Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 18 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 18  Next

Go down

Pisanie 24.01.15 19:41  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Misha wypadła z jakiegoś kiepskiego Pubu, o niekoniecznie najlepszej reputacji (a jednocześnie podobno nie najgorszego), marudząc nieco pod nosem na tamtejszy, rozwodniony alkohol. Czasami, przez krótką chwilę myślała, że S.SPEC jednak ma pewne granice w robieniu bajzlu i wpadaniu na beznadziejne pomysły, tymczasem okazało się, że nawet wódkę potrafili spieprzyć. Nie wspominając o całym przedstawieniu odbytym na głównym placu. Była czynnym uczestnikiem całego przedsięwzięcia. Możliwe, że to ona pierwsza zaczęła podnosić ręce czy gwizdać, nie pamiętała dokładnie.
Złapała kogoś za ramię, gestykulując żywo ręką. Spacerowała bezszelestnie, jak cała grupa, idąc między uliczkami. Obserwując powoli oddalający się tłum, w który się wtapiali. Wtapiali, dopóki ten nie zniknął. Kiepsko? Było fatalnie. Szybki skręt w boczną uliczkę, krótki bieg i szukanie kryjówek, gdy patronujące wojsko szło ich śladem. Mieli dużo szczęścia. Po ciszy na ulicy, Misha siedząc na jednym z balkonów, zupełnie skulona, stwierdziła, że nikogo nie złapali. A potem dwójka wojskowych wyszła z ulicy, oddalając się coraz bardziej.
Dziewczyna podniosła się i wychyliła przez balkon. Zawisła, trzymając się dłońmi za barierki, a następnie zeskoczyła na ziemię. Uniosła się z kucek i ruszyła, już wyprostowana przed siebie, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie. Przeskoczyła nad jakimś papierkiem, miękko lądując. Poruszała się niczym kot, zgrabnie i bezszelestnie, dziarskim krokiem wychodząc na główną ulicę. Nie spuściła głowy, z doświadczenia wiedząc, że w ten sposób nie wyglądała jak ofiara. A mężczyźni lubili jej sylwetkę i urodę, nawet jeśli była dużo bardziej egzotyczna niż jakiś czas temu.
Poprawiła na sobie skórzaną kurtkę, i podrapała po zgrabnym udzie, wyczuwając pod palcami koronkowy wzór rajstop. Zapaliła papierosa, zaciągając się mocno. Była całkiem ładna noc, dlatego nie śpieszyła się do siedziby. W sumie mogłaby odwiedzić Marlę, pewnie tęskniła za starą przyjaciółką – kompanką do picia i głupich żartów. Tyle, że Marla mieszkała wśród starego towarzystwa. A to Mishy już mniej odpowiadało.
Odetchnęła i rzuciła papierosa na ziemię, zgniatając go podeszwą buta. Kiepski pomysł. Ale nie chciała jeszcze wracać. Była lekko podbita, zadowolona i chyba nawet szczęśliwa. Chciała znowu przeskoczyć nad czymś, ale opanowała się, gdy zauważyła stojących niedaleko żołnierzy. Nie zmieniając tempa, zbliżała się coraz bardziej do postaci stojącej przed wystawą. Szczęście jej niezmiennie sprzyjało. Zbyła zaczepiających ją żołnierzy paroma słowami i uśmiechem, odpowiadając żartobliwie na propozycję dotrzymania im towarzystwa. Nic z tego skurwysyny. Nie tym razem. To był jeden z powodów dla których tak bardzo nienawidziła całej organizacji. Niby tak pilnowała porządku, a jednocześnie była ponad wszystkim.
- Ach! Witaj! – powiedziała głośno, aby tamci usłyszeli, widząc już wyraźnie dziewczynę. Podeszła do niej, z rozmachu, łapiąc ją pod ramię. – Nie odpychaj mnie – zastrzegła od razu, już ciszej, licząc, że jej ton wmuruje ją na chwilę w ziemię. Spojrzała w ich odbicie, na sukienki i twarz kobiety… I dopiero teraz zauważając, że ta płakała. – O cholera, przepraszam – powiedziała, wybierając najgorszą opcję z możliwych. A potem sięgnęła dłonią, chcąc wytrzeć jej łzy. Spojrzenie wojskowych wypalało dziury w jej plecach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 10:23  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Tłum przelewał się obok niej jak wartka rzeka Amazonka, Kongo czy Niger, a ona stała niewzruszenie niczym głaz. Aż do momentu, kiedy jakiś czynnik zewnętrzny wytrącił ją nie tyle z równowagi, co z dotychczasowej zadumy.
Pozornie - lekko głośnawy, jednak dla Fran dźwięk ten był już powyżej optymalnej granicy decybeli, przez co wywołał małe wibracje w mózgu, psując jego dotychczasową harmonię i naruszając ten jakże wrażliwy u niej zmysł.
Obróciła lekko głowę w stronę źródła szarpnięcia i odgłosów.
- What? - Rzuciła cicho z wyrzutem, choć w sumie może i niepotrzebnie. Czyż ta kobieta była wyjątkiem od reguły i znała nieco angielski?
Jej gniewne spojrzenie spadło na stojącą przed nią, niebieskooką kobietę podobnego wzrostu. Wyglądała jak laska ulicy: złodziejka, mało sympatyczna i wulgarna; jak ona sama sprzed lat. Sam akt zaczepienia wydawał się nieco nachalny, ale przecież nie będzie się z nią szamotać nie dość, że na środku ulicy, to jeszcze przy takiej ilości schodzących się. Jak się później okazało, także w obecności "pilnujących" porządku. Jakby wyszło, że w sumie jest tu nielegalnie, już teraz ledwo wiążąc koniec z końcem, to co by było, gdyby jej mały sekret wyszedł by na jaw?
Poza tym sama z doświadczenia wiedziała, że w tej sytuacji będzie ciężko jakkolwiek się uchronić i dla własnego dobra lepiej iść na ugodę, jak to bywało w przypadku jej ofiar. Zakładnicy bojąc się naładowanej spluwy przy skroni i palca kurczowo trzymanego na spuście, poddawali się niczym owce. Tu wprawdzie nie było broni, a bynajmniej na widoku, ale jeden sierpowy, druga kosa, trzecie podcięcie i bach. Po ptokach.
A co poza tym uniemożliwiało jej obronę? Choćby to, że się zmieniła. Wróciła z toksycznego życia na prostą drogę, była już tą grzeczną dziewczyną sprzed lat, no i wróciła... jako trup. Słaba jak cholera i nadal nie ogarnięta w jakim bagnie dokładnie siedzi.
Ciekawe, czego chcieć może ta kobiecina. Pieniędzy? Może ognia?... - Myślała przez moment. Nie rozumiała ani słowa. Zwróciła lekko czarne oczy na bok i znalazła potencjalne źródło całego incydentu - żołdaków. Tęczówki czarnowłosej powoli zwróciły się znów chłodno na białowłosą. Skinęła lekko głową. Zrozumiała, że jest w tej chwili potrzebna do odegrania scenki. Tylko nie wiedziała jeszcze, jakiej.
Jej wątpliwość została zaraz potem rozwiana, kiedy nieznajoma zaczęła manewrować ręką przy jej twarzy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przez swoją zadumę z oczu popłynął strumień jej osobliwych, ołowianych łez. Instynktownie odchyliła tułów w tył, robiąc unik przed cudzą nieproszoną ręką, ale w tej sytuacji wyglądało by to podejrzanie. Lekko rozchylone usta przymknęła i zacisnęła w wąską kreskę. Postawiła się do pionu i dała działać kobiecie. Jej aktualnie nigdzie się nie spieszyło, a jeżeli to ma w czymś pomóc, to w czym problem?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 11:32  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Misha znała angielski, dlatego zrozumiała pytanie. Obcowanie z ludźmi i wyciąganie jak najwięcej informacji z ich rozmowy, wymuszało na niej znanie więcej niż jednego języka. Nawet jeśli rozumiała sens zdań, a nie potrafiła poprawnie odpowiedzieć. Pomimo tego, nie chciała się z tym wychylać. Szczególnie, że z bliska dziewczyna nie wyglądała wcale porządniej od niej. Źle oceniła sytuację, jak dzieciak albo nowicjusz. Wywinąć się jednak nie mogła, skoro zaczęła szopkę z rozmachem (jakżeby inaczej!), z miejsca spoufalając się z nieznajomą.
- Chodź, nie będziemy tutaj stały całą noc – powiedziała, cofając dłoń, jakby nigdy nic. Na chwilę spuściła wzrok, udając skruszoną, aby po chwili zaśmiać się ciepło. Dalej obejmowała ją pod ramię i wpatrywała się niebieskimi, świdrującymi oczami w kobiecinę. Wyglądającą jak żebraczka. Może to ona potrzebuje pomocy, a nie ty? Chodź – powtórzyła po angielsku, jeszcze ciszej, uśmiechając się po raz kolejny. Chciała być czarująca i przekonująca. Mundurowi za nią, tłumaczyli najlepiej czemu przykleiła się do dziewczyny, roztaczając wokół siebie zapach perfum, alkoholu, papierosów i może odrobinę potu. Pociągnęła ją delikatnie w wąską uliczkę, a potem zaczęła nawijać w niekoniecznie znanym dziewczynie języku. O tym co dzisiaj widziała, gdzie była, o wystawie i sukienkach. Głównie sukienkach, pokazując jedną ręką kształt. Nawet jeśli przestali ich słyszeć, Misha dalej ciągnęła szopkę, męcząc kobietę swoim monologiem. Cztery, pięć… - … To była naprawdę najcudowniejsza rzecz.. trzy, dwa… I ostatni metr. Skręciły, a Misha odsunęła się natychmiastowo.
- Przepraszam Cię za to – powiedziała z miejsca, po angielsku, wysuwając z kieszeni papierosy, jak przystało na obrzydliwego palacza w stresowych sytuacjach. Wyciągnęła paczkę w stronę nieznajomej, proponując jej jednego. W drugiej dłoni już trzymała zapalniczkę. I nie przepraszała tylko za wykorzystanie jej, ale również narażenie, gdyby cos poszło nie tak, a wojskowi jednak potraktowali swoją robotę poważnie i sprawdzili ich dokumenty. – Nie miałam innego pomysłu – zaśmiała się cicho, jakby sytuacja mogła być zabawna. Przez chwilą zaczepiali ją obcy w jednoznaczny sposób, ona porwała się na zaczepienia płaczącej nieznajomej i bezczelnie wykorzystała ją jako swoją tarczę. Jakby spojrzeć na to z tej perspektywy… Zachichotała ponownie, już z papierosem między wargami, wypuszczając dym nosem. Przedstawiała sobą wszystko to o czym marzyły wolne, zbuntowane kobiety. Tak właściwie… To sama nawet nie wiedziała, że przypomina dawną Ruffian i być może rozdrapuje jakieś stare rany. – Miałaś coś do załatwienia na Głównej? – zainteresowała się w końcu, wsuwając jedną dłoń do kieszeni kurtki, przerzucając ciężar ciała na jedną nogę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 23:28  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Stały pośród tłumu, najwidoczniej cały czas na celowniku żołdaków. Sama Wymordowana czuła niebezpieczne mrowienie na plecach, wywołane ich wzrokiem. Nie trudno, by podeszli i odnotowali sobie przypominającą obdartuskę Fran, jak i zaczepiającą ją wygoloną po bokach białowłosą penerkę. Taka zaczepka niejednemu myślącemu wydawałaby się podejrzana. Chociaż, kto wie. Raz, że ludzie ulicy znają się czasem lepiej, niż na własnych kieszeniach, a po wtóre, kto by się przejmował marginesem społecznym?
Na szczęście nowo poznana, choć nie koniecznie chciana rozmówczyni, złapała czarnooką nawet nie tak brutalnie jak przypuszczała za ramię i powoli prowadziła w wąską uliczkę. Podczas niedługiej, ale strasznie krępującej wędrówki Ruffian była zdolna jedynie do przytakiwania na słowotok nieznajomej.
Racja! Czas na drugą stronę medalu. Fran tam nie zaglądnęła, a kto wie, czy jakiś debil nie przyszedł po paradzie wylać i nie wywalił gdzieś swojego obskurnego śmiecia. Warto by się tam nieco pokręcić, pokrzątać dla dalszego odgrywania teatralnej scenki. Gdy już się znalazły między bardziej ściśniętymi murami, co zdziwiło Fran, kobieta zagadnęła po angielsku.
- Całe szczęście. Jednak jest tu ktoś, kto angielszczyzną się posługuje w tym wartkim nurcie. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, masując sobie od tak dłonie. Poczuła, jak zeschnięte czarne łzy ściągają jej skórę na twarzy. Wyjęła śnieżnobiałą celulozową chusteczkę higieniczną i zaczęła ścierać ołów z okrągłych policzków. Robiła dobrą minę do złej gry, ale skoro zamiast okraść, przeszukać, zmieszać z błotem i zwiać, nieznajoma zaczęła ją przepraszać, Franny nieco się rozpogodziła. Nawet dostała papierosy na poczęstunek. Czarnowłosa uśmiechnęła się uprzejmie, ale wyjęła otwartą dłoń i machając nią odmówiła. Może nieznajomej bardziej będą potrzebne, aniżeli oduczonej palenia Ruffian.
- Spoko. Rozumiem. Co żeś nabroiła, że takie scenki odgrywasz? - Zapytała ciepło z przyjemnym uśmiechem na twarzy, chowając głowę w kaptur a ręce w kieszenie luźnej kurtki, jak totalny menel, przy czym obciążyła lewą nogę ciężarem ciała, a prawą wyprostowała, czubkiem bijąc o ścianę dla zabawy.
- Na Głównej? W sumie już nic. Wracałam właśnie do domu. A Ty? Oczywiście, jeśli wolno zapytać. - Przestała bawić się w stukanie butem o fundament budynku i odwróciła się bardziej na wprost kobiety. Raz, żeby mieć ją bardziej na oku, dwa, ażeby przysłonić nieco panoramę ciekawskim na ten kąt. Jak zobaczą czyjeś plecy w niezbyt budzącym zaufanie kaftanie, od razu odechce się im tu zaglądać.
Z przyjemnym wyrazem na twarzy zaczęła bacznie obserwować nieznajomą.
Ciekawy osobnik, nie powiem... ale lepiej trzymać dystans. Sama kiedyś wodziłam za nos i jeszcze tego mi brakowało, żebym sama dała się na to złapać. - Myślała intensywnie, byleby się zaraz w coś nie wciągnąć. Życie niejednokrotnie nauczyło ją ostrożności. Przez ostatnie dziesięć lat z każdym dniem czuła, jakby stąpała po cienkim lodzie. A teraz, na obczyźnie i w takim stanie jeszcze bardziej na ten kruchy lód trzeba było uważać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 16:06  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Pierwsze spostrzeżenie? Dziewczyna miała czarne smugi na policzkach. Drugie? Wyglądała naprawdę potwornie. Trzecie? Misha wszystko to już wiedziała, ale po raz kolejny informacje w nią uderzyły. Owe łzy blondynka wzięła za rozmazany makijaż, a taki ubiór, cóż, po prostu za oznakę nienajlepszego poziomu życia. Tym sposobem, Misha stworzyła bardzo prosty obraz człowieka. Wyjrzała zza jej ramienia na ulicę główną, od której ta ją odgraniczała. Biedna i samotna, pomyślała, zanim powstrzymała swoich przyzwyczajeń. Albo spragniona uwagi.
- Powiedzmy, że posługuję. Mów jakbym powiedziała coś źle – chociaż znała język, nie posługiwała się nim często, mogła robić mniejsze bądź większe błędy i mieć problemy z odpowiednim akcentowaniem.  Na pewno mówiła dużo gorzej od kobiety.
Zaciągnęła się mocno, zanim nie zaśmiała się. Ona miałaby nabroić? Dziewczyna zgadła, ale Misha ani nie chciała, ani nie mogła odpowiedzieć wprost na to pytanie. Dlatego spróbowała ładnie obejść tą kwestię, nie lubiąc kłamać.
- Doskonale widziałaś co nabroiłam. Za blisko tamtych przeszłam – wskazała głową w stronę Głównej ulicy, mając na myśli wojskowych. Winna bycia za ładną. Dobre. Szkoda tylko, że sama myśl Mishę czasami doprowadzała do szału. - Moja wina – zaśmiała się lekko, a za plecami brunetki przechodziły inne osoby, również wracające do własnych domów, ale śpieszących się do pracy. Były różne godziny, sama Misha często w środku nocy zaczynała życie, niezależnie czy obecne czy poprzednie. Wyciągnęła rękę w stronę twarzy dziewczyny. – Jeszcze tutaj masz ślad – powiedziała, dotykając jej policzek przy wargach. Szybko jednak cofnęła rękę, nie chcąc jej płoszyć swoim dotykiem. Nawet jeśli nieco się rozluźniła, od kiedy wyszło na jaw, że blondynka umie się z nią porozumieć.
- Planowałam trochę pozwiedzać miasto. Nocą jest czasem ładniejsze niż za dnia – zgasiła papierosa o ścianę i wyrzuciła do studzienki kanalizacyjnej, znajdującej się parę kroków dalej. Z dłońmi wsuniętymi do kieszeni kurtki, wróciła do brunetki. – Odprowadzę Cię – powiedziała, posyłając jej ładny uśmiech. Nie chciała wracać, a towarzystwo innej osoby zawsze było dobrze widziane. Szczególnie kogoś kto nie znając podstawowego języka, funkcjonował w tym mieście zdaje się, że całkiem normalnie. Poza tym, Misha planowała kupić coś na mieście i dać jej, w zamian za tą małą pomoc. Sama przed sobą jednak musiała przyznać, ze ma przypływ dobrej woli.  – I zanim zaprzeczysz… To i tak pewnie będę szła w Twoją stronę – teraz wykrzywiła wargi lekko przekornie, nie tracąc rozbawienia w oczach. Odrobinę się narzucała.

*Wybacz za ten poślizg
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 1:15  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
- Pfff, mniej ważna poprawność. Grunt, to żeby chociaż była komunikatywność. - Parsknęła z lekkim uśmiechem. Kobieta obok niepotrzebnie przejmowała się gramatyką, czy częściowym posługiwaniem się językiem.
Fran odruchowo odwróciła głowę na ulicę, gdy nieznajoma wskazała na źródło swojej zaczepki. Mignął jej tylko jakiś niewysoki i nieco puszysty facet koło czterdziestki w ciemnym płaszczu, czarnym kapeluszu z parasolem w ręce.
Odwróciła głowę. Jej pytanie zostało sprytnie ominięte niemalże szerokim łukiem. Zaśmiała się cicho w odzewie, gratulując sprytu i poczucia humoru.
Kiedy ścierała brud z twarzy, nieznajoma tknęła czarnooką w kąciku wargi, wskazując na niedomyty fragment. Ruffian nie odebrała tego gestu jakoś dwuznacznie. Wprawdzie miała styczność i z mężczyznami, i z kobietami, ale na chwilę obecną nie przyszła jej żadna szalona, podstępna czy krępująca myśl na ten temat, zwłaszcza, że od tej sfery chciała się jak najdalej odsunąć, zapomnieć i skupić na ówczesnym problemie.
- O, dziękuję bardzo. - Uśmiechnęła się lekko i zaraz po zwróceniu uwagi zaczęła ścierać wskazane miejsce.
Po skończeniu szorowania twarzy spojrzała na nieznajomą wzrokiem z pewną ambicją. Twarz mimo, że bez uśmiechu mimo wszystko wydawała się być jakoś rozpromieniona.
Książek nie powinno oceniać się po okładce.
Pomyślała. Zaczęła powoli nabierać sympatii do tej osobistości.
- Nocą? Owszem... - Ciągnęła. - Zwłaszcza, kiedy świecą się te wszystkie neony, diody i ledy. Wtedy też nie ma dużego ruchu. Miasto wydaje się takie przestronne, a nawet przeraźliwie puste, jak po jakimś kataklizmie czy epidemii. - Nie zauważyła na dwuznaczność stwierdzenia. - Powietrze jest bardziej rześkie, no i ten unikalny chłód, pieszczący rozgorączkowane ciało. - W tym ostatnim dała się nieco ponieść fantazji. - Latem to dopiero jest przyjemność włóczyć się po dwunastej. - Rozmarzyła się.
– Odprowadzę Cię.
Fran nieco pobladła i zesztywniała na wydźwięk tych słów. Jak to będzie wyglądać, kiedy podprowadzi niebieskooką pod Apartamentowiec C4? A rozwinięcie wypowiedzi jeszcze bardziej skurczyło sprzątaczkę ulic - Franny. Przecież musiała sobie wymyślić jakiś dochodowy zawód, a przy tym nie rzucający się w oczy. Kto zwraca uwagę na uliczną sprzątaczkę?
Kobieta mogła dostrzec namacalny wyraz przerażenia przemieszanego z zaskoczeniem i lekkim skrępowaniem na twarzy czarnowłosej. No i oczy w bardziej zaokrąglonym kształcie.
Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
- A to może ja Ciebie odprowadzę? Albo oprowadzę, jak wolisz. - Zaoferowała z uśmiechem kłaniając się lekko i pokazując rękoma otwartą drogę na ulicę Główną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 16:07  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Kiwnęła głową i odpowiedziała lekkim uśmiechem. Niech mówi. Misha nie zamierzała jej przerywać, wsłuchując się w głos dziewczyny, a jednocześnie nasłuchując zbliżających się kroków innych osób. Na przykład jakiś ciężkich, równych i wojskowych. Tych zamierzała szczególnie unikać, nie chcąc wchodzić więcej w kontakty z nimi. Różnego rodzaju.
Kataklizmie czy epidemii. Misha nie mogła się powstrzymać przed lekkim, trochę rozbawionym uśmiechem, który szybko znikł. Ruffian mogła go zauważyć, dziewczyna dała jej na to dostatecznie dużo czasu, rozbawiona samym brzmieniem, trochę żartobliwym, trochę okrutnym, samego zdania. Cholera. Byli w samym centrum katastrofy nie tyle światowej, a międzyludzkiej. Jak więc można było mówić z takim zachwytem o tym miejscu, gdy najbardziej optymistyczną postawą była tolerancja i branie tego, co zostało z dystansem? Przez chwilę Misha oschło pomyślała, że może dziewczynę ten świat rozpieszczał, ale szybko odsunęła podobne pomysły na bok.
- Jest prawie dwunasta – zauważyła, patrząc na mały zegarek na dłoni, który sporo przeżył. Zastukała czubkiem buta w podłoże i wyprostowała. – Co prawda nie lato… Ale chodź – szarpnęła ją za rękaw i pociągnęła w głąb uliczki, niemalże przy tym podskakując. Trochę jak dziecko,  które miało dostać zabawkę, albo pokazać dzieło swojego życia. Mishy daleko jednak było do dziecko i było to widoczne nawet w jej oczach, wesołych, ale jednak sporo rozumiejących. Bystrych, uważnych i odrobinę nieufnych. Na szczęście w słabym świetle, niemalże w nocy, kobieta mogła tego nie zauważyć.
Całe przerażenie i spięcie dziewczyna postawiła ładnie zignorować i pominąć, swoim trochę udawanym entuzjazmem, po prostu pozwolić pójść w zapomnienie. Ona też nie chciała być odprowadzana.
- Oprowadzanie brzmi fajnie. Chociaż musisz się postarać, aby pokazać mi coś, czego jeszcze nie widziałam – puściła ją, wsuwając dłonie do kieszeni. Miała dobry humor, była nieco pijana i bynajmniej nie miała ochoty zachowywać się jak dama, wytworna i zdystansowana.
Weszły na Główną, a Misha wyprostowała się jeszcze bardziej, nie tracąc swojego uśmiechu. Obejrzała się na Ruffian i odwróciła w jej stronę, przez chwilę idąc tyłem.
Jest świetna knajpa na mieście, możemy wziąć coś na wynos – zaproponowała. Na ulicy nie było wiele ludzi, więc spokojnie mogła na razie tak iść. Zresztą miała na tyle dobry słuch, że zarejestrowałaby kroki trzeciej osoby w pobliżu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.15 1:45  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
- Już?! O w mordkę jeża. Strasznie późno! A ja mam jutro na szóstą! - Zaczęła panikować nie tyle jakoś dramatycznie, co z małym wyrzutem. W sumie sama nie umiała się zdecydować, czy iść do domu, schować się i odpocząć, czy nieco oderwać się od rutyny i iść z nowo poznaną, której do tej pory imienia nie poznała. W sumie, sama nie chciała zaczynać pierwsza. Dwoma pierwszymi powodami jej wahania było zmęczenie i strach przed wydaniem się. Co, jeśli ktoś wręcz zerwie jej z głowy kaptur, ciągnąc przy tym kapelusz? Przecież wtedy wszystko się wyda! W ramach głębszego filozofowania doszła nawet do tej obawy, gdzie widzi siebie z postradanymi zmysłami podczas ataku. Co z tego, że kiedy przeczuwała swój obłęd łykała całe opakowanie silnych pigułek uspokajających, kiedy w tobie drzemie energia elektrowni atomowej żądającej natychmiastowego uwolnienia? Co dawało jej zamykanie się w stalowym sejfie? Małą szansę na przeżycie jakoś tego amoku, tej wścieklizny, ale z jakimi skutkami... Połamane do krwi paznokcie i masę siniaków na ciele, plus rozbita głowa i być może skręcenie nóg.
Ale wtedy Misha pociągnęła ją nagle za rękaw. Omal się nie wywaliła przez śmieci zalegające głębiej uliczki. Dziewczyna z przestrachem chciała już protestować, ale ostatecznie zdecydowała, żeby zostawić czyny ostateczne na później. Energia może jej się do czegoś jeszcze przydać, zwłaszcza przy takim jej zużywaniu.
Stanęły kilkadziesiąt metrów dalej. Fran z zakłopotaniem spoglądała na kobietę, bo w sumie nie wiedziała, co ma jej tu ciekawego pokazać. Kiedy jednak ta zaraz się ożywiła i zaproponowała po wyjściu na Główną wdepnąć do jakiejś znanej sobie knajpy, czarnooka poczuła ulgę i odetchnęła. W komiksowej sztuce można by okazać to dymkiem uchodzącym jej z ust.
- Okej, niech będzie - uśmiechnęła się ambitnie. - Szczerze mówiąc, to nie wiem dokąd miałabym Cię zabrać, zaprowadzić i co Ci pokazać. Może powiedz, jakiego miejsca oczekujesz? - Jej głos powabnie zabrzmiał jak grzeczna, niewinna i nieśmiała prośba. Nie to, co było jakieś siedem lat temu. Z resztą, kto wie, czy w tym nowym środowisku, w tej nowej bolesnej, pokracznej i chorej powłoce nie powróci do starych nawyków. W tej rozpaczliwej furii kij wie, czego można się po niej spodziewać.
A propos spodziewania się. Może jednak powinna się wycofać, zanim szarpnie ją wściekły jad i zanim zrobi coś tej dziewuszce?

Za późno. Pazury w oka mgnieniu przeobraziły się w szpony a'la Volverine, a szary sweterek został zbezczeszczony przez gorące macki, które wydostały się z otwartego brzucha wymordowanej. Od razu sięgnęły po Mishę i połowa z nich wtopiła się w jej ciało, a reszta oplotła. Oczy przeobraziły się w czarną porcelanę z zielononiebieskimi źrenicami, a policzki zaraz zostały zalane atramentem. Nie wyrosły skrzydła, ogon, ani ptasie nogi, bowiem jej organizm jest nadal mocno niestabilny i mutacje nie potrafią jeszcze w pełni ze sobą współgrać.
Czarne macki przyparły kobietę do muru, przeszyły na wskroś, trujące dymy uchodzące z jamy brzusznej podtruły, jeśli nie zatruły, a niekontrolowana ręka Ruffian wymierzyła pazurami w szyję. Zabiła człowieka. Niechcący.
Atak minął, macki z powrotem wślizgnęły się do brzucha, zostawiając po sobie ogromną dziurę w swetrze. Ciało Mishy opadło bezwładnie na beton. Było poparzone, powleczone czarną, smolistą mazią i.. martwe.
- O Boże! Co ja zrobiłam? - Roniła zły, czując niewidzialny supeł na szyi. Musiała się stąd jak najszybciej wydostać. Nie będzie to łatwe, bo z jej ciała uchodziło takie ciepło, że nie jeden jegomość, którego ominie zwróci na to uwagę. Zapięła swój płaszcz, by nikt nie widział tej oblepionej mazią dziury w swetrze. Odczekała chwilę. Najlepiej powinna wydostać się z miasta, bo jeśli ktoś w apartamentowcu zwróciłby na nią uwagę, byłoby słabo.

-->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.15 21:22  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
//Przybył stąd.


Miasto cuchnęło.
Nie trąciło śmiercią, gównem i całym syfem, który odkładał się tam przez tysiąclecie na pustyni. Jebało gorzej. Niewyczuwalnym dla miejscowych swądem spizgów i asekuranctwa, ale najgorszy i tak był unoszący się w powietrzu odór polityki.
O całym jego dotychczasowym życiu decydowali politycy.

Arkansass. Nowy dyktator chciał zapisać się w historii złotymi zgłoskami jako ten, który oczyści Little Rock z mutasów. Efekt? Mutki wyrżnięte, cywile też, miasto spalone do gołej ziemi ostrzałem dział dalekiego zasięgu typu cicha woda. Straty w ludziach? Nie liczą tych, którzy zginęli pod ostrzałem własnej artylerii, marny tysiąc martwych marines i trzy razy tyle kalek wojennych. Media uznały to za niebywały sukces, chuj w dupy pismaków.
Szuja splunął przez ramię, siarczyście. Czyste ulice, kurwa, jakim kosztem.

Dakota, tam cel był szczytny, odzyskać z rąk miejscowych watażków jądrową pięść demokracji, zespoły głowic nuklearnych. Urzędasy musiały dodać swoje trzy grosze, poskąpić tych marnych kilkunastu milionów dolców na prowiant, zimowe płaszcze i pierdolone buty. Nie ma przecież nic lepszego niż przedzierać się przez zlodowaciałe, zryte lejami po bombardowaniach równiny w trepach bez podeszwy.

Illinois. Ach, jebane Illinois. Uśmiechnął się do wspomnień. Tam pierwszy raz spotkał tą sukę Rodriguez, jebana pomyliła okopy.

Nawet nie zauważył, jak mijały mu kolejne przecznice. Co jakiś czas tylko odpalał kolejnego szluga i zerkał na kota.
Lew nadal szedł tuż obok, szło przywyknąć. Oblepiały go ludzkie spojrzenia, nawet gdyby chciał, nie mógłby zmyć z siebie etykietki obcego. Był wyższy od żółtasów, nie miał skośnych oczu, skośnych stóp i skośnego odbytu. Jebał amerykańskością na pierdolony kilometr i miał to głęboko w dupie.

Dotarł do celu. To ten adres. Elegancja, pełna przepychu knajpa, w której co wieczór, aż roiło się bogatych mieszczuchów, tubylców tej żelbetonowej dżungli, wydających kupę pieniędzy, na wyhodowane w próbówkach kotlety i warzywka, które nigdy nie widziały prawdziwego słońca.

Taki był cynk: Takara jadała tu kolacje, co tydzień, zawsze tego samego dnia, o tej samej godzinie, która powoli się zbliżała.

Philip oparł się o ścianę budynku sąsiadującego z restauracją. W świetle szyldu delikatesowej garmażerii odpalił szluga. Ćmił go powoli, musiał czekać, nie przeszkadzało mu to. Spędził rok odmrażając sobie dupsko w okopach, kilka minut go nie zbawi.
Co jest kocie, nie odczepisz się, nie księżniczko? Zagadał do futrzaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.15 22:23  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Miała złe przeczucia.
W powietrzu wisiał jakiś ledwo wyczuwalny smród wywołany apelem Cronusa. Nie czuła się bezpiecznie mimo posiadania swojego androida. Z Takarą nic nie powinno jej grozić, prawda? A mimo to czuła się nieswojo, gdy razem z „matką” szykowały się do wyjścia. Oczywiście próbowała zmienić plany, wykpić się chorobą, wiedziała jednak, że to nie jest najlepsze rozwiązanie. Tylko dałaby pretekst Cronusowi do odsunięcia jej od władzy. A już i tak wystarczająco za sobą nie przepadali. Nie było sensu dawać mu dodatkowego powodu do nienawiści.
Tak więc schowała obawy do kieszeni, by móc udawać małą córeczkę pani Dyktator. Trzymając ją za rękę i podskakując wesoło, opuściły razem apartament, by na piechotę udać się do ich ulubionej knajpki. Nigdzie się nie spieszyły. Stolik miały zarezerwowany, Nawet menu już od paru dni było ułożone, więc naprawdę miały wystarczająco dużo czasu, by nacieszyć się spacerem. Dziewczynka ochoczo przeskakiwała pęknięcia w chodniku, odbiegała od matki, by zaraz też szybko do niej wrócić. Zachowywały się jak normalna rodzina.
Gdyby nie to, ze jedna z nich była blaszakiem, a druga aniołem zamkniętym w ciele dziecka.
Mimo pozornej beztroski, Niji zachowywała czujność. Dyskretnie rozglądała się na boki, niby to szukając czegoś ciekawego, co mogłoby zainteresować dziecko. Android również był w trybie gotowości, a jego sensory były bardziej wyczulone. Wszystko po to, by nie dać się zaskoczyć, by móc ochronić swoją panią, która w mieście tak naprawdę była bezbronna. Przecież nie mogła używać tu mocy, prawda? Wszyscy mieli ją tu za dziecko, więc gdyby nagle z jej pleców wyrosły skrzydła, a ona sama zaczęłaby masakrować otoczenie masą z żelatyny wieprzowej i cukru, to chyba coś byłoby mocno nie tak. A towarzystwo androida zawsze było łatwiej wytłumaczyć.
Tak więc podążały główną ulicą miasta, kierując się do swej ulubionej knajpki, gdzie już wszystko czekało na ich przybycie. Zachowywały się jak beztroska rodzina, jakby nad nimi nie wisiało niebezpieczeństwo czyhające z niemalże każdego zaułka. A przecież teraz tym bardziej powinny uważać, prawda?
Już będąc przy samej restauracji, Niji jeszcze raz odbiegła od matki, by dyskretnie sprawdzić otoczenie. Kątem oka zauważyła kota, który plątał się pod nogami jakiegoś obdartusa. Na samą myśl o tym futrzaku zrobiło jej się niedobrze, ale i tak musiała go minąć, by rozejrzeć się po okolicy. No i sama lokalizacja była też całkiem niezła. Gdyby tylko nie ten kocur! Przezwyciężyła jednak całą swoją niechęć i z radosnym okrzykiem podbiegła do zwierzęcia, przykucając przed nim gotowa obdarzyć go pieszczotami, jak na pięciolatkę przystało.
- Mamo, mamo, popatrz, jaki śliczny! – Pisnęła radośnie, wyciągając rękę w stronę zwierzaka, który jakby wyczuł, że ktoś się nim zainteresował i pragnie oddać mu należną cześć.
Android jednak w momencie pojawił się przy dziewczynce, obrzucając badawczym spojrzeniem nieznajomego, jednocześnie biorąc dziewczynkę na ręce. Zaraz jednak posłała mężczyźnie uśmiech, jakby przepraszając za zachowanie córki, jednak w jej spojrzeniu czaił się niepokój.
- Kochanie, mówiłam Ci, że nie możesz tak podchodzić do obcych zwierząt. Zresztą wiesz, że masz uczulenie, prawda? Znowu chcesz dostać wysypki? Pamiętasz, jak było ostatnio?
- Ale mamo...
- Żadnego ale! Nie możesz tak robić. - Android posłał kolejne karcące spojrzenie, po czym zwrócił się do nieznajomego. - Bardzo przepraszam za zachowanie córki... to pański kot?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 21:49  •  Główna ulica - Page 12 Empty Re: Główna ulica
Osz kurwa, chuj. Nie ma opcji, musiałem urodzić się w vegas, jak kurwa nic.

Taki fart, dwa razy w ciągu dnia nie zdarza się przypadkowo. Jebana stała tuż przed nim. Gapił się na jej ryj przez trzy ostatnie dni, znał go na wylot. Nie było mowy o pomyłce. Oblepiała go nieufnym spojrzeniem pytając o pchlarza. Co jej miał powiedzieć? Ej, księżniczko, nie martw się o kota bo zaraz wpakuję Ci kulkę?
Nie.
To by brzmiało zbyt oschle.
Taaa, mój. Pierdolony erudyta, nie ma co. Sięgnął lewą dłonią do ust, objął filtr papierosa trzema palcami blisko warg. Wyjął go i nie wypuszczając dymu z ust zgasił o tynk pokrywający ścianę stanowiącą podporę dla jego pleców. Kompletny brak wychowania, palenie w miejscu publicznym i jeszcze śmiecenie. W M-1 za coś takiego można było załapać się na kompanię karną, albo komorę gazową, do wyboru. Gdyby teraz miał wybierać, nie wahałby się ani chwili, komora była lepszym wyjściem.

Dłoń puściła peta i przylgnęła do ściany, jakby ze wstydu przed tym, że śmieci. Metodyczne budował w ofierze poczucie bezpieczeństwa.
On tylko palił szluga, nic więcej.  Czuł okurzoną teksturę tynku. Jak pył niczym talk wchodzi w zagłębienia spoconej skóry.

Czekał, czekał, aż dym zebrany w płucach zawilgotnieje, stanie się lepki i gęsty.
Wydech, przez nozdrza i usta, wprost w jej twarz.
Prawa ręka wyskakuje w kierunku jej barku, szarpie nim. Lewa sięga po broń, palec wskazujący, automatycznym, wyuczonym ruchem przełącza bezpiecznik.

Narzędzie gotowe, rzemieślnik może zaczynać pracę.
Wyrwał M1911 z kabury, trzymał go blisko przy ciele, by uniemożliwić przechwycenie, przeniósł broń przed siebie.
Uderzenie lufą w brzuch. Palec wskakuje na język spustowy, ścięgna, mięśnie współpracują w idealnej harmonii, zaprogramowanej przez samą matkę naturę. Chłód stali na wysokości paliczka środkowego, wystrzał.
Głuchy huk bez błysku. Tym cechują się strzały z przyłożenia, płomień tlących się gazów, osmala ubranie i skórę pod nim.
Najpiękniejszy na świecie pocisk typu Parabellum rozpoczął swoją pierwszą i ostatnią podróż, opuszczając lufę z prędkością ośmiuset siedemdziesięciu metrów na sekundę. Jego tombakowy rdzeń pognał przez skórę, mięśnie i jelita, prosto w kręgosłup.

Lufa kierowana siłą odrzutu i intencji strzelca uderza w szczękę, przylega do skóry podbródka.
Strzela znowu. Pocisk przechodzi przez kości do mózgu, wyrywa go i rozłupuje czaszkę.

Tak powinno być. Gdyby tylko księżniczka nie była jebanym androidem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 18 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach