Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Lilith nie interesował świat za murem. Może była zbyt mała na rozmyślania o tym? A może tak naprawdę po prostu jej to nie obchodziło? Jako sześciolatka nie snuła jeszcze planów na przyszłość, nie zastanawiała się nad skomplikowanymi rzeczami. Była sobie tu i teraz i czerpała z teraźniejszości bo wiedziała, że w każdej chwili może ktoś po nią przyjść, zabrać ją i zaprowadzić gdzie indziej. A choć Kaukaz był surowy, ona całkiem lubiła mieszkanie u niego. Choć nie potrafiła sama wyjaśnić czemu. Może znudziło jej się już to, że była przenoszona tak często, że ciągle podawali ją sobie z rąk do rąk. Lubiła zabawki, ale nie lubiła czuć się jak zabawka.
- Dziękuję. - mruknęła cicho. Coś niesamowitego! Lilith rzadko dziękowała komukolwiek. Robiła to tylko wtedy, kiedy czuła, że naprawdę powinna komuś za coś podziękować, kiedy ktoś zrobił dla niej coś ważnego. A w tym momencie była tak zafascynowana psem, że jej marzeniem było chociaż go dotknąć. Chyba nie miała jeszcze okazji do głaskania żadnego psiaka. Tak więc tuż po tym, gdy uzyskała pozwolenie - dziewczynka dotknęła futerka na głowie huskiego. Delikatnie, z dużą ostrożnością jakby dotykała największego skarbu, przesuwała rączkami po miękkiej, psiej sierści. Jej oczy zaczęły błyszczeć, na buzi pojawił się szeroki uśmiech, policzki zarumieniły się.
- Jaki miły! - zawołała wyraźnie uradowana. Była aż przesadnie szczęśliwa. Emanowała radością z daleka. Zawahała się jednak, kiedy chłopiec powiedział jej jakie pieszczoty pies lubi najbardziej. - O tak? - Zerknęła na Ryoumę, ostrożnie dotykając futerko za psim uchem. I miziała go tam, znów promieniejąc. Ten pies był cudowny! Taki miły w dotyku! Taki ucieszony tym, że ktoś go głaska! Nie chciał jej podrapać tak jak ten paskudny kot, nie szczekał, nie robił jej krzywdy! Zapragnęła mieć takiego w domu. Ale czy Kaukaz się zgodzi?
- Jak ma na imię? - spytała, zerkając na Ryoume. - Nigdy nie widziałam takiego pieska. Jest śliczny. - dodała, patrząc na czworonoga.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Och, to po prostu Ryouma należał do tych ciekawskich dzieciaków, które zwykle przez większość czasu pytają "ale dlaczeeeego?" irytując przy tym czasem swoich opiekunów. Co prawda chłopiec Kiry jeszcze tak strasznie nie wypytywał, ale może kiedyś zyska nieco więcej pewności siebie by to zrobić.
Ryouma tylko wzruszył ramionami słysząc słowa dziewczynki.
-Nie ma sprawy- w sumie to Sparky lubił różne pieszczoty więc nie był to jakiś problem. Szczególnie, że pies sam w sobie był niegroźny jeśli nikt nie atakował chłopca, a do tego dziewczynka sprawiała wrażenie dość spokojnej i może nawet ostrożnej, więc raczej incydentu z pogryzieniem być nie powinno.
Sparky zdawał się spokojnie poddawać głaskaniu, a po chwili nawet podstawiał łeb w taki sposób by dziewczynka miała ułatwiony dostęp w jego ulubione miejsca.
-Mhm...- mruknął twierdząco. W sumie to nawet trochę zdziwiła go reakcja młodej na w sumie zwykłego psa. No dobra ładniejszego od przeciętnego, ale znów nie był takim rzadkim widokiem by się tak zachwycać.
-Sparky- odpowiedział po prostu. - psy takie jak ten są nazywane Husky. Dawno temu podobno ciągnęły sanie po śniegu.- dorzucił jeszcze nieco od siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Była ostrożna bo nie wiedziała jak obchodzić się z psem. Do tej pory miała do czynienia z rybkami, królikiem i kotem. Kotem, który był niezwykle wrednym stworzeniem i nazywał się Paskud. Jakże trafne imię! Jedyne co podobało się Lilce w tym stworzeniu to właśnie to jak go nazywano. Sama lubiła powtarzać sobie po cichu, że jest to paskudne zwierze. Imię więc było według niej wręcz idealne. Czemu tak nie lubiła tego kota? Bo parę razy ją podrapał. A nawet jak nie drapał to po prostu nie mogła go dotknąć, bo zabraniał jej Kaukaz. Nic więc dziwnego, że szybko zaczęła go darzyć niechęcią. A pies... pies był tak miły, tak kochany. Patrzył na nią tymi swoimi cudownymi oczami, jego sierść była taka miła! Lilith była zafascynowana tym stworzeniem. Moglaby go głaskać i głaskać.
Drapała psa tak jak powiedział jej chłopiec. Była nim całkowicie zafascynowana i zapatrzona w niego. Spojrzała na Ryuoume dopiero w momencie gdy zdradził jej imię zwierzaka oraz jego rasę. Zainteresowała się wzmianką o ciągnięciu sań. W jej oczach błysnęło zainteresowanie i podziw. Zaraz spojrzała na psa i uśmiechnęła się szeroko. Pogłaskała go ponownie.
- Potrafisz ciągać sanki? Jaki z Ciebie cudny, silny Sparky! - zawołała do zwierzaka. Zaraz spojrzała ponownie na chłopca. - Czy podrapie mnie albo ugryzie jeżeli będę chciała go przytulić? Mogę go przytulić? - spytała cicho i niepewnie.
Jeżeli chłopiec wyraził zgodę - wkrótce Lilka wtuliła się w zwierzaka niczym w wielkiego misia. I trwała tak chwilkę. Czuła jego miłą sierść na swojej buzi i między palcami. A jeśli nie zgodził się lub pies zareagował z niechęciom? No cóż, mówi się trudno.
- Tak w ogóle to jestem Lilith. - odezwała się, podnosząc z miejsca. I podała rękę Ryoumie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niby powinien zainwestować w ciekawsze rozrywki, chociażby w wizytę na siłownię, by poprawić swój wizerunek i przestać być postrzegany jako chucherko, albo też skonsultować się ze strzelnicą, ale wstręt do broni palnej nadal się w nim utrzymywało i prędzej udałby się na randez vous z kataną, gdyby upatrzył sobie godnego nauczyciela. Jednak wrażenie, że żołnierze S.SPEC ostatnio dogorywali w mackach rutyny i przeciętności pogłębiło się po jego dzisiejszej wizycie w kwaterze głównej, gdzie niczym niezmącona cisza w pakiecie ze spokojem pobudziła do życia jego destrukcyjną część natury. Odruch ewakuacji okazał się więc być jak najbardziej pożądany w tej sytuacji, dlatego też w trybie natychmiastowym zrezygnował z obecności jedynej akceptowalnej przez siebie jednostki w (nie)skromnej osobie Doktora i poszedł zaopatrzyć się w jedzenie, by reputacja żarłoka niewygasła, zgarniając ze sobą ukochanego żółwia, by ten nie przeszkadzał zapracowanemu po łokcie właścicielowi, i jabłko, które pełniło rolę obiadu dla zwierzaka. Ta ostatnia czynność chyba była już odruchem bezwarunkowym, gdy wyciągał ulubieńca Morozova z bezpiecznej strefy i, jak mawiał Rosjanin, narażał go na szereg niebezpieczeństw uwarunkowanych przez czynniki zewnętrzne.
Trzymając w dłoni opakowanie z dango i pilnując, by żółw spoczywał bezpiecznie na jego ramieniu, przemierzał ulicę główną miasta tanecznym krokiem, nucąc pod nosem zasłyszaną w barze szybkiej obsługi melodię. Nie był muzycznym koneserem, więc nie mógł jej nawet opatrzyć etykietką żadnego gatunku, ale już po chwili, dzięki wzmocnionej przez szereg zabiegów pamięci i wyostrzonemu zmysłowi słuchu, był w stanie odtworzyć jej słowa, choć pewność, czy nie popełnił na tej płaszczyźnie żadnego błędu nie istniała. Była w języku angielskim, a Kite nie był poliglotą, więc jego asortyment językowy ograniczał się do japońskiego, po rosyjsku znał parę słów, które często opuszczały usta Doktora i, który obiecał mu, że w najbliższej przyszłości zajmie się jego edukacją w tym zakresie. Gdy pojawiła się ta perspektywa, uśmiech na ustach eksperymentu się pogłębił. Ciekawość, którą czerpał z widoku na poznanie czegoś nowego, zawsze sprawiała, że robił się głodny, może właśnie dlatego lewa dłoń, ta, na której nie siedział żółw, powędrowała do jednego z jego ulubionych przysmaków. Wyjął szpadkę, na którą były nabite trzy sztuki japońskich klusek, a język otarł się o górną wargę w wyraźnym geście zniecierpliwienia. Zaoferowany konsumpcją, nie zauważył, kiedy sięgnął po kolejną porcję dango, aż skończyło się na tym, że puste opakowanie skonfrontowało się z koszem na śmieci, których na całe szczęście w centrum miasta nie brakowało. Oczywiście zrobił to z wielkim bólem serca, opłakując swoją stratę i fakt, że wilczy apetyt znów pokrzyżował jego pierwotne zamiary. Ściągnął żółwia z ramiona i złapał go obiema dłońmi, unosząc ku górze – odgrywające scenę rodem z Króla Lwa. Wyszczerzył się do stwarzającego pozory znudzonego życiem Kido, prezentując rząd równych zębów.
Można było śmiało rzecz, że sam wygląd królika doświadczalnego nie zdradzał wykonywanej przez niego profesji, czy nawet przynależność. Prezentował się iście niewinnie, kiedy ciekawe świata oczy błądziły po przestrzeni w poszukiwaniu interesujących go punktów, na których mógłby zawiesić wzrok na dłużej niż parę nic nieznaczących sekund, a cienki, stosunkowo długi warkocz opadał na ramię. Kite w istocie stwarzał pozory – nawet jeśli te w tym wypadku były mylące – niegroźnego licealisty, może właśnie dlatego, za wyjątkiem wojskowej siedziby, spotykało go tyle niezrozumiałej życzliwości.
Rozejrzał się po znajomej ulicy, kierując się do miejsca swojego przeznaczenia, gdy nic w obrębie jego wzroku nie przykuło jego uwagi i zasłużyło na miano „ciekawe”. Życie płynęło do przodu w swoim leniwym tempie. Żółw, teraz trzymany w jednej dłoni, schował się częściowo do skorupy, a p04 paplał coś do niego bez ładu i składu, by podtrzymać jednostronną konwersacje. Z reguły musiał coś robić, albo mówić - albo jedno i drugie - by przez przypadek nie zasnąć, co już nie raz się zdarzało przez techniczny defekt, którego nabył, gdy serwowano mu kolejny zwierzęcy gen do kolekcji. Ten nie dość, że nie spełnił swojej roli i nie zaprocentował, to jeszcze przyniósł skutki uboczne w postaci narkolepsji, przez którą musiał łykać od czasu do czasu tabletkę na pobudzenie, by przez przypadek nie zasnąć na prostym odcinku, nawet jeśli jego ciało było wypoczęte, zwarte i gotowe.
Zatrzymał się w końcu, kiedy omiótł spojrzeniem niewielki, niecieszący się popularnością plac zabaw i zajął swoje zwyczajowe miejsce w charakterze jednej z huśtawek, żółwia kładąc sobie na kolana, by ten nie wywinął fikołka do tyłu i nie uszkodził sobie skorupy bądź innej części ciała, bo, choć Rosjanin, z którym przebywał, wykazywał dla niego wyjątkowe zrozumienie i rzadko podnosił głos w jego obecności, był też wyjątkowo przeczulony na punkcie trzech rzeczy - kubka, obrączki i Kido-żółwia, o ile żywe stworzenie można było zaliczyć do przedmiotów. Kite miał zakaz zbliżenia się i do naczynia, i biżuterii. W tej materii całkowicie uszanował stanowisko Doktora, bo żadna z tych rzeczy nie zainteresowała go w żaden sposób. Gorzej było z niedotykaniem żółwia, który w zastraszającym tempie awansował na posadę przyjaciela obiektu. Ta urocza istota wręcz domagała się uwagi, a p04 nie mógł przejść obojętnie obok jej ponad przeciętnego uroku osobistego, emanującym takim lukrem-pudrem, że aż zęby zaczynały boleć.
Wyciągnął z kieszeni uprowadzone z gabinetu lekarskiego jabłko w zestawie z niewielkim nożykiem.
Pewnie jesteś głodny, co? — zagadnął do żyjątka, które uniosło z zainteresowaniem swój łebek i zamachało krótkim łapakami, jakby na znak potwierdzenia, a p04 zaczął fascynujący proces obierania jabłka, w między czasie pochłaniając skórkę owocu, by nic się nie zmarnowało.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnęła ciężko wpatrując się w jasne spojrzenie swojego brata. Zboczenie z trasy tylko dlatego, że dzieciak uparł się pohuśtać na huśtawce cholernie jej zgrzytało, i zaburzało cały grafik, ale wiedziała, że jeżeli teraz tego nie zrobią, to przez najbliższą godzinę będzie zmuszona wysłuchiwać jęczenia młodszego z bliźniaków. A to było jeszcze o wiele gorszą perspektywą niż spóźnienie się do domu. Dziewczyna przewróciła oczami wpatrując się w niebo, jakby to tam mogła znaleźć nowe pokłady cierpliwości do tego małego diabła przyodzianego w dziecięcą skórę. Przegrałaś, co?
- No dobra. – jęknęła marudnie w akompaniamencie pisku Keity pełnego radości. - Ale tylko chwilę. Wnet musimy iść! – krzyknęła do chłopca, który już popędził na plac zabaw, od razu upatrując sobie huśtawkę jako cel swojej zabawy na najbliższe parę sekund, aż coś innego go zaciekawi. Ylva parsknęła pod nosem widząc radość chłopca, i ujęła palcami małą rączkę drugiego z braci.
- A ty nie chcesz iść się pobawić? – zapytała siląc się na delikatny uśmiech, ale Kira pokręcił jedynie głową. Jak zwykle wycofany. Jak tak dalej pójdzie, to będzie zmuszona poszukać jakiegoś dobrego psychologa dziecięcego. Albo najlepiej od razu psychiatrę. Żaden zdrowy dzieciak w jego wieku nie siedział całymi dniami, zamknięty w swojej głowie i nie przemówił od przeszło roku.
- No to chodź. Pośmiejemy się z Keity jak spadnie z huśtawki. – rzuciła rześko ciągnąc malca za sobą. Od razu skierowała się do jednej z ławek, które znajdowały się najbliżej placu i huśtawki, gdzie Keita z szerokim uśmiechem już się huśtał. Ujrzawszy nieznajomego uśmiechnęła się do niego na powitanie, tak, jak wymagało to dobre wychowanie, po czym umiejscowiła się z tyłkiem na ławce. Kira usiadł obok siostry i spojrzał w swoje buty, uparcie milcząc. Ylva nie wiedziała już jak do niego dotrzeć. Jedyna szansa pozostała w Ruuce, do którego Kira miał chyba najbardziej otwarty stosunek.
- Keita, nie huśtaj się tak wysoko bo sp—KEITA! – słowa dziewczyny utonęły w huku a potem w płaczu dziecka, kiedy chłopczyk zbyt mocno przechylił się do tyły i przekoziołkował spadając z huśtawki i się uderzając. Ylva błyskawicznie zerwała się z ławki i pognała do malca podnosząc go na nogi i oglądając z każdej strony, czy nie zrobił sobie niczego poważnego. Wyszło na to, że skończyło się jedynie na strachu i kilku otarciach. Przyciągnęła malca i przytuliła do siebie, głaszcząc go uspokajająco po plecach. Kira w milczeniu wpatrywał się w całe zajście a jego spokojny wyraz twarzy przywodził na myśl obraz czy też rzeźbę. Szybko stracił zainteresowanie swoim płaczącym bratem i rozejrzał się po placu zabaw, ostatecznie zawieszając wzrok na nieznajomym. A potem na tym, co trzymał. W jasnych tęczówkach dziecka pojawiło się coś niespodziewanego, jakiś niewymuszony błysk. Powoli zsunął się z ławki i podszedł do rudowłosego, zatrzymując się w odległości niecałego metra i… tylko patrzył na żółwia. Patrzył, jakby po raz pierwszy widział coś takiego.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Kątem obserwował nowoprzybyłych, acz głównie uwagę poświęcając urodziwej istotce, która ochoczo zajadała się soczystym owocem. W ramach odpowiedzi wykrzywił usta w imitacji uśmiechu i skinął głową w kierunku dziewczyny, która musiała pełnić rolę siostry - na matkę była stanowczo za młoda - dwóch bliźniaczych dzieci. Wyposażony w umiejętność, która pozwalała mu na odcięciu się od rzeczywistości i skupieniu się na jednej czynności, po chwili oderwał wzrok od rodzeństwa, z powrotem całą uwagę poświęcając żółwiowi, aż do momentu, w którym spokój został znaczenie naruszony, a powietrze przeszył płacz huśtającego się trzy huśtawki dalej od Kite'a dziecka. Szloch zabrzęczał mu w uszach, jakby domagając się uwagi dla swojego właściciela i może, by poszkodowany ją otrzymał, gdyby nie to, że sam brat płaczącego nie skupił się na jego tragedii, a zainteresował się urokliwą, najmniejszą istotką w tym towarzystwie.
Na wąskich ustach obiektu mimowolnie pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech i zerknął to na dzieciaka, to na żółwia, który w dalszym ciągu zajadał się jabłkiem i w ostatecznym rozrachunku wpuścił z wrażenia trzymany w ręce nożyk, który przeżył spotkanie pierwszego stopnia z nawierzchnią w akompaniamencie charakterystycznego brzdęku. Niby nie powinien adresować swoich podejrzeń w kierunku chłopca, który w swojej całej rozciągłości nie wyglądał na porywacza, ale jego umysł zapędził się w tak niebezpieczne rejony, że przez ułamek sekundy paznokcie wydłużyły się do rozmiarów małych ostrzy w geście obrony skarbu poniekąd swojego właściciela, które  z niebywałą łatwością mogły przebić skórę stojącego parę kroków przed nim osobnika, ukrócając mu przy tym żywot i odbierać ostatnie tchnienia. Szybko jednak wróciły do swojej pierwotnej wersji, gdy emocje zostały stłumione przez instynkt samozachowawczy przyćmiewający obawy produkujące się w jego głowie.
Zaskoczył zgrabnie z huśtawki, chwytając pewnie w dłoń Kido, który chwilę temu skończył konsumpcje ostatniego kawałka owocu i, konfrontując się z grawitacją parę centymetrów przed dzieckiem, ukucnął przy nim, zerkając wprost w jego jasne ślepia.
Złapał w zęby dolną wargę, trochę niepewny, jak powinien się zachować, acz wątpliwości wyparowały chwilę potem. Strzelał, że dzieciak mógł mieć góra dziesięć lat, a więc mógł sobie darować wszelkie uprzejmości, które zostały mu wszczepione. Wykrzywił usta w tradycyjnym, beztroskim uśmiechu, który pojawiał się za każdym razem, gdy miał do czynienia ze swoim „opiekunem” tudzież samą Śmiercią, choć te dwie osobliwie persony nie wykluczały się wzajemnie i w jakiś sposób były ze sobą powiązane. Rosjanin pewnie nie raz miał jej krew na rękach, toteż usadowiło go na zaszczytną pozycję jej przyjaciółki, a przynajmniej w ograniczonym mniemaniu rudzielca.
Lubisz żółwie? — zapytał, podkładając mu ukochane zwierzątko Doktora niemalże pod sam nos, jakby tym samym chcąc mu zasugerować, że może go dotknąć. Oczywiście tylko na nic nieznaczącą chwilę, bo Kite aż za dobrze znał stanowisko Morozova w tej kwestii i wiedział, że mężczyzna nie respektuje, ani nie pozwala nikomu zbliżać się do smakosza jabłek, uważając każdą potencjalną jednostkę za gniazdo zarazków, które mogłyby zaszkodzić Kido i gdyby był świadkiem tego, że p04 sobie na to pozwala, w trybie natychmiastowym oddelegowałby go do wojskowego laboratorium, gdzie sztucznemu organizmowi było nie śpieszno. Za bardzo polubił to, że może bez nadzoru wałęsać się po ulicach miasta, więc taki powrót nie rokował dobrze na jego samopoczucie. Rozstanie z żółwiem, do którego poczuł przywiązanie, też mogłoby być katastrofalne w skutkach. — Jak masz na imię? On nazywa się Kido i jest trochę nieśmiały w kwestii zawierania nowych znajomości — przedstawił żółwia, bo przecież on nie był papugą i nie potrafił mówić sam za siebie, mimo iż Kite, wykazując się szeroko pojętymi chęciami i jeszcze większym zapałem, dzień w dzień starał się go nauczyć trudnej sztuki wysławiania się. Co prawda bez pożądanego efektu, ale Obiekt nie postawił jeszcze kropki nad „i”. Kido był zdolnym żyjątkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzenie Kiry utkwiło w żółwiu I jedynie na krótką chwilę przeniósł je na twarz nieznajomego, jakby do ostatniej chwili rozważał możliwość ucieczki. Mimo wszystko jego ciało ostatecznie nie drgnęło, nawet na najdrobniejszy milimetr. Powoli skinął głową na pytanie od żółwi, choć w jego przypadku trudno było mówić o jakieś wielkiej sympatii, skoro widział je jedynie w encyklopedii, w telewizji oraz w zoo. Nie odpowiedział jednak na pytanie odnośnie imienia. Zamiast tego dalej wpatrywał się w żółwia spokojnym spojrzeniem, aż wreszcie powoli, wręcz leniwym ruchem uniósł dłoń i musnął jednym palem łepek żółwia, szybko zabierając dłonie i chowając za siebie. W jego jasnych oczach błysnęło jednak zadowolenie, a być może nawet dziwnej satysfakcji.
- KIRA! – ciszę przerwał krzyk dziewczyny, która już zmierzała w ich stronę, ciągnąc za sobą Keitę, który od czasu do czasu pociągał jeszcze nosem. Kiedy tylko rudowłosa znalazła się w ich pobliży, złapała drugiego z braci za ramie i pociągnęła do siebie, najwidoczniej chcąc obronić młodszego brata przed nieznajomym.
- Nie uważasz, że ta sytuacja jest teraz nieco dziwna? – zapytała kierując słowa bezpośrednio w stronę Kite, mrużąc przy tym oczy.
- Samotny facet na placu zabaw ze… – spojrzenie zsunęło się po twarzy Kite I utkwiło na moment w żółwiu.
- Ylv, Ylv! – Keita zapiszczał, kiedy zauważył małego gada. Wyciągnął małą rączkę i wskazał palcem na zwierzątko.
- Widzisz, widzisz? Żółw! ŻÓŁW! – w zaczerwienionych od płaczu oczach pojawił się szok i niedowierzenie, ale zaraz potem z jego oblicza zaczęło wypływać podniecenie i ekscytacja. No cóż, dzieci łatwo czymś zachwycić. Taki ich urok.
- Tak, Keita. Wiem. Widzę. Żółw. I samotny facet z żółwiem na placu zabaw. Co, kusisz dzieci dotykaniem twojego żółwia, a potem zapraszasz je do siebie pod pretekstem pokazania małych szczeniaczków albo kotków w piwnicy? – zapytała na bezczelnego, nie przejmując się jakimiś manierami czy dobrym wychowaniem.
- Ma szczeniaczki?!
- Nie, Keita. Nie wiem czy ma. I nie, nie możesz dotknąć żółwia. – powiedziała nawet na chwilę nie spuszczając swojego wzroku z rudowłosego. Chłopczyk już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale siostra widocznie szybko i skutecznie go zgasiła.
- Więc? Nie uważasz, że wygląda to trochę, hm, podejrzanie? Bo wiesz, może nie wyglądasz na niebezpiecznego, raczej na niepozornego ucznia.. ile właściwie masz lat? No ale. Nie wiem czy nie lubujesz się w ludzkim mięsie. Zwłaszcza w dziecięcym.
- C-che nas zjeść?!
- Nie, Keita. Przestań panikować. – parsknęła rozbawiona naiwnością swojego brata i spojrzała na niego z góry. Keita przyległ do jej nogi i łypał spod długiej, postrzępionej grzywki koloru hebanu, zapominając o swojej poprzedniej chęci pogłaskania małego żółwia. W tej całej sytuacji właściwie jedynie Kira zachowywał jako taki spokój, odwracając głowę w bok, tracąc wyraźne zainteresowanie tym, co działo się dookoła niego.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Jasne, może widok siedemnastolatka z żółwiem na placu zabaw nie należał do częstych i mógł zostać poddany jednej, wielkiej wątpliwości, ale Kite w ogóle o to nie dbał, uważając to właściwie ze swego rodzaju normę, czy nawet rutynę. Często tu bywał, gdy nie mógł znieść przytłaczającej nudy w głównej siedzibie wojskowej organizacji, choć ostatnio nierzadko przebywał również i w domu doktora Morozova, ale ileż można było się kisić w czterech, w zasadzie wiecznie pustych ścianach mieszkania, kiedy pojawiła się na karku prototypu perspektywa swego rodzaju wolności? Nigdy nie ciągnęło go też do technologii w charakterze komputera i internetu, ostatecznie woląc obcować z przyrodą i poobserwować codzienne życie ludzi w mieście.
Żółw pod wpływem krzyku dziewczyny - a może już dotyku chłopca? - przestraszył się nieznacznie, chowając się w swojej twardej, chroniącej go przed światem skorupie.
Wystraszyłaś go — zarzucił jej i schował zwierzątko doktora do kangurzej kieszeni bluzy, by kolejna porcja bakterii nie przeniknęła do sterylnego żółwia. Doktorowi na pewno by się to nie spodobało, mógłby nawet wydać zakaz zbliżania się Kite’owi do żyjątka, a w ostatecznym rozrachunku oddać eksperyment do miejsca jego prawdziwego przeznaczania – laboratorium.
Wyprostował się, by zmierzyć dziewczynę tym samym rozbawionym spojrzeniem, co zawsze. Z ust tradycyjnie nie zgasł uśmiech, który teoretycznie mógł być uznawany za dobrą minę do złej gry, choć w praktyce nie miał żadnych podtekstów, czy też ukrytego dna. Kite życie uznawał za swego rodzaju zabawę, która trwała do czasu, aż wojsko nie stwierdził jego braku przydatności i po prostu się go nie pozbędzie w sposób mniej lub bardziej humanitarny, a póki nie wywinął żadnego numeru, mógł czuć się pozornie bezpiecznie.
Rozgryzłaś mnie. W piwnicy mam kolekcje dzieci różnej maści i rodzaju. Na śniadanie konsumuję ich młode mięso, a Kido rozgryza ich kości, bo w rzeczywistości odziedziczył geny i żółwia, i piranii — odparł ni to poważnie, ale w tonie głosu można było bez trudno doszukać się zdradzieckiej nuty rozbawienia, która psuła efekt udawanej powagi. — I nie mam ani kotów, ani szczeniaków. — Na te ostatnie wyraźnie się skrzywił, bo sam posiadł geny dachowców, a jak wiadomo nie od dziś, psowate były naturalnymi wrogami kotowatych. Obiekt do dziś nie wyzbył się tendencji do strzyżenia pazurów na kundle z najbliższej okolicy, mimo że jako takiej biokinetycznej formy nie posiadał, choć i to, według naukowców, w przyszłości było do zrobienia. — Myślisz, że byłyby dobrym wabikiem? —  zainteresował się, a w intensywnie niebieskich tęczówkach pojawił się trudny do odszyfrowania błysk.
Chwilowo przerzucił zainteresowanie na łatwowiernego chłopca, który przed chwilą spadł z huśtawki.
Jasne, że chcę was zjeść. Takich jak ty, to ja połykam w całości — zwrócił się do niego, choć może nie powinien był żartować z niego w taki sposób, ale, powiedzmy sobie szczerze, zdolności interpersonalne Kite'a nie były na wysokim poziomie, ograniczały się w zasadzie do surowości uczonych, czy też dystansu, którym obdarzali go wojskowi, a sam Doktor posiadał raczej charakterystyczne poczucie humoru, które w jakiś sposób udzieliło się i Obiektowi. Nauczył go też przydatnej życiowej mądrości - na głupie pytania udziela się takich samych odpowiedzi.  — Teraz, gdy poznaliście moją tajemnicę, nie mogę pozwolić wam odejść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniosła jedną brew, przez pierwsze sekundy nie rozumiejąc, co nieznajomy za bzdury wygaduje. Jednakże pierwszy szok minął równie szybko, co jej złość sprzed paru sekund. Raptowne wybuchła szczerym śmiechem, zwłaszcza po tym, jak zobaczyła przerażenie malujące się na twarzy jednego z jej braci. Keita najwyraźniej bardzo szybko kupił tę bajeczkę o zjadaniu i przechowywaniu dzieci, bo cały blady momentalnie schował się za jej nogą, łypiąc złowrogo na rudowłosego.
- No już, już. – mruknęła czule, kładąc jedną dłoń na jego głowie I pogłaskała go po niej. - To tylko takie żarty. Oczywiście, że cię nie zje.
- N-naprawdę? – zapytał chłopiec, straciwszy całą pewność siebie, jaką parę chwil temu emanował. Pociągnął cicho nosem, i wychylił głowę nieco odważniej, aczkolwiek wciąż trzymał w miarę bezpieczny dystans pomiędzy sobą a chłopakiem.
- Tak, naprawdę. – skwitowała dziewczyna, przenosząc spojrzenie na nieznajomego.
- I nie wiem czy byłbyś dobrym wabikiem. Dostajesz ode mnie takie, hm, niech będzie, że mocne cztery na dziesięć. Mógłbyś bardziej się postarać. – mrugnęła do niego w wyraźnym rozbawieniu.
- I uwierz mi, ale pół godziny sam na sam z małym pokoju z tym małym szatańskim nasieniem – zrobiła krótką pauzę, by ostentacyjnie wskazać na chowającego się za nią brata - A sam uciekałbyś, gdzie pieprz rośnie. Zaufaj mi, wiem co mówię. – dodała poważnym tonem, choć jej jasne oczy wciąż zionęły istną wesołością. Keita najwyraźniej już zdążył zapomnieć o zamykaniu w piwnicach i zjadaniu dziecięcych kości, bo odsunął się od siostry na pół metra, i spojrzał na nią dziecięcym, buntowniczym wzrokiem.
- Nieprawda! Mówisz tak tylko dlatego, bo to z tobą nikt nie umiałby wytrzymać! – rzucił oskarżycielsko, wskazując w jej stronę małym paluszkiem. – Nawet Ruunni! – dodał i naburmuszył policzki, przypominając teraz bardziej żywego chomika, aniżeli chłopca.
- Tak, tak, oczywiście. Idź na ślizgawkę. – odwróciła Keitę I pchnęła go w stronę placu zabaw. Dzieciak jednak stawiał wyraźny opór, bo obrócił się na pięcie i już otwierał usta, żeby zaprotestować, ale siostra zręcznie wepchnęła się w jego zdanie. - Za dziesięć minut wracamy, więc dobrze wykorzystaj ten czas. Znaj moją łaskę. – chłopak znieruchomiał. Przeniósł spojrzenie z siostry na rudowłosego, a potem znowu na nią, najwyraźniej rozważając jej słowa i kalkulując w głowie, co na tę chwilę o wiele bardziej mu się opłaca i przyniesie więcej radości. Ostatecznie bez kolejnego potoku słów, ruszył biegiem w stronę ślizgawki.
- Ty też, Kira. Bądź dzieckiem. – rzuciła w stronę cichszego brata. Ten wzruszył ledwo zauważalnie drobnymi barkami, i z wyraźnym ociąganiem się, ruszył za bratem bliźniakiem.
- Dobra. – Ylva podeszła parę kroków bliżej I bez jakiegokolwiek pytania o zgodę, usiadła na ławce okupowanej przez nieznajomego.
- To co robisz tak naprawdę sam w takim miejscu? Chyba w mieście jest o wiele więcej ciekawszych miejsc, niż stary plac zabaw, opuszczony przez miasto w takiej dzielnicy jak ta, hm? – przechyliła głowę lekko w bok i oparła się dłońmi o ławkę, przechylając się nieznacznie do tyłu.
- Swoją drogą, jestem Ylva.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Przysłuchiwał się wymianie zdań rodzeństwa. Uśmiech na ustach subtelnie się powiększył, bo faktycznie chłopiec uwierzył w każde jego słowo, choć brzmiały irracjonalnie w porównywalnym stopniu, co powieść fantastyczna, które czasem czytywał w ramach nudy. W między czasie przysiadł na ławce, wyciągając z kieszeni telefon, by przelecieć wzrokiem po liście kontaktów i w ostatecznym rozrachunku wysłać Doktorowi informacje o miejscu swojego pobytu, by nie wzbudzić w nim żadnych podejrzeń. Meldowanie się co parę godzin leżało w końcu w jego interesie, bo jego opiekun lubił mieć sytuację pod kontrolą. Kite, będąc nieco wadliwym obiektem eksperymentów, miał to do siebie, że czasem się psuł, eksponując swoje defekt w najgorszym z możliwych sposobów.
Schował telefon z powrotem do kieszeni, wyłapując adresowane do niego słowa.
Poradziłbym sobie z nim — zapewnił, chcąc jej zasugerować, że przyjmuje jej wyzwanie, lecz mogłoby to być opłakane w skutkach, a ból i cierpienie to tylko przedsmak tego, co czekałoby dzieciaka, jeśli za dużo by sobie pozwolił. W końcu Obiekt nie był stworzony do niańczenia dzieciaków, a etykietka, która została mu podarowana przez wojskowych do czegoś zobowiązywała. — Ewentualnie rozszarpałbym go na strzępy— dodał niby poważnie, choć w tonie głosu pobrzmiewała fałszywa nuta podsycana radością… z zabija, o czym ani oni, ani ktokolwiek inny nie musiał wiedzieć. W końcu jego pozorna budowa ciała, czy też niski wzrost, a nawet wiek wizualny był samoistnym zaprzeczeniem tego, czym się w istocie parał.
Przesunął się odrobinę, robiąc dziewczynie miejsce, gdy ta postanowiła usiąść obok niego. Po usłyszeniu pytania, bez słowa zakłócił jej przestrzeń osobistą, która parę chwil wcześniej była przez nią naruszona, a kącik ust wygiął się ku górze, gdy jego obydwie dłonie znalazły się na poziomie oczu dziewczyny, by po chwili zakryć je bez słowa. Nachylił się nad nią, by mieć dostęp do jej ucha.
Wyobraź sobie teraz, że jesteś zupełnie sama w obcym miejscu. Nic nie widzisz, a rozmowy odbywające się wokół ciebie dolatują do twoich uszu w strzępach — wyszeptał, trzymając usta w parocentymetrowej odległości od jej narządu słuchowego. — Za to czujesz obce zapachy. Z niemal każdej strony. Coraz bardziej intensywnie. Kręci ci się od nich w głowie. Robi ci się niedobrze. To jego — zerknął wymownie na kieszeni bluzy, w której żyjątko poruszyło się nieznacznie, acz wyczuwalnie, a zaraz złapał go w palce, jednocześnie odrywając dłonie od oczu nieznajomej i położył go na gładkiej powierzchni ławki — świat. Żółwie, choć mają wadliwy słuch i słaby wzrok, węch posiadają niezawodny. Dzięki niemu odnajdują pokarm, poznają właściciela, a nawet wyczuwają zagrożenie — powiedział, a jego intensywny błękit tęczówek spoczął na dziewczynie w ramach oceny, czy aby na pewno nieznajoma nie stanowiła potencjalne zagrożenia dla gada. Był jej gotowy wydrapać oczy, na szczęście nie zmuszała go do tego. — Ten plac zabaw to idealne miejsce dla Kido — odparł, kładąc jeden z palców na łepku żółwia. — Więc, skoro dzieci wyprowadza się na spacer, to żółwie również — odpowiedział na jej pytanie, bo tej jakże krótkiej prezentacji, a po chwili zrobił pauzę, gdy zdał sobie sprawę, że słowa „wyprowadzenie” w zestawieniu z dziećmi chyba nie było zbyt trafnym określeniem.
Westchnął bezdźwięcznie.
Nazywam się Kite.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odchyliła  się do tyłu, by wygodnie oprzeć I nie spuszczając spojrzenia ze swojego rodzeństwa, wysłuchiwała w milczeniu wypowiadanych słów. O ile z Kirą nie byłoby żadnego problemu, oczywiście nie licząc jego usilnego milczenia, tak z Keitą… cóż. Keita zdziczał po śmierci ojca. Stawał się agresywny i nieznośny. Skoro ona zaczynała miewać z nim problemy, to raczej nie istniała już żadna siła na tym ziemskim padole, która byłaby w stanie powstrzymać szalejący huragan zwanym Keitą. A nie, wróć. Istniała jedna osoba. Ruuchan. Po śmierci ojca to on stał się autorytetem małego urwisa, który już nie chciał zostać wojskowym, tylko mechanikiem. Jak Ruuka. Na samo wspomnienie umorusanej smarem twarzy przyjaciela, na jej ustach pojawił się nikły uśmiech. Tak, zdecydowanie właśnie ten świat idealnie do niego pasował.
- Nie wiesz o czym mówisz. – przełamała wreszcie lody milczenia. - Nie okiełznałbyś Keity. Druga sprawa, jakbyś go skrzywdził, go albo Kirę, to odnalazłabym cię, obdarła ze skóry a wnętrzności rzuciła wieprzom na pożarcie. – odwróciła głowę, by móc na niego spojrzeć, a w jej nienaturalnie jasnych spojrzeniu coś błysnęło. Coś, czego nie można było lekceważyć.
- Aaaale oczywiście to wszystko są żarty, prawda? – uśmiechnęła się do niego, choć w jej uśmiechu było coś niepokojącego.
Ale to, co zademonstrował nieznajomy, totalnie zbiło ją z tropu. Siedziała jak sparaliżowana, kiedy zakrył jej oczy, nie do końca będąc pewną, czy powinna zerwać się z ławki i uciec gdzie pieprz rośnie po drodze zgarniając bliźnięta, czy może lepszym rozwiązaniem będzie krzyk, czy ewentualnie obdarzyć rudowłosego namiastką zaufania i siedzieć spokojnie.
Wybrała opcję numer trzy.
Kąciki uniosły się u górze, a usta wykrzywiły w lekkim uśmiechu. Trzeba przyznać, że nieznajomy…
”Nazywam się Kite”
… Trzeba przyznać, że Kite miał gadanie. A Ylva w pewien sposób została oczarowana nowo poznanym „znajomym”. I chciała pomóc.
- Ale wiesz, że to nie trzyma się całości, prawda? Co mu po tym, że tu przychodzicie? Nie widzę, żebyś go wypuszczał, aby pochodził po trawie, czy przez moment poczuł się wolny. Trzymasz go przy sobie, w ubraniu, a to, że od czasu do czasu wyciągniesz i położysz sobie na dłoni nie zmienia, że nadal pewnie tak się czuje. W ciemnościach. – odpowiedziała po dłuższej przerwie milczenia, jakby jeszcze do ostatniej chwili ważyła na języku każde słowo, które miało paść.
- Ale nie musisz się przejmować, bo ma pomysł jak to naprawić I ci pomóc! Powiedz mi tylko Kite, czy będziecie jutro w tym samym miejscu, powiedzmy, że tak pod wieczór? Oczywiście – tu zrobiła krotką pauzę, wskazując brodą w stronę kieszeni, gdzie rudowłosy trzymał żółwia. - Ty, i twój przyjaciel. Coś wam pokażę, a sam uznasz, czy ci się to przyda czy też nie. Co ty na to? – wyszczerzyła zęby w jego stronę, nie chcąc go w żaden sposób spłoszyć, zwłaszcza, że parę chwil temu wydawała się być oschła dla niego. No cóż, Ylva chyba już nigdy nie wyzbędzie się subtelności walca drogowego. Bo jak przejechać, to raz, a porządnie.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach