Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Miejsce akcji: M-3 różne lokacje
Czas akcji: kwiecień 2997 roku
Postaci: Natalie i Blight
Umiejętność: Malarstwo i rysunek


Początki relacji Natalie - Blight [rysunek i malarstwo] Love

I w końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Miała się wydostać z laboratorium. I to nawet nie musiała robić podkopu ani obmyślać zawiłego planu ucieczki. Wystarczyło zaczekać, aż sami ją wypuszczą. Chyba miała farta. Pierwszy raz w życiu miała szczęście. A może nie pierwszy? W końcu sam fakt, że mimo eksperymentów jeszcze żyła można było uważać za jakąś boską opatrzność. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiała, bo i nigdy nie musiała. Bardziej liczyło się dla niej to, co miała przed oczami.
A obecnie było to "zdecydowanie zbyt białe laboratorium". Nienawidziła takiego wystroju. Zimna, sterylna biel, przezroczyste szkło i połyskujący metal. Na samą myśl o tym, przechodziły ją ciarki.
Na szczęście badania się zakończyły i mogła stąd wyjść. Już nawet nie liczyła, że całkowicie się od nich uwolni. Chciała po prostu stąd wyjść i pooddychać trochę świeżym powietrzem. Jej klaustrofobia zdecydowanie dawała tu o sobie znać.
Rano poinformowano ją, że badania zostały zakończone i może się zbierać. Oczywiście, znaleziono jej nowego opiekuna. Naukowca, a jakże. Ich milusi ton i udawanie, ze to tylko rutynowe badania i troska o nią, doprowadzały ją do szału. Nie zamierzała już dać się nabrać. Osoby w białych kitlach nie mogły chcieć dobrze.
Heh. Dali jej nawet normalne ubrania. Dostała jakieś szare rurki i duży, czarny t-shirt, a do tego czarne trampki. Właściwie, nie miała na co narzekać. Przynajmniej nie była to żadna różowa sukieneczka.
Siedziała sobie więc w takim ubraniu i czekała na swojego nowego "opiekuna". Ludzie w kitlach właściwie nie wiedzieli, jak mają ją traktować. Jak królika doświadczalnego, czy jednak normalne dziecko? Mieli niby udawać, że wszystko będzie dobrze, więc uznali, że na ten moment przyjmą więc tę drugą wersję.
Nie mieli jednak pomysłu, co z nią zrobić. Osoba, która miała ją odebrać już się nieco spóźniała, a naukowcom niezbyt się podobała obecność dziewczynki wpatrującej się w nich zimnym, nienawidzącym wzrokiem.
By jakoś ją zająć, wręczyli jej zabawkę, jaką mieli pod ręką. Dostała kilka kartek papieru, podkładkę i długopis. No po prostu szczyt marzeń...
Westchnęła. Dobre i to.
Usiadła po turecku na podłodze, oparta plecami o ścianę i zaczęła coś bazgrolić. Narazi bez większego celu, choć jej dzieła zdecydowanie odbiegały od ogólnej normy. Zamiast uroczych serduszek i kwiatuszków, kartkę powoli zapełniały senne koszmary i paskudnie śmiejące się bazgroły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzień zaczął się jak zwykle. Paskudne przeczucie umiejscowiło się pod łopatką Ikara i zaczęło swędzieć, jakby ugryzło go stado komarów. Starając się ignorować to uczucie, wyszedł z mieszkania i złapał taksówkę, która miała dowieźć go do pracy. Pogoda sprzyjała spacerom, ale przebycie tej odległości było stratą czasu, na którą Ikar nie chciał sobie pozwolić. Nie przepadał za marnowaniem czasu, a to co zarząd wyznaczył dla niego na dzień dzisiejszy wystarczająco psuło mu wszystkie plany.
Przydzielili mu jakieś dziecko pod opiekę. Dwunastolatkę, której rodzice pracowali dla S.SPEC, ale widocznie powinęła im się noga, bo jeszcze tydzień temu pomagał im nadzorować wyniki badań, a wczoraj asystował przy ich egzekucji i własnoręcznie stwierdzał zgon. Cóż, życie ludzkie kołem się toczy i nikt na to nic nie poradzi. Dlatego też miał pewne obawy co do opieki, jaką miałby ją otoczyć. Chyba najchętniej zamknąłby ją w laboratorium i nie dopuszczał do dokumentacji. Choć, kto wie? Podobno była nadzwyczaj inteligentna, jak na swój wiek. Może będzie mógł coś z niej wykrzesać. Miał taką nadzieję.
Sam Anterio właściwie uniknął kuli tylko dzięki koneksjom na bardzo wysokim szczeblu, u samej Veylty Nekkyō, prawej ręki dyktatora. Miała u niego dług wdzięczności i spłaciła go najlepiej, jak tylko mogła. Właściwie, nie był pewien, czym ona go przekonała. Może wystarczyło jej poręczenie, może musiała się uciec do wyssanych z palca argumentów. Blight nie był pierwszym z brzegu, bezimiennym naukowcem, ale, pomimo całej swojej inteligencji, w oczach władzy nie był niezastąpiony. Gdyby podejrzenia zdrady padły na podatny grunt, Anterio czekałby ten sam los, co jego znajomych z laboratorium. Na szczęście, jego praca, choć zazębiała się w pewnych aspektach z ich działalnością, była całkowicie samodzielna, co stanowiło raczej dobrą podstawę do uniewinnienia go.
Niestety, w ramach kary, trafiła mu się opieka nad córką zdrajców… zerknął do akt… Natalie Dark. Zanim choćby pomyślał o spotkaniu z nią, przeczytał jej akta, chcąc dowiedzieć się wszystkiego, co mógłby użyć. Słabości, mocnych stron, charakter w kilku słowach. Miała szeroką gammę fobii, których mógł użyć w inteligentny sposób, ale które również przestrzegały go przed pewnymi zachowaniami.
Dotarł na miejsce. Jego szybki krok odbijał się echem po korytarzu, gdy zmierzał do laboratorium, gdzie miała na niego czekać przyszła podopieczna. Już i tak był spóźniony.  Nie miał na sobie kitla, podobno panicznie bała się lekarzy. Nie przejmował się tym aż tak, ale pierwsze wrażenie powinno być pozytywne, prawda?
Wszedł do środka i rozejrzał się. Kręciło się tu zdecydowanie zbyt wielu stażystów, asystentów i innych ludzi, których nie miał ochoty teraz oglądać. Ale jego uwagę szybko przykuła młoda, czarnowłosa dziewczyna, siedząca na podłodze i bazgrząca coś na arkuszach białego papieru.
Podszedł do niej i przykucnął, w odległości dwóch metrów od niej. Odłożył folder z aktami na ziemię i popatrzył na nią.
- Witaj, młoda. Ta sytuacja nie podoba mi się tak samo jak tobie, ale zostałem twoim prawnym opiekunem. Słyszałem, że jesteś bystra, więc zrozumiesz, że utrudnianie sobie wzajemnie życia nic nam nie da, stąd liczę, że będziesz współpracowała. - jego głos nie był ani przyjazny, anie wrogi. Neutralny to najlepsze określenie. Póki co, nie budziła w nim większych emocji. Nie znał jej.
Wstał nagle, podniósłszy folder i rzucił go na najbliższy stół. Przeczesał rękami włosy i uśmiechnął się krzywo, kątem ust.
- Masz minutę, żeby się zebrać. Masz tu jakieś swoje rzeczy? Jeśli tak, to lepiej je weź. Pojedziemy później do twojego domu, zabrać to, co potrzebujesz. Zrozumiałaś? – spojrzał na nią znad okularów, które osunęły mu się na nosie, jednak nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Teraz przyglądał się jej, starając się wyrobić sobie opinię na jej temat. Akta tak naprawdę niewiele dawały. Musiał ją poznać, bo inaczej ta przygoda, w którą wplątali go jej rodzice, będzie dlań piekłem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jednak kartka zapełniona, więc pora na następną. Od niechcenia odrzuciła kawałek papieru i wzięła się za szkicowanie czegoś ciekawszego. Co prawda, niebieski tusz nie był do tego najlepszy, ale z racji, że nie miała nic innego pod ręką...
Tym razem postanowiła się przerzucić na coś nico mniej mrocznego. Chibi!
Na jej płótnie zaczęła powstawać zabawna istotka o zaburzonych proporcjach. Nic skomplikowanego. Zasadniczo, były to na razie jedynie figury, łączące się w "jakąś" całość. W końcu powstała mała istotka przypominająca dziewczynkę.
Kończyła właśnie rysować, gdy do laboratorium wparował jakiś mężczyzna. Jego kroki były już dawno słyszalne, jednak nie przypuszczała, że to akurat on się tu zjawi.
Jakiś wojskowy? To było podobne do żołnierskiego marszu. Ehh. Nie ważne. I tak się za chwilę pewnie dowiem.
Podniosła na niego wrogie spojrzenie, gdy kucał. Czarnowłosy zdecydowanie ie wzbudzał jej zaufania, wręcz przeciwnie. Wydawał jej się kolejnym potworem, podstawionym tu by uprzykrzyć jej życie. Mimo to, w milczeniu wysłuchała jego słów. Nie zamierzała mu się przecież na wstępie rzucić do gardła. To by było głupie.
Jej oczy uciekły na chwilę w stronę folderu, który przyniósł mężczyzna.
A więc to są moje akta? Ciekawe, czy udałoby mi się je kiedyś "pożyczyć". Chciałabym wiedzieć, co ta banda idiotów w nich wypisuje i co mi podają.
- Miło, że przynajmniej jesteś szczery - stwierdziła lakonicznie i wróciła do szkicowania. Wypadało w coś ubrać ten jej szkic. Nagie osoby ją obrzydzały.
Zaśmiała się gorzko, słysząc jego kolejną wypowiedź.
- Chyba sobie żartujesz. Na prawdę myślisz, że mam tu coś swojego? Nawet te ciuchy nie są moje. - Szarpnęła za podkoszulkę.
Znów na niego spojrzała.
- Mam się do ciebie zwracać "per potworze", czy jak? - zapytała sarkastycznie.
- Zasady dobrego wychowania wymagają, by się przedstawić. O mnie już sobie pewnie poczytałeś, więc ja chyba nie muszę, ale o tobie nic mi nie wiadomo. - Dość sprawnie podniosła się z podłogi i schowała pomiętą kartkę do kieszeni.
- Oczywiście, jeśli wolisz, to możesz mi wręczyć własne akta. Nawet byłoby to lepsze. - Uśmiechnęła się do niego z przekąsem, podnosząc z podłogi poprzednią kartkę.
Dorze wiedziała, że nie dostanie od tak dostępu do poufnych danych, ale zawsze mogła wyrazić taką chęć prawda? Przecież widać było, że to jest żart.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic jej nie zostawili? Typowe. Nie było to może najmądrzejsze posunięcie. Skoro nie wiedzą, co chcą z nią zrobić, to niech przynajmniej traktują ją jak człowieka i pozwolą jej zająć się czymś, kiedy Blight będzie się spóźniał.
Łatwiej krytykować niż zrobić. Zobaczymy, jak ty sobie poradzisz, mistrzu wychowania.
Najważniejszym będzie stworzyć neutralny grunt, po którym będą się mogli poruszać i jakiś kąt dla niej, w który raczej zaglądać nie będzie. Póki co, to powinno wystarczyć. W końcu, z tego co słyszał, to i tak więcej niż dostała.
Na jej sarkazm zaśmiał się krótko, ale szczerze i bez złych intencji. Ta mała była bystra. Jego głos na chwilę złagodniał i stał się jakby o stopień cieplejszy.
- „Potworze”? To i tak brzmi lepiej niż inne określenia, które słyszałem, więc tak, właściwie, to możesz tak do mnie mówić. A co do dobrych manier… - zerknął na kartkę, na której coś bazgrała i teraz schowała do kieszeni - …uznałem, że bardziej zwrócisz uwagę na to, że wreszcie możesz się stąd wydostać, więc przedstawię ci się jak tylko opuścimy to przytulne – zatoczył koło ręką, pokazując na sterylne wnętrze laboratorium – pomieszczenie.  Ale, skoro pytasz teraz, to zaspokoję twoją ciekawość, Natalie. Jestem Ikar Anterio. - uśmiechnął się kątem ust - W moich aktach nie ma nic ciekawego. A przynajmniej ja nie uznaję tego za ciekawe. Może kiedyś ci pozwolę je przejrzeć, ale sama dostępu do nich raczej nie uzyskasz. A teraz chodźmy. Czeka nas cały dzień pracy, żeby cię zaaklimatyzować w moim mieszkaniu. I szczerze, chcę to mieć już za sobą.
Wyszedł, zwalniając na początku, by podopieczna do niego dotarła.
Gdy wyszli na zewnątrz, pogoda dalej była przyjazna, ale na horyzoncie Blight widział małą chmurkę. To oznaczało, że wkrótce będzie padać. Tak w przybliżeniu, za godzinę.
Ruszyli do domu Natalie, na zachodnim krańcu miasta, tam gdzie zwykle znajdowały się duże wolno stojące domy bogatych ludzi. Blight siedział wraz z Natalie z tyłu, oddzielony od szofera dźwiękoszczelną szybą. Uważał takie udogodnienie za rozsądne, dzięki temu mógł poruszyć pewne tematy, które inaczej musiałby odłożyć na później.
- Powiedz mi, wiesz w jaki sposób zginęli twoi rodzice? Podejrzewam, że cała reszta pewnie próbowała przedstawić ci wersję z wypadkiem lub inną, równie prawdopodobną wersję. Oni nie rozumieją, że oszukiwanie kogokolwiek w tak durny sposób, nie pomaga w nawiązaniu współpracy.
Brawo. Właśnie spaliłeś kłamstwo swoich kolegów po fachu i jeszcze przedstawiłeś ich jako idiotów bez wyobraźni. Rób tak dalej, a może cię polubi. Albo wcześniej dopadnie cię biurokracja i zabiją cię, za mieszanie w ich planach.
Choć on tak naprawdę nic nie mieszał. Dostał ją pod swoją opiekę, więc teraz dużo rzeczy zależało od niego. Chciał więc stworzyć neutralną relację, by mieć spokój, dopóki dziewczyna nie pójdzie na studia. Do tego potrzeba było jednak odrobinę wysiłku. Następną rzeczą na liście, było przeglądnięcie listy lekarstw i skontrowanie połowy negatywnych efektów ubocznych, które jej wmusili. Trzeba kontynuować badania, ale powinny być bardziej dyskretne, niż wymiotowanie krwią. Naprawdę nie sądził, że jego współpracownicy, to tacy partacze.
- Chyba, że nie chcesz wracać do domu i wszystko, co ci będzie potrzebne, kupimy w galerii.
Blight, co ty robisz, do jasnej cholery?
To pragmatyzm. Nie będzie przez to histeryzować, jak zobaczy to, co z jej domem zrobiły służby porządkowe. Będzie łatwiej się z nią porozumieć i mniej problemów przysporzy.
Podczas rozmowy patrzył przez okno, obserwując okolicę, od czasu do czasu spoglądając na Natalie, by dać jej do zrozumienia, że wcale jej nie ignoruje. Po prostu lubił mieć kilka źródeł bodźców jednocześnie. Łatwiej było się wtedy skupić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego reakcja na nazwanie go potworem nieco ją zaskoczyła.
A więc nic sobie z tego nie robi? Dla większości to obraza majestatu lub uznają mnie po prostu za obiekt badawczy. Hmm. Może będzie z nim nieco ciekawiej, niż z pozostałymi...
Nie! Wieź się w garść! Jest taki sam. Oni wszyscy są.

Na jego wytłumaczenie jedynie wzruszyła ramionami. Nie zgadzała się z tym, ale nie widziała sensu w tak błahej sprzeczce. Co by tym zyskała? Zirytowanego potwora-Anterio? To raczej nie jest jedna z rzeczy, na które miała teraz ochotę.
Posłusznie powłóczyła za nim nogami.
- Każda informacja na temat przeciwnika może być istotna - wymamrotała pod nosem.
Nie wyśmiał mojego pomysłu z aktami? Co jest z tym facetem? Obiekt doświadczalny z aktami opiekuna w ręce? To surrealistyczne...
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Zraniła ją jednak wzmianka o tym, że z czymś by sobie nie poradziła. Spojrzała na tył jego głowy bykiem.
Gdybym chciała, to prędzej czy później bym je zdobyła, Ikarze. Wierz mi, mogłabym na to czekać latami, ale bym to zdobyła.
Dziewczynka już dzisiaj miała chyba o sobie bardzo wysokie mniemanie. Może to kwestia wychowania, a może geny. W końcu zawsze musiała być tą najlepszą, która ze wszystkim sobie poradzi i wszystko zniesie.
Natalie zawarczała, wychodząc na zewnątrz. Z jednej strony cieszyła się, że nie jest już w laboratorium, a z drugiej złościła się, że słońce musi aż tak jasno świecić.
Brr. Słoneczna pogoda. Dlaczego mam wrażenie, że wieczorem będę leczyła poparzenia?
Jak najszybciej chciała się wydostać z terenu wojskowego. Byle jak najdalej stąd. Właściwie, widok jej krótkich nóżek przebierających z taką prędkością, że nawet wysoki Ikar nie musiał zbytnio zwalniać, by za nim nadążyła musiał być dość zabawny.
Odetchnęła z ulgą, gdy przeszli już przez bramę i wsiedli do taksówki. Choć i to miało swoje minusy. Musiała się teraz znajdować znacznie bliżej nowego opiekuna.
Instynktownie odsunęła się od niego jak najdalej, zajmując w praktyce jedynie połowę siedzenia. Przyciągnęła też kolana pod brodę. Kierowca początkowo trochę się zdenerwował, ale odpuścił, bo dziewczynka zdecydowanie nie wyglądała na osobę gotową odpuścić. Z resztą, nie miała aż takich brudnych butów.
Ona również wpatrywała się w szybę, a przynajmniej próbowała. Słońce jej na to zbyt długo nie powalało, więc ostatecznie jej wzrok spoczął na siedzeniu kierowcy.
- Tak, wmawiano mi, że rodzicom zdarzył się wypadek i muszą mnie zbadać, czy się czymś nie zaraziłam i wszystko ze mną w porządku. - Uśmiechnęła się kwaśno, co miało oznaczać, że zupełnie im nie wierzyła.
- Nie dopytywałam się. To i tak nie miałoby sensu. Oni swoje, ja swoje. Kij z tym, że wiem, iż trafili pod sąd za błąd w badaniach, który mógł zagrozić całemu miastu. - Mówiła to zimnym, bezuczuciowym głosem. To były tylko informacje. Starała się zachowywać wobec tego dystans. Nie było nad czym rozpaczać.
- Pewnie ich rozstrzelali. Zmutowany wirus X na wolności? Hoho. Nagrabili sobie. - Zaśmiała się gorzko, spoglądając w oczy Anterio. Nie zamierzała udawać, że nic nie wie. Co by jej to dało? Kolejne bajeczki o słodkim, cukierkowym świecie i ludziach chcących jej pomóc? Chyba za to podziękuje.
Ponownie wbiła wzrok w fotel i jedynie pokiwała głową, w odpowiedzi na jego stwierdzenie.
Oczywiście. Przeprowadzka. Ciekawe, ile zostało z mojego domu po przeszukaniu...
Zaśmiała się w duchu.
Kupimy WSZYSTKO, co MI będzie potrzebne? Oj, nie powinieneś był tego mówić...

W końcu dojechali na miejsce. Z zewnątrz dom wyglądał tak, jak wtedy, gdy go opuszczała. Duży, biały. W wiktoriańskim stylu. Jej rodzice chyba lubili historię kraju, z którego się wywodzili.
- Swoją drogą, ciekawe kiedy się tu przenieśli z M-2. Ja nawet tego nie pamiętam - powiedziała do siebie po angielsku. Tak, znała swój rodowity język bardzo dobrze. Nawet akcent miała odpowiedni. Może dlatego, że rodzice często się nim posługiwali.
Wyszła z samochodu i podeszła do drzwi. Nie były zamknięte na klucz. Wystarczyła przepustka. Weszła do środka, gdzie zastała kompletny armagedon. Od razu było widać, że nikt nie przejmował się bałaganem. Przecież właściciele nie mieli tu już nigdy wrócić.
Panna Dark stanęła na moment w salonie i zacisnęła pięści.
Nie waż mi się tu rozpłakać. Musisz być silna.
Niestety, nawet zaciśnięta do bólu szczęka nie pomogła zatrzymać kilku spływających po jej policzku łez. Oto wróciła do "domu".
Odchrząknęła i pokręciła głową, zaciskając mocno powieki.
To wszystko już przeszłość. Skup się mała na przyszłości. Niee.. Na teraźniejszości. Przyszłość też nie maluje się zbyt pięknie..
Puściła się pędem na górę. Musiała iść do swojego pokoju i się spakować. Może choć część z jej rzeczy nie została barbarzyńsko zniszczona.

Pokój zastała w zaskakująco dobrym stanie. Może to dlatego, że spodziewała się czegoś okropnego? Tak, pewnie dlatego zniszczenia nie wydawały jej się tak duże.
Zaczęła przeglądać swoje rzeczy. Nie miała pojęcia, co ma zabrać. W końcu było tego całkiem sporo.
Książki, elektronika, instrumenty, sztaluga, ubrania, jakieś pluszaki. Od czego miała zacząć?
Najlepiej od kartonów, w które to zapakujesz.
Przyniesienie ze schowka kilku pudeł nie zajęło jej wiele czasu. Zanim wróciła, miała już plan, co musi zabrać.
Spakowała dwa kartony lubianych przez nią ubrań, jeden z ulubionymi książkami (resztę zamierzała zachować jedynie na tablecie), jeden z elektroniką (tablet, laptop, telefon, inny szmelc), jeden zapełniła narzędziami do rysowania, oprócz tego wzięła futerał ze skrzypcami i z gitarą. Nie zapomniała także o sztaludze.
Nie oczekiwała od Ikara żadnej pomocy. Sama zaczęła znosić po kolei wszystkie pudła. Jedno po drugim. To też zapewne musiało wyglądać dość zabawnie. Mała dziewczynka siłująca się z większymi od niej skrzyniami. Nie narzekała jednak. Nie chciała okazywać słabości. Musiała sobie poradzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeśli Ikar był zaskoczony jej wiedzą na temat zgonu rodziców, nie zdradził się z tym. Ubrał tylko swoją twarz w kpiący półuśmiech i odpowiedział zimnym, pozbawionym uczuć wzrokiem, na jej spojrzenie.
- Cieszy mnie twoja szeroka znajomość realiów. Oszczędziło mi to kłopotu związanego z przekazaniem ci tej informacji. Jeśli będziesz kiedyś bardziej zainteresowana ich ostatnimi chwilami, zawsze możesz zapytać. Byłem przy tym.
Zastanawiał się jeszcze przez chwilę nad tym, jak ta informacja mogła na nią wpłynąć, ale po pewnym czasie jego myśli odpłynęły w stronę możliwych eksperymentów i mimowolnie zerknął na dziewczynę, oceniając jej wytrzymałość fizyczną i podatność na mutacje. Zdołał już zauważyć nienaturalne, szpiczaste uszy, choć wykluczył je jako zmianę genetyczną. Wyglądały bardziej jak efekt operacji, choć laik pewnie by tego nie zobaczył. Była dość chuda, jak na swój wiek, jednak nie był w stanie ocenić, jak blisko jej było do anoreksji. Zbyt luźne ubrania znacząco to utrudniały. Blada cera, kruczoczarne włosy. Wyglądała, jakby rodzice użyli jej do stworzenia wymarzonego przez siebie fenotypu człowieka. Kojarzyła mu się z pewną charakterystyczną epoką, jednak chwilowo nie pamiętał z jaką.
Podobno dostała jakieś stymulanty, przez co rozwinęły się jej mięśnie i ogólna sprawność fizyczna. Te działania musiały mieć jednak jakieś skutki uboczne, zwłaszcza, gdy były prowadzone przez tę parę naukowców. Nie byli źli, jako badacze, ale ich metody nie były najrozsądniejsze, w opinii Blighta. Dlatego spodziewał się, że dziewczyna może mieć problemy z normalnym dojrzewaniem. Ale tym Ikar wolał się nie zajmować. Interesowało go natomiast, czym jeszcze faszerowali ją rodzice. Był ich współpracownikiem, ale nie w każdej kwestii i fakt torturowania ich własnej córki, jakoś mu umknął. To nie tak, że w ogóle by się tego nie spodziewał, lecz raczej, nie zwracał na to uwagi. Teraz jednak zwracał. Czuł, że dzienna dawka leków zmieni się diametralnie. Choć wolał, by czarnowłosa nie zakrwawiła mu całego mieszkania.
Chrzęst żwiru na podjeździe wyrwał go z zamyślenia. Jeden rzut oka na budynek utwierdził go w przypuszczeniach co do państwa Dark. Niczym rodowici Anglicy z XIX wieku. Rozkazał szoferowi poczekać, po czym ruszył w pewnej odległości za dziewczyną, do miejsca, które kiedyś było jej domem. Wiedział, co zastanie w środku i nie pomylił się. Udało mu się również przewidzieć reakcję dziewczyny. Obserwował ją z odległości dwóch metrów, stojąc za nią, poważny i milczący. Widział, jak zaciska pięści w bezsilnej złości. Nie umknął mu żaden z jej gestów, dobitnie świadczących o jej aktualnym stanie. Wiedział, że wszelkie próby pocieszenia jej teraz były zbędne. Tylko zaostrzyłyby jej wściekłość. On sam też nie miał na to ochoty. Nieszczere brzmią zbyt sztucznie. Trzymał więc usta zamknięte tak długo, jak Natalie stała w salonie. Gdy pobiegła na górę, on sam rozejrzał się najpierw po parterze, zanim znalazł kilka kartonowych pudeł, z którymi poszedł za nią.
Dopóki nie zobaczył, że pogodziła się ze stanem swego domu, nie wszedł do jej pokoju. Kiedy to zrobił, wręczył jej pudła, a po kilku chwilach przystąpił do pomagania jej. Jego postawa nie wyrażała niczego. Żadnych pozytywnych lub negatywnych uczuć względem niej lub sytuacji, w której się znalazła. Ktoś nazwał go kiedyś nieczułym draniem. Miał rację.
Pomógł znieść jej kilka pudeł na dół, gdy już były gotowe. Nie wszystkie, bowiem przyglądanie się, jak drobna dziewczynka własnoręcznie próbuje znieść po schodach ciężkie pudła, dawało mu całkiem przejrzysty obraz na temat jej determinacji i samozaparcia.
Zawołał szofera i zaprzągł go do noszenia pudeł. Lepiej, by wszystko było za nimi jak najszybciej. Dziewczyna miała szczęście, że wszystkie pudła zmieściły się w bagażniku. Inaczej musiałaby tu coś zostawić.
- Masz wszystko? Już tu nie wrócimy. Nigdy. Władza sprzeda ten budynek na licytacji, tobie dostanie się jakiś procent z zysków.
Założył ręce za plecy i przyglądał się nadciągającym chmurom. Powoli zaczęły przesłaniać słońce. Deszcz był tylko kwestią czasu.
- Jeśli tak, to wsiadaj. Zaraz zacznie padać..
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był przy egzekucji?
Jej oczy otworzyły się szerzej.
A więc, a więc przysłali mi człowieka, który to wszystko widział? Dlaczego? Kim on właściwie jest?
Pokręciła głową. To nie był czas na zastanawianie się nad tym. Wygląda na to, że będzie miała jeszcze dużo czasu, by wyciągnąć coś z Anterio. Teraz nie mogła marnować na to siły. Czekało ją jeszcze wiele ciężkich przeżyć, jak chociażby wizyta w domu.

Bez słowa przyjęła pudła, które jej wręczył. Sama zdążyła już kilka przynieść, jednak mężczyzna najwidoczniej nie zamierzał stać bezczynnie i patrzeć jak dziewczynka biega po całym domu znosząc do samochodu potrzebne rzeczy.
W końcu wszystkie przedmioty znalazły się na dole, tuż przy taksówce, gdzie szofer pomógł jej zapakować je do bagażnika. Powstrzymała go jednak przed zapakowaniem jednego z bloków i zestawu ołówków. Chciała się nimi zająć w samochodzie. Któż wie, jak daleka czeka ich droga.
- Dziękuję - burknęła do Ikara, gdy ten pojawił się przy niej z ostatnimi pudłami, po czym zajęła swoje miejsce w samochodzie.
Ponownie ułożyła stopy na siedzeniu i oparła blok na kolanach. Chciała mieć się na czym zająć. Obecność dwóch obcych mężczyzn w tak małej przestrzeni niezbyt jej odpowiadała. Miała nadzieję, że przynajmniej ten papier pozwoli jej się na chwilę oderwać od tej całej sytuacji. Głupie? Może trochę, ale miało to też w sobie jakiś sens. Jej mózg miał się przynajmniej na czym skupić.
Wyjęła jeden z miękkich ołówków z piórnika i zaczęła szkicować. Tym razem postawiła na martwą naturę. Była wiosna, przyroda budziła się do życia. To był dobry temat na spokojny, kojący obrazek, czyż nie?
Zaczęła od drzew. Jedno za oknem świetnie nadawało się na wzór. Rozłożysta korona, stary, powyginany konar i duża dziupla. Widok jak z obrazka. Hihi.
- Jakiś procent - prychnęła drwiąco. - Za to, co oni mi zrobili dostanę "jakiś procent"? Ależ S.SPEC jest ostatnio hojne. - Zaśmiała się zirytowana jego wypowiedzią.
Wyjrzała przez okno. Rzeczywiście zbierało się na deszcz. Jak dawno nie widziała żeby padało. Właściwie, już nie mogła się doczekać. Szum deszczu ją uspokajał. Mogła się wtedy bez reszty oddać tej cichej muzyce i nie przejmować otaczającymi ją sprawami. Wszystko, co odwracało myśli od szarej rzeczywistości, było dobre. Może dlatego tak bardzo go lubiła.
Wróciła do szkicowania. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że choć nie lubi szarej rzeczywistości, to jednak uwielbia szkicować. Nie przepadała za kolorowymi obrazami. Były dla niej trochę zbyt krzykliwe. Brakowało im wyrafinowania. A może po prostu było w niej zbyt wiele smutku, by mogła docenić ich piękno?
Jeszcze zanim taksówka ponownie się zatrzymała, na kartce pojawił się kolejny rysunek. Był dość niewyraźny i niejasny, jednak miał w sobie jakiś swój urok. Natalie ostrożnie odłożyła go na bok, by się nie pogniótł. Był on teraz kolejną barierą między nią, a Anterio. Leżał na siedzeniu dokładnie między nimi.
Niezbyt ją obchodziło, co o jej bazgrołach i zachowaniu pomyśli Ikar. A przynajmniej udawała, że tak jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaskoczył ją. Jednak wiedział coś, o czym ona nie. Pocieszające. Może nie będzie próbowała udawać mądrzejszej niż jest i co jakiś czas przyzna się do błędów. Inaczej dyskusje z nią będą naprawdę nieznośne, abstrahując od kłopotów wychowawczych, ciągnących się za nastolatkami.
Oceniasz ją, a jeszcze jej nie znasz? Dlaczego?
Bo już tak miał. Wolał się mile zaskoczyć, niż zawieść. Gdy całe życie zastanawiasz się nad najczarniejszymi scenariuszami, wszystko co się zdarzy, będzie pozytywne, nieprawdaż?
Nie do końca tak to działało, ale czasami można się łudzić, że wszystko jest prostsze. Wówczas nie trzeba sobie zawracać głowę pewnymi sprawami, ograniczając zamęt w niej panujący. W jego wypadku było to zdecydowanie słuszne zagranie.
Pakowanie jej „ogromnego” dobytku poszło im całkiem sprawnie. W niewiele ponad pół godziny siedzieli oboje wewnątrz samochodu, przemierzając we względnej ciszy zachodnią część miasta. Natalie, widocznie oburzona czystą prawdą postanowiła zagłębić się znowu w rysunki, całkowicie ignorując obecność Ikara. Nie czuł się jednak tym urażony. Ot, naburmuszona dziewczyna. Powinna słuchać o prawdziwym obliczu świata już od najmłodszych lat, skoro jest jego podopieczną. Kiedyś mu za to podziękuje.
Kap.
Kap… kap.
Kap… kap… kap… kapkapkap… kapkapkapkap.

Nad milczącym miastem rozległ się dźwięk grzmotu, rozrywającego niebo oślepiającym światłem. Chmury pękły przez środek i na ziemię spadła ściana deszczu. Gdyby nie asfalt, zastępujący polne drogi, pojazd ugrzązłby na dobre. Tymczasem działa się rzecz zupełnie odwrotna. Opony w starciu ze strugami wody traciły przyczepność i groziły niebezpiecznym wykolejeniem samochodu. Na całe szczęście, droga była prosta przez większość czasu, a jedyne zakręty, które musieli pokonać, były stosunkowo łagodne. Problem jednak powstał, gdy wjechali do centrum. Konieczność współreagowania z ruchem ulicznym okazała się poważnym sprawdzianem umiejętności szofera, który stawiał czoła wyzwaniu z marsową miną i kilkoma bluzgami wyrywającymi się z jego zaciśniętych ze skupienia ust.
Blight kątem oka spoglądał na pracę Natalie i na zarysowaną kartkę papieru, która spoczęła między nimi. Szkic nie był zbyt wyraźny, jednak mógł dostrzec zalążki talentu plastycznego. Nie przyglądał się jednak z pełnym skupieniem. Obserwował teraz sytuację uliczną, która nie wyglądała zbyt dobrze. Pojazdy poruszały się z nadmierną prędkością, jak na warunki, przynajmniej w jego odczuciu. Kilkukrotnie zdarzało się im, iż szofer musiał hamować z piskiem opon, bo ktoś nie zdążył zwolnić na czas i zatrzymać się na światłach.
W końcu musiało do tego dojść. Sekundy przed uderzeniem Ikar widział, że jest ono nieuniknione. Można powiedzieć, że ułamki sekund płynęły wolno niby ślimaki w syropie klonowym. - Łap dziewczynę. – przemknęło mu przez głowę. Chwilę po nim, gdy samochód przetoczył się już kilkukrotnie po wilgotnej nawierzchni i wreszcie zatrzymał na ścianie jakiegoś budynku, z kołami sterczącymi w górę, niczym mechaniczny żółw, Blight trzymał już w dłoni nóż i pozbywał się pasów. Ignorował przy tym krew płynącą z czoła, skaleczonego szklanymi odłamkami. Bolało go całe ciało, jednak na to nie zważał. Gdy ostatni pas puścił, nadeszła pora na uwalnianie Natalie, nawet pomimo niewygodnej pozycji, w jakiej się znajdowali. W momencie ostatniego cięcia, złapał ją, żeby nie upadła na głowę. Drzwi, które tylko cudem trzymały się jeszcze reszty pojazdu, poddały się i pokornie otworzyły przed Anterio, który mocno tulił do siebie drobną dziewczynkę.
Gdy wydostali się na zewnątrz, wprost na zalaną deszczem ulicę, Blight szybko dokonał analizy sytuacji. Kierowca właśnie odzyskiwał przytomność. Tak przynajmniej wyglądał. Więc Ikar, wciąż przyciskając do piersi Natalie, która w jego objęciach wyglądała na niezwykle kruchą istotkę, brodząc po kostki w wodzie, wbiegł do najbliższej kawiarni. Na jego widok kilka pań siedzących w środku pisnęło głośno. Cóż, miał pół twarzy we krwi i małą, poranioną dziewczynę w swoich ramionach. Kiedy stał, szukając wolnego stolika, pod jego nogami tworzyła się mała kałuża, z ociekającego wodą płaszcza. Ostrożnie posadził ją na miękkiej sofie, przy pierwszym dostrzeżonym wolnym stoliku. Spróbował szybko ocenić jej ewentualne obrażenia.
- Jak się czujesz, młoda? – zachrypnięty głos, wydobywający się z jego spierzchniętych warg nie brzmiał zbyt ciepło, ale przynajmniej biła z niego słabo maskowana autentyczna troska.
Serwetkami, zabranymi z ich stolika, przytamował krew lejącą mu się na oczy i zaczął opatrywać dwunastolatkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaczęło padać. Na początku nie była to jakaś specjalna ulewa. Ot, leniwie kapiące z nieba krople. Dopiero później nadeszło prawdziwe oberwanie chmury.
Każda kolejna kropla wygrywała nową melodię. Było w tym coś pięknego, kojącego. Natalie bezwiednie zaczęła przenosić to wszystko na kartkę. Sam szum lecącej wody wystarczył jej, jako natchnienie.
Na kartce zaczęły się pojawiać najpierw parasole, później chmury, a jeszcze później dudniące coraz głośniej za oknem krople deszczu.
Ta ulewa jest inna niż pozostałe. Czyżby pogoda w M-3 oszalała? Ktoś tego nie dopilnował czy się popsuło? Nie ważne. I tak się nie dowiem.
Odgoniła od siebie natrętne myśli i dalej rysowała. Niestety, sposób jazdy kierowcy skutecznie jej to uniemożliwił. Jej szkicownik pokrywały teraz bruzdy po ołówku, powstałe w wyniku gwałtownych hamowań.
Zawarczała pod nosem i odłożyła przybory. Spojrzała przez okno w zamyśleniu. Tak, teraz było tutaj pięknie.
Nie było jej jednak dane zbyt długo podumać nad widokami. W jednym momencie wszystko się zmieniło. Szofer nie podołał zadaniu i stracił panowanie nad kierownicą.
Cholera.
Instynktownie zacisnęła oczy i skuliła się, przy okazji podpierając swoje ciało wszystkimi kończynami. Nie chciała, by przesadnie nią zarzuciło. Huh. Nie byłoby wesoło wybić okna głową, czyż nie?
Skupiła się na krwi szumiącej w jej uszach i walącym jak oszalałe sercu.
To tylko chwila. Wytrzymaj. Zaraz będzie po wszystkim.
Syknęła z bólu, gdy nie udało jej się utrzymać w jednej pozycji. Uderzyła o coś głową. Na szczęście lekko.
Sytuacja ledwie się uspokoiła, a ona już poczuła kolejne szarpnięcie. Zawarczała próbując obronić się rękami przed napastnikiem. To był odruch. Gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, że to Anterio usiłuje ją wydostać z samochodu, zacisnęła zęby i znieruchomiała.
Pospiesz się. Nienawidzę dotyku...
Na jej nieszczęście, mężczyzna wcale nie zamierzał odstawić jej na ziemię, zaraz po opuszczeniu wozu.
- Puść mnie - zawarczała, nieświadomie zaciskając palce na jego przedramionach.
Szamotała się, choć starała się to powstrzymać.
- Puszczaj - zawyła żałośnie, wgryzając się w jego ramię z całej siły.
Uspokój się. Zaraz cię odstawi.
Ponownie znieruchomiała, zaciskając oczy. Chciała to już mieć za sobą.

Gdy dotarli do kawiarni, z ogromną ulgą przyjęła wiadomość, że w końcu może znaleźć się na ziemi. Otrzepała się, jak zmokły pies i zwinęła w kłębek na sofie, wbijając w Ikara nieufne spojrzenie.
- Bywało lepiej - warknęła. Nadal czuła się wypłoszona, ale bynajmniej nie przestraszona.
Zerknęła w stronę drzwi.
- Ciekawe, co z moimi rzeczami... Ehh. Z większością, pewnie mogę się pożegnać... - wymamrotała pod nosem i westchnęła zrezygnowana.
Taaa. Dopiero co mieli wypadek, a ona myśli o swoich rzeczach. To tak bardzo w jej stylu. Co z kierowcą? Co się stało? To nie ważne. Liczy się tylko jej świat i jej otoczenie. Heh.
Ponownie przeniosła wzrok na Anterio.
- Krew ci się leje - mruknęła wskazując podbródkiem ranę na jego czole, zanim zaczął z nią coś robić.
Gdy tylko spróbował ponownie się do niej zbliżyć, gwałtownie się od niego odsunęła.
- Nic mi nie jest. Nie zbliżaj się - syknęła, ale natychmiast pożałowała gwałtownego ruchu.
Wypadek musiał nadwyrężyć jej mięśnie, gdyż zaczynało ją wszystko boleć.
Nie ważne. Za niedługo przejdzie..
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przewidział jednego. Mała dziewczynka zapierała się rękami i nogami przed jakąkolwiek próbą pomocy. Usiłowała się wyrwać, kiedy wynosił ją z wraku. Próbowała go ugryźć, kiedy chciał znaleźć suche miejsce na odpoczynek. Gdyby nie płaszcz, udałoby jej się to, a Ikar miałby kłopoty z zachowaniem spokoju. Jednak małe ząbki były za słabe by przebić się przez skórzane okrycie. Anterio westchnął ciężko, ale przez szum deszczu nie było to słyszalne. Oczywiście, wiedział o jej awersji do dotyku. Wiedział o niej niemalże wszystko, co można było wywnioskować w warunkach laboratoryjnych. Liczył jednak na szok wywołany wypadkiem, który sprawi, że wyjęcie dziewczyny z pojazdu będzie łatwiejsze.
Pozwolił, by wszelka wrogość kierowana w jego stronę przez dziewczynę, spłynęła po nim, nie wywołując żadnej reakcji. Tak było łatwiej, niż wściekać się jej zachowaniem. To nie było zbyt rozsądne. Ale nagła i paniczna reakcja obronna wybiła mu tymczasowo z głowy próby opiekuńcze. Puścił mimo uszu jej drobne narzekanie. Zawołał kelnera i zamówił gorącą czekoladę dla panny Dark. Widział malujący się na jego twarzy strach, zbył go jednak szybkim wyjaśnieniem. Wrócił do stolika i nachylił się do niej.
- Czekaj tu. – jego głos na powrót stał się zimnie obojętny – Idę sprawdzić co z naszym kierowcą. I twoimi rzeczami. – jej sprzęty nie były tutaj najważniejsze, skoro jednak wykazywała taką troskę, to może sprawdzić w jakim są stanie, skoro nic go to nie kosztuje. Później jednak przypomniał sobie, że samochód ustawiony był na dachu, skutecznie uniemożliwiając dostanie się do bagażnika. No cóż. Cudotwórcą nie był. Musieli poczekać na pomoc drogową.
Wyszedł na zalaną ulicę i poczuł jak zanurza się po kostki w wodzie. Kratki ściekowe nie nadążały w usuwaniu jej z asfaltowej powierzchni. Przez krople osiadające na jego okularach niemal nic nie widział, ale było to mało istotne. Podszedł do przewróconego pojazdu i przykucnął przy drzwiach kierowcy. Spróbował je otworzyć. Nic z tego. Zacięte. A szofer, choć odzyskał przytomność, jakby nie wiedział, co się właściwie dzieje. Ikar wybił łokciem szybę. Kilka minut spędził odłamując większe szklane fragmenty, po czym sięgnął do środka i pomógł kierowcy wydostać się z pasów. Wytłumaczył mu też w kilku szybkich słowach, co zamierza zrobić i, uzyskawszy jego aprobatę, rozpoczął wyciąganie go przez niemałe okno samochodowe.
Było to męczące zadanie, a poszkodowany nie należał do najlżejszych. Próbował pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać Blightowi, ale widocznie nie był pewny w jaki sposób to zrobić, bo tylko utrudniał całą procedurę. Anterio zacisnął zęby z wysiłku i złości. Ślizgając się w wodzie, zaparł jedną nogę o ścianę samochodu i pociągnął. Musiał wytężyć do tego zadania wszystkie siły, ale udało się. Kierowca został uratowany. Ikar polecił mu, by zadzwonił po drogówkę, sam zaś udał się do kawiarni, by skontrolować stan podopiecznej. Wszedłszy do środka, wytarł okulary, chcąc jednak mieć jakąś widoczność. Wytrzepując wodę z włosów zauważył, że jego czoło przestało krwawić. Zastawszy Natalie przy stoliku, usiadł na wolnym krześle i odwrócił się w jej stronę.
- Chwilowo twoje rzeczy są niedostępne, zobaczymy co z nich zostało, gdy obrócą samochód na właściwą stronę. Ale to może chwilę potrwać. – patrzył jej prosto w oczy, próbując wyczytać emocje z jej twarzy. Była zła, smutna, przerażona? Lepiej, by o tym wiedział.
- Powiedzmy, że teraz to zależy od ciebie – masz ochotę na jakieś ciasto lub bardzo nie chcesz opuszczać ciepłej kawiarni bez swoich walizek, możemy zostać tutaj, do czasu odblokowania bagażnika. Jeśli chcesz jak najszybciej mieć wszystko z głowy, możemy wezwać kolejny transport i podjechać do mojego mieszkania, gdzie poczekamy, aż twoje bagaże do nas dotrą. Jest ono niedaleko, ale wątpię, byś chciała przedzierać się przez tą ulewę na piechotę, gdy nie mam dla ciebie zapasowych ubrań.
Uśmiech, który posłał Natalie nie należał do najpiękniejszych. Zwykłe skrzywienie kąta ust. Ale był to jego sposób na pokazanie, że wszystko jest w porządku i nie musi się niczym martwić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeden ze zmokniętych kosmyków opadł jej na twarz. Odgarnęła go pospiesznie dłonią.
Może nie była aż taka zła? W jej głowie powoli zaczął się materializować obraz twarzy kierowcy. Chyba zaczynała się o niego nawet martwić. Właściwie, ten człowiek nie był jej nic winien. Lepiej byłoby żeby jednak wyszedł z tego cało.
Na stwierdzenie Ikara, jedynie kiwnęła głową. Co miała zrobić? To nie było pytanie, a jedynie informacja i... rozkaz? O nie mój panie, rozkazywać to ty możesz podwładnym, ale nie jej. Może i komenda była logiczna i uzasadniona, ale niemniej jednak, można ją było wyrazić w znacznie milszy sposób.
Natalie odprowadziła Anterio wrogim spojrzeniem aż do drzwi. Gdy zniknął, wbiła się mocniej plecami w oparcie i zaczęła rozglądać po kawiarni, analizując każdy jej szczegół.
Jej uwagę w końcu przykuła półka z książkami. Wstała i wolnym krokiem podążyła w jej kierunku. Dopiero teraz poczuła, że chyba miała stłuczone lewe ramię. Widocznie nim o coś uderzyła. Syknęła z bólu, gdy mocniej zakuło po dotknięciu.
Na regale było wiele, ładnie oprawionych książek. Większość stanowiły powieści romantyczne i detektywistyczne. Zapewne to najczęściej brali stąd ludzie by poczytać przy kawie. A może te dzieła leżały tu tylko po to, by stanowić dekorację?
Jej wzrok padł na podręcznik do rysunku.
- A ty skąd się tu wziąłeś mały? - zamruczała, uśmiechając się do książki.
Bez zastanowienia, wzięła ją do ręki i pomaszerowała na miejsce, ignorując ciekawskie spojrzenia. Wielka mi sensacja, zdarzył się wypadek i w kawiarni jest trochę potargana dziewczynka. Bardzo ciekawe.. Ehh.
Usiadła na miejscu i otworzyła tomiszcze. Przeglądała kartkę po kartce. Nie spieszyło jej się... albo przynajmniej udawała, że tak jest. W rzeczywistości, wolałaby już być ww mieszkaniu, w swoim nowym pokoju. Mogłaby tam już układać swoje rzeczy, ale niee. Musiała siedzieć tutaj i czekać na tego mężczyznę.
Zatrzymała się na dłużej przy instrukcjach dotyczących szkicowania twarzy. Była to jedna z trudniejszych rzeczy, ale bardzo przydatna. Kto wie, może w najbliższym czasie jej szkice zaczną przypominać osoby, które rysowała?
Po kilku, może kilkunastu minutach ponownie pojawił się przy niej Blight. Przelotnie na niego spojrzała. Był cały przemoczony. Trochę ją to nawet rozbawiło, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Mhm - mruknęła, by dać mu do zrozumienia, że przyjęła informację.
Podniosła na niego oczy, przerywając lekturę, gdy zakończył soją dłuższą wypowiedź.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna i nie zamierzam jeść. A zimno mi nie przeszkadza. Byłabym wdzięczna, gdybyś wezwał transport. Ostatnio miałam ciężkie dni, więc wolałabym móc już odpocząć. - Posłała mu kwaśny uśmiech. Musiał isę domyślić, że mówiła o dniach spędzonych w laboratorium.
- Byłabym też wdzięczna, gdybyś załatwił mi tą książkę. - Przymknęła podręcznik, zaznaczając palcem czytaną stronę i przesunęła go nieco w stronę mężczyzny wskazując, że to jego ma na myśli. - I nie, nie chcę "takiej samej" za ileś tam dni. Chcę "tą właśnie" i chcę ją zabrać teraz do domu. - Posłała mu wyzywający uśmiech.
No, pokaż co umiesz panie ważniak. Zobaczymy, jak ci idzie zmuszanie ludzi do spełniania twoich rozkazów. To tylko niewinna gra..
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach