Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Śnieg zaskrzypiał pod jej butami, kiedy szła tuż za Ruuką, ściskając w dłoniach papierowy kubek z parującą gorącą czekoladą. Uniosła go i upiła łyk, uważając, by nie spalić sobie zarówno języka jak i warg.
Wszystko było normalnie.
Bez większych problemów dotarli do cukierni, choć właściwie w ostatniej chwili, gdyż prawie ją zamknięto. Uzbrojeni w słodkie napoje, szli cichymi ulicami, zmierzając do swoich domów.
Wszystko po staremu.
Czyżby?
Uniosła spojrzenie na plecy Ruuki, który szedł krok przed nią.
Niby rozmawiali. Niby to, co się wydarzyło w pewnym sensie zostało obrócone w żart. Niby wszystko było okej…
- Ciekawe czy będziesz miał w szkole jakieś ładne dziewczyny~ Wyślij ich zdjęcia! – rzuciła lekkim tonem, uśmiechając się wesoło. Przyspieszyła lekko i wsunęła swoją dłoń do kieszeni kurtki chłopaka, gdzie miał schowaną swoją i zacisnęła palce na jego chłodnej skórze. Skóra, na której Ruuka pozostawił swój ślad, wciąż pulsowała ciepłem
- Może będziecie mieli kiedyś otwarte dni, to bardzo chętnie was odwiedzę i zobaczę jak sobie tam żyjesz, hehe~ – wiatr zawiał nieco mocniej, a pierwsze płatki śniegu zaczęły spadać, zapowiadając kolejne ciężkie opady.
- A! Śnieg! – rzuciła radośnie. Ciężka. Atmosfera jest… ciężka.
- Hej, Hej, Ruuchan! Chcesz dziś u mnie nocować I pooglądać coś? Słyszałam, że pewien horror, który niedawno wyszedł jest meeeega straszny! Wiesz, rzadko będziemy już mogli oglądać całą noc, a że jutro jest dzień wooolny! – starała się brzmieć naturalnie, jak to ona. Ale nie potrafiła. Coś było nie tak. Ruuka był nieobecny, a i ona łapała się na tym, że wymuszenie próbuje być sobą.
To przez to, że Ruu wyjedzie…? Czy….?
…bo ta przystojna gęba niedługo będzie poza zasięgiem”
Zatrzymała się, kiedy poczuła uścisk w klatce piersiowej. Jej dłoń wyślizgnęła się z kieszeni chłopaka tak, jak sam Ruuka wyślizgiwał się z spomiędzy jej palców. Poczuła gulę w gardle, drżenie skóry, chłód, który przenikał jej kości.
Traciła go.
Tracę… Ruuchana?
- Ruuchan… zły jesteś na mnie?
Nie potrafiła inaczej wyjaśnić całej tej sytuacji. Zawsze była silna, mądra, niezależna. Zawsze miała u boku Ruukę, dzięki któremu czuła, że wszystko może. Była nieśmiertelna. A teraz… teraz była słaba i nie potrafiła udźwignąć tego wszystkiego. Nie sama.
- Wiesz… – uśmiechnęła się lekko I uniosła dłoń, muskając opuszkami miejsca na szyi. - Od zawsze rozumieliśmy się bez słów. I nadal to potrafimy. Nie musimy nic mówić, bo wiemy, co każde z nas myśli. Co zrobi. Co zamierza. Zawsze byliśmy razem, znamy swoje nawyki, znamy siebie wzajemnie. – spojrzała na niego zaciskając palce na ciepłym kubku. - Ale wiesz… myślę, że w pewnym momencie nasze drogi trochę się rozeszły. Dorośliśmy, nasze perspektywy nieco się zmieniły. Ja… nie jestem najbystrzejsza w niektórych aspektach. Czasami nie rozumiem wielu rzeczy, nie potrafię powiedzieć co myślisz, Ruuchan. Dlatego… dlatego czasami mów mi wprost. Jeśli jesteś na mnie zły, jeśli zrobiłam coś nie tak, to… po prostu mi to powiedz, dobrze? Żebym zrozumiała.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

„Ciekawe czy będziesz mieć jakieś ładne dziewczyny. Wyślij ich zdjęcia!”.
Prawie się zaśmiał.
Na końcu języka miał już: „a co? Umówić was?”, ale się powstrzymał. Może dlatego, że milczenie wydawało mu się nad wyraz stosowne. Był w końcu świadom tej dziwnej „atmosfery”, która utrzymywała się między nimi. Sądził, że kiepskiej wagi żart będzie niezłym ciosem dla Harakawy, na co będzie mógł patrzeć z przyjemnością, ale szybko wyszło na to, że dowcip był bronią obosieczną i sam oberwał chwilę po tym. Nie spodziewał się w końcu, że dziewczyna zacznie tak wydziwiać, koniec końców zachowując się jak ktoś obcy.
Chłopak potarł nasadę nosa, raptownie się zatrzymując. Obejrzał się za siebie, obrzucając rudowłosą niemal pytającym spojrzeniem, ale prędko zrozumiał w czym rzecz – dalsze wysuwanie problemu na dywan. Słuchał jej, nic nie mówiąc. Dojrzewała w nim myśl o szybkiej kapitulacji, w której pociągnie stan ponurego milczenia, ale kiedy przyglądał się niepewnej twarzy przyjaciółki, która na co dzień wręcz słynęła ze swojej butności, nie miał serca, by raz jeszcze zignorować pytanie.
Nie, nie jestem zły – uściślił wreszcie, czując jak gorąco kubka boleśnie parzy w opuszki gołych palców, co w obecnej sytuacji było aż nazbyt odczuwalne, jakby nawet głupi przedmiot za dwa czterdzieści pięć próbował mu powiedzieć, że spieprzył sprawę i powinien się teraz smażyć w piekle. Tylko nagły podmuch mroźnego wiatru, który zakradł się pod ciepłą kurtkę i szal kilkakrotnie owinięty wokół szyi, uzmysłowił Kyouryuu, że wciąż nie stracił ostatniej szansy od losu i mógł się jeszcze jakoś zrehabilitować.
Powoli nabrał powietrza do płuc, zdając sobie przy tym sprawę, jak ściśnięte miał gardło od wszystkich niewypowiedzianych wcześniej słów i wyznań.
To tylko rewanż, Ylv. Nie bierz tego tak do siebie.
Wargi chłopaka, dotychczas zastygnięte w mało rozbawionym grymasie, wreszcie nabrały stosownej dla niego drapieżności, jakby samym tym gestem pokazywał jej, że stroił sobie żarty od początku i aż do teraz perfidnie przypatrywał się jej wahaniom, mając niezły ubaw po kątach.
Mówiłem ci już, że to tylko gra, nie? – Postąpił krok do przodu, kładąc but powoli, by śnieg pod podeszwą skrzypiał jak najdłużej. Sylwetka pochyliła się przy tym odrobinę, przybliżając go do stojącej pół metra dalej Harakawy, ale tym razem był za daleko, by naruszyć jej przestrzeń prywatną. Spojrzał jej prosto w oczy, świecąc czarnymi oczami spod kręconej grzywki i przypatrując się jej niemal nachalnie, jakby czekał na przytaknięcie i rozluźnienie atmosfery – tym razem szczerym śmiechem.
Zamiast tego cisza znów przygniotła swoją obecnością, do czasu, aż Ruuka nie ściągnął barków do tyłu, prostując przy tym przygarbione plecy, i nie gwizdnął pod nosem, unosząc przy tym brew.
No proszę, proszę. Nasza Harakawa zaczyna się gubić? Jest źle, jeśli zostawię ślad, ale dobrze, gdy półnaga wchodzisz mi do łóżka?
Rozweselenie stopniowo zaczęło zanikać, aż usta nie ściągnęły się w poważnym wyrazie, brwi nie zmarszczyły tworząc między sobą fałdę, a powieki na powrót nie przymrużyły.
Nie dorosłaś. – Podniósł rękę i nałożywszy kciuk na zgięty środkowy palec przystawił dłoń do czoła Harakawy dając jej zaraz solidnego pstryczka między oczy. — A to tylko rykoszet od twoich głupot, maleńka. – Obrócił się na pięcie, by ruszyć dalej chodnikiem. — A. Co do filmu to oglądamy u mnie. Muszę wracać, bo mnie oskubią za ucieczkę, ale dzięki tobie będę mieć powód, by siedzieć w pokoju. No chyba mnie wyratujesz?

Są dwie opcje: 1) idziemy pisać do Kyoryuu, bo Ylva zgodzi się na seans; 2) kończymy wątek, bo nie poszła/poszła, ale tego nie przeprowadzamy fabularnie. I lecimy dalej.
Nie chciałem też robić zt, bo może uznasz, że kończymy tę ZIMOWĄ scenerię i nie przeciągamy tego na drugi temat, ale jednocześnie chcesz odpowiedzieć i/lub jakoś zareagować... (a jak tak, zrób zt za nas dwóch) Tak czy inaczej: daj mi znać.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

“Rewanż”
Zaskakująco gorzko brzmiące słowo, które nieprzyjemnie parzyło w język.
Nie mogła ukryć, że takie żarty jej się nie podobały. Nie, nie „podobały” to złe słowo. Nie akceptowała ich. Rewanż? W taki sposób rewanżował się za… właściwie za co? Prawdę powiedziawszy to ona powinna się zrewanżować. Wciąż pamiętała tamtą sytuację, kiedy za dużo wypili, i….
Ruuchan wciąż nie wiedział. Wciąż nie pamiętał i zapewne nigdy sobie nie przypomni.
Spuściła głowę wpatrując się w trzymany w obu dłoniach kubek, z którego intensywnie parowało. To ona powinna się zrewanżować, tak, żeby ją popamiętał. Żeby sobie przypomniał.
Ale czy naprawdę tego chciała?
Usta poruszyły się niemo, jakby chciała coś powiedzieć, ale pstryknięcie w czoło kompletnie ją rozbroiło, jednocześnie rozdmuchując ciężką atmosferę, która panowała między nimi od momentu, kiedy opuścili plac zabaw. Uniosła ocieplone palce i przycisnęła do swojego czoła, wpatrując się w ciemne oczy chłopaka. Jedna brew jej drgnęła w irytacji, ale mimo wszystko nic nie powiedziała. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna zabrakło jej słów. Jej. Ylvie. Osobie, która potrafiła strzelać słowami jak z karabinu maszynowego, bez znaczenia w jakich okolicznościach i na jaki temat.
Ruuchan… kretynie, przemknęło jej przez głowę. Nie wiedziała, czy zdawał sobie sprawę, jak bardzo wprowadza chaos w dziewczynie swoimi niespodziewanymi zachowaniami. Bywały takie momenty, kiedy miała ochotę wykrzyczeć wszystko, co zgniatało jej żołądek. Powiedzieć raz a dobrze, co myśli i co czuje. Ale były to jedynie ulotne sekundy, które bardzo szybko się rozmywały, kiedy się pojawiały.
Nie mogła.
Nie mogła wyrzucić tego z siebie. Chciała być dobrym przyjacielem.
Westchnęła ciężko, odklejając spojrzenie od oddalających się pleców chłopaka.
Właśnie. Tak jak jest teraz, jest dobrze.
Uśmiechnęła się szeroko, podbiegła do niego i zgięła swoje kolana, uderzając nimi w tył kolan chłopaka, co musiało zmusić pochylenie jego sylwetki.
- Sekretne uderzenie – zemsta Ylvy! – krzyknęła radośnie I zaśmiała się, łapiąc go za nadgarstek, by pociągnąć za sobą, kiedy zerwała się do biegu.
- Dalej, dalej, ślimaku! Nie ociągaj się! – rzuciła przez ramię szczerząc się wesoło.
Tak, teraz jest dobrze.
Prawda?

zt x 2
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Zbliżał się powoli wieczór, kiedy Rosa w końcu wypełzła ze ścieków. Wszystkie swoje rany miała opatrzone na własny, niezawodny przez te lata sposób. Nie ma co się rozdrabniać - złapała w tym wprawę dzięki Mgle i swoim własnym dziwnym zapędom.
Ale musiała wziąć leki, a nie miała komu dziabnąć przepustki, więc napisała do jedynej osoby, która bez pytania jej pomoże. Tą osobą był Ego, miał u niej już nie jeden dług wdzięczności i teraz przyszedł czas na spłacenie ich wszystkich za jednym zamachem.
W końcu była terrorystką.
Zajrzała do telefony sprawdzając godzinę. Spóźniał się. No bajka po prostu. Jej za to kręciło się w głowie i marzyła o jakiejś dawce przeciwbólowych, a może nawet jakaś wesoła tabletka się trafi. Jej wewnętrzny lekoman zadrżał z podniecenia na te myśl, ale to musiało poczekać na nadejście Matta. A jak chłopaka nie było, tak nadal nie ma i dziewczyna zaczynała się niecierpliwić.
Kolejne pięć minut.
Cholera by to trafiło. Pewnie znowu gdzieś gnije pożerany przez własne lęki. Odepchnęła się od ogrodzenia placu zabaw i ruszyła w stronę huśtawki z telefonem przy uchu.
Abonent czasowo niedostępny.
- Co jest, kurwa? - syknęła pod nosem i się skrzywiła.
Usiadła powoli i odepchnęła się nogami wprawiając się w delikatny ruch. Pasowała ze swoją posturą idealnie, może gdyby nie buntowniczy wygląd, to nawet uszła by za dziecko, ale było już zbyt późno by pociechy wychodziły na dwór, dlatego siedziała sama na huśtawce na placu zabaw powoli połykanym przez mrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego zjawienie się na placu zabaw było czystym zbiegiem okoliczności. Dzisiejsza służba nie dobiegła końca, choć słońce nieśpiesznie kierowało się ku horyzontowi. Pod osłoną nocy łatwiej przemieszczać się nieproszonym gościom w murach, prawda?
Ze skrzyżowanymi za plecami dłońmi przemierzał kolejne metry dróżki, zaś uważnym spojrzeniem lustrował najbliższe otoczenie, gotów wyłapać każdą nieprawidłowość i czyhające kłopoty. I chyba instynkt mu to podpowiedział, bo gdy wzrok padł na plecy niezidentyfikowanej osoby korzystającej z huśtawki, odniósł wrażenie, że już ją zna. Mimowolnie zwolnił kroku, ostatecznie zatrzymując się w miejscu.
Postanowił to osobiście sprawdzić.
Udał się spokojnym tempem ku środkowi placu, nie odrywając spojrzenia od tyłu głowy nieznajomej. Przekleństwo, jakie uciekło jej z ust, a które zdołał wyłapać uchem, gdy znajdował się już kilka metrów od niej, tym bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że mieli już ze sobą do czynienia.
To późna pora dla dzieci na korzystanie z placu zabaw. – Zauważył, obchodząc dziewczynę z boku, by obdarzyć chłodnym spojrzeniem jej twarz, choć ta pewnie już wcześniej zdążyła odwrócić się w jego stronę. I to wystarczyło do potwierdzenia swoich przeczuć. Uciekinier spod apteki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może dlatego, ze była bardziej zmęczona niż zazwyczaj, albo po prostu dzwoniła do Ego jak wariatka... Ale nie zauważyła, że ktoś bardzo niebezpieczny ją zauważył. Dopiero kiedy się odezwał to podskoczyła jak oparzona.
To zdecydowanie nie Matt
Odwróciła się powoli i nagle zbladła. Nie musiała się długo zastanawiać kto to jest, od razu wiedziała, ze to ten SPEC, który już wcześniej ją gonił.
- UCIEKAJ! - wrzasnęła Mgła w jej głowie, ale przez chwilę nie była w stanie nawet drgnąć. Ale kolejny krok nieprzyjaciela dosłownie zrzucił ją z huśtawki.
Telefon wypadł jej z rąk, a ona stanęła przodem do Eliminatora i obserwowała go wyraźnie gotowa w każdej chwili uciec. Nie miała ochoty mówić, ani grać w gry. Wyraźnie czuła, ze ma zmęczona ciało.
Kurwa, kurwa, KURWA
- Nie jestem dzieckiem - odparła powoli wiedząc, że prawdopodobnie nic tym nie ugra, tym bardziej, ze głos jej drżał.
Kolejny krok SPEC'a i Rosa już wiedziała, ze czas po prostu nawiać. Zerwała się do biegu i stęknęła cięzko, kiedy krwiaki na jej nogach się odezwały. Pewnie gdyby myślała logicznie, to wiedziałaby, ze nie ma szans, ale w tematem chwili bardziej niż kiedykolwiek chciała po prostu się schować przed niebezpieczeństwem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przerażony wyraz jaki zagościł na twarzy przestępczyni sprawił, że w eliminatorze obudziło się coś na wzór usatysfakcjonowania. Powinna się bać. Tym razem był przygotowany i nie zamierzał się z nią bawić, czas wyrównać porachunki. A wszystkie staruszki zrzucające doniczki z parapetów powinny już spać.
Nagły zryw z huśtawki wprawił mięśnie mężczyzny w gotowe do działania napięcie. Utrzymywał uważny wzrok na jej posturze, zaś palce świerzbiły do chwycenia za szablę czy ostrza. Wcześniej nie miał okazji do pochwalenia się swoimi umiejętnościami.
Nie zwrócił nawet uwagi na telefon, choć zarejestrował jego upadek na ziemię. Teraz ważniejsza była sama właściciela, która wpakowała się w niezłe kłopoty.
Tym lepiej. Zostaniesz potraktowana surowiej ze względu na złamane prawo. – Jej gotowość do ucieczki również o czymś świadczyła, wiedziała, że dopuściła się niewłaściwych czynów.
Wystartował za nią w tej samej chwili, w której postanowiła dać nogi za pas. Póki nie dzielił ich znaczący dystans, sięgnął dłonią do pasa i wyciągnął jedno ostrze, by rzucić je zaraz pod nogi dziewczyny. Jeśli dobrze wycelował, sztylet może wbije się pod kolano i z pewnością utrudni dalszy bieg.

Rzut kością [1-3 niepowodzenie; 4-6 powodzenie]: 6 (udana akcja)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O czym może myśleć terrorysta, kiedy zostaje złapany na gorącym uczynku? Oczywiście powinien się wysadzić, albo dokonać jak największych zniszczeń przed śmiercią. Cóż, Rosa nie miała pojęcia. Ona nie czuła się terrorystą. Była zarażona czerwonką od maleńkości co dyskredytowało ją na starcie jeżeli chciała prowadzić normalne życie. Po prostu się zaszyła w ściekach i robiła to co lubiła - pracowała.
I nienawidziła organizacji i czerwinki, za to, że odebrali jej wolność wyboru. Chociaż ona nienawidziła wszystkich, od początku do końca. Niestety jej myśli zostały przerwane przez falę bólu jaka odezwała się w jej ciele promieniująca od nogi. Wrzasnęła, a echo poniosło się w górę po wieżowcach. Upadła na ziemie jak kłoda i rozpaczliwie starała się uspokoić oddech jak i złapać się za bolące i krwawiące miejsce.
- Uciekaj! Uciekaj! Wiej! Nie boli! Nie daj się złapać! - Mgła wrzeszczała w jej głowie przyprawiając dziewczynę o mdłości.
Chwilę jej zajęło zanim wróciła do rzeczywistości i otworzyła oczy z dołu patrząc na swojego oprawcę.
Tym razem nie będzie żadnej doniczki
Myśl przeraziła ją bardziej niż powinna. Być może dlatego, ze dotarło do niej, ze nic ją nie uratuje przed schwytaniem.
- Nie robię nic złego. Zostaw mnie - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nie było na to szans, ale przecież tonący i brzytwy się chwyci, a tą brzytwą może nawet być proszenie o litość członka niebieskich.
Kiedy upadłam tak nisko?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W takich momentach naprawdę lubił swoją pracę. Bolesne ściąganie rozrabiaków na ziemię i ich konfrontacja z rzeczywistością była dla wojskowego widokiem nader przyjemnym. Niektórzy nie nauczyli się, że po każdej akcji następuje reakcja i konsekwencje swoich wyborów to coś nie do ominięcia. Można przeciągać to w czasie, ale koniec końców ręka sprawiedliwości dopadnie każdego.
Sam często łapał się na myśleniu, że nie przepada za S.SPECem, jednak wyglądało to zgoła inaczej. Męczyły go niektóre sprawy papierkowe, użeranie się ze współpracownikami, pewne wspomnienia i poczucie, że coś tu nie gra, niemniej wiedział, że znajdował się we właściwym miejscu. Bo lepsze dlań nie istniało, tutaj mógł się spełnić i przydać.
Trafiona zatopiona.
Zatrzymał się tuż przed skuloną na ziemi, przyglądając się jej z góry. Twarz okularnika ozdobił wyraźny niesmak, a może dezaprobata wobec tak łatwego powstrzymania celu? Nie czekał, aż opanuje ból albo spróbuje znaleźć inną drogę ucieczki – zniżył się i oparł kolano o plecy dziewczyny, by niedelikatnie przycisnąć ją do ziemi. Drugą nogę ułożył w sposób, który blokował jej dolne kończyny. Rękoma natomiast od razu chwycił ją za nadgarstki i pociągnął do tyłu z zamiarem zakleszczenia w kajdanki.
Przebywasz w M-3 z fałszywą przepustką i rzucasz się w pogoń podczas kontroli. Definitywnie masz coś na sumieniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolano na jej plecach odebrało jej powietrze z płuc. Zachłysnęła się kilka razy swoim oddechem zanim zdołała wrócić do tego świata. Pewnie gdyby nie adrenalina już dawno by zemdlała w cholerę.
Rany po bijatyce z Lazarusem odezwały się przeciągłym jęknięciem w jej ciele, po kolei każda a nich. Krwiaki na udach, obite żebra, złamany nos i na końcu przestrzelina na wylot dłoń. Mimo to wszystko dziewczyna się szarpała jak tylko mogła otwierając sobie przy okazji rękę, na której bandaż przesiąknął dosyć szybko brudząc ręce SPECa, który chciał ją skuć.
Nie wszystko jest białe i czarne jak się wydaje
Już miała wywrzeszczeć swoje pretensje do Eliminatora, ale się powstrzymała. Przez myśl jej przeszło, dziwne poczucie obowiązku, jakim było milczenie na rzecz organizacji, ale ból szybko go stłumił przypominając dziewczynie, że gdyby nie ten cały ruch oporu, to pewnie miałaby już rodzinę i prawie dorosłe dzieci.
Szarpnęła się wściekle po raz kolejny.
- Nie istnieję - wyrzuciła w końcu w odpowiedzi na jego słowa spluwając krwią, która pociekła z pękniętej wargi. Ciekawe kiedy się wykrwawi na tyle by zemdleć, chociaż z jej posturą to nie zajmie pewnie zbyt wiele czasu.
- Puść mnie, kurwa, półmechniczny sadysto! -
Definitywnie, to Rosa nie potrafiła zatrzymać języka za zębami, ale co jej się dziwić, skoro uczucie niesprawiedliwości zwyczajnie ją zabijało od środka. Nie prosiła się o coś takiego... nawet nie brała szczególnego udziału we wszystkich tych akcjach jakie się działy na powierzchni. Ona chciała tylko swoje leki, swoje papierosy i swoje narkotyki. To chyba zrozumiałe, ze nie spodziewała się schwytania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie starał się o delikatność w swoich ruchach, można było mu wręcz zarzucić brak litości, bo chociaż dostrzegł kiepski stan dziewczyny (skąd te wszystkie rany?), zdawał się zupełnie go ignorować. Na pewno przysporzy ją o kolejne siniaki, zwłaszcza, jeśli będzie się wyrywać. Nie zawahałby się wszak uspokoić kogoś poprzez zapoznanie jego twarzy ze swoją pięścią, nawet jeśli skutkowałoby to utratą przytomności. Bezwładne ciało trudniej się przenosi, ale co to dla eliminatora.
Uspokój się albo potraktuję Cię paralizatorem. – Ostrzegł sucho, wzmacniając na niej uścisk, dopóki wolną ręką nie chwycił za przypięte do stroju kajdanki, by następnie skuć jej dłonie za plecami. To uniemożliwi ucieczkę.
Nie interesuje mnie to. – Zignorował splamiony krwią strój, przyzwyczajony do takich warunków. – Najpierw Cię przesłuchamy, później może trafisz do jakiejś przytulnej celi. Będziesz mogła tam zdzierać gardło do woli. – Zszedł z niej i wyprostował się, zmuszając czarnowłosą do tego samego poprzez mocne pociągnięcie za łańcuch kajdanek. – To Twój pechowy dzień na zabawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach