Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 21 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 14 ... 21  Next

Go down

Pisanie 01.05.16 13:59  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Nieznany Hiroyi jegomość dał mu pić. Bezdomnemu od razu zrobiło się lepiej, w głowie przestało mu się kręcić i nabrał trochę sił, gdy zimna woda spłynęła po przełyku, nawilżając mu struny głosowe i nieco orzeźwiając organizm. Oczywiście dalej czuł się słabo, ale przynajmniej mógł już stać i chodzić o własnych siłach. Nie opierał się, gdy facet zwinął mu gnata. Dobrze, że przynajmniej oddał mu jego płaszcz. W środku wciąż znajdowały się dwa magazynki do tetetki i zdjęcie rodziny - w sumie, choć to właśnie patrzenie się na te zdjęcie pogarszało jego psychikę, to głównie ono odciągało mężczyznę od popełnienia samobójstwa.
Ale on teraz nie miał czasu na oglądanie się po zdjęciach i kieszeniach płaszcza.
Nie opierał się również, gdy dostawał po mordzie. Gdyby był w pełni sił, zapewne mógłby złamać mu rękę, ale był niemalże pewien, iż właściciel baru również coś potrafił. Poza tym, Hachimoto nie miał na to siły.
Wyleciał z baru w trymiga, będąc pewien, że zaraz dostanie kulkę w łeb, a to wszystko okaże się jedną wielką pułapką. Ale co on miał do stracenia? Nic. Dlatego ślepo podążył za instrukcjami nieznajomego.
Skręcił w prawo i zaczął odliczać krokami metry. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery...
W końcu doszedł do czterystu, po około ośmiuset krokach. Podniósł wzrok, rozglądając się dookoła i delikatnie przecierając czoło, rozglądając się za siebie, czy aby nikt nie celuje mu w ryjca z klamki albo nie trzyma wyciągniętego nożyka. Nic z tych rzeczy.
Poszukał wzrokiem uliczki. Znalazł ją i wszedł w ciemność tam panującą. Instynkt i trening z góry nakazał mu być dwa - nie, trzy razy czujniejszym niż przedtem. Szukał tego tajemniczego człowieczka, który podobno miał się z nim tu spotkać. Z minuty na minutę odczuwał coraz większe wrażenie, że zaraz dostanie kulą w łeb, zakopią go gdzieś na zadupiu i ślad po nim zaginie.
Ale, szczerze mówiąc, na razie i tak mu to zwisało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 14:28  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
//NPC.
Masz iść do N4 i tam czekać na faceta. Jak się pojawi to go zaprowadź do Asylum. Pamiętaj, ma was nikt nie widzieć i nigdzie nie uchwycić. Ta jest, szefuniu. Shinji liczył na to, że będzie musiał przechwycić jakąś grubą rybę półświatka, kto wie, może nawet jakiegoś Desperackiego przywódcę gangu. Zdenerwowany przez własne myślenie palił już drugą fajkę choć stał tam dopiero od kilku minut. W końcu jednak zobaczył ciemną posturę powoli idącą w jego stronę. Schował się bardziej w mroku tak aby nie został dostrzeżony i czekał aż nieznana mu osoba pojawi się bliżej.
Kiedy nieznajomy był tuż obok, odbezpieczył na wszelki wypadek swój pistolet i chwycił go za bark.
- Pan Hiroya? Proszę się nie martwić, nikt nas tu nie widzi, nie musi pan udawać bezdomnego. Proszę tędy. - Powiedział lekko podekscytowany i odsunął dwa blaszane śmietniki, które zakrywały niewielką studzienkę.
Po uprzednim przepuszczeniu Hachimoto przekazał on sprawę czekającemu na dole Łowcy i zakrył studzienkę, po czym ponownie zastawił.
//NPC 2.
- Pan Hiroya? Proszę tędy. Czuć, że Desperacja dała się Panu we znaki. Na miejscu otrzyma Pan nowy ubiór więc prosze się nie martwić, będzie Pan mógł się pozbyć tego "uniformu". Na miejscu czeka na Pana Pan Marcus, którego zapewne miał Pan już przyjemność poznać. Co Pana sprowadza do M3, jeśli można wiedzieć? - Zapytał wyjątkowo grzecznie młody Łowca w wojskowym ubiorze. Czuł się równie podekscytowany co poprzedni.
~~~~
Po kilku minutach byli już pod wejściem.
- Miło mi Pana było poznać. Miłego pobytu w Asylum. - Typowo japoński ukłon i otworzenie żelaznych drzwi 14-znakowym kodem zakończyło ich znajomość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 15:01  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Został pochwycony za bark przez jakiegoś nieznajomego gościa, prawdopodobnie bliskiego znajomka tego faceta z pubu. Usłyszał również cichy klik odbezpieczanego pistoletu. A więc to koniec, pomyślał mężczyzna, zamykając oczy. Jednak po bardzo krótkiej chwili usłyszał głos, mówiący, żeby Hiroya poszedł za nim, że nikt ich nie widzi i że nie musi już udawać - brzydko mówiąc - penera z rynsztoku gdzieś pod mostem. Trochę pochlebiało to Hachimoto, który od kilku miesięcy był bez domu, ale jednocześnie jeszcze bardziej uświadomiło mu, w jak gównianej sytuacji się znajduje. Bardzo gównianej. Jest prowadzony prze randomowego gościa w ciemnej ulicy do jakiegoś innego miejsca. To źle wyglądało.
Gdy ujrzał niewielką studzienkę, jego prawa brew leciutko drgnęła. Podrapał się mocno po niegolonym zaroście, po czym wkroczył za nieznajomym do nieznanej mu przestrzeni, będąc mocno zdziwionym, jak w taki prosty sposób można dobrze zamaskować miejsce, do którego z pewnością nie zamierza się wpuszczać co drugiej osoby z ulicy.
Został przejęty przez kolejnego faceta, który wspomniał, iż "czuć, że desperacja" dała się mu we znaki. To było niegrzeczne z jego strony, ale Hiroya, wciąż delikatnie zdezorientowany całą tą sytuacją, nie mógł go za to winić. W końcu nie mógł wiedzieć, kim w ogóle jest bezdomny.
Mruknął tylko na pytanie młodego Łowcy, po czym, gdy dotarli do bramy, wkroczył do środka, przypominając sobie, że tamten gość z baru to Marcus. Może warto byłoby się zwracać do niego po imieniu?
[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.16 2:47  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Konieczność pozostania w Trójce zawsze w pewien sposób mu ciążyła i wpływała na to, że poziom jego drażliwości wzrastał w zastraszającym tempie – odwrotnie względem tolerancji głupot i marnowania jego czasu. Siedzenie za biurkiem i wypełnianie dokumentacji nigdy nie należało do najbardziej cenionych czynności przez Ilyę Antonowicza Morozova. Było jednak czymś czego nie mógł ignorować na dłuższą metę, a co sam zwykle odkładał na ostatnią chwilę zbyt zajęty pacjentami lub udziałem w misjach wojskowych. Cóż, teraz zamierzał przeciągać ten moment aż do ostateczności. Dlatego tego dnia, korzystając ze swojego carskiego przywileju wyszedł ze swojego gabinetu wcześniej, nie bacząc zbytnio na to, że komukolwiek mogłoby się coś stać pod jego nieobecność. Szczerze powiedziawszy Dr Morozov miał to w głębokim poważaniu, bowiem posiadał swoje własne priorytety, na których czele znajdowała się troska o jego desperacką żonę i nie, nie zajmował się bzdurami organizacji, do której teoretycznie przynależał. Ich problemy nie były jego, bo prawda potrafiła okazać się druzgocąca – dołączył do S.SPEC tylko i wyłącznie ze względu na pewną japońską shlyukhę, która w jego osobistej opinii miała obecnie blaszane dupsko, ach i zbrzydła, rzecz jasna.
Dr zadbał o to, aby jego żółwik imieniem Kido trafił w odpowiednie ręce, by teraz bez żadnych wyrzutów sumienia udać się na wycieczkę krajoznawczą po Trójce. W jego przypadku nie należało to do najczęstszych widoków, bo zasób jego wolnego czasu w zaskakująco szybkim tempie się zwężał czy to przez obowiązki z zakresu profesji wojskowej czy lekarskiej, wychowania swojego podopiecznego czy szukaniu lekarstwa na wirus X na własną rękę, co nierzadko kończyło się wachlarzem skutków ubocznych, w których prymat wiódł pulsujący ból głowy. Ilya Antonowicz Morozov w Trójce znany był przede wszystkim jako wirtuoz swojego fachu i osoba, która nie toleruje smaku porażki, choćby na koniuszku języka. Rosjanin nie popełniał błędów, a w pracy kierował się nie tylko doświadczeniem, ale i intuicją. Sterylność i dbanie o zachowanie wszystkich zasad BHP stały się dla niego świętością, aż trudno byłoby uwierzyć w to, że mogłoby być inaczej…
…a jednak. Dawno temu, kiedy to Russkiy Rayon (ros. rosyjska dzielnica) tętniła doskonale znanym sobie życiem w mieście opatrzonym numerem Sześć i coraz śmiele dążyła do zdobycia władzy. Sam Dr był wówczas młody, w pełni tego słowa znaczeniu. Tyczyło się to zarówno wciąż uczonej przez własnego Deda (ros. dziadka) medycyny, której ten surowy i wymagający człowiek nauczał z niebywałą dokładnością, będąc mistrzem swojej profesji, a oddając swoją wiedzę wraz z życiowym doświadczeniem nowemu pokoleniu w postaci swojego wnuka czy stawiania pierwszych kroków na ścieżce wojskowego ku niezadowoleniu własnej Babushki (ros. babci/babki), która o wiele lepiej przyjęła pokrywające ramiona na początku całkiem nieśmiało tatuaże. Z pełną świadomością lekceważył wówczas noszenie rękawiczek ochronnych, a przecież dzisiaj nie rozstawał się z nitrylowymi rękawiczkami, które czasem tkwiły, ot tak zapchane w przedniej kieszeni spodni. Sam Ilya Antonowicz Morozov sterylność traktował z przymrużeniem oka, choć miał ją oczywiście na uwadze to nie uznawał jej jako wartości naczelnej, która warunkuje podejmowane przez niego kroki. W pierwszej kolejności była pomoc medyczna, a zachowanie zasad BHP szło zaraz za nią. Młody Morozov nie bał się ryzykować własnym zdrowiem dla innych. Co kluczowe nie był wówczas nosicielem, a jego osobowość nie uległa tak trwałym zmianom, by on sam w ostatecznym rozrachunku został kompletnie zdruzgotany i rozbity na cholernie ostre krawędzie. Zanim jednak do tego w ogóle doszło na feralnej misji przewodzonej przez kompletnych matołów, pchających podległym sobie na tereny dotąd niezbadane, co skończyło się masową śmiercią z ataku czających się tam wymordowanych, z której szponów wyrwała się jedynie garstka, sam Ilya spotkał na swojej drodze niezwykle interesującego osobnika. Pierwszego wymordowanego, z którym nie tylko poznał się bliżej, ale i miał możliwość za jego uprzednią zgodą, oczywiście, prowadzić badania. Niestety był jeszcze młody i nie wierzył zbytnio w to, że będzie tym, który dokona przełomu w badaniach nad wirusem X, choć niewątpliwie możliwość badania tego była nie tylko pouczająca, ale i ciekawa dla młodego lekarza. Możliwość obserwacji tak wyjątkowej mutacji w genotypie była sama w sobie fascynująca, bo nie widział jednego zwierzęcia tkwiącego na tej specjalnej „palecie”, a aż trzech. Jak się okazało w późniejszym czasie stanowiły one również coś więcej, a mianowicie sposób na spędzanie czasu z jasnowłosym mężczyzną, który wizualnie zdawał się być jego rówieśnikiem, co jednak leżało bardzo daleko od prawdy. Trudno jasno wskazać jedną najważniejszą kwestię, która fascynowała Morozova w tymże osobniku, ale im dłużej trwała ta znajomość, tym trudniej było to wyodrębnić. Niełatwo też określić, kiedy ten uroczy kretyn zasłużył sobie na miano miłostki młodego Ilyi…
Przemierzając wąskie uliczki na południu Trójki, oczyszczając swój umysł i ciesząc się tym chwilowym spokojem nie spodziewał się ujrzeć tego uroczego, gadziego pyszczka. Szczególnie ze względu na to, że przepadł, kiedy to Ilya wyruszył na misję, która odmieniła go całkowicie. Cóż, powrót do Szóstki też zajął jakiś czas, włącznie z oszukaniem wszystkich. M-6 to w końcu nie M-3. Nie ma tam co liczyć na tak doskonale rozwiniętą technologię, ale dzięki wzajemnej współpracy miast odrodzonych na gruzach apokaliptycznego świata samoistnie nastąpi pewna poprawa. Sam Morozov ma w tym już tak dostateczną wprawę, by wykorzystać to na niekorzyść S.SPEC, ale jak się z czasem okazało, bo wypada jednak zaznaczyć, że jedyna słuszna połówka Rosjanina nie miała i nie ma po dziś dzień pojęcia o tym, że jest on nosicielem, to zdobywanie zaufania w organizacji okazało się znacznie trudniejsze niż drobne zmiany w badaniach krwi. Mimo wszystko stopniowe odnajdywanie się w Trójce i uczenie obcego języka zawdzięcza temu samemu kretynowi, z którym po dziś dzień, mimo odległości jest niezaprzeczalnie związany. Mimo przeciwności w postaci carskiego focha, urazy majestatu i dumy. Morozov jednak nie przewidział w tym układzie jednego, że jego droga przetnie się z jego dawną miłostką Illim.
Oczywiście, że prawie od razu rozpoznał ten krok. W tych parszywych uliczkach nie musiały być tłumy, choć możliwe, że wtedy również, by to wyłapał. Twarz wydała się dziwnie znajoma, nawet jeśli włosy były o wiele ciemniejsze – nie miał żadnych wątpliwości co do tego kto znajduje się całkiem blisko, a sam Morozov jakby wiedziony bardziej instynktem, bo sam nie przyznałby się, że to coś w rodzaju jakiegoś dawno skamieniałego sentymentu, ależ skąd!, skierował się jego śladem, skręcając w jedną z uliczek. Wyciągnął prawą rękę, by złapać tego wężowatego jegomościa za bluzę i pociągnął go do tyłu. Nie, nie mylił się. W kącikach ust Morozova pojawił się typowy dla niego nieco cwaniacki uśmieszek, który w gruncie rzeczy pozostał mu w bardziej ironicznej wersji niż przed zostaniem nosicielem. Zgarnięcie Illiego bliżej ściany, a tym samym przyparcie go ramieniem i znalezienie się w bardzo bliskiej odległości w jednej z wąskich uliczek nie było żadnym wielkim dokonaniem.
Illija, ty shlyukho, co ty tu w ogóle robisz? — mruknął, jakby z wyrzutem, Morozov, przechodząc prawie automatycznie na angielski, choć ze słyszalnym rosyjskim akcentowaniem słów. Rosjanin przyglądał mu się z niemałą uwagą, mrużąc nieco oczy, które w jednej z uliczek, w których światło nie przedzierało się tak ławo, jego intensywnie niebieskie tęczówki wydawały się o wiele ciemniejsze niż w rzeczywistości. W końcu żaden z nich nie widział się od dobrych paru lat, nie mówiąc o tym, aby któryś z nich wierzył w cuda i możliwość trafienia na siebie w Trójce. — Zresztą kogo to do cholery obchodzi. Yebat' to. Lepiej mów gdzie się podziewałeś przez ten cały czas, słoneczko, i nie zapomnij dodać dlaczego wyglądasz tak mizernie? — Morozov, nie czekając zbytnio na odpowiedź Illiji, zarzucił go najważniejszymi kwestiami od razu, bez zbędnego owijania w bawełnę, oczekując rzecz jasna, klarownych odpowiedzi. Dr nie zamierzał się bowiem powtarzać. Gdzieś między wypowiedzianymi przez niego słowami wybrzmiewała troska, ale i samo zainteresowanie osobą tego konkretnego debila. Kto wie w jakim momencie ta jego słabość mogłaby się objawić, choć sam Morozov miał nadzieję, że czas zatarł to dostatecznie, by obecność wymordowanego nie robiła na nim większego wrażenia. — Illi, coś ty w ogóle zrobił z tym kolorem włosów? — dodał jeszcze, jakby nie dowierzał temu co właśnie widzi. Przyzwyczaił się do jasnych włosów, owszem, i dotąd nie potrafiłby wyobrazić sobie swojej byłej miłostki inaczej, więc zapewne jakiś bliżej nieokreślony czas rosyjskiemu lekarzowi wojskowemu zajmie przywyknięcie do tej diametralnej zmiany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.16 18:43  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Pojawienie się w M-3 nigdy nie było prostym zadaniem w jego przypadku ani żadnego innego Wymordowanego. Wyjątkowo uważnie pilnowane granice miasta stanowiły nie lada wyzwanie, a mundurowi kręcący się po ulicach, skutecznie odstraszali większość istnień noszących w organizmach wirus X. Nikt nie chciał w końcu trafić w ich ręce, stąd też nie duża grupa o której wiedział Illija, wchodziła do miasta. Osobiście był wśród tych, którzy najchętniej trzymali się z daleka od zwykłych ludzi, węsząc zawsze kłopoty w ich towarzystwie. Nabyta przez lata ostrożność, czasami była jednak przyćmiewana przez potrzebę zjawienia się w tym, a nie innym miejscu. Tak było i tym razem, gdy wstając rano, nałożył kurtkę i zabrał najpotrzebniejsze rzeczy, zważając przy tym aby nie obciążyć się za bardzo. Później wyszedł bez słowa rzuconego w kierunku śpiącego jeszcze, swego wiecznego kłopotu w postaci biomecha. Był pewny, że w którymś momencie dzisiejszej wycieczki w samo serce społeczności, natrafi na kłopoty zmuszające go do ucieczki i potrzebował wtedy głównie szybkości, a mniej samej broni. Pokonując największą z przeszkód, wdarł się na ciemne uliczki M-3, unikając tych jaśniejszych i bardziej uczęszczanych. Znał dobrze plan najbliższej okolicy, który pamiętał z poprzednich wejść oraz niedawno uzupełnił wiedzę, a wszystko po to aby nie zostać zaskoczonym. Jego ufność wobec innych ras niż Wymordowani, była wyjątkowo ograniczona i najzwyczajniej w świecie nie polegał nawet na starych znajomościach, jakie na przestrzeni lat zawarł. W trudnej sytuacji obecnych czasów, lepiej było trzymać każdego na dystans i takiej zasady trzymał się uparcie Illija. Mimo, krótkiego epizodu, gdy mógł zostać nazwany królikiem doświadczalnym, nie planował dalej pchać się w to, więc widząc kogokolwiek w pobliżu, skręcał od razu w inną uliczkę. Tamten krótki incydent, był jego prywatną sprawą, mimo że pozwalał na to aby młody Rosjanin, sprawdzał i notował zmiany jakie następowały w organizmie, którego genotyp  zmutował z trzema zwierzętami tak różnymi od siebie.  Miał w tym wszystkim własne korzyści, których nie zdradził nikomu; również lubił obserwować tego młodego i ambitnego mężczyznę. Chociaż nigdy nie przyznał tego na głos to Rusek przypominał mu jego samego... ta sama ambicja oraz lekkość z jakim pochodził do życia, a tym samym wracały wspomnienia sprzed zarażenia i zostania Opętanym. Nie były to miłe wspominki, a bardziej ponowne uświadomienie sobie jak nisko upadł oraz kto był za to odpowiedzialny. Cavendish nigdy nie wybaczył tamtej dziewczynie na widok, której z początku dominowały w nim tylko pozytywne emocje, lecz po zarażeniu, pragnął tylko jej śmierci. Nigdy nie miał niestety okazji, ziścić owego pragnienia, gdyż dziewczyna znikła z jego życia i nigdy więcej ich drogi się nie skrzyżowały. Podzieliła los wielu istnień na przestrzeni ponad sześciuset lat... zniknęła z jego życia oraz zacierała się we wspomnieniach.
Pokonując kolejną uliczkę, zaczął robić się nerwowy, gdy na około słyszał coraz więcej dźwięków świadczących o obecności ludzi. Miał wrażenie, że wypada z wprawy i robi się mało odporny na stres jaki teraz bez wątpienia mu towarzyszył. Aż dziwnym to było, zwłaszcza gdy prawie codziennie pewien osobnik wkurwiał go lub robił coś co budziło w Illim niepokój. Skupiony na dźwiękach dalszych, nie usłyszał kroków za sobą. Dopiero ostatni krok jaki wystarczył do zbliżenia się nadto, dotarł do uszu Wymordowanego i sprawił, że miał wrażenie, iż wszystko zwolniło na tą chwilę. Zdążył jedynie obejrzeć się przez ramię, ale błysnęły mu jedynie blond włosy i zapadające w pamięć kurewsko niebieskie oczy. Te ślepia zwłaszcza włączyły mu ostrzegawczą lampkę w głowie, bo z tak intensywnym odcieniem spotkał się tylko raz. Szarpnięty do tyłu, poddał się wyjątkowo lekko, gdy nie zdążył napiąć mięśni i zaprzeć się. Uderzył plecami o ścianę na co sapnął cicho, niezadowolony z tego jak łatwo wylądował w kiepskiej sytuacji.
Zmrużył szare i potwornie beznamiętne oczy w mężczyznę, który odważył się zajść go w taki sposób, a teraz jeszcze nazwać  shlyukhą, co tym bardziej nie przypadło mu do gustu.
- Co tu robię? Czuję się napastowany – burknął. Podświadomie wiedział z kim ma do czynienia, jednak świadomość musiała nadążyć nad tym oczywistym faktem, zwłaszcza, że gdy sam się nie zmienił, tak jego ruski kolega trochę się postarzał. Jednak to trochę nie pasowało w tej chwili, Rosjanin powinien być sporo po trzydziestce, a na to nie wyglądał. Poruszył się odrobinę niespokojnie, gdy nadal był przyciskany do ściany. Złapał Morozova za przedramię i odsunął go znacząco od siebie, by nabrać trochę dystansu. Po części mu się to udało, lecz odległość zwiększyła się tylko o parę centymetrów. Mimowolnie wykrzywił wargi w uśmiechu, gdy Rosjanin wydał się zainteresowany jego mizernym stanem. Kolejny troskliwy się znalazł, ale Illija już do tego przywykł, bo nie był to pierwszy przypadek i ciemnowłosy zdawał sobie sprawę z faktu, że nie wygląda świetnie. Brakowało mu trochę tkanki mięśniowej, którą powinien prowadząc tak aktywny tryb życia, jednak kiepskie odżywianie i zmęczenie organizmu robiły swoje.
- Durne pytanie, logiczne w końcu, że podziewałem się na Desperacji, nigdzie indziej nie jestem mile widziany, mój drogi Rosjaninie – odparł po prostu, uspokajając się jak na razie. Nic nie zapowiadało wahań nastroju, więc w sumie można było liczyć na spokojną rozmowę.- Widzisz, nie każdy ma takiego farta jak Ty i co dziennie może liczyć na żarcie, stąd też mizerny wygląd – prychnął, swego czasu miał żal do zwykłych ludzi, że Ich tępili jak zwierzynę czy odcinali dostęp do podstawowych rzeczy, a sami żyli tak jak zawsze, chowając się w klatkach jakimi można było nazwać miasta.- Jak to możliwe, że czas zostawił na tobie tak mały ślad? Nie postarzałeś się jak na człowieka przystało – mruknął, gdy w końcu nurtująca go kwestia, stała się zbyt nieznośna i chciał już wiedzieć co się tu kurna dzieje. Poza tym olał pytanie na temat włosów, wolał nie myśleć o tym, że jego ciało mutowało i zmieniało się na stałe... że nadal się to działo i mogło skończyć dla niego naprawdę źle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.16 20:28  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Puk, puk! Nadchodzi MG.
W trakcie rozmowy do obu panów zaczęły dobiegać odgłosy ludzkiej mowy gdzieś zza zakrętu. Nie dało się jeszcze rozróżnić słów, ale wystarczyła chwila przerwy pomiędzy dialogami, żeby obecność osób trzecich gdzieś w pobliżu stała się oczywista. Nieznajomi najwyraźniej szli drogą prostopadłą do miejsca waszego położenia i z każdą chwilą byli coraz bliżej. W końcu dwie sylwetki pojawiły się przy złączeniu dróg, gdzie światło latarni pozwalało bez problemu je dostrzec.
- ...letnie cię nie rozumiem, Yui. Sprawdzasz każdego, jakby to miało magicznie zlikwidować wszystkie niebezpieczeństwa - odezwał się odziany w mundur mężczyzna, zatrzymując się pośrodku chodnika i spoglądając na swoją towarzyszkę.
- Jestem po prostu odpowiedzialna. W przeciwieństwie do ciebie, leniwa klucho. - Kobiecy głos, choć zawierał nutkę rozbawienia, przede wszystkim wybrzmiewał wyrzutem. Nieco niższa od wojskowego istota zwolniła, ale nie zatrzymała się. Wykonała obrót na pięcie i zagrodziła drogę swojemu rozmówcy.
- Robota to robota. Mógłbyś wreszcie zabrać się za nią porządnie - warknęła, a następnie przeniosła spojrzenie na ukrytych w cieniu alejki mężczyzn. Zignorowała zbolałą minę kompana i ruszyła w ich kierunku; trudno było dostrzec szczegóły, ale z pewnością była umundurowana i uzbrojona, podobnie jak i jej towarzysz, który po krótkim westchnięciu przytruchtał w dyrdy za dziewczyną.
Najwyraźniej trafiliście na patrol, panowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.16 1:25  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Nie da się zaprzeczyć, że Dr Morozov zupełnie inaczej zapamiętał stojącego w niewielkiej odległości od niego wymordowanego, jeśli o aparycję chodzi, a dokładniej o kolor włosów. Ciemna czupryna w żaden sposób nie pokrywała się z mglistym, bądź co bądź, obrazem Illiji uwiecznionym gdzieś we wspomnieniach Rosjanina. Nie umknął mu oczywiście fakt, że ten uroczy na swój sposób debil puścił jego pytanie dotyczące tej kwestii mimo uszu.
Napastowany? — powtórzył z wyraźnym rozbawieniem Morozov, tak jakby jego była miłostka właśnie podsunęła mu pod nos mały żarcik sytuacyjny. Kąciki ust Rosjanina momentalnie uniosły się ku górze w zalążku cwaniackiego uśmieszku, tak bardzo typowego dla niego. Był jednak pozostałością swojej pierwotnej wersji jeszcze zanim Rosjanin oficjalnie został nosicielem. — Gdybyś miał tak naprawdę poczuć się napastowany w pełni tego słowa znaczeniu, Illi, to wierz mi na słowo – zadbałbym o to w najmniejszych detalach. — dodał niedługo potem z krótkim śmiechem, wpatrując się w te jego pozornie beznamiętne, szare oczy. Jednakże samo zdrobnienie, które wkradło się może bardziej mimowolnie gdzieś między słowami Ilyi, zachowało w sobie wyczuwalną wiązkę pozytywnych emocji.
Zapewne gdyby Morozov nie zaliczał się do nosicieli wirusa X i to w dodatku do tych z całkiem wysokim jego stężeniem we krwi, to nie potrafiłby zrozumieć awersji do mieszkańców Trójki, jak i samego miasta pod kopułą. Dr znał doskonale zasady panujące w M-3 i wbrew wszelkim pozorom nie był oddanym żołnierzem organizacji, do której przynależał od kilkunastu lat ze względu na pewnego Japończyka, którego urok osobisty już dawno w desperackim słońcu zdążył wyparować, bo w żadnym razie Morozov nie mógł być w odpowiedzialny za jego złe nawyki. Ależ skąd!
Lekarz wojskowy S.SPEC nie prezentował się w tej chwili tak, jakby poczuł się odpowiedzią Illiji w jakikolwiek sposób usatysfakcjonowany. Jak można było się domyślić ciekawość Rosjanina nie została należycie zaspokojona, w efekcie czego zmrużył jedynie oczy, przyglądając się temu wyjątkowemu wymordowanemu o genotypie aż trzech różnych zwierząt, którym niegdyś przyglądał się bliżej, o wiele bardziej przenikliwie niż dotychczas.
Słoneczko, chyba domyślasz się, że nie chodziło mi o czas obecny i do kilkunastu lat wstecz powiązanego w jakikolwiek sposób z Trójką. — machnął lekceważąco lewą ręką Morozov, sygnalizując jasno, że etap Desperacji nieszczególnie go interesuje, choć zapewne powinien… Nawet jeśli Dr nie uściślił dokładniej zadanego  wcześniej pytania, które nakierowałoby wymordowanego na kwestię, która najbardziej go interesowała i tycząca się bezpośrednio nagłego zniknięcia przypartego do ściany jegomościa. W tym przypadku termin „nagły” nie był jednak w żaden sposób adekwatny do ówczesnej sytuacji, bo i sam Ilya nie posiadał w tym zakresie żadnych konkretnych informacji. Nic w tym dziwnego – w końcu po wyruszeniu na misję pod przewodnictwem dwóch idiotów z M-6, którzy przekonani o własnej wyższości, poprowadzili oddział w dwóch szykach przez nieznane nikomu tereny wprost na pewną śmierć, przypieczętowali ostateczny los wielu młodych żołnierzy. Ocalała bowiem tylko garstka, a wśród nich dwóch lekarzy wojskowych, w których niestety, bądź stety, znalazł się Ilya Antonowicz Morozov. Szóstka jako miasto powoli stawiające kroki w rozwoju, na tle pozostałych rosnących na ruinach swoich poprzedniczek w postaci nowych miast-państw, cierpiało na wyjątkowy deficyt specjalistycznych profesji. Wykwalifikowana kadra pozostawała uzależniona od predyspozycji, czasu i wieku osób, które byłyby przekazać swoją wiedzę i doświadczenie komuś innemu. Oszukiwanie innych i zakłamanie wyników badań stało się wówczas priorytetem dla Morozova i jego medycznego wspólnika w tym przedsięwzięciu, ale mistyfikacja nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego przez pełne uzależnienie od swojej wiedzy i umiejętności. — Ale bardzo chętnie przejdę do rzeczy i powiem o co mi… — W tym momencie Rosjanin urwał swoją wypowiedź, kiedy nareszcie dobiegły go dźwięki kroków i toczonej rozmowy, która wydawała się zbliżać ku nim, choć trudno było ocenić kim byli zbliżający się. Zbytni ruch w kategorii ludzkiego czynnika w wąskich uliczkach nie był czymś często spotykanym, a nawet jeśli to nie na dużą skalę. Wypadało również zaznaczyć, że one nie cieszyły się zbyt dobrą sławą, szczególnie wśród żołnierzy i kojarzyły się na ogół z ciemnymi interesami. Jeśli zatem byli to zwykli przechodnie to zapewne nie będą wciskali nosa w nieswoje sprawy i w związku z tym pójdą naprzód. Jeśli zaś niefortunnie miało się tutaj nawinąć coś zupełnie innego to wypadałoby to dobrze rozegrać.
Wszystko było odtąd mierzone poprzez szczęście i zaufanie, które mogliby wywołać w razie zagrożenia. Nigdy nie było pewnym na kogo mogą trafić. Nic więc dziwnego, że szybkim ruchem strącił rękę Illiego, który wcześniej zdążył zyskać trochę wolnej przestrzeni względem Rosjanina, teraz musiał się z nią tymczasowo pożegnać, kiedy to następnie Ilya Antonowicz Morozov pokonał dzielącą ich odległość...
Bardzo chętnie ci o tym opowiem, słoneczko, ale nie pogardzę bardziej sprzyjającym ku temu warunkom. Zachowuj się spokojnie i nie rób głupich rzeczy. — mruknął wprost do ucha Illiji, przesyconym do granic możliwości angielskim z akcentowaniem rosyjskim. Sam przy okazji oparł się prawą ręką o chłodną ścianę tuż obok swojego towarzysza, lewą zaś na powrót umieścił na ramieniu swojej byłej miłostki i tym samym przytwierdzając ją do twardej powierzchni. Trochę zabawne, że teraz role mogłyby się między nimi odwrócić na szalę władczego Rosjanina.
Morozov odsunął się od Illiego powoli, kiedy kroki bezpośrednio skierowały się w ich stronę, zdążył nawet skrzyżować spojrzenie z wymordowanym, by chwilę później zatrzymać je na umundurowanej kobiecie. Lekarz wojskowy S.SPEC uśmiechnął się lekko, a to zwiastowało tylko to, że zamierza wykorzystać urok osobisty, którego doświadczyć mogła niewielka liczba ludzkości.
Dzień dobry. Ilya Antonowicz Morozov, lekarz wojskowy S.SPEC. — przywitał się ciepłym tonem Rosjanin i choć potrafił mówić czystą japończyzną, to nie podarował charakterystycznego akcentowania jak w jego ojczystym języku. Zdążył na przestrzeni czasu już do tego przyzwyczaić każdego kto miał z nim jakąkolwiek styczność. Odsunął się tym samym nieco od Illiji. — Przyznaję, że nakryła mnie pani na gorącym uczynku. Imponujący zbieg okoliczności, gdyż całkiem niedawno czmychnąłem ze swojego gabinetu w siedzibie, uciekając od papierkowej roboty, kierowany, ugh, osobistymi pobudkami. Czyżby w tej sprawie pojawiło  się stosowne zgłoszenie? — utkwił uważne spojrzenie w kobiecie, marszcząc nieco brwi. Na twarzy lekarza wojskowego wymalowało się zmieszanie, jakby został właśnie nakryty na czymś wyjątkowo niestosownym. — Jeśli tak to nie będę ukrywał, że wolałbym, aby to moje nieoficjalne spotkanie… — urwał na moment, sięgając do kieszeni po złotą obrączkę, z którą się nigdy nie rozstawał, by zademonstrować ją, jakby to mówiło samo za siebie. Miejsce to było bowiem idealne na nieoficjalne schadzki, szczególnie na tle romantycznym. — …z kochankiem w godzinach pracy nie wyszło na jaw, a już tym bardziej nie dobiegło do uszu mojej żony. Byłaby okropne zazdrosna, a z dwojga złego wolę mieć problemy u przełożonych niż u niej. — dodał umyślnie, ściszając głos i rzucając przy okazji znaczące spojrzenie swojej rozmówczyni. Jak mu się wydawało to ona przewodziła ich wspólnej misji niesionej ku bezpieczeństwu społecznemu i póki co wydawała się o wiele bardziej zorganizowaną, a tym samym oddaną swoim zadaniom osobą niż jej partner.


________________
English | 日本の
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 2:47  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Coś ciężkiego do określenia zabłysło w szarych oczach Wymordowanego, gdy Morozov podchwycił tę lekką zaczepkę czy też żart, chociaż w głosie Illi nie było nawet cienia rozbawienia, gdy zarzucał mu napastowanie. Widząc jego uśmieszek, mimowolnie zareagował na to i uśmiechnął się dość oszczędnie. Ponownie zmrużył ślepia, ale teraz nie był nawet w stanie ukryć, że ta sytuacja go bawi w jakimś stopniu. Wahania nastroju, jakie miał ciemnowłosy też robiły swoje i nadążyć za jego nastrojem było ciężko.- Macałbyś Wymordowanego w ciemnej uliczce? - parsknął, ale wydawał się bardziej rozluźniony.- Stoczyłeś się, Morozov. Szkoda, bo sądziłem, że coś pożytecznego dla świata z ciebie wyrośnie, a zamiast tego pewnie często napastujesz niewinnych ludzi w ciemnych zaułkach – prychnął, udając przez moment rozczarowanie swoim starym znajomym. Z każdą mijającą chwilą, gdzieś w głowie chłopaka zaczynała powoli zapalać się czerwona lampka by uważał co robi i co mówi, bo w sumie nie wiedział czym teraz zajmuje się Rosjanin, więc do końca swobodnie nie powinien czuć się w jego towarzystwie. Starał się jak na razie ignorować całkiem to instynktowne zaniepokojenie kimś, kogo w sumie obecnie nie znał.
Czy był świadom, że nie usatysfakcjonował swoją odpowiedzą lekarza? Być może, ale nawet jeśli to nie zamierzał obecnie wdawać się w zbędne szczegóły tyczące się jego zniknięcia wiele lat temu. Wtedy miał więcej niż jeden powód by bez zostawiania po sobie informacji, zniknąć z M-6 i już nigdy tam nie wracać. Patrząc na lata, jakie przeżył, musiał przyznać, że jego życie było dość burzliwe i wszystko, co stabilne znikało prędzej czy później. Powinien do tego przywyknąć, przestać przywiązywać się do ludzi, którzy na dłuższą metę nic nie znaczyli dla niego... lecz dotarło to do niego, dopiero niedawno. Dlatego teraz żyjąc w otoczeniu prywatnego oprawcy, którego sam sobie ściągnął na głowę, wiedział, chociaż ucząc się na błędach, aby nie przywiązywać się do niego.
- Domyślam się, mój drogi – odparł po dłuższej chwili milczenia. Zakładał już co usłyszy, gdy Morozov skonkretyzuje poprzednie pytanie, ale chyba nie bardzo palił się do prowadzenia rozmowy o tym, co było i czemu ich drogi rozeszły się bez uprzedzenia. Czekał aż padnie dokładniejsze pytanie, lecz nie doczekał się. Odwrócił głowę w kierunku skąd dobiegały kroki oraz głosy dwóch osób, kobiety i mężczyzny. Illi mimowolnie spiął się odrobinę, czując kłopoty w powietrzu. Jeśli to wojskowi to miał przerąbane i musiał się ich pozbyć, jeśli chciał ujść cało z miasta. Nieświadomie wręcz zacisnął palce na przedramieniu Rosjanina, potrzebował teraz jego pomocy i to bardziej, niż mu się to osobiście podobało. Kiedy został odtrącony, spojrzał ponuro na mężczyznę, ale widząc zaraz co ten robi, uspokoił się ponownie. Chwilowa panika, że ten wyda go, znikła zastąpiona ponownie tym samym nienaturalnym spokojem.- Okej, nie jestem idiotą, nie musisz mi mówić jak się zachowywać – odszepnął, reagując neutralnie na większą bliskość Ruska niż dotąd.- Fajnie brzmisz, mówiąc po angielsku z tym swoim rosyjskim akcentem – mruknął nagle, powtarzając się, bo gdy Ilya był młody, nie raz słyszał od Wymordowanego, że lubi jego akcent. Przekrzywił odrobinę głowę, czując władczy chwyt na ramieniu. Chociaż przywykł do stanowczych gestów skierowanych do niego, połączonych też ze świadomością, iż sprzeciw nie jest mile widziany, to mimo tego o takie zachowania swego towarzysza nie podejrzewał.
Kiedy nieproszeni goście, dotarli w końcu do nich i Morozov zaczął mówić... Illija przysłuchiwał się jedynie. Widok obrączki zaciekawił ciemnowłosego, ale słysząc o spotkaniu z kochankiem, zwrócił ponownie uwagę na rozmowę. Był świetnym aktorem, umiał kłamać, zmyślać i manipulować otoczeniem... dlatego wiedząc, że lepiej się nie odzywać, spuścił jedynie wzrok, wyglądając na skrępowanego tym przyłapaniem. Pod tym względem wolał zaufać doktorowi, niech wyciągnie teraz już ich obu z kłopotów, bo spotykanie się z Wymordowanym w bocznych uliczkach to pewnie coś, za co oberwałoby się lekarzowi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 23:04  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
-Witam panów - zaćwierkała dziewoja, u której pomimo bardzo uprzejmego tonu dało się wyczuć, że nie traci czasu na czcze pogaduszki i żarciki. Jej wyraz twarzy ani na chwilę nie zmienił się podczas wytłumaczeń Morozova, jak gdyby wszelakie pobudki nie interesowały jej zupełnie. Zresztą widać było od razu, że bez względu na okoliczności wykona swoja robotę od początku do końca.
- O żadnym zgłoszeniu mi nie wiadomo, proszę pana. Przeprowadzamy z kolegą rutynowy patrol ulic, toteż prosiłabym panów o okazanie przepustek i będziemy mogli ruszyć dalej - zakomunikowała pewnie niczym automat i uśmiechając się wciąż niczym recepcjonistka w pięciogwiazdkowym hotelu. Jej towarzysz wywrócił wymownie oczami, ale nie wtrącił się i nawet nie wydał z siebie dźwięku. Dla niego nie było już nadziei na wczesny powrót do domu, a więc pozostała akceptacja. Ze swoją koleżanką po fachu nie miał szans na zwycięstwo.
- Małżonka rzecz jasna o niczym się od nas nie dowie - zapewniła jeszcze kobieta, lekko zniecierpliwiona. Spojrzenie ciemnych oczu wwierciła prosto w rozmawiającego z nią lekarza, jakby próbowała przeskanować jego intencje na wskroś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.16 3:23  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
To, że Morozov nie puści tej uwagi mimo uszu, byłoby oczywiste dla kogoś kto miał z nim styczność przede wszystkim po tym jak oficjalnie został nosicielem wirusa X. Niekoniecznie zaliczał się do szczęśliwych posiadaczy, bo wysokie stężenie tej parszywej shlyukhy nie było niczym co przynosiłoby mu jakąkolwiek – choćby szczątkową – radość. Fakty jednak miały się tak, że Illija nie poznał jeszcze Ilyi Antonowicza Morozova w obecnej wersji. Trudno było bowiem ocenić czy już zdał sobie z tego sprawę, ale niewątpliwie dawny podział ról przeszedłby do lamusa. Słysząc tylko słowa Wymordowanego kąciki ust Rosjanina stopniowo unosiły się ku górze, sprawiając tym samym, że charakterystyczny dla niego cwaniacki uśmieszek wydawał się o wiele bardziej mimowolny, niż wcześniej. Chwilę potem przewrócił również oczami, których intensywnie niebieski odcień w uliczce wydawał się o wiele ciemniejszy niż powinien.
Poprawka, słoneczko, jeśli już, to macałbym tylko ciebie w tej ciemnej uliczce, a śmiem wątpić, że jesteś aż tak niewinny, Illi… — odparł zupełnie niewzruszony tymi oskarżeniami Rosjanin, mówiąc takim tonem, jakby wyprowadzał Illiję z błędu, którego sam mógł z łatwością uniknąć. Jeśli coś pozostawało oczywistą oczywistością to fakt, że Rosjanin ma do tego rasowego znikacza pewną uzasadnioną słabość i sentyment. Car nie wiedział jednak, że w nadchodzącej przyszłości kompletnie się to zmieni. W iście rzadkich przypadkach Ilyę Antonowicza Morozova łączyło coś więcej z innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego, co kwalifikowało się na coś bardziej zażyłego. Nie zawsze był bowiem skłonnym do współpracy osobnikiem, którego uwagę można było zatrzymać na dłużej. Nic w tym dziwnego, jeśli dotychczas nie posiadał stanu wolnego, który mógłby wykorzystywać wedle własnego uznania, na co zresztą nie zamierzał w żaden sposób narzekać. Ze swojego długoletniego związku z pewnym gremlinem (czyt. żoną) z wyjątkowo skomplikowaną instrukcją – bez cienia wątpliwości mógł stwierdzić, że czerpał z niego wszystko co najlepsze, choć niewątpliwie ów osobnik działał mu na nerwy czy pobudzał zazdrość jak nikt inny. Jednakże same początki tej znajomości wcale nie zwiastowały, że zakończy się to związkiem w pełni tego słowa znaczeniu, w którego część składową wejdą głębokie uczucia, bezgraniczne zaufanie czy pragnienie bliskości. Szybciej można, by pomyśleć, że się pozabijają i wydawałoby się to o wiele logiczniejsze.
Nie szkodzi… W tej chwili Illija mógł nie być zbyt skłonny do wyjaśnień, ale musiał mieć na uwadze, że pamiętliwy i bez wątpienia mściwy Morozov powróci do tematu, na który nie uzyskał satysfakcjonującej, a także w pełni wartościowej odpowiedzi. Niestety – zważywszy na okoliczności – nie była to odpowiednia pora na zadawanie sobie wzajemnych pytań po tylu latach. Musieli pozbyć się kłopotów, aby móc swobodnie wrócić do rozmowy. Ilya przypuszczał jednak, że pytanie o jego wygląd padnie wcześniej czy później – Illija nie był głupi, a takich oznak na pewno nie mógł nie zauważyć. Samo Domyślam się – mówiło znacznie więcej, a przecież nie udzielił mu odpowiedzi dlaczego wcale się nie postarzył zbytnio. Owszem, można było to podłączyć pod efekt zbilansowanej diety, aktywność fizyczną i doskonale zdrowie (z wykluczeniem wirusa, oczywiście), choć Rosjanin zdawał sobie sprawę, że był w Trójce tak długo, że kiedyś ludzie zaczną zachodzić w głowę co jest konkretnie na rzeczy.
Pamiętam, że wyjątkowo podoba ci się mój rosyjski akcent w języku angielskim, Illi. Tylko nie rób do mnie maślanych oczu, słoneczko, to niezbyt odpowiednia pora, aby przyznawać się do tego, że działa to na ciebie pobudzająco. Nie powinieneś mnie rozpraszać takimi głupotami — mruknął z rozbawieniem otulającym poszczególne słowa, puszczając mu perskie oczko. Odkąd tylko rozpoczęła się ich znajomość nie zamienili ani jednego słowa w języku rosyjskim… chyba że to Illija wyłapał jakieś przekleństwo i dopasował je z tonem Rosjanina, żeby instynktownie mu odpowiedzieć. Sam władczy uścisk na ramieniu Wymordowanego był jedynie przedsmakiem tego jak w rzeczywistości dominującą jednostką okazywał się Car.
Po odstawionej szopce w iście teatralny sposób nie można byłoby mu zarzucić jakiejkolwiek sztuczności. Nie paplał bowiem bez sensu, a sprytnie przeplatał prawdę z fikcją, częściej skłaniając się do tej pierwszej, aby brzmiało to jak najbardziej wiarygodnie. Jeśli zdecydowaliby się na skontaktowanie z szefem Ilyi Antonowicza Morozova to w rzeczy samej – okazałoby się, że w godzinach, w których powinien grzecznie i z dokładnością wypełniać należytą dokumentację w swoim gabinecie, szwęda się po Trójce. Motyw z żoną i obrączką również został wykorzystany nie bez przyczyny. Morozov posiadał również pewnego asa w rękawie, którego zamierzał wykorzystać, a którego dostarczył mu zbiegiem okoliczności jego podopieczny, który spiesząc się zapomniał nie tylko o zjedzeniu pożywnego śniadania… Na dźwięk słów młodej kobiety Morozov pokiwał początkowo głową, by następnie westchnął ciężko. Rosjanin przejechał ręką po twarzy i wydawać, by się mogło, że ma się teraz do czynienia z osobą, która doznała jakiejś ledwie częściowej ulgi.
Szlag, by to… Widzisz, przez ciebie niepotrzebnie się wsypałem, będziesz mi to musiał odpłacić, a mówiąc odpłacić mam na myśli łóżko, zrozumiano? — choć ton jego głosu był śmiertelnie poważny to nie mówił tego na serio – nie planował otrzymać zapłaty za uratowanie tyłka Illiji. Ponadto lekarz wojskowy S.SPEC pierwszy raz zwrócił się po japońsku do Illiego, który doskonale odgrywał rolę nakrytego na gorącym uczynku zażenowanego kochanka. Nie można było spodziewać się czegoś innego, aniżeli typowego dla Rosjanina rodzimego, rosyjskiego akcentowania słów. Następnie Ilya ujął w palce podbródek Wymordowanego, unosząc go nieco ku górze, tak jakby musieli nawiązać ze sobą koniecznie kontakt wzrokowy, choć sam wojskowy S.SPEC miał coś zupełnie innego w planach, gdyż niedługo potem zdecydował się pocałować go. Dla lepszego efektu tego przedstawienia, rzecz jasna. Nie wypadałoby zatem doszukiwać się w tym niczego ponad to.
Morozov z premedytacją postanowił zignorować początkową prośbę młodej dziewoi, jednak nie kazał jej zbyt długo czekać, po pewnym odsuwając się od Illiji, tak jakby nagle sobie o niej przypomniał. Cofnął również palce z podbródka Wymordowanego, zwracając mu tym samym jego przestrzeń osobistą i samemu wbijając uważniejsze spojrzenie w dziewczynie. Lekarz wojskowy zbliżył się do niej, podciągnął swój rękaw, ukazując swoją przepustkę. Następnie wsunął rękę do przedniej kieszeni, z której wydobył drugą.
Proszę bardzo, ślicznotko, dwie przepustki. Niefortunnie mój kochanek jako moja prywatna własność – swoją wolność odzyskuje dopiero, kiedy mu ją oddam, a jak widzisz nasze spotkanie nie dobiegło jeszcze końca — zwrócił się do niej Rosjanin, a na jego twarzy wymalował się lekki uśmiech. Następnie utkwił znaczące spojrzenie w jej oczach. — Bardzo, by mi zależało na tym, aby moja żona jednak o niczym się nie dowiedziała. Widzi pani… rozszarpałaby mnie na strzępy i zresztą jak nietrudno zauważyć – nie ma co się jej dziwić. Wolałbym też, aby mój szef nie dowiedział się, że w godzinach pracy urywam się z powodu pobudek osobistych. Jeszcze zabroni mi uczestniczyć w misjach i skaże mnie na wypełnianie dokumentacji, a przyznam szczerze, że tego nienawidzę… — Drugą część swojej wypowiedzi z wiadomych względów i niezwykle wrażliwej treści, jakby nie spojrzeć, powiedział całkiem cicho, jakby całe to zajście miało pozostać sekretem między „kochankami” a służbą patrolującą. Morozov posłał jej partnerowi krótkie spojrzenie, ale wrócił zaraz do młodej dziewczyny, jakby to ona miała u niego większe poważanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.16 18:18  •  Wąskie uliczki - Page 7 Empty Re: Wąskie uliczki
Był pamiętliwy i pewne sprawy mimo że pozwalał odłożyć na później to koniec końców i tak wracał do tematu. Tym razem też, pozornie dawał za wygraną, przez kłopoty jakie przyczłapały do nich pod postacią dwójki mundurowych. Ilija cicho prychnął pod nosem, gdy Rosjanin upomniał go, aby nie robił tutaj maślanych oczu. Lata, gdy dawał się ponieść czystym uczuciom, a drobne gesty drugiej osoby powodowały u niego niekontrolowane reakcje, przeminęły bezpowrotnie. Fakt, był specyficzny i lubił rzeczy, które dla innych były jedynie odpychające lub spotykały się z dezaprobatą, ale to wszystko miało pewne granice. Ilija był pod wrażeniem gry aktorskiej Morozova i w sumie z trudem hamował śmiech, kiedy słuchał całej historyjki wymyślonej na szybko. Całość była spójna, więc nie było do czego się przyczepić, chociaż czuł w kościach, że zwłaszcza ta służbistka narobi im problemów i zacznie szukać dziury w całym. Na chwilę odwrócił wzrok od nieproszonych gości, by skupić całą swoją uwagę na Rusku. Jego słowa jasno podpowiedziały, że teraz potrzebne było, aby Illija trochę zaczął się udzielać. Wykrzywił wargi w nieco kpiącym uśmiechu, przestając już wyglądać na zażenowanego sytuacją w jakiej go ponoć przyłapano.- Odpłacić? - parsknął krótko i pokręcił głową.- Nie moją wina jest, że paplasz na lewo i prawo o tym, że zdradzasz swoją żonę – dodał poważnie, odruchowo w większej grupie ludzi mówiąc już po japońsku. Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, odsuwając się nieco od ściany budynku, żeby przestać opierać się o powierzchnię.- Mówiłem ci, że takie boczne uliczki to najgorsze z możliwych miejsc do spotykania się, ale ty jak zawsze jesteś zbyt napalony by mnie posłuchać i poczekać trochę – westchnął, jak gdyby znużony zachowaniem lekarza z którym musiał się męczyć. Zmrużył ślepia, jak gdyby nie ufał temu osobnikowi, gdy poczuł jego palce na podbródku. Powstrzymał odruch i nie odsunął się, czując pocałunek na wargach, za to zaakceptował ten fakt, odwzajemniając. Wiedział, że to wszystko dalej jest grą pozorów, próbą wyjścia z nieciekawej sytuacji, ale jednak pocałunek wydawał mu się przegięciem, naruszeniem granicy, której on wyjątkowo przy Rosjaninie nie chciał przekraczać. Stąd też pojawiło się niezadowolenia, ukrywane umiejętnie i tylko przez kilka sekund zdradzały go oczy, które wydawały się pociemnieć. Kiedy w końcu został puszczony, przez chwilę unikał spojrzenia na kogokolwiek z trójki osób, ale szybko ponownie skupił się na kobiecie. Słowo przepustka zadudniło wręcz w głowie Illiji, bo logicznym było, że nie posiadał jej. Uniósł delikatnie brew, widząc dwie przepustki, jakie miał przy sobie jasnowłosy. Jedna na pewno była jego, ale skąd miał drugą? Hm, pojawiła się chyba kolejna rzecz o jaką będzie pytał, bo to go szczerze zaciekawiło. Słysząc, że jako kochanek jest własnością doktora przez określony czas, mimowolnie wykrzywił wargi w uśmieszku, który wyglądał uroczo... ale to były tylko pozory.- Twoja potrzeba dominacji i trzymania kontroli jest nie do pojęcia – mruknął. Uważnie dobierał słowa, przez swój cięty język, mógł wpakować ich w kłopoty, a tego nie potrzebował, skoro Morozov tak umiejętnie już nakłamał. Swoją drogą, ciekawiło go, jaki kretyn dałby się wciągnąć w bycie zabawką w rękach Rosjanina... chociaż, chyba był takim idiotom, ale nie przy tym osobniku. Przewrócił nagle oczami, słysząc powtarzającą się kwestię, jednak tego już nie komentował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 21 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 14 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach