Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 02.12.13 18:40  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Wiesz, że dla ciebie mógłbym nawet opuścić spotkanie z klientem. Wystarczy dać znać i mogę wyrywać cię z pracy w każdej chwili.
Mężczyzna wydał mu się taki słodki, kiedy z uśmiechem odpowiedział na jego wyznanie. To było miłe. Rzadko mówił te dwa słowa, a jeszcze rzadziej je słyszał i choć teraz również tak nie było to zwykłe wyrażenie wzajemności mu wystarczało. To zabawne. Więc jednak zwyczajna dziwka też potrafi czuć? Da dupy byle komu, liczy się tylko kasa lub jakiś zysk, a tymczasem posiada szczere uczucia. Potrafi być nawet zazdrosny, choć sam prostytuuje się na lewo i prawo. Czasami zastanawiał się czy Tamir nie odczuwa zazdrości wobec jego klientów. Nigdy jednak tego nie zauważył, ani nigdy o tym nie rozmawiali. Nie było to jednak aż tak ważne. Istotne jest, iż obaj coś dla siebie znaczą i wprowadzają w swoje życia jakąś odmianę. Dla naukowca było to oderwanie od szarej codzienności, a dla Aza... Cóż, odrobina czułości. To dość spore odchylenie od rutyny. Jasne, nieraz co wrażliwsi klienci wyznawali mu miłość, ale nigdy nie brzmiało to prawdziwie. Nie tak, jak brzmi to z ust araba. On jest po prostu inny, specjalny. Lepszy.
To nie tak, że chłopak nie zauważył krążących wokół żołnierzy. Zwyczajnie jakby nie zwrócił na nich w ogóle uwagi. Był zbyt skupiony na swoim partnerze i myślach, które pałętały mu się po głowie. I pożałował tego w momencie, gdy podeszli bliżej. Odsunął się od dredowłosego i bez słowa obrócił w ich stronę, wyczekując aż zatrzymają się zaraz obok. Spojrzenie dwukolorowych oczu od razu padło na ślepia typa, który najwyraźniej miał dość całego świata. Aż zachciało mu się kopnąć go w jaja. Skrzywił się, niemal na niego warcząc. Zupełnie jak pies, który koniecznie chciał ochronić swojego pana, którym w tym przypadku był Tamir. Już chciał pokazać swoje kły i rozszarpać gardło żołnierza, nie przejmując się jakąkolwiek widownią. W ostatniej chwili wstrzymał się od zrealizowania tego pomysłu i uśmiechnął się uprzejmie.
Witam panów.
Tak, odpowiedział tylko tymi słowami. Jego uśmiech był przyjazny, jednak gdyby przyjrzeć się bliżej to był oczywistą maską. Kryl w sobie odrazę i wrogość, których naprawdę trudno było się dopatrzeć. W jednej chwili z uśmieszku przeszedł na smutny wyraz twarzy. Przysłonił usta dłonią i spojrzał na kochanka wzrokiem zbitego psa, w kącikach oczu łzy. Zupełnie jakby chciał powiedzieć "mamy kłopoty". Skierował spojrzenie z powrotem na oczy kontrolera i zrobił krok w jego stronę.
Ah, panie żołnierzu... Wydaje się pan być taki groźny.
Mówił głosem roztrzęsionej niewiasty, będąc totalnie niewinnym. Naprawdę, jemu chyba każda rola pasuje, a potrafił je zmieniać co kilka sekund. No i właśnie dawał tego wspaniały przykład. Już zdążył przejść przez wrogość, uprzejmość, smutek, niewinność... Co dalej? Zbliżył się do wojskowego i spojrzał na niego z dołu, a jego usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu.
A może mam pokazać ci coś innego?
Zapytał zaczepnie, przesuwając palcem po piersi gliny. Rzucił mu sugestywne spojrzenie, a jego towarzyszem w ogóle się nie przejmował. Skoro siedział cicho to nie był wart uwagi. Poza tym Azrel chciał ich jakoś wyciągnąć z tej sytuacji. Był gotów oddać się nieznajomemu tutaj, na środku drogi. Tylko po to, aby naukowiec mógł zwiać. On by sobie potem poradził.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 19:32  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Przyłożył dłoń do twarzy blondyna i przejechał kciukiem po jego policzku. Uśmiechnął się słodko, szczerze. To miłe, wiedzieć, że ktoś jest w stanie się choć trochę poświęcić, żeby pomóc innej osobie w walce z monotonnością.
- Nie chcę ci przeszkadzać. Może lepiej ty się odzywaj, kiedy będziesz wolny, hm? Byłoby bezpieczniej, nie przerwałbym ci w połowie sesji. Nie chcę, żeby cię ktoś zbyt mocno obił za rozpraszanie się - powiedział z dziwną czułością w głosie. "Zbyt mocno"... Wiedział, że niektórzy miewają dziwne zachcianki i fetysze i nie dziwił się, kiedy spotykał Azraela z podejrzanymi śladami na ciele. Jednak wystarczyło, że mu się jeden z nich nie spodoba, bo będzie zbyt silny... a po prostu mógł zgłosić się tu i ówdzie, coby sadystycznego klienta wyeliminować. Jeśli nie kontakt z naukowcami oraz laboratoriami, to nawet i z wojskiem. Był do tego zdolny. Był zazdrosny. I przede wszystkim: martwił się o chłopaka. Czasami miewał momenty, w których się bał, nie wiedząc, czy wykolczykowanemu nic poważnego się nie stanie. Chciał wyjść z mrocznych podziemi, rzucić notatki w cholerę i spróbować go odnaleźć, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nigdy jednak nie wiedział, gdzie go szukać. Po burdelach, czy raczej po domach klientów? A jeśli to pierwsze... to po którym? W całym mieście było ich chyba kilka, a wcale mu się nie uśmiechało oglądanie ich po kolei. Ostatecznie przecież nadal starał się zachowywać pozory takiego, któremu na fizycznych dozaniach nie zależy.
Naukowiec istotnie żołnierzy nie zauważył. Nie był wymordowanym i zawsze nosił przepustkę przy sobie, więc był pozbawiony obaw. A mundurowi byli dla niego widokiem codziennym, kiedy przemierzał dzielnicę północną i drogę do laboratoriów. Często nawet wracał i... ten sam widok. Mundury, broń, podejrzliwe spojrzenie, znudzona mina, chodzenie sztywnym krokiem. Gdyby musiał, to na pewno rozpoznałby żołnierza z daleka. Teraz jednak nie byli dla niego ważni. Nie w tym samym stopniu co Azrel.
Słysząc zawołanie, uniósł wzrok i rozejrzał się nieznacznie, aż po krótkiej chwili natknął się na dwójkę kontrolerów. Na początku nie wiedział jednak, iż są oni kontrolerami właśnie, lecz zaświtało mu w głowie to, że zawsze chodzą we dwójkę i mają miny, jakby chcieli, a nie mogli. Nie wiedział, że blondyn nie miał identyfikatora. Zresztą... Skąd by miał to wiedzieć? Azrel wydawał się mu być zwykłym człowiekiem, a zwykli ludzie w większości przypadków zawsze nosili kartę ze sobą.
Westchnął ciężko, słysząc niższego. Nie ma to jak przyjemna kontrola, mruknął do siebie w myślach, przykładając palce do czoła i opuszczając lekko głowę.
- Trzy kontrole dziennie... Szczyt szczytów. I jeszcze jakże przyjemny kontroler do tego... - wymamrotał niby do siebie, ale jednocześnie na tyle wyraźnie, żeby wszyscy go słyszeli. Zaczął grzebać w kieszonce sukienki. - Człowiek sumiennie chodzi do pracy, obowiązki wykonuje, tyra ponad swoje siły, żeby nikt nie chorował, technologie nowe wymyśla, żeby za murami było bezpieczniej... Ale nie, męczą go potem co chwila cały dzień i jeszcze kultury żadnej... - kolejne zdania mamrotaniny, która przerodziła się w dość szybkie mamrotanie. Ot, znak, że kopnięty umysł naukowca zaczyna się ujawniać. Wygrzebał z kieszonki poszukiwany przedmiot. Przepustka miastowa była połączona z identyfikatorem pracownika laboratoriów. Podał to wyższemu kontrolerowi, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Czemu? Bo i on wyglądał milej. - Nie widziałem pana dziś w Północnej przypadkiem? - zagadnął spokojnie. Chodziło mu o część miasta, oczywiście.
- A ja jestem zmęczony pracowaniem w waszych podziemiach i przebywaniem przez wiele godzin w pobliżu ZWX. I nie narzekam - odpowiedział niższemu wojskowemu z wyrazem znudzenia na twarzy. Powinien się cieszyć, że spotyka go coś ciekawszego niż siedzenie w gabinecie lub krojenie zwłok podczas sekcji.
Spojrzał na blondyna z miną lekkiego wtf. Przewrócił oczami z cichym westchnięciem.
- A ten tu to mój przyjaciel, porządny obywatel... Byliśmy niedawno w laboratoriach, badałem go i najwyraźniej zostawił tam przepustkę. W sumie nie zdziwiłbym się, jest nieco roztrzepany i miałem tam lekki bałagan - splótł dłonie palcami i lekko je wyłamał, wywołując ciche pstryknięcia. Kto go znał ten wiedział, co oznacza ten gest. - Tylko... Eh... Chyba przesadziłem ze środkami znieczulającymi i go trochę naćpałem... - dodał, uśmiechając się lekko. Próbował jakoś uratować blondyna przed aresztem czy karą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 20:06  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Cóż, może i mogli być kontrolowani wielokrotnie, ale gdyby nie stali na drodze wejściowo/wyjściowej, to by im to pewnie zostało odpuszczone. Akurat w środku raczej ci osobnicy nie łażą, zresztą... Raczej w takiej wrzawie jak tam jest ich słowa pewnie by zostały zignorowane, więc nawet nie próbują.
Niższy osobnik wyraźnie starał się zachować resztki swojej kultury, którą szlag trafił. Gdyby któryś z panów miał wyczulony węch, wyczułby woń alkoholu unoszącą się od wojskowego, który chyba był na tym przyjęciu, ale został z niego wyciągnięty prawdopodobnie siłą, bo brakowało akurat człowieka. Cóż, to może tłumaczyć w jakiś sposób jego zachowanie, wbrew spokojnemu i poukładanemu towarzyszowi... Który miał całość tego sprawdzania gdzieś i najchętniej by puścił ich wszystkich, nie patrząc na to, kto i jak idzie. Niestety, tak się nie da.
Obaj żołnierze wysłuchiwali spokojnie, no, w miarę spokojnie paplaniny naukowca. Ten wyższy spokojnie, lecz Azrael, wlepiając swoje spojrzenie w oczy drugiego wojskowego mógł widzieć bez problemu że ten nie jest raczej w spokojnym nastroju... I cieniutka linia oddziela go od znokautowania pierwszego-lepszego przechodnia.
Gdy więc Tamir wywlekł swój identyfikator na wierzch i podał jasnowłosemu, ten go przyjął, w świetle małej latarki sprawdzając jego prawdziwość, a także przy pomocy nieznacznego przyrządu elektrycznego.
- Hm? Tak, miałem dzisiaj przydział w laboratoriach, ale ze względu na te okazjonalne przyjęcie, wolnych żołnierzy skierowano tutaj do sprawdzania innych. Względy bezpieczeństwa... Jak dla mnie to czysto bezsensowne, zgodzi się Pan?
Mówił to w trakcie kontrolowania przepustki, i gdy wszystko było dobrze, oddał ją Tamirowi z przyjemnym uśmiechem i kiwnięciem głową.
- Dziękuję za współpracę.
W wypadku Azrel'a jednak kontrola nie była tak miła. Jego uwodzicielstwo okazało się w tym wypadku gwoździem do trumny, przysłowiowej oczywiście... Mężczyzna był spokojny, ale na gesty i słowa wymordowanego, niemal ogień płoną w jego oczach. Gniewu i niechęci, rzecz jasna. Nawet nie słuchał wyjaśnień Tamira a propo tego, czemu nie ma przepustki... Zwyczajnie, bezpardonowo i bez ostrzeżenia, wymierzył cios prawą dłonią, który uderzył z dosyć konkretną mocą w policzek wymordowanego. Nim zdążył wymierzyć kolejny cios, drugi kontroler natychmiast go odepchnął od Azrela i próbował przytrzymać.
- PIEPRZONY PEDALE! ZAPIERDOLĘ CIĘ!
- Uspokój się! Zdegradują cię i będziesz szorował kible przez najbliższy miesiąc!
- Ale najpierw rozwalę mordę temu typowi.
Odepchnął swojego towarzysza i już szykował się do kolejnego ataku, gdy wyższy kontroler przystawił mu do szyi mały, czarny przedmiot... Rozległ się cichy bżżżt, ciałem wstrząsnęło parę impulsów, a potem wojskowy padł na glebę.
- Ech...
Westchnął, przyklękając obok kolegi i chowając, jak się okazało, paralizator do kieszeni. Skierował swoje spojrzenie na Tamira i Azrela.
- Wybaczcie. Był na tym przyjęciu i najwidoczniej przesadził z sake, nim zaciągnięto go tutaj... Zawlokę go gdzieś, by nie narobił sobie więcej problemów. Idźcie już... Będę zaobowiązany jeśli to, co się tu stało będzie tylko naszą tajemnicą.
Uśmiechnął się, podciągając towarzysza pod pachę i zaczął z nim gdzieś iść, najwidoczniej olewając resztę gawiedzi i sprawdzania. Cóż... Ma uzasadnienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 20:38  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Azrael co jakiś czas zerkał na zachowanie drugiego osobnika. Ten jednak spokojnie rozmawiał z Tamirem i sprawiał wrażenie osoby, która wcale nie ma ochoty robić sobie problemów z aresztami i innymi bzdurami. Był zwyczajnie znudzony tą całą robotą i raczej nie stanowił zagrożenia. W takim razie to Az trafił na tego gorszego. No oczywiście, on zawsze ma gorzej. Nie dość, że sam jest dość konfliktową osobą to jeszcze napataczają mu się tacy wkurwiający ludzie. Po prostu nie idzie się powstrzymać od prowokacji. I właśnie to była taktyka blondyna. Prowokował do różnych rzeczy. Do walki, do seksu, do płaczu. I robił to również teraz. Nie przyszło mu jednak do głowy, że niektórzy na tym świecie nienawidzą spoufalania się z tą samą płcią. Zawsze uważał homofobów za kompletnych debili, ale często zapominał o ich egzystencji. Cudnie, akurat na jednego trafił. Nie był czujny, nie skupiał się na czynach żołnierza. Zauważał narastającą w nim złość, jednak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nagły cios sprawił, że chłopak odchylił się w bok i cofnął parę kroków. Lewa dłoń delikatnie zasłoniła uderzony policzek. Schylił się i splunął na ziemię krwią. Świetnie ugryzł się w język.
Ty szmato...
Wycedził przez zęby, kierując na rozjuszonego wojaka spojrzenie mordercy. Przewiercał go wściekłym wzrokiem dwukolorowych oczu, wyobrażając sobie jak rozłupuje mu czaszkę na pół. Wydał z siebie dziwne warknięcie, nienaturalne dla człowieka. Skóra na jego prawym przedramieniu zaczęła sinieć, a paznokcie przez chwilę wydały się zaostrzać. Sapnął ciężko i cofnął się jeszcze o krok. Spokój, Azrel. Nie możesz się teraz ujawnić. Ręką, która przysłaniała policzek złapał się za prawy nadgarstek i zacisnął na nim palce, chowając łapę za sobą.
Obserwował jak typek obrywa z paralizatora z wyraźnym zadowoleniem, chociaż on osobiście jeszcze by go chamsko skopał. Szybko się uspokoił i rozluźnił uścisk. Zerknął na swoją rękę, która dość szybko wróciła do normalnego stanu. Raczej nikt nie widział tego zaczątka przemiany. Rękaw swetra wszystko zasłaniał, a paznokcie nie zdążyły jeszcze zmienić kształtu. Gdyby ktoś coś jednak zauważył to jeszcze mógł skwitować to stwierdzeniem "wydawało ci się".
Na służbę się nie idzie pijanym, do kurwy nędzy.
Rzucił za odchodzącym wojskowym, który ciągnął ze sobą sflaczałe ciało tej głupiej szumowiny. Rozkojarzony zerknął na Tamira i wyprostował się. Znów splunął krwią, a szkarłat kwitł na jego wargach i w kącikach ust. Uderzony policzek lekko poczerwieniał. Blondyn miał nadzieję, że nie spuchnie on jakoś mocno... Nie może sobie pozwolić na tak widoczne uszkodzenia ciała. Nie przy swojej pracy. Jeśli stłuczenie okaże się mocniejsze to będzie zmuszony wziąć parę dni wolnego. Niby nic, ale... A jebać. Zadomowiłby się na parę dni u naukowca i dbał o jego kocurki, a co. Zawsze to jakieś plusy. Westchnął ciężko. Bolało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 22:00  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Arab zapewne uniknąłby kontroli, gdyby nie wpadł na blondyna i po prostu mógł pójść dalej. Parę minut robiło jednak sporą różnicę, jak widać. Mimo wszystko, trochę przesadzał z tym narzekaniem. Trzy kontrole w jeden dzień to i tak nie był rekord, a przy okazji czasem zdarzało mu się nie legitymować po parę dni pod rząd. Tłumaczył sobie, że jest to coś w stylu nadrabiania. Raz miał spokój, to innym razem go męczą. Proste jak budowa łyżki. Zresztą, jeśli trafiło się na miłych kontrolerów, to i pogadać chwilę było można. Jak częściowo w tym momencie. Cżęściowo, bo... Wyższego kojarzył i był miły. Ale niższego w ogóle nie znał, a do tego z każdą chwilą coraz bardziej chciał mu zdrowo przypieprzyć. Co z tego, że nie umiał się bić? Chłop działał mu na nerwy i to konkretnie. Dobrze jednak, że ten drugi reprezentował sobą lepszy poziom kultury, bo opinia o wojsku drastycznie spadłaby i roztrzaskała się o podłoże z hukiem.
- Ano odrobinę... Szczególnie dzisiaj, kiedy większość społeczeństwa jest w stanie nierozumiejącym otoczenia i gubią różne rzeczy - jeden z powodów, dla którego Tamir nie pił: wolał nie posiać nigdzie całego bajzlu, który ze sobą wszędzie taszczył. Jeszcze by mu brakowało tłumaczenia się, że zgubił przepustkę, kartę do czytników w siedzibie naukowców, identyfikator z pracy czy telefon, gdzie bardzo często przenosił ważne dane na karcie pamięci. Już i tak nie nosił portfela, kart, dowodu osobistego i innych "śmieci". Dredowaty odebrał skontrolowany przedmiot z uśmiechem. Schował przepustkę. Nie miał po co utrudniać im pracy. Im krócej będzie trwał proces sprawdzania, tym szybciej skończą pracę, a akurat Jarrah wiedział, jak praca późnymi godzinami może być męcząca. Myślisz o kąpieli, spokojnej kolacji i wygodnym łóżku, ale masz świadomość, że przed tobą jeszcze parę godzin mordęgi i na koniec padniesz byle gdzie, choćby i na podłogę, żeby się przespać i nie paść w pracy z samego rana.
Spojrzał na drugiego żołnierza w momencie, w którym atakował blondyna. Rozchylił lekko wargi, ale nic nie powiedział. Po prostu nie potrafił zareagować. W myślach pożałował tylko, że nie nosił ze sobą środka uspokajającego. Zmrużył oczy, posyłając facetowi mordercze spojrzenie. Tylko tyle mógł zrobić, żeby nie wdać się w konflikt z prawem. A co chciał zrobić? Wyjąć nóż, który przylegał do jego uda i zrobić mu sekcję zwłok. Żywcem. Zacisnął dłonie w pięści, czując się bezsilnie i przygryzając wargę, mogąc tylko patrzeć. Całe szczęście, że drugi mundurowy był przytomny i zareagował. A to niestety aż tak często się nie zdarzało. Oprzytomniał dopiero w momencie, w którym jasnowłosy zaczął powoli się oddalać.
- Jasne, dzięki... I miłego wieczoru - powiedział lekko drżącym głosem. Już po chwili wyciągnął telefon z kieszeni. Niewielka lampka zaświeciła się dość jasno, kiedy włączył tryb latarki i oświetlił nią twarz wymordowanego. - Cholera... Lód by się przydał - rzucił cicho, dotykając palcami podbródka chłopaka i przyglądając się uderzonemu miejscu z miną godną lekarza. Zaraz wygrzebał dość płaskie opakowanie chusteczek i wyjął jedną, na nieszczęście ostatnią, żeby zaraz otrzeć ślady krwi z warg i kącików blondyna.
- Bardzo boli? - zapytał z niepokojem w głosie i współczuciem w oczach. Spokojnie, mógł go do siebie przygarnąć nawet i na stałe. Miałby nawet pretekst do wzięcia sobie wolnego. Skoro harował ponad godziny i nawet w weekendy, to miał do tego pełne prawo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 22:27  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Ogromne szczęście mieli wojskowi, że zniknęli mu z oczu w całkiem porządnym tempie. Opętany miał ochotę ich rozpierdolić. Niskiego za krzywy ryj, a wysokiego za w ogóle jego egzystencję. Poirytowany światłem latarki odepchnął rękę mężczyzny dość gwałtownie, wytrącając mu telefon z ręki. Zwinnie złapał urządzenie zanim zdążyło gruchnąć o glebę i spojrzał na araba wściekle.
Zostaw.
Warknął, ściskając w dłoni urządzenie. Zachowywał się jak obrażone na cały świat dziecko albo jakiś wkurwiony dres. Odsunął się parę kroków i zaczął krążyć w miejscu, oddychając głęboko. Sytuacja całkiem nieźle go wkurwiła, a biorąc pod uwagę huśtawki emocjonalne Azrela można sobie tylko wyobrazić jak się w nim buzowało. Miał szklanki w oczach, a jego wargi drżały. Uspokój się, Az. Nie warto się tak denerwować przez dwójkę jakichś idiotów. Ogarnij ten swój popieprzony umysł i daj sobie z tym spokój. Przed chwilą odtrąciłeś swojego partnera. Może byś się tak bardziej przejął nim, co? Próbował tylko okazać troskę... A ty go odrzuciłeś. Kretyn, debil, idiota.
Chłopak podszedł do Jarraha i wręczył mu jego własność nienaruszoną. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
Przepraszam... Nic mi nie jest.
Mruknął, unosząc spojrzenie zaszklonych oczu na twarz kochanka. Było mu przykro, że tak się zachował i było to widać bardzo wyraźnie. Jednakże nie ma co się dziwić, że Wymordowany zareagował tak, a nie inaczej. Nie powinien się narażać na uszkodzenia twarzy, ponieważ od tego zależy jego praca. Nikomu tego nie przyzna, ale nie może sobie pozwolić na takiego rodzaju obicia. Zwłaszcza, że jego ciało jest delikatne, ze względu na raczej spokojny tryb życia. Niby dlaczego tak często nabywa siniaki lub zadrapania podczas sesji? To nie tak, że klienci są brutalni, choć i tacy bywają. To po prostu jego skóra nie jest przyzwyczajona do mocniejszych obrażeń. Czuł jak jego policzek puchnie, a to na sto procent poskutkuje krótkim urlopem. Okej, chodziło tylko o to, że przez ten czas młody nie zarobi ani grosza. Gdyby nie miał Tamira, musiałby szukać miejsca w schroniskach albo burdelach. Nie lubi takich miejsc. To wspaniałe, że jednak ma osobę, na której może polegać. Pomyśleć, że kiedyś obiecał sobie, że nigdy nie będzie w związku, bo mu to niepotrzebne... Ah, cholernie się mylił. Było mu to potrzebne. I to bardzo. Zbliżył się do niego i delikatnie oparł czoło o jego ramię, zamykając oczy.
Boli...
Powiedział cicho. Już całkowicie uspokoił nerwy. Teraz jedyne co czuł to żal do siebie przez swoje idiotyczne zachowanie. Miał nadzieję, że naukowiec nie jest na niego zły. Wtedy by się pewnie rozpłakał, nie mogąc znieść presji. Dzieciak. Azrael bywa naprawdę mocno infantylny, czasem aż do przesady. Momentami wydaje się doroślejszy niż wszyscy wokół, a jeszcze kiedy indziej sprawia wrażenie zwykłego emo. Chłopak jest bardziej zmienny niż pogoda, ale nie jego za to winić. Taki już się urodził.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 23:25  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Był zaskoczony i lekko zmieszany reakcją blondyna. Stał jednak w miejscu ze spokojem, nie narzucając mu się. Obserwował chłopaka, nie mając pojęcia co zrobić. Po prostu trwał w miejscu, nawet nie interesując się zbytnio stanem swojego telefonu. Jak coś się stało, to trudno. Najwyżej stwierdzi, że i tak miał wymienić, czy coś. Zastanawiał się tylko, dlaczego był aż tak wściekły. Normalni ludzie się tak nie zachowywali. Nawet ci mniej normalni się nie miotali. Naukowiec kojarzył takie zachowania z laboratoriów, kiedy ludzie-bestie miotały się po klatkach lub celach z wściekłością godną byka na corridzie. Ale... Nie. Przecież Azrael był człowiekiem. Może nie do końca zrównoważonym psychicznie, ale jednak człowiekiem. Psychiczni mogli przecież tak mieć, hm? Tak nagle się ciskali praktycznie o nic. Jarrah nie miał jednak odwagi zastosować środka uspokajającego w postaci mocnego przytulenia go do swojego ciała. Póki co, chciał jeszcze trochę pożyć. Ruszył go jednak fakt tego, jak został potraktowany.
Wyciągnął spokojnie, choć ostrożnie, rękę i przyjął telefon. Od razu wyłączył latarkę nie marnując już więcej baterii i wcisnął ją w kieszeń. Spróbował się lekko uśmiechnąć, ale wyszło mu to słabo i strasznie niepewnie. Chciał dać znak, że rozumie i nie ma mu tego za złe. Nie rozumiał jednak. Próbował, ale nie potrafił ogarnąć tego swoim umysłem. Musiałby mu zrobić psychoanalizę, czy jakąś inną cholerę, a wolał mu tego oszczędzić. Kilka godzin zadawania pytań, testów na widzenie plam, jakiś innych testów, obserwacje... A wszystko to było strasznie nudne i trzeba było zwracać uwagę na najmniejszy szczegół. Już chyba wolał go w pełni nie rozumieć.
Zdziwił się lekko tą nagłą bliskością chłopaka. Uniósł niepewnie rękę i przejechał nią delikatnie po plecach różnookiego. Kilkukrotnie w górę i w dół, powoli, ze spokojem. Wsunął palce drugiej dłoni w jego włosy i zaczął się lekko nimi bawić.
- No już, już... Nie myśl o tym. W domu coś poradzimy - prawie że wyszeptał, przymykając oczy i opierając policzek o jego głowę. Odetchnął spokojnie. Miłość wybaczy wszystko, prawda?
- Nawet nie mogę ich zgłosić, bo wszyscy w czwórkę byśmy mieli przerąbane na równo... Ty za brak przepustki, ja za próbę bronienia cię i przebywanie przy osobie bez karty, wyższy za niewyciągnięcie konsekwencji, a niższy za służbę po pijaku, prostackie zachowanie i bezpodstawne atakowanie - powiedział cicho, znów gładząc jego włosy. - Poza tym, wyższego dość często spotykam. Nie miał wpływu na tego idiotę, naprawdę - dodał mruknięciem i pocałował blondyna w czoło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.13 7:20  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Napad złości tym razem nie był zasługą bestialskiej natury, która tkwiła gdzieś tam w umyśle chłopaka i czasem przejawiała się okrutnymi wyobrażeniami. Tym razem był to cały on. Oczywiście, okazał to w iście potworny sposób, zbliżony do tego w jaki robią to Wymordowani, ale na to nic nie mógł poradzić. Na jaw wyszła jego zmienna osobowość i to, że potrafi wpaść w furię z byle powodu. Zresztą, jego reakcja na tą sytuację mogła być dosłownie każda, a akurat padło na złość. Mógł przecież zacząć się śmiać i dalej prowokować napastnika. Mógł też zakryć twarz i zacząć płakać przez ból i wstyd. Mógł zareagować w każdy możliwy sposób. Nigdy nie można się po nim spodziewać jak się zachowa. Taki już jest. Chodząca niespodzianka. Z drugiej strony jego gniew miał oczywistą podstawę, ale przecież skąd Tamir mógł o tym wiedzieć? Az zdenerwował się może nie przez samo uderzenie, a przez fakt, że jeszcze trochę i ujawniłby swoją brzydszą formę publiczne, do tego na oczach ukochanego. I to z tam głupiego powodu. No ale się uspokoił na czas, więc o co tyle nerwów? Tego już nikt nie rozpracuje, prawdopodobnie sam tego nie wiedział.
Widział, że uraził mężczyznę swoim zachowaniem i zrobiło mu się przykro. Nie chciał tego, eh. W tej chwili miał ochotę przepraszać go w co drugim słowie, ale wiedział, że to nie ma sensu. Wiedział, że arab nie jest na niego aż tak zły, i że stara się zrozumieć. Zamknął oczy, czując jak jego dłoń bawi się jasnymi kosmykami. Zrobił jak mu powiedziano i niemal od razu przestał myśleć o bolącym policzku. Jak posłuszne dziecko albo innymi zwierzak.
Daj spokój... Nie warto się już tym przejmować. Nie chcę mieć przejebane przez jakiegoś wstawionego typa, który nie potrafi utrzymać na wodzy swojej homofobii. Tym bardziej nie chcę, abyś ty miał jakieś kłopoty. Ph, idioci...
Mówił, nie odrywając czoła od jego ramienia. Nie chciał się odsuwać, niczego nie chciał w tym momencie. Musiał ochłonąć i zapomnieć. Co prawda już mu się to udało, ale przecież musi mieć jakiś pretekst, żeby się zbliżyć do faceta w kiecce. Zaraz jednak uśmiechnął się blado i przesunął palcami po boku gorsetu. Odsunął się od niego i chwycił go za rękę. Pociągnął go do siebie, dając znak, żeby zaczęli iść. Powoli, ale żeby się przemieszczali.
Chodź, bo jeszcze na następnych wpadniemy. Nie ma sensu stać w miejscu, hm? Poza tym pewnie chciałbyś zrzucić z siebie ten przepiękny strój.
Skończył rozbawionym tonem, prowadząc starszego od siebie za rękę. Nikt nie wiedział co Azrel ma w głowie, tymczasem on powtarzał sobie słowa, które wypowiedział wcześniej Sayid. I gdzieś tam padło określenie, którego nie zrozumiał. Jak to było? XWZ? ZXW?
Tamir, co to jest ZWX?
Pytanie padło zanim zdążył się zastanowić czy w ogóle powinno paść. Pewnie będzie tego żałował. Na pewno. Wybrał też raczej nieodpowiedni moment. Może powinni z tym zaczekać? Chyba lepiej porozmawiać spokojnie w domu niż tak na środku ulicy. Poza tym, tutaj ktoś mógłby usłyszeć o czym mówią, a chyba nie powinno tak być.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.13 18:17  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Znajomość niby nie taka krótka, jak się spotykali, to też nie na krótko, a jednak zmienność blondyna cały czas zaskakiwała naukowca. Nigdy nie wiedział jak zareaguje i jak będzie musiał do niego dostosować swoje emocje. Nie raz i nie dwa ze śmiechu musiał przejść do zatroskania, czułości, empatii, pocieszania, albo nawet i bać się o swoje życie, gdy Azrel wybuchał gniewem. a mimo tego nie zostawił go. Cały czas chciał być przy nim i móc go wesprzeć. Nawet za cenę swojego życia lub zdrowia. Cierpliwie znosił złość, stał spokojnie, zasłaniając się tylko, gdy jakiś ewentualny przedmiot nagle zaczął lecieć w jego stronę. Można było się przyzwyczaić. I nic nie wskazywało na zmiany w najbliższym czasie. Tamir próbował po swojemu wytłumaczyć takie zachowania. Bez psychoanalizy było jednak ciężko. W pracy miał wszystko praktycznie na talerzu, ale w świecie rzeczywistym był zmuszony do samodzielności. Inaczej nie przetrwa.
Nie potrzebował przeprosin. Nawet nie chciał, by Az teraz go tym zasypał. To było nieco kłopotliwe. Z jednej strony cieszysz się, że ktoś zrozumiał swój błąd, ale z drugiej to osoba, którą kochasz i jest ci przykro, smutno z powodu tej chwilowej słabości. Chciałbyś, żeby to się nie wydarzyło, ale wiesz, że czasu nie cofniesz. Arab nigdy nie wiedział, jak się zachować. Wiadomo, wybaczyłby. Ale uspokajanie było dość męczącą rzeczą.
- Straciłby pracę i możliwość wykonywania jej, w najlepszym wypadku. Ale nie chcę cię narażać na nieprzyjemności, kochanie - odpowiedział. Ciągle gładził blondyna po włosach, próbując się delikatnie uśmiechać. Zamruczał cicho, przykładając wargi do czubka jasnej łepetyny. Już nic nie powiedział na temat swojej zazdrości o niego. Nie skomentował tego zachowania. Choć początkowo bardzo chciał to zrobić. Żeby przynajmniej nie musieć obserwować takich rzeczy. Wytrwał. Zamiast pytania po prostu dał się zmusić do podróży. Pierwszy autobus i tak im nawiał, a rozkładu na pamięć nie znał.
- "Przepiękny" - prychnął, próbując się nie roześmiać. - Wolałbym już chyba paradować nago niż w tym... czymś. Przynajmniej panowie żołnierze nie wybuchli śmiechem na mój widok - zachichotał. Nie miał pojęcia, że w tym momencie mógł Azraelowi podsunąć jakiś pomysł czy coś.
Na pytanie nie odpowiedział od razu. Odetchnął głęboko i spojrzał w prawo oraz lewo, jakby patrząc, czy nikogo nie ma w pobliżu. Przygryzł wargę. Dylemat. Poważny dylemat, bo nie powinien rozpowiadać takich rzeczy zwykłym cywilom. Oszukiwało się ich. Za murami świat nie istniał, nie było życia. Tego trzeba się trzymać.
- Wiesz... To nie temat na ulicę. Nie powinienem mówić o sprawach z laboratorium poza nim. Powiem ci w domu. Tak będzie bezpieczniej - odpowiedział cicho. Tak naprawdę chciał po prostu mieć czas na wymyślenie odpowiedzi. Zacisnął lekko palce na dłoni wymordowanego. Patrzył przed siebie, starając się nie zerknąć na partnera. Też miał do niego pytanie, ale postanowił zadać je potem. Zamiast tego...
- Jak ci minął dzień?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.13 20:49  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Chłopak zdążył już zapomnieć o tej niedorozwiniętej dwójce. Nawet pomimo swojego zdenerwowania sprzed chwili, nie będzie przejmował się jakimiś niepełnosprytnymi ludźmi. I to jeszcze ludźmi, no! Azrel mając porównanie bycia człowiekiem i zarażonym mógł inaczej spojrzeć na człowieczeństwo. Wyrobił sobie opinię, iż rasa ludzka jest słaba, gorsza, najbardziej niedoskonała ze wszystkich istot. A jak ktoś był idiotą to już w ogóle tylko chodzący kawałek mięsa. Uważa, że istoty ze zdolnościami są lepsze. W końcu teraz posiada swoje kły i szpony, które może pokazać na własne życzenie i się obronić. Szczerze mówiąc żaden przeciętny mieszkaniec nie miał z nim szans. A on i tak należy do tych słabszych truposzy. Cóż, technicznie rzecz biorąc jeszcze nie umarł. Po prostu został zarażony i przejęty przez wirus do tego stopnia, że wykształcił jakieś tam dziwne zdolności. Pewnie złapał chorobę od któregoś z klientów. Ba, na stówę. Nie przejmował się tym zbytnio. Oczywiście na samym początku trochę się bał, obserwował każdą zmianę w swoim ciele, obawiał się śmierci, chował przed światem na całe tygodnie... Ostatecznie wszelkie postępy choroby się zatrzymały, a on oswoił się ze swoim nowym, wpół martwym ciałem. Tak jest nawet lepiej, przynajmniej jak ktoś się na niego rzuci podczas stosunku to może mu przeorać twarz jednym machnięciem.
Jednakże wracając do tej jego niechęci do ludzi... Byli też tacy, którzy budzili w blondynie podziw i wcale nie uważał ich za gorszych. A zwłaszcza jeden ludź. Ten, którego teraz prowadził za rękę. Ścisnął jego dłoń w dość czuły sposób. Az szczerze podziwiał wiedzę i zdolności Tamira, tak samo jak jego osiągnięcia i w ogóle całego jego. Był tym kimś specjalnym, uprzywilejowanym. I to nie zmieni się zbyt szybko.
Oh? Naprawdę? Wiesz, że to żaden problem. Mogę z ciebie zerwać te ciuszki w każdej chwili, skarbie.
Uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na niego. Lepiej, żeby arab uważał na słowa przy swoim chłopaku. Akurat on był zdolny do niemal wszystkiego, także do rozebrania dredowłosego na środku ulicy. Az obserwował reakcję na jego pytanie w spokoju. Rozumiał, że ten temat może być dość poufny. Przytaknął na jego słowa i uśmiechnął się miło. Wiedział, że uzyska odpowiedź później. Co zabawne ufał mężczyźnie i twierdził, że przecież nie mógłby go okłamać. Tymczasem sam ukrywa dość istotną informację. Hah, cholernie istotną.
Hm... Niespecjalnie. Miałem dzisiaj tylko jedną sesję. Gość był totalnie obrzydliwy, ale przynajmniej dużo zapłacił. Taki zdesperowany dziad. Dewiant.
Westchnął, przeczesując palcami jasne kosmyki. Zaczął bawić się kolczykiem w języku, zaczepiając go o zęby. Strasznie lubił to robić, zwłaszcza kiedy drażniło ludzi wokół. Na przykład w komunikacji miejscej.
A twój?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.13 21:51  •  Droga dojazdowa - Page 3 Empty Re: Droga dojazdowa
Ludzie jak to ludzie, bywali najróżniejsi. Od milusich i znośnych po chamskich i wkurzających. To tak bardzo odróżniało ich od zwierząt - różnorodność zachowań. Było tyle charakterów i osobowości ile osób rozumnych. Lub w miarę rozumnych. A ci wymordowani, którzy nie upodobnili się wystarczająco mocno do zwierząt, również zaliczali się do tej wesołej gromadki, która mogła kogoś wkurzyć. I tu pojawiały się wzajemne oskarżenia. Martwi warczeli na tych żywszych, a potem było odwrotnie: człowiekowaci krzywo patrzeli na zawirusowanych. Wątpliwe, żeby kiedykolwiek zapanował między nimi pokój. O ile zwykli obywatele miasta z nieświadomości mogliby chcieć ich bronić, tak Władze po prostu by tego nie wytrzymały. Przecież tak łatwo było zrzucić całe zło i niesprawiedliwość świata na niewinnych nieludzi skazanych na życie w wiecznym niebezpieczeństwie. Obwiniani o wszystko i poniżani.
Zaśmiał się, słysząc jego odpowiedź. Było niestety zbyt zimno, by przystał na tą... Emm... Propozycję? Jednocześnie trochę go jednak obchodziła opinia publiczna i nie chciał wywoływać fal oburzenia. Skubnął go zębami w ucho.
- Zaczekaj te kilkadziesiąt minut - szepnął kuszącym i zaczepnym głosem. Tak, dałby mu to zrobić, jednak dopiero w miejscu trochę bardziej ustronnym. A najlepiej właśnie w domu, gdzie miałby stuprocentową pewność, iż jedynymi podglądaczami będą kociaki. Które raczej nie interesowały się takimi rzeczami i siedziały z kosmatymi tyłkami nie wiadomo gdzie.
- U mnie podobnie. Padł mi najwytrzymalszy ze szczurów laboratoryjnych, więc darowałem sobie sprawy chemiczno-biologiczne. A potem niestabilność przepływającego prądu spaliła mi chip, nad którym pracuję trzeci miesiąc. I muszę zacząć jeszcze raz. Przynajmniej mam plany jego budowy i składanie go od nowa zajmie mniej czasu - odpowiedział po ciężkim westchnięciu. Dzisiejszy dzień niestety mu się za bardzo nie udał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach