Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Nie od dziś wiadomym jest, że Kaukaz nie należał do potulnych, grzecznych wojskowych. Wręcz przeciwnie - skurczybyk ciągle wszczynał awantury, robił burdy i nic nie dało przeniesienie go z odległej Polski aż do Japonii. Dowództwo co i rusz łapało się za głowy, walczyło z migreną i martwiło się o pojawiające się siwe kosmyki. Trzeba było więc coś wymyślić, bo choć Kaukaz robił masę problemów, trzeba było przyznać, że był dobry w swoim fachu, więc tym na górze żal było się go pozbywać. Dostał skurczybyk Adaviennę pod opiekę, ale najwyraźniej dwudziestoletnia kobieta nie zajmowała wystarczająco dużej ilości Kaukazowego czasu, bo ten nadal chodził po mieście i sprawiał kłopoty. A to kogoś walnął, a to wszczął jakąś burdę. No i co z takim zrobić? Dowództwo kręciło głowami, patrząc na te zmarszczki tworzące się na czole od ciągłego myślenia, złoszczenia się i martwienia. No dobra. Skoro jedna nie wystarczy...
Kaukaz został wezwany przez dowództwo. Oprócz oczywistego zebrania opierdolu, dostał klasyczną gadkę o tym, że zostanie ukarany. Szczegółów mu nie wyjaśniono, po czym odesłano go, więc łącząc to z faktem, że długo nie dostawał żadnych wezwań, zapewne chłopaczyna pomyślał, że Ci na górze postanowili ten raz mu wybaczyć i uniknie kary. Nic z tych rzeczy. Przez jakiś czas jego przełożeni być może rzeczywiście nie wiedzieli jaką to karę sprawić problematycznemu wojskowemu, ale wkrótce wymyślono coś, co miało odmienić Kaukazowe życie. Choć on sam jeszcze o tym nie wiedział.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia, gdy Kaukaz wylegiwał się w swoim mieszkanku, mógł usłyszeć dźwięk dzwonka. Jeden, drugi, może i trzeci jeżeli była taka potrzeba. Ktoś, kto dobijał się do jego drzwi najwyraźniej nie planował odpuszczać. Gdy więc do Adriana dotarło, że lepiej jest się podnieść i gdy doczłapał się do drzwi by je otworzyć, zastać mógł za nimi swojego kolegę po fachu.
- Dowództwo pamiętało o Twoim ostatnim przewinieniu, Panie Spadziński. W ramach kary zostaje Ci więc przydzielona kolejna osoba do pilnowania. Szef nie chce słyszeć ani słowa sprzeciwu. Tak więc życzę miłego dnia, Panie Spadziński. Po szczegóły proszę się zgłosić do centrali. - zasalutował, okręcając się na pięcie. Zrobił krok w tył, po czym pchnął coś małego w stronę drzwi w delikatnym, acz zachęcającym geście. Gdy Kaukaz raczył skierować swój wzrok w dół, mógł ujrzeć uroczą, małą istotkę o blond puklach. Ubrana w różową sukienkę, z dużą, różową kokardą na głowie i ściskając różowego, zmarnowanego miśka wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, miodowymi oczkami. Ścisnęła mocniej pluszaka, usta zacisnęła w prostą linię i stała tak, nie wiedząc co ma zrobić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kaukaz miał dziś wolne, co było zasługą tego, że wczoraj, a właściwie dziś, lekko po północy dopiero dociągnął się do łóżka. Sen zmorzył go jednak kilka godzin później, gdyż w uszach mu ciągle jeszcze dzwoniło od pretensji góry. Jego zachowanie na ostatnim meczu rugby, czy też incydent na przystanku autobusowym co najmniej nie umknął im uwadze. No ale nic, zdarza się. Adrian był już weteranem w tej kwestii. Wystarczyło bowiem pójść do gabineciku, popatrzeć w podłogę, zaciskając zęby i pięści - coby czegoś nie skomentować, zebrać listę pretensji, jak również chujowy przydział na najbliższe miesiące do równie chujowej roboty i się odmeldować. Formalność. Tym razem było jednak inaczej. Telefony nie dzwoniły, a miały. Czyżby dzień dobroci dla zwierząt?
Adrian ściągnął się z łóżka o dość popołudniowej porze. Naciągnął na siebie kawałek czarnych dresowych spodni i wczorajszą bokserkę. Włosy miał w kompletnym nieładzie, zaś ciemne sińce pod ciągle półprzytomnymi oczami, oprawionymi w resztki śpiochów dodawały mu nieco punktów do wizerunku ponurego żniwiarza.  Nie przejmował się tym jednak. W końcu całe mieszkanie na chwilę obecną należało do niego i Paskuda. Ada w tym czasie była bowiem zajęta zabawą w listonosza....to jest - w kuriera. Adrian nie widział co prawda różnicy, no ale warkot brunetki sugerował, że jakaś jednak jest, więc tego się trzymajmy.
Dzień zaczął więc wyjątkowo dobrze. Oparł się zwyczajowo na kuchennym parapecie i przy otwartym na oścież oknie, oddając się codziennemu, porannemu rytuałowi z kawą w jednej ręce, papierosem w drugiej oraz z kotem przy boku. Wojskowy delektował się poranną oraz chałupniczą ciszą, kiedy to jego mózg wracał powoli do żywych.
Do czasu.

Po mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Kaukaz, jak to Kaukaz w pierwszej chwili zignorował. Nie miał w tym kraju znajomych, którzy chcieli by go odwiedzać. Na sąsiadów miał wyjebane, tak samo zresztą jak na domokrążców. Sytuacja jednak stała się irytująca gdy dzwonek rozległ się po mieszkaniu po raz trzeci. Za piątym, to Adrian miał już ogniki mordu w oczach.
- Jebany...zaraz ja go nacisnę. - Warknął pod nosem i począł stawiać żwawe, stanowcze kroki w kierunku drzwi, które gwałtownie otworzył. Miał zamiar powiedzieć coś co wymagałoby cenzury lecz przybysz okazał się mundurowym. Szkoda.
- CZEGO. - Obrzucił przybyłego pretensjonalnym spojrzeniem, nie kryjąc tym samym niezadowolenia z jego przybycia. Niezadowolenie to jednak przybierało na sile wraz z każdym słowem mundurowego. Początkowa chęć mordu  przeistoczyła się w dezorientację. Wszystkie procesy myślowe eliminatora zdawały się zatrzymać, w momencie gdy usłyszał "kolejna osoba do pilnowania", a jego wzrok zawisnął na różowym puklu falbanek i kokard. Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że jeszcze trochę i nie zauważyłby, momentu w którym to wojskowy miał zamiar się zmyć. Nie. Ma. Kurwa. Takiej. Jebanej. Opcji.
- Ej! Szlag...- Rzucił, wybudzając się z odrętwienie. W całym tym jednak przedstawieniu zapomniał o trzymanym w ustach papierosie, który wypadł w momencie w którym je otworzył. W bezwarunkowym odruchu próbował go złapać, jednak chwilę po tym, jak poczuł żar na dłoni wypuścił go ponownie, by z większym zdecydowaniem złapać go w drugą. Kurwa. Zacisnął dłoń w pięść, czując jak ten wypala mu i tak szczątkowe resztki opanowania. Tak, dokładnie. Polak bowiem, nie zważając na stojącą w przejściu dziewczynę ruszył w kierunku odchodzącego. Nie zdziwiłby się, gdyby ją jakoś przy tym potrącił. Priorytetem było bowiem zatrzymanie żandarma, a w tym celu Kaukaz chwycił go za tył kołnierzyka i szarpną, coby ten się zatrzymał.
- Nie ignoruj mnie, kurwa. Mówię do ciebie, więc spierdolisz jak skończymy. - Wyrzęził przez zęby, cudem utrzymując na wodzach swój temperament, co poskutkowało tym, że jego ręka puściła fraki mężczyzny. Wziął głębszy wdech, przykładając dłoń do skroni. Zaśmiał się ponuro. - Słuchaj, bardzo to wszystko zabawne. Zrozumiałem co szef ma na myśli. Przekaż mu wyrazu szacunku za te zjebane poczucie humoru i...- Tu bezceremonialnie wskazał palcem istotę stojącą pod drzwiami -...zabieraj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co tu dużo mówić... Kaukaz sam był sobie winien, sam kopał sobie coraz to większy dołek. Rozrabiał, sprawiał, że Ci na górze wręcz siwieli z nerwów, więc nie mógł liczyć na to, że dowództwo na wszystko będzie przymykać oczy. Raz, dwa razy... Ale nie gdy ten problematyczny facet rozrabiał ciągle. Naiwnym było wręcz myślenie, że wiecznie będzie to wyglądało w ten sam sposób. Wezwanie, opierdol, odesłanie, potem chwila ciszy, wezwanie, opierdol, odesłanie. To koło kiedyś musiało się przerwać, bowiem dowództwo szybko łapało, że ich metody nie są skuteczne. Trzeba było więc wymyślić jakąś inną, bardziej kreatywną karę. Najpierw dostał do pilnowania Adaviennę. Ktoś tam na górze chyba liczył na to, że typ taki jak Kaukaz szybko będzie miał dość, zrozumie swój błąd i wyciszy się. I chyba był to ktoś cholernie naiwny. No ale skoro jedna kobieta nie wystarczyła, trzeba było mu podesłać drugą. Tylko, że tym razem nie była to ani dorosła kobieta, ani prawie dorosła kobieta. Nie była to nawet nastolatka, a zwykłe, sześcioletnie dziecko. Ci na górze mieli chyba niezły ubaw.
Mundurowy, który został wyznaczony do przekazania radosnej nowiny Spadzińskiemu, również nie był zadowolony z tego faktu. Kaukaz był znany ze swojej porywczości, nie przebierania w środkach, gdy coś mu nie pasowało. Właściwie to był on nawet nastawiony na to, że jak coś pójdzie nie tak to dostanie zwyczajowy wpierdol. No cóż... Liczył jednak na to, że Adrian szybko pojmie, że wszelkie przejawy agresji skończą się dla niego gorzej. Nie dziwił się reakcji, jaką uzyskał od Spadzińskiego. Właściwie to zdziwiłby się, gdyby ten narwaniec zareagował inaczej. Nie, nie było takiej opcji, by przyjął to ze spokojem. Był więc przygotowany na to wszystko, co zastał. Ale nie zamierzał wdawać się z Adrianem w jakieś dyskusje. Rozkaz z góry, tyle. Ten narwaniec musiał przyjąć to do wiadomości, jakoś to przetrawić i się dostosować. Nie on decydował o tym wszystkim, on tylko przyprowadził tutaj tę różową, małą lalkę. Lubił dzieci więc szkoda mu jej było. Nie wiedział czy sam oddałby dziecko komuś takiemu, ale nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie.
Chciał wrócić do swoich normalnych obowiązków i nie użerać się już z Kaukazem, ale nie było mu dane. Lilith w ostatniej chwili odwróciła się, gdy wojskowy wyparował biegiem z mieszkania. Była cicho, nic się nie odzywała, jedynie obserwowała. Wojskowy zacisnął zęby, gdy Kaukaz go dopadł. On również starał się utrzymywać emocje na wodzy i nie wybuchnąć. Poczekał więc aż z Adriana ujdzie cząstka złości i puści jego ubrania.
- Nie mamy o czym rozmawiać. - wycedził przez zęby w pierwszej chwili. Zaraz i on złapał głębszy wdech i głośno wypuścił powietrze. - To decyzja z góry. Radziłbym trzymać emocje na wodzy, inaczej dostaniesz całą gromadę a nie tylko jedną. Masz się nią opiekować przez czas nieokreślony. To od Ciebie będzie zależało czy potrwa to miesiąc, dwa, czy dziesięć lat. Ma jej włos z głowy nie spaść. A wszelkie sprzeciwy nieś do dowództwa, ja tylko ją przyprowadziłem. - wyjaśnił, siląc się na spokojny ton, co czasem mu nie wychodziło. - A teraz pozwól, że wrócę do swoich obowiązków. Miłego dnia. - wycedził, odwracając się na pięcie. I zmył się.
Kaukaz został sam z tym, jak to pięknie ujął, różowym puklem falbanek i kokard. Dziewczynka stała w miejscu i nie odzywała się nic. Jedynie przyciskała starego, zmarnowanego miśka do siebie, patrząc na Kaukaza swoimi wielkimi oczami. Spojrzała w stronę wejścia do mieszkania nie wiedząc, czy może przekroczyć próg. Zaraz powróciła znów na Kaukazową twarz. Cóż... facet dał jej niezły pokaz już na samym początku. Dobrze, że nie wpieprzył temu wojskowemu, bo to już konkretnie pogorszyłoby sprawę. Lilith nie bardzo teraz wiedziała co ma zrobić, jak ma odnosić się do całej tej sytuacji i Adriana, a przede wszystkim co ma o nim myśleć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jebany kabel... - Podsumował wojskowego niemal wypluwając mu każde słowo w twarz coby ten nie miał wątpliwości, że właśnie znalazł sobie wroga. Adrian nie mógł jednak nie przyznać mu mimo wszystko racji i odpuścić. W końcu on tu robił jedynie za chłopca na posyłki, a sam eliminator sprzeciwiając się górze zapewne wpakowałby się w jeszcze większe bagno choć na chwilę obecną ciężko było mu takowe sobie wyobrazić.
- Nie zapomnij wypłakać się tatusiowi w raporcie - skwitował i z cynicznym uśmieszkiem odprowadził żandarma wzrokiem dopóki ten nie znikną z klatki schodowej. Zapamiętał chuja. Będzie go miał na oku. Mentalnie odnotował jaszcze potrzebę ustalenie konkretnie tożsamości tego skurwiałego pomysłodawcy. Gdhhdjdwdbh! Tak. Ehm.
Adrian stał tak na korytarzu chwilę i szarpał się z nerwami, by ostatecznie przeciągnąć ręką po skórze twarzy, oddać wiązankę wulgaryzmów w przestrzeń i z dźwiękiem bosych stóp rozbrzmiewających po posadzce zacząć wracać do mieszkania. Chcąc nie chcąc już z oddali spoglądał z góry na dziewczynę nie kryjąc niezadowolenia z jej bytności w tym domu.
- Właź. - Rzucił krótko i sucho, a gdy dziewczynka przekroczyła próg mieszkania, sam się przez niego przeciągną by następnie trzasnąć dźwiami. Oparł się na nich lewą rękę po tym, jak przekręcił zamek, a następnie schował twarz w prawej dłoni we wszystkim dobrze znanym geście, próbując ogarnąć co tu się właściwie przed chwilą odpierdoliło. Szybko zaniechał jednak tej czynności, czując, że jest na chwilę obecną za bardzo zdezorientowany całą sytuacją. Wypuścił więc ciężko powietrze, wyprostował i spojrzał na różowy punkt pod nogami. Boże, jak to wypalało oczy.
- Buty tam. Masz jakieś rzeczy na zmianę? Doniosą ci coś? - Burknął wskazując punkt przy ścianie w którym znajdowała się komoda, po czym zaczął kierować się powoli do kuchni do której musiał się dostać teraz, natychmiast. Z tych wszystkich nerwów czuł bowiem silną potrzebę zapalenia papierosa, a tej czynności oddawał się tylko przy tamtejszym parapecie. Ada już go pod tym kątem zdążyła wytresować. - Tu jest łazienka. - Rzucił po drodze wskazując drzwi. - Umiesz z niej korzystać, prawda? - Pytanie wydało mu się z tych trywialnych, gdyż wątpił w to by szef wpierdolił go aż na TAKĄ minę no ale zawsze lepiej się upewnić. Sam Adrian nie ogarniał dzieciaków i nie wiedział co powinny umieć w danym wieku i czy właściwie ktoś tą nieletnią do tego przyuczył. Jednego był pewien - w razie potrzeby on tego robić nie zamierzał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wojskowy darował sobie odpyskiwanie na to, co mówił do niego Kaukaz. Wiedział, że skończyłoby się to źle i nawet jeżeli chętnie wykopałby pod Adrianem większy dołek, nie bardzo miał ochotę dostać po mordzie. A to by się niewątpliwie stało, gdyby zaczął odpyskiwać na odzywki wkurzonego narwańca. Kaukaz cieszył się złą sławą w wojsku. Był narwany, często posuwał się do przemocy i sprawiał kłopoty tym na górze. Nie było więc niczym zadziwiającym, że prawdopodobnie spuściłby mu wpierdol gdyby nie wisząca nad nim groźba. Wojskowy musiał przyznać przed samym sobą, że był cholernie niezadowolony z tego, że to akurat jemu powierzono to zadanie. A nawet miał cykora. Ale nikomu by się do tego nie przyznał. Niemniej jednak rozkaz to rozkaz - musiał go wypełnić. Dobrze, że skończyło się tak a nie inaczej. Ostatecznie obyło się bez wpierdolu. Dziewczynka została z Kaukazem, a on odszedł.
No właśnie... Dziewczynka. Lilith przyglądała się temu wszystkiemu z boku bez słowa. Zazwyczaj była małomówna, z niewieloma osobami chciała rozmawiać. Nic dziwnego, skoro ciągle była przekazywana z rąk do rąk jak jakaś zabawka. Nigdzie nie grzała na długo miejsca. Wszędzie zaś była witana z przesadną ilością cukru, fałszywą radością i tego typu tęczami, których miała już dość. To, co się działo teraz to było dla niej coś zupełnie nowego. Przydzielony jej opiekun był wyraźnie niezadowolony z tego, że została powierzona w jego ręce. I nie krępował się przed okazywaniem tego w jej obecności. O ile poczuła się z tym nieco dziwnie, o tyle również zaciekawiła ją osoba Kaukaza.
Weszła za Adrianem do środka. Przekroczyła próg, zrobiła parę kroków w głąb mieszkania, po czym zatrzymała się i odwróciła, by popatrzeć na swojego nowego opiekuna. Była ciekawa co zrobi teraz, jak się zachowa, co jej powie. Zdjęła buciki, chwilę mocując się z paskiem, po czym grzecznie odłożyła je do wskazanej komody. Kaukaz w tym czasie juz zaczął iśc do kuchni, więc natychmiast pobiegła do niego. Gdy go dogoniła, dreptała tuż za nim.
- Pan powiedział, że przyniosą. Albo, że sam weźmiesz jeśli pójdziesz do szefa. - odezwała się po chwili głosikiem cichym i jakby niepewnym. Zazwyczaj gdy zostawała przydzielona do nowego opiekuna nie odzywała się przez pierwszy dzień.
- Umiem. Jestem już duża. - powiedziała, patrząc na Kaukaza z pewną dumą. Oczywiście, że byłą duża! Miała już całe sześć lat! Tak jakby. Lilith podreptała za Kaukazem do samej kuchni. Gdy ten stanął i zaczął palić, ona rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Mogę się napić? - zapytała, patrząc z dołu na Adriana tymi swoimi wielkimi, złotymi oczami. No cóż... to było pytanie, ale poniekąd i prośba. Raczej wątpliwym było, by dosięgła do szafki ze szklankami. Chyba, że by sobie coś podsunęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiał się pod nosem złowieszczo niczym psychopata, który upatrzył właśnie swą ofiarę, a po jego twarzy przemknął chwilowy grymas zadowolenia.
- Żebyś wiedziała, że odwiedzę tego skurwiela. Nie mogę się już wprost doczekać... - Nie krępował się wyrażać swych myśli na głos. Ciągle był oburzony całą sytuacją, która chcąc nie chcąc ciągle wydawała mu się być jakimś słabym żartem dlatego nie było opcji by na chwilę obecną się jakoś w tym względzie stopował. Prawdopodobnie gdy się uspokoi choć raz pomyśli nim rzuci jakimś mięsem, lecz jak na razie kleiłby nim każdy skrawek przestrzeni z Lilith łączni. Szlag.
- To masz szczęście. - Serio miała szczęście, bo Adrian ni zamierzał by się niczego dotykać lub biegać z małą do kibla. Prawdopodobnie wytknąłby ją kijkiem za korytarz by tam sobie śmierdziała albo zatrudniłby jakąś opiekunkę choć w mieszkaniu i tak panował już tłok.
- Możesz. Całkiem wskazań jest też oddychanie. - Rzucił sucho, kiedy to sam zasiadł jak gdyby nigdy nic na parapecie uchylając uprzednio jedno skrzydło okna na oścież. Wetknął już sobie papierosa w usta i sięgał po jakiś ogień gdy to kątem oka dostrzegł, że Lilith jak stała tak nie zmieniła swej pozycji o milimetr wyraźnie czegoś od niego oczekując. Skąd się tego domyślił? Cóż, ślepy nie był, a dziewczę wyraźnie świdrowało jego osobę wzrokiem niczym sąsiad spod 10-tki swoją pseudowiertarką ścianę. Adrian sąsiada miał ochotę zajebać, lecz w konfrontacji z ośmiolatką ograniczył się do grymasu niezrozumienia, a przynajmniej dopóki nie spłynęła na niego łaska olśnienia. Nic jednak nie powiedział tylko sarknął coś pod nosem i niechętnie zsunął się z parapetu. Wyjął szklankę z szafki, napełnił ją wodą z kranu i podał dziewczynie. - Masz. Następnym razem mów konkretniej w czym problem. - Pouczył ją spokojnie, po czym ponownie wrócił na parapet i zajął się odpalaniem papierosa co wyszło mu dopiero za trzecim razem. Zapałki bowiem łamały się pod naporem jego frustracji, no ale udało się. Zaciągnął się dymem, który następnie ulatywał z jego płuc powoli w kierunku uchylonego okna. Musiał uporządkować myśli i jakoś się w tym całym bagnie odnaleźć.
- Nie wiem co z tobą zrobić. To mieszkanie ma dwa pokoje, a razem tobą ma trojkę mieszkańców. Ja na kanapie w salonie spać nie zamierzam. Już się na takiej się męczyłem u siebie i nią ma wała bym dobrowolni uczynił to samo. Pewnie będziesz spała u mnie. Łóżko jest spore. Nie masz za dużego wyboru dopóki nie wezmę się za ten nieszczęsny remont.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach