Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: My


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

CIEKAWE ŻYCIE, CZYLI CO CZYNIĆ, BY NIE SKISNĄĆ W NIEWYWIETRZONYM DOMU?
Ludzie to dziwny twór i nikt temu stwierdzeniu nie zaprzeczy. Mogę więc schować broń celowaną we wszystkich, którzy jednak mieli zamiar i brnąć dalej w temacie. Skoro jesteśmy specyficzni (lepiej brzmi), to na pewno posiadamy coś, co nas wyróżnia; coś, co sprawia, że w chwilach kryzysu inni myślą: „cholera, nie dam rady. Dzwonię po X'a! On się na tym zna!”; coś, co robimy dla przyjemności, a nie pod butem wykładowców, nauczycieli albo rodziców; coś, dzięki czemu kwalifikujemy się jako sportowiec, artysta, komik, metal, lesbijka, generalnie – cokolwiek, na co nie każdy może sobie pozwolić.
Jakie jest wasze hobby? Co robicie, by się samodoskonalić? Jakie formy rozrywki polecacie innym userom?
Może zarabiacie na czymś? Występujecie na wielkich scenach, finalnie kłaniając się w owacjach? Temat stworzony po to, by nie tylko pochwalić się swoimi zainteresowaniami (które, być może, wiążecie nawet z pracą?), ale również ma być miejscem na rady - czyli jak nie zakwitnąć przed komputerem i co zrobić, by siadając w gronie znajomych miało się co opowiadać.


---------------------------------

Do założenia tematu zachęciła mnie znajoma, która po rocznym milczeniu odezwała się i koniec końców temat przeszedł na tzw „Co u ciebie?”. Tyloma smaczkami dawno nikt mnie nie zasypał. A przecież nawet nie znalazła się poza miastem. Ma za to tyle planów, zainteresowań, chęci na tworzenie, robienie, rozgrzebywanie, uczenie się, że momentalnie poczułem się, jakbym sam wrósł w komputer. Ale to nie wszystko. Pierwszą myślą było: „cholera, ile z tego doświadczenia. A ja?”. Co ja właściwie umiem? I czemu tak mało? |: Taka mobilizacja to jak kop w cztery litery.

Co lubię? Pisać na forum, wymyślać pokrętne historie swoich postaci, wiązać każdą bliznę i uraz psychiczny z danym zdarzeniem z jej przeszłości. Trochę znam się na kodach, trochę na grafice komputerowej (poszedłem na studium o tym kierunku). Ale. Te wszystkie „komputerowe cudności” robię z dala od osób trzecich. Nie potrzebuję nikogo, by napisać kod na forum, a jeśli czegoś nie potrafię – przeglądam internet. Inspirację czerpię z filmów, książek, niekiedy z historii usłyszanych od znajomych ze wspólnych wypadów. I właśnie – znajomi. Chce się mieć ciekawe życie? To trzeba wygrzebać jakichś świrów, psychopatów, ludzi z centralnymi odchyłami. Od każdego można się czegoś nauczyć, a jestem zdania, że im więcej przebywa się z ludźmi, tym więcej doświadczenia się nabija do kolejnego levelu w życiu.
Gdybym nie poznał Takanoriego, pewnie do teraz byłbym analfabetą z kodów – dziś sam mogę spokojnie zrobić cały wygląd, wiem do czego służą poszczególne ramki i rozkazy. Nie połamię sobie rąk, jak mam zrobić grafikę, wyszperać w necie brushe albo nowe tekstury. Dam radę przerobić gif, przyciemnić, rozjaśnić, renderować warstwy. Posługuję się Photoshopem już praktycznie automatycznie.
Gdyby nie Evendell, nie rozszerzyłbym horyzontów w pisaniu. Zacząłem zwracać uwagę na świat zewnętrzny, NPC, zwierzęta, rośliny, myśleć bardziej „naprzód”, a nie tylko na „tu i teraz”, przez co łatwiej mi się też prowadzi misje, bo niespodziewanie wiążę coś z czymś i wychodzi kolejny rozdział. Chyba też bardziej zacząłem ingerować w życie innych postaci. No i książki, filmy, cała masa anime – wszystko nabuzowane pomysłami, nowymi motywami. Po „Księdze bez tytułu” do teraz zdrapuję szpadlem szczękę z podłogi.
Yunosuke pokierował moją ręką w kwestii rysunku (polecam jego streamy i nauki, rly), Lentaors pokazał nowe zespoły, znajoma jest sokolnikiem – dała mi więc sporo dziwnych ciekawostek o jej zawodzie i ptakach drapieżnych. Jednak wychodzi na to, że gdyby nie inni, w wielu dziedzinach zatrzymałbym się na granicy między 3 a 4 rokiem życia.
Hobby? Fora, czytanie książek (shiet), rysowanie, horrory, seryjni mordercy (zaczynam się dopiero wgłębiać, bo znalezienie jakichś wiarygodnych źródeł o nich to poezja), coraz bardziej też historia. Praktycznie całe kieszonkowe wydaje na mangi, przez co mam już pokaźną ich kolekcję. Ale zaczynam zastanawiać się nad czymś jeszcze. Czymś, co pozwoli innym pomyśleć: „nie dam rady, muszę zadzwonić do kogoś, kto ma to obcykane. Halo, Gilbert? Słuchaj, jest sprawa...”. Wiecie o co chodzi, nie? Lilo wyszywa, Yuu robi katany, Taihen stroje – coś, czego nie  może robić każdy, bo nie każdy się na tym zna.

A co robić, by mieć ciekawe życie? v:
Wychodzić. To po pierwsze. Wszystkie „ojezu” sytuacje spotykały mnie na dworze. Jak biegłem na autobus i znokautowałem emerytkę 60+, bo wypadłem zza rogu i na nią wleciałem, jak rozdając ulotki w ukrop podszedł do mnie gość z Alzheimerem albo dostałem różę od Turka. Jak niespodziewanie podbiegła do mnie spanikowana kobieta, wpychając w ramiona niemowlę z tekstem, że „ona naprawdę zaraz wróci”. Jak wnosiłem zakupy dla, kurde, całej kolonii ulicą Podgórną (kąt 60 stopni), bo jakaś kobieta poprosiła mnie o pomoc, jak godzinę dyskutowałem ze świadkami Jehowy na ulicy o tym, dlaczego zwierzęta nie mają duszy albo gdy biegłem z chorym kociakiem do weterynarza. Jak nie zdążyłem na ostatni autobus, kumpel mnie przenocował i do białego rana graliśmy w gry survival horror. Nie zapomnę też organizowania akcji w szkole (polecam udzielanie się w samorządzie klasowym albo – jeszcze lepiej – w szkolnym), oprowadzania ludzi po budynku, jazdę po strój pilota (z czasów wojny), a potem siedzenie w klasie samorządu i liczenie głosów do plebiscytu. Albo nagłe odebranie telefonu i usłyszenie: „Yo. >D Za 10 minut wyciągam cię z domu na pizzę. Lepiej, żebyś był w gaciach”. No i trzeba zapierdalać.

A wy? Macie jakieś doświadczenie, hobby, ciekawe akcje, które was zmobilizowały do czegoś, uświadomiły w czymś? Jest coś, co koniecznie chcielibyście wypróbować w życiu? Coś, co polecacie całym sobą albo, wręcz przeciwnie, odradzacie, by nie tracić czasu? Jakiś konkretny zawód, którym marzycie się parać? Może sytuacje, bez których uważalibyście, że wasze życie jest mdłe, bezsmakowe i nudne?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hueeee.... ciekawy temat i fajny, patrząc na fakt, że mam ostatnio bardzo dużo czasu to trochę mi się nudzi. W każdym razie, odkąd pamiętam łapałam się różnych rzeczy, ale mam taki słomiany zapał, że długo nie wytrzymało. Hah. W każdym razie, łapałam się rysunku, tańca, j. niemieckiego, wolontariaty... i wiele pomniejszych rzeczy o których pewnie już nie pamiętam. Za często nie wychodziłam z znajomymi, cieszyło mnie to bardzo ale czułam się zbyt przytłoczona wszystkim. Starałam się chodzić na konwenty, ale klimat kompletnie nie dla mnie... fotografia! Ach nadal to kocham, ale jakoś opadł mi zapał jak się okazało, że jestem nijaka w przeciwieństwie do znajomych. (nadal to lubię i jeżeli mogę to zabieram aparat gdzieś ze sobą.)
Aktualnie siedząc i od czasu do czasu nudząc się, staram się poprawić swój ang (ucząc się na własną rękę) i szukam ciekawych motywów na ozdabianie zeszytów. Jednakże, mój pierwszy zeszyt okazał się klapą (przez klei) to muszę popróbować jakichś innych. Czyli poprosić ładnie paskudę by mi kupił. Zainteresowanie to wzięło się w momencie, jak zobaczyłam, że zeszyty kosztują po 15 funtów! Aż tak mnie nie powaliło. Więc uznałam, że kupie sobie jakichś prosty i ozdobie go ładnie. W planach mam już kolejne zdobienie tylko muszę zakupić zeszyt, jak skończę ten którego aktualnie używam.
W planach mam wypróbowanie ASG, ale najpierw muszę zainwestować w jakieś godne buty, w których nie będzie mnie widać na kilometr i w których nie zrobi się bagno. Broń może pożyczę od kogoś, zobaczy się. Ale tak chcę.
Och i ostatnimi czasy, z Paskudą uznaliśmy, że całkiem fajnie było by pozwiedzać Glasgow i o to potrafimy chadzać po mieście z dobre 4-5 godzin, lub po lesie, zahaczając też o różne rest i w celu wypróbowania nowych dań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przede wszystkim od 1.5 roku nie użyłam określenia "nudzi mi się". Po prostu tego nie doświadczam.
Uważam, że bardzo ważną częścią życia jest jakieś hobby, serio. Nie mogę sobie teraz wyobrazić, jak ja w ogóle funkcjonowałam w 1-2 klasie gimnazjum, kiedy miałam swoje bunty i nic mi się nie chciało. Absolutnie nic. A teraz? Ciągle gdzieś mnie niesie, tyłek mnie świerzbi i dostaję kociej głowy, kiedy muszę siedzieć w moim rodzinnym mieście. Co nie oznacza, że bez biletu na pociąg do Sri Dźajawardanapura Kotte nie da się odkrywać, kształcić i rozwijać.

Przede wszystkim warto wiedzieć, co się w mieście dzieje - praktycznie wszędzie znajdzie się Domy lub Centra Kultury, galerie sztuki, knajpy z ciekawymi, alternatywnymi koncertami. Zazwyczaj da się znaleźć różne kalendaria, w przypadku mojego miasta nazywa się to "Zoom", ale gdy byłam w Gdańsku, mieli zwyczajny "Kalendarz" i dostać go można m.in. w wymienionych obiektach. Znajdują się tam spisy wydarzeń w danym miesiącu, więc ja osobiście zawsze biorę jeden już pierwszego dnia i zaznaczam, co chcę zobaczyć. Filmy, których nie zobaczycie w kinach, przedstawienia teatralne (dzięki temu zobaczyłam raz Marię Peszek czytającą poezję Tadeusza Różewicza!), koncerty i wystawy. To nie tylko inspirujące i nowe przeżycia, ale też mocno edukacyjne: dla przykładu mogę podać projekt, który ostatnio odbył się w kilku miastach w Polsce pt. Patrzę na: islam, a polegał na wyświetlaniu filmów o kobietach, które chciały śpiewać (w Iranie kobiety jako solistki mogą śpiewać tylko przed kobiecą publicznością) czy o zamieszkach w Egipcie. Potem odbywały się debaty, na jednej z nich muzułmanin opowiadał o roli kobiety, przytaczał fragmenty Koranu, etc. To wzbogaca. Każde wyjście wzbogaca, bo wszędzie może nam się przytrafić coś interesującego, możemy odkryć jedną, konkretną rzecz, która nas zaciekawi.

Poza tym, rzecz jasna, ważni są ludzie. Jeśli ma się odpowiednich ludzi, to wszystko staje się przyjemniejsze.

Kiedy mam naprawdę dużo wolnego czasu, co znaczy 3 dni+, od razu planuję wyjazdy - Warszawa (jeśli ktoś zainteresowany i jeszcze nie słyszał o wystawie Van Gogh Alive, to niech przeczyta o tym, niesamowita rzecz, którą na pewno zobaczę), Gdańsk czy nawet podróż busami po drobnych miejscowościach dookoła rodzinnego miasta. Trzymam się usilnie przysłowia, że podróże kształcą, bo taka jest po prostu prawda. No i dzięki ogólnemu opuszczaniu swojego pokoju faktycznie, jak wspomniał Grow, można przeżyć mnóstwo dziwnych sytuacji. W Gdańsku np. jakiś Rosjanin zaczął mnie zapraszać na lody, jak tylko usłyszał, że mogę się z nim dogadać w jego ojczystym języku (ostatecznie zakręciłam się i uciekłam :|). No. Ale polecam wychodzenie z domu.

Kiedy mam trochę czasu - gotuję. Jestem od 2 miesięcy na diecie roślinnej i odkrywam co chwila nowe przepisy, zastosowania produktów, próbuję czegoś cały czas i to bardzo przyjemne zajęcie.

Lubię też czytać, ostatnio okropnie dużo czytam i ciągle wychodzą nowe książki i mnie to niezmiernie denerwuję, bo składzik "do przeczytania" za cholerę nie chce zmaleć. Czytam też książki naukowe, chociaż wydaje się to dziwne, ale uczenie się jest niezmiernie ciekawą sprawą, czasem trywialne rzeczy okazują się być bardziej złożone, a to tylko pokazuje, że nigdy nie może być nam dość odkrywania.
I to chyba jest najpiękniejsze w całym życiu!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wychodzenie z domu jest super! Serio.
Ja lubię sobie wyłazić z aparatem na dwór i cykać fotki. Przy okazji, pokonując nieśmiałość, podłażę do kogoś i pytam cicho "mogę zrobić zdjęcie Pani psu?" No i wiecie, jak fajnie się gada z takimi osobami? |D Serio. No i można głaskać psy. |: Albo to uczucie, gdy robisz zdjęcie leżącego na ulicy kota i nagle... "A co Ty zdjęcia kotom robisz?!" a tu Twój kumpel z podstawówki, z którym odnawiasz kontakty... |D Albo gdy zagaduje Cię jakiś chłopak, to też jest kochane. |: Więc joł, wychodźcie na dwór, bo można kogoś poznać super! I ogólnie... Nie wiem, ja lubię ludzi. I Kot. |: Kot jest supi, ostatnio miałyśmy rurki i Kot podeszła do grajka na ulicy i go poczęstowała.... A potem nas zaczepił jakiś pan, który się pytał czemu mu dała rurki, a potem chciał za nie zapłacić... XDD Co.
Albo nie wiem... Festiwale! Na przykład Kolorów. Był zarąbisty, serio. Wszyscy tańczyliśmy, przytuliłam tryle ludzi... "Przepraszam, wydaje mi się, że brakuje pani trochę koloru ||:" "Walnij mnie proszkiem w twarz |:"
Nie no. Polecam, ludzie są fajni.
No a hobby... Czytanie. Zdjęcia. Pisanie. Bajki. Gadanie z randomowymi ludźmi na omegle... W sensie ja lubię tak pisać, że wiecie. Typu. "Joł, jestem jakimś anonimem, opowiedz mi o swoich marzeniach" i chociaż odpowiada jedna osoba na dwadzieścia, to serio są świetne rozmowy. XD Takie... kochane. |:
No i ogólnie w sumie... tyle. O, uwielbiam marzyć i w ogóle świat wyobraźni jest the best. No i w wakacje...
No wakacje.
Kocham wakacje.
Spływy kajakowee~
Chociaż wolę kanadyjki. |:
Ale atmosfera na tygodniowym wyjeździe w dzicz... To jest serio wspaniałe. Ogniska do drugiej w nocy z dopiero co poznanymi ludźmi, mleko w proszku rozsypane w saunie (pozdrawiam Bociana... Jak ktoś jest ogarnięty z rzekami polskimi, to wie kto to. Tylko pssst, nie mówcie mu kto ściął drzewo) i inne kochane rzeczy. Raz przez dwie godziny zabawiałam malca, chodząc z nim po lesie i opowiadając o centaurach, którzy żyją w tym lesie albo o wróżkach w trzcinach. Był taki tym zafascynowany i się tyle pytał o to, a ja z nim szukałam po lesie śladów centaurów i domków małych nypsików... XD
I w ogóle natura, joł. Natura jest super. Nie ma nic lepszego niż świt nad jeziorem, siedząc na plaży w śpiworku i patrząc, po prostu patrząc. ~ Serio polecam tydzień pod namiotem w dziczy. Atmosfery nie da się opisać, bo... jesteś wolny. I to dosłownie. Nikt niczego od Ciebie nie wymaga. Chcesz pływać? Pływasz. Chcesz zjeść słoik nutelli? Jesz. Chcesz o 2 w nocy pójść do lasu? Droga wolna. Nikt Ci nic nie zakazuje, chodzić w czym chcesz... Jest super. No i też można poznać super ludzi.
Typu... ja poznałam Czesia.
Czesiu był moim supi przyjacielem przez całe dwa dni. Raz nie chciało się nam rozkładać namiotów, to spaliśmy na trawce i Czesiu był wiernie obok nie. Kochał się przytulać i płynął za nami wpław 12 kilometrów. Jak gdzieś odchodziłam, to szedł za mną, żeby mnie przypilnować i odprowadzić do obozu. Czesio był przekochanym psem i jak kiedyś spotkacie labradora na rzece, to go nie wyganiajcie. Przegonił nam jakiś złych ludzi, którzy rzucali w nas petardami. XD

Więc... serio, żyjcie. |: To jest super!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak, tak, pewnie bym sobie chadzał to tu to tam (muszę zainwestować w lepszy aparat ;x) ale kurczę, boje się, że ktoś do mnie zagada a ja w panice, że do mnie gada i mój mózg włączy się na trym "zrozum Szkota" za chuja go nie zrozumiem. I tyle z naszej pogawędki. . . Chociaż trzeba przyznać, że Szkocji są super mili... będę musiała kiedyś wyjść i porobić foty.. tak. Dzięki Gav <3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Growlithe napisał:coś, dzięki czemu kwalifikujemy się jako sportowiec, artysta, komik, metal, lesbijka, generalnie – cokolwiek, na co nie każdy może sobie pozwolić.
Jakie jest wasze hobby? Co robicie, by się samodoskonalić? Jakie formy rozrywki polecacie innym userom?
Ciekawie definiujesz hobby.

Już się tym chyba gdzieś chwaliłam, ale od dość dawna (6+ lat?) siedzę w modzie alternatywnej, głównie japońskiej.
...tzn przede wszystkim japońskiej. Co jest w sumie fajne, bo dzięki temu nauczyłam się korzystać z internetów, o których większość ludzi nawet nie słyszała, typu Taobao, Mbok, czy Rakuten, a tam można znaleźć czasem naprawdę niesamowite rzeczy, no i człowiek zaczyna mieć w głowie przelicznik na minimum trzy waluty, czasem nawet więcej.
Mam to szczęście, że żyję w dużym mieście i udało mi się złapać inne osoby zainteresowane moim głównym stylem, spotykamy się w miarę regularnie na zdjęcia, jedzenie i plotki. Ostatnio udało mi się też parę razy wyskoczyć poza miasto, raz na ogólnopolski zjazd ludzi typu ja, drugi raz wepchnęłam się z koleżanką i jej chłopakiem na imprezę kostiumografów w dzikiej dziczy pod Krakowem. To drugie było super, bo po raz pierwszy mogłam zobaczyć, jak na nasze stylizacje reagują ludzie, którzy naprawdę znają się na temacie wizualności/szycia.
Piszę kryptycznie, wiem, przepraszam. Jestem jeszcze na etapie "piszę do szuflady" (co z tego, że internetowej) i niespecjalnie chcę, żeby łączono mnie-mnie z moimi próbkami literackimi, a ludzi od mojej mody jest w Polsce mało (przynajmniej tych, którzy się do czegokolwiek nadają, bo wannabe można liczyć w pęczkach), a ja jestem dość charakterystyczna ze sposobu bycia.

W sumie z powodu powyższego, zaczęłam szydełkować/haftować/szyć, przy czym ostatnio niestety nie miałam czasu na jakikolwiek większy projekt. Muszę wrócić do haftu wstążęczkowego, jest bardzo efekciarski.

Czasem rysuję. Kiedyś miałam bardzo duże ambicje i nadzieje z rysunkiem, ale wszystkie padły i teraz na nowo uczę się rysowania tylko i wyłącznie dla przyjemności, nie dla prestiżu, sławy czy czegokolwiek innego.
(Perfekcjonizm to okropna cecha, niech nikt wam nie wmówi, że jest inaczej. Paraliżuje cię przed podjęciem jakiegokolwiek wyzwania i rezygnujesz przed startem, bo mózg ci wmawia, że i tak będzie źle. Nigdy więcej.)

No i lubię gry, bowiem no-life. Zwłaszcza stealth, w każdej postaci. Jak jeszcze miałam grupę do planszowych rpg prawie zawsze lądowałam z łotrzykiem lub pochodnymi, nie mam pojęcia, czemu.
A o czytaniu nie piszę, bo to oczywista oczywistość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwierz, że ja też zaczynam panikować... XDDD Kiedyś do mnie zagadał jakiś chłopak w busie o to, że trudno robić warkocze... Bo robiłam warkoczyki kumpeli. I co mądra Gav na to?
Chłopak: No, no. Widzę, że w sumie trudno jest zrobić tyle małych warkoczyków. c:
Gav: Yyy... Warkocze, tak. Tak, warkocze. Yyyy...
Chłopak. ... .__.
Gav: ... Znaczy. Tak, trudno! Tak. Ale nie jest tak źle. *gada od rzeczy*
Ch: ... hehh. c: *nerwowy śmiech*

... tak bardzo nie wyszło... XDDD Ale co tam, serio warto jest się przełamać! <3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lu, proszę nie wysnuwać pochopnych wniosków. Kwestia hobby była już oddzielnym pytaniem. |: W założeniu. A że wyszedł chuj - inna kwestia. |:
I ja was wszystkich ogarnę, tylko napiszę posta Hirokim, bo Taihen zamieni się w śliwkę w tej wodzie... i mi nie wybaczycie. B|
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Gav.. ja jakichś czas temu, szłam sobie na busa do pracy.. i jakichś Pan (Szkot) mówi do mnie:
S: dzień dobry, idziesz na busa?
H: yy co......(pierwsze co to nie zrozumiałam, bo po co xD), yy tak, tak? (załapanie po chwili co mówi, musiał mi powiedzieć dwa razy, zerk na psa... ooo jaki fajny, głasku, głasku)
S: ulica jest zamknięta... dzisiaj jest maraton rowerowy.
H:yyy co?
S: no maraton jest, spójrz
H: nie... (trybiki Hysiowi już działają na maxa o godzinie 9.30 rano) jak to, no otwarta jest, to nie dzisiaj (w tej chwili patrzę na ulicę... a tam rowery) fuck, really?!

Więc ta...
ale chyba się niedługo wybiorę może na jakichś spacer z aparatem (mam z 3 koty, osiedlowo-domowe <3) i sąsiadkę której jeszcze nie odgadłam jakie ma zamiary ;C
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Świetny temat. I nawet zostałam wymieniona na początku, ojej, zaszczyt i w ogóle szczęście. Aż muszę się troszkę rozpisać.

Po raz kolejny poprę wszystkie zasady, które się wcześniej pojawiły. Po pierwsze trzeba wychodzić z domu. Jedną z moich ostatnich przygód było dotarcie do baru, w którym mogłabym siedzieć praktycznie non stop. Uczę się o gatunkach whisky, wyrabiam sobie węch i podniebienie, wiem czy różni się single malt od blended czy burbonu. Wiem, że są osoby, które powiedzą, że wiedza o alkoholach jest bezużyteczna, ale z drugiej strony to zawsze jakaś wiedza, można trafić kiedyś na fanatyka, albo poszukiwać prezentu dla szefa, a wtedy gdzieś tam w głowie zapali się kontrolka, że jednak Glemorangie to dobra whisky i świetnie będzię się nadawać na prezent. W dodatku w owym barze (który odkryłam dzięki Adzie i Jabolowi) poznałam wiele ciekawych osób. Studenta kognitywistyki, który zna setki cudownych kawałów (Wchodzi kogut do łazienki, a tam zakręcone kurki), filmowca, dziennikarkę, wielkiego fana bluesa, rekonstruktora historycznego (może wrócę do jednej z moich największych miłości dzięki niemu!) i wiele różnych osób, z którymi dało się naprawdę ciekawie porozmawiać. Choć praktycznie wszyscy byli przerażeni tym co robię w wolnym czasie. Bo robię całkiem sporo.

Większość moich zajęć zawdzięczam moim znajomym i przyjaciołom. Serio. Szycie, o którym wspomniał Grow wzięło się z tego, że moja przyjaciółka nie chciała sama bawić się w cosplay, a ja z manekina dla jej strojów stałam się także krawcową, stylistką i makijażystką, bo nie wyrabiała się z robotą. Nauczyłam się szyć. Uszyłam buty. Kto by pomyślał.
Z drugą przyjaciółką bawimy się czasem w wieczorki literackie. Siadamy przy komputerach, otwieramy dokument w google docs i tworzymy opowiadania. Ona jedno zdanie, ja kolejne. Dzięki temu o wiele łatwiej kojarzę wątki i wprowadzam jakieś interakcje. Nie wiem czy widać to na forum, who knows. Dzięki niej też ogarnęłam ortografię.
Kolejna przyjaciółka, czy może koleżanka z roku, okazała się tancerką (polecam obejrzeć) i początkującą instruktorką tańca brzucha. Gdy się poznałyśmy akurat szukała ludzi żeby poprowadzić swoje pierwsze zajęcia. Nie musiała mnie długo namawiać, przyszłam na pierwszą lekcję i teraz już mijają trzy lata jak sama tańczę, występuję, biorę udział w konkursach i... zarabiam. Stawki nie są wysokie, ale poprowadzenie wieczoru panieńskiego to nie lada wyzwanie, zapewniam.
Dobrą wiadomością dla osób przyspawanych do swoich komputerów – wychodzenie z domu nie zawsze jest konieczne, przynajmniej na początku. Pierwszy krok można zrobić przez internet! Ja miałam to szczęście, że mój autorytet w wielu kwestiach, Mentor Taihen, którego poznałam w internecie, okazał się mieszkać kilka kroków ode mnie. Dzięki niemu zajęłam się sportami walki. Trzy lata szermierki historycznej, walki mieczem długim, sprawiło, że zaczęłam inaczej postrzegać świat. Ja, wiecznie unikająca w-fu miłośniczka książek, nagle zdałam sobie sprawę z tego jak ważny jest dla nas sport. Przez ten krótko-długi okres szermierczy nauczyłam się posługiwać mieczem długim, rapierem, szablą, sztyletem i zaczęłam powoli ogarniać zapasy. Gdyby nie fakt, że Mentor wyjechał niespodziewanie z naszego miasta, zapewne w tym momencie startowałabym w jakichś turniejach szermierczych, bo naszą metą był Swordfish, największy turniej dawnych europejskich sztuk walki (HEMA) w Europie.
Aktualnie znów poszłam za ciosem mojej koleżanki, bo ta postanowiła założyć zespół coverujący choreografie k-popowe. Mamy za sobą pierwszą próbę, a efekty naszej miesięcznej pracy będzie można zobaczyć na Falkonie, jakby ktoś się wybierał.

Warto jednak dodać, że poza pozwalaniem innym na ciąganie nas po swoich zainteresowaniach, warto też dbać o nasze własne hobby. Każdy ma albo miał jakieś marzenie, albo coś co zawsze chciał w życiu robić. U mnie tak było z muzyką. Od dzieciaka pakowałam się na wszystkie przesłuchania do chórów, szkół muzycznych i konkursów. Śpiewałam (niektórzy już słyszeli) przez cały mój okres szkolny grupowo i solo. Zaczęłam grać na gitarze, z ambitnym planem zajęcia się flamenco (jeśli ktoś nie kojarzy, to odsyłam na yt – Paco de Lucia), ale jakoś nigdy się dostatecznie nie zmotywowałam żeby tego celu dopełnić. Aktualnie gram i śpiewam zwykle gdy jestem smutna, albo natchnie mnie jakiś inny grający.
A jeśli coś nam się wyjątkowo spodoba, to trzeba to kontynuować. I to zwykle jest najcięższy element układanki. Bo ktoś jest wyjątkowo zajęty, bo nie wyrabia, bo czarny kot przeszedł mu drogę, albo... rozwiązali jakiś klub i co on wtedy zrobi?
Wraz z zamknięciem naszej szkoły szermierczej, myślałam, że mój świat się skończy. Znów zniknęłam w wirtualnym świecie, między grami komputerowymi a rozmowami na skype. Raz w tygodniu chodziłam tylko na tańce, ale nie czułam się z tym zbyt dobrze, brakowało mi kogoś kto by na mnie od czasu do czasu krzyknął i zmusił do zgarnięcia tyłka i pójścia na trening.
Tak właśnie trafiłam na judo. Mimo że niedługo minie dopiero rok regularnych treningów to już mam jakieś osiągnięcia. Byłam na akademickich mistrzostwach polski i choć czarne paski miały tam pierwszeństwo w pucharach i innych nagrodach, to poznałam wielu cudownych ludzi i w tym roku pewnie powtórzę ten wyjazd. Zgarnęłam też medal za wojewódzkie mistrzostwa akademickie, co prawda brąz, ale to zawsze coś. Nic tylko kontynuować.
Żeby wzmocnić się przez wakacje i osiągnąć lepsze wyniki w judo, zapisałam się na Crossfit. Przez dwa miesiące podnosiłam ciężary, robiłam przysiady, skakałam na pudła i podciągałam się na drążku. Tutaj też zgarnęłam kilka medali i osobiście polecam Crossfit wszystkim, niezależnie od tego czy chcecie się poruszać, wzmocnić czy schudnąć. Jest po prostu cudowny i gdyby nie terminy treningów to bym go kontynuowała też w trakcie sezonu.
Starałam się też rozwinąć taniec brzucha i od roku należę do zespołu ATSu. American Tribal Style to fuzja takich tańców jak taniec brzucha, flamenco czy afrykańskie tańce plemienne. Tańczy się go w grupie i polega głównie na improwizacji. Jeśli dobrze pójdzie to na falkonowym występie z ATSu też mnie zobaczycie.

Tak szybko podsumowując to wszystko co napisałam (wiem, tl;dr) to:
- Chodźcie ze znajomymi na ich treningi, a nuż się spodoba.
- O tym nie wspomniałam, ale dni otwarte to też świetna okazja do spróbowania czegoś nowego.
- Nie zamykajcie się w domu. Spotykajcie się z ludźmi.
- Rozwijajcie swoje pasje i kontynuujcie je za wszelką cenę.
- A jakby ktoś kiedyś potrzebował na fabule pomocy związanej z walką bronią białą albo wręcz to zapraszam na PW, chętnie pomogę.

A w ogóle to uwielbiam mój plan zajęć na tydzień, bo aktualnie wygląda on mniej więcej tak:
dzień powszedni = studia do 18, od 18 judo, od 20 tańce. W weekendy tańce i odespać. Plus jeszcze Virus między tym wszystkim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hmmm...
Jak dotąd wszyscy ludzie którzy się wypowiedzieli mają swoje zajęcia, mają ciekawe życie, nie nudzą się.

PORA TO ZEPSUĆ!

Choć może nie do końca, nie jestem aż tak beznadziejnym przypadkiem. Więc - jak zostałem wymieniony na początku przez Growa, mam nienasycony głód na wszelakie "cięższe" brzmienia, co do teraz spowodowało że znam blisko 150+ różnych zespołów, choć to i tak z pewnością jest ledwie kropla w morzu. Zawsze chętnie posłucham lub poszukam czegokolwiek nowego.

CHAMSKA REKLAMA!

Jeśli zabraknie wam materiału do słuchania, a lubicie rock/metal lub jakiekolwiek odmiany tej muzyki - napiszcie do mnie. Coś się znajdzie razem : 3

KONIEC CHAMSKIEJ REKLAMY!

Wracając - muzyka na swój sposób staje się moim uzależnieniem nawet. Powiedzmy że dobrym, w końcu to lepsze niż alkohol czy nikotyna, prawda? Owszem, pewnie niedługo będę gorzej słyszeć - ale cóż, coś za coś. Gdziekolwiek nie pójdę - słuchawki idą ze mną. Jadąc autobusem, pociągiem(rzadko), idąc gdzieś/dokądś(och te auta, czy one się nie nauczą że jak ktoś ma słuchawki na uszach to jest zły plan by na nim polegać?), lub robiąc cokolwiek. Muzyka idzie ze mną wszędzie i do wszystkiego.
Prawdopodobnie stąd rozpoczęło się moje "hobby"? Powiedzmy że to hobby - śpiew. Ci którzy mieli okazję usłyszeć to już usłyszeli, i jedni lubią, inni uważają że nie mam poczucia rytmu, a trzeci dodadzą jeszcze że w ogóle jestem kiepski. Duh, te różne zdania. Zazwyczaj po zostaniu skrytykowanym odechciewa mi się śpiewać przez kilka dni, lub tygodni - lecz zew muzyki nie pozwala mi odejść. Nie umiem grać na niczym (choćbym chciał : | ), więc zostaje mi korzystanie z głosu.
A wszystko zaczęło się od wyznania miłosnego, duh : |

Naczytałem się tutaj o wychodzeniu z domu i ogólnie tych wszystkich dobrach z tego faktu. Zazdroszczę wam, serio. Mieszkam na - nie będę owijał w bawełnę - zadupiu, z którego ledwie kiedy można gdzieś pojechać, i jeszcze trudniej jest na nie wrócić. Moje otoczenie tutaj składa się z, hm, bez obrazy dla kogokolwiek - kretynów, dla których największą rozrywką jest picie piwa i wydzieranie się bez powodu. Neeeeh.
Nie powoduje to jednak że nigdzie nie bywam! Zwyczajnie jednak nie mam motywacji gdzieś wyjść, przez otoczenie w jakim jestem. Pojechać dokądś? Nawet nie wiem gdzie : | Bywałem na konwentach w Warszawie i było naprawdę fajnie, ale znów motywacja siada, więc w tym roku w ogóle mnie nie było na żadnym. Hooray!

I, hm, to chyba tyle w sumie. Unikałem zawsze jakiś projektów, dołączania do czegokolwiek, ludzi, wychodzenia gdziekolwiek, robienia czegokolwiek, a jeśli już zaczynałem - zniechęcałem się za szybko by w ogóle zauważyć że w ogóle coś zacząłem robić : |

Hm...
I to chyba tyle. Taa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: My

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach