Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pisanie 24.11.13 18:39  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Nie licząc chwil słabości (nagłe pojawienie się Verne na ławie, brak ogarniętej postawy przy historii dziewczyny o kumplu Draculi, pstryczek w nos….) starał się zachowywać względną powagę, produkując wokół siebie nieprzyjazną aurę, przyozdobioną oschłym tonem i drobnymi nieuprzejmościami. Generalnie wolał się nie spoufalać i nie okazywać zbytniego zainteresowania dziewczynie, której wskaźnik słodkości już dawno przekroczył swój limit. Ale teraz to mina mu zrzedła.
A co to jest próba gwałtu?
Wybałuszył na nią oczy, ściągając usta w wąską linię. Zdał sobie sprawę, że właśnie poruszył temat, którego omawianie z jakąś zasmarkaną małolatą o wyglądzie dziesięciolatki, mogłoby skończyć się dla niego nieciekawie. Kto wie, czy nie poleciałaby z płaczem do rodziców, a Ci nie rozpoczęliby polowania na Ailena, posądzając go o demoralizację córeczki. Zresztą nawet gdyby nie uciekła, chyba czułby się dziwnie opowiadając o tego typu rzeczach komuś z tak nieziemsko niewinną twarzyczką. Chwała temu-tam-na-górze, że ich rozmowa szybko zjechała na inny tor.
- Tak wyszło. – fuknął na nowo przybierając zobojętniałą minę. Kły niech zostaną tajemnicą. Na dotyczące ich pytania nie ma prawa odpowiadać tak bezpośrednio, jak to przeważnie ma w zwyczaju. Powód: wolałby żyć w spokoju. Dlatego też blondynka musi pogodzić się z brakiem konkretniej odpowiedzi, a przynajmniej na razie.
Jego męska duma właśnie została skrzywdzona. To on powinien być tym, który prowadzi piękne damy do środka, niczym jakiś zakichany dżentelmen. Verne jednak była szybsza i to ona jako pierwsza chwyciła Ailena za łapkę, zaprowadzając go do Sali Balowej. Koteczek trochę się tego nie spodziewał, zważywszy na to, że blondynka wykazała się całkiem sporą siłą, tarmosząc go tak mocno, że o mało co nie wywrócił się przez próg. Miałby piękne wejście - gleba na dzień dobry.
Gnanie za tak energiczną osóbką w za długim płaszczu i w absolutnie niedopasowanych butach jest poniekąd trudne, ale dodatkowo unikanie jakichś blisko dwumetrowych kolesi po drodze jest jak level hard. Tak mocno skupił się na tym, że Winverne ciągnie go przez tłumy, iż nie zauważył swoich kumpli po fachu, kręcących się wśród balowiczów. Może to i lepiej… przynajmniej pozostanie w przekonaniu, że nie wystawił się na pośmiewisko po tym, jak jakaś mała kruszynka przeprowadzała go do bufetu, jak swojego psa. Niemniej jednak na bank nastąpił jakiemuś typowi z Psiarni na stopę.
- Nie musiałaś mnie ciągnąć. Umiem sam chodzić, serio. – burknął urażony. Długo pretensji nie miał, bo oto jego oczom ukazał się cały słodki bufet. Ciasteczka, cukiereczki, ciasto, lizaczki… oczy mu niebezpiecznie rozbłysły, gdy oblizawszy różowiutkie wargi, porwał się na pierwszą lepszą kremówkę, pochłaniając ją z niewyobrażalnym uwielbieniem. Jedzenie jest dobre, ale darmowe jedzenie jest jak błogosławieństwo.
W przerwie między żuciem, zerknął na Verne, która kombinowała coś ze swoim noskiem, całkowicie nie czując, iż powinna raczej zbadać tereny swojego policzka.
- Uświniłaś się. Tu. – wskazał na sobie miejsce, gdzie były resztki po śmietanie na vernowym policzku. Jak już ma z nią rozmawiać, to niech chociaż smarkula wygląda przyzwoicie.
… słowo za słowem. Ai poczuł, że jest dosłownie zalewany tsunami pytań. Jego biedny, nierozgarnięty móżdżek nie potrafi sobie poradzić z tak dużą ilością wyrazów na raz, więc postanowił zrobić pauzę – zatkał dziewczynkę ciastkiem, wciskając je na chama do jej buźki.
- Ciekawska i natrętna… wolniej, proszę.- fuknął, wgapiając się w nią z lekkim grymasem. Po chwili jednak przyswoił sobie ostatnią wypowiedź blondynki i stwierdził, że jest w niej coś interesującego. – Zaraz, jakie duchy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.13 19:02  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Gniew, gniew, irytacja, wściekłość, zwierzęce wprost pragnienie wydostania się stąd. Tłum, ścisk, muzyka, obezwładniające zapachy... Wszystko co działo się wokół, działało niczym powoli wstrzykiwana w żyły Sakida czysta esensja gniewu i chęci destrukcji. Wszystkiego wokół. Tych wydzierających się ludzi, tej ogłuszającej muzyki, zastąpić zapach tych perfum zapachem krwi... I chodź z zewnątrz wydawał się spokojny, w środku zegar tykał. Tykał co raz szybciej do wybuchu. Tik, tak, tik, tak. Szybciej i szybciej.
Milczał, dusząc w sobie wszelakie przejawy gniewu, jakie tylko mógł zdusić. Nie, nie mógł, nie mógł tego zdusić. Uniósł raz kolejny dłoń ku twarzy, nieznacznie rozsuwając bandaże tak, by widzieć chociaż odrobiną prawego oka. Cholernie bolało, czuł jak cała czaszka chce mu od tego wybuchnąć, ale nie może... Musi chociaż móc spojrzeć na niego. Na tego osobnika, jaki to ma decydować o jego życiu. Widział go i widział jego spojrzenie. Nie bał się go, a jeśli i on uchwycił spojrzenie tego oka, wyłapał by prawdziwy ogień wewnątrz umysłu wychudzonego mężczyzny. Płonął. Gniew wewnątrz niego płoną, i teraz wystarczyło lekkie tknięcie, by wszystko poszło się je... Walić, i wybuchnąć. Wstrzymaj to, Sakidzie. Wstrzymaj, wstrzymaj, wstrzymaj wszystko wewnątrz siebie...
Nie mów mi tylko, że to jest ten zapchlony kundel, o którym mi pisałaś?
... Wdech, wydech. Głębokie, powolne. Milcz, nie odzywaj się, bądź posłuszny... Do cholery, posłuszny jak tresowany pies!
... Nie, on nie jest wytresowanym, posłusznym psem. Nie był, i dlatego teraz w sytuacji i miejscu takim, jakim jest. Milczał wciąż, posępnie wpatrując się w Growlitha... Nie czekał aż skończy. W pół słowa postawił kilka, błyskawicznych kroków, i nie zważając na konsekwencje, szybki ruch dłoni wymierzył w stronę twarzy wilka, chcąc mu przeorać takową szponami. Głęboko, acz nie chciał go prawdziwie poranić czy zabić. W sumie, nawet nie obchodziło go w tej chwili, czy trafił. Nie mógł wstrzymać gniewu, i musiał mu dać ujście... Niestety, wyszło to dosyć fatalnie, ale cóż... Jeśli zginie, to chociaż zginie na swoich warunkach, bez mieszania go z błotem.
- Widzę lepiej, niż mógłbyś ssssssobie kiedykolwiek wymarzyć. Przypomniałeś mi, dlaczego z taką lubością zabijałem istoty twojego pokroju, czemu tak uwielbiałem to uczucie i widok gasnących ogników w oczach takich jak ty... Jak my.
Nie mógł wstrzymać niechętnego i pełnego gniewu tonu, ale koniec końców, westchnął ciężko, po czym wycofał się jeden, lub dwa kroki w tył, poprawiając bandaże, by znów przysłonić swoje oczy. Cóż... Niemal gotów do egzekucji, prawda? Prawda. Hm... Musi pamiętać, że w trakcie silnego rozemocjonowania zaczyna przejawiać odgłosy węża i syczeć przy niektórych wyrazach. Trzeba to ograniczyć... Jeśli jeszcze będzie zył.
- Teraz jestem w tej samej, dziurawej łodzi co wy. Jeśli nie chcesz nawet mi dać szansy, to odstrzel mój łeb już teraz. Po co zwlekać.
W tej chwili nie był już zbytnio zainteresowany, co dalej. Jeśli odstrzelą mu łeb, let it be, zemrze śmiercią piękną, oszpecając twarz Growlitha... Lub chociaż próbując to zrobić. Odetchnął głębiej raz kolejny, by potem przesunąć palcami przez włosy, tak, dla uspokojenia. Wzruszył barkami na pytanie Lucky, o ile ta w ogóle je zadała. Nie, wydaje się, że powiedział już wszystko, co do powiedzenia miał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.13 19:53  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Sala balowa - Page 4 GbylGWyszło? Może Ci coś wstrzyknęli? – Zmarszczyła brwi, przechylając łebek i z ciekawością wbijając wzrok w jego twarz. Coś mało się uśmiechał. A człowiek bez uśmiechu to nie człowiek, bo to raczej naturalne, żeby być wesołym i smutaski to takie osoby, które po prostu mają jakiegoś guza na mózgu, o! A skoro Ailen był smutaskiem to pewnie zamiast tego guza miał ostrzejsze ząbki. I wszystko jasne, ot. Pokiwała głową na myśl o swoich racjach i rozpakowała kolorowego lizaka w kształcie pokrzywionej dyni, wciskając go sobie do ust. Słodki, pomarańczowy smak sprawił, że aż mruknęła z rozkoszą , rozgryzając twardą masę na pół. W środku była jakiś płyn. Smaczny płyn, który Verne szybko połknęła z kaszlem. KWAŚNE, BLE.
Sala balowa - Page 4 GbylGSkrzywiła się delikatnie kręcąc główką i z zamyśleniem gryząc patyczek zerknęła na niego z uśmiechem. No oczywiście, że coś było nie tak z tym chłopakiem oprócz kłów, które pojawiały się jej przed oczami w każdym możliwym momencie - wzrost! Był piekielnie niski… znaczy wyższy od niej, to oczywiste, ale wciąż nie podrastał do średniej mężczyzn, jakich dotychczas spotykała. Może było to wścibskie i faktycznie natrętne z jej strony, ale miała na końcu języka pytanie o to, ile wystaje nad ziemię, jakie w dotyku są jego włosy, czy lubi korzenne potrawy, czy ma psa/kota, czy lubi motyle (ona nie lubiła, miały głupie skrzydła, o!) i, co najważniejsze, co to za kły? Przy okazji klej do protez, halo~! Pociągnęła noskiem, połykając ostatnie okruchy pogryzionego do reszty słodycza. Musiała dokładnie przemyśleć, co dalej. Wysunęła z kieszeni telefon z klapką, sprawdzając ukradkiem godzinę na wyświetlaczu. Jeszcze trochę i pewnie będzie musiała wracać, przecież rodzice zaczęliby się martwić, gdyby za długo jej nie było. Wsunęła urządzenie z powrotem na jego miejsce, zwracając się znów ku chłopakowi, który nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z jej uprzedniego traktowania tego niewinnego stworzenia. Uśmiechnęła się szeroko z nutką przekorności; przecież nie miała nic złego na myśli, po prostu przyprowadziła go do Cukierkowego Raju, gdzie każdy jadł ile chciał i co chciał. Tak i Winnie oblizała wargi, biorąc do ręki kolejne ciastko i z lubością zaczęła je żuć, marszcząc brwi w wyrazie zdziwienia. Umiał? SERIO?!
Sala balowa - Page 4 GbylGF szyyyciu! – Prychnęła, przełykając pokarm i po krótkim odchrząknięciu powtórzyła parodyjnie spoważniałym głosem: – Khm, w życiu. A co, gdybyś nagle się potknął i skompromitował? Nie mogłam na to pozwolić! – Pomińmy fakt, że DOSKONALE WIEDZIAŁAŚ, że prawie stracił nos w progu Sali, przez który brutalnie go przeciągnęłaś. No ale fakt faktem - głupio by było iść przez tłum ludzi z chłopakiem, który przyciskałby sobie chusteczkę do zakrwawionego i zmasakrowanego nosa. Tak wyglądał o niego lepiej, ot. Względnie porządnie.
Sala balowa - Page 4 GbylGNa jego słowa, dziewczyna odwróciła wzrok od stołu pełnego łakoci i z kolejnym rumieńcem z serii “dlaczego wypominasz mi wpadki? ;A;” starła krew ze wskazanego jej miejsca. Aż ją korciło, żeby mu rozpaćkać całą kremówkę na twarzy i z uśmiechem pokazać “TU SIĘ *** UBRUDZIŁEŚ”. Ale nieee. Ona była przecież grzeczna, nie w stylu ułożonego dzieciaczka robić takie niemiłe i przykre rzeczy. W sumie im dłużej patrzyła na mijające ją postacie o pięciu kończynach, trzech językach, uszach, rogach, ogonach i skrzydłach, tym bardziej zaczynała się zastanawiać, co tak naprawdę tutaj robi. Była na tle tych wszystkich dziwaków taka… normalna. Aż jej się szkoda robiło, niuu.
Sala balowa - Page 4 GbylGHUMPF~
Sala balowa - Page 4 GbylGNie wiedziała, co dokładnie się stało, ale jakoś dziwnie ją przymknęła. Dlaczego cisza i milczenie miały taki słodki smak? (ja filozof) Zaciamkała troszkę, przełykając kolejne łakocie i pakując sobie jeszcze jednego ptysia do buzi. Smaczne jedzenie mieli, trzeba by znaleźć kucharza i pogratulować. Omnomnom. Teraz jednak zajęła się odpowiedzią na beznadziejnie głupie i oczywiste dla niej pytanie chłopaka. Przecież rodzice jej o tym opowiadali!
Sala balowa - Page 4 GbylGFo Fy nie wjesz? – Uniosła brwi w górę, przełykając to, co miała w buzi. Dobree~ – Duchy tych, którzy nie lubili naszego kraju. Bo moja mama mi mówiła, że oni nie chcieli żyć w Mieście i dlatego uciekli na zewnątrz; mówiła też, że ci ludzie byli głupkami, dlatego teraz błąkają się tam i nie powinnam wychodzić, żeby mnie nie zjadły. Ale wiesz, co mnie ciekawi? – Tu skierowała wzrok na tłum ludzi i nieludzi. – Co z tego jest prawdą? Chodzą po Mieście plotki, naprawdę dużo plotek. A ja nie wiem, czy chcę poznawać prawdę. W sumie duchy są fajną historią, nie? – Wyszczerzyła się, zwracając głowę w jego stronę. No ba, że fajną!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.13 21:33  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Heh, ich rozmowa mogłaby wyglądać całkiem śmiesznie gdyby zeszło na niski wzrost Ailena. Oczywiście jest całkowicie świadomy, że jak na faceta wypada słabo. Przypomina raczej rówieśnika dziewczynki, aniżeli niebezpiecznego potwora, którym na dobrą sprawę jest. Wiele razy zdarzało mu się cierpieć ze względu na aparycję dzieciaka. Niektórzy najzwyczajniej w świecie nie liczą się z jego zdaniem, przypadkowo go taranują lub po prostu męczą, jak taką szkolną sierotę. Nie to, żeby był słabeuszem – choć kulturysta z niego żaden – ale zawsze znajdzie się jakiś nadaktywny typ z nalepką sadysta, który mierzy znacznie więcej niż Ai. O takiego w Desperacji nietrudno, a siniaczki mogą się zdarzyć~
- Mówisz, jakbyś była moim aniołem stróżem. – odparł wzdychając cierpiętniczo. Wiedział, że gdyby Verne nie trzymała go wtedy za rękę i nie ciągnęła do przodu, najpewniej wyrąbałby się na tym nieszczęsnym progu, ale z drugiej strony, gdyby od początku szli normalnie gęsiego, całego zagrożenia mogłoby nie być.  Przejechał ręką po twarzy, robiąc sobie małą przerwę od ciamkania niezwykle twardych krówek ciągutek – przełknął jedną i jego żuchwa ma dość, choć oczy domagają się jeszcze. Mistrzostwem było spojrzenie wilkiem na przypadkowego gościa w stroju zombie, który sięgał po upatrzoną przez Ailena babeczką z cukrową dynią. Typ chyba się przeraził, bo posłusznie odłożył ciastko i oddalił się pośpiesznie od stołu. Ha! Niski, a budzi grozę! I co?! Poważajcie go! … szkoda tylko, że tą samą babeczkę chwilę później zarąbał jakiś dzieciak, nie zwróciwszy na Ai’a specjalnej uwagi-
Za rozpaćkanie kremówki na ailenowym ryjcu dostałaby soczystego pączka w pyszczek. I to wcale nie jest żadna metafora do krwawej bójki. On najzwyczajniej w świecie ubabrałby ją żarciem, mrucząc coś w stylu „oko za oko”. Co prawda szkoda byłoby mu marnować tak pysznego okrąglaczka z czekoladowym nadzieniem, ale.. ona sama zaczęłaby wojnę!
Tak jak przy historii o kuzynku wampirze mózg Ailena natychmiast przestał funkcjonować, tak przy tej opowieści skupił się maksymalnie. Ciekawiło go, jaki kit wciska się dzieciom w murach Miasta-3 i jak bardzo odbiegają one od paskudnej prawdy. Ba, kiedyś sam był człowiekiem i nasłuchał się tych przesłodzonych „prawd”, ale.. może coś się zmieniło przez te ileś-tam-set lat w sposobie mydlenia oczu obywatelom?
Wysłuchawszy wszystkiego… zaczął się głupkowato uśmiechać, ukazując nieco kły – i całe usilne staranie wyrobienia sobie opinii zimnego drania poszły w pizdu. Ale on po prostu nie mógł zareagować inaczej, kiedy to wyobraził sobie siebie w białym prześcieradle z dziurami na oczy. Oczywiście, była to poniekąd prawda, że jest duchem, ale nasłuchał się tylu innych określeń jego rasy – zombie, umarlaki, zdechli pchlarze, mutanty, wymordowani, potwory – że taka ot „zjawa” wydała mu się bardzo… urocza w odbiorze.
Odchrząknął próbując przywrócić swojej buźce rozsądny wyraz twarzy. Średnio się udało.
- Tego jeszcze nie słyszałem. – odparł, dyskretnie sprawdzając w klamrze swojego płaszcza, czy kolor jego oczu się nie zmienił.  – Naprawdę brzmi jak bajeczka dla małych dzieci… choć właściwie to ile ty masz lat? Może jest słusznie dobrana do wieku? – zapytał kierując na nią swoje spojrzenie. Tęczówki przybrały trochę kolor żółci, przemieniając się z ciemniejszego koloru piwnego na pszczeli miód. Jednak nie była to jakaś efektowna różnica. Zmiana mogła równie dobrze wyniknąć ze zmiany oświetlenia. Niektórzy tak mają.  
- I chcę wiedzieć więcej plotek. – odparł nie odrywając od niej wzroku. Włożył do buzi ciasteczko czekoladowe z namalowaną lukrową czachą, z niecierpliwością oczekując odpowiedzi. Wow.. coś go zainteresowało!  - I czemu nie chciałabyś poznać prawdy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.13 22:46  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
„Później się pomiziamy, kochanie”.
Z pewnością. Już go nosiło, tak bardzo nie mógł się tego doczekać. Konieczność odsłuchania odpowiedzi ze strony o stopień niżej położonej członkini organizacji sprawiła, że pobyt w tym miejscu stawał się dla Growlitha jeszcze bardziej nużący i niekonieczny. Zdawało się zresztą, jakby jego nogi już czekały na momenty, by przemieścić się w kierunku drzwi, wybiec zaraz z olbrzymiej (abstrahując: zbyt olbrzymiej) rezydencji, a później pobiec w stronę Nathaniela. Czyli obiektu, który w aktualnej chwili wydawał się białowłosemu jedyną ciekawą — i sympatyczną — jednostką, która dotrzymałaby mu towarzystwa, wcześniej nie opluwając twarzy żrącym kwasem. Tutaj nie miał takiej znowu pewności. Lucky zdawała się być o krok od wściekłości, o nowym towarzyszu broni nie wspominając w ogóle.
„Tak to on. Nie martw się, słyszy cię, aż za dobrze, ma sokoli wzrok, ale jest za młody i się jeszcze nie oswoił z nim”.
Oh, nowy? Brew Syona drgnęła ku górze w automatycznym wątpliwym geście. Nie dość, że zajmowała mu cenny czas, będący teraz niemalże na wagę złota, tak ostatecznie okazało się, że nieznajomy to niedoświadczony, zdezorientowany, niemalże nowonarodzony szczeniak. Nie miał pojęcia o zasadach panujących w mieścinie Desperacji, ani na terenach wokół niej. Sam szatan rogaty wie zapewne, jakim cudem udało mu się pozostać przy życiu. Według lichej opinii wilczura – to tylko kwestia czasu, aż czarnowłosy ugrzęźnie gdzieś w błotach bagna lub natrafi na krwiożerczą faunę. Przed oczami miał właśnie moment, gdy mężczyzna rozgryzany jest przez paszczę parometrowej bestii, gdy Lucky przybliżyła się do niego. Mechanicznym ruchem pochylił głowę do przodu, jakby tylko czekał, był pełne usta kotki zahaczyły o jego ucho, szepcząc mu na nie ckliwe sekrety. W praktyce wiedział jedynie, że im mniejszy dzielił ich teraz dystans, tym skurwysyńskie ściany mniej będą miały do wypaplania.
„Zna plany wszystkich posterunków w mieście i części laboratorium”.
Mrug mrug.
Ogon wilczura mimowolnie poruszył się. Leniwy gest, w którym kita przesunęła się w lewo, zatrzymała na ułamek sekundy, a później prześlizgnęła się po powietrzu w całkowicie odwrotnym kierunku. „I kto tu był psem, Jonathanie?” — nachalny głosik wypiszczał mu do ucha. Codzienna dawka ironii zdawała się dziś przekraczać dobre pojęcie smaku. Chłopak zignorował go jednak, sycąc się kolejnymi słowami wypowiedzianymi przez białowłosą. Dopiero pod koniec zdawał się mniej rozentuzjazmowany. „Były żołnierz”. To, kurwa, klapa. Byli żołnierze zawsze...
Sekunda.
Ledwie mrugnięcie okiem. Jace zdążył jedynie zatrzasnąć zęby w silnym uścisku i poderwać głowę do tyłu. Ostre szpony o milimetr minęły dwukolorowe tęczówki, w których pojawił się dziki błysk zaskoczenia i czegoś, czego żaden obecny na sali nie byłby w stanie zinterpretować. Niewielka dawka wesołości, wręcz dziecięcego uwielbienia, które nie powinno było ujawnić się w spojrzeniu wilka. Tępy ból, niczym zygzak pioruna uderzył jego twarz, trafił w malutkie kanaliki i dzięki nim przedostał się do każdej komórki jego ciała, wrzeszcząc, że... po prostu boli.
BOLI BOLI BOLI!
Głupi atak. Głupie skutki.
Nie cofnął się jednak nawet o krok. Nie drgnął, choć rozorana skóra dawała o sobie znak, jak stado natrętnych, czarnych kruków, krzyczących i trzepoczących skrzydliskami. Wszystkie ptaki ustawione ramię w ramię, na nierównym płocie z zepsutego drewna. Ból pulsował. Twarz straciła jednak ostrość, gdy Wo`olfe przestał zaciskać zęby. I wszystkie wrzeszczały to samo. Dokładnie to samo. Że, po prostu...
BOLI BOLI BOLI BOLI!
Czarnowłosy po raz pierwszy tego dnia postanowił się odezwać, dokładnie w momencie, gdy z ran wypłynęła pierwsza stożka krwi. Kropelka za kropelką, kropelka do kropelki; narysowały na policzku wilczura nierówną kreskę, zaraz drugą i trzecią, łącząc się w grube, brzydkie wywijasy, łukiem docierając do jego brody, gdzie owe krople albo skapywały na ciemnoszary t-shirt, wsiąkając w jego materiał, albo wybierały dłuższą do niego drogę – przez gardło, szyję i... koniec.
„ Przypomniałeś mi, dlaczego z taką lubością zabijałem istoty twojego pokroju”.
Kącik ust Jace'a drgnął.
To miłe słyszeć, że się komuś pomogło, gdy szerzy się epidemia Alzheimera, prawda? Choć biała czupryna przysłoniła niemalże połowę twarzy pseudodetektywa, a jego zwieszona głowa tylko potęgowała wrażenie, jakby patrzył w podłogę on — wprost przeciwnie — na sekundę nie oderwał wściekłego spojrzenia od twarzy wymordowanego. Słuchał go uważnie, jak gąbka wchłaniał słowa, oplecione tonem głosu zezwierzęconego mężczyzny.
„Uwielbiałem to uczucie i widok gasnących ogników w oczach takich jak ty”.
Jak na komendę, ślepia wilczura zapłonęły. Gdzieś tam, na ich dnie, widać było tlący się żar, jakiego nie byłyby w stanie ugasić znane ludzkości emocje. Doigrał się, gówniany pomiot. Przysięgam. Wyrzyga te słowa, razem ze wszystkimi wnętrznościami. Rzucę go psom. Niech zeżrą to świństwo, niech rozszarpią, niech wydobędą z niego każdy grzech i każdy błąd jaki popełnił, aż w końcu zrozumie, dlaczego jego życie przestało mieć znaczenie.
„Jeśli nie chcesz nawet mi dać szansy, to odstrzel mój łeb już teraz”.
Ramiona Jace'a drgnęły. Na chwilę znów zamarł, parodiując wyjątkowo realistyczną rzeźbę. Zaraz jednak ramiona raz jeszcze uniosły się, tym razem scenie tej towarzyszył... śmiech. Pierw nieudane parsknięcie, zaraz potem chichot. Dłoń białowłosego podniosła się do ust, jakby chciał zahamować ten krótki śmiech. Zaraz powędrowała jednak do policzka. Dotknął opuszkami palców szpecące rany, które przeorały pół twarzy.
Jesteś jeszcze młody. A młodzi zawsze mają najwięcej trudności z zaakceptowaniem faktu, że oni również są śmiertelni. Wiesz co właśnie zrobiłeś? — Ton jego głosu, tak spokojny i cichy, wydawał się równie przyjemny, co wiertarka o drugiej w nocy. Chropowata powierzchnia — tym były jego struny, tak brzmiał ten spokój i ta cisza. I oczy. Ślepia, które wreszcie wychyliły się zza kurtyny śnieżnych włosów. Jonathan zadarł wyżej brodę, ukazując zranioną twarz w pełnej krasie. Spuścił nawet dłoń, aby nie zasłaniać żadnej krwistej pamiątki zadanej przez nieznajomego. — Śmierć jest mądra. Sama decyduje kiedy przypuści atak. „Tak, jak nasze niedoskonałe komputery wymagają programów antywirusowych i zabezpieczeń przed atakami z zewnątrz, tak nasze umysły nie są z natury gotowe, by radzić sobie z podstępnymi, trudno wykrywalnymi atakami”. Wiesz czyj to cytat? — Nie czekał nawet na odpowiedź. — Andrzeja Eldrycza. Napisał „Horton antyreligious”. O tym, jak nie warto wierzyć. Ale nieważne. Jeśli miałbym już wybrać, w co wierzyć, to wierzyłbym w los, przypadek, w śmierć i życie. Szczególnie w śmierć i jej szeroko pojęte rodzeństwo. Najwidoczniej jednak jestem zbyt irytujący, żeby przyjęła mnie do swojego czarnego kąta. Spójrz.
Wskazał na twarz, jakby jeszcze niedostatecznie wyeksponował to niewdzięczne dzieło.
Uważa, że lepiej będzie, abym cierpiał tu, na Ziemi, pieprzonym padole pełnym gnid twojego pokroju. Nie chce mnie u siebie, gdzie usiadłbym w rogu, odprężył się i po prostu nie żył. Chce, żebym wpierw doświadczył przykrości godnych najpodlejszych tyranów. Gówniarskich zachowań władców niezasługujących na berło. — Splunął pod nogi czarnowłosego. Już się nie uśmiechał. — Chamstwo. Jak zgłupiały pies walczyłeś po stronie zabójców, zasłaniając się honorem i determinacją. Umarłeś i dostałeś drugą szansę od tej samej Śmierci, która mnie skazuje na ból, brzydotę i twoje pierdolone towarzystwo. Zadziwiające, co? Jaka ta niesprawiedliwość jest wyrazista. Gratuluję, kundlu. Za dwanaście godzin stawisz się w jaskini. Zobaczymy do czego przyda się twój profesjonalny idiotyzm. Jeśli zawalisz, przysięgam, będziesz błagać o kulkę w łeb, rzygając przeprosinami.
„Gdy jesteś potworem ludzie dziękują ci za każdym razem, gdy zachowasz się jak człowiek”.
Na podziękowania Jonathan nie miał co liczyć. Nawet nie zauważył momentu, w którym Arthur rzeczywiście miał wypełnić jakiegokolwiek zadanie. Po prostu ruszył w kierunku drzwi. Jedna z jego dłoni wsunęła się w kieszeń, druga — zaplamiona krwią — uniosła się w górę, w geście pożegnalnym.
„Masz minutę, Jace...”
Tik tak tik tak...

|z/t → co... Nath, idioto!|
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 19:38  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Lucky zerknęła kontem oka, gdy chłopak udawał, że się przed nią potknął. Popatrzyła przez chwilkę, krótkie spojrzenie i... tak, właśnie poczuła czyjąś rękę na swoim pięknym tyłku. O nie, co to to nie zaraz przecież mu przyjebie. Nie, przecież nie mogła tego zrobić, nie może dać byle komu satysfakcji z dotykania jej. Zresztą była to tego przyzwyczajona, nawet do dużo obleśniejszych rzeczy. Już dawno przestała zwracać na takie coś uwagę, nie miała po co i też nie musiała. Mówiła dalej, mówiła u uspokajała się, jednak jej zmysły bardziej skupiły się na wściekłym Sakidzie za jej plecami. Jeszcze trochę, w końcu już kończyła, jeszcze trochę...
Czemu nic nigdy nie może dziać się po naszej myśli? Bo nie i tyle. Dziewczyna czując pęd powietrza zareagowała, szybko jak najszybciej. Ciężar ciała szybko przeniosła na drugą stronę i zasłoniła twarz wilczura swoją ręką. Piekący ból i gorąca krew spływająca z jej ręki. Kurwa mać! Boli! Boli! Kurwa! Kotka zacisnęła zęby i odepchnęła Sakida, na tyle by nie zwrócić większej uwagi. Szybko odsunęła mu opaskę i spojrzała mu w oczy zamieniając go w kamień. Czasami bycie bazyliszkiem pomaga w życiu.
Starała się uspokoić szybkie bicie serca i adrenalinę płynącą w jej żyłach. Rozerwała materiał króciutkiej spódniczki i owinęła nim rękę. Krew wypływała przez materiał lecz mniej. Uspokoić się, tak, teraz to było ważne. Zniknąć też na tyle szybko póki jeszcze miała siłę przez tą dawkę adrenaliny w żyłach.
Spojrzała na Wilka, cholera, nie udało się. Co prawda rany nie były tak wielkie jak przy nieblokowanym ataku, ale nie mogły robić jako drapnięcie kota. Położyła mu delikatnie rękę na policzku.
-Przepraszam.
Zabrała ją i szybkim ruchem na miejscu zakrwawionych palców znalazły się na chwilę jej usta. Delikatnie i przelotnie tylko muskając ranę. Po tym odwróciła się i zdrową ręką chwytając kamień zaczęła go wlec za sobą.
-Spotkamy się raczej później.
Powiedziała jeszcze na odchodne i zniknęła w tłumie z skamieniałym facetem. Cóż co miała zrobić? Zabrać go i zamknąć gdzieś. Na razie, by niczego więcej nie zepsuł. Ehhh, czeka ją długa praca, naprawdę długa jeśli mężczyzna nie będzie współpracował. Może sama żałować swojej decyzji i wiedziała o tym. Kiedyś też tak było, dawno temu kiedy chciała uratować wszystkich nowo narodzonych.
Ale tak się nie da...

[z/t 2x]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 20:17  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Ona oczywiście zawsze musiała mieć takiego "farta", że jej się takie wypadki zdarzały! No po prostu nic gorszego nie mogło się stać, niż rozwalenie jej kostiumu w tak nieodpowiednim miejscu. Gdyby nie ogromna marynarka od Asha, jej kobiece atrybuty byłyby totalnie na widoku, co wprawiłoby w radość większą część mężczyzn na sali, a ją samą w kompletną rozpacz. Wtedy zostałoby jej już tylko jedno - samobójstwo!
Rozzłoszczona ciągnęła za sobą chłopaka przez całą salę, rozglądając się dookoła i rzucając niektórym groźne spojrzenia. No bo jak inaczej mogła się zachować?! Fakt, w jej przypadku było to trochę dziwne, ponieważ naprawdę rzadko się wkurzała. Ale jeśli już się tak stało... brać nogi za pas!
-Jak go tutaj nie ma to przyrzekam, że jak następnym razem go zobaczę to uduszę, albo przywitam pięścią w brzuch... - mruknęła do siebie, starają się wyszukać w tym ogromnym tłumie gości pewną osobę. Chodziło mianowicie o jej bliźniaka Arthura, który albo został tutaj zaciągnięty, albo przyszedł z ciekawości... albo miał jeszcze jakiś inny powód. Ale na pewno tutaj był, na 100%! A jak go nie znajdzie, nawet jeśli gdzieś się tutaj ukrywał... cóż, będzie wtedy miał ogromny problem, bo wtedy ona tak łatwo nie zrezygnuje ze spuszczeniu mu chociaż małego łomotu. Nigdy nie igraj ze wściekłą kobietą...
-Argh! Czemu nie mogę go zobaczyć! Jednak jest za niski! - wrzasnęła, przygryzając wargę. W końcu jednak udało jej się wyłapać znajomą blond czuprynę. Obok niego stała białowłosa kobieta i ktoś tam jeszcze... ale co ją to obchodziło?! Postanowiła jednak na wszelki wypadek przez chwilę powstrzymać się od rzucenia się na braciszka. Bo jeszcze się okaże, że da się złapać przez jakiś szalonych naukowców i znowu ją do jakiegoś laboratorium wrzucą...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 20:55  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Nie dostał. Jakimś cudem jego piękna twarzyczka nie zaczęła się teraz pokrywać cudowną barwą świeżej rzodkiewki, jednakże Lucky chyba wiedziała, że blondyn potknięcie udawał. Cóż... Jeśli ktoś znał go wystarczająco długo, to wiedział, iż tak naprawdę jego umiejętności aktorskie nie są tak dobre. Obcych mógł jednak robić w bambus bez zmrużenia oka, a póki to działało - było dobrze.
Nie odszedł, mimo poznania reakcji szefowej. Dlaczego? Zwierzęce przeczucie kazało mu zostać i... dobrze, bo dosłownie dwie sekundy później odwrócił się błyskawicznie, złapał "obiekt targów" za ręce i boleśnie wykręcił mu je do tyłu. Przytrzymał je swoją silniejszą, prawą ręką, a lewą wyciągnął pistolet, który natychmiast przystawił mu do głowy. Rozwidlony język poczuł krew osób, które chciał chronić za wszelką cenę. Jedną poprzez pokrewieństwo, a drugą... Cóż. O najwyższe osoby w gangu trzeba było dbać niczym o rodzinę. Nieznajomy uczynił w tym momencie naprawdę bardzo nieprzemyślany ruch, już na początku "znajomości" robiąc sobie z Arthura wroga. Naprawdę, było to bardzo mądre. Odsunął się lekko, gdy Lucky zamieniła chłopaka w kamień. Schował broń i stając przed nim, zmrużył wściekle ślepia, które nagle przybrały barwę jadowitej zieleni. Był zły. Bardzo zły, bo z jego gardła wydobyło się syczenie węża.
- Jeszcze raz choćby POMYŚLISZ o dotknięciu któregoś z nich, a upierdolę ci łeb przy samej dupie - warknął ostrzegawczo. Nie. Wcale nie żartował. - Zachowuj się, szczeniaku, bo cię żywcem wypatroszę - dodał syknięciem. Cały czas zaciskał dłonie w pięści, jakby miał się zaraz na niego rzucić. Nie był jednak świeżo po wstaniu z martwych, potrafił kontrolować swoje emocje. Nie miał zamiaru zniżać się do poziomu tego czegoś. Odwrócił się do szefowej, przybierając na twarz minę totalnej obojętności.
- Trzymaj tą sukę w rui na uwięzi, bo nie dożyje do rana. Gwarantuję - powiedział zimno. Miał nadzieję, że ten tchórzliwy atak nie ujdzie mu na sucho. Na pół sekundy obrócił głowę gdzieś w kierunku tłumu, skąd zapachniało mu czymś słodkim i znajomym. Zmrużył oczy, kiedy zaczęło mu się wydawać, iż dostrzega swoją siostrę. Znów spojrzał na Lu. - Będę się tu kręcił, w razie czego. Zresztą... Chyba masz mój numer. W razie problemów - wołaj - odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. Dosłownie zniknął. Wtopił się weń niczym kameleon polujący na swoją latającą ofiarę.
Pojawił się znikąd, tuż obok Ayi, może nieco za nią. Ta mała cholera dobrze słyszała ostatnie zdanie krzyknięte przez blondynkę.
- KTO JEST KURDUPLEM-MINIATURKĄ, TY WYROŚNIĘTA KROWO?! - rozległo się dookoła, gdy Adrich położył prawą dłoń na ramieniu siostry. Jadowicie zielone ślepia o pionowych źrenicach utkwione były w głowie dziewczyny. Oj tak, wkurzył się. Jednak stając twarzą przed siostrą, uśmiechnął się ciepło i przytulił do niej. Szybko jednak odsunął się, mrużąc gniewnie oczy. Rozwidlony język węża wysunął się, zasmakował powietrza i zniknął między jasnoróżowymi wargami.
- Dlaczegóż to nosisz tą niepasującą część garderoby, księżniczko słodyczy? - przechylił łepetynę i przysunął nos bliżej jej klatki piersiowej. Wciągnął cicho powietrze. - I... Dlaczego zapach twojego ciała jest tak silny, hm? - dopiero teraz zwrócił uwagę na towarzysza bliźniaczki. Pokazał ostre, wężowe kły, marszcząc lekko nos. - Dobierał się do ciebie? A mówiłem. Mówiłem, żebyś zamieszkała ze mną w Edenie, zamiast w tym paskudnym mieście pełnym zboczeńców! - zdjął rękawiczki i zacisnął metalową dłoń w pięść. Zasyczał gardłowo, ostrzegawczo. Coś w stylu "wiej, jeśli cenisz życie".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 21:24  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Sala balowa - Page 4 GbylGW tej kwestii Verne doskonale by go rozumiała - w szkole nie raz i nie dwa ktoś się z niej śmiał przez jej niewielki wzrost. Każdy na początku roku szkolnego podbiegał, brał ją pod pachy i podnosił wysoko, napawając się krzykami przerażonego dziecka, któremu nieszczególnie uśmiechało się odrywanie nóg od ziemi. Tak i teraz wolała stać na twardym i pewnym gruncie i dziękowała Bogu, że wszyscy wyrośli z czepiania się jej i noszenia na rękach jak jakieś… przygłupy, duh. Przy takich sprzyjających okolicznościach bycie niskim okazywało się dużym plusem (przynajmniej dla pedofili), ponieważ gdyż bo miała jakieś takie przyzwyczajenie do patrzenia na wszystko z perspektywy podłogi/taboretu. I zdecydowanie wolała tą opcję niż bycie kobietą o wzroście przekraczającym metr i siedemdziesiąt centymetrów. Żaden facet by się jej nie czepił!
Sala balowa - Page 4 GbylGPo do gdybać? Żyje? ŻYJE. I to się liczy. A czy dzięki niej uniknął śmierci czy też przez nią wzrosło prawdopodobieństwo jej wystąpienia to inna sprawa. Na chwilę obecną dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i szczerze, podchodząc na tyle blisko chłopaka, by wwiercić mu się chudym paluszkiem w policzek ze słodkimi słowami:
Sala balowa - Page 4 GbylGBo ja będę Twoim aniołkiem! Możesz tak do mnie mówić, booo~ ... – Tu zrobiła krótką przerwę, unosząc ku sufitowi wyżej wymienioną część ciała. – ... bo moje imię nie brzmi Winverne, a Verne. Ale mów do mnie Aniołek to słodkie~! – Powiedziała, ciągnąc go lekko za nos, a drugą łapką wpychając sobie do ust jakąś Bogu ducha winną krówkę, mięsożerca głupi (znicze dla krówki ;ccc). Przełknęła cukierka, odgarniając włosy z twarzy i uważnie przypatrując się ludziom, którzy krążyli przy ich stole ze słodyczami, które gdyby Winnie mogła, pochłonęłaby na raz jednym chapsnięciem, ale ząbki powoli zaczynały boleć od nadmiaru cukru. Szkoda. Smutek i w ogóle. Bo, tak zarzucając ciekawostką, wszystkie te łakocie bardzo dobrze działały na smutek i czyniły wszystkich wesołymi, co zresztą widać było po zadowolonej minie dziewczyny, której nawet nie obchodziły osoby, które co jakiś czas ocierały się o nią w tłumie. Ba! Nawet, jeżeli były pokryte krwią, blondyneczka odwracała tylko wzrok, blednąc prawie niewidocznie na jej naturalnej jasnej cerze.
Sala balowa - Page 4 GbylGNajgorsze w całej tej makabrycznie głupiej i naiwnej historii było to, że w jakiś sposób niebieskooka naprawdę w to wierzyła i nie sądziła, że takie sytuacje są czymś normalnym i należy to akceptować w ten sposób. Dlatego uniosła brwi do góry z wyrazem zdziwienia na twarzy, zachodząc w głowę, czemu Ailen tak zareagował na fakty, które przecież przekazali jej rodzice. A może dorośli kłamali, próbując jej wmówić coś, żeby zagłuszyć dziecięcą ciekawość Verne? Taka mroczna myśl przebiegła jej gdzieś po łebku, jednak wierna swoim prawdom dziewczyna natychmiast odrzuciła taką opcję, wracając do rozmyślań nad zachowaniem swojego rozmówcy. Pokręciła głową, słuchając go z oburzeniem, aż w końcu odpowiedziała na pytanie. Pomińmy fakt, że jedno i drugie pod względem opowiadania o wieku zachowało się nietaktownie. A szczególnie on! NIE PYTA SIĘ KOBIET DZIECI!
Sala balowa - Page 4 GbylGNie? Przecież każdy to wie. W jakim Ty świecie żyjesz, człowieku? – Szturchnęła go w ramię z wyszczerzem na ustach. – Może i brzmi, ale taka prawda! Mama mi mówiła i była bardzo poważna.~ – Zrobiła krótką pauzę, zastanawiając się nad jego drugim pytaniem. Głupek. – Huh? Mam trzynaście lat, ale przecież prawda się nie zmienia. Co ty gadasz? – Parsknęła, szybkim spojrzeniem omiatając jego ostrzejsze zęby i zmienioną - najprawdopodobniej pod wpływem światła, które migało i błyskało na wszystkie kolory - barwę jego ślepiów. Były śliczne, jeśli miała być szczera. Z jej gardziołka wyrwał się krótki, urywany śmiech, kiedy złapała go za rękaw i zaczęła powolutku, spokojnie odpowiadać mu na głupie pytanie:
Sala balowa - Page 4 GbylGPosłuchaj mnie - to nie są plotki~ Bo ja uważam, że za murami naprawdę coś jest. Jeśli nie duchy to coś innego. Ale wiem, jestem przekonana, że jest to coś złego. I nie chcę tego chyba poznawać. – Zmarszczyła brwi, zastanawiając się przez dłuższą chwilę, by następnie odrzec: – Wiesz coś, Ai? Byłeś tam? – Niebieskie oczyska dziecka błysnęły w ciekawości, kiedy wyczekująco wbiła świdrujące spojrzenie w jego twarz. Noo, dawaj!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 21:55  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Ash potulnie dał się prowadzić Ayi. Było mu już wszystko jedno co z nim zrobi... Cały incydent z jest strojem był naprawdę żenujący dla Łowcy. Sami rozumiecie...sanował Ayę jako opiekunkę, była dla niego nawet namiastką rodziny którą dawno stracił. Dodatkowo nieco się w niej podkochiwał, to fakt, ale nigdy nie odważyłby się jej tego wyznać. A teraz... Cholera, co za wstyd! I jeszcze go uderzyła. To tak jakby malutki szczeniak dostał kopa od kogoś komu najbardziej ufał i kochał. I to z glana. Policzek piekł jak cholera. Chyba zapomniała o tym ile miał siła siły, bo czuł jak zaczyna puchnąć... Całe szczęście, że nie złamała mu szczęki...Zatrzymał się wtedy kiedy i Aya. Stał tak ze spuszczoną głową, zupełnie ignorując mężczyznę z którym rozmawiała dziewczyna. Drgnął lekko słysząc jak ją obraził. Uniósł nieco wzrok nadal milcząc. Proteza prawej ręki. Pionowe źrenice. Rozwidlony język. Wężowe kły. Wymordowany, tak jak i Aya. Wnioskując po ogólnym zachowaniu dosyć zdenerwowany. Prawdopodobnie niebezpieczny w walce.
Normalnie Ash nie zareagowałby tak jak to zrobił. Ale było mu już wszystko jedno. Incydent z Ayą spowodował, że nie myślał racjonalnie. A na dodatek ten mężczyzna go obraził... Jego dłoń wystrzeliła bez ostrzeżenia do przody. Może i nieznajomy był Wymordowanym, ale dystans był za krótki żeby zrobić unik. No i Ash też był o wiele szybszy niż przeciętny człowiek, a na dodatek działał z zaskoczenia. Nie mogło go zdradzić napięcie mięśni, bo... Chwycił go za gardło swoją wzmocnioną protezą i uniósł lekko w powietrze, jednak nie zaciskał dalej ręki.
- Uważaj kogo nazywasz zboczeńcem. I nie wyzywaj Ayi! - warknął. Miał ochotę go udusić, ale cóż... Sam wpajał podwładnym że dyscyplina jest najważniejsza. No to teraz ma za swoje... Zaczął zaciskać kurczowo w pięść drugą dłoń. Rozluźnił chwyt pozwalając Chłopakowi opaść na ziemię i jednocześnie przygotował się na jego kontratak. Nie sądził, że tak po prostu nieznajomy mu odpuści.
- To był przypadek i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Pokryję koszty naprawy stroju. - zwalczył impuls by spojrzeć na Ayę. Po pierwsze nadal bał się tego co może zobaczyć w jej oczach, a po drugie... Wolał nie spuszczać z wzroku tego idioty który tak szybko szastał wyzwiskami na prawo i lewo.
- Ja...naprawdę bardzo przepraszam Aya... - powiedział cicho, a w jego głosie słychać było autentyczny smutek i żal. I może lekką nutę goryczy z tego że zareagowała tak ostro... - Nie chciałem...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 22:30  •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
Lucky po jakimś czasie wrócił na salę balową tym razem z bandażem na ręku i butelką czerwonego wina. Cóż trzeba trochę się podleczyć. Jednego, czego nie zdążyła wziąć to prysznicu więc przy zwierzęcych zmysłach dało się wyczuć od niej krew. Tym razem była sama co nawet na nią było dziwne, albo szczególnie na nią. Rozejrzała się po tłumie ruszyła prosto przed siebie, coś tu naprawdę nie grało. Dało się to wyczuć, nie delikatnym zapachem krwi z poprzedniej sprzeczki lecz lekko nerwową atmosferą. Spokojnie szła między ludźmi aż zobaczyła nie za dobrze znaną lecz rozpoznawaną czuprynę Asha. Podeszła bliżej i zobaczyła małego blondynka i dziewczynkę.
Stała spokojnie przyglądając się sytuacji, przypomniała sobie słowa zielonookiego. Cóż musiał mieć ciężki charakter, skoro jednocześnie ratując ich dwójkę ubliżał jej. Cóż i z takimi dziećmi trzeba sobie radzić, a ona jest za nich odpowiedzialna.
Zerwała się dopijając resztę wina i stawiając pustą butelkę na tacy kelnera w ich stronę. Ruszyła zdecydowanym krokiem w ich stronę. Dotarła na szczęście w momencie gdy młodziak został postawiony na ziemi. Stanęła między Ashem, a szczeniakiem.
-No no no, co to za nerwowa atmosfera? Przecież jest zabawa! Panowie nie kłóćcie się o kobietę, chociaż jest o to warta.
Mówiła z wesołym uśmiechem lekko odpita. Przy ostatnim zdaniu puściła oczko do dziewczyny i zauważyła, że są podobni, w podobnym wieku i posturze. Jednak posiadali inny zapach. Cóż może być ciekawie, żywe rodzeństwo dla wymordowanych to w tych czasach skarb. Dziewczyna śmiejąc się z byle czego chwyciła Asha za rękę kokieteryjnie przytulając się ciałem do jej ramienia.
-No to rozstrzygnę wasz spór kochani.
Mówiła wesoło i pociągnęła Asha za sobą w tłum ludzi na tyle daleko by zatrzymać się w przeciwległym kącie sali. Sądząc po wzroście tamtej dwójki nie zauważą ich, jedynie po zapachu.
-Cholera jasna, wszyscy się pakują w kłopoty...mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że cię stamtąd wyciągnęłam co?
Stanęła opierając się plecami o ścianę i jednocześnie puszczając rękę mężczyzny. Uśmiechnęła się wesoło i trochę przepraszająco. Cóż nie chciała kolejnej mini afery, w końcu bal to bal. Powinni się bawić nie tłuc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Sala balowa - Page 4 Empty Re: Sala balowa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach