Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Adrian czuł się jakby mówił do ściany. Naturalnie nie miał nic do czyichś problemów. Póki go jakkolwiek nie dotykały to on tez nikogo nie dotykał - prosta sprawa. Jednak Monday sprawnie przekraczała granice kaukazowej cierpliwości. Siedziała taka na stole i milczała. Robiła z siebie jakąś męczennice? Chciała coś udowodnić? To w końcu miała te problemy z sobą czy co? Nie zaprzeczyła, lecz również nie potwierdziła. O co jej chodziło? Adrian nie wiedział. Jakiekolwiek pytania spotykały się ze ścianą milczenia i ignorancji. To samo zresztą tyczyło się wszystkiego co wychodziło z jego ust. W końcu nawet próbował ją pocieszyć. Fakt faktem, w specyficzny sposób no ale jednak, a ta niby pokiwała głową no ale...Jaki miała problem? Była zła? Obrażona?
- Co to ma być, jakaś pieprzona pantomima? Bozia języka nie dała? - Trzasnął patelnią o palnik, czując jak jego frustracja cięgła zenitu. Był w końcu bardzo prostym i konkretnym człowiekiem i tego samego wymagał od drugiej osoby. - Bo wiesz...- Mówił, a po kuchni rozbrzmiewał dźwięk jego bosych, zbliżających si do Risu stóp. Wydawało się, że miał mord w oczach. -...w moim kraju przeważnie, jak ktoś kogoś pyta to się odpowiada, jak coś komuś się nie podoba, czy jak ktoś ma jakiś problem to się odpowiada. Ba, jak ktoś pierdoli trzy po trzy to się nawet odpowiada chociażby po to by gość nie pomyślał, że jest schizofrenikiem. Więc powiedz mi...- Oparł ręce na blacie stołu pomiędzy biodrami Monday. Uniósł jedną z brwi ku górze. - ...masz do mnie jakiś problem? - Dobra, to już zabrzmiało, niczym magiczne zaklęcie powodujące, że momentami ktoś wciskał Adrianowi swoją komórkę. Ogólnie dziwna sprawa. - Siedzisz, rozmawiasz, sapiesz, czerwienisz, krzyczysz i na końcu bawisz się w chlebak na blacie. O co ci chodzi?- Dobra. O ile na początku niemal warczał przez zęby o tyle teraz słychać było niezrozumienie i zniecierpliwienie. Polak chciał wiedzieć co jest grane. Nawet jeśli miał pewne przypuszczenia, to chciał mieć czarno na białym wszystko wytłuszczone, a jak na razie Monday stawiała w tej kwestii jawny opór. Trudno. On tak może cały dzień bawić się w przesłuchanie. Był cierpliwy...w pewnym sensie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie będę zaprzeczać, Mon mogłaby w tej chwili z powodzeniem robić za element wystroju. Ale czy to jej wina, że w przeciągu ostatnich kilku minut jej stan psychiczny oberwał kilka mocnych kopniaków?
Nie.
No więc właśnie. Ona przez cały czas pracowała nad tym, żeby doprowadzić się do porządku, ale poganianie ze strony Adriana wcale a wcale nie przyspieszało tego procesu. W sumie to nawet głupio jej było, że tak opornie szło powracanie do "normalności", jednak pomimo starań, wciąż ciężko jej było zmusić się do wydobycia z siebie głosu. Zaczynała się obawiać, że gdy w końcu wydobędzie z siebie jakiś dźwięk, to będzie to szloch bądź też wrzask zdenerwowania. Trzeba pozwolić się wykluć trzeciej opcji, tak żeby móc zachowywać się względnie zwyczajnie. Ale do tego było trzeba czasu.
Wzdrygnęła się gwałtownie na nagły wrzask i podniosła wystraszony wzrok na zbliżającego się mężczyznę.
O nie.
Nienienienienie.
Nie podchodź.
Nie podchodź bliżej, BŁAGAM.
Nie posłuchał. Nie miał jak, magiczna telepatia niestety nie zadziałała ani też przypadek nie zrządził, by jakimś cudem wojskowemu udało się odgadnąć myśli Risu. Jak wcześniej siedziała generalnie prosto, tak teraz odchyliła się do tyłu, zwiększając dystans od drugiej osoby.
Kurde, będzie wpierdol?
Niby nie chciała go prowokować ani nic, a tu i tak wyszło jak wyszło. I pomyśleć, że wszystko przez jeden durny rękaw.
- J-ja... - zająknęła się, nie tracąc w dalszym ciągu uroczo czerwonej barwy na obliczu. Przez chwilę nie do końca kontaktowała, co w ogóle ma powiedzieć, ostatecznie zmarszczyła brwi.
- No ja przepraszam bardzo, ale mi właśnie o nic nie chodzi! - wysyczała ze zdenerwowaniem, zaciskając zęby. Wściekła się? Może. Jeszcze zobaczymy. - Mówiłam, że nic mi nie jest, to po co drążysz temat? Sama bym sobie poradziła. - Nie, chyba nie wściekła. Teraz raczej naburmuszona, w dalszym ciągu wycofana... wystraszona? Zdecydowanie. Większość delikatnych istotek jej pokroju przelękłaby się takiej postawy o ledwie co poznanego kolesia. Naprawdę wyglądał, jakby miał jej zaraz przywalić.
Ej, Mizuyama. Bo zaraz ty gościa pobijesz.
Westchnęła z irytacją, obracając głowę na bok.
- Po prostu nie znoszę jak ktoś obcy jest za blisko. I tyle - dodała już ciszej. O dziwo, w końcu wydobyła z siebie to, co powinna była powiedzieć na samym początku. No ale no, lepiej późno, niż wcale! Cofnęła oparte na blacie dłonie do tyłu, raz dla utrzymania równowagi, dwa - by odsunąć je od tych należących do Adriana. Trochę skuliła się w sobie, jak wystraszone zwierzątko.
Wiewiórka po sennym koszmarze.
A nie, sorry. To brutalna rzeczywistość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szlag...
Dobra, może trochę za bardzo go poniosło o czym zdał sobie sprawę widząc przerażenie wymalowane na twarzy Monday. Drgnęła mu nieco brew w geście frustracji. Nie chciał jej wystraszyć, lecz momentami zapominał, że jego zachowanie mogło być odbierane, jako jawna groźba. W końcu aparycji przyjemniaczka to on nie miał, a i nie należał do typu ludzi, którzy tłumią w sobie negatywne emocje co tylko pogorszyło sprawę. Mimo wszystko on tylko próbował wszystko jakoś sensownie ułożyć. W końcu jest typem człowieka co się nie pierdoli i jeżeli pojawia się problem go dotyczący to się nie zmiłuj. Dlatego też gdy poczuł się ignorowany i traktowany jak zło konieczne postanowił zademonstrować, że taki stan rzeczy mu nie odpowiadał. Nie po to w końcu Bozia język dała by się na jakieś migi i pomruki komunikować. Zresztą ile ta cisza miała trwać? I tak wykazywał się szczytem grzeczności i wstrzemięźliwości nim osaczył Monday. Teraz spoglądał na nią intensywnie. Oczekiwał odpowiedzi.
- Ty...? - Zmarszczył czoło słysząc jak ta próbuje coś z siebie wydusić, a potem to już poszło z górki. Sprowokowana dziewczyna pokazała bowiem pazurki by po chwili jednak się naburmuszyć. Jej zapewnienie i ciągle nieblaknące policzki, jakoś odbierały jej wiarygodności. Adriana właściwie cały ten obrazek rozbawił.
- Jasssne...- Uniósł brew ku górze. Cała sytuacja zaczęła go bawić. Następnie umilkł, przez co ciche słowa dziewczyny bez problemu dotarły do jego uszu. Uśmiechnął się niemal szelmowsko. Zdjął przy tym ręce z blatu i zaplótł je na klacie. Wyprostował się i obdarzył ją spojrzeniem godnym ojca, którego syn przejechał na rowerku 10 metrów bez wyjebania się i potrzeby odwiedzania OIOMu.
- Widzisz, jak chcesz to potrafisz. - Wyraźnie się rozluźnił. Mimo wszystko był bardzo prostym człowiekiem. Problem znikał to nie było co się irytować. - Zdecydowanie wolę tą twoja charakterniejszą stronę. A teraz koniec wydziwiania. Ja zachowam ten Twój dystans, a ty złaź ze stolika. Jeszcze ktoś trzeci tu wejdzie to zyskam łatkę psychopaty bądź pedofila. - Jak inaczej wytłumaczyć fenomen roztrzęsionej, rumianej niewiasty rozłożonej na kuchennym blacie i przypartej przy tym do ściany...? No właśnie, ciężko by było. Zwłaszcza biorąc pod uwagę złą sławę, którą Kaukaz się cieszył. - Zrób kawy, czy coś. - Przypomniał sobie, że przygotował kubek i go nawet zasypał fusami, lecz koniec końców zapomniał zalać go wrzątkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uczucie było podobne do tego, jakie można przeżyć, gdy wędruje się późną nocą po rzadko uczęszczanych uliczkach tej bardziej szemranej części miasta. Wystarczy do tego być jeszcze młodą, bezbronną dziewoją. Pojawia się grupka bliżej niezidentyfikowanych osobników o wymiarach dwa na dwa i budowie wybitnie umięśnionej, zbliżająca się w zastraszającym tempie. Uciec nie ma gdzie, już wypatrzyli ofiarę. Podchodzą i otaczają niewinne dziecko nierównym, acz pozbawionym luk okręgiem. Groźnie wyglądające twarze pochylają się nad skuloną już ze strachu osóbką i pada pojedyncze, wiele mówiące i niecierpiące braku odpowiedzi zdanie.
"Telefon albo wpierdol, leszczu."
Monday czuła się w tej chwili właśnie w taki sposób, nawet jeżeli "agresor" był tylko jeden i nawet nie miał złych intencji. No ale tak to już jest, gdy człowieka przeraża inna istota ludzka stojąca o dwa centymetry za blisko. W dalszym ciągu dążyła do uspokojenia skołatanych nerwów i ogarniającego ją ze wszystkich stron paraliżującego lęku. Musiało to wyglądać naprawdę interesująco dla potencjalnych obserwatorów. Bo co mogła zobaczyć przeciętna osoba trzecia? Zarumieniona do granic wytrzymałości młoda dziewoja kuli się na kuchennym blacie, "zastraszana" przez starszego, wyższego, na bank silniejszego gościa ze skłonnościami do agresji, którego nikt tu jeszcze nie zna. Tylko osoba ogarnięta kompletną znieczulicą byłaby w stanie zignorować wręcz podręcznikowy obrazek napaści pedofila. Nawet, jeżeli w rzeczywistości nic złego właściwie nie zaszło. Kolejny zwyczajny dzień z życia Risu czy Kaukaza. Zero nowości.
Prychnęła z rozbawieniem, co musiało stanowić ciekawą odmianę od poprzedniej miny i nastawienia.
- Może właśnie ktoś powinien tu wejść. Twoja reputacja jakoś mało mnie przejmuje - rzuciła zaczepnie. Może trochę żartem, a może... a może wcale nie?
Nie no, aż taka wredna to ona nie była.
- Ciekawe co by zrobili, gdybyś został oskarżony o pedofilię. Bo wiesz, zawsze mogę trochę poudawać. "Ratunku, pomocy, nie dotykaj mnie, ratunku!" - Ostatnie zdanie wypowiedziała z teatralnym przestrachem, składając ręce razem na dekolcie niczym prawdziwa dama w opresji. Na koniec jedną z dłoni przytknęła do czoła, spoglądając w bok "za upragnionym ratunkiem".
No ale dobra, teatrzyk czas zakończyć, kurtyna w dół.
Trzeba wrócić do obowiązków, Mizuyama. Nie ociągaj się.
- Jasne, już się robi - odparła machinalnie, zeskakując przy tym z blatu. Na jej wciąż czerwone oblicze na powrót wstąpiła obojętność, ale tym razem była jakaś taka... spokojniejsza, a może i nawet lekko weselsza? Wszystko wskazuje na to, że rozchwiany emocjonalnie Wiewiór wraca do siebie.
Zlokalizowała pozostawiony wcześniej przez Adriana kubek i otwartą (!) puszkę z kawą. Czyli jednak można być aż tak roztrzepanym! Nalała wodę do czajnika i włączyła go, czekając teraz, aż się ugotuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Och, wierz mi, zaczęłabyś...Gdybyś tylko usłyszała kąśliwą uwagę na temat tego, jak to rozkładasz się w kuchni przed takim i owakim... - Sztych za sztych. Kaukaz zafalował jedynie sugestywnie brwiami, a jego uśmiech przybrał jedynie jeszcze bardziej niepoprawną formę. Chciał w miarę delikatnie uświadomić Risu, że w takich sytuacjach cierpi reputacja obojga przyłapanych. Choć jego własna była już przeżarta przez znacznie gorsze plotki to wolał jednak na nowej ziemi być ostrożnym i w nic się nie mieszać, a przynajmniej utrzymać ten stan przez jakiś czas.
- Wróć na ziemię, Risu. - Zaśmiał się pod nosem, a niski ton jego głosu rozszedł się po kuchni. - Aż tak młodo to nie wyglądasz. - Otaksował jej sylwetkę, sprawnym męskim okiem. - Choć, może...- Przeniósł wzrok z pełnych bioder na klatkę piersiową służącej, po czym przekręcił przy tym głowę niczym krytyk sztuki. - ...w niektórych miejscach. - I znów pokazał ten swój szelmowski uśmiech. Czy dobrze się bawił drocząc się z tą kobietą? Tak. Czy się przejmował jej żartami w związku o pedofilię? Trochę. Jej słowa bowiem sugerowały, że choć nie do końca zdaje sobie chyba sprawy czym jest pedofilia to prawdopodobnie była nieletnia, a to mogło być kłopotliwe. Właśnie. Tak propos komplikacji...
Jesteście w stanie ogarnąć ten moment w którym stoicie sobie rozluźnieni, w rozczochranych włosach, wymiętolonej koszuli, zaspani, na przeciwko kobiety siedzącej na blacie, zarumienionej, ciągle nieco spłoszonej, wołającej dla żartu "Ratunku, pomocy, nie dotykaj mnie", gdy wtem nagle do tej pory zamknięte drzwi do kuchni uchylają się, wygląda zza nich jakaś czupryna, która po zlustrowaniu zastałej sytuacji wycofuje się równie szybko, jak się wepchnęła, akcentując swoje zniknięcie donośnym trzaśnięciem przy akompaniamencie niskiego okrzyku "Przepraszam za najście"?
...
..
.
Cóż...Kaukaz nie potrafił. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się więc w zamknięte drzwi próbując ogarnąć co się właściwie tu dojebało. Gdy świadomość sytuacjo go przytłoczyła,  przyłożył dłoń do twarzy we wszystkim dobrze znanym geście, by zaraz przeciągnąć nią po twarzy i zatrzymać na brodzie. Wypuścił ciężko powietrze i spojrzał krytycznie na Mon.
- Ile masz lat.- Rzucił chłodno i rzeczowo. Jak wcześniej był w stanie żartować i nawet się śmiać tak teraz mógłby ciąć skały słowem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Że ja? Przed tobą? Nikt by nie uwierzył, że bym coś takiego zrobiła z własnej woli. - Nie zamierzała pozostawać dłużna, choć w głębi duszy musiała przyznać wojskowemu rację. Z pewnością nie ucieszyłaby się z takiej plotki na swój temat, nawet jeżeli brzmiała absurdalnie. Ludzie potrafią uwierzyć z byle głupotę, byleby tylko powstała z tego jakaś sensacja. Nawet, jeżeli w grę wchodzi podejrzewanie uciekającej od ludzi niewiasty o intymne stosunki z jakimś nieznajomym. Czy tylko ja w tym widzę kompletny brak logiki? Ale "nius" jest "niusem" i jak długo utrzyma się na ustach ludzi z bliższego i dalszego otoczenia, tak długo oszczercze pomówienie będzie krążyło w całym bezsensie swego istnienia.
Nie no, nikt by nie był na tyle głupi, żeby pomyśleć, że ja. Z nim. Nie ma szans.
Denerwowało ją krążące po ciele spojrzenie, które czuła jak promienie słoneczne na przypalanej pod lupą mrówce.
Brrr.
Zaplotła ręce pod biustem i zacisnęła zęby, nieznacznie wydymając policzki w wyrazie speszonego naburmuszenia, jakie w tym momencie nią władało. I on miał jej niby sugerować, że coś jest z jej aparycją nie tak? Rzuciła Polakowi pełne wyrzutu spojrzenie zza oprawek okularów.
- Nie wiem jakie mutanty wyrosły u was w tej Europie, ale tutaj właśnie tak wygląda normalna dziewczyna w moim wieku - odgryzła się zaraz. Szkoda, że nie ma głębszego odcienia czerwieni, gdyż pod wpływem tej oceny Risu z pewnością by ją osiągnęła. Niedługo na podstawie jej życia powstanie jednostka dla skali zażenowania.
Chwila, która nastąpiła zaraz po tej wypowiedzi, prawdopodobnie stanie się górną granicą tej skali.
Wejście i wyjście bliżej niezidentyfikowanej osoby trwało zaledwie chwilę, ale wystarczyło, by do biednej służki dotarła powaga zdarzenia. Na dźwięk otwierania drzwi rzecz jasna odwróciła twarz w ich stronę, zaś na trzy znamienne słowa wybałuszyła oczy w pełnym zaskoczeniu.
To się nie dzieje naprawdę.
Chyba nic nie mogło zdziwić jej bardziej, jak ironiczne zrealizowanie się głupiej wizji rzuconej całkowicie żartobliwie.
Na przyszłość uważaj co mówisz, Mizuyama.
Tak, kurna. Przyda się.
Dopiero po chwili zorientowała się, że z całego tego szoku nadal nie domknęła ust. Zrobiła to więc teraz i przeniosła przerażone spojrzenie na nadal stojącego przed nią mężczyznę. Wyglądał strasznie i brzmiał strasznie. Monday w duchu szykowała się na powolną i bolesną śmierć.
- O-osiemnaście. I pół - wyjąkała, nie wiedząc czy ma się chować czy uciekać. Fakt faktem, na mocy obowiązującego prawa nie była pełnoletnia. Ani odrobinkę. Ani w ząb. Przed nią do oficjalnej dorosłości było ho-ho, aż półtora roku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Żebyś się czasem nie zdziwiła. - Przestrzegł. - Ludzie lubią wierzyć w to co widzą. Jestem tego idealnym przykładem. - Sam z autopsji wiedział, jak to wygląda. W końcu miał na koncie już nie jeden incydent, który przykleił mu łatkę awanturnika. Być może i faktycznie Adrian był impulsywny, lecz zawsze miał ku temu istotny powód. Nigdy nie było tak, że jego ofiary nie miały czegoś na sumieniu, a jednak nikt nigdy nie drążył z tej strony tematu i nie dociekał. Ważne było, że przyłapano bestialskiego Adriana znęcającego się nad niewinnym jagnięciem. To dopiero był chwytliwy kąsek i nius! W końcu syn Spadzińskiego! Afera wojskowym światku. Denerwowało to eliminatora, któremu z czasem znudziło się nawet tłumaczyć ze swojego postępowania. Chcą go sobie demonizować za jego plecami? W to mi graj. Mniej frajerów na horyzoncie będzie się jawiło. No ale potrzebował dodatkowej łatki lovelasa. O ile pierwszy tytuł był użyteczny i usuwał z pola widzenia debili o tyle drugi mógł ściągnąć szwadron nachalnych kobiet, a Polak nie był z tego typu, któremu taki stan rzeczy odpowiadał. Miał powodzenie u kobiet - był tego świadomy, jednak sęk w tym, że szanował siebie, a co za tym idzie miał pewne oczekiwania. Mniej lub bardziej wygórowane, lecz miał. I pewne zasady, a wśród nich jedną z głównych była ta, że jeśli jakaś kobieta go zainteresuje to on będzie tym, który wykona pierwszy krok. Nie lubił, a wręcz irytowało go gdy działo się na odwrót. No ale wolał nie myśleć, że coś takiego w ogóle mogłoby mieć miejsce. Krążenie wokół atmosfery żartów w zupełności mu wystarczała i chciał by tak pozostało, dlatego też płynnie przeszedł do zabawiania się kosztem Monday. Spoglądał teraz z pewną satysfakcją na wymalowane na jej licu zażenowanie zmieszane z oburzeniem.
- Zapewne. - Mruknął rozbawiony pod nosem. Lubił się droczyć to w takich chwilach było bardziej niż oczywiste, zwłaszcza, że wcale się z tym nie krył. A może powinien? Kolejna sytuacja bowiem, jaka miała miejsce jedynie potwierdziła jego obawy. Można było wręcz stwierdzić, że wykrakał z czego zadowolony nie był, a wręcz przeciwnie - wzbierała w nim frustracja i złość. Starał się jednak tego nie okazywać coby nie spłoszyć dziewczyny czego efektem było chłodne spojrzenie i jeszcze bardziej mrożący krew w żyłach pretensjonalny ton głosu.
- Osiemnaście...- Powtórzył i skrzywił się w geście w stylu "Nie jest źle", choć dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że w M3 nieco inaczej patrzy się na prawną kwestię dojrzałości. - czemu w jednostce wojskowej zatrudnia się gówniarzy... - Wybębnił na głos myśl, która mu się zakłębiła w głowie, a usta jego ułożyły się w cienką linię. Miał ochotę spalić na stosie człowieka z kadr, który przyjdą CV Risu, która to zaś przyczyniła się do nadania dwuznaczności zwykłemu gotowaniu. W ogóle problem okazał się poważniejszy niż przypuszczał na początku. Bo o ile zwykła łatka lovelasa była kłopotliwa to zastanówcie się, jak można byłoby określić sytuację w której ludzie są święcie przekonani, że lubisz kłaść ręce na nieletnich. Czad prawda?
Kaukaz jedynie zacisnął szczękę wcześniej rzucając w przestrzeń, jakieś przekleństwo w swym rodowitym języku po czym wolnym krokiem przemieścił się do patelni, która ciągle czkała na gazie.
- Zmieniłem zdanie. Ty idź do tego działu zaopatrzenia po tą kołdrę. - Rzucił i jednocześnie przekręcił niedbale placek z ciasta, który rzeczywiście zaczynał wyglądać jak pizza. Polak machinalnie zaś zaczął rzucać na wierzch wcześniej przygotowane składniki by ostatecznie nakryć całość pokrywką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pogłoski też nigdy nie biorą się znikąd. Jeżeli o danej osobie krążą takie, a nie inne plotki, to jednak coś musi być na rzeczy. A że czasami o tym czymś stanowi najzwyklejszy w świecie przypadek... no cóż, bywa. Można albo starać się unikać wszystkich potencjalnie plotkogennych sytuacji - co graniczy z cudem, jeżeli nawet nie przekracza tej granicy - albo jakoś pogodzić się z tym, że ludzie zawsze gadali i gadać będą. Monday w dużej mierze nie musiała się borykać z tym problemem, jako istota funkcjonująca w społeczeństwie nie dość, że od niedawna, to jeszcze jako istota w pewnym sensie półprzezroczysta. Mało kto ją kojarzył na tyle, żeby tworzyć fałszywy obraz jej osoby - najpierw musiałby mieć jakiekolwiek pojęcie o tym prawdziwym, żeby się wszystko kupy trzymało. Najpierw musiano by ją cokolwiek kojarzyć. Najpierw musiałaby w ogóle istnieć w pamięci otoczenia, a z tym było ciężko. Chociaż była praktycznie wszędzie, to kto by się trudził zapamiętaniem choćby imienia byle służącej?
No cóż, to teraz pewnie zaistnieje i to tak, że starczy jej na całe życie. Nie ma to jak zaczynać "karierę" w rządowej organizacji i już mieć za uszami opowieści o tym, jak to dała się temu czy owemu i to w miejscu bądź co bądź publicznym. Jeszcze żeby to jakiś w miarę mało kojarzony chłopaczek był, może by przeszło. Ale nie, musiało chodzić o jakiegoś dorosłego już faceta, w dodatku całkowicie nowego w cholernym kraju. Czyli nie przejdzie "A, może chłopaka ma po prostu?". Nie. Musiało stać się tak, jak się stało, tak na dobicie.
Ty to masz pecha, co nie, Mizuyama?
Jeszcze żeby chodziło tylko o żenującą sytuację... było jednak gorzej. Wspominałam już o tym, że widok rozeźlonego Adriana był dla dziewczyny przerażający? Był. I to naprawdę, naprawdę przerażający. Była o krok od ponownego zwinięcia się w embrion, byle tylko nie patrzeć dłużej na tę zimną twarz. Wywoływał w niej niesamowicie uwierające poczucie winy za całe to zajście, ale w głębi serduszka już rodziła się iskierka buntu przeciw temu wrażeniu.
- Nie jestem żołnierzem, a służącą, nie muszę być do tego pełnoletnia - żachnęła się, po czym zacisnęła usta w wąską kreseczkę, by powstrzymać się od dalszych zgryźliwych komentarzy. Nie byłoby rozsądnym drażnienie kogoś, kto już i tak zdążył się wkurzyć w zupełnie innych przyczyn.
Chociaż, kto wie. Może kiedyś dzisiejsza zawstydzająca sytuacja okaże się być przydatna? Nigdy nie wiesz, komu akurat będzie trzeba zrobić na złość i choć szczerze mówiąc wolałaby z wojskowym zachować pozytywne relacje, to w razie ich popsucia zawsze miała na niego jakiegoś tam haka.
Prychnęła niczym rozjuszona kotka (... wiewiórka?) i zeskoczyła z blatu, lądując na kuchennej posadzce z cichym stukiem bucików.
- A żebyś w niej wszy miał - rzuciła przyciszonym głosem. W rzeczywistości nie życzyła mu źle, ale nagła zmienianie zdania na Monday działało niczym płachta na byka. Wcześniej jak proponowała, to nie chciał! Ale że wykonywanie poleceń należało do jej obowiązków, to odmawiać nie zamierzała. Lepiej nawet, swoje zadanie wykona od razu i bez zbędnych ceregieli. Nim Polak zdążył dokończyć swoje zabiegi nad kolacją - której biedna Risu już nie doświadczy mimo chęci, bo do kuchni wracać nie zamierzała - dziewczyna była już za drzwiami, w drodze do działu zaopatrzenia po odpowiednią pościel. Może jak się uda, to skombinuje mu jakieś obciachowe poszewki, o.

Le koniec wątku, amen. Chyba, że coś jeszcze chcesz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach