Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Czas akcji: 5 miesięcy temu / późny wieczór
Miejsce akcji: podrzędny warsztat samochodowy na obrzeżach miasta.
Bohaterki: Bee i Googly Vandal


Deal jaki zawarła z właścicielem warsztatu był prosty.
On udostępnia jej miejsce do spokojnej pracy nad jej maleństwem, ona odpłaca się w wysokoprocentowych sokach owocowych. Z dala od służb, ciekawskich spojrzeń mieszkańców C4 i co ważniejsze cwaniaczków i szemranych handlarzy złomem.
Vandalek w głębi serca kochała to miejsce, nawet bardziej niż swoje własne mieszkanie. To właśnie tutaj chowała się po ucieczce z domu, za półdarmo naprawiając samochody i wszelkie inne pojazdy leniwych mieszkańców Miasta. Jej osobisty materac wciąż jeszcze leżał w kanciapie, pamiętając czasy, kiedy spędzała na nim bezsenne noce z ukochanym zdezelowanym laptopem włamując się do pomniejszych systemów. Ba, szanowny właściciel nawet nie wyrzucił jej połatanej poduszki-serduszka. Lenistwo czy sentyment do Gremlina?
Tego nie wiedziała i w sumie za bardzo nie dociekała.
Z warsztatem wiązały się jeszcze inne wspomnienia, które Vandalek głęboko ukrywała zarówno przed sobą jak i całym światem.
Oh Hana...- Przemknęło jej przez myśl, kiedy przysiadła na chwilę na skrzynce, ocierając wierzchem dłoni policzek ze smaru. Wzmiankę o śmierci przyjaciółki Googly przyjęła bardzo ciężko. Do tego stopnia, że przez kilka następnych dni nie wychodziła z domu, egzystując w półśnie, całkowicie odcinając się zarówno od świata zewnętrznego jak i internetu. Na pogrzeb nie poszła.
Nie powiedziała paru słów, nie dociekała co naprawdę się tam wydarzyło, nie chciała myśleć o nikim i niczym. Dopiero potem rzuciła się na nowo w wir pracy, przesiadując całymi wieczorami w warsztacie, w którym wcześniej spędzały często czas razem.
Smętnie tu było bez Hany, ale cóż... Life is brutal and full of zasadzkas, prawda?

Gremlin składała swój motor już od dłuższego czasu i projekt był na wykończeniu. Może nie był to wymarzony mech, jednak nie zamierzała narzekać. Na mecha jeszcze przyjdzie czas. Kiedyś, jak dorośnie, wstąpi do SPECu, pójdzie do władz ze swoimi planami bojowego robota o wściekle różowym kolorze. A oni się zgodzą – bo czemu mieliby nie!
Uśmiechnęła się do swoich marzeń, podkręcając niewielkie, przestarzałe radio na którym właściciel-emigrant z M6 nagrał jakąś starą playlistę.
Gremlin polskiego nie znała, ba, większość języków słowiańskich była jej zupełnie obca, aczkolwiek sama melodia i tempo piosenki sprawiały, że pracowało się do tego wyjątkowo przyjemnie. Ba, nawet pokusiła się o kompletnie nieudolne odtwarzanie zasłyszanego tekstu.
-Okrutna, zła i podła, jak zrobić mi to mogłaś. Rzuciłbym cię natychmiast, by moment wykorzystać...- Leciało z odtwarzacza, kiedy Vandalek kręciła się po pomieszczeniu w samych spodniach dresowych i przydużym topie na ramiączkach, który kiedyś rzeczywiście może i był biały, jednak teraz przypominał obraz wyjątkowo naćpanego abstrakcjonisty. Zamachała włosami spiętymi w kucyk, zgarniając kolejne drobne części składowe jej silnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie żyła już ok pięć miesięcy. Nie liczyła tego czasu, ale pamiętała jakie miała plany. Zbliżały się jej urodziny i miała zamiar spędzić je z Gremlinem. Miały plany, miały tyle zabawy przy czekaniu na to, ale nie dane było jej tego tak spędzić. Została w pewnym sensie pogrzebana żywcem i nikt nie mógł tego zmienić. Zrobiła to jej matka wraz z bratem. Osoby, którym ufała dozgonnie, za których była w stanie oddać wszystkie części ciała jeśli by to jakoś uratowało im życie, a teraz? Teraz ukrywała się w ściekach oficjalnie będąc martwą. Miała swoją mogiłę, ludzie, którzy ją kochali — opłakiwali ją. Tęskniła za Googly, za jej pozytywnym nastawieniem i wszystkimi przygodami, które miały przeżyć. Bee zawsze miała skłonność do planowania, a gdy się stanie tak to zrobię tak! Były to dalekosiężne plany, ale mogły mieć swoje ujście. Chciała pracować nad tworzeniem androidów, które nie będą się psuły, chciała, aby wszystko było piękne, ale gdy dowiedziała się, co o tym myśli jej tata od razu zaczęła na świat patrzeć inaczej i dostrzegała to, że aktualnie żyją wszyscy w teatrze odgrywając role jakie daje rząd.

Udało się jej wymknąć z tuneli, przemknąć bocznymi uliczkami kierując się w jedno miejsce. Nie mogła już wytrzymać tej bezradności, tego, że nie każdy jej jeszcze ufa, tego, że każdy na nią dziwnie patrzy. Chciała pokazać się Gremlinkowi i sprawić, aby przestała płakać nad jej śmiercią. BO ONA DO CHOLERY JASNEJ ŻYŁA! I nie zamierzała umierać. Podobno jeśli raz przeżyjesz śmierć, stajesz się nieśmiertelnym i Bee chciała w to wierzyć. Chciała być nieśmiertelna. Stąpała powoli i cicho, gdy była już niedaleko warsztatu. Nie miała pojęcia, czy będzie tam Gremlinek, ale szła na czuja. W razie czego chciała na nią poczekać, bo wiadome jest to, że ta dziewczyna na pewno tam przyjdzie.

Zbliżając się do warsztatu usłyszała stłumione dźwięki muzyki i światła. Ktoś tam był. Zaczaiła się ostrożnie i wsunęła po cichu do warsztatu. W teorii nie musiała być zbyt cicho, bo muzyka za nią ją ukrywała. Nie miała pojęcia, co miałaby jej powiedzieć. Cokolwiek by nie powiedziała brzmiałoby to głupio.
Cześć, to ja Bee. - ale to ona będzie wiedzieć zbyt dobrze.
Cześć, Gremlinku. Ja wcale nie umarłam. - to również zauważy, ba mogłaby uznać ją za jakiegoś wymordowanego lub zombiaka czy coś. Jeszcze by ją zajebała i by tyle było z odwiedzin. Na głowie miała ciemny kaptur i nieodzownie poniszczoną, żołnierską kurtkę, którą ukradła po swojej śmierci sąsiadce z liny, na której suszyła ubrania.
Kurwa - to byłaby najlepsza odpowiedź, gdyby Gremlin zemdlała.

Bee zdecydowała się wycofać i wymknąć się tym samym wejściem, którym weszła. Jeszcze tylko chwilę popatrzyła na swoją przyjaciółkę i ruszyła do wyjścia. Muzyka się skończyła, Bee jak zwykle będąc niezdarą kopnęła jakiś przypadkowy klucz i zatrzymała się w pół kroku. Teraz już nie może się wycofać, ale sparaliżował ją strach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ok, przede wszystkim jakikolwiek gość był ostatnią rzeczą jaką Vandal się spodziewała. Zresztą zorientowała się, że nie jest sama, dopiero, kiedy skończyła się muzyka, a ktoś wpadł na jeden z kluczy leżących na podłodze. Dziewczyna okręciła się gwałtownie, przerywając swój pokraczny pokaz baletowy do disco z M-6, choć w jej przypadku nieomal zakończyło się wyrżnięciem na podłogę. Zamachała dłońmi, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk zaskoczenia i przerażenia wizją rozwalenia nosa, koniec końców z trudem utrzymując równowagę.
Z początku uznała, że to jakiś zabłąkany klient. Mało to razy komuś wysiadł samochód w nocy na środku drogi, albo skończyło się paliwo?
Ale.
To nie był klient...

Googly natychmiast rozpoznała tę postać, wyszarpując zza gumki przydużych dresów zabawkowy pistolet na pianki.
- NIE RUSZAJ SIĘ!- Zawołała celując w intruza z różowego Nerf'a.
Okej, może trochę spanikowała.
Może i BARDZO spanikowała, ale czego oczekiwać, po kimś kto właśnie został przyłapany na ćwiczeniu baletu do mocno dyskotekowej piosenki, której słowa pozostawały dla wszystkich jedną wielką tajemnicą, przez kogoś kto powinien być martwy?!
- B-B-Bee?- Pobladła ze strachu, czując się splątany język zaczyna płatać jej figle, przez co jąkała się niesamowicie. Zamrugała gwałtownie jakby miała przed sobą ducha. Zresztą tak się czuła. Jak w jakimś psychologicznym horrorze, w którym główną bohaterkę zaczynają nawiedzać wszelkie demony przeszłości. A może trafiła do kolejnej części Silent Hill i zaraz usłyszy charakterystyczny dźwięk wielkiego noża na popękanych kafelkach?
Ręce jej się trzęsły, kiedy opuściła swój zabawkowy pistolet, powoli robiąc dwa kroki w stronę dziewczyny.
- Ty... żyjesz.- No fucking way, Sherlock.- Albo jesteś demonem, który opętał ciało mojej kochanej przyjaciółki i będę musiała cię wyegzorcyzmować przy pomocy klucza francuskiego.- Stwierdziła marszcząc nos w dość dziecinnym odruchu. Co tam, że nawet nie miała aktualnie pod ręką żadnego klucza. Po prostu cała ta sytuacja była dla niej zbyt abstrakcyjna, by mogła zachować jakąkolwiek powagę. Zmarła przyjaciółka powracająca zza grobu? Dobre na fabułę gry albo innego wyciskacza łez, ale życie było życiem. Takie rzeczy się nie zdarzają w prawdziwym świecie.- Powiedz mi coś coś tylko Bee wie.

Na jej obliczu pojawiła się bardzo zacięta mina, zupełnie jakby Vandal kwestionowała w tej chwili te okruszki zdrowia psychicznego, które jej pozostały.
A może to był tylko sen? Powinna rzucić czymś w intruza.
Jak przeleci – upiór.
Jak nie przeleci – znaczy się, że replikant, albo Hana, która dorobi się mocnego siniaka. Mimo wszystko wciąż stała w miejscu, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic więcej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powoli odwróciła się w kierunku swojej przyjaciółki. Czuła jak w oczach tańczą jej kropelki łez, ale nie miała zamiaru ich puszczać. Udała, że niby coś ją tam zaswędziało i szybko starła je wierzchem kurtki, co by nie było, że jest jakąś miękką kluchą. Widząc reakcję Gremlina poczuła się podle. Tak długi czas dla tej dziewczyna była gnijącym trupem, kimś kto już nigdy nie wróci, a ona jak gdyby nigdy nic pojawia się pewnego wieczora jakby wczoraj jeszcze jadły razem ciastko. Czuła się podle, czuła się jak skończona egoistka. Mogła przyjść wcześniej, ale bała się. Coś w jej sercu powstrzymywało ją przed ujawnieniem się. W końcu im mniej osób wie, tym lepiej. Tak przynajmniej jej się zdawało. Googly nie usłyszała żadnego noża z Silent Hill, ale mogła idealnie dostrzec wyciągnięte dłonie, lekko ugięte nogi, które świadczyły, że Bee chce ją uspokoić.

Widząc jak Vandal marszczy nos automatycznie się uśmiechnęła, czując ponownie chęć rozklejenia się, ale nie zrobiła tego. Wzięła tylko głębszy wdech i szukała w zakamarkach pamięci rzeczy, które tylko ona mogła znać, które były ich BFFowymi sekretami. Co było tylko ich. Nie ruszała się z miejsca, nie miała zamiaru dostać od niej czymś, a doskonale wiedziała, że Googly jest do tego zdolna.
Miałyśmy pewien sekret, na moje dwudzieste szóste urodziny miałyśmy przejechać całe miasto na twoim motorze i rzucać w ludzi farbami, co by myśleli, że spadł kolorowy deszcz. To miało być przypieczętowanie mojej zbliżającej się starości — powiedziała dosyć szybko jak zwykle, gdy działa w stresie. Dodawała do tego też inne dziwne historie, które razem przeżywały, słowa które nie miały sensu jak zwykle kiedy ciemnowłosa działała pod wpływem stresu.

Czuła jak serce jej kołacze. Chciała już przestać mieć to przesłuchanie i przytulić ją, udowodnić, że nie jest zgniła jak inne trupy, że jest cała i zdrowa.
Vandalku nie jestem martwa, to ja — zabrzmiało to tandetnie, ale nie wiedziała, co jeszcze miała zrobić. Zsunęła z głowy kaptur wypuszczając na światło dzienne swoje włosy. Były lekko tłustawe, ale to jej akurat nie przeszkadzało. Przynajmniej miała, gdzie żyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolorowy deszcz.
Hana mogła opowiedzieć o tak wielu rzeczach, ale postanowiła uderzyć w najsłabszy punkt Vandalkowego serduszka. Zresztą nad wyraz skutecznie.
Dziewczyna poczuła jak serce podjeżdża jej do gardła, gdy usłyszała historię, o której tak usilnie pragnęła zapomnieć. To właśnie dlatego porzuciła pracę nad motorem na ponad pięć miesięcy, nie mogąc zabrać się do pracy.
Opuściła Nerfa, odkładając go po chwili wahania na miejsce.
- Vandalku nie jestem martwa, to ja.
- No shit, Sherlock.- Mruknęła dziewczyna, czując jak łzy ciekną jej po policzkach, a nos i uszy stają się niebezpiecznie czerwone. Nie zamierzała ukrywać wzruszenia, ok? Emocjonalne z niej było dziecię.
- Pieprzyć to... - Rzuciła się Bee na szyi, zduszając ją w morderczym tulasie, który z łatwością powaliłby każdego wymordowanego.
Uścisk zagłady – nowa broń masowego rażenia, praktykowana przez Gremlina. Skuteczna i niezastąpiona.
Wtulona w nią niczym w pluszowego, nieco kościstego misia, pociągała raz po raz nosem, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic bardziej odkrywczego niż „to ty”, powtarzanego raz po raz.

Pociągnęła ją za sobą bardziej w głąb warsztatu, wciąż święcie przekonana, że żyje gdzieś pomiędzy jawą i snem.
Usadziła na skrzynce, wcisnęła w ręce kubek z termosu, nalała gorącej herbaty z „prądem”, a sama oparła się o motor, wsuwając pomiędzy wargi papierosa.
- Hana... Ale jak? Dlaczego ty żyjesz?- Okej, przyjmijmy, że Gremlin nigdy nie był mistrzem taktu, a zwłaszcza, kiedy szarpały nią tak silne emocje. Przecież śledziła tą historię, wiedziała o niej pewnie więcej niż połowa SPECu razem wzięta.
W żadnej z nich nie przypuszczano nawet, że z eksplozji mógł ktokolwiek ujść z życiem. Zresztą sama pani Hachi potwierdziła, w jednym z wywiadów z miejscowymi mediami, że poza jednym synem i jej samej nie pozostał już nikt z ich rodziny.
A mimo to Bee żyła, choć Vandalek nie był jeszcze w stanie określić jakim cudem. Przyziemne sprawy takie jak „czy miała gdzie mieszkać” i „kiedy ostatni raz coś jadła” na razie odsunęła na dalszy plan. Zamierzała jej pomóc na tyle na ile będzie mogła i na tyle na ile tej pomocy brunetka będzie potrzebowała.
Nie wygląda źle.- Przemknęło Googly przez myśl, co zaowocowało lekkim rumieńcem na policzkach. Boże, głupia. Przecież Bee zawsze wyglądała dobrze. Coś tak trywialnego jak śmierć raczej nie było w stanie tej sytuacji zmienić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bee też była emocjonalną kulką – zwłaszcza przy osobach, które kochała, które były dla niej ważne, a Gremlin był ważną osobą. Widząc jej łzy, jej czerwoną od emocji twarz sama poczuła jak usilnie trzymane pod powiekami łzy wypłynęły strumyczkami po jej policzkach. Bez zastanowienia i bez wahania ruszyła jej na przeciw przytulając swoją BFF na całe życie równie mocno, co ona. Vandal była tylko dla niej, Vandal była tylko jej, w tym momencie pełnym niedorzeczności i absurdu. Wtuliła ją w siebie doskonale czując to, że Googly była od niej mniejsza, ale obie należały do niskich osób. Cicho kaszlnęła czując jak szloch tkwi jej w krtani jak jakaś gula nie do przełknięcia. Nie lubiła rozklejać się, ale ten moment brał nad nią górą i wręcz panował nad jej ciałem.
Przepraszam, to ja – szepnęła mocniej ją ściskając. — Nie chciałam znikać – dodała szepcząc jej do ciepłego ucha. Nie chciała jej puszczać mając wrażenie, że Gremlinek zaraz zniknie, a ona obudzi się w tunelach.

Gdy już stała z termosem bez wahania napiła się pociągając przy tym nosem, krzywiąc się lekko od naparu i przecierając przy tym oczy. Cicho kaszlnęła pozbywając się już na dłuższą chwilę guli w krtani. Wiedziała, że teraz nastąpią trudne pytania, na które nie będzie wiedzieć jak odpowiedzieć, ale zaczęło się lekko.
Nie było mnie tam – zaczęła patrząc w podłogę i przypominając sobie płonący dom. Bee była bardzo związana ze swoją rodzinę, więc nic dziwnego, że zaraz znowu pojawiły się w jej oczach łzy, a warga niebezpiecznie jej zadrżała. Szybko przetarła oczy i ponownie chrząknęła. — Nie wiem, czy lepiej by było jakbym wtedy zginęła, czy też nie – dodała zapominając się lekko. To gryzło ją od dawna. Od dawna miała myśli, w których wyrzucała sobie to, że przeżyła ten jebany wypadek. — Zginęli tylko moi bracia i tata, a to, co mama mówiła o nim... to nie jest prawda – szepnęła cicho przypominając sobie jakie bzdury mówiła o tacie. O tajnym warsztacie? Bzdury!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- N-Nie przepraszaj głupia.- Potrząsnęła głową zapalając drżącymi dłońmi fajkę i krzyżując ramiona na wysokości piersi.- To cud, że żyjesz Bee.
Na twarzy Gremlina pojawił się słaby uśmiech. No tak. Nie ostrzegła przed alkoholową wkładką.
Nieważne. Miała pić, żeby się rozgrzać. Było tu wystarczająco zimno, a ona zapewne zmieniła drastycznie swoje dotychczasowe życie.
Beznadziejna sprawa.
Jedno dnia masz wszystko – drugiego ktoś wmawia światu, że nie żyjesz.
A co gorsza świat w to ślepo wierzy.

Słuchała jej w kompletnym milczeniu, nie rozumiejąc co jej przyjaciółka ma na myśli. Jak to „to co mówiła mama to nieprawda”?
Vandal poczuła gulę w gardle. Jak ktoś mógł... Jak ktoś w ogóle śmiał tak potraktować Hanę?
Podeszła do niej, kucając i układając dłonie na kolanach brunetki.
- Przestań pieprzyć. Nie byłoby w żadnym razie lepiej gdybyś zginęła. Jesteś ważna. Kurewsko ważna Bee. Dla mnie.- Ujęła ją za wolną dłoń.- Słuchaj, jeśli mogę ci jakoś pomóc... Mów. Od tego są BFF, nie? I to F nie znaczy „dopóki jakaś podła matka nie wmówi wszystkim, że nie żyję” tylko forever. Forever, że forever i ani dnia krócej.
Przygryzła wargę, nie bardzo wiedząc co może zrobić, albo jak dziewczynie pomóc.
Z jednej strony wiedziała jak to jest żyć na ulicach lub w ciemnych zaułkach tego paskudnego, nowobogackiego świata, w którym podobno nie było biedy czy porzucenia czy nawet szemranego półświatka... Z drugiej zaś... Nie rozumiała dlaczego Hana od razu nie przyszła.
Bo nie ma pojęcia, że przeszłaś przez to samo.
No tak.
Punkt dla ciebie mądry głosiku w głowie. Vandal była ostatnią osobą, która chwaliłaby się swoim nastoletnim życiem, nawet przed najbliższymi przyjaciółmi. To brzmiało tak słabo... „A wiesz, rodzice nawet nie zauważyli, że zniknęłam. Wyszłam sobie pewnego dnia i nie wróciłam. Nikt się nie zainteresował, ha ha.”
Żałosne.
Przymknęła oczy zaciskając mocniej palce na jej chłodnej skórze. Musiała się upewnić... po prostu upewnić, że ona tu naprawdę jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach