Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: My


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Lentaros napisał:Naczytałem się tutaj o wychodzeniu z domu i ogólnie tych wszystkich dobrach z tego faktu. Zazdroszczę wam, serio. Mieszkam na - nie będę owijał w bawełnę - zadupiu, z którego ledwie kiedy można gdzieś pojechać, i jeszcze trudniej jest na nie wrócić. Moje otoczenie tutaj składa się z, hm, bez obrazy dla kogokolwiek - kretynów, dla których największą rozrywką jest picie piwa i wydzieranie się bez powodu. Neeeeh.

Niegdyś Mentor opowiedział Tai pewną historię. Nie tak dawno temu, w jednym z najmniejszych miasteczek otaczających Lublin mieszkał sobie piętnastoletni chłopiec. Jako że wtedy jeszcze nie mógł podróżować fizycznie, bo rodzice nie chcieli się na to zgodzić, robił to w swojej wyobraźni. Za pomocą książek.
Traf chciał, że w jego rękach wylądowała saga o Wiedźminie, która stworzyła impuls. Będzie walczył mieczem. Co innego mu pozostawało jak nie mógł opuścić swojej wioski? Wyszedł więc na łąki, znalazł odpowiedniej długości kij i zaczął ćwiczyć. Machał patykiem, wspinał się na drzewa, przechodził po cienkiej kłodzie nad strumykiem płynącym nieopodal. Co jednak jest istotne, robił coś i zawsze to robił w tym samym miejscu.
Pewnego dnia, gdy przyszedł na kolejny trening, zauważył, że ktoś odkrył jego miejsce do ćwiczeń. Był to mężczyzna z kijem (bo) i robił z nim tak niesamowite rzeczy, że chłopcu opadła szczęka. Nie myśląc długo pobiegł do mężczyzny i poprosił go o kilka wskazówek. To samo działo się przez kilka kolejnych dni, aż w końcu zaczęli ćwiczyć razem. Nauczyciel i jego uczeń. Z czasem grupka powiększyła się o jeszcze jednego chłopca i dziewczynę.
Po jakimś czasie wszyscy się rozjechali. Ale miłość do szermierki pozostała.

Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale cóż. Czasem warto przełamać swoją psychikę i wyjść, jak nie do ludzi to naprzeciw samemu sobie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeżu, ta historia jest urocza. Brzmi tak nieprawdopodobnie, że jestem w stanie uwierzyć w nią bez zastrzeżeń.

Lenek, nie martw się, ja też z serii ludzi nie wychodzących z domu. Ostatnio trochę z tym walczę i chodzę na jak najwięcej tanich/darmowe eventów kulturalnych, ale nadal muszę to robić sama, bo moi znajomi raczej się sztuką nie interesują, a zaproszenie kogoś, kogo średnio znam, doprowadziłoby mnie do jakiegoś zwarcia w mózgu. Potrójne hurra dla ogólnej nieufności, co nie.

Swoją drogą, skoro już weszliśmy na temat mieczy i treningów. Jakiś czas temu Tai zainspirowała mnie do zapisania się na judo - tylko w ramach wf-u akademickiego, ale zawsze coś - i nawet myślałam o wzięciu się za to jakoś poważniej, ale... Uświadomiłam sobie, że istnieje sport, który da mi bezwstydny pretekst na latanie w hakamie i od około dwóch miesięcy ćwiczę kendo. Jest absolutnie, niewyobrażalnie cudownie. Wszystko mnie boli po treningach, ale tym razem mam z tego bólu tylko i wyłącznie satysfakcję. Machanie bambusowym kijem i krzyczenie jest super <3
Po raz pierwszy w życiu naprawdę czuję, że znalazłam aktywność fizyczną, która pasuje mi pod każdym względem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak czytam i aż zazdroszczę.
U mnie jest nieco jak u Fausta, że moje życie to jednak trochę powiewa sandałem a zainteresowania nie są nie wiadomo jak oryginalne czy zajmujące czas. Inny problem, jaki kręci się wokół mnie to to, że nawet jakbym chciała mieć małą grupkę znajomych, z którymi idzie wyjść, pogadać o byle bzdurach i spędzić miło czas, to... No, w moim mieście nie ma za bardzo gdzie, raz. Dwa, mój charakter uwielbia sobie w takich momentach krzyczeć, że jestem tym typem człowieka, który zadziwiająco dobrze czuje się w niewielkim gronie, jak nie tylko w swoim. Nie potrafię zagadać ludzi na zwykłe "siema, co tam u ciebie, nazywam się x" itp, nie roztaczam wokół siebie aury mega-społecznego człowieka, a i rozmowa mi się rzadko kiedy klei. Przynajmniej do czasu, aż uda mi się znaleźć choć jedną osobę.
Ale samotnik zazwyczaj przyciąga innych samotników, podczas gdy nie potrafi podbijać do grupek.
I żeby nie było - próbuję to przełamać, ale to mi idzie jak krew z nosa. Nawet wyjazdy gdziekolwiek (chociażby do Warszawy, mam niedaleko), bo sama tam przecie nie pojadę, nawet na durny konwent. Samej ciężko. I nie mam kogo wyciągnąć. |: Jeżeli ktoś wie, co można zrobić ze sobą, żeby otworzyć się wreszcie na ludzi i nie roztaczać wokół siebie aury samotnika w taki sposób, żeby nie dostać chorobą nerwową po głowie, to będę wychwalać do końca mojego życia. Serio.
Ale koniec o moich rozterkach życiowych, może coś o tym, jak spędzam czas wolny. Uwaga, powieje nudą i sandałami.
Trochę piszę (nie tylko na Virusie), trochę rysuję, przeglądam internety, czasem coś czytam czy oglądam, pogrywam, jak nie mam lenia, ale z domu rzadko się ruszam. Tak, jak już wspomniałam, sama ze sobą nie potrafię wychodzić, bo i tak zarzucam słuchawki i nie ma czego zwiedzać. Nie wiem nawet, co by mnie mogło zainteresować. Próbowałam nauczyć się gry na gitarze (co mi wujowo idzie), nawet składać jakieś dziwne rzeczy w odpowiednich programach (równie bieda), kiedyś też chodziłam na takowe zajęcia wokalne i występowałam z ludźmi, ale po tym, jak mój głos zaczął się buntować, zrezygnowałam. W teorii nadal jestem otwarta na nowe rzeczy i jak mnie coś zainteresuje, to może nawet spróbuję szczęścia, tylko że nie za bardzo mam czym. Bo na pewno nie imprezami, gdzie upijają się na całego i niszczą domy, nie.
Przyznam, że takim moim małym marzeniem jest podróżowanie, nawet po kraju do znajomych. Znam jedną dziewczynę, która tak robi i troszkę jej zazdroszczę, bo opowieści niesie ze sobą genialne, ale nie mam takiej odwagi i funduszy, żeby wkopać się do pociągu i jechać na drugi koniec kraju bez obaw, że ktoś/coś mnie zje. Ale podróżowanie i tak zawsze wydawało mi się czymś naprawdę ciekawym. Czy to po okolicach, kraju, kontynencie, świecie, cokolwiek. Można się w końcu dowiedzieć tylu ciekawych rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Aiko jak nie masz kasy na zwiedzanie, pozwiedzaj okolicę... to co najbardziej lubisz, np. lasy czy coś. Kiedyś jak byłam mała (z jakieś naście lat miałam) kupowałam z przyjaciółką bilety całodobowe i ruszałam po Łodzi. Często z blokiem rysunkowym, ołówkiem, gumką i kredkami. To mi pozwoliło poznać miasto ale zarazem fajnie się tak jeździło. Aktualne mieszkając gdzie indziej z Paskudą szukamy jakichś ciekawych miejsc do zwiedzenia (oboje jesteśmy spłukani więc darmowych) i tak o to na początku tygodnia oświeciło nas, że całkiem i daleko mamy super laso-park (byliśmy obok niego chyba z 10 razy). A jak chodziliśmy to jak małe dzieci puszczone na plac zabaw
Wiesz, nie musisz chodzić sama, czy też mieć kasy na podbój świata.

(ta mówi to ta co sama nie chce wychodzić z domu) ale zawsze brałam ze sobą jakiegoś człeka, jednego ew. dwa i ruszałam gdzieś
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ayako napisał:Jest absolutnie, niewyobrażalnie cudownie. Wszystko mnie boli po treningach, ale tym razem mam z tego bólu tylko i wyłącznie satysfakcję. Machanie bambusowym kijem i krzyczenie jest super <3
Po raz pierwszy w życiu naprawdę czuję, że znalazłam aktywność fizyczną, która pasuje mi pod każdym względem.
Bardzo się z tego powodu cieszę i trzymam kciuki, żeby ta pasja utrzymała się jak najdłużej. Krzyczenie MEN przy większości ciosów jest przeurocze, z tego co pamiętam. Aż mi się przypomniał pewien gif...

Ale nuda... - czyli co zrobić, by mieć ciekawe życie? - Page 2 Gifs_06

Aiko napisał:Jeżeli ktoś wie, co można zrobić ze sobą, żeby otworzyć się wreszcie na ludzi i nie roztaczać wokół siebie aury samotnika w taki sposób, żeby nie dostać chorobą nerwową po głowie, to będę wychwalać do końca mojego życia. Serio.
Może pomogę. Tym razem to historia o dziewczynce, którą wysłano na drugi koniec świata.
Dziewczynka ta nie znała języka kraju, w którym się znalazła, ale musiała się jakoś porozumiewać z nowym otoczeniem. Próbowała po angielsku, na migi, płaczem, ale miejscowi byli okrutni i nie widzieli innej możliwości jak nauczenie się ich języka. Tak też zrobiła, ale zawsze bała się, że będą oceniać jej akcent lub zasób słownictwa. Nie odzywała się często. Zamknęła się w sobie. W książkach i internetach.
Po jakimś czasie jednak wróciła do swojego kraju. Była tak zachwycona swobodą z jaką mogła się komunikować, że niemal zatraciła się w spotkaniach ze starymi znajomymi. Ale okazało się, że ci mieli wiele na głowie i nie chcieli się z nią spotykać. Nadal siedziała w internecie i książkach.
"Muszę coś ze sobą zrobić" pomyślała, spakowała plecak i poszła na darmowe zajęcia z pierwszej rzeczy jaką znalazła w internecie. Znała tam tylko jedną osobę, ale tak słabo, że raczej bała się z nią rozmawiać. Ale wraz z rozgrzewką, a potem ćwiczeniami zaczęła zapominać o swoim wstydzie. Może się nie odzywała zbyt wiele, ale ludzie byli dla niej mili. Podchodzili, dzielili się przemyśleniami. Przecież mieli wspólne zainteresowania, nie mogli się nie lubić. A potem wszyscy razem uznali, że miło będzie chodzić coś zjeść po każdym treningu.
Tak dziewczynka znalazła przyjaciół, a przy okazji uzbierała mały kubeczek pewności siebie.

Z czasem zaczęła chodzić też na inne zajęcia, wykorzystując tę samą technikę, stała na uboczu i unikała tłumów, ale zawsze trafiał się ktoś równie zagubiony lub na tyle otwarty żeby nawiązała się rozmowa.
Dzisiaj nikt nie wierzy, że ta dziewczynka kiedykolwiek była nieśmiałą istotką unikającą ludzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzięki <3 Pewnie dla kogoś walczącego prawdziwą bronią takie patatajowanie dookoła z bambusem jest trochę śmieszne, nie?

Co do nieśmiałości - nie wiem, czy powinnam dawać rady, bo sama jeszcze ze sobą walczę, ale jakiś postęp zrobiłam, więc się dorzucę do zestawu mądrości.
Jest takie angielskie powiedzenie: fake it till you make it. Brzmi trochę naiwnie i życzeniowo, ale działa. To, w jaki sposób myślimy, programuje nasze zachowanie, może to potwierdzić każdy psycholog/psychiatra (a przynajmniej ci, którzy się do czegoś nadają). Udawanie przed samym sobą, że jest się odważnym, otwartym, ciekawym itd. sprawia, że po odpowiednim czasie zaczynamy w to wierzyć. I okazuje się, że byliśmy tacy już wcześniej, tylko przez myślowe spychanie się w dół nie potrafiliśmy tego zauważyć lub przedstawić w odpowiedniej perspektywie.
A najlepsza rzecz? To trochę jak roleplay :v Tylko zamiast wymyślać postać wymyślamy, kim sami chcemy się stać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tai, te historyjki są przeurocze.

Jakiś czas temu jednak wspomniano o wolontariacie przy mnie. To klubów sportowych naprawdę się nie nadaję, z tańcem raczej też nie, ze śpiewem też wolę już nie wariować, no i człowiek zastanawia się, co jeszcze może, jak w jego miasteczku jest mało możliwości. A więc padła taka propozycja, że skoro tak, to przecież mogę pójść i pomagać innym. Ktoś, coś kiedyś? W sumie za wiele wiedzieć chyba nie trzeba, ale ciekawa jestem, czy ktoś tutaj już próbował w tym kierunku swoich sił.
Ciekawa też jestem tej całej szermierki i innych tego typu, ale to wyłącznie zżerająca człowieka ciekawość, bo w tym kierunku nic nie zrobię. Musiałabym jeździć do zupełnie innego miasta, żeby cokolwiek zobaczyć czy spróbować. Więc jak to wygląda? D:

Lu, możliwe. Czasem próbuję sobie wmówić, że nie jest ze mną aż tak źle, że powoli wszystko jakoś się naprawia i jest przecież lepiej, jak kilka lat temu, ale potem moja ocena i pesymizm uwielbiają mnie dobijać podwójnie, jeżeli znowu coś nie pójdzie. Ale spróbuję, może w końcu mi się uda. W końcu trzeba próbować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dorzucę jeszcze od siebie pomysł co do nieśmiałości:

Kiedyś wpadłem na taką praktykę, trochę to podchodzi pod to co mówi Luka. Zapomniałem jak się to konkretnie nazywa, ale polega mniej więcej na takim "motywacyjnym" mówieniu do siebie. Siadasz np. na fotelu, w samotności, i na głos, kilkadziesiąt razy, z pewnością w tonie powtarzasz sobie coś.
"Jestem pewny siebie.
Jestem silny.
Jestem niezależny."

Wbrew pozorom - to daje swoje, całkiem solidne rezultaty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zapomniałam na to odpisać.
Shirōyate Hiroki napisał:Lu, proszę nie wysnuwać pochopnych wniosków. Kwestia hobby była już oddzielnym pytaniem. |: W założeniu. A że wyszedł chuj - inna kwestia. |:
Ale ja nie krytykuję, całkiem szczerze urzekło mnie sformułowanie. Aż przez moment się zawahałam, czy nie wpisać Luce w KP "zainteresowania: safizm" c;

To, co opisał Len, po angielsku nazywa się "motivational chant", nie jestem pewna, jak jest po polsku. Google nie pomógł. Może "recytacja motywacyjna"?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po kilku minutach intensywnego myślenia w końcu przypomniała mi się nazwa - afirmacja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hoho, Tai, jak masz tańczyć k-pop, to aż wpadnę na te pokazy na Falkonie, bo zawsze omijam je szerokim łukiem!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: My

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach