Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

- Już mówiłam, że potrafię sobie poradzić. Artefakt to artefakt, bierze się go, zanosi nowemu właścicielowi, a jak coś chce cię zeżreć, to po prostu przed tym uciekasz najszybciej jak potrafisz.
Si zatrzymała się czując kolejne trzęsienie. To nie było jej sprawką. Na pewno nie. Schody nie pojawiały się przecież partiami, tylko od razu całe, od góry w dół. Spojrzała w górę na Samael, ale to nie mogło być od góry. Spadłby przecież na nie pył. I pewnie parę kamieni. Więc...
- Albo coś na dole uszkodziłam wcześniej, albo jednak jest tu więcej dziwnych rzeczy niż myślałam. I coś się usiłuje przebić z dołu...
Stworzyła trzy kule światła i puściła je pionowo w dół, wzdłuż schodów. Oświetliły im trochę drogę, jedna nawet prawie dotknęła ziemi na dole. Si wychyliła się za krawędź schodów, sprawdzając co tam jest. Wydawało się, że jest pusto. Zostawiła więc kule, by oświetlały ich drogę i znów ruszyła w dół.
- Chyba jest bezpiecznie... Ach, i nie dotykaj kul. Wybuchną i mogą cię oślepić.
Spojrzała na Samael i uśmiechnęła się do niej. Była niespokojna. Piramida nie powinna była się ponownie zatrząść. Nie w tej chwili. Bardzo powoli stawiała kroki, żeby przypadkiem nie spaść. Zbyt dobrze wiedziała, co może ze schodami zrobić kolejne trzęsienie. Miała też wielką nadzieję, że nic na dole nie ma, może poza tym po co przyszła. Spojrzała na kulę na dole. Przynajmniej to mogło być dobrym znakiem ostrzegawczym - jeżeli dotknie jej coś, co wcześniej było żywe to wybuchnie. A że mumie oczy posiadają i wykorzystują, to będzie szansa na to, że oślepną. No i anielice będą miały tę maleńką przewagę nad nimi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Samael uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
- Bardzo prosta logika. Coś cię goni, to uciekasz. Ja tam po prostu wolę, by mnie nie goniło bo i biegać wtedy nie trzeba... - Po chwili dodała nieco ciszej i mroczniej. - Ja tam wolę gdy przede mną się ucieka. - Zachichotała. Straszenie swoim wyglądem było jedną z niewielu jego zalet. Ach to przerażenie na ludzkich twarzach, gdy się pojawiała by zgarnąć ich duszę. Zwłaszcza, jeśli za życia byli złymi, okrutnymi personami. Uwielbiała, gdy role się odwracały i to myśliwy stawał się zwierzyną. Miała jednak nadzieję, że dziś nie spotka jej taki los jak ich. Nienawidziła bycia ofiarą. Zawsze dumna, wielka, wspaniała, potężna i nieugięta. Na taką starała się wyglądać, bo i taka powinna być sama śmierć. Mniejsza z tym, że w rzeczywistości taka nie była. Brakowało jej powagi, do wizerunku niezachwianej, wiecznie zimnej kostuchy.
Nawet teraz, w sytuacji zagrożenia, humor jej dopisywał.
- Te twoje światełka nawet teraz mnie oślepiają. Wolę nie widzieć, co ty uznajesz za oślepiające. - Przesłoniła blask kul by nie raził jej po oczach. Z ulgą przyjęła fakt, że świetliki je opuściły i poleciały sprawdzić tere przed nimi. Nadal widziała ich poświatę, ale nie sprawiała ona już jej "bólu".
- Właściwie, dlaczego szukasz artefaktów? I dlaczego wspominałaś o karmieniu za to kota? Je aż tyle, że musisz szukać skarbów by zarobić na jego wykarmienie? - zażartowała.
Nie rozumiała potrzeby zdobywania pieniędzy. Były nietrwałe. Mijały, jak wszystko inne. Ludzie wypruwali sobie dla nich żyły i poświęcali cały swój czas, by na samym końcu przekonać się, że nie będą mogli nigdy skorzystać z tego, co zdobyli. Zbyt późno orientowali się, że są ważniejsze rzeczy niż dobra materialne.
A jednocześnie, uwielbiała sama otaczać się pięknem i bogactwem. Pewnie dlatego spędzała tyle czasu w bibliotekach Edenu. Tam zewsząd otaczało ją piękno i bogactwo wiedzy. Ona była zawsze stała. To co odkryto, pozostawało na wieki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiała się na komentarz dotyczący jej świetlistych kul. I pomyśleć, że użyła i tak najsłabszej ich wersji.
- To jeszcze nic, Samael. Patrzyłaś kiedyś w słońce tak długo, że potem miałaś ciemno przed oczami? Jak wybuchną, to jest co najmniej trzy razy gorzej.
Wystawiła język do towarzyszki i zeszła do końca po schodach na ziemię. Kule okrążyły ją i poleciały przodem pod wrota, gdzie zniknęły. Nie chciała ich utrzymywać dłużej niż trzeba, wystarczająco dużo siły zużyła na stworzenie schodów. Podkręciła płomień w lampce i podeszła do drzwi. Były na nich wyryte hieroglify, w tym takie, których nie znała. Spędziła chyba pięć minut usiłując je odcyfrować, niestety jedyne z czym skończyła to wiadomość dla złodziei o klątwie i o tym, by nie dotykać berła. Westchnęła cicho i obejrzała się na Samael.
- Te hieroglify nie mówią zbyt wiele. Za dużo jest takich, których nie znam lub są zniszczone. Jedyne co mam, to informacja że berła nie można dotykać bez czegoś, nie wiem czego. No i powtarza się tekst o klątwie.
Zaczęła obchodzić wrota z jednego końca na drugi szukając sposobu na otwarcie ich. Znalazła kilka zagłębień, ale były to raczej dziury wylotowe. Jakby coś miało tamtędy wystrzelić. Przyglądała się niektórym bliżej, ale nic to nie zmieniło. Powoli zaczynała tracić nadzieję na znalezienie jakiegoś klucza czy wskazówki. Może hieroglify trzeba poprzestawiać, albo jest jakiś luźny kamień który trzeba wcisnąć. Cokolwiek by się przydało. Niestety nic nie znalazła.
W końcu postawiła lampkę na ziemi i zaczęła ostukiwać wrota, miejsce po miejscu. A nuż trafi na pustą przestrzeń mechanizmu otwierającego albo coś w ten deseń? W pewnym momencie usłyszała coś dziwnego. Bardzo dziwnego. Jakby... Pukanie z drugiej strony?
- Samael... Ty też to słyszałaś? Jakby coś z tamtej strony puknęło?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podróż w dół schodów przebiegła bez większych problemów. Aniołom dopisywało na razie szczęście i nic jeszcze nie spróbowało ich zmienić w krwawą paćkę. To pocieszające, że nie musiały uciekać przed skarabeuszami; wielkimi, toczącymi się, kamiennymi kulami czy wyślizgiwać się spomiędzy ostrych kolców lub robić szybkie uniki przed zatrutymi strzałkami. Głupio byłoby zginąć od jednej zapodzianej drzazgi, prawda? Zwłaszcza, mając już na karku te kilka tysięcy lat.
Samael zeszła z ostatniego stopnia i również zaczęła przyglądać się dokładnie bramie.
- Niestety, ja ci nie pomogę. Z hieroglifów nie rozumiem nic. Widzę tu tylko jakieś oko, jakiegoś faraona, ptaszka, innego ptaszka, jakieś ręce. Ty musisz się z tego czegoś doczytać - napomknęła analizując kolorowe wzory na drzwiach. Dla niej był to tylko zbiór obrazków ułożony w ładne i równe kolumny. Nic więcej nie była w stanie o nich powiedzieć.
Nachyliła się nad jedną z dziur, które Sitael również już zauważyła. Była względem nich nieufna. Miała wrażenie, że jak tylko w nie zajrzy, to wystrzeli z nich jakiś pocisk i wywierci w jej białej łowie piękny tunel poczynając od oka, a kończąc po drugiej stronie czaszki. Mimo jej czarnych myśli, nic się jednak nie stało. W dziurce nie dostrzegła nic ciekawego. W tej ciemności nawet ona nic nie widziała.
Nie zwracała zbytniej uwagi na poczynania swojej towarzyszki. Zakładała, że dziewczyna mimo nieco roztrzepanego charakteru, wie co robi i nie wpakuje się w tarapaty, gdy spuści się ją na moment z oczu. Z resztą, czy serafina była jej niańką? Nie. Była śmiercią. Ratowanie ludziom tyłka i czuwanie nad ich bezpieczeństwem nie było jednym z jej obowiązków.
Z zamyślenia wyrwał ją dopiero dźwięk pukania, który nie należał do tych, których autorką była Sitael. Kostucha odruchowo odskoczyła od drzwi i spojrzała na nie nieufnie.
- Taa. Komuś chyba nie spodobało się twoje pukanie albo tak jak my, che się przedostać na drugą stronę bramy - stwierdziła jakże odkrywczo i humorystycznie.
Po chwili zastanowienia dodała. - Mam pomysł. Jest tu bardzo ciemno, więc powinnam dać radę się rozmyć i przedostać na tamta stronę. Sprawdzę, co tam jest i wrócę tutaj. Jakoś nie podoba mi się wizja otwierania tych drzwi bez lepszej znajomości gościa za nimi.
Nie zaczekała na reakcję anielicy. Po prostu zmieniła się w ciemną chmurę i przeniknęła przez szczeliny na druga stronę. Ledwie spojrzała za wrota, a już była z powrotem. Zmaterializowała się z nieco "niewyraźną" miną.
- Wiesz, chyba nie powinnyśmy otwierać tych drzwi. Goście tam nie wyglądają, jakby cieszyli się z naszej wizyty - zaczęła tłumaczyć, opierając rękę na wielkim skarabeuszu w centralnej części przejścia. Szybko tego pożałowała. Wrota puściły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pokręciła głową z politowaniem. Taka silna, wspaniała Samael, tak inteligentna, z dużą wiedzą, a nie znała hieroglifów. No ale cóż, nie każdy się tym interesuje i uczy.
- Ogólna informacja jest taka, że ten faraon to syn jednego z ptasich bogów, następca innego boga, który był panem umarłych. Czyli faraon był właścicielem berła.
Zaczęła iść w stronę jednej ze ścian podążając za zapisem mając nadzieję na znalezienie rozwiązania. A nuż gdzieś jednak jest ukryta dźwignia, albo zapadnia otwierająca wrota? Albo jakaś dziura którą można powiększyć i wejść... Albo wydobyć tamtędy skarby i nie musieć się spotykać z jednym z "kolegów" po tamtej stronie. Tyle pomysłów, tyle możliwości. Nawet nie zauważyła, że Samael zniknęła i wróciła. Jej uwagę zwróciło kliknięcie mechanizmu i słowa o gościach. Spojrzała tam i odskoczyła łapiąc lampkę w locie.
- BIEGNIJ!
To słowo było jedynym jakie mogła usłyszeć Samael zanim ujrzała plecy Sitael biegnącej w stronę schodów. Jej planem było wejście ponad zasięg "kolegów" i usunięcie schodów, żeby nie wleźli za nimi. A stamtąd można ich rozstrzelać, prawda? Albo spętać cieniami tak, żeby ich spowolnić i nie pozwolić im na zrobienie krzywdy anielicom. Jak już z nimi skończą to pójdą po trofea wojenne. To zawsze coś, prawda? Sitael była już jakieś trzy metry nad ziemią, gdy zaczęła usuwać schody, nawet nie patrząc czy Samael jest za nią czy nie. W sumie schody nie chowały się szybko, więc druga z dziewczyn miała duże szanse na nadążenie i ucieczkę przed potworami.
Zaczęła też grzebać w torbie i wyszarpnęła swojego Magnum. Jedna z paczek nabojów otworzyła się i rozsypała w jej torbie, ale nie zwróciła na to uwagi. A potem odwróciła się i zaczęła celować w głowę najbliższej mumii. Miała nadzieję, że rozwalenie głowy spowolni je albo całkiem unieruchomi. A jeśli nie, to cóż, przynajmniej będzie to mniej niebezpieczne. Taką miała nadzieję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wrota zaczęły się otwierać, a Samael powoli odwróciła głowę w ich stronę. "No pięknie. Dlaczego to zawsze mi się przytrafia?" przemknęło jej przez myśl w ułamku sekundy, zanim zaczęła się wycofywać. Najpierw zrobiła dwa niespieszne kroki w tył, a dopiero później zaczęła biec. I to naprawdę szybko. Może była to jej specjalna zdolność? W końcu nikt nie jest szybszy od śmierci, prawda? Tak chyba mówią, a skądś się ten przesąd musiał wziąć. Faktycznie, potrafiła się przemieszczać bardzo szybko. Zwłaszcza w ciemności, gdzie mogła spokojnie zmieniać się momentami w cień.
Niezauważalnie wyprzedziła Sitael i dopadła schodów. Była gdzieś w okolicach piątego metra, gdy postanowiła się odwrócić. Widok anielicy w jednym kawałku nieco ją uspokoił. Przynajmniej jeszcze żyła. Jeszcze, ale to mogło się szybko zmienić, sądząc po zbliżających się do niej trzech mumiach. A było ich jeszcze więcej. W sali widziała ich przynajmniej dziewięć a nie rozglądała się dokładnie.
Anielica grzebała w torbie, gdy ożywieńcy obrali sobie ją za cel. Była bliżej, więc to było oczywiste, że będzie na ich celowniku. Pocieszający był fakt, że schody zaczęły powoli znikać. Mumie nie wyglądały na przesadnie inteligentne, więc będą miały problem z dorwaniem ich, kiedy będą wysoko nad nimi, prawda?
Samael wyjęła z kieszeni mały nóż i rozcięła sobie wnętrze dłoni. Pozwoliła, by ciemna krew zaczęła wypływać z rany.
- Sit, nic ci nie jest?! - zawołała w chwili oczekiwania.
Druga anielica już celowała do nadciągających wrogów.
Gdy czarna krew zaczęła już skapywać na podłogę, serafina wykonała gwałtowny ruch ręką, jakby chciała strząsnąć ciecz. W jej dłoni w mgnieniu oka pojawiła się duża, połyskująca kosa. Zbiegła kilka stopni w stronę Sitael i z rozmachem odcięła głowę najbliższej mumii. Zabandażowany łeb podskoczył kilka razy obijając się o posadzkę i poturlał się gdzieś daleko. Niestety, korpus istoty nadal nie wydawał się tak martwy, jak powinien być. Jego zimne łapska już kierowały się w stronę Kostuchy, by ją ściągnąć. Dziewczyna uskoczyła, odcinając dłonie mumii. Już miała przeciąć przeciąć korpus na pół, gdy coś chwyciło jej broń. Czwarty nadchodzący potwór chwycił jej oręż bandażami. Oczy Sam otworzyły się szerzej.
- Cholera. To używa bandaży jak macek! -krzyknęła, by ostrzec towarzyszkę i wyszarpnęła z płaszcza nóż, by odciąć trzymający ją materiał.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Si nie zwróciła uwagi na to, że Samael jest wyżej niż ona. Pokręciła tylko energicznie głową gdy ta zapytała czy nic jej nie jest. Była cała i zdrowa. Przynajmniej na razie. Odstrzeliła jednej z mumii rękę, drugiej pocisk przeleciał przez głowę.
- Pieprzyć bandaże, czemu to się wciąż rusza bez głowy?!
Podbiegła kilka schodów wyżej i wywołała małe trzęsienie ziemi - schody do piątego metra się schowały całkiem, a kilka truposzy poprzewracało się i nie mogło wstać. Naliczyła cztery leżące, czyli o cztery mniej do martwienia się teraz. Problem w tym, że jakieś jedenaście innych wciąż się do nich pchało. Strzeliła w kolejną mumię, pocisk wbił się w pierś, a siła jego odrzutu popchnęła potwora na ziemię. No to pięć na glebie, dziesięć do odstrzału, a ona w magazynka ma już tylko trzy naboje. Zanim przeładuje to te bydlęta dadzą radę ją ściągnąć. Albo podnieść się z ziemi.
- Myślisz że są głodne i zechcą zjeść suszone mięso zamiast nas? Mogłabym im rzucić trochę...
Wlazła kilka stopni wyżej, plecami do ściany, jak najdalej od mumii. Strzeliła w jeden z bandaży, który do niej leciał i pocisk przerwał go na pół. Nie będzie jej mumia zawijała w tę stęchliznę! No nie będzie! Niby były powolne, ale te bandaże... Chyba że...
- Spowolnię je. Nie będziemy ich dobrze widzieć, ale je spowolnię!
Cienie stworzone przez jej lampkę zaczęły się zbijać i wiązać, tworząc sieć nie do rozerwania, która zawisła między anielicami a mumiami. Bandaże były dzięki temu bardzo spowolnione, co dawało im szanse na uniknięcie ich. Lub złapanie i pociągnięcie, co Sitael zrobiła z kolejnym bandażem owiniętym wokół nadgarstka. Pociągnęło to mumię do przodu, bandaż puścił i urwał się. Przynajmniej potwór miał mniej materiału do atakowania ich.
A gdyby je tak rozwinąć z tych bandaży... Są na tyle stare, że mogłyby się rozsypać... Tak pomyślała, jednak na razie nie powiedziała tego na głos. A nuż uda się ich pozbyć bez potrzeby schodzenia niżej, miedzy bestie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Samael wyszarpała się z obłapiających ją coraz bardziej bandaży i rozcięła najbliższe nożem.
- Rusza się, bo jest magiczne. Normalnie i z głową było by sztywne! - Musiała, po prostu musiała wtrącić swój komentarz. Tłum wrednych mumii nie był w stanie złamać jej lekko złośliwego charakterku. Uśmiechnęła się pod nosem. Właściwie, sytuacja była całkiem przyjemna. Mogła sobie pomachać kosą; pociąć na kawałki kilka ciał i nikt nie miał jej tego za złe; popatrzeć na nieco panikującą Sitael. Same plusy. No może wizja zjedzenia przez ożywieńców nie należała do miłych, ale na razie nie musiała się tym martwić. Nie zamierzała się tym martwić, do puki nie wpadnie między nie.
Ścięła dwie kolejne szkaradne łby i rozcięła korpusy na pół. Jeden z zabandażowanych zombie już wspinał się na schody. Widocznie zdołał na nie wejść po ciałach pokonanych potworów. Samael zepchnęła go końcem kosy i z rozmachem rozcięła zbliżające się kawałki materiału.
Przeskoczyła kilka stopni w górę, gdy schody ponownie zaczęły się chować.
- One de facto nie żyją. Głodne pewnie nie są, ale wolę się nie przekonywać, co chcą nam zrobić - odkrzyknęła, nie patrząc na Si. Była zbyt zajęta trzema usiłującymi ją "przytulić" stworzeniami. Na domiar złego, mury budowli ponownie zadrżały. Mumie chyba nie były najgorszym, co mogło je tutaj spotkać.
- Spokojnie, mrok to część mnie. Nie sprawisz, że będę mnie widzieć - odparła cicho i zerknęła na lampę.
Zaciekawiło ją, cóż też potrafi zrobić z cieniem jej towarzyszka. Zawsze interesowały ją moce i zdolności napotkanych osób. Zwłaszcza, gdy były podobne do jej. Sitael władała cieniami. Ta moc była podobna do zdolności Samael, która kontrolował mrok. Anielica analizowała jej poczynania, nie przerywając odpierania ataków mumii.
Wydawało się, że stworów jest coraz więcej. Serafina sama zaczęła używać swojej mocy by chwytać mumie. Obezwładniała je poniekąd ich własnym sposobem. Z jej pleców wysunęło się sześć cienistych macek, które wpełzły w otaczający je mrok i zaczęły owijać się wokół wrogów. Trudno było się ich pozbyć, bo były jedynie częściowo materialne i przy próbie oplątania ich bandażem, rozmywały się w cieniu.
Dziewczyna zaczynała już tracić siły. Walka nie mogła trwać wiecznie. Każdy ma przecież jakieś granice.
- Sit, musimy coś zrobić. Długo tak nie wytrzymamy. Możesz zawalić na nie korytarz?!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prychnęła na słowa Samael. No bardzo śmieszne, boki zrywać. Strzeliła w kolejną mumię, a drugą walnęła z całej siły w łeb. Może nie uszkodziła potwora, ale oszołomiła na tyle, że spadł ze schodów.
- Wiem, że normalnie by się nie ruszały. Miałam przecież do czynienia z ich mało ruchliwymi kuzynami. I zdecydowanie bardziej lubię tych kuzynów.
Skopała kolejną mumię i wskoczyła parę schodów w górę. Pogrzebała w torbie, wyciągnęła sześć naboi latających luzem po torbie i nabiła broń, żeby móc strzelać w razie czego. Przy okazji wylazła spod kilku bandaży, które się ze sobą związały i mumie usiłowały się rozplątać.
Cienie Si mocno spowolniły mumie, ich bandaże też było łatwiej ominąć. Dzięki czemu było im też łatwiej pozbyć się potworków.
- Zawalić na nie korytarz?! Chcesz nas zabić razem z nimi?
Strzeliła do kolejnych dwóch mumii, które usiłowały złapać Samael w bandaże. Odrzut popchnął je na pozostałe, dzięki czemu się poprzewracały i dały anielicom chwilę wytchnienia. Si zaczęła analizować sytuację. Mogła albo poprzebijać potwory tworząc coś w rodzaju stalaktytów lecących z boku albo spróbować je jakoś zmiażdżyć. Z góry odpadało, bo uszkodziłaby lub nawet zabiła siebie i towarzyszkę. Schodów nie dałaby rady tak wydłużyć w dół, bo by się rozsypały. Spojrzała na równoległą ścianę. A gdyby tak? Uśmiechnęła się, tym razem jakby bardziej psychopatycznie, co zupełnie jej nie pasowało.
- Pobawimy się inaczej. Zgniotę ich, zgniotę~ Lepiej się czegoś trzymaj Samciu~
Przytuliła się plecami do ściany i nagle z tej naprzeciw nich wysunął się blok. Duży blok. Jechał po ziemi, górę miał dopasowaną idealnie do schodów na których stały anielice. Wszystko zaczęło się mocno trząść, gdy nagle blok przyspieszył i niemal w ułamku sekundy walnął o ścianę do której była przytulona Si. Między dołem schodów a blokiem nie było nawet jednej szpary, zupełnie jakby po prostu były na dnie korytarza. Można było też usłyszeć huk trochę dalej, kiedy pył ze zgniecionych mumii wystrzelił z dużą prędkością w korytarz na dole. Zachichotała złośliwie i uśmiechnęła się do Samael. Po chwili też poczuła, że coś jej kapie z nosa. I wróciła "do siebie", że tak powiem.
- Masz chusteczkę czy coś? Krew mi leci...
Przytknęła rękaw do nosa próbując zatrzymać krew która sobie właśnie radośnie z małego strumyczka przerodziła się w większą rzeczkę radośnie spływającą jej z nosa po twarzy i kapiącą na ziemię. Widać zbyt dużo mocy użyła. Blok kamienny powoli wrócił na swoje miejsce, a Si osunęła się po ścianie i usiadła na schodku. Była wyczerpana. Cienie też się rozmyły, wracając tam, gdzie powinny być.
- Ja sobie chyba przez chwilę tak posiedzę, odpocznę...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pocięła jeszcze kilka mumii, kilka razy wyszamotała się z obłapiających ją bandaży i kilka razy spętała napastników cieniami. W sumie, nic ciekawego i nie ma się co rozpisywać. Taa... wielkie emocje, wielka walka, a tu nie ma co opisywać. Można by powiedzieć, że robiło się już nudno. Nie licząc szalejącej w żyłach adrenaliny, którą przywołała wizja nieprzyjemniej śmierci wśród brudnego materiału i "żywych", rozlatujących się zwłok. Każdy zapewne marzy o takim właśnie końcu. W ciemnych, zatęchłych korytarzach piramidy, zabity przez własną głupotę i chęć zasmakowania przygody. Niby coś wyjątkowego, a jednak tak wielu już tak skończyło. Na przykład ten koleś, którego krew widziały na posadzce w korytarzu.
- Myślałam raczej o wycofaniu się i zawaleniu części nad nimi! - krzyknęła zirytowana. Nie była wkurzona na Sitael, a zdenerwowana sytuacją. Nie było dobrze.
Samael wyswobodziła się z ostatnich bandaży i cofnęła o kilka kroków. Utrzymywanie kosy i poruszanie cieniami strasznie ją męczyło. Zachwiała się na nogach i prawie upadła. Po chwili słabości, wbiła jednak rozwścieczone spojrzenie w nadciągające trupy. Nie mogła się poddać. Nie była słaba. Choćby nie wiadomo ile ich było, musiała je wszystkie rozwalić. Nie byłaby sobą, gdyby dała się zabić byle marionetkom. Już chciała ponownie rzucić się do ataku, gdy słowa drugiej anielicy ją powstrzymały. Zamarła w przygotowaną do cięcia kosą i spojrzała na towarzyszkę. Zdziwiła ją widoczna zmiana w jej głosie. Dziewczyna przez moment brzmiała jak ona sama, gdy miała TEN humor.
Czując kolejne wstrząsy, rozejrzała się szybko po korytarzu. Chciała wiedzieć, co się właśnie zaczęło poruszać. Szybko zorientowała się, że tym razem chodzi o część ściany pod nimi. Sunęła ona prosto na mumie. Kostucha uśmiechnęła się pod nosem i sama oparła się o ścianę. Kosa w jej rękach zaczęła jej strasznie ciążyć. Przestała ją "utrzymywać" i broń rozsypała się na drobne, czarne kawałeczki, które rozpłynęły się w powietrzu. Uderzenie bloku o ścianę, wywołało taki wstrząs, że osłabiona dziewczyna opadła na ziemię. Nogi się pod nią załamały. Odetchnęła zmęczona i oparła głowę o zimny kamień, zamykając oczy. Nareszcie chwila wytchnienia.
Usłyszała, jak Sitael ląduje koło niej na ziemi. Odwróciła w jej stronę twarz i otworzyła oczy. Z nosa anielicy wypływała krew. Sam przysunęła się do niej zaniepokojona.
- Nic ci nie jest? - zapytała, by się upewnić, co do stanu dziewczyny. Wystarczyła jej jakakolwiek odpowiedź. Nawet zwykłe "zamknij się" byłoby dobrą oznaką. Wiadomo byłoby, że Sitael jest w pełni świadoma i jej tu nie zemdleje.
Samael spojrzała na swoje prawe przedramię i uśmiechnęła się pod nosem.
- Yyy... a to ci wystarczy? - Zaśmiała się, by nieco rozładować sytuację i pokazała dziewczynie zwisające z niej resztki brudnego bandażu.
- Tak swoją drogą, nieźle ci poszło. - Puściła do niej oko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzała na bandaż zwisający smętnie z ręki Sam. No cóż, z braku laku... Wzięła go, zwinęła i przytknęła do nosa, w duchu dziękując za krew, przez którą nie czuła zapachu, bo bandaż pewnie śmierdział niemiłosiernie.
- Zda się... Przynajmniej na chwilę.
Przesunęła się trochę bliżej do krawędzi i spojrzała w dół. Mnóstwo pyłu, jakieś połamane kości, bandaże. Nic się nie ruszało, nic też nie wydawało dźwięków, wyglądało na to, że jest spokój. Westchnęła, wróciła pod ścianę i pochyliła głowę do przodu. Krwawienie powinno chociaż trochę zwolnić, może po dłuższej chwili nawet się zatrzyma.
- Dziękuję. Pierwszy raz w życiu pizgnęłam tak wielkim blokiem. Nie zrobiłaś sobie nic?
Przekręciła lekko głowę i odgarnęła włosy, żeby móc zobaczyć Samael. Nie wyglądała na zranioną, jedynie na zmęczoną. Wolną ręką macała po schodku niżej, gdzie w końcu znalazła swoją broń i schowała do torby. Będzie musiała potem pozbierać i poukładać latające luzem naboje. Westchnęła cicho. To miało być szybkie, spokojne, łatwe zabranie artefaktów i wrócenie do domu, do kota.
- Jakbyś była głodna to mam w torbie suszone mięso. I trochę różnych ziół, niektóre mogą mu dodać smaku jak się je na upartego doda.
Uśmiechnęła się i oparła czołem o kolana. Była zmęczona, obolała, do tego z nosa płynęła jej rzeczka krwi i nie chciała się zatrzymać. Przemoczony krwią bandaż zrzuciła na dół i wróciła do tamowania krwi rękawem. Chwilę sobie tak posiedzą, artefakty się nigdzie nie wybierają. A Si nie miała ochoty odlecieć do krainy niebytu przez krwawiący nos.
- Myślisz, że tam będzie coś jeszcze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach