Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pisanie 25.11.13 22:42  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Skrzywił się, czując świdrujący w policzku palec dziewczynki. Poczuł się trochę jak zabawka. Verne nie krępowała się z tym, żeby pstryknąć go w nos, potarmosić za rękaw, czy wgapiać się w jego paczydła, jakby były drogocennym obrazem, w którym można doszukiwać się jakichś tajemnic, podobnie zresztą jak w przypadku kłów. Jeszcze trochę i zacznie wskakiwać mu na barana, bądź nie daj Boże tulić. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że pomimo wszystkich kwaśnych min i grymasów, jakimi Ai przyozdabiał sobie twarz przy każdym fizycznym kontakcie z blondynką, w sumie nie przeszkadzało mu to jakoś szczególnie bardzo. Miła odmiana. Jeszcze trochę, a zacznie czuć się jak jakiś starszy braciszek, albo coś, huh~
- Verne? To czemu wcześniej dodałaś Win? – burknął gapiąc się na nią spod lekko przymrużonych oczu. Jaki pech. A właśnie zdążył sobie zakodować, że to małe słodkie przed nim powinno się określać Winverne i niczym innym. – „Win” to Twój pseudonim czy co?
Swoją drogą, jakoś nie bardzo uśmiechało mu się zwracać do dziewczynki per Aniołek. Widział niejedną prawdziwą skrzydlatą cholerę w swoim życiu i jakoś żaden znany mu pierzasty, nie przypominał Winnie. Owszem, były przypadki słodkie, malutkie i śliczne na swój dziecinny sposób, ale.. no… nie. Ona pozostanie Verne. Koniec.
-Kobieto.. co Ci mój biedny nos zrobił? – zapytał rozpaczliwym tonem, masując wspomnianą część ciała, patrząc na dziewczynkę z wyraźnym wyrzutem. Ano może i lubił tą całą odmianę w sposobie traktowania; tarmoszenie, słodzenie, cud, miód, orzeszki, ale… to dla niego dalej dziwne! – Jeszcze raz go tkniesz, to sam zrobię z Ciebie zakłamanego Pinokio. – zagroził, choć szczerze powiedziawszy nie brzmiało to jakoś szczególnie niebezpiecznie. Raczej typowe podwórkowe pogróżki.
Wedle życzenia -> [*] dla krówki, która poległa w boju pod trzonowcami okrutnej trzynastolatki. Wieczny odpoczynek racz jej dać panie…
Oj, zdziwiłaby się gdyby wyszło na jaw w jakim świecie żyje na co dzień. Zapewne wtedy nie zwracałaby się do niego jak do kompletnego idioty, oczywiście zakładając, że już na wstępie nie uciekłaby z piskiem do rodziców, czy o zgrozo… do jakiejś władzy w mieście.
- Mogę Ci powiedzieć teraz milion rzeczy, będąc zupełnie poważnym i niekoniecznie musi to być prawda. – odparł, dalej troszeczkę zachwycony wizją samego siebie w roli uroczego Duszka Kacperka. – Ale w sumie racja.. tam na bank musi coś być. W końcu gdyby nie było, to po co budowaliby ten mur, no nie? – odparł neutralnym tonem. Starał się wyjść na obojętnego, acz chyba mimowolnie dodał wypowiedzi kapkę tajemniczości. Szczególnie gdy zrobił dramatyczną przerwę zatykając się ciastkiem.
- Trzynaście? Serio? Wyglądasz na dziesięć, góra jedenaście. – przygadał kocioł garnkowi. Sam jest dużo starszy niż wygląda, wszak chodzi po tej planecie dłużej niż jakikolwiek inny człowiek znany Verne, ale i tak trochę zadziwił go jej wiek. – To w sumie powinnaś wiedzieć co to jest „próba gwałtu”. – dodał unosząc lekko brew do góry. Czemu ciągle miał ten okropny temat w głowie?! Ai! Wywal go natychmiast z głowy i przestań zastanawiać się nad takimi rzeczami!
- Wiem tyle, że wolę słuchać niż opowiadać... – dodał wyszczerzając kły w dość nieuprzejmy sposób. Ale grunt, że w ogóle się uśmiechnął, ne? – … bo opowiadać nie umiem. I.. nie? Czy ja Ci wyglądam na tego Twojego „ducha”, który codziennie hasa sobie poza murami, szerząc zło i okrucieństwo? – dodał nieco ironicznie. Nawet zgrabnie wyminął się z prawdą. Może ujdzie mu płazem zachowanie w tajemnicy, że jest truchłem z Desperacji? Co prawda nie powinno to być trudne, bo taki mały móżdżek blondynki chyba nie byłby w stanie przyjąć do wiadomości, że rozmawia z grubo ponad stuletnim mutantem, a nawet jeśli byłaby skłonna w to uwierzyć, to raczej nie tak od razu. Wszak Ai wygląda na całkowicie normalnego nastolatka. Nieuprzejmy, oschły, tajemniczy, ale dalej piętnastolatek o zabawnie niskim wzroście. A to, że ma kocie kły, iskrzące się światłem żyrandoli w pomieszczeniu, przy każdym ich obnażeniu, też nie musi być od razu wyrokiem na „ducha”. Jest na balu halloweenowym, gdzie każdy jest upiorem na swój sposób~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.13 15:00  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Całe to miejsce było nader osobliwe, choć najbardziej intrygowała go wisienka na torcie, tudzież sala balowa. Szczerze mówiąc nie obchodziły go wcześniejsze szczeble. Droga była nudna, brama jak brama, inne miejsca nie sprawiały na nim wrażenia. Być może to chłopiec jest zepsuty i nie dostrzega w tym wszystkim jakiejkolwiek magii, ale już taki jest. Zresztą, jak zwykle ma odmienne zdanie. Dla niego w tym całym Halloween nie było nic strasznego. To była zwyczajna głupota ludzka, ukazywana poprzez głupie stroje i pseudo mroczny nastrój. Jednakże nie kwestionował niczyich upodobań. Róbta co chceta, on się nie wpieprza w gusta i zdania innych. Raczej wolałby pozostać na uboczu. Przynajmniej na razie.
Snuł się dość flegmatycznie, jakby wcale nie chciał tutaj być. Ale to nie tak. Był troszeczkę ciekaw jak to wszystko wygląda na sali i w ogóle jacy ludzie i inne stwory tu przylazły. Po prostu całą zabawę odbierała mu konieczność poruszania się na kończynach dolnych. Przyzwyczajony jest do swoich skrzydeł i kiedy musi przemierzać świat na nogach to od razu mu się wszystkiego odechciewa. No bo to nudne. I powolne. I w ogóle do dupy. Po co komu nogi? Skoro ci ludzie tacy rozwinięci to niech sobie mechaniczne skrzydła czy inne cholerstwo wymyślą.
W końcu zawitał na salę i od razu się wycofał. Tłum ludzi go przeraził. Nie spodziewał się aż takiego tłoku. Zawsze był mało towarzyski, poza tym przy tak drobnym ciele nie trudno o zadeptanie. Rozejrzał się i zauważył parę interesujących postaci, jednak nawet przez myśl mu nie przeszło, aby zagadać lub aby w ogóle do nich podejść. Spokojnie usunął się w kąt sali i nikomu nie wadząc zaczął obserwować otoczenie. Może jego obecność tutaj nie była takim dobrym pomysłem... No ale już trudno. Wyciągnął z kieszeni czarną chustę i zawiązał nią oczy, póki jeszcze nikt nie zauważył jego martwych ślep. On przez materiał miał ostro ograniczone pole widzenia, lecz widział cokolwiek. Jego oczy zaś były dobrze zakryte. Halloween Halloweenem, ale widok ślepego, który widzi raczej nie jest codziennością. Jeszcze ktoś by wykrzyknął "CUD!" i dopiero by się scenka zrobiła. Oj nie, tego wolał raczej uniknąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.13 18:13  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Drzwi sali balowej rozwarły się. Nie byłoby to raczej nic dziwnego, bo przecież były już dzisiaj otwierane i zamykane tysiące razy, jednak uprzednio nie dotykała ich ręka władcy Świata-3. Takashi zatrzymał się na chwilę, próbując szybko zorientować się w sytuacji, po czym wkroczył do środka, startując z lewej nogi.
Miał na sobie granatowy szustokor, czarne spodnie i czarne buty na niewielkich obcasach, zdobione złotymi klamrami. Na głowie spoczywał mu granatowy kapelusz kapitański i biała peruka do ramion, zaś oczy skrył pod białą maską karnawałową ze złotymi elementami. Wszystko to, aby nie został rozpoznany.
Gdyby ktoś zapytał się go, za kogóż to straszliwego się przebrał, odpowiedziałby bez zawahania, iż przebrał się za kapitana Hendrika Van der Deckena, jednakże to raczej nie miałoby miejsca, gdyż jedynym jego założeniem była obserwacja otoczenia, a nie tańczenie z kimś. Uwielbiał wprost obserwować, co robią jego podwładni, toteż nie mógł przegapić takiej okazji jak ta. Nuż wypatrzy znajomą twarz ze S.SPEC, która obija się na balu zamiast pracować i pretekst, aby przetestować nową komorę gazową lub sprawdzić działanie eksperymentalnego mutagenu na ludziach pojawi się jak na zawołanie.
Towarzyszył mu mężczyzna odziany podobnie jak on, z tą różnicą, że jego szustokor miał kolor czerwony, na głowie miał białą, barokową perukę, zaś twarz została pomalowana tak, aby sprawiała wrażenie... cóż, nieświeżej. Kroczył on po prawej stronie Daimao i nie opuszczał go nawet na krok.
- Za dużo tu ludzi - rzekł w końcu Daimao. - Proponuję zrobić to, co zawsze robiłem na balach w szkole. Ktoś w końcu musi tą ścianę zagrzać, czyż nie...?
- Wedle rozkazu - odparł szybko towarzysz Daimao.
Oboje skierowali się ku jednej ze ścian i usiedli na ustawionych tam krzesłach. W tym momencie wzrok Daimao przeskakiwał od jednej twarzy do drugiej, celem skojarzenia kogoś. Nie było jednak nikogo, kogo by poznał. Ot, gdzieś ktoś z kimś rozmawiał, gdzieś ktoś z kimś tańczył... Sceneria typowa dla tego typu imprez. Czasem tylko rzucał do swojego towarzysza jakimiś uwagami.
- Widzisz tą grupkę ludzi? - odezwał się Daimao którymś razem. - Stawiam swój kapelusz, że jest wśród nich przynajmniej jeden Łowca...
- Skąd takie założenia...? - zapytał towarzysz.
- Intuicja...
- Mam więc urządzić łapankę czy coś...?
- Oczywiście, że nie. Nie będziemy psuć ludziom zabawy, a już na pewno nie w taki sposób. Powinieneś był się chyba tego domyślić.
- Ależ naturalnie, że się domyśliłem. Obawiałem się po prostu, czy nie przyszedł panu do głowy szalony pomysł, aby naprawdę zrobić coś takiego.
- Yosuke, gdyby nie to, że jesteś jednym z moich najbardziej zaufanych ludzi, to za takie uwagi skończyłbyś swój żywot w fabryce uzbrojenia żywiąc się wodzianką.
Istotnie, towarzyszem Takashiego był nie kto inny, jak sam Yosuke Kumi, dowódca Shuufuku, oddziału do zadań specjalnych pod rozkazami Daimao. Dyktator celowo chciał, aby to właśnie on mu towarzyszył, a nie osobisty ochroniarz, gdyż niewykluczone byłoby, że naprawdę potrzebna by była interwencja, a wtedy lepiej, aby zainterweniował człowiek-widmo, niż osoba kojarzona z Daimao.
Po pewnym czasie Takashiemu rzuciła się w oczy jedna scena. Zobaczył bowiem chłopaka w masce, który tańczył z najwyraźniej niezbyt chętną do tańca dziewczyną. Przypomniał sobie w tym momencie ponownie lata szkolne i chłopaków z klasy nalegających w kółko na tego typu imprezach "Nie bądź taki sztywniak! Zatańcz z jakąś dziewczyną!". Zawsze go to niesamowicie irytowało i miał wtedy ochotę zwyczajnie ich wszystkich zastrzelić. Był pewien, że ta sytuacja zaczęła się bardzo podobnie, jednak tym razem miał możliwość autentycznie zainterweniować i tak jakby zemścić się za te wszystkie niezbyt  miłe wspomnienia... to, iż zemsta miała sięgnąć nieznanego mu człowieka nie miało nic do rzeczy.
- Yosuke, idziemy - odezwał się do towarzysza. - Widzisz tego młodego człowieka o tam? Nie wykluczam opcji, że będziesz go musiał na mój znak wyprowadzić z sali.
- A co z nim potem zrobię...?
- To już zależy tylko i wyłącznie od ciebie, ale masz to zrobić tak, aby nie psuć imprezy. Jeśli ktokolwiek przez ciebie chociaż piśnie, to osobiście znajdę ci nowe stanowisko pracy... Karabiny same się przecież nie wypolerują...
- Zrozumiałem.
- Dobrze. Zatem chodźmy...
Przecisnąwszy się przez tłum, Daimao podszedł do tamtego chłopaka i spróbował się go kulturalnie zapytać, czy nie widzi, że jego towarzyszka tańca chciałaby usiąść. On jednak tego nie słyszał... lub nie chciał słyszeć. Na to dyktator zerknął na Yosuke, a ten jakby nigdy nic podszedł do chłopaka, załapał go za ramię i odciągnął od dziewczyny.
- Czy nie jesteś już trochę zmęczony tym tańcem? - rzekł dowódca Shuufuku do chłopaka spokojnym, wręcz czułym głosem. - Może byś tak wyszedł na chwilę z sali i złapał oddech, bo strasznie niewyraźnie wyglądasz. Chodź, odprowadzę cię...
Nie wiedzieć czemu, ale chłopak posłuchał i bez żadnych oporów poszedł z Yosuke... rzeczywiście wyglądając strasznie "niewyraźnie". Daimao zaś ukłonił się lekko dziewczynie.
- Mam nadzieje, że ten chłopak ci się nie naprzykrzał - odrzekł do niej uprzejmym tonem głosu. - Wyglądałaś na niezbyt chętną do tańca z nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.13 17:28  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Gab była już tym szczerze wykończona. Nie dość, że taniec sam w sobie był męczący, to jeszcze jej partner chyba nigdy nie zamierzał go skończyć. Wymyślał coraz przeróżne ruchy, za którymi dziewczyna nie potrafiła nadążyć. Zmęczona, westchnęła ciężko,  poddając się kolejnemu obrotowi. Wtem stało się coś nieoczekiwanego. Kątem oka dostrzegła jak podchodzi do nich dwójka mężczyzn. Oczywiście dziewczyna nie miała pojęcia, kto właśnie zamierzał wyrwać ją z tego przeklętego tańca. Obaj chłopacy byli w maskach, zakrywających ich twarze. Przez to różowo-włosa traktowała ich jako zupełnie kogoś obcego. Oczywiście mogli to być jacyś znajomi, które zamierzali...zatańczyć? Nieco dziwne, zwłaszcza, że oboje byli mężczyznami. Jednakże Gab była bardzo tolerancyjna, więc to by jej na pewno nie przeszkadzało. Nie przejęła się nimi, starając się utrzymać na własnych nogach. Jednak to nie był jeszcze koniec, jeden z nich zaczął tłumaczyć nachalnemu chłopakowi, że ona sama jest zmęczona i powinna chwilę odpocząć, jednak czego można było się spodziewać? Nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć. Wtem do akcji przyłączył się drugi chłopak w masce, który zaczął tłumaczyć młodemu, że powinien wyjść...tamten o dziwo posłuchał i po chwili oboje zniknęli z pola widzenia dziewczyny. Gab nie wiedziała jednak co miała o tym myśleć, z jednej strony trochę się ich obawiała...zwłaszcza, że nie wyglądali jak jakieś słaboszczaki. Ba, widać było, że są wysportowani...i to nieźle. Nie posiadała maski, nie mogła ukryć swojego zdezorientowania. Uśmiechnęła się lekko do niego, starając się przybrać spokojny i wyluzowany wyraz twarzy. Jej oczy jednak dalej pozostawały niepewne, wpatrzone w mężczyznę w masce. Nie potrafiła ukryć zdziwienia jakie odczuwała w tej chwili. Słysząc jednak przyjemny głos swojego ''wybawiciela'' uśmiechnęła się po raz kolejny, wpatrując się w starannie złoconą maskę.
- Jakoś źle się poczułam.... a tak w ogóle dzięki...nie wiem, ile mogłabym jeszcze wytrzymać. - Powiedziała do niego smutnym głosem, przechylając lekko głowę. Czarna sukienka zafalowała lekko, pod wpływem coraz to większego tłumu. Jakby nie patrzeć, jako jedyni w nim stali... Dziewczyna odgarnęła z twarzy kosmyk włosów, który lekko zasłonił jej oczy.
- Tak w ogóle to jestem Gabriela. - Przedstawiła się, podając mu w przyjaznym geście rękę, odzianą w czarne długie rękawiczki. W końcu była przebrana za czarownicę. Nieświadoma, że przed nią stoi Dyktator traktowała go jako normalnego, młodego chłopaka, którzy przyszedł tutaj potańczyć. Dziewczyna obróciła się w pewnym momencie, by następnie przenieść wzrok na niego.
- Jak udało Ci się dostrzec mnie wśród takiego tłumu? A może my się znamy...? Tylko masz na sobie maskę...- Mruknęła, starając się przywołać w wyobraźni osoby, które znała z tutejszych stron. Było ich tak niewiele...a jednak byli.
- A gdzie Twój znajomy? - Zapytała od tak, starając się przybrać opanowany głos. Cały czas kolorowe światła migotały jej przed oczami, miała ochotę usiąść, odpocząć i...wyjść. Była już tym zmęczona, jednak co będzie jeśli natrafi na tego nachlanego typa, który zaprosił ją do tańca? Zadrżała lekko, czując nagłe osłabienie. Jej wzrok utkwił w jakimś martwym punkcie, gdyż obserwowała go nieruchomo.
Wdech....i wydech... Powtarzała sobie w myślach, zastanawiając się jaki był powód żeby tutaj przyszła. Cóż, w sumie miała okazję, że spotka Nathaniela, albo Growa. Oczywiście, oboje przelecieli jej przed oczami i zniknęli w tłumie. Cóż, trudno. Szukać ich nie będzie. Gabriella w sumie spotkała kolejną osobę, która kto wie...okaże się być dobrym znajomym?
Jako służąca w SPEC.C nie miała wiele do roboty, ba...dołączyła do tej organizacji zupełnie nieświadomie, nie była jednak pewna, po co był w ogóle powód. Przecież i tak nikogo nie znała, nikt nie znał jej. Była traktowana jak powietrze, w sumie jej to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do takiego życia, w którym znała tylko kilka osób, jednak zawsze mogła na nich polegać. Tutaj zaś życie było kompletnie inne, brakowało Gab starych znajomych z poprzedniej szkoły, do której chodziła. Niestety musiała się przenieść, wraz ze śmiercią rodziców odziedziczyła po nich dom, który i tak nie był jej potrzebny. Zbyt dużo wspomnień. Każdego ranka budziła się, mając wrażenie, że kochani rodzicie czekają na nią na dole ze śniadaniem. Jednak los bywa tak okrutny, życie wywróciło się jej do góry nogami, nie pozostało nic prócz wyjechać i zapomnieć. Gabriella jednak przestała o tym myśleć, kiedy poczuła, jak świat wokół niej zaczyna wirować. Pochyliła lekko głowę, starając się sobie wmówić, że dobrze się czuje, że to tylko chwilowe...jednak czy wytrzyma? Była słaba, jakby nie patrzeć. Spojrzała wprost na Dyktatora, jakby błagając go wzrokiem aby gdziekolwiek poszli, byle jak najdalej od tego miejsca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.13 21:46  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Im bardziej zbliżali się do budynku, tym oczom Toshiko kazywała się coraz większa liczba ludzi. Wszyscy radośni, lepiej lub gorzej przystrojeni z okazji halloween’owego święta, tacy wysocy, mogący z łatwością ją skrzywdzić, wystarczy chwila nieuwagi, a mogliby ją staranowa… Nie, stop. Przecież ludzie zwykle patrzą pod nogi, racja? No właśnie. Więc nie ma się czego obawiać. Zresztą… Co mogłaby powiedzieć? Że chce wracać do domu? Nie, na pewno nie. Po pierwsze – dom był dość daleko stąd. Nie miała najmniejszej ochoty odbywać tułaczki powrotnej, a po drugie – to, że rzekomo nie chce już tu być w sporej części mija się z prawdą. Przecież chciała, tylko to ten cały natłok ludzi ją lekko przerażał. Cóż poradzić, nadal ma w sobie jakieś cechy typowego hikikomori. Nienawidzi tłumów, albo może i nawet się ich boi? Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie była u psychologa, w celu stwierdzenia jakichś fobii, aczkolwiek jest to rzecz, której samemu można się domyślić. A gdyby zasięgnęła specjalisty po radę to… cóż, pewnie częściowo by się załamała, wiedząc jak dużej ilości rzeczy się boi. Nie zbaczając jednak z tematu – przecież niedawno tu przyszła! Może i gdy tu stała te kilkanaście minut temu nie było tylu osób, ale mogli się w końcu namnożyć w dość krótkim czasie. Ludzie są doprawdy dziwnymi stworzeniami, trzeba przyznać.
Ishikawa spojrzała na przyrodniego brata. Ech, praktycznie wcale się nie zmienił. Wciąż użerał się z tym starym telefonem, w tym warczał na niego… Spuściła wzrok na glebę, patrząc pod swoje nogi. Czy była przygnębiona? Cóż, ciężko powiedzieć. Po niej to można się wszystkiego spodziewać. Wybuchów złości, przemądrzałego tonu, euforii, ale – uwaga – także i smutku. Głównie spowodowanego jakimś bardzo błahymi sprawami i nie zawsze spowodowanymi jakimś osobistym problemem. Na przykład smuci się, bo się o kogoś martwi. Pomimo swojego strachu przed dużą ilością osób w jednym miejscu to jednak jest istotą stadną i nie wiadomo co by zrobiła, gdyby nagle została odcięta od społeczeństwa. Bo widzicie, nawet jeśli ktoś się boi takich rzeczy, to może bać się równocześnie samotności. Nikt nie chce zostać sam. Nawet taka Minori, która nie przywiązuje zbytniej wagi do swojego własnego dobra. Ech… Cholerna mała, paradoksalna w zachowaniu i myślach dziewczynka.
Małe stopy, przybrane w czarne oficerki, sięgające kolan i zamiast normalnych sznurówek mające granatowe wstążki, stukały o schody z najzimniejszego z kamieni, a mianowicie marmuru. Przejście dwóch pięter po schodach jakoś jej nie zmęczyło. Szli powoli. Po za tym… Miała już wprawę. Przez te wszystkie lata chodzenia na pieszo do szkoły jakoś wyrobiła kondycję. Spojrzała w dwukolorowe oczy Jace’a i kiwnęła głową. Tak, było znacznie cieplej. Może to za sprawą ilości ludzi, którzy tutaj przebywali i każdy wydzielał swoje prywatne, ‘ludzkie’ ciepło? Albo mają tutaj jakiś naprawdę dobry system grzewczy? Mogła to być też sprawka pomieszczenia, ukształtowanego optymalnie dla utrzymywania odpowiedniego ciepła? Ale co Yoshi mogła o tym niby wiedzieć? Była tylko artystką na studiach! Może i jednym z jej przedmiotów była architektura, ale było to raczej poznawanie stylów architektonicznych i sporadyczne wykonywanie rysunków technicznych, nic więcej. Z historii tylko coś tam wiedziała, że stulecia temu istniało coś takiego jak teatr grecki i była tam scena z czymś w rodzaju trybun, co zwało się orchestrą. Na samym dole występowali aktorzy, a ich głosy roznosiły się po całej widowni, dzięki optymalnemu do tego, półkolistemu kształtowi. Mniejsza o to.
Właściwie nawet nie zauważyła przybycia Arthura. Z zamyślenia wyrwało ją dopiero braciszkowe „nee”… Na początku na jej twarzy malował się lekkie zdziwienie, rozglądnęła się po sali i dostrzegając gdzieś niedaleko siebie zielonookiego doznała kolejnej fali szoku. Słowa różnookiego docierały do niej jak przez mgłę, ale jednak coś tam ogarnęła.
Praca. Ważne. Arthur. Bluza. Matka. Odezwie się.
- Jasne – odparła cichym głosem, po dłuższym namyśle. Nie miała czasu rozmyślać czy faktycznie była to kwestia jakiejś „bardzo ważnej sprawy związanej z pracą”… A w każdym razie nie chciała. Bo niby w jaki sposób, skoro przez chwilę nawet nie ogarniała co się wokół niej dzieje. Kiedy już dotarło do niej, że białowłosy gdzieś odszedł wraz z Adrichem, postanowiła coś ze sobą zrobić. Przecież nie może przez cały czas tkwić w jednym miejscu, jak jakiś kołek. Postanowiła przejść się po sali, może odnajdzie jakiś znajomych ludzi czy coś… Wątpliwym jest, że odważy się do nich podejść, ale chociaż będzie wiedzieć, że ktoś oprócz Tsukumo, Jonathana i Arthura, kogo zna, tutaj jest, prawda? Nie wiadomo po jaką cholerę jej ta informacja, no ale cóż… Zawsze coś.
I jak postanowiła, tak też uczyniła. Z uśmiechem na twarzy zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu, podziwiając różnego rodzaju ozdoby zawieszone u sufitu i w oknach. Przemknęła nawet obok stołu z przekąskami, podbierając dwa żelki w kształcie delfinów. Pod nosem nuciła sobie jakąś wesołą melodyjkę, co oznaczało że myśli o czymś ciekawym. Z głowy zupełnie wyleciały jej wszelakie sprawy, typu kuzynka, brat czy cokolwiek innego. Przestała się przejmować błahostkami? Dopadł ją wesoły, imprezowy nastrój? Całkiem możliwe.
Pogrążona w zamyśleniach nawet się nie spostrzegła, kiedy uderzyła głową w coś twardego, co okazało się być człowiekiem. A raczej istotą człekopodobną. Chyba nie muszę mówić, że wystraszyła się jak mało kto? Upadła na ziemię, wydając przy tym niezbyt głośne „cholera!”. Od razu spojrzała na Cecila stojącego przed nią, w którego to plecy uderzyła.
- O rany! Przepraszam bardzo… Nie chciałam – wydukała do aniołka nieco zakłopotanym głosem i zaczęła się rozglądać po całej sali. No tak, brawo, najlepiej ucieknij od problemów. To już kolejna stresująca i nieprzewidziana taka sytuacja w tym miesiącu. Serio? Ile jeszcze?!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 7:16  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Może to jednak nie był taki dobry pomysł, żeby tu przychodzić. Jasne, zabawa i w ogóle, ale jest jeszcze kwestia tych wszystkich ludzi. I stworów. Tłumy nigdy nie robiły na nim wrażenia, a wręcz odstraszały i w tym wypadku nie było inaczej. Z drugiej strony jak już tu jest to zwyczajne wyjście podsumowałoby stratę czasu. Niby i tak nie miał co robić, a żaden anioł chwilowo nie domagał się śniadania do łóżka, ale nie lubił poczucia, że coś zrobił i nie wniosło to zupełnie nic do jego życia. Rozglądał się ostrożnie, przy okazji unikając wszelkiego kontaktu z otoczeniem. Zresztą to i tak dziwnie wyglądało. Chłopiec w wielkiej koszuli, niby ślepy, a porusza głową w geście rozejrzenia się. Także, no. Wyglądał podejrzanie, kiedy trzymał się na uboczu, a ciekawe co by było w towarzystwie. Lepiej się nie przekonywać.
Nie przechadzał się zbytnio, raczej wolał stać w miejscu i spokojnie obserwować. Zdążył dostrzec parę istot, które w stu procentach nie były ludźmi i nawet jakichś rządowców. Oczywiście nikt tego nie ukazywał. To sprytne oczka Cecila były takie uzdolnione. No i potrafił wziąć sobie wygląd i zachowanie danej osoby, aby go przeanalizować i stwierdzić czy jest ludziem czy nie. Sytuacja nie byłaby ciekawa jakby ktoś wygadał się, że są tu Wymordowani i nie tylko. Jeden wielki chaos. Przez głowę przemknął mu pomysł, żeby być inicjacją owego chaosu. Podejść do byle kogo i na głos powiedzieć "Widzisz tego tam? To Wymordowany i zresztą nie tylko on!" po czym ulotnić się w ciemny kąt, a następnie zwiać. To jednak nie było w jego stylu. Anioł niby jest przeznaczony do czynienia dobra, prawda? Natura nie pozwalała mu zrobić nic co mogłoby zaszkodzić otoczeniu, więc na myślach się kończyło. A szkoda, bo czasem ma buntownicze okresy i chciałby zrobić coś złego. Ostatecznie najcięższym grzechem jakiego się dopuścił było współżycie seksualne. Wychodzi na to, że aby poczuć, choć przez chwilę, że jest się w jakimś tam stopniu rebeliantem musiał zaciągnąć kogoś do łóżka. Ale weź znajdź ofiarę partnera...
Dumał tak sobie o tych głupich rzeczach, kiedy nagle poczuł jak coś wpada na jego plecy. A raczej ktoś. Spokojnie się odwrócił i spojrzał na dziewczynkę, która majestatycznie uderzyła o glebę. Dobrze, że ma tą opaskę, bo już by zdążyła uciec z piskiem na widok jego oczu. Spokojnie przykucnął koło niej i się mile uśmiechnął.
Nie martw się, nic się nie stało. Chodź, pomogę ci.
Podniósł się i wyciągnął do niej przysłowiową pomocną dłoń. Wystarczyło się chwycić i wstać. Na pewno nie wyglądał na jakiegoś złego pana. Poza tym oboje mieli tą dziecięcą aurę, która robiła z nich niewinne istotki. A przynajmniej tak mu się zdawało. Nie chciał spłoszyć dziewczęcia. Poczułby się okropnie, gdyby teraz tak po prostu zwiała. Miał nadzieję, że nie wystraszy się jego ślepoty, ludzie czasem dziwnie reagują.
Nic ci nie jest?
Zapytał z nieukrywaną anielską troską w głosie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 10:37  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Sala balowa - Page 5 GbylGTo było jakieś takie… paradoksalne, że dziewczyna, która pozornie słuchała się rodziców i starała się nie zagłębiać w niewygodne dla nich tematy, z drugiej strony, kiedy nie było ich w pobliżu, zaczynała doszukiwać się ukrytych znaczeń w niestworzonych bajkach, które jej opowiadali. Nie było żadnego skrępowanie czy ograniczeń, ale gdzieś wewnątrz bała się posunąć za daleko i za bardzo sprzeciwić ich zakazom. Gdyby mogła, pewnie dawno wywędrowałaby za mury i odkryła coś więcej niż duchy, które krążą nocami po czarnych polach i straszą ludzi. Na chwilę obecną wolała jednak zostać bezpiecznie tutaj, w Mieście, gdzie nikt ani nic jej nie zagrażało - przynajmniej w jej własnej opinii. Czasem patrzyła kątem oka za siebie, czując obcy oddech na karku, wiedziała, że nie zna prawdy do końca, jednak godziła się z tym tak czy inaczej ze względu na swój wiek i proste, dziecięce tchórzostwo przed czymś nieznanym. Odchrząknęła ze śmiechem, odpowiadając mu na pytanie z delikatnym rumieńcem na policzkach. Ten kolor chyba jej zostanie na twarzy, jeżeli nie przestanie się tak wstydzić~!
Sala balowa - Page 5 GbylGPrawie przedstawiłam się moim imieniem, nie lubię go~ – Wzruszyła ramionami, odwracając się w bok na pięcie i z szerokim uśmiechem na ustach wcisnęła sobie kolejne pięć małych ciasteczek do ust, które zaczęła powoli żuć, dodając jeszcze niewyraźnie: Sala balowa - Page 5 GbylGMóf my po płostfu Vełne. – Wycelowała w niego jakąś kulką pomarańczowego lukru, który miał przypominać na ogół dynię; przełknąwszy wszystko, co miała w buzi, dopchała jeszcze wyżej wspomnianym zlepionym cukrem, powoli dostając odruchów wymiotnych na smak czegokolwiek słodziutkiego. Aż dziw, że takie dziecko mogło mieć dosyć węglowodanów. Może przynajmniej będzie miała zęby do trzydziestki, brawo. Skrzywiła się, przełykając ostatni tego dnia fragment łakoci, po cichu mówiąc sobie, że więcej już do tego stołu nie podejdzie (chociaż do północy, potem to się jeszcze okaże). Ujęła w zmarzniętą, wychudzoną dłoń pustą szklankę z tacy i nalała do niej wody z kryształowego dzbanka, którego uchwyt imitować miał dłoń jakiegoś kościotrupa. Biorąc pierwszego łyka już poczuła, że coś jest nie tak z tą wodą. Gazowana, fuj!
Sala balowa - Page 5 GbylGOdstawiła szkło na stół, mimo całej niedogodności związanej z bąbelkami rozpuszczonymi w płunie, opróżniając jego zawartość do ostatniej kropli. Dopiero wtedy mogła jako tako odpowiedzieć mu na pytanie, pośmiać się i ogólnie pocieszyć, nie lepiąc się przy tym i nie zamykając co chwila buziaczka, żeby przełknąć zgęstniałą ślinę. Potworki te słodycze~: takie dobre, a takie okropne! Kufufufu~!
Sala balowa - Page 5 GbylGNo… Jest. Znaczy nie sugeruję ucinania, ani nic! – Zamachała rączkami w geście zaprzeczenia, śmiejąc się wesoło. Sala balowa - Page 5 GbylGPo prostu wolę to niż szczypanie cię w policzek jak babunia. – Wyszczerzyła się złośliwie, choć widać było doskonale, że nie ma żadnych złych intencji. Jak zawsze zresztą, kiedy przychodziło co do czego, okazywała się miłą i kochaną dziewczynką, która nie skrzywdziłaby nawet muchy, niezależnie od tego jak owad by ją denerwował - mógłby fruwać, siadać, bzyczeć, brudzić i Bóg jeden wie co jeszcze, ale to nie wystarczyłoby, żeby zdenerwować dziewczynę lub sprawić, żeby wzięła packę i trzepnęła uparte zwierzątko raz, a dobrze. Zaśmiała się po raz 815917561956 z rzędu, ciągnąc go znów i znów za nos do tego stopnie, że kiedy puściła, ten był calutki czerwony! Na ten widok pomasowała go delikatnie (chyba komuś się rodzą pierwsze fetysze), przepraszając szeptem za swoje uczynki. Amen.
Sala balowa - Page 5 GbylGDzięki za znicz. Krowa Ci w niebie wynagrodzi, loff loff.
Sala balowa - Page 5 GbylGUniosła brwi, nalewając sobie porcję soku pomarańczowego, który, miła odmiana, nie był na szczęście gazowany, bo byłoby to już szczytem okropieństwa, żeby potem nawet cukierki okazały się wypełnione do reszty dwutlenkiem węgla. I w tym wypadku było widać wpływ jej rodzicieli na wychowanie - wiedziała doskonale, co WEDŁUG NICH było złe dla niej samej i czego nie powinna się czepiać, bo każdy fakt, którego się dowie od innych jest trochę jak lep na muchy - najpierw ciągnie cię zapach, potem widok, a na koniec jak się już przylepisz to problemem jest się wykręcić z tego bagna. I będziesz tak wisiał w kuchni u jakiejś babci do usranej śmierci. A szkoda, przecież jest tyle słodyczy do zjedzenia~! Bystry wzrok dziewczyny skierował się znad picia, które już kończyła, prosto na jego oczy, które przybrały na bank inny odcień niż kiedy go pierwszy raz zobaczyła. Mimo wszystko olewała każdą anomalię w zebranych tu ludziach i monstrach, bo przecież na jej prosty móżdżek większość tutaj była po prostu bardzo dobrze ucharakteryzowana, Gdzieś obok stanął znowu Drakula umazany krwią, nalał sobie soku w kolorze CZERWONYM i poszedł, co jednak wystarczyło, żeby od wszystkich zjedzonych tego wieczoru łakoci i jeszcze widoku, który ją zupełnie odpychał, Verne zbladła i odwróciła się twarzą do Ailena, chcąc szybko kontynuować rozmowę jak gdyby nigdy nic.
Sala balowa - Page 5 GbylGPodważasz to, co mówili mi rodzice? – Zmarszczyła blade czółko, a nuta niepewności i drżenia wdarła się do jej głosu. Zaczynała wątpić we wszystko, w co dotychczas wierzyła. A była dosyć łatwowierna, cokolwiek powiedziałby jej teraz Ailen byłoby prawdą, a gdyby jej mama to potem podważyła, racja byłaby po jej stronie. Dziewczynę taką jak Winnie można porównać raczej do przerzucanej marionetki. W czyje ręce wpadnie teraz? – Opowiedz mi, co wiesz. Proszę. Jest tak, jak mówią mi mama i tata czy może prawda jest po innej stronie? Co jest za murami? Wiesz cokolwiek? – W miarę jak jej ton przechodził w bardziej nalegający i ciekawski, a może i zdenerwowany zachwianiem się jej prawd i wierzeń, blondynka podchodziła bliżej i bliżej, łapiąc go w końcu drobną dłonią za koszulę i świdrującym, błękitnym wzrokiem wbiła się w jego oczy. Noo, dawaj! Odpowiedz jej, Ai. Nie daj się prosić, bo urwie Ci nos. Prychnęła, cofając się na jego komentarz o jej wieku i “próby gwałtu”. Tak jakby interesowała się słowami takimi jak gwałt. Jasne, że nie! Miała dużo lepsze rzeczy do roboty. Stanęła z ustami ściągniętymi w wąską kreskę przy stole, chwyciła dłońmi za jego brzeg i siadła na nim w podskoku, tyłkiem zsuwając do tyłu jakąś miskę z cukiereczkami. Skrzyżowała ręce na piersi, uśmiechając się jednak krzywo. No gdzieś ona się będzie gniewać za jakieś lekceważenie. Norma.~
Sala balowa - Page 5 GbylGNaprawdę nigdy tam nie byłeś? Może i racja... – Uniosła głowę do góry, wpatrując się z zamyśleniem w wysoki, zdobiony sufit. – ... chociaż wydaje mi się, że coś wiesz i nie chcesz mówić. Mam rację? – Znów skierowała spojrzenie niebieskich oczu na niego, oczekując tym samym prawdy i tylko prawdy. A przynajmniej jej części. Westchnęła ciężko, czując się nagle jakoś dziwnie okłamywaną i miała okropne uczucie załamania jej świata, który nagle podzielił się na ten, który jest tu, prawdziwy i ten, który jest gdzieś za ciężką kotarą, której nigdy sama nie odsunie. Co gorsza, nie była do końca pewna, czy chce ją odsuwać. Może życie za nią jest dużo piękniejsze i lepiej byłoby nie otwierać puszki pandory? Zakaszłała cicho, zasłaniając usta piąstką i dodała jeszcze ostatnie pytanie:
Sala balowa - Page 5 GbylGCzy cokolwiek z tego, co powiedziałam jest prawdą?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 14:06  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
No to pięknie... czy ona miała jakąś moc do przyciągania tarapatów?! A może to był po prostu zwykły pech? Akurat gdy skończyła narzekać na Arthura, usłyszała jego donośny głos z niedalekiej odległości. Mruknęła coś po nosem, po czym zwalczyła chęć pacnięcia łapą w czoło. No super. Gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu, cicho syknęła, jednak postanowiła najzwyczajniej w świecie odwrócić się i zobaczyć, kto ją dotyka. No i go znalazła! Jej oczy przez kilka sekund zaświeciły krwistą czerwienią. Oho, nawet soczewki nie mogły tego ukryć.
-Wcale nie nazwałam cię kurduplem-miniaturką. I nie jestem gruba, więc nie masz powodu do nazywania mnie krową. - mruknęła, lekko oburzona słowami brata, jednak także odpowiedziała mu prztulaskiem. Nie zdążyła już nic dodać, bo zauważyła reakcję bliźniaka na jej niekompletny strój. No to się teraz zacznie. Wzięła głęboki wdech, by przypadkiem nie wydrzeć się na całą salę.
-Ponieważ wystąpił mały wypadek... i jakby to powiedzieć... moja sukienka odrobinkę się zdarła. Ale wszystko mam zakryte, więc jak na razie jest w porządku. - odparła, starając się, by nie spotkać się z nim wzrokiem. Bo kto wie co by zobaczyła? A ona powinna się tutaj zachowywać poważniej, w końcu to ona jest tą starszą!
Gdy tylko zobaczyła co kombinował, natychmiastowo złapała go za rękę i trzymała ją w żelaznym uścisku, niczym wąż przygotowujący się do zjedzenia swojej ofiary.
-Ani mi się waż, Arthurze! Ja nadal jestem czysta, on się do mnie nie dobierał! I zamieszkałam tam, bo chciałam. Ty i tak łazisz częściej po Desperacji niż po Edenie! - wysyczała tak, by tylko blondyn mógł ją usłyszeć, w końcu wpatrując się prosto w jego buźkę. Oj, jej ton brzmiał wyjątkowo groźnie. Nie żartowała ani przez sekundę.
Nie zdążyła już zareagować, gdy jej brat został podniesiony w dość niekomfortowy sposób. Odwróciła się w stronę Asha i uderzyła go lekko w klatkę piersiową.
-Shinji, spokojnie! I nie krzywdź go, to mój brat! - warknęła w jego stronę. W końcu jednak ton jej głosu zelżał, gdy usłyszała, jak bardzo był smutny z powodu tego całego incydentu. Westchnęła, po czym potargała jego włosy i uśmiechnęła się lekko.
-No już, nic się nie stało. Ale jak komukolwiek o tym powiesz, to cię ugryzę! - zagroziła.
No i w tym momencie pojawiła się kolejna panienka. Zdążyła tylko powiedzieć jakieś "Dzień dobry" gdy nieznajoma od razu prysnęła, ciągnąc za sobą jej przyjaciela. No cóż... żeby tylko nie flirtował z kilkoma pannami na raz!
-No i zwiali... a w ogóle, co ty tutaj robisz, Arti? Z własnej woli to tu chyba nie przyszedłeś... - zapytała, po raz kolejny odwracając się do zielonookiego. Malutką dłonią kurczowo ściskała marynarkę od Asha, by przypadkiem nie spadła i nie odsłoniła fatalnego stanu jej kostiumu. No gorzej już chyba być nie może!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 21:14  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
"Zadanie wykonane", można by rzec. W końcu Rezydencja została wyzwolona z kolejnego nachalnego tancerza. Nic, tylko się cieszyć... lub też nie. Takashi został bowiem "sam" z dziewczyną, którą bądź co bądź ocalił. Ukradkiem zerknął jeszcze przez ułamek sekundy, jak Yosuke wychodzi z sali, prowadząc tamtego chłopaka, aby zaraz drzwi się zamknęły, kradnąc tą dwójkę z pola widzenia na dobre. Dyktator nie chciał sobie nawet wyobrażać, co jego towarzysz mógłby teraz zrobić z prowadzoną przez siebie osobą. Może nawet trochę przegiął mówiąc mu, że ma wolną rękę. Oczywiście to nie jest tak, że Yosuke nie ma własnej wyobraźni - wręcz przeciwnie! Problem polegał na tym, że nawet samego Dyktatora, który wcale barankiem nie był, przerażały niektóre sposoby działania dowódcy Shuufuku.
Na szczęście jednak dla Takashiego, dziewczyna się odezwała, tłumiąc jego daleko już idącą wyobraźnię.
- "Tak w ogóle to jestem Gabriela."
Powiedziawszy to, dziewczyna wyciągnęła w jego stronę rękę. Naturalnie Dyktator podał jej swoją. Był już zwyczajnie do tego przyzwyczajony, bo ściskał ludziom dłonie tysiące razy. Fakt, z reguły miało to miejsce przed kamerami, kiedy był w centrum uwagi, więc Gabriela mogła w geście Daimao dostrzec szczyptę "oficjalności", ale raczej nie było to aż tak widoczne.
Należy tutaj zacząć od tego, że nie często zdarzało mu się rozmawiać swobodniej z kimś innym, niż współpracownicy. Zasadniczo nawet w czasach szkolnych jego rozmowy z kimkolwiek miały bardzo oficjalny charakter. "Noblesse oblige", a Daimao naprawdę nie zaliczał się do osób, którym trzeba to było uświadamiać.
- "Jak udało Ci się dostrzec mnie wśród takiego tłumu? A może my się znamy...? Tylko masz na sobie maskę..."
- Z przykrością chciałbym cię uświadomić, iż jest to pierwszy raz, kiedy widzę twoją osobę - odrzekł. - Nie mogłem jednak pozwolić, aby tamten chłopak robił z tobą, co mu się żywnie podoba. To był najzwyczajniej szczyt chamstwa, a ja nie toleruję przyjaźnie chamstwa w jakiejkolwiek postaci...
- "A gdzie Twój znajomy?"
I nagle do głowy Daimao wróciły wyobrażenia tego, cóż takiego mogło się stać z tamtym chłopakiem. Zdołał jednak je opanować. Yosuke przecież dysponuje rozumem. Nic nie powinno się stać..
- Jak widać wyszedł, ale zapewne zaraz wróci. Powinnaś być mu wdzięczna. Pomógł mi pozbyć się stąd tego chłopaka. I nie obawiaj się o niego, znajdzie drogę...
W tym momencie przerwał, gdyż dopadł go błagalny wzrok dziewczyny. Było widać, że za parę minut będzie musiał ją ponownie ratować, jeśli czegoś nie zrobi już teraz. Jakby nie było, byli na środku zatłoczonej sali, było straszliwie duszno, a muzyka dudniała w uszach tak niemiłosiernie, że sam Dyktator poczuł się gorzej zaraz po wejściu do sali. Oczywiście po pewnym czasie było już o niebo lepiej, ale nie można by było tego samego powiedzieć o Gabrieli. Trzeba więc działać... i to szybko.
- ...Czy nie chciałabyś może wyjść na chwilę z tej sali, aby odetchnąć...? Wydaje mi się, że nie wyglądasz najlepiej...
Mówiąc to, spojrzał jej w oczy. Był to stary trik, jaki pomagał przy dyskutowaniu z osobą niepewną i niezdecydowaną, a użyty został przez niego trochę niechcący, jednak spojrzawszy dziewczynie prosto w oczy poczuł, że nawet trochę mu się jej autentycznie zrobiło szkoda. Wcześniej chodziło przede wszystkim o swego rodzaju zemstę, potem raczej o kwestię przyzwoitości, jednak w tym momencie naprawdę zechciał jej pomóc dla samego faktu pomocy. Nie było to typowe zachowanie dla Dyktatora S.SPEC, jednak Daimao nie był typowym Dyktatorem. Czyżby zapaliło się w nim światełko empatii...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 21:18  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Nie wiem czy fakt, że znalazł się w jednym pomieszczeniu ze swoim śmiertelnym wrogiem, wynikał z braku uwagi czy ze zwykłego przypadku, ale było trochę nieszczęśliwym zdarzeniem. Spodziewał się, że zastanie ludzi wyrwanych prosto spod buta S.SPEC i jakoś niespecjalnie się tym przejmował, ale gdyby tylko biedaczyna odkrył, iż jest oddalony o zaledwie kilka metrów od jednego z trójcy marionetkarzy Miasta, chyba troszeńkę by się zadziwił. Nie mówię, że od razu miałby mokro w gaciach, ale zdradzenie swojej tożsamości na terenie, objętym władzą Dyktatora, przy znacznej ilości świadków i ograniczonej powierzchni do obrony, chyba nie byłoby zbyt trafną decyzją. Dlatego dobrze, że absolutnie nie zwrócił uwagi na wchodzącego Daimao ze swoim przydupasem. Jest tu od groma i trochę ludu, a sam władca niespecjalnie się wyróżnia. Cóż.. błoga nieświadomość górą! Przynajmniej nic go nie rozprasza w rozmowie z blondynką, która z każdą chwilą robiła się coraz… śmieszniejsza?
Gapił się z pokerową twarzą jak trzynastka wpycha sobie do buzi zdecydowanie więcej niż może zjeść. Opychała się z takim zacieszem, że aż trudno było się na nią nie gapić jak na jakąś atrakcję turystyczną. Do tego blondi co chwilę się rumieniła. Ona tak zawsze? Pomyślał nawet nie łapiąc się na tym, że sam zaczął zażerać się kruchymi ciasteczkami.  Były tak duże, że wystarczyły dwa, aby całkowicie zapchać mu pyszczek.
- Nie mhóf z pehną buźhią, bo cię nhie rhozumfiem. – odparł usilnie walcząc z tym, aby się nie zakrztusić. – I.. khem… Winverne bardziej mi się podobało. – dodał dopiero co przełykając suchą papkę, ani myśląc o tym, żeby zapić to wodą. O nie.. on to zapije czymś innym! Na przykład tamtym lukrem na pączku. – I to niesprawiedliwe tak swoją drogą. Ty znasz moje imię. Też chcę znać Twoje. – odparł wyciągając rękę po wcześniej wspomniany słodki okrąglaczek, który nieszczęśliwie znajdował się na samym końcu stołu, a obejść go mu się nie chciało. Ailen robi się coraz bardziej ciekawski. Tak jak na początku jego zainteresowanie Verne plasowało się gdzieś pomiędzy 0, a -1, tak teraz zachciało mu się wiedzy absolutnie zbędnej do szczęścia. I wcale nie czuł się winny z tym, że właściwie co chwila okłamuje trzynastolatkę w lżejszy lub cięższy sposób. Zacznijmy może od tego, że słówko Ailen nie jest właściwie jego imieniem..
- AŁAAŁĄDSKSJK… STOP, OKEJ? – wykwiczał wyraźnie nie przyjmując przeprosin. Ano, nie dość, że delikatny ból pulsował po jego nosie to jeszcze wyglądał jak Rudolf Czerwononosy!
Był zbyt zajęty przywracaniem normalnej barwy części ciała, molestowanej przez Verne, by zwrócić uwagę na byle Draculę, przez którego jego rozmówczyni znowu pojaśniała o kilka tonów.
- Za. Blisko. – wysyczał delikatnie odsuwając od siebie dziewczynkę. Z tym akurat nie było problemu, bo blondynka trochę się oburzyła jego uwagą o wiek i druzgoczący brak wiedzy. Postanowiła się oddalić i zainstalować swój tyłek na stoliku z łakociami. Uff.. jeszcze chwila i Ai musiałby biec na ratunek zsuwającej się misy z cukierkami.
- Eh.. więc jednak faktycznie masz mnie za tego ducha. – westchnął cierpiętniczo, odwracając od niej wzrok. – Nie masz racji. Niczego nie wiem, poza tym, że to co mówisz, brzmi jak tania opowiastka dla niegrzecznych dzieci, które nie chcą zjeść swojej porcji warzywek. – burknął przewracając teatralnie oczami. – Wiesz, to że mam inne zdanie niż ty, niekoniecznie musi oznaczać, że nagle jestem jakimś podróżnikiem zza murów.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.13 22:55  •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
Gdy tylko zobaczyła opaskę na oczach Cecila – przejęła się nawet bardziej niż wcześniej. Uderzyła w ślepego człowieka! Ewentualnie miał jakieś schorzenie, że jego oczy zbyt mocno odbierały bodźce i musiał zasłaniać oczy, co by tak go nie bolały od nadmiaru odbieranego światła. Social słyszała kiedyś o czymś takim, ale za cholerę nie wiedziała od kogo. Może od Tamira? Wiedziała, że jest naukowcem, toteż powinien się znać na jakichś medycznych sprawach, ale równie dobrze mogła to być każda inna osoba. Mniejsza o to. Nie zmieniało to jednak faktu, że… nie widział! A ona tak bezkarnie na niego wpadła, jakby sama oczu nie miała. Głupota.
Wstała z zimnej, marmurowej podłogi, łapiąc się młodej, nieco dziecięcej ręki Litshera. O dziwo nie był na nią zły, choć właśnie tego się spodziewała. Zwykle miała okazję wpadać na jakichś niedotykalskich, mrukliwych ludzi, którzy tylko mówili coś w rodzaju „patrz, gdzie łazisz, głupia” i nawet nie dając jej czasu na chociażby wydukanie jakiegoś „przepraszam” odchodzili w swoją stronę. Może ludzi z defektami życiowymi lub fizycznymi byli bardziej wyrozumiali i tolerancyjni? Nie wiadomo, ale nie nad tym zamierzam się teraz rozdrabniać.
Wbiła wzrok w kamienną posadzkę, jakby była to najciekawsza rzecz jaką kiedykolwiek w życiu widziała. Może i to niekulturalnie patrzeć się na jakieś niezidentyfikowane obiekty, podczas rozmowy, ale… kogo to obchodzi?! No pomyślcie sobie – jakże nudne byłoby życie, gdybyśmy przez cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, żelaznie przestrzegali zasad savoir vivre? Patrzenie sobie w oczy w trakcie rozmowy, wysoce kulturalny język i nienaganne, wysoce wyrafinowane czyny… Nie ma mowy o żadnym jedzeniu rękami w fast-foodach, ani nic. No pomyślcie sobie, jak by wyglądało jedzenie hamburgera nożem i widelcem. No ale nie ważne.
- Nie, nic mi nie jest. Dziękuję – odparła, po czym uniosła głowę i uśmiechnęła się w pełni przyjaźnie do aniołka. – A tobie? – Dodała.
„Właśnie wykrwawia się na śmierć, równocześnie mając padaczkę i zawał serca, nie widać?”
No przecież wypadało zapytać, zdrowy rozsądku! Ech, no co za debil z tego rozsądku… Tylko krytykować potrafi, no.
Teraz, gdy już się odrobinę otrząsnęła ze strachu przed tym, iż białowłosy mógłby być na nią zły lub mogłoby mu się stać przez jej nieuwagę – zauważyła, że wyglądają na mniej więcej ten sam wiek. Ale no właśnie… tylko wyglądają. Przecież Toshiko tak naprawdę liczyła sobie dwadzieścia dwa lata, a nie jakieś siedemnaście. Jednak mimo wszystko – te pięć lat nie robiło jakiejś kosmicznie wielkiej różnicy. Inna sprawa, że Cecil tak naprawdę miał lat siedem, ale… skąd niby mogła o tym wiedzieć? Czytać w ludzkich i nie ludzkich umysłach nie potrafiła. Czy niestety, czy może stety – to już pozostawiam do rozstrzygnięcia komu innemu.
- Nazywam się Toshiko – rzekła. Dlaczego właściwie się przedstawiła? Czy uważała, że zrobienie tego było konieczne? A kij ją tam wie. Może znalazła sobie jakiś pretekst do znalezienia nowej znajomości?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa - Page 5 Empty Re: Sala balowa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach