Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 01.12.13 15:17  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Ki czort ja tu idę?
Ta myśl obijała się po wykolczykowanej głowie już od momentu wkroczenia na tereny Miasta-3.
Jeden.
Dwa.
Trzy.
Chuj.

Liczył własne kroki, gdyż droga była tak cholernie nudna, że musiał się czymś zająć, żeby nie zaryć twarzą o glebę. Padłby i nie powstał, takie to było fascynujące. Zgubił się jednak po trzecim kroku. Albo i to mu się znudziło. To bardziej prawdopodobne. Zaczął się rozglądać, szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby jakoś zająć jego myśli. Wszyscy ludzie idący w stronę Rezydencji lub ją opuszczający byli tak samo beznadziejni. Tak samo szarzy. Nawet nie było kogo zaczepić, nikt się nawet nie prosił o zaciągnięcie w krzaki i wykorzystanie. Wokół nie było nawet ani jednego potencjalnego klienta! Borze, jaka bieda. W pewnym momencie blondyn się zatrzymał. Przetarł dłonią twarz i westchnął. Wcale nie miał ochoty tam iść. Zarył czubkiem buta o glebę. W pierwszej kolejności musiał się zastanowić dlaczego w ogóle znajduje się teraz w tym miejscu. Dlaczego, skoro nie chce? Ano tak, miał nadzieję, że znajdzie jakąś pracę. Kogoś, kto mógłby umówić się z nim na sesję. Droga do tego miejsca tak go znużyła, że nawet o tym zapomniał. Dalsze jej kontynuowanie wydało mu się jednak bezsensowne. Z tego co widział po ludziach wokół nie działo się tam nic ciekawego lub w ogóle godnego jego uwagi. Na jego twarz wpełzł skrzywiony uśmiech, ale zniknął równie szybko jak się pojawił. No co? Dla niego to całkowicie normalne. Poza tym to nie tak, że jego mimika zmienia się bez powodu. Miał powód. Na przykład przed chwilą pomyślał czy by nie wpaść na Salę Balową ze swoimi szponami nie rozszarpać paru ludzi. Ostatecznie jednak zrezygnował. Przecież to głupie. Dobrze mu się żyło, a tam by go pewnie na miejscu rozstrzelali. Cóż, każdy miewa szalone pomysły, nieprawdaż?
Dalej jednak się nie ruszał. Stał na środku drogi, myśląc o niczym. Zupełnie jakby czekał, aż wydarzy się coś. Cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 18:40  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Prawa, lewa i do przodu. Skoro dotarłeś pod rezydencję, to możesz popylać w drugą stronę. Pół miasta w sukience to przecież nie jest takie straszne, prawda? Czarny materiał przecież sięga ci do kolan, masz te cudne rajstopki w paski i w ogóle. Albo lepiej, Tam. Wsadź nos w telefon, to nikt cię nie zauważy. Tak, to idealny sposób na ukrycie się nawet w zatłoczonej komunikacji miejskiej! Do której najpierw trzeba dojść. A z tym mógł być problem, bo...
Cóż. Arab szedł przed siebie pisząc coś na telefonie. Szybkie ruchy kciuków, zmrużone ślepia i przerwa na parę chwil. A nawet podczas przerw wgapiał się w ekranik niczym w rzecz świętą, otoczoną jakimś pradawnym kultem. Wymamrotał coś do siebie, co (jak zwykle) brzmiało niczym "Ahmed, detonuj". Język szlaczkowy, który kiedyś był kojarzony tylko i wyłącznie z terrorystami, teraz posługiwał Jarrahowi za szyfrowanie notatek naukowych i rzucanie wiązkami. I nie, raczej przed momentem nie powiedział żadnego twierdzenia matematycznego, bądź zawiłej formułki prosto z lekcji fizyki. Po prostu sobie zaklął. Kompletnie nie przewidział, że jego opiekunka kotów zechce nagle wyjść i teraz dzięki niej narażał się na kolejne fale upokorzenia, żeby zdążyć jeszcze mieć do czego wracać. Niestety, kociaki potrafiły dość nieźle narozrabiać, gdy nie było go w pobliżu.
Ekran zaświecił się, urządzenie zawibrowało w dłoni Tamira, który już automatycznie zaczął coś odpisywać. Zmęczony wzrok nie patrzył co chwila przed siebie, przez co bezpieczeństwo osób postronnych mogło ucierpieć. I prawie że się tak stało, kiedy naukowiec tuż przed Wymordowanym potknął się o jakiś cholerny kamień i poleciał w przód. Żeby odzyskać równowagę, wyciągnął ręce i oparł je o klatkę piersiową biednej istoty, która mu się napatoczyła.
- O ku... - zaczął, ale urwał, widząc, kogo ma przed sobą. No przecież nie będzie się darł "o kurwa" na środku ulicy widząc właśnie przedstawiciela tego zawodu. Po co robić zbędne zamieszanie? - W-wybacz... - mruknął ostatecznie, odsuwając się i zabierając ręce. Skończył pisaną wiadomość, już nawet nie dbając o to, czy nie ma całej masy literówek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 19:02  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Azrel niezawodny, jak zawsze. Spodziewał się, że coś się wydarzy, jeśli on sam nic nie będzie robił. No i się wydarzyło. Może nie tak jak sobie to wyobrażał, ale zawsze coś. Zlustrował spojrzeniem dwukolorowych oczu osobnika przed sobą. Świetnie, wpadł na araba terrorystę. Ci to zawsze mają jakieś dziwne życzenia podczas sesji. Wszyscy tak samo jebnięci. I tylko "halaal" i "halaal", co drugie słowo. Słysząc niedokończone przekleństwo przechylił głowę. Przygryzł wargę. Powieka drgnęła.
Ale nic nie zrobił. Puścił swoją wargę i odwrócił wzrok, wzdychając. Nic nie odpowiedział, nie widział ku temu powodu. Poza tym po co by miał się do gościa odzywać. Zaraz, moment... Coś tu jest nie tak. Blondyn jeszcze raz przyjrzał się ubiorowi mężczyzny. Czarna kiecka, te ponętne rajstopy w paski, gorset, falbanki i inne... Twarz Aza znów wykrzywiła się w dziwnym uśmiechu. I nagle wybuchł śmiechem. Złapał się za brzuch i nieco pochylił, próbując wstrzymać atak głupawki.
Hahahah, i kto tu jest kurwą!
Wykrzyknął rozbawiony, prostując się. Palcami otarł łzy, które zebrały się w kącikach jego oczu przez śmiech. Rzucił męskiej Alicji zadziorne spojrzenie, bawiąc się kolczykiem w języku.
Śmiechłem. No, no... Piękne nogi, muszę przyznać. A ta kiecuszka... Nagły podmuch wiatru mógłby pokazać co nieco!
Kończąc swoje zdanie Azrael zbliżył się i złapał za dół sukienki mężczyzny. Uniósł go nagle, ukazując światu wszystko co było pod spodem. Zaraz puścił materiał i cofnął się dwa kroki, zanosząc się wrednym śmiechem. Szybko się jednak uspokoił. Zupełnie jakby ktoś przełączył mu pstryczek w mózgu. Włożył ręce do kieszeni spodni i już z poważną miną spojrzał na przebranego faceta. I nic, tak po prostu stał i czekał nie wiadomo na co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 19:49  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Nie usłyszał słownika wulgaryzmów w swoją stronę, a to był postęp. Przynajmniej ominie go kłótnia, heh. Tyle wygrać... Tak czy w krzak, Tamir przymrużył lekko swoje zmęczone ślepka, patrząc na faceta przed sobą. Właściwie, to Jarrah nie był ani terrorystą, ani nie miał dziwnych zachcianek, ale cicho. Można stwarzać pozory, że było odwrotnie, co nie? Niby nie wyglądał na jakiegoś zbytnio groźnego, ale wystarczyło kilka losowych słów po arabsku i już sytuacja była inna. Zwłaszcza, że nigdy nie wiadomo, czy nie ciąga ze sobą jakiejś broni pod ubraniami. Choć w tym momencie... Strój wręcz to uniemożliwiał. Gorset przyciskał sukienkę do ciała, a reszta ubioru niezbyt nadawała się na przenoszenie tajemniczych paczuszek i ładunków. W kieszeni ledwie mieścił się telefon.
- N-no ej! To przez zakład! Przecież nie ubieram się tak codziennie, phhh - odpowiedział, robiąc nieco naburmuszoną minę. Oczywiście udawał ją, bo sam widząc się w lustrze po raz pierwszy stwierdził, iż wygląda gorzej niż transwestyta spod latarni. Dla zyskania czyichś materiałów naukowych był jednak w stanie poświęcić swoją męską godność. Po trupach do celu, jak to mawia główna zasada, którą arab się kierował.
- Weź, bo... - urwał nagle, kiedy Az dorwał mu się do sukienki. Teraz wszyscy wiedzieli, gdzie trzyma swoją tymczasową "broń" w postaci noża. Policzki pociemniały nieznacznie, co było oznaką ledwie zauważalnego rumieńca. Odsunął się, łapiąc za brzeg sukienki i ciągnąc ją w dół. - Pacz jak Tami płacze. Borze jaki żal... - mruknął przywołując na twarz smutaśną minę. Nie poryczał się jednak. Bez przesady, odkrywanie reszty tych seksiastych rajstopek aż tak go nie ruszyło. Był po prostu lekko zaskoczony reakcją Wymordowanego.
Wreszcie uśmiechnął się zaczepnie i stanął, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. Prawą stopę lekko uniósł, żeby opierać się na palcach. Dłonie splótł za plecami. Niewinne dziewczę, tylko takie trochę płaskie. Naukowiec przechylił głowę w lewo.
- Już spokój?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 20:17  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Nie obchodziły go ani trochę jego reakcje, to co ma pod kiecką czy to jak zachowają się ludzie wokół. Chciał tylko zabawić siebie samego jednorazowo. I mu się udało, dawno się tak nie śmiał. I choć już mu się znudziło i na jego twarz wrócił codzienny znudzony wyraz to był zadowolony. Oczywiście chwilowo nie było tego po nim widać. Jednakże kto wie, może potem to okaże. Albo zaraz. Albo i nie. Nigdy nie wiadomo czego się po nim spodziewać.
Zakład, zakład... Winny się tłumaczy. A tak w ogóle to nie moja sprawa jak się ubierasz na co dzień.
Pokręcił głową i zrobił krok w przód. Naburmuszona mina nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, ani trochę. Co innego, gdyby nie była udawana. A tak to co tam. Zaśmiał się z jego słów i obserwował jego zachowanie. W sumie to całkiem zabawnie tak wyglądał. Jak się ustawił w swoją pozę niewinnej dziewczynki to już w ogóle. Co prawda do bycia uroczym to było mu daleko, ale ten widok i tak poprawił Azrelowi nastrój.
Blondyn podszedł bliżej i przesunął palcami po czarnym gorsecie, który ściskał mężczyznę. Bawił się kolczykiem w języku, zaczepiając go o zęby i ciągnąć. Jego dłoń poruszała się w górę i zatrzymała się dopiero przy uchu naukowca. Przesunął palcem wzdłuż linii jego szczęki i przestał bawić się swoim kolczykiem.
Spokój. Powiedz, spieszysz się gdzieś? Może do domu? Mogę się pospieszyć z tobą?
Oczywista zaczepka. Uśmiechnął się miło. To oczywiste, Az zawsze skorzysta z okazji na zdobycie klienta. Zwłaszcza, gdy potencjalny klient jest tak interesującą osobą, która może paradować po mieście w sukience. Poza tym Opętny sam nie wyglądał jakoś bardzo zwyczajnie, biorąc pod uwagę kolory jego oczu i masy kolczyków. Jakby mieli się gdzieś razem wybrać to wyglądaliby po prostu jak dwójka psycholi. To w sumie lepiej niż wyglądać jak psychol w pojedynkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 21:30  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Prychnął cicho. To już druga osoba, która na jego widok wybuchnęła śmiechem. O ile pierwszej to wybaczył, bo w końcu to z nią się umawiał i to ona nie wierzyła, iż Tamir serio zrobi z siebie kretyna, tak druga osoba go dobiła. A po drodze na bal pewnie ludzie szeptali za jego plecami i wytykali go palcami, wrednie się uśmiechając. Oj nie, lepiej nie wnikać w takie tematy, coby arab nie zaczął mieć przeczucia bycia obserwowanym.
- Xarent mnie zmusił... W nagrodę dostanę wyniki jego badań nad wirusem - prychnął cicho. Nie miał pojęcia, że rozmawia z przedstawicielem istot, które były dla niego wrogiem naturalnym. Niby znali się trochę dłużej niż dwa spotkania na krzyż, ale jednak nie rozpoznawał zagrożenia. Choć to powinno być dziwne, skoro spotkał w swoim życiu wielu żywomartwych, codziennie się z jakimś spotykał w laboratoriach i w teorii powinien widzieć nawet niewielkie różnice. W wypadku blondyna... cóż. Może chodziło o uczucia? A może po prostu Azrel wyglądał jak psychopata, do którego lepiej nie zbliżać się z magnesem, przez co naukowiec kojarzył go ze zwykłymi mieszkańcami miasta? Powody mogły być różne, a w dodatku każdy właściwy.
Położył dłonie na biodrach różnookiego i przesunął je nieco w górę, patrząc mu w oczy. Co z tego, że ktoś mógł ich widzieć? Z daleka Tamir przypominał kobietę, a z bliska... W sumie z bliska też na pierwszy rzut oka w tym momencie był kimś innym. A mało było osób, które widząc obściskującą się parę wlepiało gały i obserwowało. Najczęściej szło się dalej, mając na to totalnie wyjebane. Poza tym, w tych czasach już niczego się chyba nie czepiano. Widok dwóch zbytnio do siebie zbliżonych facetów nie odstraszał tak bardzo jak ileśtamset lat temu.
- Jakbyś zgadł... Moja pomoc domowa wysiadła i koty za moment zrobią mi w mieszkaniu armagedon. Cholerne sierściuchy potrafią biegać po ścianach, kiedy mnie nie ma... - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Czasami się zastanawiał, czy to na pewno były zwykłe zwierzaki, a nie przypadkiem jakieś mutanty. Nie zachowywały się jak na koty przystało, a niestety żaden nie przypominał z wyglądu Kota z Cheshire, więc nie mógł wziąć ich ze sobą. Nie pasowały do stroju. - A jak nie masz co robić, to możesz - dodał. Nie wyczuwał żadnego podstępu ani łowów na klienta. Jego umysł był jeszcze zbyt niewinny, żeby w ogóle myśleć o czymś takim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 22:33  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Nie zdziwię się, jeśli tak naprawdę cię przysłowiowo wyruchał.
Odpowiedział natychmiast, wzruszając ramionami. Nie znał tego całego Xarenta, ale już lubił jego poczucie humoru. I to okrucieństwo, skazując biednego faceta do noszenia kiecki publicznie. Hah, cudna kara. W tym momencie Azrel uświadomił sobie, że rozmawia z totalnie nieświadomym człowiekiem. I to jeszcze naukowiec. No ale nie było co się dziwić. Co z tego, że Az nie jest ludziem skoro totalnie nic go nie odróżnia? Wygląda jak prawie normalny człowiek, a swoją potworną stronę mógłby ukazać na życzenie, jednak po co? Żeby zasiać panikę? No, niby to też jakaś rozrywka... Jednak mógłby przez to stracić kogoś w sumie ważnego dla niego, a tego przecież nie chciał. Trudno było mu przyznać, że Tamir znaczy coś więcej niż kolejny zwyrodniały klient, ale był tego w pełni świadom. No i mimo wszystko nie chciał go skrzywdzić. Ich obojgu chyba równie mało obchodziło czy mają jakichś świadków czy nie, a zwłaszcza Aza. A co się będzie przejmował zdaniem ludzi, których nigdy wcześniej na oczy nie widział i będzie już nie zobaczy? To bez sensu.
Może są nawiedzone.
Mruknął, przymykając fioletowe oko bez konkretnego powodu. Dłonią, która wcześniej sunęła po jego ciele sięgnął do jego włosów. Przepuścił przez palce dredy i przysnął się bliżej niego. Niespodziewanie usta blondyna musnęły wargi mężczyzny. Uśmiechnął się zaczepnie i trochę odsunął, spoglądając mu w oczy. Chyba faktycznie miał głęboko w dupie czy ktokolwiek ich zobaczy czy też nie. Nic się nie liczyło.
Masz rację, nie mam co robić. I nie mogę się na niczym skupić. I wcale nie chcę tu być.
Mówił głosem delikatnym, jakby prosząc go o coś. Jego spojrzenie również to wyrażało. Koci wzrok, zupełnie jakby był księżniczką, która czeka na wybawienie przez swojego księcia z bajki. Kto jak kto, ale akurat Azrael potrafi się bawić emocjami innych. A zwłaszcza tego tutaj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.13 23:55  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Prychnął cicho. Jasne, bo Xar by się odważył to zrobić... A może jednak?
- W takim razie to ja wyrucham jego i mu je po prostu ukradnę, jak zawsze. Tylko tym razem nie oddam - na jego wargi wpełzł wredny uśmiech. Do atrakcji można dodać jeszcze przepisanie ważniejszych wiadomości stosowanym przez siebie szyfrem i zniszczenie danych kolegi z pracy. Może to dlatego nigdy nie próbowano go oszukiwać? Potrafił się mścić i to porządnie. Już od wczesnego dzieciństwa oszukiwanie go kończyło się dla oszukującego bardzo źle. Inne dzieci też nie miały z nim łatwo, kiedy coś obiecywały, a potem obietnicy nie wypełniały. Zawsze znalazł sposób, żeby komuś dokuczyć i może dlatego ostatecznie wylądował praktycznie bez przyjaciół.
- Prędzej chore psychicznie - rzucił takim głosem, jakby oznajmiał światu, że pogoda będzie taka sama jak od kilku dni. Nawiedzone koty, jasne. Ale kto wie? Nigdy nie interesował się egzorcyzmami, nawet nie wiedział, czy w jego religii coś takiego funkcjonuje. Wypędzanie demonów znał tylko z horrorów, a to raczej nikłe źródło informacji. Poza tym, nie wydawały się jakieś dziwne. Po prostu gdy go nie było, zaczynały szaleć. A jeśli były same w mieszkaniu, to już w ogóle. Trzeba by było je chyba w szafie zamykać, żeby móc zostawić wszystko bezpieczne i móc wyjść, jednak szkoda szafy. I jej zawartości, bo małe kłaki pazurki miały niezwykle wielkie. Dlatego już lepiej zrezygnować z jakiegoś wyjścia i je pilnować.
Patrzył mu cały czas w oczy. Uśmiechnął się na to pocałunkopodobne coś. Nie wyglądał na zdziwionego, jednak trochę go to zaskoczyło. Ot tak, na ulicy. Nie dbając, że ktoś może widzieć. Ale czy to ważne? Jeśli to komuś przeszkadzało, to niech po prostu nie patrzy. A Tamir aż tak o reputację nie dbał, bo większość czasu spędzał w laboratoriach. Mieszkańcy miasta kojarzyli go tylko w centralnej dzielnicy, bo po prostu nie miał po co odwiedzać innych części.
- Więc chodź. Wątpliwe, że gdzieś jeszcze dziś wyjdę, a granie aż nie padnę mi się wcale nie uśmiecha. Trochę tam cicho, jak jestem sam - przysunął do niego głowę i przejechał wargami po szyi blondyna, zaczepnie szczypiąc w pewnym momencie jego skórę zębami. Mhm. Az był jedną z niewielu osób, które wiedziały jak ruszyć uczucia i emocje araba. I potrafił to wykorzystać, bo zdarzały się momenty, iż Jarrah był w stanie zrobić dla niego praktycznie wszystko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 7:30  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
To w sumie smutne trochę. Znasz kogoś od jakiegoś czasu, żywisz wobec niego jakieś tam uczucia, uprawialiście seks i to nie taki bez emocji... A mimo to prawie się nie znacie. Naukowiec nie ma bladego pojęcia o tym, iż Azrel w ogóle mógłby być Wymordowanym. A co, gdyby chłopak mu powiedział? Jaka byłaby jego reakcja? Okazałby zdziwienie? Na pewno. Rozpacz? Złość? Może, a może nie. Może by się nie przejął. Albo zaciągnąłby go do laboratorium jako prywatny obiekt doświadczalny. Az tego nie chciał. Ich związek od początku był niebezpieczny, a w całości trzyma go właśnie ta tajemnica, plus uczucia ich obojgu. Póki co wolał nie wiedzieć jak sprawy się potoczą, był jednak pewien, że któregoś dnia Tamir pozna prawdę. I to prawdopodobnie będzie dzień, w którym rozstaną się na zawsze. Blondyn nie chciał się kłócić, nie z nim. Pewnie by uciekł po cichu i już nigdy nie pokazał mu się na oczy. Ah, oh, jak dramatycznie. Jednak jeszcze nie czas na to. Na razie mają przed sobą jeszcze wiele spokojnych dni.
Z tego zamyślenia wyrwał go dotyk miękkich ust Sayida na jego szyi, a zwłaszcza to szczypnięcie. Westchnął z zaskoczenia, ale także przez ten gest. Odsunął go delikatnie i spojrzał mu w oczy. Niepotrzebnie teraz myślał o takich rzeczach. Wprawiło go w jakiś dziwny nastrój, a że Az często poddaje się emocjom... Przysunął usta do jego ucha i szepnął jakieś niewyraźne "kocham cię". Następnie odwrócił wzrok i odsunął się na bezpieczną odległość. Sam nie wiedział czemu to zrobił, on nigdy nie wie czemu coś robi. Cholerny psychol.
Jesteś smutnym człowiekiem. Porównałbym cię do starszej pani w sumie. Koty, samotność i zabawa w naukę, hah.
Uśmiechnął się i ponownie spojrzał mu w oczy. Twarz blondyna jest naprawdę dziwna. Potrafi przybrać niezliczone typy uśmiechów i do tego zmieniać je na zawołanie. Już od momentu spotkania przez jego lico przebiegły chyba cztery rodzaje uśmiechów, z czego ten obecny był chyba najłagodniejszy, najnormalniejszy, najcieplejszy.
Lubię jak nie masz planów.
Zaśmiał się, zerkając na ich buty. Właściwie to ich obuwie było to siebie dość podobne. Przynajmniej teraz, gdy starszy z nich postanowił pobawić się w transwestytę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 17:16  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Zdziwienie byłoby reakcją stuprocentową, jednak co do reszty... Cóż. Na pewno nie zacząłby krzyczeć, choć mógłby się przestraszyć. W końcu po wielu latach nadal nie było pewności, czy wirusem mutującym nie można się przypadkiem zarazić poprzez kontakt. W laboratorium nigdy się jeszcze to nie zdarzyło, ale kto wie? Może po prostu wirus jest sobie uśpiony? A co, jeśli podczas badań został zarażony? O tym starał się nigdy nie myśleć, odrzucać czarne chmury na bok. Nie miał objawów, czuł się dobrze. Może poza zmęczeniem, ale to z przepracowania. Hn... Z przepracowania... A może tylko tak sobie wmawiał? Tak czy inaczej, Tamir zapewne by się nie gniewał. Może byłby rozczarowany zatajeniem tak ważnej (dla niego) informacji, może nawet by mu to wybaczył. Kierował do blondyna uczucia i to konkretne, a to było u niego rzeczą trudną i niecodzienną. Pięć razy by się zastanowił, zanim podjąłby decyzję o rozstaniu, a potrwałoby to... no raczej długo. I ucieczka bardzo odbiła się na odczuwanych przez araba emocjach. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zacząłby go szukać.
Uśmiechał się do niego, całkowicie nieświadomy jego myśli i prawdziwej natury. Liczyło się to, kim był teraz, a był... Był... Keh. Osobą ważną dla dredowłosego. Kimś, kto wprowadzał kolorowe nuty do tej szarej, ponurej egzystencji, w której nawet nie musiał walczyć o przetrwanie, bo miał wszystko podtykane pod sam nos. Wyrywał go z cyklu monotonności, samą obecnością urozmaicając nudne życie. Przejechał palcami po jego jasnych włosach i odszepnął "ja cię też". Nie kłamał. Był szczęśliwy przez to, że mówił prawdę. Choć raz w życiu, kurde.
- Ale mieszkam na jednym z najwyższych pięter i nie podglądam sąsiadów i przechodniów oknem. I nie stękam ludziom za plecami w autobusie - prychnął, śmiejąc się. Niezłe porównanie, nie ma co. - Koty mam w prezencie od rodziców, żebym nie dostał świra, samotny jestem przez tryb pracy... a nauka jest właśnie moją pracą. Tylko do tego się nadaję i tak już zostanie do końca moich jakże ciekawych dni.
Mogło być inaczej. Mógł zostać nauczycielem, wykładowcą, szefem jakiejś firmy produkującej elektronikę, a nawet i konserwatorem powierzchni płaskich w jakimś barze czy innym kiblu. Przy jego umiejętnościach chcieliby go wszędzie. Rzadko się przecież zdarza ktoś, kto w wieku szesnastu lat jest sobie spokojnie już na końcówce studiów, prawda? A rok temu zyskał tytuł doktora, co u ludzi przychodziło po bardzo długim czasie uczenia się. I wylądował w jakichś podziemiach, zamiast dołować studentów z wiekiem 40+, tsh.
- Mogę nie mieć ich częściej, wystarczy, że powiesz. Wierz mi, momentami wręcz marzę, by wyrwać się z pracy i gdzieś uciec, tylko powodu nie mam - odpowiedział spokojnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 17:35  •  Droga dojazdowa - Page 2 Empty Re: Droga dojazdowa
Para panów mogła być na sobie zbyt skupiona, by dojrzeć powoli zbliżający się, złożony z dwóch mężczyzn patrol wojskowy, jaki zatrzymywał różne osoby idące w tą czy w drugą, sprawdzając ich dokumenty. Niższy z nich, brązowowłosy, acz wyglądający na dobrze zbudowanego, w dosyć wymowny sposób mówił o swoich odczuciach na temat tego całego ich działania. Może gdyby się skupili, to by usłyszeli, wróć, na pewno słyszeli. Facet wcale nie starał się być cicho.
- Nienawidzę tej roboty zwłaszcza w takie dni. Łazić bez sensu w nocy jak jakiś cieć, sprawdzać identyfikacje innych...
Doszło nawet do tego, że sprawdzając identyfikację którejś osoby, bezpardonowo miotnął nią po tym w twarz jednego z przebierańców, warcząc cicho z chęcią rozniesienia kolejnego przechodnia na strzępy. Drugi z nich dwóch, wyraźnie wyższy i chudszy, wydawał się jednak dużo spokojniejszy, próbując jakoś uspokoić swojego towarzysza kojącym słowem.
- Uspokój się i przestań marudzić, to chyba jedno z najmilszych zadań, jakie można było dostać. Wolałbyś łazić w kółko po mieście?
- Tak, przynajmniej nie wpadałbym na podpitych kretynów, którzy potem rzygają dalej niż widzą.
- To też jest jakiś plus...
- Hej, wy dwaj!
Zawołał do was, podchodząc razem ze swoim towarzyszem bliżej. Biorąc pod uwagę, że jeden z was(choć drugi o tym nie wiedział) jest wymordowanym bez papierów, to jeśli czegoś nie wymyślicie, macie nieźle przerąbane. Stanęli krok, może dwa od was, po czym wyższy osobnik, o prawdopodobnie jaśniejszym odcieniu włosów odezwał się pierwszy.
- Wybaczcie za wchodzenie w rozmowę, ale ze względów bezpieczeństwa jesteśmy zmuszeni...
- Pozwolisz że ja to powiem?
Zatkał na moment usta swojemu towarzyszowi dłonią, a na jego pytanie wzruszył barkami z wyrazem twarzy "whatever".
- Nam się spieszy, i wam też się spieszy. Jestem wami zmęczony i nie mam ochoty się pieprzyć w jakieś ceregiele. Pokażcie przepustki.
Spojrzenie wyraźnie poirytywanego żołnierza, który w tej chwili przypominał tykającą bombę zegarową przeskakiwało z jednego na drugiego, jakby samym wzrokiem już chciał was zabić. Jego kolega skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, mając tą sytuację ordynarnie gdzieś w sumie. Skoro jego znajomek chce się bawić w złego gliniarza, niech się bawi. Jego w to nie miesza.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach