Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 18 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 14 ... 18  Next

Go down

Pisanie 03.11.14 21:19  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Siedział z przymkniętymi oczyma, zastanawiając się nad zbawieniem, kiedy to przysiadła się do niego młoda dziewczyna.
Co chwilę przyglądała mu się ukradkiem. No w sumie to normalne - nie każdy widzi mnichopodobne coś w środku dnia. Mimo to poczuł rozbawienie. Odrzucił kaptur, ukazując jej lawinę rozczochranych, srebrzystobiałych włosów. Odwrócił głowę w jej kierunku, świdrując ją swymi błękitnymi oczyma.
- Witaj, dziecko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.14 18:14  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Para już chyba wchodziła w fazę pogodzenia. Szybko. W porównaniu z tym, co działo się u niej w domu, to tutaj ta kłótnia trwała momencik, taki niezauważalny. Ojciec potrafił wyć nieprzerwanie przez 24 godziny. Jakby ktoś pytał dlaczego nie utrzymuje kontaktu z rodzinką, to ma odpowiedź. W tym momencie mnich zdjął swój kaptur i zwrócił się do niej. Dziecko. No, cóż, nie wyglądał na osobę, która mogła mówić do niej w ten sposób, ale w Mieście-3 w sumie nigdy nie wiadomo kto ile ma lat.
-Dzień dobry…- Powiedziała niepewnie. Odwróciła wzrok pod wpływem nieznajomego, który sprawiał wrażenie osoby chcącej ją prześwietlić wzrokiem. Nie lubiła jak ktoś się tak na nią patrzył.
Inna sprawa, że nie lubiła w ogóle jak ktoś nieznajomy na nią patrzył. A z drugiej strony lubiła poznawać nowych ludzi. Ktoś, kto tworzył jej charakter chyba sobie pomyślał „a, pieprzyć zasady”. Karen w myślach życzyła mu powolnej śmierci za każdym razem, kiedy dochodziło do takiej sytuacji.
-Kim jesteś?- Spytała, podnosząc z lekkim strachem wzrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.14 20:52  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Cholerne zimno. Pogoda już dawno przestała sprzyjać jesiennym spacerom, ale Niji nie mogła odmówić sobie wyjścia. Musiała osobiście załatwić pewien interes. Że też akurat teraz!
Brnąc przed siebie ze spuszczoną głową nie zwracała uwagi na przechodniów, których mijała. Kilkoro próbowało ją zatrzymać, jednak Niji była uparta. Sprawnie przemykała między wyciągniętymi ramionami, które próbowały ją złapać. O nie, niech sobie nie myślą, że ot tak mogą napastować pięcioletnie dziecko!
Zdążyła już złapać lekką zadyszkę, przemierzając kolejne kilometry. Małe nóżki zaczynały pobolewać od średnio wygodnych butów. Co tu dużo kryć, chyba żadne dziecięce buty nie nadawały się do pokonywania tak długich dystansów w takim tempie. Nie dość więc, że coraz trudniej łapała oddech, to jeszcze czuła, jak robią jej się bąble na stopach. Pięknie!
Nie dostrzegła nierównej płytki, o którą zaryła czubkiem buta. Z całym impetem poleciała do przodu, amortyzując upadek wyciągniętymi dłońmi. Fakt, że miała rękawiczki, sprawił, że nie poraniła sobie dłoni, a przynajmniej nie tak boleśnie. O kolanach nie mogła tego powiedzieć. Na jednym już wykwitała szkarłatna plama, gdy jakaś ostra krawędź, czy też kawałek zapomnianego szkła, przeciął jej rajtuzki i przeciął delikatną skórę. Ze łzami w oczach powoli zaczęła gramolić się do pionu, przeklinając swoje maleńkie ciało.
- Cholera jasna, szlag by to trafił... Że też akurat teraz, no! - Pociągnęła nosem, rozmazując łzy. W końcu wciąż była małym dzieckiem, nie potrafiła więc zareagować inaczej. Ze swojej torebeczki wyciągnęła chusteczkę i przyłożyła do kolana, by jakoś zatamować krwotok, po czym powoli pokuśtykała dalej. Musiała się pospieszyć...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.14 21:11  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Jej rozmówca jednak chyba nie chciał być rozmówcą. Trudno. Co prawda nie lubiła takich sytuacji, ale co miała zrobić. Zmieszana rozglądnęła się za pretekstem odejścia i oto nadarzyła się idealna sytuacja. Dziewczynka wyryła na chodniku, i to dość konkretnie, z tego co zauważyła. Obserwowała ją przez chwilę, po czym, gdy dziewczynka ruszyła, pobiegła za nią. Chwyciła ją za ramię, zatrzymując ją i przykucnęła. Nie było to może najbardziej naturalne zachowanie w jej wykonaniu, miała mało styczności z dziećmi i, szczerze, nie przepadała za nimi.
-Wszystko w porządku? – Spytała, przyglądając się dłoniom i kolanom dziewczynki. – Nie wbiło ci się nic, jak czujesz? – Obmacywać jej nie chciała, liczyła na to, ze w tym wieku dziecko potrafi określić czy coś mu się wbiło w nogę, czy też nie. Sądząc po słownictwie jakim zarzuciła przy upadku nie była już w tym etapie, że umie tylko ryczeć, spać, albo jeść. Tak, Karen nie miała za grosz podejścia do dzieci, ale plus był taki, ze nauczyła się nie uciekać od nich jak tylko jakieś pojawiło się w promieniu kilometra. A jeszcze może ze 2 lata temu miała taki odruch. Więc dzisiaj mała poszkodowana miała szczęście. Albo pecha. Okaże się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.14 21:34  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Czując dłoń na swoim ramieniu, odruchowo odwróciła się przerażona. Była w centrum miasta, więc nie było mowy o rozwinięciu skrzydeł. Na żelki też raczej nie mogła liczyć z tego samego powodu. A co, jeśli to był jakiś wstrętny gwałciciel - pedofil? Albo ktoś, kto odkrył jej tożsamość? Była bezbronna.
Na szczęście, albo i nie, przed nią kucała tylko jakaś młoda, drobna dziewczyna, wyraźnie zatroskana i zagubiona tym, co się stało. Natychmiast przerzuciła się na małą, zagubioną dziewczynkę i rozpłakała się jeszcze bardziej. Miała nadzieję, że dziewczyna nie usłyszała jej wcześniejszej wiązanki...
- Mamusiu... Bo..ooli... - Zaczęła chlipać, pocierając zapłakane oczy piąstkami. Mogłaby się odwrócić i uciec, ale wiedziała, że nie może ryzykować. Stała więc tak, jak skończona sierota, a jej rajstopki coraz bardziej przesiąkały krwią. Teraz to już z pewnością się spóźni...
Tak więc stojąc tak i lamentując, po raz kolejny przeklinała się w duchu za to, że w młodości była tak lekkomyślna. Och, gdyby wtedy nie poszła do tego lasu, nie stałaby tu przed jakąś obcą dziewuchą i nie musiałaby się tłumaczyć! Ba, pewnie nawet by nie zaryła tym przeklętym butem w kant chodnika i nie rozcięłaby sobie kolana jak małe dziecko, którym, wszakże, była. Łzy, które płynęły z jej oczu nieprzerwanym strumieniem nie były więc tak do końca udawane. Były to łzy złości na samą siebie, jednak nieznajoma nie musiała o tym wiedzieć, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.14 14:20  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
W głowie przeklinała samą siebie za to, że akurat dopadła ja chęć niesienia pomocy jakiemuś dziecku. Zaraz przyjdzie jej matka i dostanie opiernicz, ze chce porwać małą, albo coś w tym stylu. Już pomijając fakt, że niektórzy ludzie z ostrymi zasadami moralnymi patrzyli na nią krzywo, myśląc, ze to jej dziecko. Mamusiu, mamusiu, nie jestem twoją mamusią. No właśnie. Mamusia.
-Gdzie jest Twoja mama?- spytała się robiąc najmilszą minę na jaką było ją stać i głaszcząc dziewczynkę po główce, żeby się uspokoiła. W sumie słyszała, że niektórzy tak załatwiają swoje ofiary. Wypuszczają jakiegoś zryczanego dzieciaka, który prosi o pomoc, dzieciak zaciąga delikwenta w ciemny zaułek a tam ofiara dostaje kulkę w łeb. Ale rząd też by się zniżał do takich trików? Łowcy, to zrozumiałe, jak inaczej mieliby kogoś zlikwidować, ale rząd? Oni przecież mogą bezkarnie kogoś zamknąć, mają do tego prawo. A łowcy raczej na nią polować nie mogą. Przynajmniej nie powinni. Rozglądnęła się po ludziach, ale wszyscy generalnie mieli gdzieś dziewczynę kucającą przy ryczącym dzieciaku. No właśnie. Nikt. Gdzie do cholery są rodzice małej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.14 17:05  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Cholera jasna. Nieznajoma wydawała się być równie zagubiona i zdezorientowana całą tą sytuacją, co Niji. Dziewczynka nie przerywała swojego lamentu, wciąż przyciskając piąstki do oczu i rozmazując łzy po policzkach. Już dawno nie czuła bólu, przynajmniej w chwilach, gdy nie poruszała nogą, jednak żal wciąż pozostał. Czemu nie była wystarczająco silna?
Na pytanie o mamę wykonała jakiś bliżej nieokreślony ruch ręką, wskazując losowy kierunek. Chryste, miała szczerą nadzieję, że tej małolacie nie zachce się nagle grać dobrej siostry miłosierdzia i nie zechce szukać jej wyimaginowanej matki. A chciała jedynie udać się do zaprzyjaźnionego mechanika po części zapasowe do Takary...
- Bo... oliii... - Pociągnęła kolejny raz nosem, a z jej oczu wciąż płynęły łzy. Do diabła, długo będą musiały jeszcze urządzać tę szopkę? Niji miała naprawdę dość tej całej sytuacji. Gdyby dziewczyna się nią nie zainteresowała, z pewnością otrzepałaby się i poszła dalej. A tak, musiała utrzymywać wizerunek zagubionej pięciolatki, inaczej całe jej dominowanie nad miastem szlag trafi. I tak dziwne, że nieznajoma do tej pory jej nie rozpoznała..
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 19:57  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Spacer w środku dnia przez środek zatłoczonej ulicy... Tak... To pomagało... Mógł odciąć się od głosów wewnątrz czaszki, słysząc wokół setki, jak nie tysiące głosów przechodniów... Od mroku, krocząc w świetle dnia. Same plusy! Aż był zadowolony, kołysząc się tanecznie z każdym krokiem, czasem od tak robiąc sobie obroty na pięcie i przekraczając kilka kroków w tanecznej pozie flamenco. Choć nie był ekspertem w tańcach i chętnie by się takowych nauczył... I tak czuł chęci do czynienia tego typu rzeczy. Nawet jeśli wszyscy gapili się na niego jak na idiotę, nie przeszkadzało mu to by w spokoju takowoż robił, ciesząc się choć trochę tym dzionkiem...
Przynajmniej do chwili gdy coś przykuło jego uwagę. Płacz dziecka... Ale jednak... To nie tylko to... Czuł jeszcze coś innego, coś, co dawno nie odczuwał. Jakiś dawny, stary pociąg, swoistą chęć bycia uległym. Pamiętał wobec kogo taki był...
To była ona. Jego była Pani, ale... Czemu tak zareagował na płacz dziecka? To dziwne... Zaczął się kierować w stronę tych dźwięków, powoli i dużo spokojniej, a także mniej energicznie, wprost... Ostrożnie. Przytknął lewą dłoń do swojego kapelusza, zmierzając w kierunku, skąd usłyszał ten głos...
I stał przez krótką chwilę, wgapiając się w tą osobę, wobec której to czuł. Pięcioletnie, blond włose dziecko, ale jednak... Nie miał żadnych wątpliwości. To była ona, jego była Pani... Musiał jakoś zareagować, porwać ją stamtąd. Nie wiedział czemu, ale... Chciał to zrobić. Chciał ją zabrać, z dala od innych, jakoś... Ot, jakoś tak.
Stąd też, przywdziewając na twarz wyraz troski, podbiegł szybko do płaczącej Niji, klękając przy niej i obserwując ją z przejęciem. - Heej, siostrzyczko, co ty robisz sama na środku tej drogi? Jeszcze jakiś oprych by cię zdeptał... - Pomógł jej wstać, przyglądając się z troską jej rozciętym kolanom. Pomimo iż wolał to zachowywać dla siebie w ramach jakiegokolwiek środku "ochrony" przed wykrwawieniem się w momentach masochistycznych pragnień... - Csii, założę ci teraz bandażyk. Nie płacz, sisi. Będzie ładny, biały bandażyk, a potem zabiorę cię do mamusi, dobrze? - Nie to żeby znał się za nadto na opatrywaniu ran... Ale zwykły bandaż powinien wystarczyć by chociaż na moment zatamować krwawienie kolanek. Stąd też wyjął go z kieszeni i zębami "odgryzł" na długości jaką uznał za słuszną, po czym delikatnie podniósł jej sukieneczkę (w końcu brat, nie powinna mieć przed tym oporów) i delikatnie obwiązał bandażem jej krwawiące kolano, po czym podniósł ją na ramiona. - No, mała. Mama będzie smutna że kręcisz się sama po mieście... Lecimy do niej, szybko. Dobrze że twój starszy braciszek był na miejscu. - Powiedział do niej czułym tonem, po czym wyrwał jak odrzutowiec, z dala od tej ulicy, biegnąc nader szybko i z przejęciem... Przynajmniej takowe rysując. - Witaj Niji... Dawno się nie widzieliśmy, prawda? - Szepnął do niej w czasie biegu, na moment pozwalając swoim ustom ukazać miły, serdeczny uśmiech.

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 23:39  •  Główna ulica - Page 11 Empty Parada
Na głównej ulicy panowało wielkie poruszenie. Ogłoszona niedawno i bardzo niespodziewanie parada wojskowa to było coś, czego mieszkańcy M-3 jeszcze nie widzieli. Cała ulica była odgrodzona, co kilkanaście metrów rozstawieni byli żołnierze pilnujący porządku. Ściany budynków były ozdobione wielkimi proporcami i emblematami S.SPEC. Za ogrodzeniami zebrał się ogromny tłum ciekawy tego widowiska, także stacje telewizyjne i radiowe które relacjonowały całe te wydarzenie i transmitowały je na wszelkich możliwych kanałach. A było ono zorganizowane z pompą, to trzeba było przyznać. Wszystkie dywizje wojska prezentowały się obywatelom, równo maszerując w rytm muzyki. Na początku szła gwardia honorowa, odróżniająca się od pozostałych wojsk jedynie naramiennikami w ciemnobłękitnym kolorze. Uzbrojeni po zęby, wyglądali jakby szli nie na paradę a na wojnę. Tuż za nimi w dwuszeregu przesuwała się nieduża grupa Skrzydlatych. Po nich nadchodziło regularne wojsko, idące kolumną. Szli równo idealnie w takt marszu, huk ich butów wręcz zagłuszał jakiekolwiek dźwięki. Prezentowali się wspaniale, w dokładnie wyczyszczonych i głównie nowych mundurach. Na twarzach mieli maski bojowe, sam widok tej armii budził podziw. Gdy znaleźli się w połowie trasy marszu nad głowami wszystkich przeleciało lotnictwo - kilkadziesiąt myśliwców i transporterów oraz kilka bombowców w formacji ze świstem ogłosiło swoją obecność, znacząc niebo błękitnymi i czerwonymi smugami dymu. Za nimi zafurkotały helikoptery lecąc dużo niżej, tuż nad dachami na których siedzieli snajperzy pilnujący, aby nikt nie zakłócił porządku parady. Ale uwagę od nich odwracało już to, co się działo na samej ulicy. Z głośnym warkotem przejeżdżały właśnie pojazdy opancerzone S.SPEC. Jechały jeden za drugim, część z nich świeżo odmalowana. Na wieżyczkach siedzieli strzelcy pokładowi, czujnie rozglądając się dookoła. Za pojazdami z jeszcze bardziej ogłuszającym hukiem silników jechały czołgi. Było ich tylko kilka, ale widok tych maszyn robił ogromne wrażenie. Ich dowódcy stali dumnie wyprostowani, wychylając się z górnych włazów. Za nimi ponownie maszerowało regularne wojsko, także nieduży oddział rekrutów który ubrany był w mundury, nie ekwipunek bojowy. A za nimi powoli jechał nieduży w porównaniu z resztą pojazdów samochód, czarny kabriolet obudowany pancernym szkłem. Jechał w nim nowy dyktator, Cronus Asellus, z łagodnym uśmiechem pozdrawiając zebrane tłumy. Po obu stronach samochodu maszerowali uzbrojeni żołnierze. Za nimi maszerowały wojska inżynieryjne połączone z niedużą grupą naukowców, idących nieco nierówno w porównaniu z resztą armii. Cały ten pochód kierował się ku wielkiej scenie ozdobionej proporcami oraz wielkim herbem dyktatora - czerwoną głową wilka z sześcioma złotymi gwiazdami nad jego głową. Oddziały wojsk ustawiły się w karne formacje i stanęły na baczność. Jeden z żołnierzy otworzył drzwi dyktatorowi który wysiadł i wyprostował się dumnie, z zadowoleniem przyglądając się armii. Niespieszym krokiem wszedł na scenę i ustawił się za podium. Przez krótką chwilę przyglądał się zebranym tłumom, chrząknął w pięść i zaczął mówić dumnym, basowym głosem.
- Obywatele i obywatelki, drodzy mieszkańcy naszego wspaniałego Miasta! Jestem bardzo dumny, że mogę dzisiaj przed wami teraz, tutaj stać i dumnie reprezentować S.SPEC. Ogarnia mnie radosć, gdy widzę was tutaj wszystkich. Jak wiecie od niedawna zostałem nowym dyktatorem po jednogłośnej decyzji w wewnętrznych kręgach administracyjnych i wojskowych. Do tej pory dyktatorzy woleli być w cieniu i stamtąd decydować o losach Miasta, jednak czasy się zmieniły. Pragnę waszego zaufania. Dlatego staję tutaj przed wami aby pokazać, że od tej pory władza nie będzie odgraniczać się od was, obywateli. To my jesteśmy tu dla was, nie na odwrót. Jestem Cronus Asellus i przybyłem tutaj z M-5. Przybyłem tu, ponieważ te miasto potrzebowało świeżej krwi i osoby z wizją, która nie boi podjąć się trudnych decyzji potrzebnych dla waszego dobrobytu, bezpieczeństwa i przetrwania ludzkości. Gdy objąłem tę pozycję miałem tylko jedną myśl: co mogę zrobić dla Miasta? W jaki sposób mogę pokazać swoją dobrą wolę? Pokazać, że pragnę jak najlepiej dla ludzi których przyszło mi chronić? Dlatego dla was, drodzy mieszkańcy, jest to wszystko. Ta mała parada, ten mały pokaz ledwie ułamka sił naszego społeczeństwa jest tylko pierwszym krokiem. Jestem pewien, że moje objęcie tego jakże istotnego stanowiska było nie tylko bardzo pozytywne dla Miasta a wręcz niezbędne. Obywatele, nadszedł czas zmian nie tylko we władzy ale i w tym, jak prowadzimy politykę. Do tej pory przeszłe pokolenia dyktatorów trzymały was często w niepewności, pracowali za kulisami podczas gdy wy nie wiedzieliście co się dzieje i jak to wpłynie na wasz los. Od tej pory będzie inaczej. Obiecuję, że moje decyzje będą jawne i zawsze, zawsze kierowane waszym dobrem. Ponieważ tak powinna wyglądać władza. Dlatego też dzisiejszy dzień jest bardzo ważny. Dzisiaj chcę jako mój gest dobrej woli dla was ogłosić coś niezmiernie ważnego. Pragnę przerwać ten potok kłamstw którymi karmiła was dotychczasowa administracja. Przez lata utrzymywano to w tajemnicy, jednak teraz jestem pewien, że S.SPEC jest wystarczająco silne, aby przeciwstawić się chaosowi który panuje za murami naszego wspaniałego Miasta, naszej bezpiecznej przystani. Proszę państwa... Poza murami czai się zło które pragnie zniszczyć wszystko, co do tej pory osiągnęliśmy.
Mężczyzna zrobił krótką przerwę. Nabrał powietrza do płuc i zmarszczył brwi. Uniósł zaciśniętą pięść.
- Za murami panuje wirus, który zaraża ludzi. Nie wszyscy z nich jednak umierają. Część z nich zmienia się w prawdziwe bestie rodem z koszmarów, nazwaliśmy ich Wymordowanymi. Te zwierzęta w przyjmują różne postaci, jednak jedno mają wspólne - pragną naszej, ludzkiej krwi. Chcą tylko i wyłącznie zniszczenia naszej rasy, ich jedynym celem jest starcie naszego miasta w pył. Niektórzy z nich wyglądają nawet jak my! I kto wie, czy nie ma nawet niektórych z nich wśród nas! Te plugawe szakale znalazły się między nami aby od wewnątrz nas zniszczyć i skłócić, osłabić zanim ci Wymordowani przypuszczą na nas ostateczny atak. Jedyną przeszkodą dla nich jesteśmy my. S.SPEC od dekad walczy z nimi, próbując znaleźć jak najlepsze sposoby zniszczenia tego zagrożenia, tego raka toczącego nasze piękne Miasto. I teraz, gdy jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek jestem pewien, że uda nam się raz na zawsze wyplenić tych terrorystów, wybić ich co do sztuki. Ta wiedza może być dla was ciężka do przyjęcia, bracia i siostry, ale wiem, że jesteście razem ze mną. Razem jesteśmy bardziej niż wystarczająco silni aby nie tylko przetrwać tę burzę, ale i pokonać naszych wrogów. A nasz wróg jest tam, za murami! A wewnątrz grożą nam Łowcy, grupa terrorystów, zwyrodniałych psychopatów których celem jest wpuszczenie Wymordowanych do Miasta, sianie zamętu i chaosu, rozprowadzenie wirusa i zabicie nas wszystkich. Jedność to nasza największa siła, zjednoczona ludzkość i zjednoczona władza! Stoimy razem, dzisiaj, ramię w ramię. Przed wami na tej ulicy stoi wasza tarcza, stoi wasz młot! To nim właśnie zmiażdżymy wszystkich, którzy spróbują zagrozić naszym domom. Spójrzcie na swoich bliskich, na swoich ukochanych, na swoje dzieci. To za nich codziennie dzielni żołnierze S.SPEC walczą i ryzykują swoje życie. Za was i wasze rodziny, za spokojną i bezpieczną noc. Gdyby nie ci wspaniali mężczyźni i kobiety noc byłaby ciemna i pełna strachu, ale nie! Z naszą potęgą, waszą potęgą, potęgą ludzkości nic nie jest w stanie sie równać! Terroryści, Wymordowani zostaną pokonani, a ten koszmar który nam, władzy spędza sen z powiek zostanie zakończony. Dlatego proszę was o pomoc. Chcę, abyście mi pomogli w tym zadaniu, ponieważ bez was nie będę w stanie tego uczynić. Uczynić Miasto wspanialszym niż kiedykolwiek, silniejszym niż jakakolwiek siła ludzka w historii naszej planety. Razem walczmy z tym wrogiem. Noc jest ciemna, ale obiecuję wam, świt nadchodzi. Pragnę, abyście go zobaczyli razem ze mną, abyście zobaczyli te pierwsze promienie Słońca przebijające się przez gęste chmury spowijające niebo nad naszym wspaniałym Miastem. Zjednoczona ludzkość nie ma się czego obawiać, nasz los jest w waszych rękach. Stańmy się tym, czym powinniśmy być już od dawna - postrachem wszystkich, którzy tylko czyhają na nasze życia. Drodzy obywatele, dziękuję za przybycie i uwagę. Bądźcie bezpieczni i przede wszystkim - bądźcie czujni.
Asellus odstąpił od podium i stał kilka sekund za nim obserwując tłum. Ruszył za kulisy sceny gdzie czekał transporter opancerzony który miał go odwieźć do Budynku Władzy. Uśmiechnął się do kierowcy gdy ruszyli. Zaczęło się, mruknął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.14 19:01  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Szykujcie się... It's MG time!


Los naprawdę potrafi dać w kość i zwykle pojawia się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa. Jednak każde wielkie przemówienie ma kilka newralgicznych punktów, które mogą wywołać falę rozruchów obejmujących całe miasto. Przez tłum, zachwycony pokazem potęgi militarnej miasta przebiegł szmer rozmów, gdy Cronus wspomniał o fakcie oszukiwania całego miasta przez poprzednią władzę. Szum narastał przez chwile, gdy nagle wszyscy wstrzymali oddech, nie chcąc uronić ani słowa, które miało przybliżyć im naturę zła czającego się poza murami. Gdy mężczyzna zrobił krótka przerwę w swej płomienistej przemowie, każdy mógł usłyszeć jak trawa rośnie. Dyktator doskonale stopniował napięcie i wiedział, jak przyciągnąć słuchaczy. Nie pozostawił ich jednak w wątpliwościach na dłużej i kiedy emocje już sięgały zenitu, zaczął mówić.
Kiedy jednak przeszedł do sedna , z tłumu dały się słyszeć gwizdy. Mimo, iż nie były liczne, co chwile rozlegały się z kilku stron naraz, nie cichnąc nawet na moment, powodując wzburzenie tłumu, dając innym ludziom powód do zastanowienia się nad słowami dyktatora i nad tym ile w nich kryło się prawdy. Wtem nad morzem ciał rozległ się głos, którego gniew jasno określał, po której stoi stronie:
- Łowcy próbowali od dawna odkryć wasze kłamstwa!
Te słowa wzbudziły zamieszanie w tłumie, powodując delikatne jego falowanie. I znów, tym razem z innej strony:
- To nie wszystko ludzie! Zapytajcie, co robią w swoich laboratoriach!
Agitatorzy łowców stawili się w pełnym komplecie, by złagodzić cios, który spadł na nich po obnażeniu pół-prawdy przez Asellusa.
- Porywają dzieci na eksperymenty! Usuwają niewygodnych świadków!
Pomimo chaosu, jaki powstał, gdy tłum zafalował, propagatorzy łowców starali się krzyczeć swoje hasła w kierunku kamer, tak by ich słowa zostały z pewnością nagrane.
- Precz z zakłamanym rządem!
Gdy Cronus wracał w kierunku swojego transportera, fragment tłumu próbował przebić się przez kordon ochraniający teren parady. Siły porządkowe, choć pod żadnym pozorem nie mogły użyć siły większej niż otwartych dłoni, poradziły sobie jednak, gdyż ludzie byli zbyt oszołomieni komunikatem, by zawzięcie pragnąć odwetu za lata kłamstw, nawet jeśli podburzani byli przez łowców-agitatorów.
Wszystko to jednak uwieczniła miastowa telewizja. To, czy wytną części filmu zależało tylko od spodziewanych zysków zbitych na ogólnej sensacji i ewentualnych nacisków ze strony władz. Ta zaś będzie musiała reagować szybko na nadchodzące fale zamieszek, które już wkrótce ogarną całe miasto.
Albo i nie. Wszystko w rękach Losu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.15 9:55  •  Główna ulica - Page 11 Empty Re: Główna ulica
Całą noc harowała przy sprzątaniu ulicy Głównej w Mieście, byleby wyrobić się na czas przed tą denną paradą. Z czystej ciekawości pozostała na niej, lecz niewiele z tego wydarzenia wyniosła. W pewnym momencie tłum zaczął wygwizdywać mówcę, krzyczeć, unosić pięści w górę. Widocznie nie przypadły im słowa nowej twarzy S.SPEC. Ruffian też nie darzyła tej organizacji sympatią, zwłaszcza, że nie dopilnowali ich ekspedycji, chociaż ona sama miała inne przekonanie co do okoliczności swojej śmierci.
Natomiast drugą ujmującą wojsko w oczach Fran przyczyną były same spostrzeżenia jej wybawiciela - Siama - dziś nieżyjącego już mistrza.
Po niecodziennym przemówieniu, tłum z niemałym oporem rozszedł się, pozostawiając multum śmieci. S.SPEC pozostawiali swoje powyrzucane konfetti, bramki oraz całą zmontowaną scenę, nie ruszając wcale palcem, by pomóc tym, których pilnują. Słabo z ich relacją mieszkańcy-wojsko. Pożerają masę funduszy, a i tak nic szczególnego nie robią. Nie robią, albo do niczego nie chcą się przyznać, przez co w oczach zbuntowanych mieszkańców nic nie robią.
Franny widząc odchodzący oddział machnęła tylko ręką i ponownie objęła kij swojej drewnianej miotły. W tym stanie jedynie w takim zawodzie siebie widziała. Mimo, że zapowiadała się na ambitnego naukowca, obecnie nie mogłaby się znaleźć wśród ekipy S.SPEC, ani nawet żadnego koncernu farmaceutycznego. Co by powiedzieli ludzie, gdyby widzieli parę czarnych, obrotowych uszu? o by zrobili? Nawet, jeśli by wróciła do rodzinnego M-1? Jak by to wyjaśniła?
Nijak. Została przykuta tu do szczotki, jak w dawnych czasach chłopi do swojej ziemi. A szlachta miała ich głęboko gdzieś, byleby pracowali. Tak i tu - S.SPEC ma w głębokiej dupie to, czy ofiarą jest buntownik, czy osoba całkowicie przypadkowa. Każdego traktują równo.
Coraz bardziej zatracając się w swoich refleksjach, Ruffian wykonywała prace sprzątające w typowo machinalny sposób. Głowa jej była absolutnie wyłączona, jeśli chodzi o komunikatywność między zespołem wspomagającym czyszczenie ulicy.
Po jakiś pięciu godzinach odlepiania gum z chodnika, wyciągania kolorowych kartoników konfetti ze studzienek kanalizacyjnych i sprzątania potłuczonego szkła, prace można było uznać za skończone. Inna część ekipy zdążyła w tym czasie sprzątnąć scenę, bramki i systemy kabli do nagłaśniania.
Franny z niemałą satysfakcją powzięła za sobą swoją miotłę i szuflę, ciągnąc ekwipunek po ziemi. Potencjalnie szła do domu, ale w rzeczywistości chciała jakoś zabić czas. Poniewierała się bez większego celu po ulicach. W całkowitej ciszy ponownie myślała, ile to czasu przyjdzie jej jeszcze okupować ziemię. W pewnym momencie stanęła przed szklaną szybą jednego ze sklepów i patrzyła się niby to na prezentującą się na manekinie na wystawie pastelowo różową sukienkę z falbankami. Sukienkę, trafniej nazwać ją tuniką. W każdym bądź razie, przyglądała jej się przez dłuższą chwilę. Mogłaby ją nawet kupić, gdyby była sobą sprzed roku i gdyby nie obecny, nieco obskurny wygląd - szarozielony, za luźny płaszcz z kilkoma zewnętrznymi kieszeniami; kapelusz tego samego koloru, zasłaniający obrotowe uszy; ciemnoszare rurki z fakturą dżinsu; czarne niskie kozaki i szary sweter. Jej wzrok zaraz z sukienki przeniósł się na swoje odbicie. Z oczu zaczęły sączyć się ołowiane, ciężkie i lepkie łzy, powołane do życia przez dręczące się sumienie. Przypomniał jej się dom, do którego nie mogła wrócić, póki nie wymyśli jakiegoś sposobu, na zniwelowanie działania wirusa. Spuściła głowę, jednak nie miała jakoś odwagi postawić następnego kroku naprzód.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 18 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach