Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

- Po pościel najlepiej będzie udać się do działu zaopatrzenia. Mogę się tym zająć, jeżeli chcesz. - Uprzejmy ton, delikatny uśmiech i lecimy z tematem. Nawet jeżeli rozmówca zaczynał się irytować, Monday zachowała stoicki spokój. W tym zawodzie umiejętność opanowywania nerwów i nieprzejmowania się cudzymi pretensjami była niezbędna, jeżeli chciało się uniknąć brania codziennie rano podwójnej dawki Nerwosolu.
Heh, za niedługo wyjdzie że Risu zajmie się dosłownie wszystkim, co się tyczy zaaklimatyzowania nowego. Poduszki, kołderki, oprowadzanie po jednostce... naprawdę, na miejscu Adriana to tylko się cieszyć, zyskał nieomal osobistą służącą - do czasu, aż nie wezwie jej jakaś pilniejsza sprawa. Żyć, nie umierać!
- Znaczy... znaczy tego bym nie powiedziała. Trochę się go boję, ale tak mogę powiedzieć o dużej ilości osób. Nie znam go bliżej, ale jego podwładni nie wydają się narzekać. - Chyba w tej sytuacji opinie krążące wśród wojskowych były bardziej interesujące. Nie wynikało s nich w sumie nic niepokojącego, ale jednocześnie szczególnych pozytywów też raczej nie zdarzało jej się słyszeć. Czyli wygląda na to, że człowiek jak człowiek. Czyli wszystko powinno skończyć się dobrze, czyż nie?
- Kojarzę Reyla... z tego co wiem, jest zmechanizowany i wydaje się być raczej towarzyski i przyjazny. Dalej Warner, w rzeczywistości Moriyama; o tym nie wiem wiele, bo też mało co o sobie mówi, chyba trochę introwertyk. No i mamy Kyofu Nisshoku. Osobiście wolę się do niego nie zbliżać... chodzą plotki, że jest całkiem powalony i ma niekontrolowane napady agresji... albo po prostu taki z niego okrutnik. Nie jestem pewna i wolę się nie przekonać na sobie. - Tak, ostatnim, na co miałaby ochotę, byłoby testowanie ostatniego z wymienionych. Jeszcze jej życie miłe, ysh.
Ej naprawdę, burda o kawałek szynki brzmiała... no, dla Monday niekoniecznie pociągająco, ale śmiesznie - z pewnością. Uprzednio subtelny uśmiech teraz przybrał szerszą, może nawet bardziej szczerą formę. Zresztą ucieszyło ją też to, że Adrian nie dał się tak łatwo zastraszyć. Nawet taka mała rzecz już trochę mówiła o człowieku - Skoro już sobie robisz, to chętnie spróbuję - ostatecznie się przemogła. No, przecież nic się złego nie stanie, jak skorzysta w rozsądny sposób z ludzkiej uprzejmości, a też była ciekawa, co też interesującego jej nowy znajomy zamierza przyrządzić. Na deklarację o jakże rycerskiej obronie dziewczynki przed gniewem właścicieli jedzenia, aż nie mogła się powstrzymać od cichego chichotu, który przytłumiła, zasłaniając usta dłońmi. - Dziękuję - rzuciła z niekrytym rozbawieniem. To by wyglądało naprawdę śmiesznie, gdyby napatoczyli się tu prawowici właściciele zgromadzonej w lodówce żywności. Bardzo śmiesznie. Może przyjdą?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie trzeba, powiedz mi tylko, jak tam dojść to dam sobie radę dalej. - Westchnął, uciekł wzrokiem gdzieś w obok. Tym razem po chwilowym sfrustrowaniu nie było ani śladu. Właściwie, Polak czuł się nieco źle z tym, że pozwolił temu uczuciu z siebie wyjść, lecz na pewno nie zamierzał okazać jakiejkolwiek skruchy coby nie wyjść na jakąś miękka kupę. W pewnym sensie opanowanie i stoicki spokój, którym emanowała Risu korzystnie wpływał na Kaukaza, który co rusz puszczał w niepamięć ewentualne potknięcia Mizuyamy z mamrotliwym "Ech...nieważne" w podświadomości.
- To, jak na jakiegoś paranoika wybrałaś sobie słaba fuchę. - Choć mogło zabrzmieć to złośliwie to nie potrafił określić inaczej, kogoś, kto bał się każdego człowieka. - Rodzina z wojskowymi korzeniami zmusiła? - Dodał po chwili, mając oczywiści na myśli to, że mimo wszystko normalny dzieciak raczej nie mógłby ot tak sobie maszerować po wojskowych korytarzach ku chwale idei. A ktoś, kto raczej woli unikać obcowania z obcymi ludźmi nie pcha się z własnej nie przymuszonej woli tam, gdzie jest zmuszony do takowych kontaktów.
- A, super. Chodzący toster, cnotka i psychol...czemu mnie to nie dziwi...- Japonia. Handluj z tym. Wymamrotał bardziej do siebie, niż do dziewczyny.
- Nie ma sprawy. - Rzucił entuzjastycznie, jak przystało na swego rodzaju dżentelmena w ortalionie, po czym zabrał się za szperanie po półkach. Gdy zrobił rekonesans zawartości kuchni, wyciągnął to co uznał za przydatne, a już po chwili miętolił w misce ciasto. Dookoła niego było trochę rozsypanej mąki. Jednocześnie w momencie, kiedy ją znalazł i musiał zajrzeć do środka coby się przekonać, czy aby na pewno ma w rękach to co myśli że ma zdał sobie sprawę z poważnego problemu jaki mu towarzyszy.
- Jesteś w stanie podesłać mi do mojego gabinetu trochę materiałów szkoleniowych dotyczących nauki tych waszych krzaczków? Hitynaty, karoaty czy jak to tam idzie? Decyzja o moim przeniesieniu była o tyle nagła, że poświęciłem się w pełni językowi mówionemu, a całą resztę potraktowałem po macoszemu i...mogłabyś podejść i podwinąć mi rękaw? - przerwał na chwilę mówienie, jak również mieszanie dłonią zawartości miski. Obie ręce miał uwalone w mące lub grudkach, a rękaw prawej dłoni, którą mieszał postanowił się zsunąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jasne. Najlepiej się zgłosić w tym budynku, pierwsze piętro, drugie drzwi na prawo od windy. Są opisane, łatwo trafić. Tam powinni załatwić wszystko, czego będziesz potrzebował. - I owszem, w razie potrzeby powtórzy instrukcje. Jeżeli będzie to konieczne, może również delikwenta w odpowiednie miejsce zaprowadzić, pod same drzwi albo i jeszcze dalej. Ba, nawet zanieść pomoże, jeżeli sobie tego zażyczy.
- Nie, nie, to nie tak - uśmiechnęła się nerwowo i pokręciła głową, jednocześnie też unosząc dłonie w geście totalnego zmieszania. - Po prostu, hm... - uciekła wzrokiem nieco w bok - Wiem, że mam problem z ludźmi i staram się z tym walczyć. Zresztą, nie mam jakichś szczególnych planów na życie i taka robota mi się całkiem podoba. Mam jakieś zajęcie i jednocześnie pracuję nad sobą - wyjaśniła ostatecznie. - Także nikt mnie nie zmuszał, choć część rodziny też tu pracuje. Może się kiedyś na nich natkniesz... - Chociaż ciotki i wuja by nie polecała. Jeżeli trafi pod skrzydła tych akurat naukowców, to będzie to oznaczało, że kiepsko skończył. A kuzynki Hikari nawet nie zamierzała wspominać. I tak z reguły była szpiegiem-widmo, tego lepiej się trzymać. Taka tam ruda, ale jakby Risu wspomniała, że są spokrewnione, to spotkałaby się pewnie z ogólnym zdziwieniem. Stąd też nie wychylała się z tym, że zna tę osobę.
Zeszła z krzesełka i przesiadła się na blat stołu. Był całkiem porządny, toteż utrzymanie drobnej istotki pokroju Monday nie czyniło mu żadnej krzywdy. Z tej zaś pozycji mogła swobodnie obserwować, co też jej nowy znajomy wyczynia przy kuchennym blacie. Obserwowała wszystkie poczynania Adriana z uprzejmą uwagą, zastanawiając się, co też ciekawego powstanie.
Podejść i podwinąć rękaw.
Niestety, wojskowy nie miał zielonego pojęcia o tym, jak mocno ten komunikat uderzył młodą służkę, przez co na chwilę zastygła w bezruchu, totalnie przerażona tą wizją.
Rusz się, Mizuyama, cholero!
Tak, krzyknęła w myślach sama na siebie, ale to zadziałało. Przecież nie będzie czekać tak wiecznie, aż jej nowy znajomy się zdenerwuje. Uspokajała się w myślach, że sobie poradzi. Musi. Zsunęła się z blatu stołu i przydreptała do drugiej części kuchni, z każdym krokiem przybierając coraz intensywniejszą barwę czerwieni.
Szlag by to. Oddychaj, cholero. Załatwisz raz-dwa i będzie po krzyku.
Dłonie trochę jej drżały, ale sięgnęła nieszczęsnej koszuli i sprawnie podwinęła ją nad łokieć. Tak dla pewności, żeby już więcej nie musieć się z tym zmagać. Zrobiła dosłownie wszystko, by ani skrawkiem palca przypadkiem nie dotknąć mężczyzny. Wtedy to by już chyba spłonęła. Odsunęła się o krok i założyła ręce z przodu ciała, wbijając wzrok w podłogę.
- Hiragany. I katakany. Jasne, znajdę coś. - Kolejne słowa mówiła coraz ciszej, ale dało się zrozumieć. Po prostu musi teraz dojść do siebie. Za dużo wrażeń, jak na jedno pięć minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- No więc powodzenia. W sumie lepiej, że pracujesz nad tym w zawodzie w którym nie zrobisz nikomu krzywdy. Nie żebym sugerował coś, lecz znam ludzi, którzy porywają się od razu na głęboką wodę choć dobrze zdają sobie sprawę, że to głupota. Nie wiem co chcą w ten sposób udowodnić. Zwrócić uwagę na swój problem? Pokazać jak bardzo się starają, pociągając niechcący za sobą kilku ludzi do piachu? Potem jest płacz i zgrzytanie zębami. Bo przecież to nie jego wina, że on się boi pająków, więc nic nie robił kiedy to ten pożerał jego kumpli. - Mówił beznamiętnym głosem. Gdzieś w połowie jedna brew mu nieco drgnęła w jemu tylko znanym tiku, a pięść zacisnęła się mimowolnie mocniej. - Nieco mnie poniosło i chyba za dużo powiedziałem, lecz ogólnie nie lubię takich typów. - rzeczywiście nie zauważył nawet , jak się nieco z tematem zagalopował. Pewnie była to wina tego, ze dopiero niedawno wstał i przez to trochę go poniosło, lecz ogólnie na swój pokręcony sposób w tym momencie pochwalił Risu, że nie jest bezmózgim debilem.
Potem Kaukaz zabrał się za robienie jedzenia. Miał zamiar przygotować coś sycącego, co zapełni jego wojskowy, wyjątkowo pojemny żołądek. Co prawda nie był mistrzem kuchni, lecz parę prostych, akademickich przepisów znał, a to mu na chwilę obecną wystarczało. Teraz jednak problem polegał na tym, że nie chciał się uwalić, a rękaw który podwinął niemal zatoną w ciastowej brei. Poprosił więc Mizuyamę by ta mu podwinęła nie zdając obie do końca sprawy z tego, że jej problemy społeczne są...bardzo społeczne.
- Ziemie do Risu. Nie każ mi się powtarzać...- ponaglił ją będąc zniecierpliwiony, faktem, że dziewczyna się ociąga, a gdy podeszła nastawił rękę coby ułatwić jej sprawę. Obserwował następnie w ciszy jej skrupulatną pracę. Bardzo skrupulatną. Do tego te telepiące się ręce, ta twarz...
- Hej, nie odpłyniesz mi tutaj...? - Adrian uniósł jedną z brwi ku górze w pytającym geście. - Przeszedłem kursy medyczne, więc jak jesteś na coś chora to mi powiedz, to będę wiedział, jak konkretnie w razie czego cie ratować.  - dodał, gdy dziewczyna odsunęła się nieco. Jednocześnie oderwał się od pracy i spoglądał na nią intensywnie z góry. wyglądał groźnie, lecz mimo wszystko był dobrym człowiekiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Długi wywód. Bardzo długi.
Słuchała z uwagą, nie zamierzając przeoczyć ani wyrazu z tej wypowiedzi. Czasami właśnie słowa wypowiadane w nerwach potrafiły najwięcej powiedzieć o człowieku, a nawet jeżeli nie, to i tak ujawniały bardzo wiele. Po tym wykładzie pojawiła się cichutka myśl, że może mieć do czynienia z osobą bardzo obowiązkową, przynajmniej pod pewnymi względami. Nie można nazwać inaczej osoby, która w podobny sposób określa osoby skrajnie nieodpowiedzialne.
Cóż, przynajmniej ten plus dla Monday, że nie zaliczała się do tej kategorii. Bycie służącą nie niosło za sobą żadnej szczególnej odpowiedzialności. Swoim małym "eksperymentem" nie ryzykowała zbytnio, raczej nie miała komu ani jak zrobić krzywdy. Najwyżej może ucierpieć ona sama, jeżeli okaże się niedostatecznie silna. Póki co nie zapowiadało się na to, żeby miała wymięknąć. Jeśli zaś zdecyduje, że więcej nie wytrzyma - wtedy będzie się martwić tym, że nie wyszło. Konsekwencje? Tylko uszczerbek na własnej psychice. Nikt tu za nią tęsknił nie będzie, jeżeli zrezygnuje.
- Nah, nie szkodzi - rzuciła, przekrzywiając głowę jak zainteresowany szczeniaczek. - Opowiadaj co tylko zechcesz - dodała jeszcze. Tak naprawdę mogła słuchać o czymkolwiek. Jeżeli się znudzi, najwyżej przestanie, prosta sprawa, choć nie zapowiadało się na to, by Adrian miał zacząć przynudzać.
Jeżeli wcześniej była zaróżowiona, to teraz głowę Risu można by przyrównać do dojrzałego pomidora. Serio, wystarczy przefarbować włosy na zielono! Gdyby miała laserowy wzrok, już dawno przebiłaby się przez podłogę na drugi koniec kuli ziemskiej, cokolwiek tam jest. I dalej w kosmos. W dalszym ciągu się trzęsła, na chwilę kompletnie odebrało jej mowę.
Nie bądź niemiła, Mizuyama. Wypada odpowiedzieć.
No przecież to wie. Wie, aż boli.
Gwałtownie podniosła łepetynę, przez jedną straszną chwilę spoglądając w twarz rozmówcy. Zaraz jednak uciekła wzrokiem gdzieś dalej, teraz już z wyrazem kompletnego zażenowania.
- Nie, nie, nic mi nie jest. - Gwałtowny wdech. Wydech. - Wszystko w porządku. Naprawdę. - Głos też sprawiał wrażenie, jakby stała pośrodku silnego trzęsienia ziemi. Objawy powoli lżały... no właśnie, powoli. Mogły sobie tracić na sile, ale jeżeli teraz dodatkowo jej czymś dowali, to prawdopodobnie będzie się zmagał z bardzo czerwoną i bardzo nieprzytomną Risu Mizuyamą. To co, może lepiej nie? Jeszcze przyrżnie głową o ziemię, wykrwawi się, będzie miał dziecko na sumieniu, plama się zrobi, kolację szlag trafi... tyle minusów!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak, Adrian był osobą bardzo obowiązkową i tego samego wymagał od innych. I o ile potrafił pobłażać w tej kwestii zwykłym wyjadaczom chleba, o tyle od towarzyszy broni wymagał bezwzględnego używania mózgu oraz skupienia. Jakiekolwiek potknięcie było niedopuszczalne, bo oznaczało w praktyce czyjąś śmierć z powodu czyjejś głupoty. Prosta matematyka. Wszystko się kalkulowało. Kaukaz jednak nie wybaczał i w takich właśnie momentach górę bała jego porywcza natura. "Góra"nijak nie karała "winnych" bądź uznawała straty w ludziach za coś nieuniknionego, jednak Adrian taki nie był. Miał silne poczucie sprawiedliwości, jak również odpowiedzialności. Spierdoliłeś sprawę - on się z tobą rozliczy. Nie było innej możliwości i żadne odznaczenia czy tytuły go w takich chwilach nie interesowały. Dyscyplinarne kary go już dawno przestały ruszać, lecz jedno było pewne - jeśli szedł na jakakolwiek misję, to szli z nim tylko ci, którzy byli świadomi i pewni swoich umiejętności. Lecz czy tak samo ułoży mu się w Japonii? Cóż...na pewno się już nie zmieni, jeśli chodzi o charakter, a zresztą czas pokaże.
No ale wracając do wydarzeń w kuchni. Adrian stał i się patrzył z góry na Mizuyamę, która również patrzyła się z góry na podłogę, przybierając przy tym jeszcze intensywniejsze kolory. Polak był właściwie pod wrażeniem tego, jak bardzo czyjaś twarz mogła być ukrwiona. On sam raczej nie znał uczucia zażenowania czy też wstydu. No dobra, może kojarzył nieco to drugie, lecz nie objawiało się ono rumieńcami, a raczej bojowym nastawieniem do świata. Tak.
- Ach tak. -Druga brew eliminatora podniosła się do góry, a jego stanowczy głos zdradzał, że gdyby był łopatą, to prawdopodobnie by uwierzył, a tak to nie było szans. Wypuścił zrezygnowany powietrze nosem. - Gdybym miał pewność, że nie zemdlejesz i nie wyrżniesz tą swoją upartą łepetyna o podłogę, to zaproponowałbym ci, byś się przeszła do stołu i usiadła, lecz poważnie wątpię w wykonalność tego zadania przez ciebie. Druga opcja jest taka, że ja idę po taboret, stawiam ci go nieopodal, a ty się ogarniasz, lecz tu problem jest taki, że nie wiem czy w trakcie tego nie odpłyniesz i nie wyrżniesz o kant blatu. Każda z moich opcji, jak widzisz może prowadzić do rozlewu krwi. Pomijając naturalnie fakt, że nie mam nastroju by pierwszego dnia pobytu w jednostce, z samego rana zszywać kogoś. I to o pustym żołądku. Więc...jeśli nie chcesz mieć bardzo brzydko założonych z zawiści szew, to powiedz mi co mam zrobić by ci przeszedł ten atak, czy co. - Wyrecytował wszystko z niemałą dozą cierpliwości w głosie i spokoju. Właściwie tak, jak czyta się jakieś instrukcje na opakowaniach. Mimo wszystko był po części medykiem i właśnie ten instynkt podpowiadał mu, że tak powinien w owj sytuacji. Stał więc i nie zapowiadało się by zrobił lub powiedział coś więcej dopóki sama Risee nie da mu na to jakiegoś sygnału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Używanie mózgu to dobra rzecz i wymaganie jej od współziomków właściwie nikogo nie powinno dziwić. Zdarzały się jednak takie sytuacje, gdzie niestety nie dało się komuś przemówić do rozumu i pozostawało albo się z takim męczyć, albo się go pozbyć. W takich momentach doprawdy najgorzej było być nisko postawioną osobą i nie móc zrobić właściwie nic bez groźby zostania wywalonym na zbity pysk. Oj ile razy się zdarzało, że przełożeni Monday zachowywali się kompletnie absurdalnie, a ona biedna musiała z tym jakoś żyć. Niektóre takie sprawy rodziły wiele frustracji i wtedy przydawał się stoicki spokój. Gdyby była bardziej narwana, pewnie już dawno nawyrzucałaby jednemu czy drugiemu, ale z ostrzejszymi słowami ograniczała się tylko do tych, którzy raczej nie powinni się za to mścić. Po starannej selekcji pozostawało tego raczej niewiele... no to przywdziewamy żelazne nerwy (no, wybiórczo, ale żelazne!) i lecimy dalej.
Udało jej się rozprostować szyję. Dzięki różnicy wzrostu nawet patrząc przed siebie mogła obserwować raczej szyję Adriana niźli jego twarz, co dla samej Risu miało strategiczne znaczenie. Naprawdę dobrze, że nie ma tego lasera w oczach - byłby właśnie martwy. Całego wywodu słuchała jak skamieniała, a nawet trochę nieobecna. Ostatecznie zhardziała, patrząc na mężczyznę trochę... ze złością? Można to było tak odebrać. Irytacja pomieszana z zażenowaniem, o.
- Powiedziałam przecież, że nic mi nie jest - wyartykułowała, po czym zacisnęła usta w wąską kreseczkę i odsunęła się na taka odległość, by znaleźć się poza zasięgiem jakiegokolwiek dotyku, coś między pół metra a pełnym metrem. Tam znajdował się kawałek wolnego, nieupaćkanego niczym blatu, na którym usiadła i podciągnęła kolana pod brodę, pięty opierając na krawędzi powierzchni kuchennej. Owinęła się ramionami wokół nóg i schowała głowę, przez co same oczki zerkały spod włosów na stojącego nieopodal wojskowego. Wymamrotała coś niezrozumiałego i patrzyła nadal.
Ale no. Chociaż chciała to wyprzeć z myśli i nie zamierzała się do tego przyznawać, to jednak zachowanie mężczyzny było... miłe?
No właśnie, Mizuyama. Istnieje coś takiego jak mili ludzie, pamiętasz?
Tak, tak, pamięta. Oczywiście. tylko czasem pamięta... mniej.
I ty też powinnaś być dla takich ludzi miła, idiotko.
Ej, no ale się starała! Przecież nawet odpowiadała, jak pytał. I nie trzasnęła go w twarz - bo o wymagałoby dotykania (no i nie miała na to szans) - za to, że jej nie uwierzył. Serio, jak na swoje możliwości, to naprawdę robiła ogromne postępy w obcowaniu z nieznajomymi. Jeszcze trochę, a może się przyzwyczai?
Nie powinnaś trzymać nóg na stole.
Ten głos w głowie stawał się coraz bardziej denerwujący. Chyba najlepiej będzie zacząć nazywać go "mamą".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ten etap już przerabialiśmy. Nie jestem warzywem, mam oczy i...co ty odpierdalasz? - Ewentualny bulwers Risu nawet go nie obszedł, lecz moment w którym zaczęła się od niego odsuwać sprawił, że zmrużył oczy. Lubił wiedzieć co się dzieje, a teraz czuł się niczym bohater jakiejś cholernej pantomimy. Nie krył więc frustracji komentując poczynania służki. Niby też dalej stał w miejscu, lecz wzrokiem kalkulował, czy pomimo zwiększonego przez Monday dystansu był w stanie odpowiednio zareagować. Naprawdę nie uśmiechał mu się pomysł zszywania czyjejś pustej, upartej głowy. Już chciał podejść, gdy zlustrował, że dziewczyna się wspina na blat. Początkowo zbaraniał, a potem to już oddał się jakiejś głębszej konsternacji i próbie doszukiwania się jakiegoś magicznego przekazu podprogowego. Po pewnym czasie zaczął wyłapywać jakieś dziwne prądy myślowe...Hm...
- To są te twoje problemy z ludźmi...? - Strzelił na chybił trafił, ie spuszczając przy tym oczu z dzieciaka, próbując doszukać się w jej zachowaniu jakiejś reakcji, która by potwierdziła lub zaprzeczyła stawianej przez niego hipotezie. Postał tak chwile, po czym, jak gdyby nigdy nic wrócił do memłania zawartości miski.
- Nie powinnaś trzymać nóg na stole. - Dodał, nie odwracając wzroku od formowanych przez siebie placków ciasta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naprawdę nie miała go za debila. No serio! Przecież dosłownie tłumaczyła co chwila, łopatologicznie, że nic jej nie jest. Przynajmniej w sensie fizycznym, nie działo się nic złego; nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób zagrażać zdrowiu i życiu; nic, czym trzeba by się jakoś bardziej martwić. Przykre jednak było to, że wytłuszczenie wprost, co się stało, pewnie byłoby najefektywniejszym wyjściem z sytuacji, a tu taka kaszanka. Niestety, nie należała do osób, które potrafią mówić o swoich problemach i nawet gdyby chciała się tym podzielić, to żadne wyjaśnienia zwyczajnie nie chciały przejść jej przez gardło.
A może byś jednak przestała tak się ze wszystkim kryć? To by wiele dało.
Cóż jednak, skoro była zbyt uparta i wstydliwa. Spod przymrużonych powiek nadal zerkała na mężczyznę, przy pytaniu tylko mamrocząc kolejne niezrozumiałe zdanie. Pewnie dałoby się je dosłyszeć gdyby nie to, że zostało wypowiedziane we własne kolano, co raczej skutecznie blokowało rozchodzenie się dźwięku w przestrzeni. Zacisnęła ręce mocniej wokół nóg i opuściła głowę, opierając czoło na nogach. Teraz jej pomidorowa twarzyczka jeszcze bardziej się schowała, tak jakby poniedziałkowe łydki były najbardziej interesującą rzeczą we wszechświecie i podjęcie nad nimi studiów było najwspanialszą czynnością z możliwych.
Nie powinnaś trzymać nóg na stole.
Tak, mamie już podziękujemy. Skoro dwa głosy postanowiły jej wytknąć ten rażący brak kultury, to pozostawała w mniejszości i musiała dostosować się do woli pozostałych. Może kiedyś ta matka w głowie się odczepi, kto wie.
Zjechała stopami z blatu, przez co puszczone luzem nogi zadyndały parędziesiąt centymetrów od podłogi. Uwolnione ręce oparła po obu stronach ciała. Straciła przedmiot obserwacji, przeniosła więc wzrok w podłogę po raz kolejny. Już przestała się trząść, ale kolor nadal nie schodził. Czas na pranie w Vanishu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna na pytanie wydobyła z siebie jedynie jakiś bełkotliwy pomruk. Właściwie nie musiała w tym momencie odpowiadać, bo obrana przez nią postawa świadczyła samo za siebie. To jak pytanie się czy ten pies gryzący właściciela po kostkach jest agresywny. Co prawda Monday Kaukaza nie gryzła, za to wyraźnie zamknęła się w sobie i sprawnie zaczęła go ignorować, a przynajmniej po części, gdyż jej nogi mimo wszystko zsunęły si z blatu.  bo nogi jej zsunęły się z blatu.
Kaukaz co rusz lustrował jej osobę, jednocześnie formując placki z ciasta, a następnie zabierając się za krojenie składników w kostkę. Udało mu się wyszperać jakąś wędlinę, sera i cebuli.
Cisza mu nie przeszkadzała, jednak ta dziwna atmosfera i owszem. Miał wrażenie, że zrobił dziewczynie coś złego nie mając tego nawet na myśli. Żyłka mu drgnęła na czole, lecz zachowując niewzruszony wyraz twarzy zaczął:
- Ehmg...Nie ma powodu do dramatyzowania i udawania robota kuchennego. Mimo iż jesteś społecznym przegrywem to coś z tym robisz. Do tego nie musisz się martwić, że ktoś cie wyśle na Desperację. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie da ci karabinu do ręki. I w ogóle...słuchasz ty mnie? - Zerknął na nią w momencie w którym wyciągnął patelnię na kuchenkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zawsze mogła zacząć gryźć, drapać, bić i kopać, rzucać się i atakować. Naprawdę mogła, ale Polak jeszcze nie doprowadził jej do podobnego stanu swoim zachowaniem i lepiej by było, żeby nadal tak pozostało.
No właśnie, jeszcze.
Oby nie postanowił teraz się z nią drażnić. Na pewno nie skończyłoby się to dobrze dla żadnej ze stron. Opcji było wiele, ale najbardziej możliwe było doprowadzenie nieszczęsnej Monday albo do dzikiej furii, albo do płaczu. Którą wolałby Kaukaz, hm?
Przynajmniej grzecznie zastosowała się do zalecenia. Pozostałym SPECom odwiedzającym kuchnię raczej nie powinno się zdarzyć, by niespodziewanie poczuli smak podeszw wiewiórkowych butów w swoich przekąskach na przerwie śniadaniowej. Mało prawdopodobne, by takie ustawienie dziewczyny komukolwiek zaszkodziło, no ale... kultura to kultura, co?
Teraz było jej o wiele niewygodniej. I nawet nie chodziło o sam fakt siedzenia prosto, ale o krępującą psychicznie ekspozycję. Wcześniej podwinięte nogi tworzyły zgrabną barierę pomiędzy nią a rozmówcą, obecnie zaś została pozbawiona tego małego marginesu bezpieczeństwa. Już nie mogła skulić się w embrion, schować twarzy i udawać, że nikogo dookoła nie ma.
Powróciła do przypatrywania się czynnościom wykonywanym przez Adriana. Ciekawiło ją, co robi i z uwagą obserwowała poszczególne etapy produkcyjne kolacji. Choć wyglądała na z lekka bujającą w obłokach, każde słowo doskonale do niej docierało. Skinęła głową na pytanie, nie spuszczając wzroku z kuchenki. Takie fascynujące palniki... piękne pokrętełka, zaiste zgrabny okap i takie tam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach