyd? – Wyjął z jego dłoni rulon z wiadomością, jednocześnie unosząc wzrok. Nie odczytał. Położył tylko papier tak szorstki w dotyku, jakby ziarenka piasku na stałe do niego przywarły na swoim udzie i nie odrywał od niego badawczego spojrzenia. W końcu chciał wiedzieć jak jest. — Wystarczyło powiedzieć wcześniej. Dawno bym się tym zajął.
Kojące słowa, jakie łagodnie rozmywały ciszę, były tylko dodatkiem do kpiarskiego uśmieszku. Czym na Desperacji był wstyd? Przemierzając bezkresy pustyni zapominało się o wszystkim, co nie było wodą lub świeżym jedzeniem. W Apogeum przechodziło się nad parą ściśniętą w stosunku, ignorując szybkie sapania i nietłumione jęki. Nawet w DOGS „wstyd” dawno wymarł. Mało kobiet chodziło tu nagich? Mało dzieci klęło? Mało mężczyzn wolało pieprzyć w salonie, a nie własnych norach? Białowłosy pokręcił lekko głową.
Sam więc widzisz. Jesteś bezużyteczny, jeśli sądzisz, że twoje umiejętności świadczą o tym, jak postrzegają cię inni ludzie. Naprawdę uważasz, że wystarczy nie zgubić się w lesie, żeby uważano cię za wartego zachodu? Wszyscy, którzy nie potrafią polować, są beznadziejni? I w drugą stronę – każdy, kto rozróżnia podstawowe zioła jest fantastyczny? Zagalopowałeś się, młody. Gdyby to było tak łatwe, wszyscy bylibyśmy ideałami. Na co ci się zda umiejętność patroszenia saren, jeżeli zginiesz staranowany przez stado? Po co ci czytanie z gwiazd, jeżeli pewnego dnia oślepniesz i nikt nie będzie chciał być w pobliżu, żeby wskazać ci kierunek marszu? Wartości, jakich bronisz, są snobistyczne i do niczego cię nie doprowadzą. Z takim tokiem myślenia zdechniesz prędzej ode mnie. A, jak widzisz, wielu próbuje drugiej wersji. – Uniósł palec w górę. Nad jego głową wisiała półka – od niepamiętnych czasów praktycznie nic na niej nie zmieniano. Ani nie dodawano, ani nie odejmowano książek. Wszystkie były ściśnięte, jedna przy drugiej, na baczność. Na nich kilkanaście kolejnych, już w poziomie. Wszystkie obrośnięte kurzem. — Wiesz po co są książki? — Dwukolorowe ślepia wymordowanego rozbłysły, odbijając od siebie światło świecy. — Na kilka godzin stajesz się kimś innym. Większość treści pozwala na tak mocne wczucie się w bohatera, jakbyś sam rozwiązywał zagadki, walczył z piratami albo był głupim nastolatkiem, który oblał sprawdzian, rujnując sobie całe życie. Popełniasz ich błędy, samemu zostając nietkniętym.
Avery szczeknęła głośniej, ale umilkła natychmiast, gdy ujrzała podniesioną rękę. Długi, puszysty ogon przecinał jednak powietrze, a całe łapy jej drżały od spazmów zniecierpliwienia.
Skoro mam teraz więcej czasu, będzie można cię nieco wyedukować. – Avery wydała z siebie stłumione popiskiwanie, kiedy Grow ruchem nadgarstka kazał się jej cofnąć. Na białych kartkach wachlarzem rozsypanych na podłodze pozostały czarne odciski łap. — Pozbieraj je. Zdejmij też wszystko z szafki nocnej i przysuń ją bliżej. Tutaj. – Palcem wskazał na miejsce obok siebie – mniej więcej naprzeciwko biodra. — W magazynie powinny być jeszcze resztki węgla. Może atramentu. Idź po to. A, jeszcze jedno. – Zadarł wyżej głowę, jakby tylko tym jednym ruchem mógł zatrzymać Shiona tuż przed drzwiami. — Dziś był ostatni raz, jak widzisz się z Matyldą. Do odwołania.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poczuł się tak, jakby Growlithe właśnie zamachnął się i przywalił mu w ryj, a potem zrobił to jeszcze przynajmniej dwukrotnie. Dlaczego? Dlaczego nie mógł…. Pochwalić go? Przecież nie siedział na dupie i nic nie robił. Nie leżał zwinięty w kącie i nie użalał się nad swoją marą egzystencją, a jednak starał się, próbował, powoli się uczył i łapał przeróżnych rzemiosł, bardzo szybko chłonął nową wiedzę, bo chciał być przydatny dla DOGS, dla niego. A mimo to mu wciąż było za mało, wciąż nie czuł się usatysfakcjonowany i zamiast go jakoś zmotywować, pchnąć do przodu, to podciął mu skrzydła już na samym początku.
Drobne dłonie zacisnęły się w pięść, po czym przykucnął i bez jakiegokolwiek słowa zaczął posłusznie zbierać kartki z ziemi, choć jakiś wewnętrzny głosik aż piszczał z podekscytowania, by cisnął nimi w Wilczura jednocześnie głośno wyrażając swój bunt. Ale był tchórzem.
Czyżby?
Podszedł do wskazanej szafki i ułożył na jej blacie wcześniej zebrane kartki, po czym naparł na nią swoim biodrem, by ją przesunąć, bo o podnoszeniu nie było mowy. Mebel boleśnie zaskomlał, kiedy szurał po posadzce, aż wreszcie znalazł się tuż obok drugiego wymordowanego.
”Dziś był ostatni raz, jak widzisz się z Matyldą”
Uniósł gwałtownie głowę, może nawet aż za bardzo, gdyż poczuł jak naciąga ścięgno, w czego syknął jednocześnie łapiąc się za bok szyi. Jak to? Jak to nie mógł spotykać się z Matyldą? Niby z jakiej racji? Jakim prawem Growlithe bronił mu spotykać się z osobą, która okazała mu najwięcej dobra i serca w tym miejscu?
Dość, Shion, słyszysz? Dość
- Nie masz prawa… – powiedział cicho I wbił twarde spojrzenie w siedzącego Wilczura. - Nie masz prawa zabronić się z nią widywać. Bo niby dlaczego? Czemu nie mogę się z nią widywać? I.. i wiesz co ci powiem? Sam jesteś bezużyteczny, ha! Tak, tak! Jesteś! I do tego brzydki, głupi i… i… i masz piegi! I w ogóle to się pieprz. – no to Shion mu pojechałeś - I będę się spotykał z każdym z kim chcę I robić co chcę, ha! – zmrużył oczy, jednocześnie cofając się - I wychodzę I nie wiem kiedy wrócę. I idę po węgiel, ale nie dlatego, że ty mi tak powiedziałeś! – odwrócił się i wyszedł wściekły. Oczywiście po drodze marudził jakąś litanię pełną przekleństw, wyzwisk i wszystkiego tego, co najgorsze. Miał ochotę krzyczeć, a najlepiej coś rozwalić. Być może właśnie dlatego, że emanował morderczą aurą a wyraz twarzy mówił „nie odzywaj się bo zabiję” sprawił, że w magazynie bez jakichkolwiek zbędnych pytań dali mu jeden długopis i parę kamieni węgla. Zgarnął co miał zgarnąć i wrócił do pokoju. Wędrówka zajęła mu, o dziwo, nie więcej niż dziesięć minut, dlatego też Grow nie był ‘zmuszony’ czekać na niego zbyt długo.
Chłopak obszedł Avery i położył na szafce węgiel oraz długopis, po czym na bezczelnego wcisnął się swoim dupskiem pomiędzy nogi jasnowłosego, choć miał na uwadze jego rany i tylko to go powstrzymało od uderzenia swoimi plecami w jego klatkę piersiową. Ale nic nie powiedział. Nie spojrzał. Brakowało jedynie prychnięcia. Jak na dojrzałego dzieciaka przystało.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Plecy przylgnęły do nagiej ściany zaraz po tym, jak Shion wyszedł, długo jeszcze racząc właściciela słodkimi słówkami. Przekleństwa ucichły dopiero po kilkudziesięciu krokach, choć Grow nie wątpił w siłę płuc młodszego wymordowanego, który na pewno postanowił zrobić przedstawienie w każdym przebytym tunelu.
I po co?
Palce ścisnęły mocniej nasadę nosa, gdy próbował się uspokoić. Tylko jakaś nieludzka cierpliwość sprawiła, że Shat wciąż była na łańcuchu, a rozszalałe mary nie sięgnęły gardła Shiona, nie zaczęły pościgu, nie rozwyły się na całą kryjówkę. Prędko zdał sobie jednak sprawę, że nie warto. Jeżeli miał powód, dla którego powinien strzępić sobie nerwy, na pewno nie tyczyło się to szczeniaka, któremu ostatnimi czasy widocznie za bardzo poluzował obrożę. Z tą myślą uchylił na powrót powieki i wbił wzrok w trzymany rulon, dotychczas niezbyt zainteresowany jego treścią. Rozwinął jednak papier i od razu rozpoznał charakterystyczne pismo, z którym styczność miał jeszcze jako dzieciak wychowywany na operach i wykwintnych spotkaniach.
Z okularami ponownie włożonymi na nos kończył akurat czytać wiadomość od Arthura, kiedy powróciła ruda furia. Nie uraczył go co prawda spojrzeniem od razu, ale po dłuższej chwili uniósł wzrok i skierował go na rozeźloną twarz, której przyjrzał się uważniej, doszukując się tylko sobie znanych sygnałów.
Obłąkanie? Nieobecność? Zaskoczenie? Zdenerwowanie?
Język zwilżył dolną, popękaną wargę wymordowanego, gdy ten opierał się dłonią o brzeg skrzyni, aby dać sobie podporę przy lekkim przechyleniu w bok. Oczy bezczelnie błądziły po podopiecznym tnąc go na coraz mniejsze kawałki, ale mimo zawziętości, z jaką robił to albinos, wnioski się nie nasuwały.
Zresztą, Shion zachowywał się jak kretyn. Tchórz. Wrzeszczał, wyzywał, a potem nagle wychodził, nie chcąc słuchać odpowiedzi. Jak z kimś takim rozmawiać? Przez głowę Wilczura prześlizgnęła się mimowolna myśl. Potrzebuję Ryana. Przeciwieństwa. Paradoksalnie Grimshaw, mimo emocjonalności porównywalnej do góry lodowej taranującej Titanica, dawał jednocześnie poczucie stabilności. Mówiąc „nie” miał na myśli „nie”. Nic więcej. Nic mniej. Jego zdanie nie było chwiejne, motyw nie zmieniał się z sekundy na sekundę, zależnie od uczuć i nastrojów. Przy nim grunt był stały, w porównaniu do kruchego lodu, po jakim się stąpało w towarzystwie Shiona.
Wziął więc nieco głębszy wdech.
Za kilka dni wyślę cię do Rottweilera. Może moja ocena jest za mało obiektywna. — Złapał w palce przyniesiony długopis i dwie z kartek, które oparł na zamkniętej okładce książki do teraz tkwiącej na jego udach. — I potrzeba kogoś, kto spojrzy na ciebie z innej strony i uzna, czy faktycznie da się coś z ciebie zrobić — dokończył machinalnie, przyciskając końcówkę narzędzia do papieru, na którym pewną ręką napisał trzy pierwsze litery — „s”, „h” oraz „i”. Każda z nich znalazła się w stosownej od siebie odległości, żeby dzieciak był w stanie wepchnąć tam swoje pokraczne kulfony ślepo naśladujące rozrysowanie tak wielkich, jak i małych znaków.
Za niesubordynację nie będę stosował kar. Za stary jestem na wychowywanie nieswoich szczyli. — Położył przed nim kartkę. — Zabiję. — Usta poruszyły się na kształt tych słów tuż przy uchu Shiona, co początkowo mogło zabrzmieć jak żart kogoś, kto stracił cierpliwość i chciał się podroczyć. Brak rozbawienia w dwukolorowych oczach, które zazwyczaj szalało, gdy wymordowany sięgał po groźby bez pokrycia, jasno jednak pokazywał, jak poważnie do tego podszedł.
Nie odsuwając się, wskazał palcem pierwszy ze znaków.
Bierz węgiel i pisz. Najpierw „S”. Chcę co najmniej 10 stron tej litery.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoglądał przez dłuższą chwilę w kartkę, na której widniały napisane litery. I chociaż patrzył, to ich nie widział. Jego umysł w tym momencie działał na wzburzonych falach. Miotał się, krzyczał, drażnił i wbijał swoje małe pazurki bardzo głęboko. Rudowłosy zagryzł dolną wargę i sięgnął lewą dłonią po węgiel, zaciskając na nim palce. Nie chcę, powoli zaczął nakreślać literkę, która wyglądała jak zgwałcony wąż na drodze, który lada moment miał zacząć zrzucać skórę. Nie chcę do niego. W milczeniu jeszcze do niedawna czysta kartka zaczynała być gęsto pokryta krzywymi literkami.
Nie lubi go. Nie chciał iść do niego. Czuł się przy nim nieswojo. To nie był czysty strach jak w przypadku Wilczura, a jeszcze innego, już gdzieś głęboko skopane uczucie pod warstwy kurzu. To była chyba nienawiść. Nienawiść, którą tuż po odejściu z CATS karmił się każdego dnia, nienawiść, która usnęła kiedy Shion zaczął dobrze się czuć w DOGS, nienawiść, która na nowo rozdrapie zasklepione rany.
No i nie chciał przede wszystkim dlatego, że…
Odwrócił kartkę z cichym szelestem i kontynuował swoje pseudo hieroglify. I choć zdecydowanie sprawniej mu to szło i „S” nie wyglądało już jak zgwałcony wąż, to nadal płakało i prosiło o pomstę do nieba. No ale cóż, nikt nie mówił, że po jednym dniu będzie mistrzem, prawda?
Gdy wreszcie ostatnia litera przyozdobiła kartkę, odłożył węgiel, prostując się nieznacznie, ale już po chwili jego sylwetka na powrót przybrała pozycję nieco zgarbioną. Na oślep wyciągnął dłoń w jego stronę i zacisnął palce na materiale bluzy jasnowłosego.
- Nie porzucaj mnie. – powiedział cicho, wpatrując się teraz w drewniany blat szafki. Nie lubił Growa. Cholernie go nie lubił. Wkurzał go, nie szanował jego i jego prywatności, macał go kiedy chciał i gdzie chciał, wyśmiewał, narzekał, obrażał… Ale nie chciał, żeby go porzucał i oddawał w cudze, no i nieco obce, ręce. Miał złe przeczucia co do tego. Nie był przecież zabawką, którą można sobie przekazywać z ręki do ręki. Nie był też zwierzątkiem, które oddawało się komuś innemu tylko dlatego, że zaczęło przeszkadzać i nie pozwalało właścicielom na wyjazd w góry. Nie był--
- Proszę.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„Proszę.”
Nie działa to na mnie.
Skąd ta obojętność?
Nawet nie drgnął pod naporem jego dotyku, tym samym przecząc poprzednim „faktom”, jakie zarzucał mu Shion — w porównaniu do niego nie warczał, gdy ktoś postanowił go dotknąć. „Wstyd” nie obowiązywał w jakiejkolwiek formie i choć wydawało się, że brak jednego uczucia powinien zrobić więcej miejsca innemu, tym razem nie wyszedł poza ramy ignorancji, bardziej zajęty kreśleniem własnych liter, niż tym, co mogło się teraz kłębić w głowie młodszego wymordowanego.
Zabawki.
Zwierzątka.
Czym dla niego był, jak nie podręczną maskotką, która na pstryknięcie palcami bawiła widownię? Rzecz jasna, zgarnął go z ulicy, więc nic dziwnego, że kilka mechanizmów było nadwyrężonych lub zardzewiałych. Jeśli jednak nie był w stanie ich naprawić, jaki sens miało trzymanie go przy sobie?
Zepsute rzeczy się wyrzuca. Pali.
Skoro jesteś taki rewelacyjny, to na pewno przejdziesz wszystkie testy, jakie narzuci ci Ryan. W czym problem?
Uszy Avery przylgnęły do czaszki i na kilka chwil zdawało się, że nigdy więcej nie wykona żadnego ruchu. Wpatrywała się jak zaczarowana w papier, na którym Grow jeszcze chwilę temu stawiał litery, a który teraz niespiesznie składał w znany suce kształt. Wiadomość. Wyczuwając kolejne zadanie z jej gardła wyrwało się prawie stłumione piśnięcie, aż wreszcie ujrzała uniesioną dłoń i wreszcie dźwignęła zad, doskakując niemal do swojego właściciela.
Ogon ciął powietrze ze świstem ostrego miecza, gdy Grow wsuwał za jej obrożę pożółkłą od czasu kartkę. Klepnął ją potem w bok i wypowiedział imię kuzyna, na które borderka uniosła uszy, wywaliła jęzor i wystrzeliła do wyjścia, drapiąc krótkimi pazurami ziemię.
Jedna sprawa odhaczona.
Zostało miliard innych.
Wymordowany, mimo świadomości jak wiele pracy go czekało po tak długiej nieobecności, ściągnął okulary i odłożył je na bok. Panujący wewnątrz półmrok już od kilku godzin dawał mu się we znaki, ale teraz dopiero poczuł kujący ból oczu.
Za dużo czytania jak na jeden dzień, Jace.
Za dużo nerwów.
Problemów.
Za dużo wrzasków i widoków, których nie chciałeś doświadczać.

Cicho. — Warkot przetoczył się po pokoju. To słowo wżarło się w jego gardło na amen — wypowiadał je częściej niż zamierzał. Rzadko odnosząc zamierzony efekt. Nawet teraz miał wrażenie, że świat nie pozwoli mu długo siedzieć w upragnionym milczeniu, bo choć Shion nieco przygasł, mary natychmiast postanowiły zabrać głos za niego. Wilczur z niezadowoleniem przycisnął palce do skroni, starając się wyróżnić własne myśli od szepczących tonów.
Skąd to odtrącenie?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ethan…. Ethan miał rację.
Powinien trzymać emocje na wodzy, otoczyć się szczelnym murem przed tym wszystkim. Tak, jak to zrobił kiedy trafił do CATS. Wtedy nic go nie interesowało, wszystko przyjmował w ciszy, bez zająknięcia. Ethan wiedział co było dla niego najlepsze. Dbał o niego, opiekował się nim, pilnował…
”Cicho
- Przecież nic nie mówię. – burknął nieco marudnie.
…. Ale teraz jest mu lepiej.
Nie wiedział czemu, ale tak było. Dopiero od jakiegoś czasu zdał sobie sprawę, że tutaj mógł być sobą. Nie musiał nikogo innego udawać, być sztuczną osobą. Nawet mógł sobie pozwolić na emocje, a kiedy ciało nie wytrzymywało naporu krwi, która burzyła się w jego żyłach – znalazł bezpieczniejsze ujście, niż do tej pory. Było mu dobrze. Przy nim.
Nie chciał iść do Grimshawa. Było mu niedobrze na samą myśl. Bez względu na wszystko, chciał tutaj zostać.
Odłożył węgiel i podciągnął się na skrzynię, siadając naprzeciwko wymordowanego, układając się na swoich piętach. Musiał z nim porozmawiać. Innego wyjścia z tej sytuacji nie widział. Nie chcę iść do Ryana. Chcę zostać tutaj, z tobą, kretynie.
- Nie chcę… – zaczął, ale zdał sobie sprawę, że jego ton może brzmieć nieco pretensjonalnie, dlatego odczekał chwilę, wziął parę głębszych wdechów I wydechów, po czym spojrzał w oczy Growa, z powagą, choć z cieniem strachu, którego chyba nigdy nie wyzbędzie się stając oko w oko z drapieżnikiem.
- Nie chcę do niego. Chcę zostać tutaj, z tobą. Jestem twój. Należę do ciebie, nie do niego, Grow. – położył obie dłonie na swoich udach i zacisnął ledwo zauważalnie palce na materiale spodni. - Nie jestem taki super, dobrze to wiesz. Ja też to wiem. Wielu rzeczy nie umiem. Ale chciałbym, żebyś to ty ich mnie nauczył, nie on. Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć nożem i się bronić, pisać i czytać. O świecie. Nie oddawaj mnie. Poprawię się. Będę wykonywał każdy twój rozkaz bez zająknięcia, tylko mnie nie oddawaj. Dobrze mi tu. Naprawdę. Przywykłem do tej nory, do zapachu jaki unosi się dookoła, do ciebie. Będę robił co chcesz. Nie będę już pyskował. Daj mi jeszcze jedną szansę, Grow. Tylko mnie nie oddawaj. – brzmiał, o dziwo, wyjątkowo spokojnie, jak na niego, i dość pewnie siebie. Tak z pewnością mógłby pomyśleć ktoś stojący obok, ktoś, kto nie znał Shiona. Prawda była taka, że bał się. Bał, że Grow się go pozbędzie, wyrzuci, odda. Chciał tu zostać i jeżeli ceną tego było zmiana samego siebie, był gotowy się tego podjąć. Ten ostatni raz. Wiedział, że musi się wziąć w garść. Ethana nie ma. Nie ma nikogo, kto będzie się nim opiekował. To życie… to życie musiał wziąć samemu w swoje dłonie i je ukształtować. Dlatego nie chciał odpuścić. Nie mógł.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„Przecież nic nie mówię.”
I chwała Bogu.
A od kiedy zrobiłeś się taki religijny?
Uśmiechnął się tym kpiarskim uśmieszkiem kogoś, kto czuje przewagę nad sytuacją niemożliwą do opanowania. Jak wariat.
Ale to nie szaleństwo nim targało. To doświadczenie podsuwało pomysły, wymyślało najbardziej prawdopodobne opcje, a kiedy Grow dostrzegł, jak poczerniała od „przyboru” ręka ściska mocniej węgiel i nieruchomieje, doskonale wiedział, co się zdarzy.
Bóg faktycznie nie był potrzebny. Ludzie działali na zbyt prostych mechanizmach, żeby nie być w stanie ich rozgryźć. Dopadło cię znudzenie, Jace. Białowłosy zacisnął usta, by pozbyć się miny. Dokładnie w tym samym momencie Shion wsunął nogi na skrzynię. Wszystko, co widzisz, oglądałeś setki razy. Podniósł wzrok, natrafiając na brązowe oczy, błyszczące od dogasającej świecy; ciepłe, duże, przerażone, ale zdeterminowane. Polowałeś na sarny od kiedy sięgasz pamięcią. Powieki drgnęły lekko, ale nie spuścił wzroku na usta podopiecznego, postanawiając utrzymać z nim kontakt do czasu, aż ten sam nie postanowi go zerwać. Kończyło się tak samo.
„Nie chcę...”.
Nie ma znaczenia czego chcesz. — Te kilka słów powinno zatrzymać salwę tłumaczeń, ale Grow nie był na tyle naiwny, by trzymać się akurat tej brzytwy — Shion niejednokrotnie pokazał, jak ciężko mu trzymać gębę na kłódkę, gdy dopraszano się od niego milczenia. I tym razem głos ciął ciszę na plasterki; niemal brutalnie.
Byle mówić.
Wilczur poprawił nieco swoją pozycję, czując jak połamane kości ocierają się o siebie, a szwy napinają do granic możliwości, prawie na nowo rozrywając i otwierając rany, gdyby w porę nie rozluźnił mięśni i nie oparł się barkiem o wilgotną ścianę. Trudno tu mówić o wygodzie — od kilku dni stale cierpnął — ale przynajmniej mógł się wyprostować i spojrzeć z góry na przycupniętego na skrzyni dzieciaka.
Jakkolwiek by na niego nie patrzył — zawsze wydawał mu się mały.
Na kilka tygodni oddeleguję cię do Rottweilera. — Klamka zapadła wraz z ostatnim słowem, choć na ustach Wilczura, paradoksalnie, znów pojawił się uśmiech. — Miałeś wiele szans, żebym zmienił o tobie zdanie.
Słuchanie wrzasków, ironii, szczeniackich odzywek, znoszenie jego wahań, oglądanie scen, doświadczenie marudzenia i niewdzięczności — w którym momencie popełnił błąd, że stale był skazywany na takie przedstawienia? Nie zabijając go tego dnia, gdy pod podeszwą buta znajdowała się głowa Kociska z wrogiej frakcji? Ten jeden raz przesuwając palcami po jego włosach, w ramach najprymitywniejszej formy dumy? Milcząc, kiedy ten krzyczał, złorzeczył, ciskał kolejnymi przekleństwami?
Mogłeś mu się odgryźć.
Mój błąd.
Oczy Growa pociemniały, gdy przydługie już włosy rzuciły cień na jego twarz. Głowę pochylił tylko nieznacznie; na tyle, by znaleźć się trochę bliżej Shiona, ale nie przesadzając.
Nie rozumiesz? — Dotychczas twarde tony przeniknęły się z lżejszym wydźwiękiem; aż wreszcie opadły do szeptu. — Musisz się wyciszyć.
Złamać.
Jeżeli życie u boku Growa nie zagwarantowało, mimo tylu miesięcy, żadnych rezultatów, najwidoczniej potrzebne były inne środki. Radykalne. Ryan powinien być jedną z ostatnich opcji, ale brak cierpliwości i rozdrażnienie nie pomagały w doborze lżejszych decyzji, dlatego wizja Shiona testowanego przez osobę, której sam nienawidził, została wybrana jednogłośnie.
Białowłosy odsunął się minimalnie. Tyle wystarczyło, by cienka nić „porozumienia” została zerwana.
Wejdź.
Drzwi zaskrzypiały żałośnie, nim w malutkiej szparze między nimi a framugą nie pojawiła się głowa. Światło świecy ledwie odganiało mrok z twarzy Itarawy, ale jego oczy lśniły, jak u żadnego innego Psa.
To oczy człowieka.
— Szefie, jest sprawa.
Nie wątpię.
Grow kiwnął głową prawie niezauważalnie, ale tyle wystarczyło, by Itarawa wślizgnął się do środka. W prawej dłoni ściskał żółty materiał poplamiony ziemią, kurzem i czerwienią. Jego własna chusta zaciśnięta była mocno na nadgarstku, dlatego pytanie nasuwało się samo.
Usta Wilczura rozchyliły się, ale ostatecznie zamarł, lekko mrużąc ślepia. Poczuł znajomą woń, aż nozdrza rozszerzyły się przy kolejnym wdechu.
Gavran.
— Na to wygląda.
Grow syknął.
Gdzie to znaleziono?
— Tego nie wiem.
Zszarpał z siebie koc, kładąc już jedną z bosych stóp na ziemi.
A kto, kurwa, wie?
Zatrzymał się, dostrzegając minę Kundla.
— Cóż... — Itarawa spojrzał znacząco na Shiona.
Chwilę potem spojrzał na niego też Grow.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach