Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 21 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 16 ... 21  Next

Go down

Pisanie 21.08.18 2:10  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Jak wiele emocji kryło się na tym świecie, obok których jasnowłosa przechodziła obojętnie. Nie. To emocje zdawały się ją obojętnie mijać i ignorować, a w jakiś sposób jednocześnie cicho z niej kpić. Ciężkim zadaniem dla Tomi bywało chociażby rozpoznanie tych własnych kiedy już była zdolna by odczuć cokolwiek. Jak się jednak okazuje, nie tylko własne miały do niej taki stosunek. Ta sytuacja obrazowała wszystko niemal idealnie - niewiele znacząca, wyblakła postać powoli ponownie przykrywana warstwą cienia, niby niewiele znacząca, rozpływająca się w tym jak jakiś przedmiot; maszyna, nieżywa lalka, której ktoś kiedyś nadał ludzkiego wyglądu, by móc wyobrazić sobie, że gdzieś tam w przenikliwych oczach kryją się ludzkie odruchy. Siedząca na wpół bezwładnie, pomijana przez spersonifikowany kłębek uczuć, stający na granicy różnych, silnych barw świateł, których jasnowłosa mogła się jedynie spróbować uczepić. I czarna mara, która jakby idealnie stworzona została do ciemności pominięcia i mroku egzystencji bez wyznaczonej trasy po której mogłaby stąpać. Jakby była brakującym elementem jej układanki, puzzel pasujący do obrazka, ale nie do kształtu. Integralna część ignorującą to światło na tyle, że jednocześnie jakby częściowo wypełniała jej ich brak; że to emocje ciągnęły się za nią, choć to kruk był jako zwierze stworzone do życia w mroku. I w ten sposób agresywne zwierze nastroszyło się znowu, najpierw nie powodując hałasu, aż nie minęło parę minut. W tę parę minut Tomi jakby skuliła się nieco bardziej oparłszy lewy łokieć na zdrowej nodze, gdy prawa pozostała w nienaruszonym rozprostowaniu. Spod kaptura i gęstych kudłów przyjrzała się postaci, jednym niezasłoniętym okiem, otwarłszy je bardzo szeroko. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej karku przebiegł swego rodzaju dreszcz. Minuty minęły. Zaczęło się krakanie i nastroszony ptak wzbił się i zaczął lecieć w stronę Marceliny na poziomie o metr wyżej niż jej głowa, pazurów bynajmniej nie ukrywając. Papierosy... Sam widok powodował złe skojarzenie. Przynajmniej dla niej, ale to wystarczyło, by nie móc się otrząsnąć i uspokoić ptaka, bo cóż to? To był właśnie jeden z tych momentów, gdy raz na dłuższy czas coś zaiskrzy w spopielonym lesie. Wydaje się, że może to i dobrze. Niejeden dałby za tak imponującą warstwę popiołu wiele, byleby w jego sercu nie wyrastało nic, co mogłoby odejść z hukiem w zapomnienie po raz kolejny. Prawda za to była taka, że minimalny nawet zgrzyt wydaje się ogromnym płomieniem w oczach kogoś, kto już raz przeżył pożar i już nie spodziewał się niczego więcej, czy raczej nie chciał się spodziewać, rzucając się z ogromnym kocem na ugaszenie ledwie widocznej iskry. Dlatego nie zatrzymywała ptaka. Jakby mogła nią sterować, jakby Shun reagowała za nią. Popatrz, trochę mnie to zdenerwowało, gnij w piekle. To było tak absurdalne, że prędzej czy później musiała się opamiętać.
Z jej ust uszło w końcu głośne mlaśnięcie i ptakowi zostało by jeszcze kilka metrów, ale jak zaczarowany wzbił się w górę i zwrócił się do szybkiego odwrotu, tym samym upuszczając, co nie było rzadkie, parę czarnych piór wprost pod nogi swojego dawnego obiektu zainteresowania. Tomi nie zdając sobie sprawy ze swojej nachalności, obserwowała ją nadal. Podobna, kręcąca w głowie, mroczna aura.
- Oooii. - Mruknęła swoim beznamiętnym głosem. Już i tak zdążyła niepotrzebnie pokazać swoją obecność, ale... no tak, w tym akurat momencie zapatrzenia wyleciało jej kompletnie z głowy, co przed chwilą chciała powiedzieć. A może... a może ta myśl nigdy nie została przetworzona w jej mózgu na słowa, i zaginęła gdzieś w odmętach przez zaistniałą sytuację? Myśl, teraz się nie wycofasz. Powiedz cokolwiek. - ...Zwracasz uwagę. - Tyle? Hym. - Coś się... stało? - Tak, najbardziej z możliwych oczywiście oczywisty zapychacz wypowiedzi, dla niektórych irytująco zdradzający cudzą nieświadomość, ale jakże przydatny; randomowe powiedzenie czegokolwiek bez namysłu, jak to by zrobiła każda normalna osoba. Dobrze. Udawajmy dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.18 18:34  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Leniwy podmuch wiatru popieścił jej policzki, ciepła bryza zmierzwiła lekko krótkie włosy. Dzień należał do ciepłych, niebo przypominało spokojne, czyste morze, jedynie w oddali dostrzec można było pierzaste chmury. Raczej nie zapowiadały one deszczu, a jedynie gnuśnie płynęły po niebieskim, teraz mieniącym się kolorami zachodzącego słońca oceanie. Ten dzień nie różnił się od pozostałych, letnich dni. Leniwych, ciepłych, podobno beztroskich. Marcelina westchnęła głęboko, łakomo pragnąc zatrzymać ten moment, to lato, tą ciepłą bryzę, tą chwilę, w której żegna się ostatecznie z przeszłością i odcina, by rozpocząć nowe życie. Czuła nieprzyjemne ukłucie, wiedziała bowiem, że wraz z tym musi zapomnieć o mężczyźnie, który ostatnio zdołał boleśnie wręcz zakręcić jej w głowie, ścisnął za jej suche, prawie zwiędłe serce. Marcelina była jednak wdzięczna losowi za ich spotkanie - to dzięki niemu w końcu uwolniła się od bolesnych wspomnień sprzed wielu lat. Jej serce w końcu uwolniło się od upadłego anioła.
Z głębokiej zadumy wyrwało ją rosnące w sile krakanie. Najpierw słyszała odgłosy jakby przez mgłę, dopiero w ostatnich sekundach dostrzegła lecące w jej stronę ptaszysko. Widziała te drapieżnie wyciągnięte w jej stronę ogromne pazury, zakrzywione niczym haczyki. Choć stała spokojnie - zjeżyła się. Nie wiedziała, w którym momencie cienie za jej sylwetką zgęstniały, a stworzenia kryjące się w mroku powarkiwały coraz głośniej. W momencie, gdy kruk zawrócił, nim wszystkie koty rzuciły się w stronę ptaszyska Marcelina syknęła głośno coś niezrozumiałego. Jaguary cofnęły się i zniknęły w ciemności, która również zdawała się lekko rozpłynąć, jakby wystraszona gwałtowną reakcją wymordowanej.
Wokół zrobiło się jakby chłodniej. Choć było to zjawisko łatwe do przeoczenia, tak bardziej wrażliwsi i bystrzejsi z natury mogli zwrócić uwagę nawet na tak subtelną zmianę.
Tam, gdzie pojawia się ona, tam również przywędruje chłód.
Nie zrobiła kroku naprzód. Patrzyła za to w stronę właścicielki czarnego ptaka, nie do końca wiedząc, co w tamtym momencie zrobić. Uciekać? Atakować? A może po prostu zignorować, iść w swoim kierunku, udawać, że żadna anormalna sytuacja nie miała tu miejsca? Bitch, przecież Tobie się tylko zdawało. Nie wiem, gorąc, wysokie ciśnienie, Twoja ludzka, słaba natura.
Przecież demony nie istnieją.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.18 1:17  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Moment, w którym powolnie wysunęła rękę do przodu, nieco ku górze, by ptak swobodnie się jej uczepił. Już go miała, miała ją przysunąć, uspokoić, pogłaskać, cokolwiek. Moment podobny do tych, gdy podnosisz z pewną siłą karton napoju będąc pewnym że waży pisane na nadruku 2 litry, a okazuje całkowicie się pusty. Szok. Spotęgowanie zdziwienie. Ostatnia rzecz, której się w danym momencie spodziewałaś. Taki też wydał się ptak, równie zdezorientowany, szalenie lekki. Tomi, choć była na nieszczęście z pewnością spostrzegawcza, nie potrzebowała wiedzy iż temperatura wokół zdołała się obniżyć. I bez tego poczuła chłód, nie będąc pewną, czy wystarczającym powodem nie jest już sama reakcja organizmu. Moment, ten moment, kilka sekund, które zdawały się zmrozić ją na tyle, że od momentu wyciągnięcia ręki ani drgnęła. Ani drgnęła... Ani za wyjątkiem oczu, które mimowolnie otworzyła trochę szerzej.
To nie było coś, czemu zwykły popiół mógłby dać radę. Ogień sam jest słaby, nie wyrośnie tam, gdzie ma nic, co mógłby doszczętnie strawić. Ten chłód, najbardziej możliwie podstawowy i naturalny dla każdego stworzenia przynosił wiatr. Jego nie stłamsi nic. Nie był to typowy strach; nie typowy dla każdego typowego człowieka. Wiatr mógł tudzież zwiać proch. Nie wyrwać drzewa, które już nie istniały. Tylko proch i nic poza tym.
To niemożliwe.
Niewykonalne.
Prawda?
Tutaj nastąpił nieciekawy konflikt pomiędzy jej myślami. Z jednej strony - nie da się. Na upartego nawet, to niemożliwe. Z drugiej chyba nigdy nie była tak pewna, że jej zmysły pracowały na możliwie najwyższych obrotach. Nie odczuwała na tyle silnych bodźców, by jej mózg mógł nadać jej wizję zgodną z jakimiś podświadomymi urojeniami. Nie miewała halucynacji. Zwłaszcza nie tak pozornie realnych. Nigdy. Patrząc nań wciąż z tym samym, nieprzerażonym acz również niespokojnym wyrazem twarzy, zabrała rękę, przystawiła palec wskazujący do dolnej wargi. Jakby to ją otrzeźwiło, jakby nagle zaczęła myśleć.
Nie ma sensownego argumentu, by sądzić, że to, co zobaczyła, było prawdziwe. A jednak, Tomi, choć starała się rozpatrywać wszystko jak najbardziej realnie, nie była z tych, którzy sądzą, że znają każdą możliwą prawdę o tym świecie. Wielokrotnie już zdołała dowiedzieć się, że tak nie jest. I że wielu ludzi ma tendencję do powielania tego błędu.
Dowodu w drugą stronę tak samo nie było. Nie do końca. Była tylko jedna taka rzecz, która niejednokrotnie zdołała napatoczyć człowiekowi odpowiedź prościutko pod nogi. Tutaj to by się zresztą przydało... Sprawdzenie. Konfrontacja.
- Powtórzę... się. - Zaczęła mówić powoli, nieco nietypowym tonem. Cóż, nawet jeśli... jeśli to wszystko byłoby jednak jedynie urojeniem, to przez tą całą reakcję Tomi już i tak musiałaby uchodzić w głowie nieznajomej za wariatkę. Nie miała wiele do stracenia, czysto teoretycznie. Zwiesiła nieco głowę, lecz wcale nie w niepewności czy przerażeniu. Jedynie była w tym lekko odczuwalna nuta adrenaliny, która prędzej pchała ją do przodu aniżeli stanowiła problem. Patrzyła na Marcelinę spode łba, podejrzliwie, bądź co bądź samej wyglądając dosyć podejrzanie. - Czy coś... się stało? - Teraz jej spojrzenie stało się bardziej niż kiedykolwiek dotychczas wymowne. To zdanie z tą tonacją i wykorzystaniem sytuacji nabrało zupełnie nowego znaczenia. Czy coś właśnie się stało. Upewnij mnie, że...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.08.18 11:03  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Grymas na twarzy zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zastąpiła go beznamiętność okraszona słodką posypką ciekawości. Zapomniała zupełnie o niedopalonym papierosie trzymanym w zaciśniętych wargach, który właśnie w tamtym momencie zgasł smętnie. Szybkim obchodem oceniła płeć, posturę i powierzchowną aparycję dziewczyny, na ramieniu której spoczywał całkiem dorodny kruk. Marcelina chciała odejść, nie odwrócić się jak zlęknione kocię, a przejść bezczelnie acz nienachalnie obok, nie racząc nieznajomej nawet krótkim spojrzeniem. To tylko człowiek.
Lewa brew uniosła się wręcz drwiąco. Marcelina długo patrzyła na właścicielką czarnego ptaka, przechylając lekko głowę niczym nazbyt ciekawskie szczenię. Przez jej myśli przeleciało kilka alternatywnych scenariuszy tłumaczących dziwne słowa i zachowanie spotkanej właśnie jasnowłosej - wymordowana uniosła kpiąco kącik ust, odpalając ponownie swojego chudziutkiego papierosa. Przez chwilę walczyła ze swoją ulubioną, acz starawą już zapalniczką żarową i, skupiona na pożerającym koniuszek papierosa płomieniu odpowiedziała: - Nic, zupełnie nic - w końcu papieros zapłonął ponownie, wywołując u Marceliny lekką i krótką euforię. - ...Ale może się stać. - odchylając łeb i wypuszczając gęsty, gryzący dym łypnęła okiem na dziewczynę. Tak, to była groźba.
Nie wiedziała, z kim tak na prawdę miała do czynienia. Gdzieś w tyle głowy cichutki, drażliwy głosik tłumaczył, że to nie desperacja, a m-3, co skutecznie powstrzymywało wymordowaną od pokazania pazurków i wachlarzu umiejętności zbyt szybko - preferowała odstraszanie przeciwników, nie bezsensowne wdawanie się w bójki. Tych głosików okazało się znacznie więcej, każdy był inny, tak, jak odmienne były widma, które te słowa wypowiadały. Niewidoczne dla innych, ukryte w cieniu - Marcelina jednak wiedziała, że wiernie kryją się w mroku i czekają na rozkaz, którego tak bardzo pragną. ZABIĆ, ROZSZARPAĆ, UNICESTWIĆ.
Niebo zaczęło ciemnieć, słońce zniknęło za dalekim horyzontem a wiatr jeszcze kilkakrotnie dał o sobie znać. Z pewnością spadała też temperatura, czego Marcelina nie odczuwała tak jak inni stałocieplni. Tomi mogła za to odczuć pewien dyskomfort z racji przebywania dość blisko wymordowanej, za którą wlókł się niechlubnie ból, chłód i mrok.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.18 0:52  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Nic, nic. Nic, zupełnie. Słowa te jak mantra kręciły się po jasnej, ale widocznie wciąż nieoświeconej głowie. Przez chwilę wręcz to ona jakby zignorowała cały świat wokół siebie, tym razem całą rękę przykładając do twarzy. Nic. Przymknęła oczy. Nic. Ta wypowiedź brzmiała dla niej wręcz jak swego rodzaju potwierdzenie. Nic, nic się jej nie stało? Czy może nic się właśnie nie stało w tym momencie. Tak. Nikt normalnie nie odpowiedział by na to pytanie beznamiętnie "nic", nie w tej sytuacji, nie tym tonem. Nie jeżeli chodzi o wydarzenie. Prędzej można by się tu spodziewać reakcji w stylu "O co ci chodzi". Pierwsze, identyczne i zupełnie inne zarazem pytanie zdawało się już nie być aktualne, ale czy naprawdę tak było? Niewystarczająca odpowiedź, ale ta cyfra, która dołączyła do ciągu liter w równaniu była na wagę złota.
To była dosłownie chwila rozmyśleń, gdy groźba skierowana w jej stronę skutecznie przerwała te rozważania. Ponownie spojrzała do góry, na wymordowaną, zupełnie instynktownie. O ile to wcześniej było szokiem, teraz poczuła pewne uciśnienie gdzieś wewnątrz, nie umiejąc dobrze sklasyfikować jego pochodzenia. Powoli zaczęła się jednak domyślać, co to znaczyło.
Szybka analiza sytuacji wystarczyła by zorientować się, że znajduje się w sytuacji beznadziejnej. Najlepiej byłoby odejść, postawa osoby stojącej obok zdawała się na to pozornie wskazywać. Ale nie może. Bywały takie dni w marnym życiu Tomi, kiedy po większym wysiłku fizycznym ból był tak szalenie rwący, że o oparciu swojego ciężaru na nim nie było mowy. To był jeden z nich. Wpadło jej, żeby pokazać, że jest do tego niezdolna, ale równie szybko stwierdziła, że to zły pomysł. Pokazywanie swojej słabości. Odsłanianie brzucha najprawdopodobniej tylko dałoby masę sposobów na rozszarpanie go w jednej chwili.
Co teraz.
Niektórzy twierdzą, że gdy zbliża się do ciebie lew a szanse na ucieczkę są nikłe, jedynym wyjściem jest wbicie mu kija w gardło... pokazanie tylko i wyłącznie swojej siły, pewności siebie, nawet jeśli byłaby tylko złudzeniem. Lew o tym nie wie.
Odchrząknęła od szybko rozchodzącego się dymu. Dym. Jej rodzice palili. Wiele lat, do tego dnia, w którym po raz pierwszy realnie mogła się raczyć prawdziwym powietrzem.  Gdy tylko na moment przeciąg pokierował w jej stronę świeższe powietrze wzięła głęboki, szybki oddech. Ucisk jednak pozostał.
Ptak stroszył się niezadowolony, ale nie chował za nią.
Zaczęła zgodnym tonem. - Ta. Może się stać ciemno. - Jak przed chwilą. Patrzyła nadal z tymi samymi, szeroko otwartymi oczami spod ciemnego kaptura. Jakieś słowo, trop, cokolwiek. - Może też się zrobić jasno, ale przecież jeszcze się nic nie stało. Prawda? - Ten sam schemat. Jak układ równań. No dalej. Powiedz mi coś więcej.
Wewnętrznie poczuwała jednak, że jakiegokolwiek ruchu nie wykona, jest po prostu w czarnej d.pie. Tylko jedno mogła zrobić. Próbować wydusić tą jedną informację, by chociaż trochę się uspokoić, albo chociaż samemu wypłoszyć stąd zagrożenie, jeżeli jedynie tak schizoidalna gadanina mogłaby zdziałać cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.18 22:57  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Mrok otulił niebo ciemną pościelą, ostatni promyk słońca musnął marcelinowy policzek. Ciemność zaczęła pochłaniać stopniowo otoczenie, nie mogąc jednak mierzyć się z rozpraszającymi ją sztucznymi światłami miasta, które zdawało się tętnić własnym życiem. Ślepia wymordowanej na wzór kocich zaczęły odbijać światło, czyniąc je niemalże świecącymi cyjanowym blaskiem. To zjawisko nie przykuwało szczególnej uwagi, zresztą twarz Marceliny częściowo zakryta były gęstą grzywką - nie mogło jednak umknąć osobie przypatrującej się wręcz nachalnie jej licom. Ciemno. Jasno. Splunęła bezgłośnie za siebie, czując w ustach smak zbyt mocno dopalającego się papierosa, którego ona - przez swoje zamyślenie - nie poczuła w porę. Naciągnęła rękawy bluzy na palce, czując, jak jeszcze niedawno całkiem przyjemny wiaterek teraz wywoływał tylko nieprzyjemny dreszcz zimna na karku. Marcelina potarła jedną ręką o drugą, robiąc to chyba bardziej z braku pomysłu na inny gest. - Zrobiło się ciemno, jak to w nocy, ale... nadal jest jasno. - Spojrzała na rozświetloną ulicę. Paradoks tej sytuacji był dla niej oczywisty, a w pewnym momencie zrobił się niezwykły i zajął myśli Marceliny na kilka dłuższych chwil. Jaguarzyca nie zapomniała jednak o tajemniczej dziewczynie siedzącej nieopodal, z czarnym krukiem zajmującym jej ramię niczym myśliwski orzeł. Był piękny. - U mnie wszystko w porządku, nie wiem, jak u Ciebie. - szybkim ruchem odgarnęła irytujące pasma włosów, które tym razem opadły na drugie oko. Jej bardzo błękitne, jasne tęczówki błysnęły znów.
Przyglądnęła się raz jeszcze dziwnej nieznajomej. Choć nie miała ku temu większych możliwości, próbowała dostrzec w niej symptomy ćpunki bądź alkoholiczki. Szybko jednak przypomniała sobie, że przecież to nie desperacja, a m-3, gdzie używki są absolutnie zabronione i niedostępne, a alkohol nie jest społecznym problemem.
Wniosek był więc szybki - ona nie była normalna.
Tak, jak Marcelina.
Nagle prowizoryczny spokój dwójki przerwało nadejście kilkuosobowej grupki - jak się okazało po szybkich oględzinach - mężczyzn w dość młodym wieku. Zachowywali się głośno, śmiejąc się i krzycząc w większości niezrozumiałe słowa, chód niektórych jednoznacznie wskazywał na sposób, w jaki najprawdopodobniej spędzili ten dzień. Ostatecznie zdradził ich ohydny zapach, przez który Marcelina skrzywiła się pod nosem - wszelkiej maści alkohole wypite tego pięknego, weekendowego dnia stworzyły niechlubną perfumerią, która zataczała się wraz z tymi głupimi, młodymi chłopakami. Na nieszczęście dziewczyn grupka dostrzegła ich i nie zamierzała przejść całkowicie obojętnie - nakręceni alkoholem, siłą z faktu bycia w samczej grupie i naiwną próbą wykazania się przed kumplami popchnęła całą piątkę do zbliżenia się do Marceliny oraz Tomi siedzących na ciemnym uboczu. Czuli przewagę i widzieli dogodną sytuację - wąskie uliczki były idealnym miejscem na rozpoczęcie bezkarnego napastowania trzeźwych obywateli po pijaku.
Pierwszy podszedł wysoki brunet. Jego spijaczony, rozbiegany wzrok próbował skupić się na Tomi - gdy dostrzegł czarnego ptaka siedzącego na jej ramieniu niemalże podskoczył, cofając się nierówno i omal nie zaliczając gleby. Inny, łysy postanowił zaczepić Marcelinę. - Masz papieroska? - zagaił, stając niebezpiecznie blisko wymordowanej. Ta uniosła wargi i warknęła cicho, cofając się i strosząc. - Nie. W odpowiedzi chłopak skrzywił się i machnął ręką w powietrzu, będąc blisko potknięcia się i wywrócenia. Utrzymał niestety równowagę i, sapiąc, ruszył na dziewczynę. - Jak t-tooo khuuurwa, ne?! Dawaj kjeszen-nie, s...suko! - Marcelina przesunęła się jedynie niespiesznie o jeden krok w lewy bok, prawą nogę podkładając pod nogi delikwenta. Ten, z wyraźnym zaskoczeniem próbował złapać powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed sekundą stała Marcelina i poleciał niczym Adam Małysz do przodu, potykając się o marcelinową nogę. - Masz, dupku. - parsknęła wymordowana i, spoglądając ostatni raz na Tomi weszła w najbliższy cień.
Poradzi sobie. Bardziej bała się o tych spijaczonych idiotów. Jej kruk wydziobie im najwyżej oczy...

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 20:02  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Pora dnia? Bliżej wieczornej, niebo w kolorze karmazynu tonącego w złocie! Może jakiś artysta amator by tak właśnie określił tę scenerię. Wszystko jednak niknęło między wysokimi budynkami, rzucając więcej cienia na wąskie uliczki jakimi szła zmęczona kobieta. Włosy związane w kucyka, kilka luźnych pasm poruszających się przy twarzy. Dłonie miała schowane w kieszeniach kitla i stetoskop zawieszony na szyi o którym zapomniała najzwyczajniej w świecie. "Miałam skończyć wcześniej.." przeszło jej przez myśl gdy zerknęła na przepustkę na nadgarstku. - Późno już.. Urs pewnie czeka z kolacją.. albo i nie? - uśmiechnęła się pod nosem lekko. Nie miała większych planów tego wieczora, może lampka czerwonego wina i masaż karku zafundowany przez jej współlokatora? Brzmiało jak dobry plan, no może jakiś dobry film do tego..
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 20:41  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
 Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mu się wtedy uciec spod okolic jeziora. Całą drogę oglądał się za siebie w obawie, że tajemnicza postać będzie go nadal śledzić, ale minęło wystarczająco dużo czasu by uwierzył, że jest bezpieczny. Kręcił się trochę po okolicy, a potem śledził długo jakiś autobus miejski, aż wreszcie trafił w okolice miasta. Potem czas spędził już wyłącznie na błądzeniu po bocznych uliczkach w poszukiwaniu punktów orientacyjnych. Żył w tym mieście od dziecka, ale nie znał każdej dzielnicy, każdej alejki i każdego sklepu. Przez moment przeraził się, że zgubił drogę, ale wtedy gdzieś na horyzoncie ukazał się znajomy baner reklamowy i wieża nadawcza. Wrócił.
 Kocie ciało dawało mu nowy rodzaj swobody. Nie musiał kryć swoich zwierzęcych cech, ale z drugiej strony musiał unikać kontaktów z ludźmi tak w ogóle. Mało które zwierze mogło kręcić się legalnie bez osoby właściciela na widoku, a tak się zdarzyło, że on akurat żadnego nie posiadał. Kręcił się wzdłuż śmietników, szorował bokiem po ścianach chcąc wyglądać na jak najmniejszego. Udawało mu się to o tyle dobrze, że w rzeczywistości był niewielkim kocurkiem, a czerwona obróżka na szyi dodawała mu wiarygodności. Dotychczas nikt nie zwrócił na niego większej uwagi.
 Niewiele osób błądziło w zaciemnionych alejkach sklepowych zapleczy, od czasu do czasu mijał zmarnowanych życiem alkoholików albo podejrzane osobowości przed którymi krył się za śmietnikami, nikt jednak nie próbował zrobić mu krzywdy.
Jestem tylko kotem, tylko kotem. Powtarzał w myślach, mając nadzieję, że jakimś cudem to wielkie pragnienie pozostania anonimowym mruczkiem urzeczywistni się i nikt nie zwróci na niego większej uwagi.
 Przechodził właśnie koło starej suszarki na ubrania, gry zza zakrętu wyszła na niego jakaś kobieta - równie smętna i zmarnowana co wszystkich, których dotychczas mijał. Przykucnął powoli i zbliżył się do ściany w nadziei, że przejdzie obok niego obojętnie.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 21:02  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Droga na skróty zawsze zdaje się ciągnąć w nieskończoność. I tym razem nie było inaczej, zmęczenie widocznie wzięło górę i pani Hycel wybrała kilka razy zły skręt. Jakby tego było mało, nawet sobie nie zdała sprawy że krąży w kółko po obcym osiedlu. Gdzieś tam w oddali coś się poruszyło w śmietniku, może jakiś kundelek którego pan pijak wysłał na łowy z nadzieją że znajdzie coś dla właściciela. Westchnęła cicho wychylając się zza zakrętu i prawie kopnęła coś jasnego, niezbyt wielkiego i .. ruchliwego. Fioletowe ślepia szybko pomknęły za jasno rudawą kupką sierści aż pod ścianę. - Kot? - mruknęła pod nosem nieco zaskoczona. Chwała że nie szczur, bo już by miała mroczki przed oczami. Zrobiła krok w przód i kucnęła opierając skrzyżowane przedramiona na udach. - Jaki z ciebie słodziak.. - szepnęła z lekkim uśmiechem. - Może mam coś dla ciebie.. czekaj.. - dodała wsuwając jedną dłoń do kieszeni kitla. Kątem oka dostrzegając medalik wiszący przy obróżce. - Nie jesteś bezpański.. zgubiłeś się w tym cholernym labiryncie? - dodała dolną dłonią sięgając do zwierzaka tak żeby powąchał jej dłoń. Jeśli nie robił jakiś specjalnych uników to spróbowała sięgnąć palcami za uszko żeby go obdarować kocimi pieszczochami.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 23:29  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
 Przywykł już do tego, że ludzie traktowali go jak totalnego pieszczocha. Wystarczyło im kilka sekund, by przestali w nim widzieć chłopaka, a zobaczyli czworonożną przytulankę o kompaktowych rozmiarach. Podnosili go, głaskali, tulili, czasami rzucali przysmaki (na to akurat nie narzekał). Teraz jednak, gdy zobaczył kobietę zmierzającą w jego kierunku nieco się przestraszył. Nie znał jej i nie wiedział jakie ma zamiary.
 Przylgnął do bocznej ścianki i uniósł grzbiet jak rasowy mruczek, nie chciał prowokować nieznajomej do walki, ale zasugerować jej swoje obawy. Może wtedy powstrzymałaby się nieco od takiego osaczania go z góry, a biorąc pod uwagę, że był dość niewielki, wszystko odrobinę wyższe zyskiwało możliwość patrzenia na niego z góry. Przycisnął uszy do głowy i nastroszył ogon. Nadal wyglądał niezbyt groźnie.
 Wydał z siebie ciche miauknięcie dezorientacji kiedy dłoń pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Wyglądało na to, że kobieta chce go tylko pogłaskać, skorzystać z tego, że na jej drodze pojawił się jakiś zwierzak i poprawić sobie humor głaskając go. Musiał jednak zachować czujność, więc najpierw zbadał dokładnie czym pachnie.
Woń była trudna do określanie, czuł chemię, odrobinę jedzenia które musiała spożywać gdzieś w ciągu dnia, woń kawy i kilka innych. Nic co zwróciłoby na siebie jego uwagę. Powoli więc wysunął do przodu pyszczek i pozwolił się dotknąć.
 Teraz kobieta miała już zezwolenie by go pogłaskać. Być może nie lgnął do pieszczot tak jak każdy inny domowy pieszczoch, ale jeżeli pozwalał się dotknąć komuś obcemu to należało to zaliczyć do porządnego sukcesu. Długowłosa nie wyglądała na wroga, którego mógłby się obawiać, ale mimo to obserwował każdy jej ruch, sprawdzał jej wygląd, ubranie, szukał wskazówek które mogłyby mu powiedzieć z kim na do czynienia. W końcu jednak pozwalał się też głaskać, coś za coś.
 Miauknął głośno poszukując na jej dłoni jakiegoś przysmaku.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.18 18:45  •  Wąskie uliczki - Page 12 Empty Re: Wąskie uliczki
Jedyne co znalazła w kieszeni białego kitla, to kilka cukierków dla młodszych pacjentów. Pokazała je futrzakowi - Przykro mi.. takie smakołyki to raczej nie dla ciebie.. - powiedziała miękkim głosem i schowała je z powrotem. Widząc że kociątko nie szoruje już dupskiem i bokiem o ścianę budynku uśmiechnęła się nieco przyjaźniej. - Już się mnie nie boisz? - szepnęła delikatnie miziając go za uszkiem, nieco między uszkami. Nawet przeszło jej przez myśl czy by go nie zabrać do apartamentu ze sobą, zawsze może zrobić mu zdjęcie i wywiesić ogłoszenie. Właściciel się z pewnością ucieszy że ktoś się zaopiekował zwierzakiem. "Urs chyba nie ma uczulenia na sierść.. a nawet jeśli to przeboleje te kilka dni jakoś.." przemknęło jej przez myśl gdy ostrożnie się zbliżyła do zwierzątka. - Wezmę cię ze sobą skarbie.. dostaniesz mleczka i coś dobrego do jedzenia.. dopóki nie zgłosi się po ciebie twój właściciel.. to miejsce jest zbyt niebezpieczne dla ciebie. - mówiła do niego jakby liczyła na to że ją zrozumie. Zbliżyła się wyciągając obie dłonie jakby chciała go ostrożnie podnieść i przytulić do piersi o ile się jej dał oczywiście.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 21 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 16 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach