Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 28.10.16 22:09  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
To trwało. I trwało. I trwało. I zdawało się ciągnąć w nieskończoność i kolejne minuty były cicho odmierzane, choć dla Fanel miała wrażenie, że czas już dawno przestał istnieć.
Można by pisać niesamowicie podniosłe rzeczy o tym, jak to już chciała umrzeć, jak to miała dość, albo jak to myślała tylko o swoim dziecku, ale prawda jest taka, że ból był zbyt wielki, by była w stanie myśleć. To się po prostu działo. Jej ciało najpierw starało się temu opierać, rejestrowało bodźce, krzyczało wniebogłosy o łaskę, o ucieczkę, ale pęta były zbyt silne. Nie było ucieczki, nie było łaski, wkrótce nie było też czucia. Raz po raz kobieta mdlała by być siłą przywrócona do świadomości.
Została zmaltretowana, poniżona. Zostało jej odpłacone zadość i jeszcze trochę za to, czego się dopuściła.

Po części ta zemsta przeszła też na Yuki.

Szkoła skończyła się jak zwykle. Jak zwykle Yuki się spakowała, jak zwykle wyszła, jak zwykle autobusem jechała doskonale znaną sobie trasą. Jak zwykle wysiadła na przystanku, jak zwykle weszła do budynku, weszła do windy, wysiadła na odpowiednim piętrze. Wszystko było jak zawsze.
Tylko drzwi do mieszkania coś niezamknięte. Czyżby tym razem mama pamiętała, że ma inny dom niż pracę?

Ha, oczywiście że nie, tak łatwo by być nie mogło. Dzień toczył się zbyt zwyczajnie, by zwyczajnie się skończyć.

Pierwsze dotarły do niej dźwięki. Dziwne dźwięki. Dopiero później zauważyła ciężką atmosferę, specyficzny zapach, coś... Coś dziwnego. Coś nie tak. Coś. Coś już samo w sobie było złym stanem.
Jak powinna się w takiej sytuacji zachować? Co powinna zrobić? Co ludzie w takiej sytuacji robią? Większość pewnie sprawdza po czym się rozluźnia, bo to wcale nie było to o czym myśleli. Ale Yuki nie wiedziała o czym myśli. Wiedziała tylko, że serce bije jej dziwnie szybko i chyba nie umie postawić kolejnego kroku.
Ale postawiła.
Nie zdjęła bucików. Nie zdjęła plecaka. Podeszła do salonu. Rozejrzała się. Poczuła, że coś dziwnego dzieje się w jej brzuchu.
Czerwień była kolorem dominującym. Obejmowała obie sylwetki, tę chyba wciąż siedzącą i... tę drugą. Yuki nie potrafiła rozpoznać kogo widzi, nie potrafiła stwierdzić, czy w ogóle to widzi, choć nie było sygnałów by wierzyć, że to się nie dzieje.
Gdzieś z jej pokoju dobiegł skrzek papugi. Yuki patrzyła. Świat zamarł czekając na reakcje sylwetek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 1:23  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Yuki nie zdołała się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i ją. W pewnym momencie zaczęła czuć się słabo, jej ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Yuki choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.16 19:45  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
trochę to trwało, Angel w spokoju oczekiwała na powrót młodej. W tylnej kieszeni jej spodni coś zaczęło wibrować przez chwilę. Puściła blond kudły swojej ofiary i wyciągnęła telefon z kieszeni spodni sprawdzając wiadomość. Na usta wpłynął sadystyczny uśmieszek. - No no.. Mała za chwilę się zjawi.. cóż za punktualność.. więc czas zacząć zabawę.. - zaśmiała się podchodząc do ławy złapała za pamiętnik oznaczony w niektórych miejscach kolorowymi karteczkami. Te ciekawsze fragmenty były podkreślone oczywiście, na nich się skupi białowłosa kobieta. Podeszła po chwili do kobiety i stając obok niej zaczęła obracać skalpelem w dłoni tuż przy twarzy matki małolaty. Drzwi się otworzyły po dłuższej chwili i wiadomo było że dziewczynka jest w apartamencie. Angel zbliżyła usta do ucha swojej związanej ofiary. - Zobaczymy jak bardzo kochasz małą.. w przeszłości byłaś egoistką.. ale kto wie.. może się zmieniłaś na lepsze.. kto wie.. jak sytuacja się potoczy.. wszystko zależy od Ciebie tak na dobrą sprawę.. - wyszeptała do ucha starszej kobiety. Gdy Yuki weszła do salonu i dostrzegła całą sytuację jaka miała miejsce Angel uśmiechnęła się delikatnie do niej. Dała jej dłuższą chwilę aby mała mogła się odnaleźć w sytuacji. - Witaj Yuki.. to istna przyjemność Cię w końcu poznać.. czekałyśmy na Ciebie.. podejdź.. widzisz to krzesło na przeciwko swojej mamy.. proszę usiądź.. czeka nas miłą rozmowa.. zagramy w grę.. mam nadzieję że lubisz gry.. ta będzie bardzo ciekawa.. moim skromnym zdaniem.. - powiedziała wskazując małej miejsce na którym sama siedziała wcześniej. Poczeka aż młoda zajmie miejsce, byłą przygotowana na jakieś bezsensowne pytania, ewentualną ciszę. W końcu sceneria malująca się przed nią była dość niecodzienna. Niczym straszny koszmar z którego zapewne chciałaby się wyrwać.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.16 18:28  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Czuła się źle. Czuła się tak źle, że już prawie nie czuła się wcale. Bolało ją wszystko, do domu dociągnęła się siłą woli, nie chcąc dzwonić po mamę, nie chcąc zawracać jej głowy, przecież ona sobie poradzi i dojdzie do domu. Co z tego, że najwyraźniej robiła się chora i miała coraz mniej i mniej siły...
I mniej, i mniej...
I gdy dotarła do domu nie miała już siły na nic.

Stała w szoku, patrząc na kobietę, a te skomplikowane zdania wydawały się mieć sens, ale ten sens był gdzieś obok. Ogółem sens stał gdzieś obok i pogwizdywał po cichu, wycofując się niezręcznie. Co tu się w ogóle. Znaczy. Dlaczego? O co chodzi? Co z tą kobietą jest nie tak? Czemu mama... Co w ogóle... Co.
Gdyby Yuki umiała w mimikę twarzy teraz wyrażała by niemiar niezrozumienia.
Ale jakieś trybiki w jej schorowanym ciele dalej pracowały. Wiedziały, że słuchanie kogoś, kto przywiązał ci matkę do krzesła, zrobił jej... rzeczy... i jeszcze do tego chce, byś słuchała tego, co robisz... Hehe, nie.

Dłoń miała w kieszeni z telefonem już od jakiegoś czasu. Szybko odblokowała go, starając się nie poruszać dłonią za bardzo. Szybkie wybieranie. Pierwszy numer. Ego.
To prawdopodobnie nie był najlogiczniejszy pomysł. Ale skoro sens już uciekł, to na logikę też pora.

Drrryń, drrrryń. Dźwięk wybieranego numeru przeciął pustkę, która rozbrzmiała jeszcze głośniej po słowach obcej. Serce Yuki zamarło. Absolutnie zapomniała, że zostawiła włączony dźwięk. Ojej.
Zerknęła na matkę. Jej głowa zwisała nieruchomo nad piersią, która ledwo drgała, symbolizując, że kobieta jeszcze żyje. Jeszcze. Ledwo.

Przed oczami dziewczynki pociemniało. Płuca piekły, świat wirował, o jedna kobieta w apartamencie za dużo.
Osunęła się na kolana.
Upadła na podłogę.
Zemdlała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.16 21:16  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Jak zachowałaby się Yuki na miejscu Angel gdyby była w takiej samej sytuacji? Wybaczyłaby osobie, która zniszczyła i odebrała życie niewinnej kobiecie? Może żyła by w gniewie nie mając odwagi spojrzeć w oczy sprawczyni zła? Albo udawałaby że to wcale nie jest prawda, że to tylko fikcja, że to był wypadek. Jednak Angel nie była taka jak Yuki, zmieniła się odkąd poznała swojego senseia. Nauczyła się że zło istnieje na tym świecie i każdy człowiek ma w sobie nieco tej smolistej substancji. Jedni więcej, inni mniej ale każdy ma w sercu mrok. Tylko słaby sobie z nim nie radzą, pozwalając aby gniew pożarł ich do reszty! Wpadają w obłęd z którego nie da się wyleczyć. Ale jeśli jesteś w stanie przyznać przed sobą samym że masz w sobie ten mrok, jeśli jesteś w stanie go wchłonąć i nauczysz się z nim żyć, to stanie się on twoim największym sprzymierzeńcem. Wyrozumiałość ze strony łowczyni została wykorzystana aż nadto. Odgłos telefonu sprawił że jedna brew się uniosła niemalże odruchowo. Fanel przeniosła spojrzenie na matkę Yuki i złapała blondynę za włosy. Ostre szarpnięcie musiało jakoś ją ożywić. - Głupota chyba płynie w waszych żyłach od pokoleń.. - powiedziała z rozbawieniem tak aby młoda też usłyszała. Nie minęła długa chwila a białowłosa dostrzegła jak Yuki pada na kolana i po chwili traci przytomność. Westchnęła głośniej, spoglądając na blondynę ponownie. - Piśnij a poćwiczę sobie na twojej małej sekcję zwłok.. - mruknęła i wyszarpnęła knebel z jej ust. - Nie chcę twoich przeprosin.. one nie zwrócą nikomu życia.. nie błagaj mnie o to bym darowała Ci życie.. bo nie daruję.. - wyjaśniła zimnym tonem nadal trzymając ją za kudły i szepcząc wprost do ucha blondyny. - Liczyłam że się jakoś zabawię.. ale.. no cóż.. twoja głupia córeczka skróciła zabawę.. bywa.. nie da się wszystkiego zaplanować.. - dodała po chwili i bez ceregieli obróciła skalpel w dłoni. Siłą unieruchomiła głowę swojej ofiary i przyłożyła ostrze skalpela do kącika lewego oka i pociągnęła delikatnie w dół do połowy policzka. Śliczna krwawa kreska. Musiało piec, ale kogo to obchodziło teraz? Gwałtowne szarpnięcie w tył uderzając potylicą matki Yuki o ścianę, musiało boleć. Po czym na nowo zakneblowała blondynę. - Wezmę sobie to czego nigdy nie miałaś.. dla nikogo.. i zostawię Cię taką jaką byłaś od urodzenia.. pustą skorupą.. - powiedziała zimnym głosem. Przybliżyła sobie zestaw małego sadysty, czyli wszystko czego potrzebowała do przeprowadzenia sekcji zwłok. Rozcięła jej ubrania na wysokości torsu i jednym mocnym szarpnięciem rozdarła ciuchy rękami. Obnażając klatkę piersiową sięgnęła za skalpel i nacięła skórę na mostku. Zaczynając cięcie od punktu pomiędzy obojczykami aż za splot słoneczny. Po czym od początku cięcia pociągnęła cięcie do lewego ramienia, rozcinając nie tylko skórę, mięśnie ale i ścięgna trzymające wszystko w jedną całość. Następnie od końcowego punktu tuż pod splotem słonecznym pociągnęła głębokie nacięcie do ostatniego lewego żebra. Oczywiście bez znieczulenia! To miało przecież boleć! Trochę zabawy z odrywaniem skóry od mięśni, ale przecież nasza łowczyni słaba nie była. Z tak głębokich ran krew zaczęła powoli ściekać po ciele w dół, kapiąc na podłogę. Plamiąc panele, puchaty dywan, ubrania ofiary. Ale kto by się tym przejmował. - Klatka piersiowa jest trochę uciążliwa.. ale.. dzięki temu uroczemu urządzeniu.. damy sobie z nią radę.. - powiedziała z fascynacją przyglądając się specjalnym kleszczom do łamania kości. Nie obchodziło ją już czy blondi nadal byłą przytomna czy może z bólu ją zamroczyło na dobre. Angel uwijała się w miarę możliwości, chciała się dokopać do serduszka póki jeszcze pompowało krew do żył jej ofiary. Po pomieszczeniu dało się słyszeć głośne chrupnięcia, żebro za żebrem było odcinane od mostka. Kiedy skończyła, odłożyła kleszcze na uda swojej ofiary. Nadal w swoich czarnych, skórzanych rękawiczkach, już umazanych i przesiąkniętych krwią ofiary złapała za porozcinane żebra i uniosła je, otwierając klatkę piersiową z jednej strony. Następnie wsunęła rękę nieco w jej obnażone ciało i z użyciem sporej ilości siły utorowała sobie drogę do organu, który ją interesował. Zmrużyła ślepia gdy wymacała narząd. - Eh.. nie mogłaś poczekać nieco dłużej..? - westchnęła z niezadowoleniem. Serce już nie biło w jej rozharatanej piersi. Angel nie była tak wprawionym chirurgiem jak jej matka, choć zainteresowanie medycyną miała zdecydowanie po rodzicielce. Uchwyciła narząd i 'wyciągnęła' go z ciała martwej już urzędniczki. Spojrzenie utkwiło w sercu ociekającym krwią na parę chwil. Po czym ruszyła w stronę swojej torby i wyjęła z niej woreczek i wrzuciła tam serce. Zawiniątko wylądowało w jej torbie sportowej. Opatuliła się czarnym płaszczem, twarz zakryła czarną arafatą i narzuciła kaptur na głowę tak że prawie cała twarz była zakryta. Podeszła do stolika i wzięła wszelkie narzędzia swojej matki oraz pamiętnik i schowała do torby. Podeszwy butów wytarła o dywan co by śladów na korytarzu nie narobić. Idąc do wyjścia przykucnęła przy młodej Yuki i zakrwawioną rękawiczką musnęła ją po policzku. Po czym wstała i wyszła z apartamentu zamykając za sobą drzwi, łapiąc przez materiał płaszcza co by nie uświnić klamki czerwoną mazią. Po czym ruszyła w stronę wyjścia awaryjnego żeby się nie rzucać w oczy nikomu niepotrzebnemu. Było już późno przecież. Kiedy wydostała się z budynku, ruszyła ciemnymi uliczkami przed siebie. Nie miała zamiaru jeszcze wracać do bazy. Miała jeszcze coś do załatwienia.

Z tematu <3
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.16 0:19  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Nie wiedział jak długo szedł przez miasto, roztrzęsiony i zmęczony, ale raz rozlana adrenalina po jego ciele wciąż była we krwi, nie pozwalając usłyszeć czegokolwiek poza szumem żył w skroniach. Czasem siadał na ławce i ukrywał twarz w dłoniach, ale nie ważne jak mocno przyciskał palce do zamkniętych powiek, wciąż widział zaułek, ciała i krew. Poza tym, w głowie miał kompletną pustkę. Szok jak warstewka śniegu na mózgu, zatrzymująca te odruchy jego, które na poważnie zachęcały, by z buta ruszyć do najbliższego punktu gdzie znajdzie S.SPEC i przyznać się do wszystkiego co zaczerwienione oczy widziały, nadwrażliwe od strzałów broni palnej uszy słyszały.
Ale nie zrobił tego. O nie, nie zrobił. Nie potrafił być przykładnym obywatelem, tym bardziej przykładnym człowiekiem, ale w tym wszystkim i tak najwięcej problemu sprawiało mu samo kluczowe "być". Nie było sposobu, żeby sensownie "być". Istnieć. Zamiast tego przyjął całe to doświadczenie i chcąc nie chcąc przedefiniował sposób w jaki patrzył na świat. Jeśli wcześniej było kiepsko... cóż, teraz było kiepsko i dziwnie. Zadrżał przy wieczornym jesiennym wietrze. A może po prostu zadrżał.

Pchnął główne drzwi do budynku apartamentowca, wlókł się w windę. Wpatrywał się w listę guziczków, nie mogąc znaleźć swojego. Drżał palcem nad numerami. Ten, ten wyglądał znajomo. Jadąc wyciągnął komórkę, po raz trzeci próbując oddzwonić do Yuki, która wcześniej, jeszcze w zaułku, zadzwoniła do niego, ale kiedy odebrał po drugiej stronie nikt się nie odezwał. To nie było w stylu dziewczynki. Nigdy nie zdarzało się jej popełniać tego typu błędów. Przypadkowe wybranie numeru Matta nie miało prawa istnieć w jej układnym i rozplanowanym życiu. Więc zamiast wrócić do siebie do domu, najpierw musiał zajrzeć do Yuki. Miał to paskudne, paskudne, wprost koszmarne uczucie, że coś jest kompletnie nie tak. Wmawiał sobie, że myśli tak przez pryzmat własnych nieszczęść, ale... Coś było nie tak. Zawahał się przed drzwiami do jej mieszkania. Rozejrzał się dookoła. Korytarz był pusty i cichy, rozjaśniony lampami na suficie. Na zewnątrz było już ciemno, nawet blask świateł miasta zdawał mu się być przytłumiony. Dodać do tego jeszcze wspomnienie, kiedy odbierał głuchy telefon w zaułku pełnym ciał i stresu, teraz te wszystkie nieskutecznie wybrane numery do dziewczyny, i całość sumowała mu się na thriller psychologiczny.
Na próbę ostrożnie nacisnął klamkę. Poddała się bez oporu a drzwi nie były zamknięte na klucz. Oho. Nie najlepszy znak. Kiedy wracał do domu jego myśli krążły pomiędzy tym co jemu się przytrafiło, oraz tym co mogło się stać z Yuki i idąc w najczerniejsze myśli, spodziewał się w jej mieszkaniu zastać paskudne krwawe rzeczy. I nie zawiódł się.  
- Yuki?... - zapytał szeptem wchodząc do środka, do salonu. Stanął jak wryty. Yuki leżała na podłodze. Jej matka z kolei... z... z... rozciętą klatką piersiową... tyle krwi... Po raz drugi tego dnia zwymiotował na widok masakry jakiej można było stworzyć z ludzkich ciał. Ponieważ w żołądku nie miał nic, znów wstrząsnęło nim kiedy ciało w spazmie oddało sok żołądkowy z domieszką żółci.
To była reakcja ciała, zaś umył wciąż w niedowierzaniu. Nie spanikował, bo nie miał jak, nie miał siły, nie wiedział co się dzieje, znów krew, przemoc, tym razem bliżej jego domu, ludziom których znał. Kobieta na pewno była martwa, bez dwóch zdań, ciężko bez serca żyć, ale Yuki... Podszedł lękliwie ku niej i przykucnął, sprawdzając czy żyła, sprawdzając czy i ona jest ranna. Poza czerwoną kreską krwi na policzku nie znalazł nic niepokojącego. Znaczy się, wszystko tu było niepokojące, ale przykładowo serce miała na swoim miejscu.
Co robić, co robić, co, u licha, miał robić. Na pewno nie może jej pozwolić obudzić się w tym pokoju, musi zadzwonić po S.SPEC, po pogotowie, cokolwiek, kogokolwiek, gdziekolwiek, pomocy!...
Nie ruszył się jednak. A przynajmniej nie z początku. Trzymał rękę na jej ramieniu, aż wreszcie ostrożnie ujął ją i zaniósł do jej pokoju, na łóżko. Powinien ją jakoś obudzić? Nie, raczej nie, powinien zadzwonić, tak zadzwonić... I wyciągnął drżącą rękę z przepustką, która miała przecież w sobie i telefon i zapatrzył się pusto w urządzenie. Powinien zadzwonić? Pojawiło się zwątpienie. To całe unikanie władzy i pranie mózgu od Yurego, i bycie światkiem rzecz które w M3 zdarzać się nie powinny, sprawiały, że zawahał się. Spojrzał na Yuki. Znów na przepustkę.
Bardzo pragnął, żeby ten koszmarny sen wreszcie się urwał. Chciał się obudzić zlany potem we własnym łóżku i szeptem na ustach "To znów tylko zły sen...".
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.16 22:38  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Yuki nie leżała w tym samym miejscu. Nie było ją łatwo zobaczyć, utkwioną w kącie pokoju, bladą niczym ściana, roztrzęsioną, wpatrzoną w pustkę. Skulona obejmowała kolana, jak w pozycji embrionalnej, kiwając się powoli. Szok, stres - w końcu pustka na jej twarzy pasowała do tego, co wyrażałoby zwyczajne dziecko w czasie załamania psychicznego. W końcu wyglądała jak zwyczajne dziecko, choć bardzo, bardzo skrzywdzone przez los.
Nie musiała się starać, by nie patrzeć w złym kierunku. Zwyczajnie zablokowała u siebie możliwość patrzenia, czy raczej dostrzegania. Ale widok wcale nie był najgorszy.
Najgorsze były zapachy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła i nie była w stanie zrozumieć co czuje. To było brudne, to było nieprzyjemne, to było metaliczne. Czy zapach może być metaliczny? Tak, chyba tak? Nie wie? A z resztą, co to za różnica. Nie żeby miała ochotę wiedzieć, co czuje. Jej żołądek wystarczająco buntował się na te zapachy.

Nie wiedziała, ile tak tkwi. Przeczołgała się w tamto miejsce krótko po oprzytomnieniu. Nie miała siły by zrobić cokolwiek więcej. Gorączka? Owszem. Szok? Oh, i to jeszcze jaki!
Tylko papuga od czasu do czasu skrzeczała w jej pokoju, wyczuwając wiszące w powietrzu napięcie.

W końcu w otoczeniu zaszła zmiana. O wiele wyrazistsza, choć na swój sposób delikatna. Głos, to głos wyrwał ją z głębin otępienia. Podniosła nieznacznie spojrzenie akurat na czas by zobaczyć jak Ego wymiotuje.
Nie odezwała się. Nie poruszyła się. Nie zrobiła absolutnie nic by zaznaczyć swoją obecność.
Dziwne, mokre krople zaczęły się toczyć po jej policzkach. Absolutnie nie rozumiała skąd się wzięły, jakie miały znaczenie... Ale tak właściwie nie miały znaczenia. Siedziała z wzrokiem utkwionym w Ego, w jej Ego, jakby błagając by ten cokolwiek zrobił. Cokolwiek.

Nie zauważyła nawet zmiany miejsca. A może zauważyła? Nie, prawdopodobnie nie. Tylko skrzeki stały się wyraźniejsze, ale przecież to wcale nie musi znaczyć, że... Że cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.16 23:52  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Opadła mu ręka w dół, zacisnął mocno zęby, aż rozbolała go szczęka. Wdech i wydech. Wdech... wydech...
Odwrócił twarz w kierunku dziewczynki na łóżku. Nawet nie zauważył od kiedy była przytomna. Przysunął się do krawędzi i podniósł ręce, chciał pomóc, ale nie bardzo wiedział co z nimi zrobić. Opadły mu ponownie, na pościel, a ona dalej na niego patrzyła. Mokre policzki bo świat nie wyglądał tak jak powinien, był zbyt czerwony i zbyt zamazany przez łzy, zbyt różny od wszystkiego co kiedykolwiek widziała.
- Yuki... Yuki - zdołał tylko wyszeptać i ostrożnie palcami musnął w jej dłonie. Wstał z podłogi i usiadł koło niej, obejmując ją, choć wiedział jak bardzo nie miało to znaczenia. Może robił to bardziej dla siebie. Przygarnął ją do piersi, otulając ramionami, obydwoje w szoku i niezrozumieniu. Mamrotał uspokajające słowa, których znaczenie nie było ważne, ale ton i szmer w jakiś sposób dawał znać, że nie jest sama. Czy cokolwiek. Czy coś. Papuga zaskrzeczała głośno po raz ostatni, przez co wzdrygnął się i wreszcie  zdołał  wydobyć z siebie coś więcej. Odsunął dziewczynkę na długość ramienia.
- Yuki. N-n... Nie jesteś ranna, nigdzie cię nie boli? - Na litość boską, to powinna być pierwsza rzecz o którą powinieneś pytać, a nie teraz, jak łaskawie sobie o tym przypomniałeś. Nie widział nigdzie ran. A przynajmniej nie tych fizycznych.
- Zadzwonię... po pomoc, dobrze? Wszystko będ--
Tego nie zdołał dokończyć. Odwrócił wzrok. Wszystko będzie dobrze? Ha. Dobre sobie. Świat kręci się dalej, to pewne, ale nie był pewien czy umiał to dostrzec.

Zadzwonił. Odebrał operator. Ego nie jąkał się. Mówił szeptem, z niedowierzaniem. Co mógł więcej powiedzieć, poza tym, że w apartamentowcu tym, w pokoju takim, leży kobieta, martwa, bez serca. Tak, bez serca, dużo krwi. I jest tu dziewczynka. Tak, zna ją. Znalazł ją przy matce. Poinformowano go, że zaraz odpowiednie służby będą na miejscu. Operator prosił, żeby Matt został na linii, ale nie posłuchał.
- Yuki. Zaraz przyjadą nam pomóc, dobrze? - zapewnił, przygotowując ją na więcej osób w mieszkaniu. Znów wahanie. Musiał o coś ją spytać. - Wiesz co się stało? Widziałaś kogoś? - Nawet nie liczył na odpowiedź. Nie powinien nawet pytać, nie teraz zwłaszcza. Ale martwił się, że S.SPEC będzie chciało ją prędko przepytać. Czy było coś, czego nie powinna im mówić? Kłamstwa i ukrywanie wielu rzeczy przed światłem dziennym, odkąd Matt spotkał Yurego, było dla niego czymś co utrzymywał wierząc, że w ten sposób dzieje się mniejsze zło, kiedy biomech zapewnił go, że w każdym innym przeciwnym razie może nastąpić to większe zło. Wiedziony swoim doświadczeniem nieszczęść życiowych, które ukształtowały go na coś bardzo skrzywionego w zakresie pojmowania moralności i kłamstw, zastanawiał się czy było coś, co zdradzenie oficerom mogło zaszkodzić dziewczynce?
Powinna mówić wszystko, dla własnego dobra? Że niby znajdą zabójcę? Ta, jasne. Myśli miał w rozsypce, ale próbował się nie rozsypywać bardziej, żeby choć część tego co jeszcze nim było, było dostępne dla Yuki.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.16 17:31  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
- Ego - powiedziała, a słowo to prawdopodobnie miało być pytaniem. Głos się jej jednak dziwnie załamał, stało się coś dziwnego i wyszło z tego płaczliwe stwierdzenie. To nie tak miało być. Ale z drugiej strony średnio kontaktowała.
Właściwie to cokolwiek.

Niby się obudziła, niby patrzyła przed siebie, a świat jakby wirował. Absolutnie wypierała z pamięci co zobaczyła, a i tak coś w brzuchu bardzo wyraźnie buntowało się przed... Czymś. To były bardzo dziwne, bardzo niezrozumiałe reakcje organizmu, połączone z nagłym bólem w klatce piersiowej. Zwyczajny człowiek pewnie pomyślałby, że to przez to co zobaczyła, ale Yuki czuła się zwyczajnie chora i wolałaby się nie czuć.
- Ego - powtórzyła jeszcze raz, z pewną pewnością w głosie. Co najmniej tym razem dotarło do niej, że on faktycznie tutaj jest.
Zaczęła kaszleć, a brzmiało to tak, jakby zaraz miała wykaszleć sobie płuca.
- Boli. - Zaraz, to chyba nie to miała powiedzieć... - Nie wiem. Widziałam. Kobieta... Gra? Uhh... Nie... chCę.
Było wyraźnie widać, że mówi dokładnie nie w taki sposób w jaki chciałaby. Składanie słów stało się trudne, a ich wypowiadanie w odpowiedni sposób abstrakcyjne. Jak to się działo, że ludzie umieli to robić dobrze? Yuki nawet poprawnie nie umiała. A czuła, że to ta sytuacja, gdzie mówienie dobrze i składnie byłoby wysoce przydatne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.16 17:00  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Była akurat z wizytą na posterunku. Teoretycznie powinna mieć wolne. W końcu Hycle z zewnątrz dostają przepustkę do miasta dla "profilaktycznego zachowania zdrowia psychicznego". Według lekarzy powinni mieć systematyczny kontakt z normalnymi ludźmi i cywilizowanym światem, aby przypadkiem nie zatracili się w szaleństwie dzikich mutantów widywanych na codzień. Trudno jednak od tak zapomnieć o wszystkim co się widziało i robiło. Dlatego Andraste nie potrafiła na spokojnie spędzić tego miesiąca. Po prostu nie i już. Stwierdziła, że odwiedzi pobliski posterunek. Porozmawia, popyta jak tam służba w sielankowej stolicy cywilizacji. Niby nuda, a jednak... dobrze, że wpadła z wizytą w takim momencie.
Dostali wezwanie. Zabrała się z nimi. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Ona, Hermer - przewodzący zleceniu i piątka innych wojskowych wyjechali dwoma wozami z centrali.
Szła za Hermerem, mężczyzną w średnim wieku ze szramą na policzku, czarnych oczach i włosach. Perfekcyjnie ogolony. Zastukał w drzwi energicznie.
- Miejscowy oddział S.SPEC! Zostaliśmy wezwani przez Matthew Greenberga! - Krzyknął donośnie, aby mieć stu procentową pewność, że zostanie usłyszany. Odczekał chwilę nasłuchując poruszenia w mieszkaniu.
Złotowłosa tymczasem założyła ręce na piersi. Ubrana była w czarny płaszcz do kostek, rozpięty od pasa w dół, aby móc swobodnie chodzić, czy biegać w razie potrzeby. Odznaki S.SPEC jak i godło dumnie błyszczały na lewej piersi oraz ramionach. Na tym jednak jej słuzbowa garderoba się kończyła, ponieważ pod spodem miała cywilne ubranie. Pomijając dwa pistolety schowane w kaburach po bokach klatki piersiowej. Przy jej nodze stały w gotowości jej dwa psy. Trigger i Muzzle. Czekały cierpliwie na rozkazy. Reszta drużyny z bronią pod ręką stała w dalszej części korytarza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.16 22:46  •  Apartament nr 211 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 211
Pokręcił głową widząc, że nie bardziej sensownego Yuki nie powie, a to czym zdołała się podzielić przyszło jej z trudem i zmęczyło ją jeszcze bardziej. Położył dłoń na jej włosach i przysunął bliżej siebie, uciszając cicho.
- Ciii... w porządku. W porządku - wymamrotał, martwiąc się o jej kaszel i jej słowa. Kobieta? Gra? I jeszcze ją bolało. Pamiętał, że nie tak dawno przecież odbierał ją ze szkoły, bo źle się czuła, czy do tej pory się nie wyleczyła? Coś innego ją złapało w międzyczasie? Czy wszystko może zrzucić na obecną... sytuację. Ta kobieta, o której wspomniała tylko pojedynczym słowem, czy mogła jej coś zrobić? Poza kreską czerwieni jaką Yuki miała na policzku, nic chyba jej nie zrobiła. Poślinił palec i trąc szybko zmazał krew z twarzy dziewczynki, potem powtórzył czynność, upewniając się, że nie jest to aż tak widoczne.

Siedzieli przez pewien czas w ciszy. Wszystko zwolniło i uspokoiło się, papużka w klatce zerkała na nich i stukała czasem dziobem o klatkę, kameleon zajmował się swoimi sprawami w terrarium, a oni siedzieli na łóżku bez ruchu, czekając. Ciężko było mu określić ile czasu minęło. Drgnął nerwowo dopiero na donośny krzyk z korytarza, ale zrównoważył strach ulgą, że nie są sami. Po czym zestresował się jeszcze trochę, nie żeby zrobił to specjalnie, po prostu pierwszy raz w życiu potrzebował dzwonić na numer alarmowy bo ktoś zamordował mu brutalnie sąsiadkę, a teraz siedział w pokoju jej jedenastoletniej córki myśląc o tajemniczej Kobiecie. I tym, że sam nie tak dawno temu miał (nie)przyjemność spędzić trochę wyszukanego czasu z Yurym i już pod koniec, z jego przerażającym chłopakiem. I paroma ciałami na ziemi. Nie zdążył jeszcze tego sobie ułożyć dobrze w głowie, a tu już miał kolejne wesołe przygody.
- Yuki, już prz-przyjechali. Oni nam pomogą, dobrze? Poczekaj tu - zwrócił się do niej. Nie wyglądała najlepiej. Nie dziwota. Zresztą, to samo można było powiedzieć o nim.

Przeszedł z pokoju do głównego wejścia próbując za bardzo nie spoglądać na ciało na podłodze.
Otworzył drzwi. Uniósł bladą twarz z podkrążonymi oczami żeby spojrzeć na tkwiące i górujące nad nim przy wejściu wojskowe sylwetki. I dwa psy. Mężczyzna z blizną poruszył się. Matt nawet nie był pewien czy chciał on otworzyć szerzej drzwi czy zrobić krok wprzód czy po prostu ruszył się bo ludzie po prostu się ruszają tak czy siak nawet stojąc w miejscu, ale z jakiegoś powodu bardzo go to wszystko skołowało i automatycznie zrobił to co zrobił. Trzasnął im drzwiami przed nosem.
Przez chwilę pusto wpatrywał się w przestrzeń, uświadamiając sobie co zrobił i po nieszczęśliwym, nerwowym przełknięciu śliny ostrożnie znów otworzył drzwi. Szeroko. I cofnął się na bok wpuszczając ich do środka.
- To ja - powiedział uciekając wzrokiem w podłogę, brzmiąc trochę jakby przepraszał za fakt że istnieje i zawraca im głowę. Chciał to szybko wyjaśnić, że ten Greenberg to on, zanim akt trzaśnięcia drzwiami zostanie odebrany za przejaw wrogości i zanim mrugnie przyszpilą go do ziemi celując do niego z broni. Miał dziś już za dużo kontaktu z bronią.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach