Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 27.02.19 23:17  •  Apartament nr 953 Empty Apartament nr 953
Ogromne, bo ponad dwustu metrowe mieszkanie, podzielone jest na dwa poziomy - na parterze znajduję się salon, kuchnia i jedna z łazienek, zaś na piętrze sypialnia, pokój robiący za gabinet i druga, większa łazienka.
Lokum otoczone jest prawie ze wszystkich stron ogromnymi oknami, dzięki którym wpada do środka wiele światła, a widok w nocy jest wręcz ujmujący.
Już na samym wejściu można zauważyć czym kierował się właściciel przy jego dekorowaniu - wysoką jakością i nietuzinkowym stylem. Na białej, marmurowej posadce, tuż obok drzwi znajduje się pozłacany, ażurowy stolik z lustrzanym blatem. Na niego zazwyczaj trafiają wszelkiego rodzaju klucze, portfel i inne, najczęściej zabierane z domu przedmioty. Obok znajduje się czarna pufa, a jeszcze dalej ogromne, oprawione z ramę stylizowaną na barokową, lustro. Naprzeciwko niego schowana jest szafa, którą zdradza jedynie niewielka szpara pomiędzy jej drzwiczkami. Gdyby nie to, całkiem zlewałaby się z śnieżnobiałą ścianą.
Salon, podobnie jak całe mieszkanie, jest utrzymany w mieszance trzech kolorów - bazą dla wszystkiego jest biel, z niewielkim dodatkiem czerni i złotymi akcentami. Ustawiona na środku biała, pikowana, zamszowa kanapa na niewielkich, zawiniętych nóżkach, otoczona jest po lewej trójnożną lampą, po prawej zaś ustawiony został drewniany stolik, który ugina się wręcz pod ciężarem książek obecnie przerabianych przez właściciela. Tutaj podłoga została przyodziana w biały, może nawet lekko szarawy parkiet. Do tego jeszcze miękki, czarny dywan i fotel, w komplecie do kanapy - i tyle, jeśli chodzi o salon. Zagospodarowany jest tylko jego środek, więc całe pomieszczenie daje wrażenie otwartego, momentami nawet trochę pustego.
Wychodząc z przedpokoju, na wprost mamy salon, po lewej zaś znajduje się kuchnia, oddzielona od części dziennej o dziwo nie wyspą, czy inną formą blatu, lecz przeszkloną, długą szafką o czarnym szkielecie. Obstawiona dość sporadycznie, raczej dla samej zasady, utrzymuje na swych półkach kilka książek, odtwarzacz płyt winylowych z drewnianą bazą, gdyż właściciel ma słabość do starodawnych utrudnień technologicznych i kilka innych bibelotów.
Kuchnia sama w sobie jest dość prosta - niewielka wyspa na środku, ze stalowym kranem, kuchenką i sporą ilością wolnego miejsca na blacie. Całość przypomina idealnie wymierzony, marmurowy sześcian, który idealnie zlewa się z podłogą. (Ta wygląda tak samo jak ta w przedpokoju). Dostawione do niego są trzy wysokie krzesełka, zrobione z czarnego drewna. Pod ścianą znajduje się jeszcze lodówka, kilka czarnych szafek, stojak na wino i inne obowiązkowe, kuchenne przybory.
Idąc na prawo od wejścia można trafić na drzwi do łazienki, a nieopodal na szklane schody, wiodące tuż obok okien.
Po wejściu na piętro, otoczone z jednej strony balustradą, komplementującą się ze schodami, można udać sie w trzy strony - na wprost do sypialni, na lewo do głównej łazienki i na prawo do gabinetu.
Miejsce pracy i załatwiania spraw służbowych głównego bohatera jest najmniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu - jedna ze ścian również jest przeszklona, jak w każdym z trzech pokoi znajdujący się na piętrze. Pod nim ustawione jest ciężkie, ciemne biurko, ściany zaś podparte są ogromnymi, sięgającymi sufitu półkami, wypełnionymi książkami i dokumentami. Do tego lampka, fotel, popielniczka i podłoga taka sama jak w salonie.
Naprzeciw gabinetu, za zamglonymi, szklanymi drzwiami znajduje się łazienka. Jest ona lustrzanym odbiciem poprzedniego pomieszczenia, z tą różnicą, że jest większa. Pod oknem mamy ogromną, niską wannę, która podobnie na wyspa w kuchni, zlewa się z marmurową posadzką. Do tego ogromne lustro nad zlewem, podpartym na czarnej szafce, toaleta schowana za winklem, wieszak na ręcznik i szlafrok - typowa, przytulna łazienka.
Na końcu niewielkiego korytarza usytuowana jest główna, i jedyna, sypialnia. Jest jedynym pokojem, które posiada wyjście na balkon. Łóżko ustawione jest tuż obok niego, na środku, pod oknami(Właściciel ma chyba jakiś problem z asymetrią). To zaś jest ogromne, miękkie i obrzydliwie proste, z ażurową, białą ramą. Po obydwu jego bokach znajdują się pasujące do nudnego wnętrza stoliki, jakaś lampka. Jako, że jest to pomieszczenie, które odwiedza głównie właściciel, jest najbardziej zaniedbane - porozrzucane ubrania, książki, zasłony opuszczone są nisko, by wschodzące słońce nie męczyło jego biednych oczu. Szafa schowana jest tak, jakby bała się zostać zauważona, podobnie jak pasująca szafka i kolejne lustro. Przy zazwyczaj niezaścielonym łóżku znajduje się popielniczka, wypełniona petami po brzegi - u siebie jest, to może palić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.19 23:56  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Jesteś zajęty?
Chwila ciszy. Spojrzy na przyciemniony ekran telefonu, i tak jasny na tle otoczonego wieczornym niebiem mieszkania. Wielkie, wysokie okna nie dawały przytulnego wrażenia, tak samo jak zimne, świeżo wysprzątane mieszkanie. Pani sprzątaczka miała kawał roboty do wykonania, wchodząc do zaniedbanego lokum jeszcze rano.
Ręce mu się trzęsły. Drgały od samych opuszków, przez każdą kostkę i staw, aż po szczupły nadgarstek. Może zbyt szczupły, martwiąco wręcz chudy. Sięgnął w końcu po papierosa i z dymiącym się petem w zębach znów sięgnął po komórkę.
Zresztą, gówno mnie to obchodzi. Masz godzinę, żeby przybyć tu swoim szanownym tyłkiem, albo ja przyjdę do Ciebie. A wiesz, że tego byś nie chciał.
Rosjanin nieczęsto w obecności Ishidy wpadał w szał. Starał się opanować nerwy za każdym razem, kiedy czuł, że nitka cierpliwości w napięciu była bliska pęknięcia. Mógł przy nim płakać, wpadać w euforię bądź być na skraju wyczerpania, ale nie chciał sobie pozwalać na szał. Nie przy nim. Przecież na to nie zasługuje, co?
Kłamstwo. Zasługuje na każde podniesienie głosu, które powstrzymał, na każde warknięcie, odepchnięcie czy wyrwanie ręki. Każde, kurwa i spierdalaj, wypowiedziane w jednym z trzech znanych Valentinowi języku. Może wtedy by się wreszcie nauczył, że nie może dilerowi grać na nerwach? Ciągnąć go za nos, zachęcać palcem jak tania dziwka na tył lokalu, tylko po to, żeby wykorzystać kieszeń naiwnego mężczyzny. Gdyby Jin nie był jeszcze świadom tego, co robi, można by mu to wybaczyć, powiedzieć "w porządku, taki już jest, nie zauważył", ale sedno problemu leży w tym, że on wie. Doskonale wie, jak działa na tę pozornie silną psychikę drugiego mężczyzny, gdzie tak na dobrą sprawę mógłby go rozkruszyć w dłoni jak zlepioną grudkę cukru i ten by się jeszcze cieszył. To paradoks, bo do pewnego momentu Valentina to zadowalało. Preferował to bardziej od ignorowania, bo przecież przyciskanie butem do posadzki jest lepsze niż nic, co?
Może wreszcie miarka się przebrała.
Zbierało się na to rok, może nawet i więcej, ale kiedyś pozorna bańka ideału musiała pęknąć, rozbryzgując się kolorowymi plamami wspomnień chwilowego szczęścia jak krew, na wszystkie strony.
Targnął nim dreszcz, krótki i nieprzyjemny, całkowite przeciwieństwo tego, do czego doprowadzić umiał go Azjata nawet byle spojrzeniem. Kompletnie zapomniał o papierosie, zdając sobie z tego sprawę, gdy nadpalony żar spadł na papierową skórę dłoni. Nawet to nie odjęło jej szarości.
Zdmuchnął popiół na podłogę, fajkę wcisnął w przepełnioną popielniczkę i spojrzał w niebo, schowane za oknem.
Ma godzinę. Co zrobi potem? Nie wie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 21:10  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Nie był dobrym chłopcem. Nie mówił proszę, dziękuję, przepraszam, dopóki nie miał w tym nie tyle co zysku, ale przede wszystkim interesu. Zysk mógł przyjść później, tak chłopak chciał się najpierw zabawić. Nie chciał się nudzić. Nic nie powinno być stateczne, wszystko dąży do dynamiczności. Tak jak u małego chłopca, który nie umie usiedzieć na tyłku. Dzieci z natury są okropnymi egoistami, co jest jak najbardziej normalne. Rozwój przez zabawę. Wsparcie w rozwoju.
Chyba można się domyśleć, że nie należy się usprawiedliwiać pojęciem dziecięcego narcyzmu, gdy ma dwadzieścia siedem lat na karku, własne mieszkanie i konto w banku, a z gniazdka wyleciało się blisko będzie dziesięć lat temu.
Gdyby tylko Jin był dla Valentina czymś w rodzaju side hoe, to wszystko układałoby się między nimi wzorowo. Żadnych zobowiązań, nutka adrenaliny. Rosjanin chce wrócić do swojej stabilności i ciepła, której przecież potrzebuje jak niczego na świecie, to by wrócił, zostawiając Azjatę ze swoimi zabawkami, aż znowu siebie wzajemnie nie zapragną. To byłby dobry układ. Jin czułby się ważny. Lepszy. Byłby tym, którego się pragnie, zbawienną dawką przed powrotem do brzydkiej, szarej rzeczywistości. Stałby się uzależnieniem, na które nie zadziała odwyk, choćby próbowało się setki razy. Żaden z nich by się przez to nie nudził, bo coś wciąż byłoby między nimi, coś co pozwalałoby zostać tej relacji równie świeżą, ekscytująco-stymulującą, tak jak na samym początku.
Co jednak zrobić, gdy to narkotyk próbuje sam siebie dawkować? Gdy ty nie masz żadnej kontroli nad własną dawką, bo ta wyślizguje się z rąk, nie pozwalając się zawłaszczyć? Czy człowiek, który bierze, nie chciałby zostać w swoim narkotycznym uniesieniu już na zawsze?
Nie ma co ukrywać, że tak to wszystko pomiędzy nimi wyglądało. Jin wszystko kontrolował, sam siebie Valentinowi dawkując. Nie spotykał się z nim codziennie, nawet podejmował się ciągom ignorowania go, żeby na samym końcu spotkać się z nim na tę jedną noc i dostać wszystko, czego potrzebował, niewiele dając w zamian. To jak zwiększanie stawki za narkotyk, gdy w miarę uzależnienia potrzebowało się go coraz więcej.
Jin zerknął w stronę świecącego się ekranu. Pierwszą wiadomość zignorował. Jeśli nie odpisze, to przecież Valentin mógłby stwierdzić, że ma coś ważniejszego do zrobienia. Że jest zajęty. Bezgłośne potwierdzenie faktu. Dopiero drugi sms zbił go z tropu. Przesadził? Zdarzało się Valentinowi wytrzymać dwa razy tyle, a już teraz przechodził do gróźb, niemal rękoczynów? Mógłby to zignorować, tak jak wcześniejszą wiadomość, ale to wszystko nie miało na tym polegać. Jin nie chciał zrywać tej relacji, bo mu ona pasowała - łatwy dostęp do morfiny, świetny seks. Jeszcze Rosjanin totalnie był w jego typie, dobrze wiedział, czego Azjata potrzebuje. Wykonywał każdy rozkaz, choćby rzucony sugestywnym spojrzeniem. Padał na kolana na pstryknięcie palców czy zwykły szczęk rozporka.  
Wolałby tego nie ukracać.
Podniósł się z łóżka, wziął szybki prysznic i przebrał się w coś wygodnego. Nakarmił jeszcze Chikę, drapiąc ją po kudłatym łepku, aż nie usłyszał zadowolonego pomruku. Kwestia wjechania windą na odpowiednie piętro. Co powinien powiedzieć? Zrobić? W jakim stanie był Valentin? Czy czeka Ishidę kolejna litania wyrzutów, rzucanych na wiatr próśb? Oblizał usta i odetchnął powoli, zanim przepustką odblokował drzwi mieszkania. Wsunie się do środka i zsunie buty ze stóp. Wejdzie do środka, żeby oprzeć się o framugę drzwi prowadzących z przedpokoju do salonu. Uniesie lekko brew, może trochę wyzywająco. Jakby chciał powiedzieć: "zjawiłem się, pomyśl teraz grzecznie, że jednak mi zależy".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 21:33  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
To ignorowanie było ze wszystkiego najgorsze. Najbardziej bolesne, bo tego się najbardziej w relacji z Jinem bał, że po prostu znudzi się chłopakowi, jak droga zabawka, w której nie ma już nic ciekawego. Przez to tak za każdym razem ze sobą walczy, żeby nie pokazać mu, że wolałaby stateczne życie z nim, aniżeli to, co mają obecnie, jakąś gonitwę jednego za drugim. Męczyła go taka forma relacji, lecz nie trudno się dziwić. Świadomość, że osoba, na której zależy Ci w tak chorobliwy sposób nie jest twoja, bo nie chce, gdzie pozornie nie ma ku temu podstaw, nie jest przyjemna.
Bo jakie podstawy może mieć Azjata? Musi mieć uczucia, a tak przynajmniej wmawia sobie Valentin, z nadzieją na to, że te wreszcie kiedyś się ujawnią, a Jin zrozumie, że są sobie przeznaczeni. Bo Valentin go kocha. To nie jest też jakaś forma egoizmu?
W mieszkaniu było niezwykle cicho, miękka muzyka nie niosła się po jasnych ścianach i panelach, nie spływała jak mgła po cienkich schodach. Jedyne co było słychać, to powtarzalne, powolne zaciąganie się papierosem, w akompaniamencie żarzącego się tytoniu. Nie drgnął, gdy usłyszał wreszcie rozsuwające się drzwi, nie odchylił głowy, by spojrzeć na chłopaka stojącego w przejściu. Głucho wbijał spojrzenie w jakiś punkt na horyzoncie, niemal mechanicznie ruszając ramieniem między popielniczką a ustami.
Jin nie jest już tylko "zbawienną dawką", nie jest tą drobinką adrenaliny, której potrzebuje Rosjanin. W pewnym stadium narkotyku potrzeba nawet do zwykłego funkcjonowania, do tego, by móc wstać co ranek i chyba na tym etapie się zatrzymali.
- Jestem zmęczony, wiesz - zacznie, niezbyt cicho, choć wyraźnie. Dłoń, między której palcami trzymał się papieros nadal drżała, nawet jeśli próbował to powstrzymać - Doskonale o tym wiesz, głupie pytanie. Przecież dobrze wiesz, co robisz.
Odchyli wreszcie głowę, by na niego spojrzeć. Nadal był tak samo blady jak ostatnim razem, kiedy już go o to opierdalał. Śmiałoby się stwierdzić, że się martwi.
- Czasem mnie zastanawia, czy to jakaś chora zabawa. Lubisz przyciskać mnie do podłogi tymi swoimi bucikami, czy to chodzi o coś innego? - przechyli lekko łepetynę. Źrenice miał ogromne jak pięć złotych - A może zwyczajnie nie możesz mnie znieść, ale darmowe dragi i seks wystarczająco Ci to rekompensują? - bo przecież tylko po to Azjata umiał przyjść sam i bezpardonowo zabrać jeszcze kilka rzeczy. Spokój, nerwy.
- Znudziła mi się ta cisza. To nieodpisywanie, ignorowanie telefonów. Jeśli Ci się znudziłem, to mi to wreszcie powiedz. Bo ja już nie mam siły.
Brzmiał, jakby jej nie miał, wyglądał, jakby już dawno ją stracił. Jeśli takie wyniszczenie nie ruszy sumienia Ishidy, to już nic innego tego nie zrobi.
A ten modlił się w duchu, że jednak nie powie mu "Racja, znudziłem się. Przestańmy się widywać".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 23:19  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
- Mówiłem ci już. Ty sam się do mnie przywiązujesz. Zaciskasz supeł na swoich nadgarstkach. Gdybyś tylko chciał, to sam odpowiedziałbyś sobie na te wszystkie pytania, ale jeśli chcesz, mogę zrobić to za ciebie, żeby nie było niedomówień.
Odpowiadając chłopakowi, przejdzie te parę kroków przed siebie, żeby do niego dołączyć, siadając na fotelu na przeciwko. Założy kostkę na kolano, jednocześnie pochyli się w stronę Valentina. Będzie patrzył w jego jasne oczy swoimi ciemnymi. Podeprze podbródek na kostkach dłoni. Nie miał przygotowanej odpowiedzi, zawsze improwizował, gdy przychodziło co-do-czego, choć starał się dobierać słowa tak, żeby go nie rozjuszyć bardziej niż jest to potrzebne. Ishida doskonale widział, że chłopak nie jest w dobrym stanie. Jego ciało było wycieńczone, wymęczone. Cienie pod oczami, nerwowe ruchy, zadymione mieszkanie. Valentin cały przesiąknął zapachem papierosów, które namiętnie wypalał, jakby wśród strużek dymu miał znaleźć odpowiedzi albo i nawet samego Jina.
- Lubię cię, Valentin. Podobasz mi się, dobrze mi się z tobą rozmawia. Od samego początku zdawało mi się, że idealnie do siebie pasujemy, bo rozumiesz moje potrzeby, ale nie chodzi mi tutaj tylko o te łóżkowe. Sądziłem, że przejrzałeś mnie całego, ty jeden ze wszystkich. Umiałeś się dopasować do mnie jak brakujący element układanki.
Podniesie się bardziej do pionu, wygodnie układając plecy w fotelu. Czarna koszula zlewała się ze skórą mebla. Chłopak zdawał się być taki spokojny, jakby chciał, żeby się to chłopakowi udzieliło. A mogło rozjuszyć.
- Chcesz, żebym był z tobą tak naprawdę. Tak jak robią to w filmach romantycznych. Tak jak robią to normalne pary. Widziałbyś mnie w czymś takim? Tak przyćmiona jest twoja wizja mnie? Wstawanie rano, pocałunki przy kawie, wspólny obiad, decyzja o adopcji kolejnego zwierzęcia, kupna kolejnego mebla do wspólnej sypialni? Idealizujesz mnie, sądząc że bym tak umiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 23:48  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Za moment sam zmieni się w papierosa, tak już przesiąknięty ich smrodem. Skóra przy palcach pożółkła nieznacznie wraz z paznokciami, a z włosów nie dało już domyć się tego zapachu. Może chce ulecieć z każdym kolejnym dymkiem i rozpłynąć się w nicość, zapominając o wszystkim, co dzieje się we wnętrzu mieszkania.
Wysłuchał go w pełnym spokoju, pozornym, gdy noga latała niekontrolowanie, a oparty na kolanie nadgarstek przechodził coraz to kolejny dreszcz, spinał mięśnie i rozluźniał na zmianę, aż fajka wysunęła się spomiędzy palców i spadła na panele, zaraz machinalnie wręcz zgnieciona butem. Parsknął śmiechem, gdy począł wymieniać aspekty wspólnego, spokojnego życia, którego z pewnością nie będzie dane im szybko zaznać. Albo w ogóle.
- Uważasz, że jestem na tyle głupi, żeby naprawdę na to liczyć? Może na samym początku, kiedy przyznałem Ci się do bycia tak cholernie słabym, a ty mnie nie odrzuciłeś, miałem nadzieję, że coś z tego będzie. Teraz bardziej jestem przekonany, że po prostu tego nie pamiętasz - odwróci spojrzenie, patrząc na okno, schowane za kuchenną częścią mieszkania. Dawno tam nie był, ale i po co? Woli chodzić z zapadniętymi policzkami i słaniać się na nogach.
- Nie chcę tego. Nie będę się nastawiał na nierealne, ale mam dosyć twojej manipulacji. Wiesz, że robisz ze mną co chcesz i to wykorzystujesz. Podoba Ci się, że jestem twój, ale sam nie chcesz się oddać, co? To wygodne. Masz psa na smyczy, który przyjdzie na byle kiwnięcie palcem.
Najwyraźniej osamotnienie dało mu trochę do myślenia, pozwoliło przeanalizować wiele sytuacji z Azjatą w roli głównej. Tylko czy to coś zmieni? Valentin nie potrafi mu się sprzeciwić, bo przecież Utonąłem w twoich dłoniach, gdy te niemiłosiernie mocno łapią mnie za szyje, duszą i kontrolują, a mnie się to podoba. Podobałoby mi się to nawet, gdybyś naprawdę chciał mnie zabić, bo wszystko jest lepsze niż obojętność z twojej strony.
Odetchnie i spojrzy na swoją dłoń, z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, choć nerwowe skubanie paznokcia wyglądało, jakby się nad czymś zastanawiał. Bardzo głęboko.
- Boisz się miłości, prawda? Swojej i czyjejś względem Ciebie. Bo jest niekomfortowym dodatkiem do ładnego obrazka, który możesz wyjmować i chować, kiedy tylko zechcesz. Ty w ogóle bylbyś w stanie kogoś pokochać? Tak, żeby nie rozdeptać go przed tym jak robaka?
Jeśli odpowie mu, że tak, to błędne koło wróci do swojego naturalnego rytmu, bo zwyczajnie da mu tym nadzieję. Jeśli mógłby pokochać kogokolwiek, to dlaczego nie Rosjanina? Kto inny nadaje się do tej roli bardziej od niego?
Gdyby zgodził się na to wszystko, przyznajmy szczerze, mógłby zrobić z takiego związku jeszcze bardziej opłacalną sytuację niż ta, w której jest. Valentin zaślepiony wizją słabego szkieletu związku i starania, żeby ten się nie rozsypał robiłby dosłownie wszystko, na co Jin miałby ochotę.
Ale skoro tak ceni sobie niezależność, to nic z tym nie zrobimy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.19 0:40  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Podoba Ci się, że jestem twój, ale sam nie chcesz się oddać, co?
Czyli wszystko mają wyjaśnione, nic więcej nie trzeba mówić. Jin się wypożycza, jeśli tak na to spojrzeć, użycza się, cały czas zostając we własnym, egoistycznym posiadaniu. Żeby się nie uszkodzić. Czy to nie jest tak, że uczucia szkodzą, zostawiają rysy, serce się łamie i nigdy nie wraca do tej samej postaci? To jak sklejanie porcelany. Czegokolwiek. Podobno to ceniona cecha, umieć naprawić zepsute, zamiast wyrzucać. Widocznie Jin nie chciał zostać wyrzucony. Wolał być wielorazowego użytku na swoich zasadach. Niektórym za to płacą, inni sami wybierają takie życie.
Masz psa na smyczy, który przyjdzie na byle kiwnięcie palcem.
Wygodne życie millenialsa przyzwyczajonego do szybkiego życia - szybkie samochody, szybkie pieniądze. Szybki seks i szybkie narkotyki, kwestia dobrego rozporządzenia czasem i znajomościami. Za to uwielbiał Valentina, gdyby odsunąć na bok jego walory zewnętrzne i spojrzeć na te wewnętrzne. Choćby serce. Niewinne, szukające miłości, ciepła. Ishida nie miał wiele do zaproponowania, czasem zdarzało mu się wykazać dobrym słowem, czułym gestem, trochę weselszym uśmiechem, bo przecież do końca nie wyżęto go z uczuć jak mokrej szmaty z wody.
Wciąż jest wilgotny, ale wciąż jest szmatą.
Siedział w ciszy, słuchając, czego ten ma do powiedzenia. Rosjanin wziął jeszcze oddech, a razem z powietrzem światło dzienne ujrzała diagnoza Valentina. Proste stwierdzenie, bardzo proste, nic skomplikowanego. Jin boi się miłości. Boi się zakochać, boi się powierzyć komuś, czując, że znowu coś pójdzie nie tak. Bo już raz go rozbito i wyrzucono, gdy został oddany do adopcji. Nowe otoczenie tylko wgniotło chłopaka w ziemię razem z pewnością siebie i poczuciem własnej wartości, co teraz ma niemal patologicznie zaburzone.
Ale o tym Valentin nie mógł wiedzieć. Sam Jin nie uważał, żeby to właśnie to tak negatywnie na niego wpłynęło, bo się do swojego dzieciństwa nie przyznawał, tak jak lat nastoletnich, jakby urodził się mając dwadzieścia dwa lata i pierwszy bestseller na koncie razem z całym należnym wynagrodzeniem w portfelu.
Odwróci spojrzenie. Zawsze to robił, próbując wyminąć się od odpowiedzi, szukając drogi ucieczki, byleby nie zaprzeczać, bo jedna fałszywa nuta skłonna jest zepsuć najbardziej dopracowaną wymówkę. Przesunie językiem po zębach i sięgnie do marynarki, żeby wyciągnąć swoje cienkie papierosy. Cienkie jak włosek, na którym widziała cała ta rozmowa. Odpali powoli, pozwoli się mięcie w postaci dymu nikotynowego rozejść dookoła swojej postaci.
- To nie jest manipulacja, tylko to na co się umówiliśmy. Niezobowiązująca relacja oparta na seksie. Co mam z tobą zrobić, Valentin, gdy widzę, jak sypiesz się w posadach, bo nie odbieram telefonu przez tydzień? Czy kiedykolwiek coś obiecałem? Powiedziałem kiedykolwiek "kocham cię"? Nie trzymam cię przy sobie. Nawet podobałoby mi się, gdybyś miał kogoś na boku, bo wciąż wiedziałbym, że wracasz do mnie, gdy ja mam coś, czego inni nie mają.
Zaciągnie się jeszcze raz, pozwalając końcówce papierosa rozjarzyć się na czerwono. Po tak cichym pomieszczeniu niemal rozszedł się chrzęst spalanego tytoniu i powolne wypuszczenie dymu spomiędzy zębów. Wrócił czarnym spojrzeniem do chłopaka, taksując jego wychudłą twarz.
- Gdybym zaproponował ci bycie ze mną, chociaż dobrze byś wiedział, że to jest nieszczere, to zgodziłbyś się? Wyobraź to sobie. Zamieszkałbyś ze mną, zadbałbym o ciebie, zacząłbyś jeść, ograniczyłbyś narkotyki, a ja mówiłbym, że cię kocham, oczekując tego samego. Wiązałbyś mi krawat, wychodziłbym do redakcji. Wiedziałbyś doskonale, siedząc w mojej koszulce na naszej kanapie, że w tej chwili pewnie pieprzę swojego redaktora, innego dnia sekretarkę, a któregoś wieczora może pojadę do gościa, którego poznałem na twojej imprezie...
Pochyli się lekko do przodu i przekrzywi głowę na bok.
- Za każdym razem wracając do ciebie. Powiedz. Chciałbyś tak? Mieć mnie chociaż połowicznie? Dałbyś mi tę swobodę za moją opiekę i nieszczerości? Możesz odmówić. Ale wtedy musimy wrócić do tego, od czego zaczęliśmy, skarbie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.19 1:10  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Podobno wiedział na co się pisze, gdy ta relacja się zaczęła. Gdy poznali się na jednej z jego imprez, Jin pojawił się jako osoba towarzysząca. Ujrzał Valentina otoczonego wiankiem podnóżków, w fioletowym świetle, tak ślicznie podkreślającym jego delikatną opaleniznę. Sączył whisky, tak jak zrobi teraz, chwiejnym ruchem dłoni sięgając po kryształową karafkę ustawioną strategicznie obok kanapy, by wypełnić niską, lecz szeroką szklankę o miękko zakończonym dnie. 
Uratował go wtedy przed zbyt natarczywym wydawcą, który postanowił zrobić sobie z młodego pisarza panienkę do towarzystwa. Jego córki z pewnością nie byłyby zachwycone taką informacją…
Całowali się, dzieląc gorzkim narkotykiem. Wtedy nie było głębszego powodu, tylko naturalna, zwierzęca potrzeba, która pod wpływem magicznych właściwości niewielkiej tabletki zmieniła się w potrzebę zgoła duchową. Polegała na wylaniu wszystkich smutków, bólu i tęsknoty chciałoby się rzec, przypadkowej osobie. Bo zamiast Jina w tym skórzanym gabinecie mógł znaleźć się ktokolwiek, prawda? Może trafiłby na kogoś, kto z czasem odwzajemniłby uczucie i cała ta sytuacja nie miałaby miejsca?
Ale tak się nie stało. Trafił tamtego wieczoru na swoje przekleństwo i błogosławieństwo połączone w jedną, grzeszną całość o anielskiej twarzy i delikatnych dłoniach, które siłą woli potrafią niszczyć mury, domy i ludzkie krtanie. Wyrywać serca i zgniatać je tym ślicznym, drogim lakierowanym bucikiem. 

Nie trzymam cię przy sobie.

Łatwo powiedzieć. Nałóg też nie trzyma przy sobie, a jednak trudno to rzucić, prawda? Bo, co zabawne, Jin jest jak narkotyk. Dosłowny. Pierwsza dawka była doznaniem nieporównywalnym do niczego, co Rosjanin znał, lecz z każdą kolejną potrzebuje więcej i więcej, nie dla własnej przyjemności, a dla byle normalnego funkcjonowania. Odetchnie, roztrzęsione powietrze wypuszczając przez sinawe, popękane wargi, po chwili zwilżając je gryzącym alkoholem, który tak przyjemnie pali w przełyk. Zaciągnie się jego charakterystycznym zapachem, spojrzenie przenosząc na dym otaczający postać mężczyzny. Mentol nie dotarł jeszcze do jego nosa, choć mógł przysiąc, że sama wizja odebrała mu na moment dech. 
Nie odzywał się przez kilka dłuższych chwil, nawet gdy ten skończył mówić. Nie ruszał się, z mdłym, matowym spojrzeniem wbitym w jeden punkt, choć serce tańczyło w jego klatce piersiowej jak tylko zachciało, na zmianę z krótkim ustawaniem jakiegokolwiek bicia.
W końcu przyłożył dłoń do mostka nosa, powieki zaciskając równie mocno, co palce na szklance. 
Nie płacz przy nim. Robisz to zbyt często, to obrzydliwe, że pokazujesz mu się z tak żałosnej strony.
Targnie nim krótki dreszcz, a szklanka niebezpiecznie wysunie się z dłoni, choć nie opadnie jeszcze na podłogę, by rozbić się na miliony niewielkich kawałków. Kryształ jest bardzo niewdzięczny w spotkaniach z panelami. 
Nie chciał się z nim zgadzać, przyznawać mu racji i przyzwalać na wszystko, co wymienił, ale jakie ma inne wyjście? Nie ma siły odejść, nie ma siły go zostawić, bo doskonale widział co nawet chwilowa samotność potrafi z nim zrobić. Kiwnął w końcu głową, zaciskając usta w cienką linię.

- Obojętnie. Cokolwiek innego, niż to ignorowanie. Nie mogę tego znieść - szepnie, w końcu na niego zerkając. Odstawi whisky na bok i resztką silnej woli i siły, która w nim jeszcze była, zsunie się z kanapy, by podejść do jego fotela i ułożyć mu głowę na kolanach, jak dziecko, które narozrabiało i chciało przeprosić matkę.
- Błagam Cię, cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.19 20:29  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Jin w kilku zdaniach przedstawił mu prostą scenkę rodzajową. Szczerze mówiąc, nie sądził, że Valentin przystanie na podobną propozycję. Oczywiście, że była przesadzona nad wyraz, tak jak tylko mógł przesadzić. Tak jakby chciał go przestraszyć. Wzbudzić powątpiewanie, czy rzeczywiście zadaje się z kimś stabilnym emocjonalnie, choć nawet nie trzeba się zastanawiać zbyt długo, żeby się domyśleć, że obecni tutaj mężczyźni wcale nie są zdrowi. Może Jin sądził, że wszystko ma w garści i idealnie kontroluje sytuację, jednak coś zgrzytnęło w momencie, w którym Rosjanin zdecydował się na propozycję przystać. Ledwo zauważalnie uniesie brew wyżej, prosty odruch, mówiący więcej niż mogłyby powiedzieć słowa. Ten krotki moment konsternacji, czemu towarzyszyło powolne powiedzenie wzrokiem za ociężałymi ruchami bruneta. Nacisk jego głowy na kolanach zdawał się być dziwnie ciężki, tak jakby całym swoim ciężarem zwalił mu się na ramiona, konkretnie kark.
Zrobił to nierozważnie, prawda? Czy powinien teraz się zaśmiać i obrócić wszystko w żart? Tylko w którą stronę pójdzie ta rozmowa? W którym momencie zażartował? Gdy pozwolił mu się do siebie wprowadzić czy mówiąc o licznych zdradach, o których Valentin miałby świadomość?
Azjata napiął lekko mięśnie szczęki. Niemal mechanicznie zerknie na ten ciężar, taksując spojrzeniem rozsypane, przepocone włosy i tak blady profil. Przez krótką chwilę wrócił pamięcią do tych pierwszych tygodni, gdy mężczyzna przyszedł do niego w środku nocy z policzkiem roztrzaskanym przez butelkę. Wciąż była tam ta blizna. Powiódł po niej wzrokiem. Sam zszywał powłoki skórne, sam mu je opatrywał. Nakarmił go. Pozwolił zostać u siebie i spać we własnym łóżku. Wtedy po raz pierwszy pozwolił sobie zdominować mężczyznę, a ten oddał mu się bez choćby drgnięcia jednego mięśnia, co mogłoby sądzić o jakiejkolwiek oznace sprzeciwu.
Czy teraz wrócili do punktu wyjścia?
Valentin znów otworzył się przed Jinem, pozwalając połknąć mu kluczyk. Azjata pamiętał, jak nieswojo czuł się po całej tej wizycie, czując zapach Rosjanina na swoich ubraniach czy pozostawiony w kuchni ostry zapach środka do dezynfekcji ran. Naruszony został jego teren. Sam go do siebie dopuścił, więc w czym problem? W słabości, której się dopuścił, rezygnując z otoczenia się murem, pozornie nie do przebicia?
Wsunie powoli dłoń we włosy mężczyzny. Powinno go to brzydzić. Mógłby mu powiedzieć, jak żałośnie wygląda, siedząc przed nim na kolanach. Zanosząc się potem i zapachem papierosów, które mechanicznie wypalał. Wychudł. Ishida nie chciał go takim. To nie było piękne. Przyciągające. Nie chciał zabierać ze sobą wraku, choć dobrze wiedział, że sam doprowadził do tego upadku. Przesunie językiem po zębach. Papieros trzymany w drugiej dłoni wbije zamaszyście w pełną popielniczkę.
- Wiesz, czego w tobie nie znoszę? Tej bierności. Nie umiesz mi się postawić. Myślisz, że wodzę cię za nos, ale ty sam podążasz spojrzeniem za ruchem mojego nadgarstka. Mówiłem, że cię nie trzymam.
Wsunie dłoń pod jego policzek, żeby unieść głowę mężczyzny, chwilę później łapiąc go za podbródek. Spojrzy po tych mętnych oczach swoimi czarnymi. Jego mina nie mówiła wiele. Może miała w sobie pewne... rozczarowanie? Jakby spodziewał się po nim czegoś więcej. Czegokolwiek.
- Gdzie podział się błysk w twoich oczach? Aspirujesz na mojego partnera czy dziecko, które trzeba niańczyć? Naprawdę chcesz tylko trzymać się mojego płaszcza? Zaproponowałem ci układ, który nie powinien ci się spodobać. Ba, powinieneś dać mi w twarz, bo potraktowałem cię jak dziwkę, nie mężczyznę. Czemu nie próbujesz sam mnie zapiąć na smyczy? Dobrze wiesz, jak na mnie działasz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.19 23:38  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Obydwoje są doskonale świadomi, że to nie jest dobre. Valentin już tyle razy rozważał wyjechanie do innej części miasta, zmianę zamków, pieprzoną terapię, ale nigdy nie był w stanie. Wolał, gdy postać Jina buzowała w jego żyłach, niszcząc organizm od środka z każdym kolejnym oddechem. Ostatni rok ich znajomości przypominał bardziej parabolę, niż jednostajny wzrost, który powinien towarzyszyć takim relacjom. Najpierw znajomość, przygodny seks, może jakaś przyjaźń, miłość obydwu stron, gdyby wszystko poszło jak należy… ale nie. Azjata lubił serwować Valentinowi duże dawki czegoś, co miało przypominać uczucie, na zmianę z niczym. Nigdy nie było niczego pomiędzy, nigdy niewinnego spędzania czasu, wypadu do kina, siedzenia razem w ciszy, gdy obydwoje coś czytali, nadal jednak razem. Z jednej skrajności popadali w drugą, z pełnego narkotyków seksu i pochopnych słów, do kompletnej nicości. A z każdym razem Rosjanin coraz gorzej tę rozłąkę znosił, choć już od początku wiedział, że tak nie może być. I że sam do tego dopuszcza. 
Może to ta chora romantyzacja każdej rany, którą z premedytacją przyjmuje? Może Valentin zwyczajnie widzi coś pięknego w tym, jak mu źle, jak “poświęca” się dla idei ich wspólnej przyszłości, jak wypala papierosa za papierosem z nadzieją, że gdzieś między dymem odnajdzie spokój i odpowiedź na to, co powinien zrobić, żeby Jin był jego tak, jakby naprawdę tego chciał?
Tylko co jeśli do tego nie da się doprowadzić. Albo i sam nie chce, zdrowym staraniem, woląc trwać w tej chorej relacji, rodem z romansu, bo przecież one zawsze kończą się dobrze, nieważne ile kto w takim związku przecierpiał. Tylko życie to nie chora bajka dla dorosłych, co?
Odetchnie, nieznacznie roztrzęsiony, gdy ten zmusi go do uniesienia podbródka, badając mętnymi oczami każde wzniesienie i wgłębienie tworzące strukturę tej ślicznej twarzy. Każdy włos na brwiach, układający je w zgrabny, gęsty łuk, każdą rzęsę, której cień padał na gładkie policzki.
On też tej bierności nie znosi. Brzydzi się nią, a jednocześnie jest paliwem napędowym każdego ruchu, który wykonuje względem niego. Może za bardzo nauczył się, że zawsze wróci? To lenistwo względem tego, że jednak zawsze lądują razem? Albo chory egoizm, potrzeba posiadania więcej. Wszystkiego, najlepiej.
Każde słowo będzie wbijało się w valentinową głowę jak mantra, szpilka penetrująca głowę, pręt wbijany za oko, trafiający idealnie w największe źródło bólu. Mimowolnie zaciśnie palce na materiale pewnie tych cholernie drogich spodni, które tak często pospiesznie z niego ściągał. Ale to nie dzisiaj - Powinienem. A nie umiem - odetchnie i odwróci w końcu głowę. Nie płacz. Powstrzymaj się, nawet jeśli palące łzy cisną się spod powiek, nie daj im spłynąć po policzkach. To nie jest widok dla niego, bo w jego oczach i tak już jesteś nikim. Nie chciał Cię udusić, a i tak to zrobił.
Odsunie się wreszcie, by wspierając się na fotelu, podnieść się wreszcie na równe nogi, choć i tak będzie musiał trzymać się na oparciu, bo nie ufa własnym nogom. Spuści głowę, palce wbijając w skórzane obicie, aż każda naderwana przy paznokciu skórka dala o sobie znać. Ramiona drgną, znowu jakby targnięte zimnym wiatrem - Widzisz co ze mną robisz. Nawet jeśli Ci na to pozwalam, bo nie umiem się przeciwstawić, to i tak kontynuujesz. I brniesz w to wszystko, widząc jak kurewsko mocno to boli, bo lubię ten ból. Bo wszystko jest lepsze niż to, żebyś zaczął mnie olewać. Wszystko. Jesteś gorszy niż morfina, bo po niej przynajmniej mogę zapomnieć. Ale przy tobie się nie da - miał jeszcze zapalić, ale w końcu zrezygnuje, znów wsuwając się na swoje miejsce na fotelu, wtulając w jego szerokie oparcie tak, jakby chciał zniknąć. Nie patrzył na niego - Ja wszystko pamiętam. Tę pierwszą noc, gdy zaciągnąłem Cię do gabinetu, z myślą, że po prostu zerżnę Cię, sćpany, przyciskając do zimnej szyby. Ale nie umiałem. Nie wiem dlaczego, może potem wmawiałem sobie, że to przeznaczenie. Ale i tak mnie wtedy wysłuchałeś, świeżego wdowca, który tęskni i jest sam. Znalazłem w tobie wtedy materiał na zastępstwo, może dlatego, że wyciągnąłem wszystkie żale, a ty i tak nie pamiętałeś. Idealne rozwiązanie - spojrzenie znów przeniesie na swoje kolana, na porozciągane spodnie, brudne miejscami od popiołu - Chciałem się przy tobie rozpaść, ale ta pogarda jest nawet i gorsza od ignorowania mnie całymi dniami. Bo wreszcie, kiedy to robie i błagam, żebyś pomógł, jedyne co umiesz mi powiedzieć to to, że jestem żałosny. Że tych ludzkich słabości nie jesteś w stanie we mnie znieść. Jeśli tak… jeśli tak właśnie jest… - nie dokończy. Chciałby powiedzieć, że to koniec, że to nie ma sensu, ale to przez gardło przejść mu nie umiało. Przełknie nerwowo ślinę - Nie chcę Cię dominować, robić psa na smyczy. Chcę, żebyś mi pomógł. Nic więcej. O nic więcej nie proszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.19 22:32  •  Apartament nr 953 Empty Re: Apartament nr 953
Odpowiedź Valentina nie usatysfakcjonowała Jina. Była niepotrzebnie rozciągnięta w czasie, jakby mężczyzna sam gubił się w swoich myślach. Dążył do załagodzenia sytuacji. Wymagał. Egoistycznie domagał się tego, żeby Ishida się nim zajął. Wziął odpowiedzialność. Problem niestety leży w tym, że Jin nie miał wcale zamiaru zrzucać sobie na barki ciężaru wszelkich przykrych doświadczeń i psich smutków dilera. Gdyby chciał to zrobić, prawdopodobnie od dawna układałby sobie Valentina pod siebie, dyrygował nim jak marionetką. Wszedłby z butami w jego życie, nie wycierając podeszwy na wycieraczce. Korzystałby z ciągłego dostępu do narkotyków, dobrałby się nawet do interesów, wkradł się w udziały, wspierając ich rozwój, który wstrzymała całe to załamanie psychiczne szefa. Azjacie zaczynało przykrzyć pisanie nudnych książek pod dyktando władzy, przestało bawić go balansowanie na tej granicy. Chciałby ją przekroczyć. Mógłby tego dokonać z pomocą Valentina. Kwestia... inwestycji emocjonalnej.
Pokręci głową, przymykając powieki. Wyglądał teraz jak ojciec pobłażający nad swoim głupiutkim dzieckiem. Cmoknął z lekkim poirytowaniem, którego już nie próbował nawet ukrywać. Nie chciał słuchać jego historii, bo dobrze je znał, tak jak wszystkie prośby i tłumaczenia.
- Błagasz, tak? Błagasz mnie, żebym ci pomógł, jednocześnie robiąc z siebie największą ofiarę. Nie możesz tego zrozumieć, co? Jesteś dwudziestoośmioletnim mężczyzną. Powinieneś umieć sam sobie pomóc. Ja nie jestem twoim problemem. To ty sam jesteś swoim problemem, Valentin.
Podniesie się z krzesła, wsuwając fajki do kieszeni marynarki. Spojrzy na niego z góry, ciemnym spojrzeniem przyglądając się mu od góry do dołu. Był aż nadto pewny siebie. Już dawno rozgryzł mechanizm zachowania się Rosjanina. Zauważył każdą zmianę, każdy sygnał. Im bardziej Ishida go ignorował, tym ten bardziej domagał się tej uwagi, tym bardziej starał się zostać zauważonym. Tak aby oczy Azjaty spoglądały tylko w stronę swojego ulubionego dilera.
- Zrzucasz na mnie winę za wszystkie swoje niepowodzenia. Ja cię manipuluję. Ja cię wykorzystuję. Ja tobą gardzę. Przeze mnie doprowadziłeś się do tego stanu. Sfiksowałeś. We własnej głowie wykorzystujesz moją postać i traktujesz ją jak żywą tarczę. Dobrze wiedziałeś, pakując się w relację ze mną, że nie możesz liczyć na nic więcej. Teraz tupiesz nogą jakbyś był dwadzieścia lat młodszy. Dlaczego? Bo nie możesz mieć tego, co byś chciał mieć. Sądzisz, że płaczem i okaleczaniem się wzbudzisz we mnie wyrzuty sumienia. Jestem tutaj nie dla twoich łez, tylko dlatego, że po twoim smsie stwierdziłem, że może doszedłeś do jakiś wniosków. Może powinienem był poczekać, aż po mnie... przyjdziesz.
Zapnie guzik marynarki i ruszy w stronę wyjścia. Niekoniecznie szybko. Też nie tak, żeby wyglądało, jakby się specjalnie ociągał. Nie chciał dalej patrzeć w te spowite mgłą oczy. Nie chciał słuchać wyrzutów, oskarżeń. Nie czuł się winny. Sądził, że w tej sytuacji wykorzystano tylko jego wizerunek. Valentin wyobraził sobie go tak jak tylko mu się spodobało, choć rzeczywiste odbicie jest krzywym zwierciadłem tego ideału. Powoli pękające zwierciadło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach