Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 28.09.15 17:14  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Kompani Warnera pozwolili mu samemu uporać się z tą nagłą komplikacją, co wcale nie skreślało u nich podejrzliwości i gotowości do interwencji. Wprawdzie nie mieli do czynienia z Wymordowanym, gdzie procedura pozbycia się problemu wyglądałaby inaczej, ale każde zagrożenie należało wyeliminować. A przynajmniej je zneutralizować. Zwłaszcza gdy nie wahało się ono strzelić Ci prosto w głowę.
Warnera szczerze zastanawiało to nagłe spotkanie. Było wynikiem zwykłego zbiegu okoliczności czy mężczyzna faktycznie go poszukiwał i miał zamiar posłać do grobu? Jeśli tak, jego motywacją było spełnienie zlecenia czy może osobista zemsta? Mimo wytężania szarych komórek okularnik nie był w stanie przypomnieć sobie postaci stojącej teraz przed nim. Jego twarz nie migała przed nim w żadnym wspomnieniu, a jednak odnosił wrażenie, że to musi być ktoś, z kim już wcześniej miał do czynienia.
- A Ty rzucasz mi połowicznymi odpowiedziami - zauważył spokojnie, unosząc lekceważąco brew.
Igrał z ogniem, ale wcale nie przeceniał swoich możliwości. Przynajmniej osobiście tak nie uważał. Ile to lat poświęcił na ciężkie treningi z myślą, że kiedyś wstąpi do wojska, a nawet jeśli nie, to przynajmniej wykorzysta nabyte doświadczenie w chwilach niebezpieczeństwa. Nabywał umiejętności od małego, choć swój prawdziwie piekielny trening zaczął dopiero wtedy, gdy zawitał w progach S.SPECu, mając jakieś dziewiętnaście lat.
Żaden mięsień nie drgnął z zaskoczenia na głuchy odgłos wystrzału. Jedynie oczy eliminatora zmrużyły się ostrzegawczo, dając jasno do zrozumienia, że kolejny taki wybryk nie pozostanie zignorowany.
- Zmuszasz mnie do odebrania Ci broni. Nie mówiąc o obezwładnieniu - oświadczył, nie ukrywając pewnej nuty groźby w głosie.
Elementem, który go jednak zaskoczył, było rozbrzmiewające z ust obcego imię. Początkowo Warner sądził, że się przesłyszał albo nie załapał sensu. Rzucając mężczyźnie badawcze spojrzenie, utwierdził się tylko w przekonaniu, że nie jest to ich pierwsze spotkanie. Jedynymi osobami, które doświadczyły "zaszczytu" poznania jego prawdziwego imienia, byli nieliczni z członków S.SPECu. A zatem...
Na ułamek sekundy w oczach eliminatora odbiło się zdziwienie, co było w tym przypadku całkiem na miejscu. Kogo w końcu nie zaskoczyłby fakt, że osoba, którą uważał za zmarłą, taka martwa wcale nie jest?
- Arata Kido... - powiedział cicho, zupełnie jakby odnalazł właśnie odpowiedź na trapiące go pytanie. Kącik ust uniósł się w nieznacznym uśmieszku. - Znudziło Ci się figurowanie na aktach jako nieboszczyk?
Chciał dodać coś więcej, czując jak budzi się w nim ciekawość, ale jakiekolwiek próby ponownego zabrania głosu skończyły się fiaskiem przez nagłe zerwanie wiatru.
Płaszcz Moriyamy zatrzepotał wściekle, informując właściciela o nagłej zmianie pogody. Niebieskie tęczkówki przeniosły się chwilowo z twarzy rozmówcy w stronę, z której zbliżały się ciężkie chmury.
- Tsk - skrzywił się odrobinę, dojrzawszy szalejącą w oddali burzę piaskową. - Będzie trzeba się zbierać - rzucił bardziej do towarzyszy, którzy wciąż nie spuszczali czujnego oka z Yuriego. Niemniej Warner nie chciał tak prędko przerywać z nim konwersacji. Miał jeszcze wiele pytań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 21:46  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
— Możesz ją sobie wziąć w ramach pamiątki — wzruszył ramionami. — Jest twoja. — Zerknął na broń, która została już częściowo zakryta przez wirujący pod wpływem powietrza wiatr.
Zerknął na niebo, które w jednej chwili zostało pochłonięte przez czarne, ołowiane chmury i nie miał wątpliwości, że jeśli będą na tym pustkowiu chociaż pół godziny dłużej, zostaną pogrzebani żywcem przez tworzące się wyrwy. Po chwili znów przerzucił wzrok na stojącego przed nim mężczyznę i zdjął okulary z w połowie ślepych oczu, by móc dokładniej przyjrzeć się znajomym rysom.
— Zakwalifikowanie mnie jako nieboszczka było waszym dziełem — zauważył, lustrując swojego ucznia zaciekawionym spojrzeniem. Nic się nie zmienił. Nadal stała przed nim ta sama zarozumiała osoba z lekką zadartym nosem, która stała się głównym obiektem obserwacji wśród rekrutów, a może i też chwilowych, platonicznych westchnień uwięzionych pod tabu kompetencji, niewypowiedzianych słów i etyki, o którą kiedyś dbał, tak jak o własny tyłek, a teraz miał ją w tym tyłku.
— Arata Kido, wierny, wojskowy kundel, umarł cztery lata na misji. Został po nim tylko pusta trumna wspomnień wydeptana przez ślady czasu. Chyba nie spodziewałeś się, że ten pojemnik — wskazał wymownie na własne ciało — zostanie tak łatwo pokonany— odparł delikatnie, akceptując bez żadnych roszczeń nową rzeczywistość, która go otaczała i którą zafundował sobie na własne życzenie, poświęcając rękę i nogę. I chyba też serce, które przekształcił w maszynę. Żałowanie decyzji, którą podjął, nie miało najmniejszego sensu. Liczył się z poniesieniem kosztów, które jednak szybko przekształcił na zysk, nadal z ukrycia podpatrując poczynania organizacji, do której kiedyś należał, a do której teraz pałał chęcią zemsty.
— Płakałeś nad moim grobem? — zainteresował się z psotnym uśmiechem tańczącym w kącikach ust, chociaż nie spodziewał się, że uczuciowość byłego ucznia pojawiła się w takim kiczowatym momencie, jak pogrzeb mentora. Był przesiąknięty toksycznością wyidealizowanego na pokaz miasta pokrytego niewidzialną płachtą zakłamania. Już wtedy w oczach Warena jarzyła się ta charakterystyczna pustka, która pochłonęła go w całości i nigdy nie był skłonny do zawierania silniejszych więzi.
Wcisnął do ust kolejnego papierosa. Jego teraz beztroskie zachowanie było jedynie grą pozorów. Musiał trzymać na smyczy drugą „połówkę”, która właśnie urządzała sobie krzykliwych koncert w jego głowie, by zwrócić na siebie uwagę, by przejąć nad nim kontrolę, by dopaść Warena tu i teraz. Niedoczekanie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.15 21:12  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- Nie kolekcjonuję rupieci - oświadczył, rzucając krótkim okiem na trzymaną przez rozmówcę broń. Jeśli Arata przez cały ten okres swojego "nieżycia" mieszkał właśnie tutaj - na Desperacji - nie mógł zapewne chwalić się dobrym stanem posiadanych rzeczy. Nie mówiąc o tym, że na tych terenach ciężko było znaleźć cokolwiek cennego, będącego najwyżej w stanie dobrym. Oczywiście to były tylko domysły Warnera. Wszakże w innym przypadku, musiałby zakładać, że Kido nielegalnie przebywa na terenie M-3, a to wiązałoby się z jego aresztowaniem. Póki co wolał nie roztrząsać tych kwestii. To w końcu spotkanie z "mistrzem" po latach, nie? - Ani pamiątek - dodał, wbijając znaczące spojrzenie w byłego S.SPECa. Nie trzeba było nawet jakoś wyśmienicie dobrze znać eliminatora, by wiedzieć, że nie należał do osób sentymentalnych. Nie posiadał w mieszkaniu żadnych pamiątek, uważał to za zbędne przedmioty zajmujące przestrzeń.
Zaciągnął się ostatni raz głęboko, po czym pozwolił ustom wypuścić dym, prędko rozwiany przez szalejący wiatr.
- Dziełem przede wszystkim władzy, nie wojska, więc nie mieszaj mnie w to - sprostował spokojnie z przymkniętymi oczami, zgniatając niedopałek między palcami i wyrzucając go niedbale na ziemię. I tak bardziej jej już nie zaszkodzi. Cała Desperacja była przesiąknięta zgliszczami, zepsuciem i smrodem śmierci. Niemniej Warner na pewno nie zamierzał pozwalać na błędne zarzuty kierowane wobec jego osoby. Był całkowicie świadomy manipulacji S.SPECu nad obywatelami, ale póki osiągał swoje cele, nie przeszkadzało mu to ani trochę. Nie mieszał się w żadne spiski, robił wyłącznie to, co do niego należy. Czasami sądził nawet, że im mniej wie, tym lepiej.
- "Wierny"? - powtórzył z kpiną, unosząc brew i wbijając w niego podejrzliwe spojrzenie. - Czy to ta cała "wierność" zmusiła Cię do sfingowania śmierci? Czyżby praca dla S.SPECu przestała przybierać tak kolorowych barw, jakby się to mogło zdawać na początku kariery? - kontynuował, odczuwając pewną dezaprobatę zmieszaną z rozczarowaniem. Eliminator nie miał pojęcia, jaka była przyczyna aktualnych uczuć, ale na pewno wiedział, że wcale nie tęsknił za swoim byłym nauczycielem. - A może taki właśnie był Twój plan? - przechylił głowę niczym drapieżnik chcący przyjrzeć się pod innym kątem swojej ofierze. Nie znał motywów Kido. Na chwilę obecną nie przychodziły mu również do głowy żadne sensowniejsze domysły. Ale chciał poznać prawdę. A potem zanieść dobrą nowinę swoim towarzyszom, którzy ewidentnie nie zostawią tego ot tak.
- Nie - odparł. - Nie zamierzałem się wyróżniać z tłumu - dodał złośliwie, choć jego twarz pozostawała tak samo beznamiętna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.15 22:25  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Wzruszył ramionami.
— Żałuj, to maleństwo wcale nie jest takie złe — mruknął i, pochylając się, złapał w palce rączkę pistoletu i włożył broń z powrotem do kabury; na wypadek, gdyby znalazł ją groszy szaleniec do niego samego, co mogło doprowadzić do tragedii.
— Wojsko? Władza? Różnica tylko w nazwie — prychnął, prostując się mimo protestu stawów. – Ta „wierność” to bilet w jedną stronę, pieprzona opaska uwiązana na oczach — odparł. — I tak. Taki był plan. Zamydlić wszystkim oczy i zniknąć, zostawiając po sobie bałagan w papierach. — Uśmiechnął się do Warena pobłażliwie, akcentując dosadnie słowa „papiery”,  by zaraz się zaciągnąć i zmarszczył nos, gdy dym wypuszczony ustami został w oka mgnieniu porwany przez wiatr. — I chyba się udało.
Podjęcie decyzji o sfabrykowaniu śmierci nie było dziełem przypadku, niefortunnego zrządzenia losu, presją wywołaną przez uczucia, zobaczenie „co by było gdyby”, ani kaprysem. Dogłębnie przemyślał tą decyzję, analizując krok po kroku wszelkie za i przeciw przez okrągły rok. Wałkowanie tego na okrągło, dwadzieścia godzin na dobę, siedem dni w tygodniu, sprawiło, że sam miał już dość, a potem wszystko poszło z górki. Wedle oczekiwania. Pozbył się tych, z którymi dzielił misję i choć z początku targały nim wyrzuty sumienia, teraz zalewała go fala ulgi na wspomnienia tamtego dnia. I „wysadził się” w powietrze, zacierając ślady, pozwalając, aby wygrali ci „źli”, choć teraz polemizowałby, która strona jeszcze czarna, a która biała. Wszystko było szare, zamglone.
— Ranisz — powiedział, mimo iż w jego głosie nie tętniło nic, co mogłoby go zranić; miał wrażenie, że dawno wyplenił te wszystkie emocje. W żyłach płynęła już tylko nieprzymuszona chęć zemsty, inne uczucia wyparowały. — Jeszcze chwila, a to ja zapłaczę nad twoim grobem — zauważył, zerkając kolejny raz, może ciut nerwowo, na firmament nad ich głowami. Chmur było coraz więcej, wiatr zmógł się na sile, robiąc na jego głowie istny bałagan. — Znam doskonałą kryjówkę — mruknął mimochodem, nie wiedząc skąd nagle pojawiła się u niego chęć rozmowy z tym typem, który pewnie i tak po tym wszystkim pójdzie i doniesie, że trup nie jest martwy, a żywy.
Rozsądne byłoby zabicie go, ewentualnie, przy odrobinie szczęścia — zerknął na nich kątem oka — zlikwidowanie też jego towarzyszy, którzy teraz byli zajęci bardziej warunkami atmosferycznymi, niż bezpieczeństwem. Ale przecież pozbył się rozsądku dawno temu; rozsądni ludzie na własne życzenie nie zrzekają się przywilej, które funduje im przynależność do rządowej organizacji. Zabiję ich za ciebie. Z miłą chęcią.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 01.10.15 9:38, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.15 9:27  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- A także w zakresie możliwości - zauważył chłodno, rzucając mu znaczące spojrzenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mimo przynależności obu grup do S.SPECu, ta druga miała o wiele większą władzę i smykałkę do manipulacji. W sumie nie było w tym nic dziwnego. Wojsko jedynie podporządkowywało się ich rozkazom, nawet nie wnikając w powody. Każdy żołnierz spełniał rolę bezmyślnej marionetki, mydlono im oczy zapewniając, że to, co robią, jest słuszne. Pomimo tej wiedzy, Moriyama nie zamierzał rezygnować. Od samego początku wiedział, na co się pisze. - Brzmisz jak rozkapryszone dziecko - stwierdził z pewną odrazą, nie omieszkując się rzucić mu spojrzenia pełnego dezaprobaty. Nie tego spodziewał się po swoim "mentorze". - Co dzięki temu zyskałeś? Sądziłeś, że pozbędziesz się krępujących Cię sznurów w postaci obowiązków i powinności wobec M-3? Znudziła Ci się służba i postanowiłeś się zbuntować? - uniósł brew. - Nie mów mi tylko, że jedynym powodem jest to całe zrobienie nas w konia.
Może i sam eliminator nieraz miewał wielkie wątpliwości co do pełnionej funkcji, zastanawiając się, co by było gdyby jednak nie wstąpił w szeregi S.SPECu. Nie zależało mu na szerzeniu sprawiedliwości i zapewnianiu bezpieczeństwa cywilom. Robił to, bo taki był jego obowiązek. Od samego początku kierowały nim jedynie egoistyczne pobudki - "po trupach do celu". Niemniej nigdy nie pomyślał o zdradzie towarzyszy i to nie tak, że się do nich przywiązał. Warnera cechowała zbyt wielka duma i godność, by mógł posunąć się do czegoś tak niehonorowego. Mógł nie zgadzać się z rozkazami albo nawet odmawiać ich wykonania, bo miał swój rozum i swoje zdanie. Ale był niezawodny w tym, co robił.
- Często to słyszę - odparł, jak gdyby traktował te słowa jako komplement. I faktycznie nieraz obiły mu się one o uszy, najczęściej za sprawą braku empatii i zrozumienia osób trzecich. Eliminatorowi jednak na tym nie zależało. Bądźmy szczerzy - nie zależało mu na zawieraniu dobrych relacji, a rzucało się to w oczy od początku jego wojskowej kariery. - Obawiam się, że ta wizja pozostanie wyłącznie w Twojej głowie - stwierdził, niewzruszenie poprawiając poły płaszcza.
Pogoda coraz dosadniej dawała im do zrozumienia, że to dobry czas na ewakuację, chyba że chcieli sobie zafundować niemałe problemy. Chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek wbiło się w poczerniały horyzont, a brwi zmarszczyły się niezadowolenie. Czy zdążyliby wrócić do miasta przed rozpętaniem się prawdziwego piekła? To była dość wątpliwa kwestia, zwłaszcza że trochę czasu stracili na konwersację ze zdrajcą. Oczywiście mogli spróbować spiąć pośladki i czym prędzej ruszyć w odpowiednią stronę, ale gdyby to nie wypaliło...
Przeniósł podejrzliwe spojrzenie na Kido. Wcale nie powinien się zgadzać i pokładać w nim jakiekolwiek nadzieje czy zaufanie. I nie zamierzał tego robić, ale zbyt korciła go ochota na kontynuowanie rozmowy. A nuż uda mu się wyciągnąć z niego coś nader interesującego?
- Prowadź - mruknął, postanawiając, że w razie jakichkolwiek komplikacji, pozbędzie się delikwenta bez mrugnięcia okiem. Nie wątpił w swoje możliwości i prawdę mówiąc nie widział większego problemu w osobie Araty. Nie wspominając o tym, że mieli nad nim przewagę liczebną.

[zt]


Ostatnio zmieniony przez Warner dnia 30.01.16 11:23, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.15 21:56  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
— A ty jak zgorzkniały staruch na emeryturze — odgryzł się dla zabawy, demonstrując mentalności dziecka, o którą oskarżył go przez momentem eliminator  — więc w tej kwestii jesteśmy kwita. — Wygiął usta w paskudnym uśmiechu. Warner zawsze taki był. Marudny. Niechętny. Małomówny. Wypruty z emocji. Przez ułamek sekundy Kido miał odpartą ochotę uciszyć go pocałunek, ale pokusa szybko wyparowała, na jej miejscu pojawił się grymas po usłyszeniu wyrzuconych jak z karabinu maszynowego słów byłego „kochanka”, choć nawet te słowo, określające ich relacje, było użyte trochę na siłę, nie pasowało, a teraz, przeciwieństwo do przeszłości, Yur odczuwał głęboką ulgę, że jeszcze przedtem świeży nabytek S.SPEC był aspołecznym zlepkiem wszystkiego, co uważał za nielogiczne, niepojęte. Teraz to ułatwiało, teraz mógł skłamać mu w twarz, zaszydzić, a może nawet postrzelić, znając słabe punkty na jego ciele.
— Pamiętasz naszą rozmową o mieście iluzji? — zaciekawił się, mimo iż wtedy padły inne epitety, ale sens został zachowany taki sam. Wbił spojrzenie w przestrzeń; teraz wydawało się one puste, niepasujące do przekazywanych treści. — Już wtedy kombinowałem, rozmyślałem. Moje znikacie to tylko część planu, a zrobienie was w konia ma drugie dno — mruknął wymownie, posyłając mu tajemniczy uśmiech, choć gdyby Warner dokładnie przestudiował misję, którą powierzono Aracie, zdałby sobie sprawę, że nie zawsze są dwa lub więcej wyjść z sytuacji, a czasem trzeba coś poświecić, by zyskać coś w zamian.
Zerknął to na Wara, a to na jego towarzyszy, gdy tańczący piasek na wietrze powoli wdzierał się do nosa, ust, oczu, uszy. Na powrót założył okulary, które chociaż częściowo chroniły oczy przed nieproszonymi odłamkami, zapiął też zamek błyskawiczny w kurtce, chowając podróbek i usta w kołnierz. Nie mówiąc już nic, w obawie, że naprawdę będzie zmuszony do konsumpcji brudów Desperacji, podniósł z rozbawieniem dłonie do góry, jakby w poddańczym geście, coby nie wzbudzić wśród członków instytucji wojskowej żadnych podejrzeń, choć nie wątpił, że miale ich pełno i ruszył przed siebie, do dobrze znanej kryjówki w postaci znajdującego się niedaleko stąd bunkra.
W gruncie rzeczy był trochę zadziwiony łatwowiernością byłego ucznia, który najwyraźniej albo nie brał pod uwagę potencjalnego niebezpieczeństwa związanego z zapędzeniem go w kozi róg, albo ignorował je. Nawet trochę żałował, że nie opracował plan na taką ewentualność. Mogłoby być ciekawie.


[zt]


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 31.01.16 16:34, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.15 20:25  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
/Jak by co to, nas olejcie.../

To miała być krótka misja i szybki odbiór kasy. Podła rzeczywistość toczy się swoimi prawami i wszyscy tak naprawdę zdani są na ruletkę fortuny.
Mercedes szła przed siebie coraz wolniej. Brakowało jej sił. Przeklęła pod nosem, łapiąc się mocniej za prowizorycznie opatrzony bok.

Huki wystrzałów nadal pobrzmiewały w jej głowie. Niestety nie wszyscy mają poczucie humoru i dłużnik słysząc: „Dawaj forsę albo w papę” zamiast się roześmiać i dać grzecznie pieniądze, zwłaszcza, że już sprzątnęło się dla niego kilka uciążliwych osób, z marszu do niej strzelił. Potem trzech jego goryli wyłoniła się zza regałów i strzelali namiętnie.
Pieprzeni romantycy.
Wyrwała ciężkie drzwi z zawiasów i też strzelała, co jej w końcu pozostało. Rozmowa? No na pewno, przeciwko morderczym kulom, konwersacja wiele pomoże.
Dalej, akcja toczyła się morderczym pędem. Jednego zgniotła drzwiami, drugiego obróciła i zrobiła z niego tarczę strzelniczą. Zabiła trzeciego, pierwszy ją postrzelił. Drugi umarł w jej ramionach, spełniając się brawurowo, jako tarcza. Dłużnik starał się uciec, ale zabiła pierwszego goryla i gdy trzej leżeli martwi, jeszcze ciepli, złapała resztkami sił dłużnika za włosy:
-Gdzie się wybierasz Misiu, zabawa się jeszcze nie skończyła.
Marny z niego był strzelec, nawet nie wiedział, kiedy mu się kule skończyły. Odchylił do tyłu rękę i nacisnął spust. Mercedes śmiejąc się głośno, z jego niewypału, przyłożyła mu broń do skroni.
-Pieniądze.- wychrypiała. A jej rana krwawiła obficie. Wylewające się z brzucha osocze, brudziło niebieskie szorty.
Przerażony dłużnik pokazał jej skrytkę. Męczyła go do samego końca. Gdy pieniądze trafiły do jej zakrwawionych rąk strzeliła mu dwa razy w głowę i wyszła…

Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła się wlec. Poczęła rozglądać się za miejscem, w którym może usiąść i odpocząć. Do swojej nory miała jeszcze cholernie daleko. Wiedziała, że przed zmrokiem na pewno nie dotrze. Jeszcze raz przeklęła w duchu.
Usiadła ciężko na ziemi. Nie, ona nie pójdzie dalej. Nie ma siły, wali to. Rozejrzała się pustyni, zobaczyła zarys dwóch splątanych ze sobą drzewa. O ile to były drzewa. Jej przypominały jakiś nieokreślony twór, z czarnej plasteliny. Patrzyła na nie zmęczonymi oczami. Nawet nie wiedziała, kiedy je zamknęła i zapadła w sen, przepełniony zniekształconymi obrazami, śmiejącymi się kotami, biegającymi zielonymi ludkami wtf? I innymi psychodelicznymi obrazami.
Otworzyła oczy przerażona i spróbowała wstać. Ból rozlał się po jej ciele, jak wezbrane w kuflu piwo.  Jęknęła, przewalając się na plecy.
Na niebie obłoczki sunęły leniwie. Ptaszki krzyczały złowrogo. Ot sęp przeleciał jej nad głową. Patrzyła na to wszystko taka znudzona. Ciemny kształt zaczął zataczać nad nią kręgi, zasłaniając lekko pochmurne niebo. Obracając  się na bok, powolnym ruchem wyjęła Grubą Bertę. Znów obrót na plecy. Podniosła do góry rękę i namierzała uporczywy cień majaczący jej gdzieś nad głową. Kilka minut zajęło obranie celu, ale ona miała czas...Strzał.
Huk poniósł się echem po okolicy, a cień upadł na ziemię, jak rażony piorunem.
-Giń kurwa, zasłaniasz widoki.- pożegnała się z sępem. Walczyła jeszcze chwilę z sennością. Starała się opracować jakiś plan działania. Ale te bezkształtne chmury pływały tak beztrosko po niebie…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.12.15 14:24  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Snuł beztrosko przed siebie, chcąc dotrzeć do miejsca docelowego. Przy jego lewej nodze stąpał jego pies, który wyrównywał tempo ze swoim Panem. Ostatnio niewiele miał do roboty w Smokach, w zasadzie na nic się nie przydawał. Wydawałoby się, że bycie asem swojej grupy bywa bardzo interesujące. Tymczasem  musisz wyczekiwać odpowiednich rozkazów od strony swojego szefa, aby móc cokolwiek zrobić. Pokorny nie był, o czym doskonale wiedział Sirion, jednakże obaj bardzo świetnie się dogadywali, więc Evan potrafił po prostu czekać na jego rozkaz. Inną sprawą było to, że Rush wolał działać w pojedynkę, a niewiele było zadań, które trzeba było załatwić samemu. No, może ten z długami, jednak mu się nie uśmiechało ganiać za bandą dłużników, którzy tak czy siak kasy nie oddadzą. A nawet jeśli to tylko zwykłe wyjątki.
Chłodniejszy i silniejszy podmuch wiatru sugerował o tutejszym niebezpieczeństwie oraz o nadchodzącej zimie. Mu pasowała taka pogoda, w zasadzie był wstanie dostosować się do każdej pogody przy jakiej przyjdzie mu żyć. Ta była akurat w porządku. Niektórzy natomiast nie doceniają walory chłodu i wolą grzejące słońce. Czasem zastanawiał się, która pora roku jest gorsza. Lato, zima? Nie, zdecydowanie wiosna.
Z kieszeni płaszcza wyciągnął paczkę cygaretek o smaku czekolady. Wsunął jednego sobie do ust i zapalił pstryknięciem palca, gdzie jego kciuk robił za zapalniczkę. Zaciągnął się, a dym wypuścił nosem. Uniósł delikatnie głowę ku górze, obserwując tutejsze niebo. Czasem jego żywioł był wygodny. Nie musiał pamiętać o takich rzeczach jak zapałki czy zapalniczka. Dopadło go melancholijne myślenie, a w mgnieniu oka warczenie psa wybudziło go z ów transu. Niebawem zaczął również szczekać - czasami bywał bardziej nerwowy niż Evan. Zastanawiał się tylko skąd wziął mu się taki paskudny charakter. Raven będąc zaciekawiony samym faktem, na kogo tak szczeka i warczy, spojrzał się przed siebie. Uniósł brwi ku górze zauważając kobiecą sylwetkę ciała. Tyle że ona leżała, zapewne ranna.
Oho, ciekawe co ją spotkał.
Uciszył na chwilę psa jednym gestem dłoni, a ten posłusznie się zamknął. Nie śpiesznym krokiem skierował się ku kobiecie, która powoli mogła tracić zmysły przez utratę krwi. Nie był aniołem, który martwi się o czyjś los lub o czyjeś życie. Nie, on nie z tych. Raczej ciekawość skierowała go w tamtym kierunku. Może kobieta będzie miała szczęście i Evan zechce jej pomóc? Kiedy był coraz bliżej, aniołowi wypalała się cygaretka. Gdy znalazł się nad kobietą, przysłaniając jej tym samym krajobraz, wyrzucił peta, przygniatając go butem. Delikatnie zmrużył ślepia, chcąc przypomnieć sobie skąd zna tą twarz. Moment. Czy przypadkiem nie należała do Drug-on'ów? Jeśli pamięć go nie myli, to owszem, należała. W tym wypadku wypadało jej pomóc, nawet jeśli tego nie chciał. I nie, nie nazywajmy to anielskim obowiązkiem, a obowiązkiem członka grupy.
Przykucnął przy niej, chcąc zobaczyć jej ranę. Nie, nie miał nic przy sobie czym mógł jej aktualnie pomóc, ale przynajmniej mógł zgładzić obfitość krwawienia kawałkiem materiału. Chociaż nie wydawało mu się, aby w tym momencie zrobiło to jakąś różnicę. Teraz liczyły się cenne sekundy.
- Słyszysz mnie jeszcze? Masz apteczkę? - mówił coś do niej, a kiedy nie była wstanie mu odpowiedzieć, beztrosko zaczął ją przeszukiwać w celu znalezienia apteczki. Kiedy wyruszała na misję, to powinna ją wziąć. Głupotą byłoby, gdyby tego nie zrobiła. Na całe szczęście kobieta wykazała się inteligencją i rzeczywiście ją miała - apteczka jak malowana. Evan wziął ją do ręki i bez jakiejkolwiek zgody kobiety, rozerwał jej materiał bluzki. W końcu musiał mieć wygodny dostęp do jej krwawiącego brzucha. Bez żadnego pieprzenia się, zaczął ją opatrywać, gdzie nie interesował go fakt, czy robi to w brutalny sposób czy w delikatny. Ważne, aby jej pomóc, a nie było czasu na transport. W końcu nie wiedział, ile czasu tutaj kobieta już spędziła, a widząc po jej stanie, to zdecydowanie zbyt długo. Nie mówił do niej, ale spoglądał, czy Taro traci przytomność. Jeśli tak, Evan skutecznie nie pozwalał na to, aby ją straciła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.15 17:13  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Chrzęst, dziwny, szum, kroki i wszechogarniająca, wkurwiająca ciemność. Mercedes leżała „radośnie” rozwalona na ziemi, co chwila tracąc przytomność. Chciała się podnieść, ale nie czuła nóg, chciała przekląć siarczyście i usiąść, pod wpływem adrenaliny, wywołanej magicznymi słowami wkurwu, ale nie miała siły. Słyszała za to, że ktoś, albo coś zmierza w jej stronę. Jedno miarowe stąpanie, czegoś na dwóch nogach i drugi regularny, prawdopodobnie trucht, jakiegoś czworonoga.
No i chuj, zostanę porwana lub pożarta albo jedno i drugie.- gdzieś tam pobrzmiewały jej myśli. Olała je, jak natrętną muchę. Może to czas na rachunek sumienia? Nie… za dużo by tego było, to zbyt męczące dla Taro. Lepiej pomyśleć o tym co jeszcze mogłaby zrobić w życiu. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy.
Cholera, jaka ja jestem stara, czy nie ma niczego co chciałabym jeszcze zrobić przed śmiercią?- domagały się uwagi jej myśli, z nieznośnej muszki, przemieniając się w niemal brzęczącą głośno końską muchę. Mimowolnie jej ręka poruszyła się w stronę twarzy, odruchowo szukając zmarszczek. Najwidoczniej niektóre odruchy pozostają, nawet przy coraz dłuższych utratach przytomności. Na jej usta wstąpił krzywy, ironiczny uśmiech, a ręka opadła bezwiednie na ziemię, nie doszukawszy się oznak starości na twarzy. Punk dla czerwinki.
Głos, męski głos starał się przebić do jej świadomości, bezskutecznie.
Ciemność ogarniała wszystko, topiąc jej umysł w odmętach psychodelicznych obrazów.
Nie wiedziała, ile czasu minęło. Minuta, dwie, godzina, dzień, tydzień? Otworzyła oczy.
Syknęła z bólu i próbowała odepchnąć opatrujące ją ręce.
Dźwięk rozrywanego materiału, dość szybko wyciągnął jej umysł z odrętwienia. Przytomnymi oczami popatrzyła na twarz Evana. Wiedziała, że skądś go kojarzy… tylko skąd? Z grupy AA? Nie, tam już nie chodzi od dawien dawna. Znudziło jej się chlanie na umór w desperackich norach na tych spotkaniach, których sens zakładał trochę coś innego, ale jak można się nie pójść napić po takiej dawce kazań? Może, kojarzy go z baru? Też raczej nie.. Drug-On! Tak to chyba stamtąd. Zadowolona z rozwiązania zagadki, zamknęła oczy, by odpłynąć w nieznane. Niestety, Evan nie dawał jej stracić przytomności nawet na chwilę. Na nowo otworzyła oczy i wlepiła je w Drugona. Nie wyrażały żadnych emocji, majaczące gdzieś w rdzawej czerwieni źrenice obserwowały twarz Evana. W środku jednak gotowała się ze złości.
-Ee, bo wiesz, a gdzie gra wstępna? Tak od razu przechodzić do rzeczy… Poza tym, widoki mi zasłaniasz.- powiedziała niskim, lekko zachrypniętym głosem i kaszlnęła, na jej szczęście, nie pluła krwią.
Próbowała przyjrzeć się jego twarzy, ale zasłaniały ją kruczoczarne stado włosów. Już sama nie wiedziała czy chce wstać, czy usiąść, a najlepiej to zasnąć. Jednak za bardzo martwiło ją, że, jak zaśnie to się szybko nie obudzi. Jak zaśnie… Albowiem Anioł, skutecznie jej to uniemożliwiał.
Zrezygnowana powoli położyła ręce pod głową. Uznając, że to normalne, sobie leżeć na pustyni, być opatrywanym przez ledwo znanego członka pokręconej rodziny, rozbierana, na dodatek obwąchiwana przez czworonoga. Dzień, jak co dzień...
-Prosimy pamiętać, ze ten towar nie jest na sprzedaż, ani dla uciech własnych.- zażartowała sobie, ale po chwili się skrzywiła, bo chciało jej się śmiać, ale jej brzuch miał inne zdanie, bolesne.
-Czas wstać, tylko nóg nie czuję, byłbyś Pan łaskaw?- zapytała i wyciągnęła spod głowy rękę z nadzieją, że Evan ją pochwyci i pomoże jej wstać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.16 15:49  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Wątek tymczasowo zawieszony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.16 0:00  •  Dwa samotne drzewa. - Page 7 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Małe kroki, cichy oddech, nóż w ręce, wzrok utkwiony w przysiadłym opodal drzewa szarawym zającu. Był ranny; godzinę temu udało mu się wyplątać z zastawionych przez Maddie sideł i kulał na jedną nogę. Nie mogła sobie wybaczyć spartaczenia węzła, coś takiego nie powinno się zdarzyć, zmarnowała cud - w dniu, kiedy znalazła zwykłe, jadalne zwierzę, musiała wszystko zepsuć przez własny idiotyzm i drżące ręce. Dobrze, że rana spowolniła go na tyle, że dała radę go śledzić. Źle, bo skaczący po okolicy, spowolniony zając na pewno przyciągnie drapieżniki. Musiała się pośpieszyć.
Byle ostrożnie. Zwierzę było czujne i przerażone, była już na tyle blisko, że mogła zobaczyć, jak szybko unoszą się jego zapadłe boki. Nawet on, żyjący na suchych trawach, nie miał okazji się najeść.
Skoczyła, łapiąc zająca za uszy i przygniatając go do ziemi całym ciężarem siebie i swojego plecaka. Szybki ruch noża i piach zabarwił się na czerwono, a kopiące ją nogi znieruchomiały. Mad odetchnęła głęboko. Udało się.
Potrząsnęła ciałem, żeby pozbyć się jak największej ilości krwi, po czym przepłukała je w okolicznej kałuży, pozostałej po roztopach. Drapieżniki i tak wyczują śmierć, ale może intensywny zapach zatrzyma je na dłużej tutaj, przy drzewach, a ona zdąży oddalić się w bezpieczne miejsce. Względnie bezpieczne. Bezpieczniejsze od tego.
Może trzeba było skręcić mu kark? Ale ręce już i tak jej drżały, równie dobrze mógł dać radę się wyrwać, a wtedy musiałaby zmarnować jeszcze więcej czasu goniąc go po pustkowiu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach