Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Przyszłość nie malowała się przed nimi w tęczowych, jaskrawych barwach, miast tego przyjmując nienapawającą optymizmem postać chwiejących się, poszarpanych cieni prześlizgujących się tunelami w towarzystwie grobowej ciszy oraz tumanów kurzu. Jasnowłosa niewiasta kroczyła niespiesznie - uważnie, ostrożnie - mrocznym, rozświetlanym migoczącym, szkarłatnym blaskiem pochodni korytarzem, lekko i niemal niezauważalnie wzdrygając się tylko w momencie, w którym powietrze przeszyły odgłosy jakichś działających mechanizmów i trzask odcinającej im drogę powrotną ściany. Nie było nic przyjemnego w tym trującym, kwaśnym poczuciu bycia zamkniętym w szczelnej pułapce i zmuszonym do przemieszczania się w jednym, określonym z góry kierunku. Brak jakiegokolwiek innego wyjścia - prócz poddania się i bezczynnego czekania na słodką Śmierć, co odrzucone zostało z marszu przez Karyuu i zaklasyfikowane jako "niedopuszczalne" - nie polepszał ani odrobinę obecnej, i tak już nieprzychylnej im sytuacji, jak również nie podnosił na duchu czującej się jak mysz wrzucona do nafaszerowanego przeszkodami labiryntu Łowczyni. Nic tutaj nie działo się po ich myśli, nic im nie sprzyjało, na wielkie nic można było liczyć w tym parszywym miejscu - zdani byli wyłącznie na siebie i otrzymane pierdółki, chociaż i tak grać musieli wedle spisanego scenariusza i wobec ułożonego przez jakiegoś chorego kogoś planu.
- Karyuudo - przedstawiła się krótko i zwięźle, zerkając przelotnie na mijane, bezużyteczne graty porzucone przez poprzednich uczestników tej wspaniałej zabawy. I brnęli tak przed siebie - uparcie, bez zbędnych postojów czy zbierania każdego, najmniejszego nawet drobiazgu, na jaki dane im było się natknąć - docierając w pewnej chwili do sporych, mocarnych drzwi wykonanych najpewniej ze stali. Ledwo postawili stopę w nowym pomieszczeniu i przyjrzeli się wspomnianym drzwiom, a już rozbrzmiał ten sam, niezmiernie irytujący - dla kogoś normalnego i emocjonalnie ogarniętego - głos instruujący ich o tym, co mieli zrobi, aby przejść dalej. A potem zamilkł, zastąpiony niepokojącym, napawającym złym uczuciem stukaniem kolejnego mechanizmu - coś się stanie, coś niedobrego i możliwie dla nich katastroficznego, jeśli prędko nie zdobędą tego przeklętego kluczyka. Łowczyni bez protestów podała więc Spadowi swoją śmieszną, plastikową łopatkę, tęskniąc za czułą, przynoszącą ukojenie i nutę bezpieczeństwa większą wersję tej karykaturalnej, drażniącej ją zabawki. Chciała już odzyskać swoją ulubioną broń, ażeby to roztrzaskać jej szerszym końcem czaszkę tego, kto ich uprowadził i zmusił do wzięcia udziału w tej tragicznej grze. Odsuwając jednak te myśli na bok... Karyuu stanęła bliżej Wilczka, obserwując bacznie jego poczynania i zapewniając ewentualne wsparcie oraz pomoc - jeśli zobaczy, że dzieje się mu coś niebezpiecznego bądź niepokojącego, to natychmiast zainterweniuje, coby nie stała mu się jakaś nieodwracalna krzywda. Jak mają stąd wyjść, to we dwoje i w całości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy wymordowany nachylił się nad otworami, by zbadać dobiegający z nich zapach. Z każdego dobiegał prawie, że identyczny metaliczny zapach, wymieszany z odorem gnijącej krwi. Dla tak czułego węchu Spadesa mógł być to lekki dyskomfort, lecz znośny.
Wybrał więc otwór, z którego, jak sądził, dobiegała najmocniejsza woń metalu.
Włożył w otwór plastikową łopatkę i to uratowało jego rękę.
Zza ściany dobiegło stuknięcie i rozległ się przeraźliwy świst. Łopatka w mgnieniu oka została poszatkowała, przenosząc część wibracji na dłoń wymordowanego. Po zabawce został tylko niewielki kawałek uchwytu. Wyobrażenie sobie, że ten przedmiot mógł być dłonią Spadesa, zapewne przyśpieszył bicie jego serca.

Mimo wszystko dzięki temu działaniu wyeliminowali jedną z możliwości, pozostały im dwa kolejne otwory.
Dźwięk mechanizmu zamilkł gwałtownie, a świst przecinanego przez maszynę powietrza ucichł.
Jednak, że jeden mechanizm umilkł, ten pierwszy, który był wyraźnie słyszalny zaraz po zakończeniu przemowy "prezentera", przez chwilę wydawał z siebie cały czas ten sam rytmiczny dźwięk, lecz w pewnym momencie przyśpieszył.


------------  

Obrażenia i Efekty:

Karyuudo: brak;
Spades: brak; lekki szok 1/1(mija w następnej kolejce)

♣Pochodnia: 2/3
(-)Łopatka uległa zniszczeni. Nie da się jej ponownie użyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cyk, cyk, cyk... Dokonany przez dzielnego, acz ostrożnego Wilczka wybór okazał się nietrafny i naszpikowany okrutnym niebezpieczeństwem, jako że włożona do otworu łopatka zaraz została poszatkowana i brutalnie zniszczona przez zamieszczony wewnątrz dziury mechanizm. Karyuu odruchowo praktycznie chwyciła towarzyszącego jej w tej dziwnej wyprawie młodzieńca za ramię w chwili, w której powietrze przeszył niespodziewany, głośny oraz zwiastujący nieszczęście świst i odciągnęła go mocnym szarpnięciem od żarłocznego otworu, wewnątrz którego plastikowa zabawka pożegnała się ze swoją smutną, żałosną egzystencją. Nie było tak źle, ponieważ mogła to być przecież ręka któregoś z nich, lecz i tak sytuacja malowała się w ciemnych, ponurych barwach. Klikanie jednego mechanizmu ustało, podczas gdy inny - ten pierwszy całkiem, który przywitał ich na tym odcinku tego przeklętego labiryntu - znacząco, wyraźnie przyspieszył. Łowczyni drgnęła z niepokojem - szybki, galopujący niemal dźwięk nie wróżył nic dobrego - i wyciągnęła prędko na "światło dzienne" otrzymane od ich gospodarza druty do szycia. Wygięła o ścianę końcówki obu - tak, aby łatwiej było nimi chwycić bądź wyciągnąć z którejś dziury ten zbawienny, otwierający wielkie, milczące wrota kluczyk - i podała jeden z nich swojego kompanowi, samej wsadzając pozostały w jej dłoni, metalowy drut do otworu znajdującego się całkiem na lewo. Planowała pogrzebać w środku - i mieć się przy okazji na baczności, coby nic jej się nie stało podczas tych poszukiwań - jak najszybciej się tylko dało, gdyż coś tak czuła, że niewiele czasu im zostało. Chciała pomóc towarzyszowi. Sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Obejrzeć dokładnie rękę, która wystawiona była na potencjalne pociachanie. Ale nie mogła, nie teraz, bo sekundy przemijały nieubłaganie razem z uporczywym cykaniem i Karyuu nie miała najmniejszej ochoty sprawdzać, co się stanie wtedy, kiedy odgłos ten irytujący ucichnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przełknął ślinę, gdy do jego nozdrzy dobiegł zapach starej krwi. Był to dobrze mu znany fetor. W jego normalnie, szarej codzienności kojarzyłby się z posiłkiem, lecz teraz...z niebezpieczeństwem. Tym bardziej postanowił użyć, jakiegoś przedłużenia dłoni - łopatki! Objął ją i wsadził w otwór. Zaraz potem posłyszał tajemniczy świst oraz szczęk łopatki. Nieprzyjemne drżenie promieniowało na jego dłoń. Jego żołądek wywrócił się do góry nogami. Zdezorientowany poczuł ciężar dłoni Karuu na ramieniu. Odciągnęła go. Tajemnicze cykanie zyskało na częstotliwości, a on sam tępo spoglądał na przystrzyżoną łopatkę. To mogła być jego ręka...Włos na karku mu na samą myśl zjeżył, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Wypuścił łopatkę z ręki, jakby była przeklęta i przysłonił rękę do ust. Co prawda podziewał ię czegoś podobnego, lecz faktyczne doświadczenie tego…
Wzdrygnął się.
Słodkiżelku…
Trochę bezmyślnie, będąc ciągle w szoku pochwycił podany mu drut z opóźnieniem uzmysławiając obie po co. Jego ręce ciągle drżały, kiedy ponownie sięgał korzystając z przedłużenia dłoni pod postacią wygiętego druta do dziury na lewo. Zaraz po tym jak to uczyniła jego towarzyszka.
Skup się, Hayato, to nie czas na tracenie zimnej krwi.
Mówił do siebie w myślach, gdy to memłał drucikiem w ciemności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dźwięk nieznanego desperatom mechanizmu chwilowo utrzymywał swoje tępo, wciąż szybsze od tego pierwszego, lecz było wyraźnie słychać, że przestało przyśpieszać.
Natomiast wymordowany i łowczyni ponowili próbę wydobycia klucza. Pozostały im dwa otwory, a posiadali dwa druty, więc można było rzec, że dali radę. Chyba.
Drut, którym Karyuudo sprawdzała otwór, w przeciwieństwie do, świętej pamięci, łopatki został chwycony i z brutalną siłą skręcony czterokrotnie. Dziewczyna, która trzymała drut w ręku nie spodziewając się tego trzymała go dalej w ręce, przez co oparzyła sobie dłoń w wyniku tarcia, nie poważnie, lecz będzie to odczuwalne przez jakiś czas.
Co do wilkowatego młodzieńca, wkładając drut do otworu w pewnym momencie napotkał delikatny opór. Był to klucz, problem owej dwójki polegał teraz na tym, by ten klucz wyjąć. Let's do this.
Co do irytującego mechanizmu, jego miarowość, która dawała przez chwilę złudne uczucie spokoju, teraz zaczęła się mścić.
Stukanie gwałtownie przyśpieszyło, dźwięk przypominał dzięcioła napierdalającego w stalową blachę.
W jednej sekundzie nagle ustał. Rozległ się dźwięk dzwonka, takiego jak przy recepcjach.
Głośnik wydał z siepie chrapliwy dźwięk, a zaraz wydobył się z niego dźwięk.
- Wybiła godzina zero, czas dodać trochę więcej wybuchów do naszego Show! - znany już dobrze dwójce desperatów, prezenter wręcz wykrzyczał z euforią ten komunikat.
W oddali, gdzieś za mrocznym zakrętem rozległo się stukanie, jednostajne, dość powolne, lecz wyraźnie się do nich zbliżało.
Na domiar złego jedna pochodnia już się kończyła.


------------------------------------

Obrażenia i Efekty:

Karyuudo: brak; delikatne poparzenie prawej dłoni (1/5)
Spades: brak;

♣Pochodnia: 3/3 - gaśnie w następnej kolejce.
(-)Jeden z drutów nie nadaje się do niczego innego, po za otwieraniem wina.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Mam! - Drut napotkał na opór. Metaliczny dźwięk przyprawił Spada o mały wybuch euforii. Teraz problem polegał na wydobyciu go. Spad odważył się sięgnąć po niego ręką. Drut nie napotkał w końcu na żadnej niespodzianki, a im zdecydowanie kończył się czas, a przynajmniej takie odnosił wrażenie z powodu nieustannie tykającego mechanizmu.
Gdy wydobył klucz poczuł chłodny oddech strachu miast ulgi, a wszytko z powodu niepokojącego dźwięku dobiegającego z ciemności. Zamarł, uszy położył po sobie i nerwowym krokiem podszedł do stalowych drzwi.
- Poświeć mi Karyu. - wyszeptał nerwowo i cudem powstrzymując palce od drżenia umieścił kluz w zamku. Gdy drzwi stały przed nim otworem, a sytuacja tego wymagała był gotowy wkroczyć w ciemność, która mogła zwiastować wszytko...zrobił to, tym bardziej, jeśli pędzące w ich stronę zagrożenie miało być śmiertelne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Syknęła cicho - chociaż w tych warunkach i otoczeniu dźwięk ten zabrzmiał o wiele głośniej oraz donośniej, niż powinien - puszczając jak najszybciej tylko mogła drut, który wywołał niezbyt duże, acz irytujące i palące poparzenia na wewnętrznej stronie jej bladej, prawej dłoni. Skrzywiła się delikatnie, niemal niezauważalnie, przyglądając się uważnie nowym, świeżym obrażeniom i sprawdzając - poprzez lekkie, ostrożne poruszanie palcami i ich zginanie - czy nie będą one czasem ograniczać za bardzo jej mobilności oraz sprawności. Odkrywszy, iż nie jest to nic nadmiernie poważnego, Karyuu odetchnęła - nawet nie zauważyła, że wstrzymała na te parę ulatujących sekund powietrze - i spojrzała na swojego towarzysza. On miał więcej szczęścia - cóż, nie licząc poprzedniej wpadki - bowiem to właśnie w otworze przez niego sprawdzanym był kluczyk, który zaraz i szybciutko wyciągnięty został na zewnątrz. Zbawienna ulga zalała duszę Łowczyni, co nie trwało jednak długo, ponieważ chwilę później doskonale znany im już głos zakomunikował wyraźnie i radośnie, że nadeszła chwila na... wybuchy. Jasnowłosa drgnęła, aby zaraz dopaść do drzwi, przy których zamku już majstrował - w celu ich otworzenia, naturalnie - zafrasowany, poddenerwowany Wilczek. Mimo nerwów szarganych pośpiechem i strachem, palce mu nie drżały i stosunkowo sprawnie poszło odblokowanie ciężkich, masywnych wrót. Czerwonooka, ignorując uparcie poparzoną i piekącą nieznośnie rękę, pomogła mu w otworzeniu jednego ze skrzydeł, coby szybciej mogli wślizgnąć się za nie i uniknąć tego, co nadchodziło do nich z jednostajnym, coraz głośniejszym stukaniem. Po przekroczeniu progu przez nich obojga planowała zamknąć szczelnie drzwi, tuż po tym odpalając drugą pochodnię od gasnącej już powoli pierwszej. Ufała - dziwne to było dla niej uczucie, zapomniane i boleśnie zardzewiałe - kompanowi, aby ten rozglądnął się po nowym pomieszczeniu i sprawdził, czy nic im czasem tutaj nie zagraża, podczas gdy ona skupiona była na wykonywaniu swoich czynności - nie mogli pozwolić sobie na przebywanie w kompletnych ciemnościach, nawet przez marny, ulotny moment. Kiedy już druga pochodnia płonęła wesolutkim, czerwonym ogienkiem, Łowczyni zdała sobie sprawę z tego, jak nazwana została przez swojego kompana - wcześniej nie doszło to do niej w pełni i całości, jako że zajęta była desperacką ucieczką od 'wybuchów' i nie miała czasu na takie szczegóły. 'Karyuu'... nikt tak jej nie nazywał od czasów Giri'ego i zwrot ten sprawił, że w sercu jej zalęgło się coś ciężkiego, zakrapianego agonią, zaś gardło ścisnęło się w żalu i smutku. Przełknęła z trudem, odrzucając te wypełnione cierpieniem myśli na bok i starając się skupić na niebezpiecznej teraźniejszości, na przetrwaniu. Zobaczmy, co nowego rzucone zostanie w ich stronę... un.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężkie dudnienie zbliżało się w zastraszająco szybkim tempie dając dwójce desperatów mało czasu na reakcję.
Klucz wszedł bez oporu, zamek ruszył się z lekkim oporem; szczęk mechanizmu i drzwi ustąpiły.
Sufit walił im się na głowę i to dosłownie. Górna część korytarzu zapadała się na dolną część nie zostawiając żadnej luki.
Po krótkich zmaganiach udało im się wedrzeć do pomieszczenia i zamknąć za sobą drzwi.
Ogień pochodni, którą zapalili zaraz po wejściu, delikatnie się zachwiał.
Teraz Karyuudo i Spades stali wewnątrz wysokiego pomieszczenia, o ciemnofioletowych ścianach. W centrum pokoju rysował się kształt biurka i siedzącej za nim osoby.
Starszej daty mężczyzna z kapturem spojrzał na nich jednym okiem. Uśmiechnął się przy tym zadziornie.
- Witam w krypcie Sfinksa gołąbeczki. - lekko chrapliwy, lecz przyjemny głos staruszka wypełnił ciemny pokój, który był ledwo oświetlany przez pochodnię.
- Zagramy w grę. Jej celem będzie przejście dalej i otrzymanie informacji. Za każdą dobrą odpowiedź możecie zadać mi pytanie, a ja na nie odpowiem. - kaszlnął - Jednak. To gra o wasze życie, macie trzy szanse. Po ich utraceniu nie obiecuję, że przeżyjecie.
Pomieszczenie wypełnił dźwięk chrypliwego chichotu.
Starzec wskazał dwa krzesła przygotowane przed jego biurkiem.


Obrażenia i Efekty:

Karyuudo: brak; delikatne poparzenie prawej dłoni (2/5)
Spades: brak;

♣Pochodnia: 1/3 - kolejna pochodnia odpalona

(-)Jedna z pochodni się wypaliła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z dudniącym w piersi sercem rozglądał się po pomieszczeniu. Jego chaotycznie błąkający się wzrok ostatecznie utknął na znajdującym się w pomieszczeniu biurku, przy którym ktoś stał. Już miał ochotę wyrwać się ze swojego osłupienia i zalać tego człowieka falą pytań i prób o wyprowadzenie z tego miejsca, lecz starzec go ubiegł i wcześniej otworzył swe usta. To co mówił nie zachwycało...Wilczur wymienił ukradkowe spojrzenia z Karuu i...i podążył ku wskazanemu krzesłu. Nie wyrywał się jakoś do przodu, nie zostawał też w tyle - ruszył równo z krokiem łowczyni, jeśli ta w ogóle miała zamiar to samo uczynić. Jeśli tak to następnie usiadł na wskazanym krześle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nadciągające galopem odgłosy okazały się być wydawane przez kruszący się, zawalający szybko sufit i nieważnym aktualnie było to, czy był on roztrzaskiwany od góry z pomocą jakiegoś ciężkiego narzędzia, czy też rzeczywiście użyto w celu jego zniszczenia materiałów wybuchowych. Najbardziej istotnym był fakt, że strop walił im się na głowy, toteż czym prędzej czmychnęli do nowej sali przez otwarte ciężko zdobytym kluczykiem drzwi i natychmiast je za sobą zatrzasnęli. Pomieszczenie, do którego wkroczyli - i którego oświetlone zostało świeżo odpaloną, drugą pochodnią - urządzone było w totalnym bezguściu, jak również okupowane przez zakapturzonego, jednookiego staruszka, który mimo sędziwego wieku nie wydawał się bezbronny i słaby. Osobnik ten podejrzany i przywodzący na myśl weterana wojennego - a przynajmniej takie odczucie miała co do niego Karyuu - poinformował ich o zasadach tutaj panujących, wskazując po tym na dwa wolne, przeznaczone dla nich krzesła. Pewnie oryginalnie były trzy siedziska i ujrzenie wyłącznie tej smutnej, zmniejszonej o jeden ilości zmusiło ją do lekkiego, wolnego odetchnięcia. Uczyniwszy to ruszyła ku krzesłom wolnym, ostrożnym krokiem, obserwując przez całą drogę - która wydawała się trwać długie, długie wieki - nieznajomego mężczyznę - potencjalnego wroga - i ostatecznie zajmując miejsce po prawej stronie. Był to w sumie odruch wypracowany z powodu nabytego na prawe ucho niedosłuchu - zawsze starała się ustawiać tak, aby rozmówców i dźwięki innego rodzaju mieć po swojej lewej. Oszczędzało jej to kłopotów oraz zjadliwych komentarzy, a także przynosiło ze sobą drobną, wątłą - ale jednak - iskierkę otuchy i komfortu. Zerknęła kątem oka na idącego z nią krok w krok - a potem siadającego na drugim siedzisku - Wilczka, uwagę swoją jednak prędko przenosząc na Dziadka i czekając na pierwsze jego pytanie. Skinęła Staruszkowi jeszcze głową - lekko i nieznacznie - coby wiedział, że są gotowi do rozpoczęcia tego małego, dwustronnego - miejmy nadzieję - przesłuchania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy usiedli na wskazanym ich miejscach, starzec dodał jeszcze szybko.
- Możecie zgasić pochodnię. - po czym sam zapalił niewielką lampkę naftową, którą wyjął spod biurka.
Lampka dawała mało światła, ledwo oświetlała mężczyznę, a mówienie o czym za nim nie wchodziło w grę.
Staruszek kaszlnął kilka razy, chrapliwie.
- Tak więc zacznijmy grę - słabe światło oświetliło jego szatański pożółkły uśmiech - Zagadka ta z wierzchu się trudna wydaje, lecz w istocie prostsza jest niż oddychanie. Człowiek go używa, za broń robi, lecz też i do życia czasem jest potrzebny. Niekiedy ostry, a czasem tępy. Srebrny błyszczący, z drugiej strony zardzewiały i szary. Różne kształty ma i rozmiary, lecz w istocie człowiek wybiera jego zamiary.
Starzec splótł palce dłoni, a następnie opierając łokcie o biurko, podparł sobie głowę. Wpatrywał się swoim jednym okiem, raz to w chłopaka, raz to w dziewczynę. Wiecznie uśmiechnięty oczekiwał teraz na odpowiedź.
Jednak jedno jest pewne, starzec mimo wiecznie uśmiechniętej gęby nie wydaje się być psycholem, emanuje jednak aurą tajemniczości i uczuciem kogoś, na kogo słowach można polegać.
Jednak czy to uczucie jest prawdziwe, czy to tylko tandetna obłuda? Niech się przekonają sami.
Pierwsza zagadka ruszyła.
Starzec w pewnym momencie postukał palcem w zegarek, który przedtem niewidoczny, spoczywał na jego nadgarstku. Stuk...stuk..., długi nieobcinany zapewne od miesięcy paznokieć starca stukał w szkiełko zegarka.

--------------------------------
Obrażenia i Efekty:

Karyuudo: brak; delikatne poparzenie prawej dłoni (3/5)
Spades: brak;

♣Pochodnia: 2/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach