Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pisanie 10.11.13 1:11  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Jeśli nie chce wam się czytać jak Sakid się dostał na bal, pomińcie wszystko co jest kursywą. I nie bądźcie źli za takie wparowanie do tematu...

Jakim cudem on wplątał się aż tutaj? No cóż, to była długa historia, zaczęła się na oddziale położniczym w... Że za daleko? Okej, więc może zawróćmy do teraźniejszości i czasu najdalej oddalonego parę godzin.
Musi uciekać! Nie ma wyjścia, musi się wydostać stąd jak najdalej! Czuje, całym sobą czuje, jak bestia wewnątrz jego osoby chce się wyrwać i dorwać w swoje szpony wszystko co żyje, rozszarpywać i spijać krew, pożerając surowe mięso by ugasić swoje pragnienie mordu. Czuł to, czuł że nie może walczyć... Czuł że musi uciec, jak najprędzej, jak najdalej, jak... Najszybciej. Nie miał czasu na nic, nie zabierał ze sobą zupełnie niczego ze swojego, skromnego przybytku, wyskakując jedynie w swoim stroju (nieźle poszarpanym) i uciekając z siedziby Dogs jak najdalej jak się da w losowym (a przynajmniej tak sądził) kierunku. Jakim więc zaskoczeniem musiało być, gdy uciekając, po jakimś czasie przechodząc z biegu do truchtu, a potem spokojnego kroku, po dłuższym czasie zaczął odczuwać dziwne, oddalone wonie... Ludzkie.
"Świetnie... A więc moja podświadomość doprowadziła mnie tam, gdzie mogę zrobić jeszcze większą rzeź niż w siedzibie organizacji..."
Z tą myślą chciał skręcić w bok, przestać iść dalej, lecz jego ciało nie odpowiadało zupełnie na wezwania. Jakoby cała kontrola ciała przeszła do czegoś innego. Każda próba wydania impulsu nerwowego jaki miał pobudzić mięśnie do działania i zrobienia czegoś innego spełzała na niczym. Miast tego, ciało Sakida pochyliło się w przód, a on sam zaczął biec nader prędkim sprintem w kierunku miasta, z iście psychodelicznym uśmiechem na twarzy, szeroko rozchylając palce zakończone szponami. Biegł w kierunku najbliższej szczeliny w murze, w kierunku najbliższego, ludzkiego zapachu.
"Zatrzymaj się! Proszę! Stój!"
Jego ciało było głuche na wołania umysłu, który utracił kontrolę nad zmysłami i działaniem, będąc w sumie biernym obserwatorem tego, co się miało dziać.
Już kilka chwil później jego strój był upaćkany świeżą, ludzką krwią, podobnie jak jego twarz, jaką jednak otarł NIE urwanym rękawem, gdy odzyskał nad sobą kontrolę. Wiedział co zrobił... Czuł co zrobił...
"Cholera... Muszę... Do tego przywyknąć... Nie... Jak mam przywyknąć do mordowania ludzi?"
Opierał się o ścianę budynku, dysząc wyraźnie, zaś z jego szponów skapywały leniwie krople szkarłatnej krwi. Późny wieczór, wokół nie było jednak tak ciemno, więc jego oczy już po chwili wyjścia z "szału" zaczęły sie upominać iście palącym bólem, że musi znów je zakryć, nawet pomimo tej ciemności, rozświetlanej lampami. Podniósł więc zakrwawionymi palcami opaskę, jaką znów obwiązał wokół głowy, zasłaniając oczy i... Właśnie. Jak on teraz wróci? Nie miał najmniejszego planu, poza zwyczajnym obróceniem się na pięcie i powrotem. Nim jednak zdołał się odkleić od ściany, posłyszał czyjeś kroki, zbliżające się do niego.
"Cholera!"
Ta myśl przeskoczyła przez jego umysł niczym spięcie obwodów u androida, a on sam odbił się plecami od ściany i zwrócił spojrzenie w kierunku dźwięków, rozwierając dłonie by ukazać szpony gotowe do działań. Nim jednak miał jako-tako możliwość reakcji bojowej, posłyszał czyiś... Głos. Kobiecy głos, z pewną dozą rozczarowania na jego widok. Hę? Że co?
- Idziesz na bal, prawda? Twój strój nie należy do najlepszych, strasznie niechlujny i poszarpany.
Można się domyśleć wyrazu twarzy Sakida. Jedno, wielkie "wtf" na jego twarzy wykwitło, acz częściowy mrok to maskował. Poczuł woń kobiecych perfum, różane. Mógł teraz lepiej usłyszeć i zrozumieć krok. Lekki, kobiecy, wyraźne stukanie obcasu. Mógł obliczyć iż zbliżyła się na odległość około czterech kroków, z dezaprobatą cmokając ustami. Czuł jak jest oceniany od stóp do głowy i było to dziwne uczucie, musiał przyznać...
- Jest jeszcze czas by ci nieco pomóc z tym wyglądem, chodź.
Kobieta podeszła bliżej i pochwyciła jego prawy nadgarstek. Łatwo odczuł delikatność jej dłoni, ale też i zdecydowanie działań, więc zwyczajnie się poddał jej gestowi, idąc za nią.
- Nie możesz zdjąć tej opaski?
- Nie...
Prowadząc Sakida, dziewczyna roześmiała się dźwięcznie i wesoło na jego odmowę. Och... Słodkie, oddany swojemu ubiorowi.
- Jesteś nader oddany swojemu strojowi, ale rozumiem. Mimo to jednak, ta czarna opaska trochę nie pasuje, ale element zasłoniętych oczu zostawimy. Chodź, musimy się pospieszyć.
...
Tym sposobem Sakid dostał się do jej domu, w którym trzymała materiały do przebrania dla kogoś nieco niższego od Sakida, acz jego postura ułatwiła tu ubranie. Jego płaszcz poszedł do kosza, a on sam dostał dziwną formę koszuli tylko na linię poniżej piersi do poziomu spodni, oraz dwa rękawy na przedramiona. Po namowach dziewczyny pozbył się także czarnej opaski, jaka wylądowała w jego kieszeni, a z jej pomocą obwiązał sobie pod włosami wokół głowy pasmo białych bandaży, podobne, na wypadek pewnych rozerwań miał również owinięte wokół łokci. Taki zapasik. Krew została również pozmywana w kilku miejscach, acz w paru inaczej ułożona, przez co lepiej wyglądała "artystycznie". Dosyć dziwnie się czuł gdy zapięła mu wokół szyi skórzaną obrożę, do jakiej przypięła podobną smycz, ale znalazł w tym zaletę, gdyż prowadziła go... Właśnie, kij wie dokąd. Czuł jak mijają różne zapachy i odgłosy. Czuł dziwne, drażniące jego zmysły wonie, gwar ludzi... I nie tylko ich, zapach lasu, który potem przeszedł w specyficzną woń... Mgły, i specyficznej mieszanki chemicznej powodującej zielony odcień płomieni. Im dalej szli, tym więcej odurzających go zapachów i woni dołączało do palety odczuć, a siła odgłosów osób wokół na jego, nieco wrażliwy słuch niestety miła nie była. Nie miał jednak w pewnym sensie... Odwagi się przeciwstawić jego towarzyszce, która chciała by mówił jej Deb.

Gdy przekroczyli progi domu, jakiego zapach czuł już od pewnego czasu, Sakid miał przeczucie... Miał przeczucie że ta noc skończy się dziwnie. Pomijając fakt że nie miał zielonego pojęcia jak wróci do siedziby Dogs, tak nie miał pojęcia jak się zachować tu, będąc... Ślepym, między tym tłumem ludzi. I tym bardziej nie miał pojęcia, co zrobi, jeśli bestia wewnątrz jego osoby weźmie nad nim kontrolę i zechce urządzić rzeź. Nie! Ona już się zaspokoiła! Powinna dać spokój... Powinna. To przyciemnione światło mu się podobało, jednak obijanie się o ludzi, gdy jego refleks był nieco osłabiony przez nasilenie odgłosów. Na szczęście, nie oberwał od nikogo ani nic, więc jest dobrze... Na pewno jest dobrze.
No, do momentu gdy zaczęli się wspinać do góry. Pierwszy stopień postanowił zaatakować jego stopy i prawie rąbnął zębami o schody, ale w porę się złapał i zdołał utrzymać równowagę. Win, tak? Zwycięzcą tego pojedynku został Sakid! A pokonane schody muszą mu pozwolić wejść po sobie na górę! Muszą! To kwestia honoru!
I pozwoliły. Wszedł bez problemu, nieco poganiany przez "właścicielkę" i jej smycz by iść do góry. No nie jego wina że schody go nie lubią!
- Spokojnie Deb, już idę!
- Pospiesz się nieco, albo zdejmij sobie te bandaże!
W odpowiedzi wydał tylko formę warknięcia, po czym wspinał się po upartych schodach dalej, aż na najwyższe piętro. Osobiście, miał nadzieję że ta wycieczka w górę się skończy szybko. Mimo wszystko... Był nieźle zmęczony po tamtej walce, a jeszcze to wszystko... Trochę się na nogach słaniał, i nie miał szczerze ŻADNEJ ochoty być w tym, dziwacznym miejscu. Naprawdę żadnej. Ale tak jakoś go tu wciągnięto, i na niego benc poszło.
Gdy w końcu dotarli na górę, to co zrobiła Deb było genialne wprost. Obwiązała smycz wokół szyi Sakida i dała mu buziaka w policzek. Cały czas po prawdzie nawet nie widział, jak wygląda...
- Nu, baw się dobrze, ja lecę już do swoich.
I po chwili już zniknął mu jej zapach i odgłos w tym tłumie, a Sakid czuł się... Conajmniej nieswojo. Coś jednak przebiło to poczucie. Zapach jedzenia, słodki zapach. Czuł, dokładnie czuł słodki zapach tuż przed sobą. Nie widząc zbyt wiele, ruszył na... Cóż, ślepo. Nieco zbyt szybko i nie oceniając nader dobrze sytuacji, bo ktoś był na jego drodze. Rąbnął w coś. Nie wiedział czy się przewróciło to "coś" czy ktoś, czy nie, a jeśli tak, to pewnie przez pęd sam się wyłożył na kaflanej posadzce. Zgryzając zęby, podniósłby się i rzucił spojrzeniem na osobę, po czym pomógł jej wstać z czułym i miłym "przepraszam". Jeśli jej nie przewrócił, poprostu by przeprosił i ruszył dalej. Osoba ta miała dziwny, mdławo-słodki zapach i zdecydowanie był to facet... I był to Nathaniel, acz nie miał o tym zielonego pojęcia. Musi się skupić i wrócić do Dogs... Wysunął lekko język, który uchwycił ten jeden zapach, jaki był mu potrzebny. Mieszanina zapachów zwierzęcia i człowieka. Czuł podobną, u Lucky, choć ta była gruntownie odmienna...
Nie obchodziło go to jednak. Przedarł się przez tłum i pochwycił Yunosuke, bo o nim była mowa, silnie za przedramię.
- Musisz iść ze mną. Teraz.
Nie zważając na protesty kota, pociągnął go w kierunku wyjścia z sali, lawirując jakoś między ludźmi "na ślepo" i to dosłownie. Gdy udało mu się wydostać, wparował pędem do którejkolwiek odnogi korytarzy z ciągniętym Yunosuke.

[z/t x2 za zgodą Yunosuke]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.13 11:53  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Niby słowa były skierowane do kotowatego, lecz odpowiedzią zaszczycił go kto inny. Nathaniel przeniósł spojrzenie na zielonowłosego w dalszym ciągu bez żadnych emocji wypisanych na gębie.
- Zaiste – skwitował chłodno, kiedy jego czerwone ślepia śledziły właśnie trajektorię lotu portfela.
Co jak co, ale Anioł z pewnością nie przybył tu, by nauczać zgromadzonych słowa bożego. Szczególnie, kiedy jego „ojciec” się wziął i znikł. Pozostawił bez słowa Wymordowanego i już miał udać się do upragnionego, ciemnego kąta i pochłonąć upolowaną sałatkę, kiedy ktoś postanowił wpaść w jego objęcia. Albinosowi z łatwością udało uchronić się przed upadkiem na podłogę – czym dla takiego chłopa jest zderzenie z czterdziestoma sześcioma kilogramami? – jednak posiłku już nie udało mu się uratować. W eter uleciało pięćdziesiąte czwarte przekleństwo, a Nathaniel stał sobie nad tym roztrzaskanym talerzem i rozwaloną na ziemi sałatką, jakby czekał na zbawienie. Zbawienie, w postaci dziewczęcia przebranego za pokojówkę, dotarło dość szybko i równie prędko zatarło ślady popełnionej tu zbrodni.
Chłopak postanowił zawrócić do stołu i tym razem – kij z jakąkolwiek przyzwoitością żywieniową – wziąć sobie „coś słodkiego”. Tak, zdecydowanie potrzebował cukru. Właśnie wtedy oczom Anioła ukazał się widok na sprawcę jego nieszczęścia porywającego kociego złodziejaszka. Nawet gdyby chciał, a niezbyt mu się do tego spieszyło, nie zdążyłby zareagować, bo owa parka już zniknęła w tłumie. Nie miał zamiaru wnikać, o co w tym wszystkim chodziło. Ważne było tylko tu i teraz, które chwilowo przedstawiało się nad wyraz kolorowo. Sięgnął po najbliższy półmisek z ciasteczkami, postanawiając go sobie przywłaszczyć. W końcu stres po tragicznej śmierci sałatki trzeba zajeść! Udał się wraz ze swoimi małymi, słodkimi towarzyszami do najbliższego kąta i, totalnie olewając znajdującego się już tam człeka, zaczął z kamienną twarzą pochłaniać ciasteczka, wodząc wzrokiem po Sali, jakby kogoś próbował zlokalizować.

Yeah, na bezweniu i taki post postem .-.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.13 23:31  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Jaka była reakcja naszego zielonego kolegi lubującego się w napojach alkoholowych, kiedy jego towarzysz z uszami został najzwyczajniej w świecie poprawny?
Rzucił się w pogoń? Nie!
Ogłuszył i powstrzymał napastnika? Nie!
Zignorował całe zajście? Również nie!
On się po prostu odwrócił i jeszcze pomachał do kotowatego z uśmiechem, jakby wiedział, że raczej nic złego mu nie będzie i zapowiedział mu, że jeszcze się spotkają. No, ale nic. Teraz można zająć się czymś innym, a mianowicie - papu! Oj tak, Vodka chętnie by sobie zjadł coś słodkiego. A ciastka, która niedawno widział na stole nadawały się do tego idealnie! W takim wypadku, z wielkim uśmiechem na ustach, łowca się odwrócił i już chciał wyciągnąć łapki do miski, w której zapamiętał mnóstwo słodkich wypieków, ale przeżył szok.
Ciastka zniknęły!
Jak to? Kto to? W ogóle dlaczego!? Nie, to było zbyt okrutne, aby było prawdziwe! Przecież doskonale pamiętał, że jeszcze przed chwilą była tutaj pełna miska apetycznych ciastek!
Rozejrzał się i zauważył tego całego anioła, który wcześniej buszował przy stole. Postanowił za nim ruszyć, z cichą nadzieją, że to właśnie on jest złodziejem ciastek. No i już po kilku chwilach mógł się przekonać, że miał rację! Ale, ale, drogie dzieci - to nie wszystko. Jak myślicie, co zrobi nasz drogi Vodka, kiedy już dopadnie kradzieja ciastek? Oj, nie zgadujcie nawet, bo i tak to wykracza poza wasz próg rozumowania!
Otóż Reten przykucnął przy podłodze, ręce kładąc na kolanach i swoimi czerwonymi oczami zaczłą wpatrywać się w miskę.
Nie! Trelelele! On nie potrafi zrobić takiego fajnego triku jak kot na dworze i poruszyć miską! A to złe, bo by zabrał temu skrzydlatemu smakołyki z łatwością.
- Ja też chciałem to zjeść... - wypomniał mu z wyrzutem, zaczynając wpatrywać się w twarz tego złoczyńcy, który ukradł jego smakołyki. Co z tego, że każdy mógł się nimi poczęstować? W ogóle nieważne jest, że on nawet za nie nie zapłacił! One były jego i koniec kropka, tutaj nie można się kłócić, bo skończy się to naprawdę fatalnie. Z pewnością dla Vodki, ale to też można pominąć, prawda? Ogółem trzy czwarte posta można pominąć, bo to tak naprawdę zapchaj-dziura i nie udawajcie, że tego nie zauważyliście. W takim wypadku, po co to jeszcze czytacie? To taki przedłużacz, żeby się wydało to dłuższe. Widzicie? Jestem bardzo Evil, bo wami manipuluję, a wy dalej czytacie ten bezsensowny bełkot do końca... Czy wy liczycie na jakiś mądry koniec?!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 13:39  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Na pierwszy rzut oka bal wydawał się mdły i nie do zniesienia... Ludzie śmiali się, tańczyli, jedli, rozmawiali ze sobą.... Nudy... Jednak nie minęło pięć minut jak chłopak otrzymał godny zwrot akcji aby poruszyć jego wnętrzności salwą pociesznego chichotu. Człowiek w z czymś na oczach wpadł na Nathaniela... Zaraz zaraz.... A co tu w ogóle robi Nathaniel?! Mniejsza o to... Pewnie i tak zaraz się o tym dowie... Wracając - wpadł na Nathaniela przy czym go wywrócił... Z perspektywy Kelisa wyglądało to doprawdy komicznie... Zaśmiał się sam do siebie po czym zamknął oczy... Pozostało mu chyba jedynie wsłuchiwanie się w muzykę smyczkową, która nie ukrywam należała do jego ulubionego rodzaju muzyki... Dźwięk skrzypiec od dziecka wprawiał go w stan ukojenia. Niemal miał przed sobą te obrazy kiedy miał jeszcze te czterdzieści lat. Ach, wspomnienia, wspomnienia... Nawet nie zauważył kiedy doszedł do niego inny anioł. Nic nie mówił więc to pewnie nikt ważny. Wolał się oddać dalej swoim wspomnieniom. Jednak kiedy już powrócił ze świata wspomnień zauważył obok siebie Nathaniela, zaś naprzeciw niego nieznajomą mu jeszcze osobę o zielonych włosach. Ni stąd, ni zowąd wcześniej wspomniana nowa osóbka zaczęła gadać coś o ciastkach... Czyżby Nathaniel wziął ostatnie? Spojrzał się w stronę ze stołem z przekąskami i faktycznie, tak też było. Ni pytając sie o zdanie wziął jedno ciastko i podarował je nieznajomemu.
-Proszę- powiedział mu z serdecznym uśmiechem na swojej drobnej twarzyczce.
-Znasz go, Nathanielu?- zapytał się młodzieniec szturchając kolegę za ramię, a drugą ręką pokazując na zielonowłosego. Nie znał go jeszcze, a nie ukrywał, że zagadka jaką było rozpoznanie jego tożsamości bardzo go intrygowała. Tak samo jak to skąd się tu w ogóle pojawił on i Nathaniel... Jednak jak mówi stare i jakże mądre przysłowie: wszystko wyjdzie w praniu!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 16:07  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Gabriella nie miała dużo czasu na przebranie, kiedy weszła do domu, wyciągnęła z szafy ciemną sukienkę, czarne rajstopy, czarne rękawiczki (tak, wszystko na czarno!) i 10-centymetrowe szpilki (bo tylko je miała czarne.) Pomalowała oczy na czarno, usta na czerwono i...nałożyła na siebie ''pożyczony'' kapelusz. Następnie stanęła przed szerokim lustrem i obejrzała się. Chyba wszystko było dobrze, mogła już iść. Nie ma to jak iść na imprezę samemu, ech... Różowo-włosa westchnęła po raz setny? Tak, to chyba nie był najlepszy pomysł, no ale zaraz się okaże... Pospiesznie skierowała swoje kroki w stronę rezydencji...może kogoś spotka?

***

Po chwili była już na miejscu, zmrużyła swoje duże oczy, starając się dostrzec jakąś znajomą twarz. Niestety, nie było tutaj za dużo ludzi, wszyscy byli obcy. Zmarszczyła się widocznie, podchodząc do stolika z jedzeniem. Co miała zrobić? Usiąść i żreć? Nie, odpada. Uczennica więc siadła zrezygnowana na krześle, opierając brodę o rękę. Chyba jednak nie był to dobry pomysł, żeby tu przyjść. Ba, nawet nie dostrzegła Nathaniela! Kolorowe światła i Halloween'owy wystrój nieźle dawały jej po oczach. Po chwili wzięła w rękę jakiś różowy soczek, upiła łyka i skrzywiła się. Jaki to miało dziwny smak! Chyba jakiś energetyk jej się trafił, ale mniejsza o to. Nie chciała się przecież zanudzić na śmierć, przynajmniej nie wróci głodna, ha!Zerknęła kątem oka w stronę telefonu, który trzymała w ręce. Może jeszcze ktoś tu przyjdzie? Ach Gabriella, ty nieogarnięta dziewucho..przecież Nath tu jest...a może nie chcesz go widzieć..hmm?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 20:57  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Meh, uznajmy że Nath usiadł w tym kącie na krześle i w dodatku przy stole (!), bo na podłodze byłoby tak jakoś głupio .-.
W każdym razie był całkowicie pochłonięty zajadaniem ciasteczek i gapieniem się na wszystkich dookoła {oprócz Kelisa, z którym aktualnie siedział przy stole, a którego nawet nie zauważył} i nawet w tym, oczywiście, ktoś musiał mu przeszkodzić. Zerknął na zielonowłosego chłopaka, który postanowił koło niego przykucnąć.
Huh? To znowu on? Czego on tu... Ach, ciasteczek mu się zachciało!
Anioł już miał odpowiedzieć coś elokwentnego w stylu "Niedawno usłyszałem od pewnego mędrca, że jest to brać" jednak wyprzedziła go jakaś ręka sięgająca do półmiska. Żecożecożeco? Zdruzgotany anioł - chociaż na jego twarzy jak zwykle nie można było dostrzec żadnych emocji - spojrzał w kierunku bezczelnego świętokradcy.
"Znasz go, Nathanielu?"
A ciebie znam, dziwny chłopcze w damskich ciusz...
- Ach, to ty... - rzekł niezwykle elokwentnie i chłodno zarazem ni to do siebie, ni to do Kelisa.
Zerknął na dziwaka, o którego pytał Anioł Służebny. Nie, nie znał go i nawet nie miał zamiaru poznawać. Westchnął w duchu i postawił naczynie z ciastkami na podłodze przed Vodką. Jakoś tak nagle stracił apetyt… czyżby na jego widok? Kątem oka dostrzegł postać przy sąsiednim stoliku, która wydała mu się dziwnie znajoma. Gdzieś już widział te różowe włosy…
Tak, widziałeś, tumanie, jeszcze parę godzin temu.
Przeniósł spojrzenie z powrotem na swoich dwóch towarzyszy, jakby w obawie przed tym, że dziewczyna zwróci na niego uwagę. Pech chciał, iż przechodząca w pobliżu kelnerka niosąca tacę z napojami poślizgnęła się na marmurowej posadzce i straciła równowagę. Nathaniel nie zdołał powstrzymać anielskiego odruchu i zerwał się z krzesła, łapiąc nieszczęśliwą dziewczynę w pasie i tym samym chroniąc ją przed upadkiem. Nie udało mu się jednak uratować zawartości tacy. Kryształowe kieliszki rozprysły się na tysiące kawałeczków, uwalniając tym samym alkohol. Po posadzce wesoło przelewał się teraz strumyczek szampana, a Gabriella mogła poczuć, że jej buty wcale nie są już tak suche, jak być powinny. Skonfundowany albinos stał za to, trzymając w objęciach zrozpaczoną kelnerkę i nie mając większego pojęcia, co powinien teraz ze sobą zrobić. Pomóc jej? Ale jak? Z tych kieliszków nie zostało już nic do zbierania. Puścić ją? Tak, to wydawało się pomysłem genialnym w swej prostocie… Zabrał więc od niej łapy, a ona wykrztusiła z siebie jakieś nieśmiałe słowa podzięki. Chłopak jednak wciąż nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc tylko stał i patrzył, jak dziewczę podejmuje rozpaczliwe próby naprawienia wyrządzonych szkód.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 22:01  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Do sali balowej weszła Gorast, w swojej połowicznej pajęczej postaci. Odwłok, nogi, ręce, pajęcze ramiona wychodzące z pleców które podrygiwały w ruch jej kroków. Wyglądały na sztuczne, ale tak na prawdę w każdy momencie mogła ich użyć by strzelać siecią. Jej żuwaczki także wyglądają na sztuczne. A ta cała sieciowość zapakowana jest w t-shirt z dziurami i spodnie. W uszach za to miała zatyczki, spodziewając się że w każdej chwili hałasu.
Była zaskoczona jak są ubrani tu ludzie. Jeszcze dziwniej niż wyglądają niektórzy wymordowani. Chodziła głównie przy ścianach, lepiej czując się pod czymś niż na środku. Nie ma ochoty na tańce, głównie chce poobserwować innych. Rzadko ma okazję widzieć innych żywych i zdrowych na umyśle. Zdecydowała się w końcu usiąść, przy stole blisko napojów. Niestety nie było krwi do picia co nie było zaskakujące przy ludziach. Z ciekawością rozejrzała się dookoła. Niby zwykłe ludzie święto, jak sprzed tysiąca lat, ale jednocześnie całkowicie inne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.13 16:05  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Cały czas wpatrywał się w nieznajomego, jakby siła woli miała sprawić, że te ciastka powędrują prosto do jego łapek. Jakież było jego zdumienie, gdy jakaś obca dłoń (nie to, żeby jakakolwiek część ciała i czyjakolwiek w tym miejscu była mu bliżej znajoma) po prostu podarowała mu w małym prezencie ciasteczko. Chętnie wziął słodkość, jakoś nie specjalnie zastanawiając się nad tym, jaki istota miałaby cel w dawaniu mu tego jedzenia. No, ewentualnie było zatrute czy coś takiego, ale nad tym teraz nie sposób, jak i nie winno się zastanawiać. Ze smakiem zabrał się do pałaszowania wypieku, z szerokim uśmiechem na twarzy, a zaraz po tym znów spojrzał na tego z białymi włosami, który miał skrzydła i trzymał w swych parszywych łapskach miskę z ciastkami. Wyciągnął do niego ręce, robiąc minę, która konkurować mogłaby z naszym kotkiem pochodzącym ze Shreka.
- Prooooooszę, dasz mi jeszcze jedno? - zapytał, po chwili ciągnąc go za nogę jak jakieś upierdliwe dziecko, chcące coś pysznego do jedzenia. - Jak mi nie dasz to wlezę ci na kolana, zabiorę miskę z ciastkami, wszystkie zjem, a później będziesz ubolewał, że masz jeszcze większy ciężar na kolanach, niż na samym początku! - Nathanielu, uważaj! Ty już się lepiej poddaj. Tutaj z takimi groźbami do ciebie... To jest naprawdę poważna sprawa, takie ciastka. No, przynajmniej według Vodki ta sprawa była niezwykle poważna, skoro nie oponował przed takimi słowami.
Na twarzy zielonego pojawił się ogromny uśmiech, kiedy tylko miska z ciastkami wylądowała przed nim. Szybko ją do siebie przygarnął, zaczynając pałaszować wszystko z uśmiechem i nucąc coś pod nosem.
- A tobie dziękuję za ciastko! - powiedział, przypominając sobie łaskawie o dobrych manierach, którymi powinien szczycić się na co dzień, a nie tylko, jak coś chciał. No, a w tym przypadku chciał, żeby ta nie-dziewczynowa dziewczyna pomogła mu zdobyć resztę ciastek. Zresztą, on już tę osobę traktował jako swojego sprzymierzeńca, jeżeli chodziło o zdobywanie ciasteczek. Oj tak, będzie musiał później łapnąć to coś dla osobności. Może uda mu się założyć spółkę kradziejania ciastek? Tak, to by było dobre!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.13 10:09  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Zielonowłosy potwór przykleił mu się do nogawki. Nathaniel przeszył go trudnym do odgadnięcia spojrzeniem - w każdym razie na pewno nie było przyjacielskie. Szczęśliwie dla Vodki, zdążył odczepić się od odnóża anioła, zanim doszło do rękoczynów. Wzrok chłopaka prześlizgnął się po wszystkich najbliżej znajdujących się jednostkach. Co on tu w ogóle jeszcze z nimi robił? Przyszedł tu przecież, żeby dalej wypełniać swoją życiową misję, a tymczasem siedział na tyłku w towarzystwie swojego dziwnego pobratymca, jakiegoś ciastkowego popaprańca, nieudolnej kelnerki i dziewczyny, której praktycznie nie znał, a której najzwyczajniej w świecie nie miał zamiaru lepiej poznawać. Dochodząc wreszcie do tej smutnej prawdy, zrobił jedynie słuszną rzecz; zniknął w tłumie żałośnie poprzebieranych ludzi.

| zt |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.13 21:50  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
A dokąd? A dokąd? A dokąd?
Na wprost!
Po torze. Po torze. Po torze.
Przez most.
Przez góry, przez lasy...
Jace w pewnym momencie puścił jednak chudy nadgarstek siostry, głównie po to, aby wyciągnąć z kieszeni rozszalałą komórkę, która w sekundę potrafiła wpaść w takie konwulsje, że złapanie jej graniczyło z cudem. Wcisnął parę przycisków, warknął gdzieś w trakcie chodu i odpalił ją dzięki tylko sobie znanym metodom. Ekran zazielenił się na odcień neonowej trawy, by chwilę później czarne literki zalały cały prostokącik.
Klik. Klik. Niżej. Klik.
Arthur był momentami taki męczący... Z jakiej racji tak się starał, nie mając z tego żadnych korzyści? Nie mając za to choćby głupich podziękowań czy lepszego traktowania.
IGłupi...
Słowa wymalowały się niemalże przed jego oczami, gdy minął ostatnie z drzew. Otoczenie zapierało dech w piersiach. Ogrom przepychu i odgłosy dobrej zabawy, piski dziewcząt, przewijające się dookoła postacie w maskach. Z kosmatymi nosami, zieloni i czerwoni, z pazurami zamiast dłoni, z ogonami i namalowanymi wąsami. Jonathan zdawał się nie zwracać na to żadnej uwagi. Bardziej pochłonięty był pisaniem wiadomości na swoim zabytkowym gracie, niż podziwianiem zwalającego z nóg krajobrazu.
Dopiero w momencie, gdy przed czubkiem jego buta pojawił się pierwszy schodek, oderwał łaskawie wściekłe spojrzenie od monitora aparatu i omiótł wzrokiem całą lewą stronę. Zmysły działały cały czas. Bez przerwy, niewymęczenie. Czuł słony zapach potu faceta, przebranego za wampira, który zawadiacko oparty o bramkę balkonu nad głową Jace'a, próbował poderwać dziewczynę. Słyszał rozmowy o kolejnej przeprowadzce Tomoe do M-1. Słodki zapach kwiatów, woń kobiecych perfum. Wszystkie dźwięki, zapachy, nawet obrazy – to irytowało. Na swój własny, indywidualny, być może trochę przesadzony sposób. Ale irytowało. Ostre barwy raniły wyostrzony wzrok młodzieńca, gdy ten zaczął wspinać się po serpentynie schodów, mrużąc przy tym zajadle ślepia. Mdłe zapachy drażniły czuły węch, uszy kuliły się raz po raz na każdy zbyt wysoki dźwięk lub trzepotały, nie wiedząc, czy powinny się odchylić do tyłu i ochronić, czy jednak nadal bezczelnie wyłapywać niusy z życia nieznanych wilkowi osób.
„Arthur będzie za nie więcej niż godzinę”.
Cieplej? — wykrztusił z siebie, przez zaciśnięte zęby. Widać było ile stracił cierpliwości, aby przywołać lżejszą barwę głosu. Okazało się bowiem, że sala balowa zapełniona jest całą szarą masą. Ludzie lawirowali na parkiecie, wymachiwali rękoma/łapami/mackami, wyginali się pod kątem, którego białowłosy nie potrafił nawet sobie wyobrazić, śmiali się w głos, jedli, dyskutowali, debatowali, spali... plotkowali... kłamali... Brew delikatnie drgnęła, a mimo to, stojąc już w drzwiach, obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy Social, Tsukumo oraz nowa znajoma nie zgubiły się gdzieś po drodze. Uśmiechnął się lekko.
Hm?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.13 13:36  •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
Na sali pojawiła się nowa para ludzi. Dość niska, seksownie ubrana białowłosa i wysoki, chudy mężczyzna z zawiązanymi bandażami oczami. Obydwoje trzymali po butelce sake. Dziewczyna ruszyła do przodu w tłum gości rozglądając się na wszystkie strony. Przymała cały czas rękę mężczyzny i rozglądała się uważnie przypatrując gościom. Cóż było widać, że szuka jakiejś konkretnej osoby w tłumie ludzi. Normalnie pewnie wskoczyła by na najbliższy stolik i zwracając uwagę wszystkich zawołała by na głos kogo szuka. Jednak w tym miejscu było zbiorowisko zbyt wielu potencjalnych wrogów jak dla niej.
Dziewczyna przeciskała się między ludźmi wymachując butelką sake i rozglądała się nerwowo na pewno zwracała uwagę nie biorąc pod uwagę już jej stroju.


//mega mało= porwanie pana weny i brak pieniędzy na okup za niego
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa - Page 2 Empty Re: Sala balowa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach