Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 03.05.15 1:42  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Wybrały nie tę drogę, co trzeba. Zdecydowanie. To mógł być ich wyrok.
Ruffian stwierdziła, że to tylko zmęczenie, lęk, figle jej umysłu. Zignorowała to, wychodząc zza rogu i idąc powoli do przodu. Giggle ruszyła za nią.
Przed nimi rozpościerało się ogromne okno, przypominające te w szpitalu, przez które medycy oglądali przebieg operacji. Za nim znajdowało się źródło dziwnych błysków i poświat. Gdy podeszły bliżej, zobaczyły coś, czego widzieć z pewnością by nie chciały.
Na stole leżało... COŚ. Coś, co kiedyś było człowiekiem. Było. Teraz powstała istota o zdeformowanej czaszce i dziwnie powyginanych, ośmiu kończynach. Wyraz twarzy świadczył o śmierci w przerażeniu i agonii. Na podłodze waliły się ubrudzone krwią skalpele, nożyce, opatrunki, bandaże. Widok ten mógł pozbawić przytomności nie jedną osobę o słabych nerwach.
Po prawej znajdowały się drzwi. Właściwie miejsce, gdzie być powinny. One same leżały, całe podrapane, widocznie wyważone przez coś, co chciało się wydostać. Weszły, coś popychało obydwie w tamtą stronę. Jakaś część podświadomości. Czyżby ta pragnąca popełnić samobójstwo?
***
Przeszły krótkim korytarzem, w końcu znajdując się we wcześniejszej widzianej sali. Wydawała się dość spora. Bajzel, jaki tu panował świadczył o nieprzyjemnych wydarzeniach i setkach scenariuszy, jakie mogły się tu wydarzyć. Spojrzały na stół.
Kurwa. - wyrwało się Giggle. Ja pierdolę wyrwało się Ruff.
Czy istota, która wcześniej leżała na tym stole, była martwa? Teraz obydwie wiedziały, że nie.
Chwilowa cisza była zwiastunem burzy.
Usłyszały syk, który rozległ się nad ich głowami. Gdy spojrzały w górę, ujrzały TO. Powoli wyłaniało się z ciemności, schodząc w ich stronę niczym pająk. Wodził długim językiem po ścianach, szukając ofiar. Miejsca, w których powinien mieć oczy, były puste, poranione. Cofnął się, znikając w cieniu. To był dopiero początek.
Giggle mogła poczuć coś za sobą. Trzask. Oberwała prosto w biodro. Ból był niewyobrażalny, ona sama upadła, wiedząc, że nie może leżeć i pokazać słabości. To oznacza jedno.
Przegraną. Śmierć.
Ruffian również dostała. W klatkę piersiową - coś uderzyło ją z taką siłą, że tą odrzuciło na parę metrów dalej. Upadła z hukiem na okoliczne kartony i metalowe pułki. Jedyne, co mogły teraz zrobic, to UCIEKAĆ. Biec ile sił w stronę drzwi, które znajdowały się na drugim końcu pomieszczenia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.15 11:36  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Zaraz za ceremonialnym otwarciem żelaznych drzwi przez skan, towarzyszka zaczęła coś nawijać. Fran przystanęła i patrzyła na nią bezradnie, kompletnie nic nie rozumiejąc. Śledziła ambitną, pełną żywotności gestykulację, ale nic a nic z niej nie wyniosła. Patrząc po wzburzeniu, jakie towarzyszyło temu monologowi, dziewczyna miała coś ważnego do powiedzenia. Oj, szkoda, że Franny nic nie rozumie, oj szkoda. Miałaby czym w taki upierdliwy, koleżeński sposób szantażować Giggle. Trochę uprzykrzyć jej życie. Ale cóż, nici z tego. Francesco Michelle Vassileva, mogłaś wrócić do domu, zapisać się na kurs i uczyć języków orientalnych, a nie napadać z pukawką na kantory, dostając za to wyroki.
Oglądając się za niebieskowłosą, warknęła (mniej więcej tak) i skuliła uszy w tył. Uznała jednak, że to jej zmęczona głowa i ciągłe nieprzyzwyczajenie do swojego nowego ja, płatają jej figle. Tak więc też zbagatelizowała swoje przypuszczenia. Obróciła głowę i polazła do przodu. W prawą odnogę.
W centrum końcowej ściany znajdowało się duże okno, znowuż jak z Outlasta. Cholipka, czy oni stąd czerpali pomysł na tą grę? Bo wiele motywów się powtarza.
Podeszła bliżej. Dłonie położyła na szybie, przecierając ją z kurzu i robiąc sobie okienko, by ujrzeć wnętrze świecącego się pomieszczenia. Na metalowym stole leżała jakaś pokraczna istota, potencjalnie nie posiadająca prawa do życia. Głowa tego czegoś tylko częściowo przypominała głowę człowieka. Poza tym, Fran zwróciła uwagę na nadprzyrodzone osiem kończyn. Westchnęła, jak to robią nieparzystokopytne, spuszczając powietrze z płuc. Jakaś naiwność kazała jej zobaczyć tego stwora z bliska. Może w ten sposób dowiedzą się czegoś nowego? W końcu to coś jest martwe, skąpane we krwi, unieruchomione. Chyba nagle nie ożyje, nie wstanie i ich nie zaatakuje.
Obróciła się w prawo do drzwi, nacisnęła na klamkę i wrota się otworzyły. Szła przodem. Minęła kręty, niewielki korytarzyk i weszła do sali. Jej oczom ukazał się brutalniejszy widok, aniżeli tam zza szyby.
- I'm fucking!
Ups. Chyba ciut za głośno. Czyżby martwy ze stołu to usłyszał i pomyślał, że to do niego? Czyżby chciał się zabawić? Co za niewyżyty zboczeniec! Stosownie do klimatu chce uwieść na syki, jęki i pieszczoty bohaterki tejże opowieści? No way.
Zniknął gdzieś w cieniu sufitu. Myśli, że będzie tam bezpieczny. Naiwniak.
A jednak, jego przewaga objawiła się kilka sekund później, kiedy Franny, nie wiadomo jak, dostała tak mocno, że odrzuciło ją na sam koniec sali. Spora ta nora, jak się okazało.
Kres jej lotowi umożliwiła sterta kartonów i metalowe, warsztatowe półki.
- How this fuckin' shit has so much force? It was dead! - Ten pro angielski ._. Zaczęła się drzeć, kiedy poczuła siłę tego cholerstwa, będąc już na tekturowym materacu. Na dodatek zaraz potem spadły na nią metalowe półki. Po pomieszczeniu rozdźwięczał hałas obijającej się blachy i smród wzruszonego kurzu.
- Fuck.. - Jęknęła, ledwo mogąc nabrać oddech. Ciężko jej było wśród żeber. W całej tej stercie pogłaskała sobie głowę od tyłu. Później powodziła ręką do skroni. Krew. Świetnie, rozbiła sobie łeb.
Przez szparę zerknęła i dostrzegła, że jej kompanka leży. Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie wiedziała, jakich uszczerbków na zdrowiu doznała towarzyszka.
Napięła brzuch, to próbując wygrać z brakiem tchu, to znowu przywołując swoje znienawidzone macki. Te nie ociągały się, wypełzły dość szybko, przez co Fran o mało nie puściła pawia. Uczucie wypełzających flaków nie należy do uczuć przyjemnych.
Zaraz za mackami z otwartej jamy wydobyła się smolista ciecz o zapachu benzyny. Ruffian zaciągnęła się niechcący. Warknęła jak na początku, a jej usta wykrzywiły się w złowrogim, chytrym uśmiechu. Lubiła ten zapach. W końcu jest już tak skażona, że już chyba nic nie jest w stanie jej zatruć.
Kochane języki, podniosły kupę żelastwa i utorowały drogę, przez co kobieta wypełzła spod sterty rupieci. Co się okazało, zdążyła zmienić image. Na jej twarzy pojawiły się smoliste, czarne łzy i tego samego koloru makijaż. Widać, jak zdesperowana była, albo jak wściekła, skoro ukazał się ten atrybut.
Nie oglądając się zbytnio podbiegła do niebieskowłosej. Bez zastanowienia objęła ją swoimi przyrodzeniami i skierowała w stronę drzwi, w razie czego mając do dyspozycji jeszcze jeden typ swoich nadnaturalnych kończyn - mianowicie te z funkcją błyskawicznego podgrzewania i wtapiania się w inne ciała.
Obróciła się bokiem, nacisnęła na klamkę i pchnęła prawym biodrem drzwi, zerkając, czy ten mutant nie podszedł zbyt blisko.
Marzyło jej się już stąd uciec. Rozłożyłaby skrzydła, ogon i odfrunęła, a tak? Ledwo by z nimi przez te wąskie korytarzyki przeszła.


Ostatnio zmieniony przez Ruffian dnia 29.05.15 23:37, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.15 19:28  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Giggle poszła z obojętną miną za swoją nową kumpelą. Już dawno przestała jej się podobać ta zabawa. Wiedziała jednak, że marudzenie typu "Ale ja chcę do doooomuuuu" nic nie da, więc podążyła bez żadnego słowa.
Była już nieco zmęczona tym wszystkim, a szczególnie walką. Owszem, lubiła to; adrenalina, zapach krwi i drwiący uśmieszek na ustach.
Lub pysku.
Ale bez przesady. Jedna, dwie walki i każdy ma już dosyć. A Buffy była skazana na tułaczkę po niepokojących korytarzach przez szafka wie ile czasu. Nie powiem, żeby była tym zachwycona. Mimo to nie czuła jakiegoś strachu. Żyła chwilą i nie zastanawiała się nad tym, czy kiedyś umrze.
Zamarła, widząc zmutowane zwłoki na stole.
- Co to za shit... - mruknęła, podchodząc bliżej. Nie była głupia i nie próbowała rozbić szyby, jednak była ciekawa, co tu się stało. Niesamowicie zdeformowana głowa i osiem kończyn były wystarczającym powodem, by jak najszybciej się stąd zmywać. Jakieś eksperymenty? Tak, na pewno. Ale po co? Jakiś oddział S.SPEC? Tak, ich naukowcy byli do tego zdolni. A Collins zdawała sobie sprawę, że mogła podzielić los te
Właściwie... co to za miejsce?
Gdzie one są? Desperacja? M3? Nieznane tereny? Co, jeśli na niezbadanej części Desperacji jest wiele takich... chorych miejsc? Trzeba o tym wspomnieć Wilczurkowi.
Ciro.
Co z nim jest? Zniknął nagle. ... złapali go?
Buffy zagryzła wargi, odgarnając niebieskie kosmyki z twarzy. Martwiła się o tego chłopaka - w końcu są przyjaciółmi. Z drugiej strony wiedziała, że łowca sobie poradzi.
Chyba.
Poszła dalej za Ruffian, gdy...
Po raz kolejny zamarła.
Gdzie to jest.
- Kurwa...? - zapytała niepewnie, czując już większy niepokój. Wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, ćśś, głupie myśli. Wszystko...
Spojrzenie w górę.
Ból.
Wstań, głupia. Wsta...--
- Och - powiedziała Buffy, gdy Ruffian ją podniosła i popędziła w stronę drzwi. Zacisnęła zęby, próbując zignorować ból. Na próżno - biodro ją cholernie bolało. Jak ona ma teraz biegać? Jak uciekać? Na szczęście jej towarzyszka dawała radę. Jak to dobrze, że Giggle jest chudziutka. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić. To tylko ból, nic takiego. Nic takiego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.15 21:06  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Scena jak z horroru. Latające ciała, metalowe półki upadające na głowę, Hanka dziewczyna w kartonach. I krwawiący łeb.
Biegła ile sił. Tylko to zdołało uratować ją i jej towarzyszkę przed wściekłym, pająkopodobnym stworzeniem. Postanowiła, że ruszy drugim, niezbadanym przez nich korytarzem. Tamtejsze światło ginęło w pewnym momencie, przegrywając walkę z mrokiem. Wiecie, ciemność, jak ciemność - ale tamtejsza była n i e n a t u r a l n a, co wzbudzało jeszcze większy lęk i niepokój w dwójce dzielnych współtowarzyszek.
A tam, gdzie mrok, jest i strach. Tam, gdzie strach, jest często i krew. A tam, gdzie krew... to i potwory, które tej krwi pragną.
Nie wiedziała, ile to trwało. Ale zmęczenie w końcu dało o sobie znać. Nagłe spadek adrenaliny również. Ruffian upadła, a wraz z nią Giggle. Gdyby okazało się, że potwór zniknął, dał im spokój czy po prostu zgubił ich ślad, byłoby pięknie. Ale życie nie jest łatwe, bo gdyby było łatwe, nazywałbyś je kurwą. Usłyszały warkoty i groźne warczenie. Stworzeń rodem z koszmarów było więcej. Trzeba się gdzieś schować!
Obydwie ruszyły w stronę otwartych drzwi. Weszły do pomieszczenia, zatrzaskując je za sobą. I tutaj panowała ciemność. Wymordowane poczuły na policzkach podmuchy zimnego wiatru. Gdy i tak wyostrzony wzrok przyzwyczaił się do nienaturalnej ciemności, mogły w końcu bez problemu rozpoznać kontury poszczególnych przedmiotów, ale także zauważyć małe okienko cztery metry nad nimi. Wystarczająco duże, by każda z nich przecisnęła się przez otwór. Za oknem panowała noc. I ani śladu księżyca. Jakby bał się patrzeć na to plugawe miejsce. Wolał zasłonić się pościelą z chmur i udawać, że nic tu się nie dzieje, a to miejsce po prostu nie istnieje...
Zza drzwi usłyszały warkoty. Potwory zbliżały się, węsząc dokładnie. Bały się światła, dlatego rozbijały lampy, pozbawiając korytarzy ostatnich źródeł światła. Musiały się pospieszyć. Przecież zapach ich potu i, co najważniejsze, krwi zdradziły je już dawno. Ruffian krwawiła coraz bardziej, a Giggle czuła coraz mocniej efekty ciosu w biodro. Wpadła za to na pomysł, by szybko zabarykadować drzwi. Naprzeciwko nich stała spora, ciężka, metalowa półko. Trzeba ją szybko przewrócić...
Z tego wszystkiego nawet chyba nie zorientowały się, że coś zaskrobało w okno.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 0:46  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Drzwi, na które napierała prawym biodrem zwolniły. Kobieta obróciła się w nich, by ranna jako pierwsza znalazła się za nimi. Udało się. W miarę możliwości, po zwolnieniu tętna zdążyła zapytać:
- Are you OK?
Chociaż w sumie, to pytanie było poniekąd bez większego sensu. Dziewczyna miała poważną kontuzję biodra. Kij wie, czy to coś z samą kością, czy oderwała się główka, czy poszedł cały staw i roztrzaskało się coś jeszcze.
W każdym bądź razie, nawet gdyby Fran bardzo chciała, nie mogła przystanąć i pomóc jakoś unieruchomić nogę, bo zewsząd dochodziły kolejne odgłosy warkliwych bestii.
Skąd one się biorą? W jakiś inkubatorach się tworzą, czy co?
Objęła towarzyszkę ponownie wpół, tym razem lewą ręką, a macki owinęły nogi, by chociaż trochę je unieruchomić.
Franny mogła się teraz modlić, by jej chęć pomocy przyniosła pożądany efekt, bo nogi zgięły się pod ciężarem dwóch ciał. Obydwie upadły. Czy przytrzymujące macki zdały egzamin?
- Fuck! I'm sorry! - mówiła już przez łzy. Była tak zdesperowana, że nie wytrzymała.
Leżała na betonie dobrą chwilę. Cieszyła się, że może na nim leżeć. Rozłożyła ręce zgięte w łokciach, jakby chciała przytulić podłogę. W tym momencie poczuła na chwilę ulgę. Cały ból, który rozrywał jej mięśnie, co nawet słyszała, opadł wraz z przedłużającym się odpoczynkiem. Zdążyła nawet dwa razy napełnić płuca do całej objętości. Było jej tak dobrze, jak w łóżku. Jeśli teraz jakiś potwór wykręciłby jej nogę z biodra, pewnie by tego nie poczuła. Jeśli by ją odgryzł i wiercił jak krokodyl, też nie miałaby świadomości, że właśnie jest żywcem pożerana. Pewnie wylewająca krew jeszcze bardziej dałaby jej uczucie ulgi i błogości. Utraty masy i tego całego ciężaru.
Żyłaby w tej przyjemnej świadomości zapewne do przybycia monstrów i do swojej usranej śmierci, gdyby nie mrowienie i zaciskanie się mięśni, w nogach, rękach, z tyłu i w środku. Wszystko kazało jej uciekać. Ale to cholernie. W uszach krew biła jak dzwon, zagłuszając połowę docierających dźwięków.
Franny pozbierała się, po omacku wyszukała kompanki i ujęła ją za rękę.
- Żyjesz jeszcze? - Spytała troskliwie.
Nie było czasu. Trzeba było znów ją podnieść na nogi i uciekać. Śliskie jęzory oblekły i owinęły znowu niebieskowłosą. Franny ciężko podniosła się z miejsca, czując jakąś nową energię. Miała przeczucie, że są już blisko. Wyjścia.
Warki i pomruki rozbrzmiewały coraz głośniej. Ich natężenie rosło, wraz z kolejną porcją adrenaliny.
Fran akurat dobiegała do końca korytarza z kolejnymi otwartymi drzwiami. Dosłownie jak w jakiejś cholernej grze. Mnóstwo pomieszczeń, aby się schować i mnóstwo bibelotów, których można użyć jako prowizorycznej broni.
W cholernie ciemnym pomieszczeniu, Fran zatrzymała się dopiero na obrotowym krześle, na które wpadła, wbiegając do środka. Co dziwne, jej rozgorączkowaną skórę muskało coś chłodnego, jakoby wiatr.
Wiatr? Skąd tu się wziął wiatr? Czyżby jakaś bestia własnie wydychała powietrze? Nie, to było zbyt zimne, jak na wydech. Zbyt świeże i do tego nie cuchnie. Zerknęła wyżej. W suficie znajdował się otwór, na wzór szybu. Oho, czy to aby nareszcie kres ich morderczych zmagań? Miała taką nadzieję.
Niedługo potem ocknęła się ze swoich marzeń, słysząc hałasy i stukanie przedmiotów. Tak, te drzwi też chyba należałoby zastawić. Zerknęła na przeciwległą do nich szafkę na kombinezony, takie jak chociażby w szatniach w szkołach. Podeszła do niej, utorowała przejście, by móc ją nieco przesunąć. Obeszła metalowy mebel z drugiej strony i zaczęła mozolnie przesuwać, to odpychając się od ściany, to znowu tworząc zygzakowaty tor jej ruchu. Tak długo, aż nie zajmie prawowitego miejsca.
Szuranie zagłuszyło inne dźwięki. Czuła w sobie taką radość z końca, a tak naprawdę kto wie, ile jeszcze przeszkód stoi przed nią i kompanką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.15 0:09  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Giggle z całych sił zacisnęła powieki, próbując zignorować tańczące pod nimi różnokolorowe rozbłyski.  To tylko ból, nic takiego. Pozbierasz się w dwie minuty. Och, po prostu lepiej nie sprawdzaj, jak to wygląda, tylko spróbuj przeżyć.
Co to do cholery było?
Pieprzone mutanty... Żołnierze ze S.SPEC nie próżnowali. Widocznie teraz ich zwierzątka wymknęły się spod kontroli i postanowiły zemścić na naukowcach. Oczywiście Giggle im się nie dziwiła - nawet kibicowała. Gdyby tylko owe potworki nie postanowiły również zabić dwie niewinne dziewczyny...
W sumie Buffy taka niewinna nie była. Zabiła wielu ludzi i była niemiła. Kiedyś okradła biedną staruszkę. Próbowała również zmusić do grzechu pewnego medyka, rozbierając się przed nim nago i wrzucając biednego chłopa do wanny. No ale tym tutaj to nic nie zrobiła, wyprasza sobie! No przepraszam bardzo, po prostu się broniła. I mściła za swojego kumpla, Ciro. Pewnie go zdążyły już zamordować... Chociaż kto wie? Łowca nie był słaby, wręcz przeciwnie. Może znalazł inną drogę na zewnątrz?
Próbowała coś odpowiedzieć na pytanie swojej towarzyszki, ale jedynie kiwnęła głową. Co to oznaczało, to sama Giggle nie wiedziała. Pewnie chciała tylko przekazać, że żyje.
Ciemność.
I to jaka... Inna. Collins była przyzwyczajona do chodzenia po ciemku - korytarze DOGS w większośći były nieoświetlane i trzeba było się nauczyć wszystkiego na pamięć. Mimo to dziewczyna poczuła się nieco niespokojnie, do tego ją tą zaciekawiło. Warto jednak dodać, że te uczucia zeszły na dalszy plan, gdyż biodro dawało coraz bardziej o sobie znać.
No a potem upadły. Niebieskowłosa jęknęła głośno, mimowolnie dotykając dłonią biodra Oczywiście te nie zostało magicznie wyleczone.
Uspokój się.
- Ok. - odparła cicho, próbując skupić się na czymś innym. Nie zwracać uwagi na ból. Leżała tak przez chwilę, pukając palcem prawej dłoni o podłogę. Wsłuchiwała się w cichutkie pukanie, skupiając na nim całą uwagę. Próbowała zapomnieć, że coś jest nie tak z jej biodrem. Trochę działało, jednak dziewczyna czuła palącą potrzebę ucieczki. Nie chciała umierać. Nie to, że się bała - och, już raz przecież umarła. Po prostu miała jeszcze dużo rzeczy, których nie załatwiła i wolałaby to wszystko ogarnąć, zanim sobie zdechnie. Na przykład znaleźć faceta dla swojej siostry... Właśnie. Młoda powinna od najmłodszych lat już się ustawić.
Kiwnęła głową na pytanie swojej towarzyszki, mimo że nie była do końca pewna, o co ją ta pytała. Drgnęła, czując na ciele ponownie lepkie macki. Nie było to przyjemne uczucie, aczkolwiek bezbolesne i skoro dziewczyna jej pomagała, to Buffy nie miała najmniejszego zamiaru narzekać. Donośne powarkiwania z tyłu wywoływały w Collins poczucie, że musi uciekać albo walczyć. Niestety, ani jedno ani drugie nie było możliwe bez pomocy drugiej dziewczyny. Niebieskowłosa była zdana na swoją towarzyszkę "zabaw". Nie podobało jej się to, wolałaby być niezależna. Co nie oznacza oczywiście, że nie była wdzięczna. Wręcz przeciwnie.
Po sekundach, które trwały jak godziny, wreszcie dotarły do drzwi. Buffy nie do końca ogarniała co się wokół niej dzieje, chociaż próbowała się skupić.
- Skrzynia... - powiedziała, pokazując na metalowe pudło. Jej towarzyszka wpadła na ten sam pomysł. Zabarykadowanie drzwi na pewna da im cenne chwile na ucieczkę. A było już tak blisko... Chyba.
Dziewczyna odetchnęła głęboko zimnym powietrzem. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Spróbowała wstać i poszukać czegoś, co pomoże im w dostaniu się do okienka. Upadła natychmiast, ale przecież można się czołgać, nie? Zaczęła powoli przeszukiwać pomieszczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.15 11:06  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 3 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Ruff zabarykadowała dwójkę, co faktycznie dało im cenny czas na zorganizowanie się i ucieczkę. Zmutowane stwory, będące kiedyś psami, a także i - co było przerażającym faktem - ludźmi, ustaliły już położenie Ruffian i Giggle. Zaczęły wściekle dobijać się do nich, drapiąc drzwi i wściekle warcząc. Jeden z nich zaczął napierać na drzwi zbyt mocno. Te powoli zaczęły odpuszczać.
Wymordowana wstała z krzesła obrotowego i szybko zauważyła inną skrzynię, siedzącą w ciemnym kącie, prawie niezauważona. Popchnęła ją w taki sposób, by znajdowała się idealnie za okienkiem. Niestety, biodro Giggle było zbyt poobijane i sprawiało zbyt duży ból, by ta mogła biec czy nawet chodzić, nie mówiąc już o wspinaczkę i skok. Dlatego Ruffian objęła delikatnie Giggle, podnosząc ją i jako pierwszą popychając do okienka. W chwili, gdy potwory dobiły się do pomieszczenia, wyważając drzwi (te upadły z hukiem na podłogę, wraz z zawiasami) Ruff próbowała szybko wyjść na zewnątrz. Jeden z potworów chwycił ją z kostkę, próbując wciągnąć z powrotem. Giggle musiała jej pomóc, inaczej wygłodniałe stwory pożrą jej towarzyszkę...
Jakimś  cudem udało się Ruffian wypełznąc, zamykając za sobą okno z hukiem. Teraz musiały rozglądnąć się za wyjściem z ogrodu, który był... wielki. Ogromny. Niczym park. Co gorsza, wcale nie był bezpieczny...
Dwójka musiała się zastanowić, w którą stronę iść. Było tu okropnie ciemno.  Żadnych lamp w około. Nie dostrzegły też żadnego ruchu.
Nieopodal zauważyły budkę. To pewnie składzik ogrodnika - a skoro ogrodnik, to i narzędzia, które mogą się przydać... choćby do obrony. Gdy chciały iść w tamtą stronę, dobiegł je dziwny hałas. Okazało się, że i park był pełen dziwnych stworów, czyhających na błąd swoich ofiar. W dodatku pochodził właśnie z tamtej budki. Nieprzyjemna woń krwi, która ewidentnie miała swoje źródło w owej budce, zemdliło dziewczyny.
Ruffian zauważyła niski żywopłot nieopodal. Powiodła wzrokiem w prawo, w końcu zauważając furtkę. Czy to był koniec tej popieprzonej gry? Poruszając się krzakami, udało jej się dotrzeć tam bez natknięcia się na stwory. Widocznie wszystkie zajęte były ucztą w drewnianym kantorku, o czym świadczyły odgłosy rozrywanego mięsa, miażdżonych kości i oczywisty zapach słodkiej posoki.
W tym budynku działo się coś niedobrego. Coś tak złego, że nawet bohaterki nie miały już ochoty rozwikłać tajemnicę. Miejsce to nadal będzie żyło własnym życiem, jednak... już bez Giggle i Ruff, która szarpnęła wściekle furtką, niemal ją rozwalając. Gdy wyszły, okazało się, że znajdują się w lesie. Dość znajomym lesie na desperacji.

_______

Gratulacje! Przetrwałyście męki tej misji i zdobyłyście wasze upragnione nagrody! Giggle, pamiętaj, że biodro będzie męczyło Cię jeszcze przez około 15 postów, stopniowo regenerując się.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach