Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Samael zakryła płaszczem krwawiącą nogę.
- Nie, skąd. Nic mi nie jest - odpowiedziała z bezbłędnym, szczerym uśmiechem.
Nie chciała przyznać, że popełniła błąd i dała się zranić dwóm mumiom, które jakimś cudem zdołały zdobyć jakieś ostre narzędzia. Nie było się czym z resztą martwić. Ciemnoczerwona ciesz wypływająca z ran odkażała je i nie wydawały się one niczym zainfekowane. Pewnie i tak zaraz się zrosną, biorąc pod uwagę poziom regeneracji jej ciała. Po co miała zaprzątać tym głowę Sitael?
- Więc tylko gratuluję wyczynu. Mam tylko nadzieję, że się tym nie uszkodziłaś. - Przybliżyła twarz, by przyjrzeć się dokładniej krwi kapiącej z nosa anielicy. Wydawało się, że krwotok powoli, ale jednak ustaje. To dobrze. Znaczyło, że nic poważnego się jej nie stało i pewnie zaraz wróci do siebie.
Zaśmiała się na wzmiankę o jedzeniu.
- Dopiero co prowadziłyśmy walkę na śmierć i życie z hordą mumii, a ty mi mówisz o jedzeniu? - Zachichotała ponownie. - Nie, dzięki. Nie jestem głodna. No i chyba nie jestem fanką suszonego mięsa - dodała po chwili. Czuła się już znacznie lepiej.
Gdy Si wyrzuciła nasiąknięty bandaż, Samael pogrzebała trochę po kieszeniach i wyciągnęła jeszcze jakąś pomiętą chusteczkę, którą podała anielicy. Nie patrzyła na nią. Gapiła się w zamyśleniu w przeciwległą ścianę.
- Wiesz, to były tylko zwyczajne mumie. Sądząc po sposobie ich konserwacji i wyglądzie, byli ta słudzy faraona, którzy mieli mu pomagać po śmierci. Nie dostrzegłam jednak żadnego trupa, który by się znacznie wyróżniał. Nie było tu ich przywódcy - odpowiedziała jej na pytanie, nadal z zamyśleniem i powagą w głosie.
- Myślę, że jeszcze go tu spotkamy. Czytałam kiedyś o tym człowieku. Legendy mówią, że był obdarzony nadludzką mocą i był w stanie panować nad umarłymi. Podania głoszą o tym, że posiadał dość specyficzne berło, z którym został pochowany. To zapewne nasz artefakt.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Si pociągnęła nosem i zakaszlała. To był wyjątkowo zły pomysł, bo krew dostała jej się do gardła. Zrobiła zbolałą minę i przyjęła pomiętą chusteczkę, która dość szybko przesiąknęła krwią i trafiła tam, gdzie jej poprzednik. Przy czym zauważyła ranę na nodze Sam.
- Poza tym, że mi coś pękło i krwawi to nie, nic sobie nie zrobiłam. Masz tu bandaż, powinnaś opatrzyć tę nogę.
Wygrzebała z torby rzeczony bandaż i podała Sam. Lepiej żeby nie znaczyła im drogi krwią, a nuż się tu jakieś bydlę jeszcze pojawi i za nimi polezie. Powoli zaczęła się podnosić na nogi.
- Wiesz... Ja chyba pod tym względem przypominam mojego kota. On też po spotkaniu z czymś zabójczym myśli tylko o żarciu. - uśmiechnęła się do Sam i spojrzała ze schodów w dół. - Nie da rady skoczyć, połamiemy się... A tak nie chciałam ich używać.
Si zdjęła z siebie płaszcz i spojrzała na bluzkę. Szkoda jej trochę było, ale cóż, nie ma zamiaru się zabić. Skrzydła zmaterializowały się rozrywając jej bluzkę, co zostawiło dwie podłużne dziury. Złożyła jako tako płaszcz i wsadziła do torby, do drugiej dużej kieszeni. Znalazła też porzuconą lampkę i zawiesiła ją na pasku torby. Po czym rozłożyła skrzydła i użyła ich jak spadochronu. Po kilku sekundach była na dole i patrzyła w ciemny korytarz.
- Mówiłam już, że nie lubię ruszających się trupów? Mówiłam. Ten ich pan może się spodziewać jazdy i to takiej, że wyleci z tej piramidy przebijając się przez wszystkie warstwy kamienia w górę. A potem go wgniecie gdzieś w piaski pustyni i niech tam sobie gnije póki wiatr go nie odsłoni.
Rozejrzała się szukając niedobitków albo czegokolwiek innego, co nie było martwe tak jak powinno. Póki co nic nie zobaczyła. I w sumie dobrze, była w dość bojowym nastroju, zwykle jej robota kończyła się szybko i bez takich niespodzianek. Może to dzięki temu, że zwykle szła po słabe albo limitowane artefakty? Ach, kto wie.
- I tak, to nasz artefakt. Mógł sobie mieć to swoje berło kiedy żył, ale jakby pora się z nim rozstać. Facet jest trupem, mógłby w końcu wziąć i sobie odpuścić, ten świat nie jest wart jego uwagi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnęła zrezygnowana, gdy nie udało jej się ukryć przed towarzyszką swojej rany. Nie chciała jej tego pokazywać. Odsłoniła nogę. W ciemnych spodniach było widać spore dziury i znajdowały się na nich liczne plamy krwi. Przez otwory nie było już jednak widać obrażeń.
- Widzisz? Nic tu nie ma. Regeneruję się. - Westchnęła i przewróciła oczami. Nie lubiła odkrywać wszystkich kart przed ludźmi. Nawet, jeśli walczyła razem z nimi po jednej stronie, nie było pewności, że kiedyś nie staną przeciwko sobie, a wtedy każda możliwość zaskoczenia przeciwnika będzie się liczyć. To była taka jej obsesja. Zawsze przewidywać wszystkie możliwości. Na wszelki wypadek. By nigdy nie dać się podejść. To ona miała być ta najlepsza.
Wstała z kamiennej podłogi i wyciągnęła rękę w stronę Sitael.
- Idziemy dalej? - Uśmiechnęła się. Nadal była trochę zmęczona walką, ale mimo wszystko, mogły już zacząć się zbierać. W końcu na razie nie zapowiadało się na kolejny pojedynek, a jedynie na przedostanie się na niższą część korytarza.
Przyglądała się, jak Si zdejmowała wierzchnie odzienie. Przez chwilę nie docierało do niej, co właściwie chce zrobić druga anielica. Dopiero gdy pod jej bluzką zaczęły pojawiać się skrzydła, do Samael dotarło, że przecież jej towarzyszka może ich używać. Uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej ten problem miały z głowy.
Kostucha została jeszcze na moment na górze, gdy Sitael zniknęła z jej oczu. Anielica zaśmiała się tylko i wzięła rozpęd. Spadła w ciemność, dopiero w ostatniej chwili samej się w nią zmieniając i lądując dość sprawnie na ziemi kilka metrów od towarzyszki. Zaśmiała się ponownie, słysząc słowa anielicy.
- Tak, też wolę, gdy trupy pozostają trupami. Ewentualnie, gdy to mnie słuchają. - Nie kontynuowała. Nie musiała opowiadać jej teraz tech historii.
- Ehh. Ludzie zbytnio przywiązują się do swojej egzystencji na Ziemi. Wątpię, by tak chętnie usłuchał twojej rady. - Uśmiechnęła się i rozejrzała się dookoła. Było bezpiecznie. Na razie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anielica schowała skrzydła. Cóż, na bluzce zostaną jej dziury. Zawsze można to jednak załatać. Patrzyła zaciekawiona jak Samael wykorzystuje ciemność i uśmiechnęła się do niej. Po czym ruszyła w głąb korytarza rozświetlając jego mroki lampką. Cienie wydłużały się i skracały, bo lampka bujała się w rytm jej kroków. Ciemno, do dupy, powietrze zatęchłe i jeszcze jedynym dźwiękiem przez chwilę było jedynie echo ich kroków. Nie lubiła tego. Zawsze miała wtedy wrażenie, że coś nagle wyskoczy i ją zaatakuje.
- Nie lubię trupów w żadnej postaci innej niż martwe i leżące tam, gdzie ich miejsce. Mają być grzeczne i się nie ruszać. I zdecydowanie nie chcę tego mieć jako swoje zwierzątka.
Korytarz ciągnął się i ciągnął w przód. Powoli zaczynało się to robić nudne. Bardzo nudne. Westchnęła i spojrzała na Sam.
- Ludzie są jednak naprawdę głupi. Szkoda.
Przesuwała ręką po ścianie szukając załomów albo innego śladu jakiegokolwiek innego miejsca niż korytarz. Zaczynała się bać, że chodzą w kółko albo że ten korytarz się nigdy nie skończy. A wtedy zobaczyła załom korytarza i, o dziwo, świecące się tam światło. Czyli będą mieć powitanie, pytanie tylko jakie. Zatrzymała się i wyłączyła lampkę. Pochłonęła je ciemność rozświetlona jedynie odbitym blaskiem zza zakrętu. Nie podobało jej się to. Bardzo.
- Albo będziemy mieć kolejny komitet powitalny, albo trafiłyśmy na nasz cel.
Wyszeptała te słowa do Samael. Miała nadzieję, że tym razem nie będą musiały walczyć. Ani z nikim się kłócić czy robić inne, niezbyt przyjemne rzeczy. Chciała już mieć to co jej i stąd wyjść. Za dużo stęchlizny w powietrzu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szła sobie kilka kroków za anielicą. Za nimi raczej nic nie było, więc jeśli miało je spotkać coś złego, to tylko od frontu. W takim wypadku lepiej było nie być pierwszą w kolejce do ataku. Choć teraz nie miało to właściwie większego znaczenia. Sytuacja się uspokoiła i nie wydawało się, aby coś miało się na nie rzucić już za moment.
Było spokojnie. Cicho, ciemno i wilgotno. Samael nabrała powietrza, by wypełniło całe jej płuca. Podobało jej się tu. Oczywiście, nie licząc zamkniętej przestrzeni. Ta nie była już taka wspaniała, choć gdyby poznała układ wszystkich korytarzy, to pewnie mogłoby jej się tu znacznie bardziej spodobać. W powietrzu unosił się słaby zapach rozkładających się powoli zwłok. Cóż, było to do przewidzenia, skoro przerobiły na krwawą miazgę tamto stado mumii. Ten zapach mógł być nieco denerwujący, choć Samael starała się nie zwracać na niego uwagi. Nadal podobało jej się tu znacznie bardziej niż na powierzchni. Sucha pustynia nie była czymś, co mogłaby polubić.
Zachichotała, gdy usłyszała zdanie anielicy na temat żywych trupów.
- Oj, ja tam chciałabym mieć kilka nieżywych stworzonek na swoich usługach. Jeśli nie byłyby w okropnym stanie i nie gniłyby, z chęcią bym się bawiła z takimi pieszczochami. - Uśmiechnęła się na myśl o ożywionych kotach. Lubiła koty. Szkoda, że nie miały one na prawdę dziewięciu żyć i tak szybko opuszczały ten świat.
Westchnęła. Przynosiła pecha. Wszystkie jej zwierzątka strasznie szybko umierały. A szkoda. Wnosiły do życia tyle radości. A tak, jej dom był pusty. Zero roślin, zero zwierząt. Wszystko przy niej padało. Przynajmniej książki nigdy jej nie opuszczały. Miała ich całe mnóstwo. To byli dla niej jedyni wieczni przyjaciele. Nigdy jej nie zawodzili.
Zatrzymała się, gdy z zamyślenia wyrwał ją widok światła, niepochodzącego z latarni Sitael.
- Albo jedno i drugie. Skądś te mumie musiały przyjść.
Miała złe przeczucia. Światło palące się w od lat nie odwiedzanym grobowcu? To nie jest normalne. Westchnęła i ruszyła dalej. Co ma być, to będzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Si już tylko westchnęła i ruszyła w tamtą stronę. Kiedy były już blisko wejścia do pomieszczenia dało się słyszeć dźwięki uderzania czymś o ziemię. Słabe, ale jednak. Zajrzała do pomieszczenia na tyle ostrożnie, by jej nikt nie zobaczył i ujrzała coś, co zbiło ją z tropu.
- Co do...
Dookoła nich było mnóstwo złotych przedmiotów odbijających blask pochodni, tak samo jak wiele kamieni szlachetnych i przedziwnych przedmiotów codziennego użytku. A na środku sali, gdzie powinien stać tron, a na nim faraon, były tylko resztki rzeczonego siedziska. I wielki kamień, który musiał zerwać się z sufitu. A pod kamieniem, przybity do ziemi, leżał niegdyś wielki faraon stukając berłem o podłogę, nie mogąc jednak zmusić go do działania. Si zaczęła się śmiać.
- Trafiła go jego własna broń. Nie wierzę.
Otarła łzę i spojrzała na Samael. Wszystko teraz było dla nich. Dosłownie wszystko. Anielica weszła w głąb sali i zaczęła przebierać w przedmiotach poganiana przez znerwicowane stukanie berła i syczenie ze strony faraona. W końcu dotarła i do niego, zabierając mu z ręki berło.
- To jest teraz moja zabawka chłopczyku.
Mrugnęła do zamierającej mumii i zapakowała co się dało do swojej torby. A szykowała się przecież na walkę, i to jak wielką i wspaniałą. No ale cóż, nie zawsze wychodzi tak jakby się chciało. Tak więc uśmiechnięta kradła co się dało i co miało jakąś większą wartość. Niedaleko od tego miejsca miał na nią czekać kupiec, więc szybko mogłaby to upłynnić. A potem żyć sobie przez dłuższy czas w spokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anielica wychyliła się zza rogu i również zajrzała ostrożnie do pomieszczenia. Mogło to właściwie wyglądać dość komicznie. Buśki Sitael i Samael, jedna nad drugą, zaglądające z zaciekawieniem do komnaty.
A tam? A tam leżało sobie całe mnóstwo złota i przygnieciony do ziemi żywy trup.
Sam stała przez chwilę jak wryta, trzymając się kamiennej ściany, by się nie przewrócić na towarzyszącą jej dziewczynę.
"C-co do?"
Po chwili również zaczęła się śmiać. Zdecydowanie, nie tak powinno to wyglądać. Z założenia, miało je tu spotkać największe wyzwanie ze wszystkich. Wielki i potężny faraon, mogący jednym machnięciem berła przywołać sobie całą armię sług.
A tutaj? A tutaj, leżała sobie jakaś słaba, zgnieciona mumia, która mogła sobie jedynie stukać i mieć nadzieję, że ktoś jej pomoże.
Kostucha podążyła za Si i zaczęła się dokładnie rozglądać po pomieszczeniu.
Całe tonęło w złocie, a ściany były wymalowanie kolorowymi hieroglifami. Ta komnata zachowała się chyba najlepiej w tym całym grobowcu.
Nie zwracała większej uwagi na faraona. Gdy już upewniła się, że nie stanowi dla nich zagrożenia, mogła go spokojnie zignorować. Pewnie okazałaby mu więcej szacunku, gdyby to nie przez jego rozkaz zaatakowała je horda nieumarłych. Trudno, był dla nich niemiły, to one mogły być i dla nieco. Co z tego, że to one wpakowały się tu bez pytania. Teraz nie liczyło się to, kto jest winny. Tak właściwie, one już to wygrały.
Podeszła do zielonkawej wazy. Zajrzała do środka i dostrzegła piękne, drogocenne kamienie. Nie mogła się powstrzymać. Jej wewnętrzna kleptomanka nie pozwoliła jej przejść obojętnie, koło takich kolorowych kamyczków. Za bardzo jej się spodobały.
Westchnęła tylko. Faraona już tu przecież nie było. Sitael odebrała mu berło. Kto się obrazi, jeśli kilka ładnych rzeczy znajdzie nowego właściciela?
Wyjęła spod płaszcza torbę, z którą tu przyszła. Nie było tam nic ważnego. Tylko kilka nieistotnych rzeczy jak zapalniczka, chusteczki, jakaś kartka czy ołówek.
Otworzyła torbę i z rozmachem przesypała do niej kamienie.
- Nikt się już chyba nie obrazi, że znajdę temu nowy dom... - powiedziała niezbyt głośno i odstawiła wazę na miejsce.
Schowała z powrotem torebkę i odwróciła się do Sitael.
- Masz już wszystko, możemy się stąd wynosić? - rzuciła pospiesznie.
Nie miała już za bardzo ochoty tu dłużej siedzieć. Powoli miała dość tego ciemnego, zimnego miejsca. Kto by pomyślał, że ucieleśnienie śmierci może woleć zasiąść teraz w fotelu przed kominkiem, niż włóczyć się po grobowcu.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyjęła z torby pasek suszonego mięsa i zaczęła go żuć, łapkami łapiąc co ładniejsze złote zabaweczki. Na pytanie Sam odwróciła się do niej, z mięskiem zwisającym z ust i niemym pytaniem w oczach. Jak to wszystko? wciągnęła pasek, połknęła i schowała złoty pucharek do torby.
- Mam za małą torbę. Wzięłabym więcej... Wszystko może... O, ładne!
Rzuciła się do naszyjnika ze szmaragdami. Och, jak bardzo chciała go zatrzymać. Ale niestety, pieniądze, jedzenie i przedmioty codziennego użytku były jej bardziej potrzebne. Tak więc schowała go do torby z cichym westchnieniem i rozejrzała się jeszcze sprawdzając czy wszystko zabrała. Po dłuższej chwili ruszyła do wyjścia.
- Chyba wszystko... Tak, to będzie wszystko. Teraz tylko stąd wylecieć i dorwać mojego kupca.
Uśmiechnęła się promiennie do Sam i ruszyła korytarzem do miejsca gdzie miały schody. Te parę metrów do schodka mogła podlecieć, a potem już, stojąc na schodach, popatrzyła czy Samael za nią szła. W sumie nawet jeśli nie, to po białych iksach na ścianach odnajdzie drogę do wyjścia. Chyba.
Anielica wyszła z piramidy w tempie przyspieszonym. Kupiec już pewnie na nią czekał, a ona też musiała wyglądać jak człowiek. Zarzuciła płaszcz na plecy żeby ukryć rozdarcia na koszuli i ruszyła na miejsce spotkania. Miała jeszcze dużo do zrobienia po tym. Bardzo dużo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiała się krótko, widząc smutną buźkę Sitael. Jak widać, anielicy bardzo musiały się spodobać znajdujące się tu świecidełka. Napchała ich tyle, ile była w stanie zgarnąć, a jeszcze jej było mało.
Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą.
- Chciwość to grzech, pamiętaj o tym. - Mówiąc to, pogroziła jej palcem.
Nie wytrzymała długo. Natychmiast wybuchnęła śmiechem.  W tej samej chwili wpadła jej w oko śliczna, srebrna bransoleta.
Srebro? W starożytnym Egipcie?
Zdziwiło ją to i zaciekawiło. Podeszła do dziwnego znaleziska i zaczęła je oglądać z każdej strony.
Po wewnętrznej stronie miało ono wygrawerowany duży symbol oka Horusa.
Nie myśląc, co właściwie robi, założyła bransoletę. Szybko tego pożałowała. Syknęła z bólu.
- Cholera, co to jest? - Przez chwilę szarpała metalową obręcz, która zatrzasnęła się jej na nadgarstku. Ta w końcu puściła, odsłaniając źródło palącego bólu.
Po wewnętrznej stronie nadgarstka Samael pojawił się wypalony symbol z bransolety. Anielica rozmasowała bolącą lewą rękę.
- Kur... Dlaczego ja to zrobiłam?! - zawarczała na siebie.
Nie przejęła się jednak zbytnio zmianą na skórze. Nie wyglądało to groźnie.
- Spokojnie, nic mi nie jest - powiedziała, na wypadek, gdyby jej syki zaniepokoiły drugą anielicę.
- Chyba możemy się już zbierać.
Omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie. Już miała wychodzić, gdy postanowiła się jednak wrócić. Z rozmachem zdjęła płaszcz, odsłaniając nagie przedramiona. Sitael mogła zobaczyć, że nie tylko czarny symbol zdobi jej ręce. Na prawym przedramieniu miała wytatuowane (?) swoje imię.
Zgarnęła do płaszcza jeszcze kilka ładnych świecidełek i ruszyła w stronę wyjścia.
Szła tuż obok Sitael, wesoło sobie podskakując. Dobry nastrój nie opuszczał jej aż do pojawienia się przeszkody.
No tak, zapomniałam o tej drobnostce...
Cofnęła się o kilka koków, by się rozpędzić i pobiegła z pełną prędkością w stronę  wzniesienia. Zmieniła się na moment w ciemność i wylądowała na górze koło towarzyszki. Sapała już ciężko.
Zdecydowanie nadużywam dzisiaj mocy...
Wydostanie się z piramidy nie sprawiło im większego kłopotu. Kostucha pamiętała drogę, a krzyżyki na ścianach tylko upewniały je w słuszności obranego kierunku.
Przy wyjściu, Samael pomachała jeszcze anielicy na pożegnanie.
- Do rychłego zobaczenia panno regentko.
Uśmiechnęła się i opuściła prawą dłoń. Spojrzała na księżyc. Była pełnia.
Właściwie, to był całkiem dobry dzień...
Odwróciła się i ruszyła  w swoją stronę.

[z/t]x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach