Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 18 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16, 17, 18  Next

Go down

Pisanie 31.03.19 18:06  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Poczeka cierpliwie, aż przesłucha każdą z kart, zwracając jednak uwagę na to, by nie dojrzał żadnego ze startych rysunków, które zdobiła ukryta strona. Nieczęsto miała możliwość stawiania kart komukolwiek innemu, niż sobie, gdzie do tej drugiej opcji nie odwołuje się zbyt często. Może to i staroświeckie przekonania i praktyki, lecz mówi się, że układanie tarota samemu sobie nie przyniesie pożądanych efektów, głownie ze względu na brak obiektywnego podejścia do wróżby. W tym, co faktycznie może okazać się fatalne odczyta powodzenie, bo przecież to na nim zawsze człowiekowi zależy. W przypadku odczytywania kart drugiej osoby taka sytuacja nie występuje, bo nawet jeśli ubiera się ewentualną przykrą wróżbę w miękkie słowa, to nie ignoruje się jej całkowicie.
Odbierze wszystkie trzy karty, by ułożyć każdą z nich rysunkiem do góry, niczym uniesionym, wytatuowanym brzuchem. Pierwsi odkryją się Kochankowie, karta w tym przypadku dosyć dwuznaczna. Zerknie na twarz mężczyzny, jakby chcąc odnaleźć jakąś reakcję ukrytą za zakrwawioną maską, lecz szybko spuści spojrzenie. Swoje imię, Raja, rzuci gdzieś w niebyt niezbyt skupiona na jego słowach, nie na tyle, by bardziej się nad nimi zastanowić.
Kolejna odkryje się karta Sądu, symbol pozytywnego końca jakiegoś etapu, wejście w nowość, które patronują siły wyższe. Pełen nadziei duet, który mógłby stworzyć się z tej osobliwej dwójki, określony nawet mianem “Kochanków na nowej drodze” zdać może się nawet zbyt oczywisty w zaistniałej sytuacji. Brunetka zaciśnie mocniej szczękę, podejrzliwa w tak pozytywnym jak na razie wyniku.
Nie bez powodu.
Ostatnia karta, ta, której tak wielu się boi wyraźnie przeczyła swojej poprzedniczce. Śmierć jest zmianą nieuniknioną, nieraz nieprzyjemną, od której jednak nie da się uciec. Powoli odłoży kartę, skupionym spojrzeniem badając wszystkie trzy. Dziwnym byłoby zignorowanie dwóch pierwszych na rzecz podejrzeń, które wywołała trzecia, prawda? Wyglądało to tak, jakby mieli stworzyć spółkę, razem wybrać się w dobrą stronę. Przecież tego chce, tak? A wcale nie stawia kart sobie. Nie jest subiektywna.
Zsunie pozostałe karty, te trzy odkryte jeszcze jednak pozostawiając na zakurzonej podłodze.
- Nie będzie deszczu, ale to nic. Mam wodę - zmusi się do miękkiego uśmiechu. Jeżeli mężczyzna nie będzie chciał jeszcze raz swoich kart obejrzeć, je również schowa, zaraz podnosząc się z podłogi i otrzepując przybrudzone spodnie - Karty mówią, że czeka nas pełna nadziei przygoda, która otworzy przed nami nowy etap. A śmierć spotka wszystkie zwierzęta, które po drodze zjemy - w tym momencie liczyła na infantylność i zwykłą nieznajomość tak oczywistych wróżb, jak ta, którą przed chwilą mu odkryła, bo przecież kłamie teraz jak z nut. A przynajmniej w tej ostatniej kwestii.
- Więc jak, zaprowadzisz mnie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.19 2:20  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
To było dla niego niesamowicie fascynujące przeżycie — spotkał nową osobę, zaprzyjaźnił się z nią (i niech nikt nie śmie zaprzeczać) i jeszcze stawiała mu mistyczne, magiczne karty. Opowie mu o jego przyszłości, wymaluje jej obraz sprawnymi pociągnięciami czarodziejskiego pędzla. Oczy zaświeciły się za maską, przybierając niesprecyzowany wyraz. Odłożywszy karty, naciągnął maskę na czubek głowy. Chciał widzieć wszystko jak najlepiej.
 Kobiecie ukazała się twarz Kiraia, raczej nie za ładna, poznaczona kilkoma bliznami — zwłaszcza w kącikach ust, gdzie w wyniku biokinezy swoją drogę wykopywały pazury jadowe. Przekrwione oczy, bardzo podkrążone i wciąż mające dziwaczny blask lśniący w ciemnobrązowych tęczówkach. Nos na pewno bywał łamany, a twarz sama w sobie golona może i niedawno, jednak niezdarnie. Krótkie, czarne włoski zdołały już sobie wywalczyć drogę na powierzchnię skóry. Ciężko określić, czy stosunkowo świeży strup na prawym policzku powstał w wyniku zabaw z nożem, czy czyjejś próby obrony. I usta, wykrzywione w nieprzyjemnym uśmiechu. Nie chciałoby się go wywoływać nikomu.
 Czy nie przypominał pewnej ruskiej paskudy? Jak brat, ale z innej matki? Może nawet trochę młodszy wizualnie. Zęby, dość ludzkie, wynurzyły się zza popękanych warg, czemu towarzyszył bliżej niesprecyzowany dźwięk, balansujący zaskakująco sprawnie między pomrukiem a piskiem. Był zniecierpliwiony, przebierał stopami w miejscu i miął poszarpane rękawy bluzy. Kolorowe, blaknące obrazki zdawały się tańczyć przed nim i szeptać piękne obietnice, których ucho jednak nie mogło wyłapać i rozróżnić. Spojrzenie szaleńca manewrowało między twarzą kobiety a obliczami odkrytych kart.
Jak mają na imię? Jak? My mamy Kirai, pamiętaj – Wciął się jej w wypowiedź, jednak zaraz zreflektował się. Niech mądrzejszy mówi, a w tym przypadku nie był to on. Oczy otworzyły się szeroko, a z ust uciekł śmiech pełen zadowolenia.  
Przygoda! Przygoda. Nasza podróż nad ocean. Będziemy jeść, tak. Zjemy tyle, że pękną nam brzuchy. I nie damy ani okruszka cętkowanym pancernikom które chcą zjeść nam karty! – Wskazał palcem na coś, co nie istniało ale w jego mniemaniu pełzło tuż pod ich nogami. Wstał w końcu i kopnął powietrze. – Odpędzon gad! – oznajmił z radością. – Zaprowadzimy. Chcemy łyka. Nasze gardło jest tak suche, że moglibyśmy z niego trocinki skrobać.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 3:20  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kek
Hachirō | Poziom Średni
Cel: Rośliny (Martwy korzeń/Owoce Trupiego Jadu/Owoce Kaukaskiego Granatu)
"Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia."

Świat spowity w mrokach niemożliwie głębokich i wszystko szczelnym płaszczem zdumiewająco miękkim pokrywających wydawał się nad wyraz i zaskakująco zachwycający; urzekający niemym czarem płaskiej, pochłaniającej nawet najjaśniejsze promienie rażącego światła czerni. Cisza - piszcząca nieznośnie w uszach i przeraźliwie, przytłaczająco dominująca - rozciągała się na calutkim tym obszarze, zachłannie zgarniając w stalowe, tytanowe wręcz objęcia wszyściutko aż po sam odległy, niedostrzegalny gołym okiem horyzont. Piękny był to świat - pozbawiony okropności i brutalności, i masakr smutkiem oraz szokiem napawających - lecz jednocześnie nieopisanie smutny - samotnością tknięty, milczeniem wiecznym i na błagania głuchym, z życia i towarzystwa wyplewiony. Mrugnęła wtem sowa oczyma swymi - nieposiadającymi ani źrenic, ani tęczówek ślepiami, w których to w zamian zamknięto nocne, naznaczone milionem gwiazd niebo - napuszając pióra barwne i cudownie kryształowe, i jakby przez samą Panią Tęczę pobłogosławione. Rozłożyła skrzydła majestatyczne i przeogromne, i pięknie kolorowe, z huknięciem bezgłośnym wzbijając się zaraz w wypełnione pustką powietrze, wzniecając przy ruchu tym iskier trzaskających i strzelających garście pełne. Czerń dotąd tu królująca dumnie i bezwzględnie zamigotała, zachwiała się, zazgrzytała z uporem, ustępując ostatecznie zapierającym dech w piersiach barwom, podczas gdy wszechobecna, ogłuszająca flauta zrzucona została z tronu przez dźwięków tłum gwarny.

Opowiastka ta krótka, acz słuchaczy skutecznie i prędko odpychająca powiadana była przez "staruszkę" tutejszą, na granicach - niemalże poza nimi, balansując na cienkiej linii przynależności do tej półdzikiej, zmiennej okropnie społeczności i jednocześnie bycia od niej odłączoną - zdewastowanej, zrujnowanej wioski mieszkającą. Przedziwna była to istotka, o ciałku młodziutkiej, maksymalnie dwunastoletniej dziewczynki, białych włosach w warkocz przeważnie zaplecionych i pasa w tej formie sięgających, błękitnych oczach mętnych i wiekiem zakrapianych, a także głosie kogoś, kto wieki sam do siebie przemawiać był zmuszonym. Poruszała się jak osoba stara, której lata ciążyły na ramionach niby głazy tonowe i nosiła połatane, szare łachmany szczelnie ją od stóp po szyję zakrywające. Dodatkowymi, odstającymi - chociaż może nie aż tak bardzo na Desperacji - elementami jej aparycji były zakrzywione, baranie rogi wymykające się spomiędzy śnieżnych kosmyków oraz grube, gładkie, gadzie łuski możliwe do wypatrzenia na jej policzkach, wierzchach dłoni i przedramionach.

Persona ta samotnie żyła w ruinach jednego z najbardziej oddalonych od reszty, jednopiętrowym domku, w którym to jedynym mieszkalnym, w miarę szczelnym - a przynajmniej uszczelnionym gliną i innymi naturalnymi metodami - pokojem był ex-salonik, gdzie znaleźć można było biedne, acz w miarę wygodne jak na standardy tej krainy posłanie i kilka innych przedmiotów pomocnych w codziennym życiu. Reszta budynku nie nadawała się do niczego - zawalona kuchnia, sypialnia wycięta z egzystencji, nieistniejąca łazienka, przedsionek na świat otwarty, piwnica dawno zalana, zasypana i generalnie niedostępna. Przez większość czasu spotkać kobiecinę tę można było na malutkim, skromnym ogródku za opisanym wyżej domkiem, gdzie dzielnie przy gruncie niepłodnym i odmawiającym posłuszeństwa pracowała. Mimo że nic tam rosnąć nie chciało; że żadna roślina nie wychyliła się z ziemi twardej i nieprzyjaznej nawet wątłą łodyżką; że nasiona zakopywane w ziemi tylko się niepotrzebnie marnowały, to ona dalej to czyniła - wciąż i wciąż, i wciąż. Mało kto ją odwiedzał i mieszkające tu jednostki naśmiewały się przeważnie z tej jej syzyfowej pracy - jeśli ktoś sobie o niej jakimś cudem przypomniał - a także kierowali do niej - dla żartu to szare życie rozświetlającego - podróżnych, którzy wędrowali w poszukiwaniu wiedzy jakiejś na temat roślin i ziół wszelakich. Nie zdarzali się tacy tutaj jakoś nazbyt często, ale każdą iskiereczkę radości i zabawy należy na Desperacji chwytać oraz łapać, czyż nie?

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 21 stopni), silny wiatr (ale nie porywisty, po prostu odczuwalny), słońce w pozycji godziny jedenastej.
  • Ilość zdobytych roślin będzie potem z przelicznikami (zależnymi od Twoich działań i osiągnięć) wyliczona.
  • Prosiłabym o podanie ekwipunku w pierwszym poście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 11:56  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
„Idź, idź. Może w końcu nauczysz się, że z wymordowanymi można rozmawiać inaczej niż na odległość karabinu.”
  Cholerny Fujimoto i cholerny uśmiech, z jakim to mówił. Pewnie był zdrajcą, a już w ogóle to zachodnim szpiegiem. Zachowywał się tak, jakby nigdy nie był za murami, jakby nie znał w ogóle sytuacji. Co z tego, że to kiedyś byli ludzie? Teraz już nimi nie byli. I to jest najważniejsze. To prawie jak argument, że każdy był kiedyś dzieckiem, więc nie ma prawa, by dzieci nie lubić.
  W każdym jednak razie, Hachirō zdecydował się wyruszyć na tę wyprawę w celu zapoznania się z tubylcami. Dużo bardziej wolałby poucinać im głowy albo wypatroszyć, by naukowcy z desperackiego posterunku mogli zrobić sobie wypchane zwierzątka. Jego siniaki, zarobione w wyniku burzliwej jazdy, już bledły i prawie zniknęły. Tęsknił trochę za swoim towarzyszem, tak samo jak w pewnym stopniu za osobnikiem, którego nazwał sobie „wujkiem”. Drogi na Desperacji często jednak się przeplatały w przypadkowych momentach. Wiedział, że pierwszego spotka na pewno, a drugiego przynajmniej prawdopodobnie. Oby tylko przed zejściem do ścieków. Oby tylko tam go nie spotkał. Mimo krótkiego spotkania, Hachi czuł od niego coś faktycznie znajomego, wujkowego.
  Sposobem pozyskiwania plotek i ploteczek, trafił do opuszczonej wioski, jednej z wielu, jakie znajdowały się na nieprzyjaznych terenach Desperacji. Usłyszał o postaci, która uprawiała nieustannie ogródek, choć nic w nim nie rosło. Co za bezsens... Choć może coś w tym tkwiło? Może był jakiś haczyk? Albo mogło być coś opłacalnego dla hycla, coś, co podkreśliłoby jego wartość dla organizacji? Domek, do którego miał się dostać, miał być oddalony od innych budynków. Odhaczone. Miał mieć ogródek. Odhaczone. Miała być w nim rogata... Dziewczynka? Staruszka? Nikt nie umiał dobrać odpowiedniego słowa. „Osoba” wydawała się najbardziej dyplomatycznym określeniem.
  Wojskowy zaszedł domek od tylu — na niebie wciąż górowało słońce, więc podejrzewał, że właśnie tam napotka dziwne stworzonko. Miał spodziewać się rogów, łusek, białych włosów i aparycji dziecka. Nie podnosił broni ku górze, wciąż mając wymordowanych za nieco mądrzejsze zwierzęta, a takie przecież, kojarząc, do czego służy karabin, mogłoby rzucić się na niego w obronie własnej. Gdyby w ogródku dostrzegł osobę, która pasowała do wymienionych przez gaduły cech, podejdzie doń, przybierając łagodny uśmiech i witając się.

ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.05.19 1:22  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kek
Hachirō | Poziom Średni
Cel: Rośliny (Martwy korzeń/Owoce Trupiego Jadu/Owoce Kaukaskiego Granatu)
"Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia."

Może i nie była to najlepsza, najwygodniejsza i najprzyjemniejsza podróż - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt i świadomość tego, jakie dokładnie istoty go otaczały i wręcz dyszały mu w kark - ale przynajmniej była szybka oraz nieprzeciągająca się. Stosunkowo prędko, więc, dobrnął w ponure, przygnębiające i niejednego napawające nieprzyjemnym posmakiem na języku głębiny Desperacji, gdzie natknął się na ploteczki i opowiastki nie tylko o zdewastowanej, acz w dalszym ciągu zamieszkałej wioseczce, ale i o przebywającej tam, przedziwnej nawet jak na tutejsze standardy osóbce. Ni to młoda, ni to stara grzebała wciąż i wciąż, i wciąż przy swoim malusieńkim ogródeczku, dłubiąc uparcie w twardej, nieprzyjaznej ziemi i próbując wyhodować na tym niewspółpracującym gruncie cokolwiek pożytecznego bądź ładnego. Niejedno ziarno się już zmarnowało, niejeden paznokieć został ułamany i paskudnie wystrzępiony, niejeden palec przetarł się do krwi i niekiedy nawet - w przypadkach skrajnych i makabrycznych - do samiutkiej, szarawej przedziwnie kości. Podążył bohater nasz za pogłoskami tymi nieprzychylnie niewiastę malującymi - z ciekawości czystej? Czy też może nadzieję miał na to, iż coś korzystnego i tajemniczego kryło się za tym niecodziennym obliczem Wymordowanej? - docierając niedługo później do swego celu - domku ustawionego na uboczu tej lichej, nędznej, zapuszczonej mieściny, na tyłach którego dane mu było natknąć się na staruszkowate, poszukiwane przez niego dziewczę.

Obszedł budyneczek w większości rozwalony i zdruzgotany - z jednym tylko pokoikiem w miarę ocalałym, nadającym się do jako takiego przebywania w nim przez dłuższy czas - i zaraz w oczka rzuciła mu się postać przy uklepanej połaci gruntu klęcząca. Dźgała ona niestrudzenie i miarowymi, wyuczonymi ruchami zbitą, buntującą się ziemię, próbując odgarnąć ją na boki w celu zrobienia wąskiego, acz wystarczająco głębokiego dla jej zamierzeń oraz planów otworu - i robiła to palcami owiniętymi cienkimi pasmami materiału, nie zaś na wpół połamanymi, lecz w pełni sprawnymi grabkami podręcznymi leżącymi tuż przy jej prawej łydce. Mamrotała pod nosem słowa niezrozumiałe i mętne, nie odrywając zamglonego wzroku od wykonywanej, dla wielu syzyfowej, pracy. Hachirō zdecydował się podejść do niej z opuszczoną bronią - coby niepotrzebnie jej nie prowokować - i przywitać się z nią z łagodnym uśmiechem malującym się na jego usteczkach, na co nieznajoma odpowiedziała nagłym milczeniem i wstrzymaniem wszelkich ruchów - nawet oddychania. Mrugnęła wtem i calutki czar jej zastygnięcia prysnął, kiedy to zerknęła na buty mężczyzny bez wstawania z klęczek i wznowiła rozkopywanie na boki twardego, ugniecionego gruntu.
- Syriusz nie wrócił jeszcze do A'tar ze swym darem - odezwała się ochryple i z przytłaczającą ciężkością w głosie, powracając swoim zdawać by się mogło niewidzącym, pustym spojrzeniem na swoje własne, pracujące dłonie.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 21 stopni), silny wiatr (ale nie porywisty, po prostu odczuwalny), słońce w pozycji godziny jedenastej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.19 13:00  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Przez chwilę miał wrażenie, że wymordowana rzuci się na niego. Zastygła jak pies, który wyczuł królika bądź inne małe żyjątko i przygotowywał się do ataku. Moroi jednak sam też się przez moment nie ruszył, cofnąwszy się zapobiegawczo dopiero wtedy, gdy zerknęła na jego buty. „Nie gryź, kysz”, już chciał mówić, kiedy tamta się odezwała.
  Hę? Że co?
  Skojarzenie z gwiazdą było automatyczne; uniósł głowę ku górze, jednak o tej porze dość ciężko byłoby dostrzec cokolwiek innego poza grzejącym Słońcem. Zmarszczył brwi i, po długiej wewnętrznej debacie, kucnął przy istocie, którą przecież powinien zastrzelić. Faktycznie grzebała w ziemi, jakby chciała wyłuskać z niej coś, czego się nikt nie spodziewał. Może wyskoczy stąd zaraz ogromne pnącze fasoli, które doprowadzi ich do olbrzyma?
  Nawet wymordowane pająki wiedziały, że fasola była najgorsza.
Pewnie, że jeszcze nie wrócił. Może się zgubił. Choć na niebie chyba ciężko? – Kolejne spojrzenie na chmury. – Może przyjdzie wieczorem? – W końcu to dużo lepsza pora na obserwowanie gwiazd. Czym jednak było A'tar?
Rośliny też na niego czekają? Nie potrzebujesz z nimi jakiejś pomocy jakiejś? Nie wiem czy na takiej ziemi wyrośnie... Cokolwiek. – Owijanie w bawełnę raczej mijało się tu z celem. Mimo że wymordowana gadała bardzo dziwnie, musiała być w jakiś sposób świadoma sytuacji z glebą. Jeśli coś jednak miało tu wyrosnąć, to może wojskowy zdoła coś ugrać, choćby kupienie jej jakichś narzędzi ogrodowych bądź nawozów.
Może gdyby ktoś ci pomógł, to poszłoby szybciej? – Cóż szkodzi zapytać...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.19 20:12  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kek
Hachirō | Poziom Średni
Cel: Rośliny (Martwy korzeń/Owoce Trupiego Jadu/Owoce Kaukaskiego Granatu)
"Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia."

Hachirō zachowywał się ostrożnie i z rezerwą wobec nieznajomej, klęczącej na surowej, pozbawionej trawy ziemi istotki, co zrozumiałe było zważywszy na fakt, że teoretycznie była ona jego potencjalnym wrogiem. Lecz wbrew temu hucznie i dobitnie ujadającemu w duszy brakowi zaufania w stosunku do Wymordowanych, mężczyzna powstrzymał się przed jakimikolwiek działaniami mogącymi być postrzeganymi jako agresywne i prowokujące - nie podniósł lufy swojej broni ku pracującej dzielnie, uparcie personie, jak również nie wykonał żadnego gwałtownego, nagłego i ostrego ruchu. Jego mały, naładowany przezornością kroczek w tył został przez kobietę zarejestrowany jako mało istotny, ponieważ o wiele ważniejsze było dla niej powrócenie do jej niezbyt owocnej, nieprzynoszącej efektów roboty. Słowami swymi skonsternowała Wojaka i wprowadziła go w stosunkowo szybko przemijający stan osłupienia, po otrząśnięciu się z którego spojrzał odruchowo, badawczo w górę - Syriusz, bowiem, zazwyczaj kojarzony jest w pierwszej kolejnej z jednym z lśniących, migoczących na sklepieniu punkcików. Nie sposób, jednakże, było wypatrzyć gwiazdy na jasnym, dziennym nieboskłonie, zaś tajemnicze wyrażenie "A'tar" niewiele mu mówiło, co postawiło go w doprawdy trudnej, iście zamglonej sytuacji.

Poradzić sobie z tym zdecydował się - po długim gdybaniu i rozważaniu dostępnych opcji - przez śmiałe przykucnięcie przy Istocie i zadanie jej paru pytań, które to miały nie tylko rozwiać - domyślnie, przy dobrych i sprzyjających wiatrach - niejasności powstałe przez wypowiedź rogatej niewiasty, ale też zaoferować przy okazji pomoc w sukcesywnym zasadzeniu czegoś w tym biednym, niewielkim ogródku. Wymordowana zamrugała kilka razy, raz jeszcze zerkając na mężczyznę, acz tym razem na jego ramię i z brewkami zmarszczonymi w niedowierzaniu bądź zastanowieniu - ciężko było zgadnąć, o którą emocję dokładnie chodziło, gdyż reszta jej twarzyczki tkwiła w pustej, czystej neutralności.
- Syriusz nigdy się nie gubi i tylko nocą oblicze swe pokazuje - odpowiedziała po ciągnącym się momencie, a dłonie jej zaniechały na ten czas dalej pracy. - Dlatego też dary swojej ukochanej zostawiać musi w umówionych miejscach. - Wzrok jej mętny podskoczył wtem w górę, omijając wyraźnie twarz Hachirō i zatrzymując się na słońcu wędrującym mozolnie po niebie. - I dlatego też nigdy nie jest dane mu ujrzeć tego, jak ona się z nich cieszy. - Mrugnęła, zamykając ślepka i macając prawą dłonią po glebie w sposób, jakby czegoś nią szukała. - A'tar powiedziała, że ziemia ta wyda plony... że trzeba ją tylko do tego przekonać... - wymamrotała pod nosem niby wiekową, starą modlitwę wpajaną w umysł oraz serce przez wiele, wiele lat, aż w końcu stała się prawdą i świętością, i rzeczywistością.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 21 stopni), silny wiatr (ale nie porywisty, po prostu odczuwalny), słońce w pozycji godziny jedenastej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.06.19 11:47  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
No tak, psia gwiazda nie powinna się gubić, bo skoro psia, to pewnie ma nosa. A w nocy lepiej polegać na czym innym niż na wzroku.
  Jakby zapobiegawczo, raz jeszcze uniósł spojrzenie na niebo. Może Syriusz był jej ptakiem drapieżnym albo nawet smokiem, a darami dla A'tar były truchełka tego, co bestia upolowała. Tego nie wiedział, jednak spodziewał się, że może tego do końca nie wiedzieć nawet jego nowa koleżanka. Jej słowa nie brzmiały jakby wymawiał je ktoś trzeźwy na umyśle, choć może jednak?
  W chwili, gdy padło stwierdzenie, że podróżujący nocą Syriusz nie może widzieć, jak A'tar cieszy się z darów, pomyślał, że chodzi faktycznie albo o same gwiazdy — Syriusza i Słońce — lub o mityczne postaci, które swoją relacją się odnoszą do tych gwiazd. Zanotował to w głowie; zawsze jakiś dodatkowy trop.
Mówi się, że tego, co nocne, nie da się zaobserwować za dnia. Ale jeśli przejrzystość nieba jest odpowiednia, da się dostrzec za pomocą teleskopu nocne gwiazdy, gdy Słońce góruje. Tak mi ktoś kiedyś powiedział przynajmniej. W ogóle jakie on daje jej te dary? Nie możemy poprosić jej żeby poczekała aż ją zobaczy...? – Ale to wydawało się zbyt łatwe. Zbyt banalne. Gdyby tak było, pewnie nieznajoma sama by to zrobiła i to już dawno.
A powiedziała ci, jak przekonać ziemię? – Podejrzewał, że taki stan rzeczy ciągnął się nawet i od lat. –... Bo wiesz, jestem z miasta. Raczej wątpię, by A'tar chciała jakiegoś GMO czy sztucznych nawozów, ale może mógłbym znaleźć coś, co pomoże? A nie myślałaś o tym, żeby poprosić jakiegoś anioła o pomoc? One podobno potrafią robić jakieś abracadabra, od którego rośliny rosną.
  Wbrew treści wypowiedzi, nie wyrażał się w sposób lekceważący, a raczej żywo zainteresowany. Chyba zaczynał się wkręcać w całą sytuację i...
Chciałbym poznać ich historię. I ci pomóc, jeśli to możliwe – drugie zdanie dodał z pewnym wahaniem, jakby obawiał się, że oznaczać to będzie bycie przykutym do tej wioski jakąś magiczną siłą już do końca dziejów. Hej, żyje się raz. Może żyłby tyle, co rodzaj Borisa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.06.19 17:09  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kek
Hachirō | Poziom Średni
Cel: Rośliny (Martwy korzeń/Owoce Trupiego Jadu/Owoce Kaukaskiego Granatu)
"Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia."

Nie ujrzał na nieboskłonie błękitnym i paroma chmurkami jedynie przyozdobionym żadnego fruwającego stworzenia, jak również nie sposób było w okolicy tej usłyszeć jakichkolwiek dźwięków wydawanych przez żywe, starające się przetrwać z dnia na dzień zwierzątka. Tylko wiatr - mocny i silny, i ciepło na grzbiecie niosący - świszczał pomiędzy na wpół wyschniętymi, pokrytymi kruszącą się korą drzewami i poobgryzanymi przez nieustępliwy czas głazami, zaburzając skutecznie ciszę, jaka inaczej by tu panowała. Oczywiście nie oznaczało to na sto procent, że niczego niebezpiecznego tu nie było i żadne drapieżniki nie chowały się sprytnie, milcząco po kątach - na Desperacji nigdy nie powinno się być pewnym tego złudnego, chwiejnego faktu, iż nic groźnego i śmiercionośnego, i w ostre zębiska oraz pazury wyposażonego nie czaiło się za nagłym zakrętem. Rozmowa z Wymordowaną nie polepszała tej wypełnionej wątpliwościami oraz niewiadomymi sytuacji, ponieważ przemawiała ona w sposób, który dokładał do pieca więcej pytań i zagwozdek niźli pomocnych, zbawiennych odpowiedzi. Lecz mimo tego Wojak brnął dalej naprzód w konwersację tę przedziwną, dorzucając do nierównego stosu własne patyczki wypowiedzi i węgielki z wygrawerowanymi na nich pytaniami.

Niewiasta - młoda jednak? Czy stara? - westchnęła z tęsknotą jakby i iskierką zrezygnowania, kiedy paluszki jej błądzącej po glebie dłoni natrafiły wreszcie na połamane, acz w dalszym ciągu sprawne grabki. Uchyliła powieki wcześniej zamknięte, obracając przez moment pochwycone narzędzie i niedługo po tym zaczynając rozkopywać głębiej miejsce niedawno rozgrzebywane niechronionymi przez nic, gołymi rękoma.
- A'tar niezdolna jest do korzystania z ziemskich przedmiotów, zaś Syriusz niemożnym jest do poczekania na nią, jako że ruch jego niezależny jest od niego samego - odparła cicho i ze smutkiem, wzrok skupiając na wykonywanej równomiernie, mechanicznie wręcz, jakby nie raz i nie dwa już to czyniła, pracy. - Zawsze przynosi jej grzywę i futro Lwa. - Kiwnęła krótko, pewnie głową, jak gdyby powiadała prawdę w starożytności już spisaną i od wieki wieków pokoleniom przekazywaną. - A'tar rzekła, że gdzieś tutaj istnieje Hapi'ego Drugie Oczyszczenie... że ono jest gdzieś tutaj bliziutko... że jak zaopiekuję się należycie tą glebą, to je odnajdę... - wymamrotała, kompletnie ignorując wzmiankę Hachirō o Skrzydlatych i tym, iż niektórzy z nich posiadają moce mogące pomóc jej coś tu wyhodować. Mrugnęła wtem i spojrzała na mężczyznę, tym razem prosto w jego oczy swoimi mętnymi i przysłoniętymi przez grubą warstwę mlecznej mgły. - Naprawdę? Naprawdę chcesz poznać i pomóc? - zapytała ze zdziwieniem i nadzieją, i szokiem. Nie zareagowała wtedy, kiedy Generał rzekł "Może gdyby ktoś ci pomógł", ale kiedy zaoferował prosto z mostu samego siebie i wyłożył na stół wsparcia swoje umiejętności oraz wiedzę, i chęci... to wszystko zmieniało.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 21 stopni), silny wiatr (ale nie porywisty, po prostu odczuwalny), słońce w pozycji godziny jedenastej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 0:39  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Rozumiem – w pewnym tylko sensie generał mówił prawdę. Rozumiał do końca czy nie, ważne, że miał jakiś punkt do zaczepienia i do dalszych interpretacji. Niezatrzymujący się i niemogąca korzystać z tego, co na ziemi, no, niezła parka, nie ma co.
  Słuchał, przegryzał, trawił jej słowa, chcąc wyciągnąć z nich jak najwięcej sensu. Chciał wiedzieć czego powinien się uczepić, gdzie szukać dalszych tropów. Zmarszczył brwi, milczał chwilę, zanim raz jeszcze zabrał głos:
–  Tak się składa, że moje imię się tłumaczy jako „dar od nieba”. Nazywam się Hachirō. Może to jakiś znak, że powinienem ci pomóc? Postawię na tę kartę. Czym jest... To drugie oczyszczenie? Po czym je poznamy, kiedy już znajdziemy? – starał się nie sypać pytaniami, zwłaszcza zbyt wieloma naraz, zauważając, że ona raczej powolutku i ze spokojem się wyraża. Miał przytłaczający charakter i nie był mimo wszystko najlepszym rozmówcą.
Naprawdę. Teraz jesteśmy drużyną, a wyjątkowo oddam dowodzenie tobie – odpowiedział. Był wulkanem energii, a choć ta miała być spożytkowana na coś raczej spokojnego, to i tak... W pewnym sensie nie potrafił się doczekać.
Mam grube rękawice, mogłyby się spisać w ogródku... I, jak mówiłem, mogę załatwić narzędzia. Chyba że musimy w ten sposób, to też dobrze. Razem będzie... Łatwiej, pewnie docenią – trochę prawda była taka, że gadał po to, żeby gadać, żeby przekonać ją do siebie. Żeby nie zjadła go ani nic takiego, nie chciał być zjedzony, w każdym razie dziś nie był na to dobry dzień. Czekał na dalsze instrukcje i na historię A'tar i Syriusza. Cóż, skoro anioły istniały, to dlaczego miałby nie dawać wiary czemuś takiemu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.19 2:16  •  Zrujnowana wioska. - Page 15 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kek
Hachirō | Poziom Średni
Cel: Rośliny (Martwy korzeń/Owoce Trupiego Jadu/Owoce Kaukaskiego Granatu)
"Istnienie tysięcy lasów zaczyna się od jednego żołędzia."

Mało kto w okolicy tej zdewastowanej kusił się na to, aby wysłuchiwać opowiastek snutych przez tę specyficzną, rogatą istotkę o wielkich, wydających się nieosiągalnymi aspiracjach. Marzenia i zamysły miała doprawdy ogromne, łaknąc kultywować tutejszą ziemię, mimo że ta niezwykle oporna była, ubita niemożliwie i przeraźliwie sucha - na pierwszy i drugi, i trzeci rzut oka łatwo dało się stwierdzić tenże prosty, jasny i doskonale widoczny fakt, iż nic nie miało tu prawa sukcesywnie urosnąć i się rozwinąć w jakimś znaczącym, zdrowym stopniu. Wbrew tym przykrym przeciwnościom, jednakże, Wymordowana klęczała uparcie, zawzięcie na gruncie słońcem nagrzanym, rozgarniając na boki twarde, zbite grudki gleby i wciskając w płytkie - zbyt płytkie, jeśli dobrze się przypatrzyć, lecz niewiasta nie była zdolna do dokopania się głębiej swoimi drobnymi dłońmi i połamanymi grabkami - otwory niezidentyfikowane, trudne do określenia nasiona. Miejscami zdarzało się, że paluszki ugniatające cierpliwie, z czułością maluteńkie kopce, pod którymi chowały się ziarenka zadrżały niekontrolowanie, zaś przez twarzyczkę normalnie zastygniętą w pasywności oraz neutralności przebiegała wątła i słaba iskierka żalu. A może smutku? Czy to nie to samo?

Lecz teraz, w tej chwili dla niej cudownie i pięknie magicznej, ręce nie pracowały w celu wydziergania w ziemi kolejnych i kolejnych, i kolejnych otworów na nasiona, a zastygły w osłupiałym, naładowanym zdumieniem bezruchu. Rozszerzone, mętne ślepia wbite były w te należące do Wojskowego, jak gdyby szukając w ich głębinach intrygi podłej, sztuczki paskudnej, podstępu serce okrutnie raniącego. Jak posąg trwała tak przez dłuższy, ciągnący się moment, aby wtem nabrać w płuca głębokiego, gwałtownego oddechu - z wrażenia aż zapomniała na te kilka cennych sekund, jak się oddycha, ha! - i wychylić się delikatnie, bojaźliwie do przodu, ku szanownemu Generałowi.
- Dar od nieba? Dla Kitōshi? Jak grzywa i futro Lwa dla A'tar od Syriusza? - zapytała cicho i ochryple, i z przytłaczającą, palącą nadzieją przesiąkającą każde to wypowiedziane z namaszczeniem wręcz słowo. Sięgnęła ku niemu wolno, z przesadnie pokazowymi ruchami - jakby bała się go spłoszyć, przestraszyć, odepchnąć od swojej młodo-starej persony - ostatecznie chwytając, jeśli jej na to pozwoli, w swoje szczuplutkie dłonie jego własne, większe, silniejsze i zdolniejsze niż te do niej należące. Palce jej drżały, kiedy tak trzymała go lekko oraz luźno i przeniosła swoje dziwnie intensywne, niepasujące do wydawać by się mogło ślepej istoty spojrzenie na jego mężne, sprawne dłonie. - A'tar rzekła, że pierwszym oczyszczeniem był Nil - poinformowała go bez większego uprzedzenia, nie zwracając jak na razie większej uwagi na upuszczone podczas swoich niedawnych czynności, podniszczone grabki. - Drugie trzyma przy sobie Ozyrys dopóty, dopóki ktoś odebrać go od niego nie przybędzie. - Mrugnęła mozolnie, jakby sennie. - Gdzieś tutaj...

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 21 stopni), silny wiatr (ale nie porywisty, po prostu odczuwalny), słońce w pozycji godziny jedenastej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 18 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16, 17, 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach