Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.03.15 22:46  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Ciemność. I koszmary. Jakieś korytarze rodem z prastarych szpitali psychiatrycznych, gdzie niezrównoważeni pacjenci stają się ofiarami systemu i czyiś chorych ambicji. Jak w scenerii z Outlasta, w którego miała przyjemność kiedyś zagrać.
W porządku, koszmar koszmarem, ale dlaczego jest on tak realistyczny? Dlaczego Ruffian trzęsie się z zimna, dlaczego czuje na sobie opinające ją nieubłaganie i niezwykle sztywno konopne liny? Dlaczego drewniane szczeble od krzesła wrzynają jej się w plecy? Dlaczego w ustach ma jakąś zabrudzoną smarem silnikowym szmatę, zaciśniętą na twarzy tak mocno, że wymordowana ma wrażenie noszenia źle dopasowanego wędzidła? Dlaczego prawa noga niemiłosiernie szczypie, boli, piecze? Dlaczego oczy szczypią i dlaczego mimo wytężania wzroku nic nie widzi? Czyżby nabroiła tak mocno, że ktoś postanowił ją za to ukarać, czy może ktoś dowiedział się o tym jej niechcianym morderstwie?
Z zimna z nosa sączyła się wodnista wydzielina, tak jak podczas marszu w chłodną jesień. Dziewczyna miała dreszcze. Parskała jak koń. Jej klatka piersiowa poruszała się nadzwyczaj płytko. Nie dziwota, skoro siła krępujących ją sznurów była na tyle mocna, by pozostawiać liczne odciski i zasinienia na skórze pod ubraniem. Tak więc każdy, nawet lżejszy oddech był równoznaczny z kolejnymi wrzynającymi się w ciało twardymi włóknami lin.
Od betonowych, zimnych i płaskich ścian z łatwością odbijało się echo. Najwyraźniej ktoś nadchodził. Styl poruszania się tej osoby sugerował, że nie pochodzi stąd. Kroki stawiała niepewnie, cicho i ostrożnie. Czarne obrotowe uszy zwróciły się ku epicentrum tego, dającego jakąś nadzieję dźwięku. Samą zaś Ruffian mimo to opanował lęk i niepokój. Dawno nie czuła na sobie takich nachalnych, lodowatych i namiętnych macek strachu. Dawno nie było to tak podniecające i zarazem niebezpieczne.
Dawno z nikim nie rozmawiała.
Próbowała się poruszyć, nieco wyswobodzić, ale na nic to. Skórę znów podrażnił silny uścisk. Ponadto ta rana na nodze dawała o sobie znać. Ruffian była zbyt oszołomiona, by wywołać jakoś regenerację. Ból był tak przeszywający, że nie czuła na sobie przesiąkniętego bandażu. Czyżby ktoś próbował jej wcześniej pomóc? Pytanie tylko jak, kiedy i kto.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.15 18:55  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
- Halooooo? - zapytała Giggle, włażąc do schowka. Zerknęła na krzesło, po czym rozejrzała się dalej. Ciekawe, czy tu coś do jedzenia znajdzie. Złapała klucz, po czym spojrzała na półki. Zaczęła przegrzebywać wszystkie śmieci.
Postać na krześle musiała poczekać.
Giggle nuciła sobie cicho i machała jednym z warkoczy, drugą ręką przeszukując wszystkie przedmioty.
- W ogóle cześć. Co tam? - zapytała, nawet nie patrząc na dziewczynę. Zrzuciła na ziemię jakąś szmatkę. - Człowieku, co Ty tu robisz? Bo ja nie mam pojęcia. Serio. Byłam sobie tam u góry, związana z moim kumplem. Trochę strasznie, bo tam chyba były psy. Ale już ich nie ma, także spoczko. No a później jeszcze jakoś taka klapa była no i zjechaliśmy na dół, a potem Ciro nagle... no, zgubił się. Nie wiem. Mam nadzieję, że go nie zajumali, bo go lubię. Dobry łowca z niego był... znaczy jest, oczywiście. W sumie... o, kombinerki! - wyjęła zardzewiałe narzędzie. - W sumie pół kombinerek. Może się przyda, jak sądzisz? A właściwie to chyba powinnam Cię już rozwiązać. Dobrze jest mieć przy sobie jakąś mordeczkę. Chyba, że chcesz mnie zabić. Ale nie radzę, bo jestem bardzo silna. Serio, serio. Zabiję Cię w dwie sekundy. Więc, mordko, żadnych sztuczek, a ja chętnie będę miała z Tobą sojusz i razem się stąd wydostaniemy. Mniejsze prawdopodobieństwo, że umrzemy. Co Ty na to? - podeszła do krzesła i zajęła się węzłami. - Cholera, kto Cię wiązał? Co ja Ci mam teraz zrobić, co? - spojrzała na ziemię. Jeżeli na podłodze znajdowałyby się jakiekolwiek kawałki szkła, ostrego metalu to wzięłaby je i próbowała nimi uwolnić nieznajomą. A jeżeli nie... od czego są zęby?  Gdy wreszcie udało jej się uwolnić nowego sojusznika, Buffy wstała i otrzepała dłonie o spodnie.
- W ogóle to mam nadzieję, że nic Ci nie jest. Bo wiesz, trzeba stąd spieprzać. To jak, idziesz? - no i wyszła z kantorka. Ruszyła w stronę zamkniętych drzwi.  Głupia nie jest, zdała sobie sprawę, że klucz być może pasuje. Zerknęła za siebie, czy nowo poznana osoba za nią idzie i włożyła klucz do zamka. Jeśli pasowało, to szybko otworzyła drzwi i weszła. A jak, żadnego sprawdzania po drodze, czy coś się znajduje w nieznanym pomieszczeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.15 19:51  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Giggle, zuch dziewczyna, robiła teraz za przewodnika całej tej wyprawy po śmierć. U jej boku pojawiła się zdezorientowana Ruff, która teraz zastępowała Giggle zagubionego w akcji Ciro. No cóż, w kupie raźniej...
Dwójka weszła do nieznanego, ciemnego pomieszczenia. Najpierw wparowała tam Giggle, której indiańskie imię brzmiałoby z pewnością: W Gorącej Wodzie Kąpana. Druga dziewczyna, zanim ruszyła za nią do nowego, otwartego teraz pomieszczenia, usłyszała dziwne dźwięki dochodzące z zabarykadowanego pokoju. Coś jak uparte skrobanie po ścianie długim, tępym narzędziem. Zbagatelizowała jednak sprawę, stwierdzając, że wydawało jej się to...
Giggle męczyła się chwilę ze znalezieniem włącznika. W końcu jednak, po dokładnym macaniu ściany, udało jej się odnaleźć upragniony przycisk. Na całe szczęście, tu awaria nie zdołała pokrzyżować im planów. Po chwili wymordowane mogły dokładnie zbadać pomieszczenie, które, jak się okazało, było dość spore i słabo oświetlone - na całe przypadały zaledwie dwie ponure lampy. Było tu mnóstwo komputerów - około piętnaście. Trzy z nich były uruchomione, dwa - skutecznie zablokowane, reszta niedziałająca. Jeden zdawał się byc zdatny do użycia - znajdowały się na nim dwa pliki: ahar.tex oraz drugi plik, będący nagraniem wideo.
Plik ahar.tex zawierał w sobie krótki spis różnych, nieznanych nazwisk. Było ich około dwadzieścia pięc. Nagłówek brzmiał: pracujący w dziale B. Przy niektórych można było dostrzec dodatkowy wpis. Było ich dokładnie trzy:
    Michael Tanaka, 24 lata, inżynier działu komputerowego. Pacjent zmarł po 2 godzinach ataku, sposósb zarażenia: nieznany. Zgon nastąpił 24 VII o godzinie 16.02.
    Anastasia Gren, 24 lata, personel działu inżynierii genetycznej. Pacjentka zmarła po dwudziestu czterech godzinach, padaczka, mutacja częściowa. Sposób zarażenia: kontakt z ciałem zarażonego/martwego. Zgon nastąpił 28 VII o godzinie 00.46.
    Eva Taren, 28 lat, personel działu inżynierii genetycznej. Pacjentka zarażona, mutacja częściowa, sposób zarażenia: kontakt z ciałem zarażonego/żywego.

Przy każdym nazwisku widniało zdjęcie danej osoby.
Po kliknięciu drugiego pliku, ekran zrobił się czarny. Słychac było niezrozumiały prawie szept. "Oni... tu... oni tu są... błagam zróbcie coś... pomo..." i tu jego słowa przerwały krzyki w oddali - "ZRÓBCIE COŚ, KURWA!" - i na tym filmik się skończył.
Dziewczyny usłyszały kroki, oddalone o jakieś sto metrów. Trzaskanie drzwiami.
Jest tu dużo miejsca, by się schować.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.15 18:10  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Tajemnicza postać zabrała się za szperanie po szafach czegoś zdatnego do przeżycia. Pewnie nie tylko jej nie uśmiechało się spoczywać w łapach tych skurwiałych bestii. Ruffian sama przez to zajście czuła się jak obiekt do badań, czy coś w rodzaju niewolnicy albo więźnia.
Odczekała cierpliwie, choć nie ukrywajmy, niewielu ludzi nie popadało by w apopleksję, kiedy uciśnieni z taką siłą walczą o złapanie oddechu, jak ryba bez wody, a jakiś ludzik łazi bez celu i ma czas na wszystko. W skutek czego łatwo by nabrać niechęci czy też silniejszych negatywnych relacji względem osoby podobnego pokroju jak współtowarzyszka. Z drugiej zaś strony, jej zachowanie może być całkowicie wytłumaczalne - w końcu nie posiada ona obowiązku uwolnienia kolejnej agresywnej gęby do wykarmienia.
Poza samą obecnością Wymordowanej, Ruffian nie miała wielkich nadziei o wyswobodzenie, kiedy ta zaczęła przetrząsać pomieszczenie w poszukiwaniu jakiś pomocnych w tym survivalu bibelotów. Jedyne, czego mogłaby oszczędzić w tragicznej agonii czarnowłosej, to ten jazgot. Buzia się jej nie zamykała, a tym bardziej, że był to niezrozumiały, wręcz kosmiczny dla Franny język. Jej głowa zaczęła się przegrzewać. Faktycznie, utkwione w jej ciele cząsteczki uranu pobudziły się do reakcji, przez co brzuch i klatka piersiowa Ruffian lekko zaświeciły na zielono.
I, można by rzec, ku zdziwieniu krępujące, wrzynające się w ciało, konopne liny odpuściły. Zsunęły się lekko, a Fran mogła wreszcie odetchnąć. Zdarła z twarzy knebel, wyrywając przy tym kilka kruczoczarnych włosów i łykała powietrze jak topielec. Mimo, że nie znała języka, miała małą nadzieję, że nieznajoma zrozumie chociaż proste Thank you.
Gdy kompanka ruszyła w dalszą drogę, Ruffian musiała się poczołgać wraz z nią. W końcu była ona jedyną możliwością ucieczki z tego pieprzonego zakładu.
Chodzenie utrudniała jej rozszarpana noga, przez co zaliczała każdą ścianę w korytarzu, to wspierając się o nią, to znów odbijając się od niej. W pewnym momencie usłyszała sekundowy hałas, jakby ktoś łomem chciał napisać jakąś mantrę na ścianie. Nie była pewna co do tego, czy to jej jeszcze nie do końca dotleniony mózg stroi sobie z niej żarty, czy też faktycznie coś wisi w powietrzu. Nadstawiła ponownie uszu, leczy tym razem już nic nie usłyszała.
Weszła do środka. Znów poczuła się jak w Outlaście, tyle, że w realu. Pamiętała, jak w grze wszędzie walały się zwłoki strażników z wyprutymi na wierzch jelitami i wątrobą. Podeszła do współtowarzyszki i wpatrzyła się w jedyny działający ekran. Były na nim same japońskie krzaczki i zdjęcia jakiś ludzi. Zaraz później nieznajoma odtworzyła drugi plik, który przyciemnił cały ekran. Z przerywającego dźwięku tradycyjnie nie zrozumiała ani słowa. Jedynie tonacja zdesperowanych autorów nagrania, mogła podsuwać jej myśl, że nie tylko one znalazły się w tym cholernym zakładzie. Pytanie, zakładzie czego? Czy to laboratorium, czy szpital psychiatryczny, czy kostnica, czy jakie inne gówno. Takie miejsca powinno się z góry palić i niszczyć spychaczem, kulą burzącą, nawet czołgiem!
I co?
Tup, tup, tup... - usłyszały obrotowe uszy, które bezwarunkowo skierowały się do tyłu.
Fuck! Jednak się nie myliłam! Nie przesłyszałam!
- Musimy się gdzieś schować.
- wyszeptała. Miała nadzieję, że to stosunkowo proste zdanie zostanie zrozumiane przez współtowarzyszkę. Sama zaś zaczęła jak larwa szukać sobie leża w tym bałaganie. Minimalnie dotykając nogą podłoża, raz na dziesięć sekund jęcząc i stękając z bólu pokuśtykała w kupę poszarzałych kartonów z jakimiś pierdołami w środku, a dla lepszego zamaskowania jeszcze wyrzuciła na siebie ich zawartość. Jakąś małą szparą obserwowała poczynania niebieskowłosej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 14:45  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Buffy jest, jaka jest. Wiadomo, trudno jest się do niej przyzwyczaić. Dziewczyna ma specyficzny styl bycia, który może irytować wiele osób. Jest głośna i odważna, brak jej jakichkolwiek zahamowań. Nie boi się niczego, nie licząc psów. Jest to zaleta, jak i wada. Bo przecież czasem tchórzostwo ratuje życie, prawda? Może i rzucenie się w wir bitwy jest mężne i heroiczne, jednak z pewnością taki osobnik długo nie pożyje. Buffy miała to szczęście, że wokół niej jest dużo ludzi, którzy w jakiś sposób ją wstrzymują od niektórych czynów. Jej szczególną cechą jest fakt, że zawsze jest wierna psom i słucha Wilczura. No i nie tylko jego, bo ma jeszcze swoją siostrę, Liszkę. Ta zawsze ratuje dupę nierozważnej Collins.
No ale teraz tutaj Hazel nie było, więc kto miał powstrzymać Giggle przed robieniem tych wszystkich idiotycznych rzeczy, które zazwyczaj robi?
Cała nadzieja w tej osóbce, której pomogła Buffy. Nie, żeby to zrobiła z czystej dobroci serca. We dwójka raźniej. Niebieskowłosa zagwizdała, gdy nieznajoma zaczęła świecić na zielono.
- No nieźle. - stwierdziła, ale nic więcej nie mówiła. W końcu każdy z wymordowanych ma w sobie coś dziwnego. Zamrugała, słysząc słowa w nieznanym języku. - Yyy... No... Ołkej? Jakoś tak to szło. Nie wiem. - Buffy nie uczyła się tego języka, ale w ciągu 400 lat życia coś się podłapie. - Go with me. - dodała, kalecząc słowa.
Dziewczyna wypuściła z irytacją powietrze, nie mogąc trafić łapką w włącznik światła.Nie bała się, ale była zaniepokojona całą tą sytuacją. Wolałaby wrócić już do kryjówki psów i tam zrobić coś ciekawszego. Wreszcie jednak pokój rozjarzył się słabym blaskiem lamp, ukazując dziewczynom komputery. Na kabelkach Collins się znała, na informatyce nie. Spojrzała niepewnie na włączone komputery. Palnęła kilka razy otwartą dłonią w jeden z zablokowanych i kliknęła w klawisze.
Nie działa.
Mówisz, Sherlocku?
Wreszcie udało jej się włączyć plik ahar.exe. Zmarszczyła brwi i zaczęła czytać, przy okazji próbując tłumaczyć swojej towarzyszce.
- Yyyy... He. Nie, czekaj. Tak, He. He was dead. Andriej Tanaka. Dwadzieścia four old. Tanaka dead. Nie wiadomo jak. No know. Yy... Dalej, dobra. - oblizała wargi. - Anastasia. Pacjentka. Pacient? Nie wiem... Dead. Yes, she is dead. Young. Y... kontakt with trups.Wymordowans? Y... with me. Like me! - wyszczerzyła ząbki, bo jej się udało. - Yyy.. Dobra, dalej. Eva. Dead. ... wait. No dead, no dead. She live. Life. Lajf? Y... Mutacion. Mutejszyn. With trups. With like me. She live. Problems? - ciekawe, czy coś się da zrozumieć z tego bełkotu.
Po chwili włączyła kolejny plik i słuchała tego, co mówi w nim nieznany Giggle głos.
- Y... He was dead. Problem. - powiedziała, choć pewnie to już jej towarzyszka dała radę sama zrozumieć.
Giggle usłyszała jakieś kroki. W pierwszej chwili chciała wyskoczyć i zabić to coś, ale... ale dziewczyna nie była idiotką. Jakby miała jakąś przewagę, to z pewnością nie wahałaby się ani chwili. Ale w tej sytuacji... Buffy wyłączyła pliki i schowała się za biurkiem jednego z nieczynnych komputerów. Najpierw odsunęła nieco biurko od ściany, to samo zrobiła z kilkoma innymi meblami. Tak, żeby nie zwracało to uwagi. Wcisnęła się pod drewno, zagłębiając się jak najdalej. W tej chwili była zadowolona ze swojej gibkości i szczupłej sylwetki. Ucichła, próbując nawet nie oddychać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 19:52  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Dziewczyny zdążyły odpalić komputery i odtworzyć plik wideo, zanim usłyszały podejrzane kroki. Ruff zrozumiała mniej-więcej o co chodzi Giggle, reszty sama się domyśliła. Słów na wideo nie musiała rozumieć, tu liczyły się jedynie efekty dźwiękowe. Może nie wywietrzeją im tak łatwo właśnie zdobyte i - wydawałoby się - zupełnie bezużyteczne i bezwartościowe informacje o poszczególnych pracowników działu B...
Echo ciężkich, tajemniczych kroków było odbijało się od ścian. Ktoś (lub coś) był coraz bliżej. Na ścianie korytarza pojawił się cień. Nagle wszystko ucichło i pozostało w takim stanie przez kilka sekund. Rozległo się głośne walenie do drzwi - jak się okazało, nie do tych, które prowadziły do pomieszczenia będącego kryjówką dwóch bohaterek. To drzwi obok - zamknięte od wewnątrz - teraz runęły z głośnym hukiem, a do mrożącej krew w żyłach orkiestry dołączył krzyk mężczyzny. Nie udawany krzyk prawdziwego przerażenia, który zakończył się w chwili, gdy to coś runęło na niego z nieludzkim warkotem, rozrywając na strzępy. Chwilę potem stworzenie chwyciło martwe ciało, ciągnąc je za sobą - w tak idealnej ciszy można było usłyszeć nawet własny oddech czy bicie serca, tak więc odgłos ciągniętego po podłodze ciała z pewnością wyzwaniem nie był - szczególnie dla wymordowanych. Światło w tamtym pomieszczeniu zgasło, a potwór przeszedł obok, o czym świadczył jego dziwny i bardzo nieprzyjemny odór, a także kontury ogromnej i ludzko-podobnej sylwetki.
Nie miały dużo czasu. Wrócenie tam nie było też najlepszym pomysłem. Dlatego, gdy szepty dziwnego stworzenia (o dziwo, mówił on po języku zrozumiałym dla Giggle, rzucając oszczerstwa na wszystko, co żyje) zamknęła ona drzwi, barykadując je za pomocą kilku biurek, krzeseł, a nawet komputerów. Pomieszczenie było długie, bardzo długie, na końcu zaś stały wielkie, metalowe drzwi. Nad nimi świeciła się czerwona lampka - obok znajdował się skaner siatkówki oka. Niestety, próba przyłożenia swoich siatkówek powodowały jedynie pojawienie się komunikatu o nieprawidłowych danych. Trzeba się tu trochę rozejrzeć... O, proszę. Kolejne pomieszczenie - po prawej. Z wywalonymi drzwiami. Jak miło. Chociaż raz coś poszło tak, jak miało pójść.
Było średniej wielkości - ale i tak kilka razy mniejsze od tego, w którym znajdowały się komputery i tajemnicze, żelazne drzwi. Giggle wkroczyła pierwsza. Od progu uderzył ją zapach zaschniętej krwi i rozkładających się ciał. Nie zdążyła się dokładnie rozglądnąć, bo z kąta dobiegły ją podejrzane odgłosy - znane już skrobanie tępym narzędziem o ścianę, następnie szepty przypominające modlitwę. Nie zdążyła też zapytać, kim jest ani zorientować się, jak wygląda - nieznajomy rzucił się w jej stronę, unosząc tępy nóż. Ta cofnęła się gwałtownie, instynktownie próbując uniknąć ciosu. Gdy ten zbliżył się do niej i również wypadł z pomieszczenia, obydwie mogły się mu trochę przyjrzeć - mężczyzna, z kilkudniowym zarostem i dzikim obłędem w oczach, w długim, zakrwawionym fartuchu, na którym miał przyczepioną karteczkę z wydrukowanym imieniem i nazwiskiem.
Michael Tanaka.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.15 15:50  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Nie spodziewała się, by jej przekleństwo było dla kogoś podziwem. Ten przygwizd był na swój sposób przyjemny. Przynajmniej ktoś w mały, może i powierzchowny sposób docenił jej mękę.
Dalsza część wędrówki szła jako tako. Wprawdzie język, jakim posługiwała się współtowarzyszka, był nieco koślawy i połamany, ale pomijając pewne błędy, dało się z niego coś zrozumieć. A już zwłaszcza taką podstawową informację, że facet i babka nie żyją. A trzecia osoba... nie wiadomo, co z trzecią osobą.
Tym czasem w stercie kartonów... Franny dostawała skrętu kiszek, widząc zbliżający się cień, a później walenie do drzwi, jak w przypadku pijaczyny czy psychicznie chorego, chcącego koniecznie wydostać się na zewnątrz. A później ten tępy i jakże przekraczający normę decybeli huk wyważanych chyba z futryną drzwi. Do tego dołączył przeraźliwy wrzask, jakby kogoś na żywca pozbywano jelit i serca.
I tak też się stało. Ofiara ucichła. Teraz było słychać pałaszowanie się potwora we flakach mężczyzny. Mokre tkanki i narządy, wypluwające resztki pędzącej przez adrenalinę krwi. Niejeden słaby organizm zwróciłby przy tych odgłosach treść. Co dopiero, gdyby widział to na żywca. Franny miała tylko tą przyjemność widzieć cienie na ścianie zarówno ofiary, jak i oprawcy.
Uczucie, jakie jej w tej chwili towarzyszyło, było podobne z tym, jak plemię Indian wysłało ją na polowanie, a tymczasem ona natknęła się na niedźwiedzia grizzly. Ze strachu można się co nieco pozbyć z organizmu. Podobnie było tym razem. Tym bardziej, jak w nozdrza trafił ten cholerny odór krwi. Ruffian na samym początku tak waliła, kiedy jej dziwaczna szrama na brzuchu otwierała się jak zdechły małż i waliła padliną na kilometr. Teraz wydostające się z niej smary walą typową ropą naftową.
Zaraz potem monstrum ciągnęło zwłoki nieszczęśnika i zawlekło je gdzieś, gdzie wreszcie ucichły jego kroki i szuranie.
Franny nigdy nie słyszała tak desperackiego wrzasku z gardła płci przeciwnej. Nigdy. Więc albo był to nadzwyczaj delikatny, wrażliwy i słaby zarówno fizycznie jak i psychicznie osobnik, albo jego przeznaczenie przekraczało wszelkie granice wyobraźni science fiction.
Nastąpiła głucha cisza. Franny mając pewne usterki, poza waleniem swojego serca w gardle, słyszała tylko syczenie. Względnie jeszcze dźwięk, jak jej ciało cały czas zapadało się w starej tekturze. Kiedy współtowarzyszka postanowiła spenetrować kolejne pomieszczenia, czarnowłosa wykopała swoją tarczę obronną i wydostała się, ściekając od taśm magnetofonowych sprzed tysiąca lat, ścierek, szmatek, płyt, dysków i dyskietek. Otrzepała pozbywając się tych staroci. Entuzjazm napromieniowanej jednak diametralnie zmalał, kiedy powtórzył się dźwięk skrobania o ścianę jakimś metalowym wihajstrem. Skuliła uszy do tyłu, co w języku koni oznacza niezadowolenie i niechęć.
Jak się później okazało, słusznie. Z pomieszczenia, do którego niebieskowłosa wparowała, wybiegła jeszcze szybciej, aniżeli tam weszła. Zaraz za nią i w sumie na nią, rzucił się jakiś facet w zakrwawionym kitlu, zarośnięty jak diabli. We Franny zapaliło się coś, na wzór matczynej troski. Sama nie była świadoma, że tak jej odruch można nazwać. W każdym bądź razie podbiegła do mężczyzny, a jej szrama na brzuchu nieświadomie otworzyła się i wypuściła na światło dzienne drugie przekleństwo. Czarne i grafitowe macki, wyglądające jak powiększone nicienie o optymalnej metrowej długości (ale mają zdolność do wydłużenia się nawet do metrów dziesięciu), które w tej chwili miały za zadanie spocząć na torsie wariata i go tylko odepchnąć. Gdy ta chwilowa interakcja wyszła pomyślnie, Ruffian dostrzegła na jego kitlu kartkę z jego personaliami.
- Przecież on zszedł! Co jest? Zmartwychwstał?! Jezus zmartwychwstał! - Zaczęła wręcz panikować z drętwymi żartami.
Odskoczyła, zabierając ze sobą swoje dodatkowe "rączki". Wtedy też uszkodzona noga dała o sobie znać.
- Naprawiaj się szybciej. - Jęknęła w stronę swojej nogi, która zaczęła intensywnie parować. W ogóle zdziwiona była, że udało jej się pobudzić macki do kontrolowanego działania.


Ostatnio zmieniony przez Ruffian dnia 24.04.15 19:32, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.15 22:33  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Ta cała sytuacja, to wszystko... to wszystko było zbyt dziwne i nierealne. W końcu skąd, do jasnej cholery, Giggle nagle się znalazła w jakimś domu, przywiązana do krzesła wraz z Ciro i otoczona przez jakieś potwory, które chyba gustują w chudych laseczkach? A potem jeszcze... A może to sen? Właśnie, sen! Że też Buffy wcześniej o tym nie pomyślała... To przecież oczywiste. Takie sytuacje dzieją się tylko w koszmarach. Dziewczyna czym prędzej podniosła dłoń do ust i ugryzła się. To jednak nie podziałało.
- Śnisz mi się, co nie? - zapytała swoją towarzyszkę, kompletnie zapominając, że ta nie zrozumie japońskich słówek.
A potem stało się dużo dziwnych rzeczy.
Collins siedziała cicho gdy dziwne... coś szło korytarzem i ledwo się powstrzymywała od krzyknięcia czegoś w rodzaju "HEJ, POCZWARO! MASZ COŚ NA NOSIE!". Wszyscy jej znajomi wiedzą, że nie należy brać dziewczyny na ciche i spokojne akcje... Ale jeśli chodzi o mordobicie, to Buffy idealnie się do nich nadaje. Nie za bardzo bała się tego, co tam sobie tak szło. Bardziej ją zaniepokoiło...
No, właśnie to!
- No nieźle... - wyszeptała, ale na szczęście była na tyle mądra, żeby zrobić to jak najciszej. Była pod wrażeniem jak bestia łatwo sobie poradziła z zamordowaniem człowieka. Albo wymordowanego rozumnego. Lub anioła. Albo łowcę. No, w każdym razie człowiekopodobnego, bo rozległ się taki ciekawy krzyk. Whoah, ten to musiał być nieźle przerażony. do tego ten smród... Collins zmarszczyła nos. Jaka smutna śmierć. Naprawdę, zginąć przez jakieś śmierdzące i warczące coś. Już lepsza śmierć z powodu zakrztuszenia się herbatką z cytrynką.
- Y... Te... This... This don't know mówi, że fuck you i inne takie. - powiedziała, wsłuchując się w szepty bestii. W końcu robi teraz za tłumacza, nie?
Zabarykadowała jak najszybciej drzwi, co było nie lada wyzwaniem dla chudziutkiej Buffy. Jakoś jednak jej się udało i stanęła przy swojej kumpelce lekko zasapana.
- O, drzwi. - stwierdziła fakt i czym prędzej do nich poszła, żeby je otworzyć. A co! Żadnego sprawdzania, czy w środku czai się żądny krwi potwór. Idziemy na żywca.  Coś jednak się nie udało i dziewczyna ze złością kopnęła we drzwi, które wymagały od niej oka.
Za to te drugie były otwarte! No proszę, jak się składa! Idealnie, może jeszcze przeżyją.
- Ja pieprzę... - jęknęła, zasłaniając nos dłonią. Odór był naprawdę odrażający.  Co prawda jako wymordowana powinna  być przyzwyczajona do nieprzyjemnych zapachów, ale... wiadomo. Pot a rozkładające się zwłoki to dwie różne rzeczy.
- Yyyy... - powiedziała inteligentnie, patrząc na dziwną postać w kącie. Nie zdążyła nic innego jednak zrobić, bo te skulone cholerstwo postanowiło ją poszatkować. Ale nie bój żaby, czytelniku! Collins to zwinne stworzenie  i udało jej się uniknąć ciosy. Dziewczyny cofnęły się do pierwszej sali. Buffy wciąż patrzyła na...
Tanaka?
- Misiek, kotku, patrz tutaj. - krzyknęła, zdejmując koszulkę i nadal cofając się i unikając jakichkolwiek ciosów ze strony mężczyzny. - Hej, heeeeeej~ Patrz na kobiece ciałko, dawno nie widziałeś, co nie? - skopała ze stóp buty. - Zaraz finał.... - spodnie sfrunęły na ziemię. Wredny uśmieszek przyozdobił twarz niebieskowłosej. - Czas na zabawę, kicia. - warknęła i skoczyła w stronę Tanaki, w locie zmieniając się w gepardzicę. Wygięła ciało, atakując kłami i pazurami ciało mężczyzny. Celowała w jego gardła próbując rozerwać je mu  zębami, przy okazji drapiąc po nim swoimi łapami. Gdyby się nie udało, cofnęłaby się  i zaczęła okrążać Tanakę, by po chwili znów zaatakować. Jednocześnie unikałaby jego ciosów, często zmieniając pozycję i próbując go skołować.  
*gdyby się udało zajumać Miśka*
Na miejscu geparda pojawiła się znów stara, dobra Giggle. Tyle, że naga. Bezwstydnie podeszła do rozrzuconej odzieży i założyła ubranie na siebie.
- No, zrobione. - mruknęła, patrząc na trupka.
Zerknięcie na dziwne drzwi, które chciały od niej oka.
Zerknięcie na trupa.
- JESTEM GENIALNA! - podniosła zwłoki i, prosząc o pomoc swoją nową znajomą, zataszczyła ciało do tych metalowych drzwi. Skłoniła się elegancko, pokazując na czytnik siatkówki oka. - Czyń honory. Znaczy... Did this.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 13:16  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
Wymordowana świetnie poradziła sobie z obłąkanym zarażonym - w postaci pięknego, dzikiego kotowatego zdołała zmylić go i zmęczyć. Kierował się jedynie złością, nie obmyślił więc żadnej taktyki ataku czy obrony, kręcił się tylko bezsensownie za Giggle, wymachując rękami i tępym ostrzem. W pewnym momencie, gdy ta rzuciła się w stronę jego gardła, zranił dziewczynę, pozostawiając na jej ramieniu płytką, lecz długą ranę, po której prawdopodobnie pozostanie kilkumiesięczna pamiątka po tej przygodzie. O ile przeżyją.
W końcu jednak znacznie zwinniejsza i zdeterminowana wymordowana zadała mu ostateczny cios, wbijając pazury w okolice tętnicy, przez co mężczyzna wyłożył się z głośnym hukiem na podłogę i przez chwilę trząsł się we własnej krwi, która lała się z rany litrami.
Gdy dziewczyna przyłożyła jego gałkę oczną do skanera siatkówki, ten dokładnie obadał przestrzeń gałki ocznej, po czym wyświetlił na ekranie krótkie dane potwierdzone. Z wewnątrz dobiegł głuchy odgłos odblokowywania się ciężkich zamków, metalowe drzwi zaś uchyliły się, niemal zapraszając dwójkę do środka. Tym razem weszły spokojniej, nawet Giggle zdawała się być nieufna do wnętrza kolejnego pomieszczenia.
Jak się okazało, następnego korytarza. Cały ten kompleks zdawał się być połączeniem korytarzy i mniejszych/większych pomieszczeń. Te prowadziły do kolejnych korytarzy prowadzących do następnych, lub były ślepymi zaułkami. Stety bądź niestety niektóre były zamknięte, a jak dotąd wymordowane odnalazły tylko jeden klucz.
Ten korytarz - na pierwszy rzut oka - wyglądał normalnie, nie wyróżniał się niczym, dopóki dziewczyny nie podeszły bliżej. Na ścianach mnóstwo kartek z regulaminami, ogłoszeniami, zdjęciami. Niczym gazetki w szkołach, informujące o zmianie planach lekcji, zastępstwach, nadchodzących wydarzeniach, najbliższych imprezach czy innych mniej lub bardziej istotnych rzeczy w życiu każdego ucznia. Mogły wybrać dwie drogi, które szły w jednym kierunku, rozdzielony były jednak szeroką ścianę, na środku której znajdowała się ogromna tablica ze zdjęciami, zapewne załogi.
Obydwie drogi nie różniły się zbytnio od siebie - te same drzwi, te same kolory ścian. Lewa zdawała się nie skrywać żadnej tajemnicy, nie słychać było żadnych podejrzanych dźwięków.
W najdalszym kącie prawej ścieżki zauważyły za to jasne poświaty na ścianie, jakby migające światło odbijało się po ścianie przeciwległej.

____
Giggle - rana ciągnie się od ramienia po łokieć. lekko krwawisz. Kawałkiem materiału możesz sobie obwiązać zranione ramię. Blizna pozostanie przez 3-4 miesiące.
Ruf - cały czas masz wrażenie, jakby coś podążało za wami.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.15 23:31  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
W sumie współpraca obydwu towarzyszek broni nie była tak tragiczna, jak można by się tego spodziewać. Nawet kulawa werbalna komunikacja była na komunikatywnym poziomie. Jest dobrze.
Nie. Jest jeszcze lepiej. Z tym, że Franny zdążyła się odzwyczaić od kobiecych wdzięków bez ubrania, co skomentowała zmarszczeniem nosa, przymrużeniem oczu i wywaleniem języka na wierzch. Nieprzyzwyczajona, nie miała bladego pojęcia, co niebieskowłosa planuje. Rzecz wyjaśniła się sekundę później, gdy zamiast kobiety pojawił się gepard. To właśnie ta lepsza strona mocy. Kocica chwilę później oblężyła ciało mężczyzny, którego żartobliwie i zarazem panicznie Fran nazwała mianem Chrystusa.
Niedługo później mężczyzna leżał jak długi, trzęsący się jak od paralizatora i plujący krwią jak hydrant. Fran była zbyt zszokowana, aby na ten moment racjonalnie myśleć. Kompanka znów powróciła do swojej pierwotnej, ludzkiej formy, na co Franny znów pokręciła nosem. Ubrała się, a potem siłowała ze zwłokami. Ruffian, kiedy się ocknęła, od razu swoimi mackami przytrzymała trupa i podstawiła pod czytnik. Dioda zamigała na zielono. Chyba się udało.
Z początku chciała rzucić ciałem jak workiem kartofli, ale przypomniało jej się, że mimo to warto zachować odrobinę szacunku dla zwłok. Tak więc odłożyła ciało powoli na beton i zebrała czym prędzej swoje macki.
Przeszły przez drzwi. Ich oczom ukazał się kolejny korytarz. Ruffian miała ochotę rzygać tymi korytarzami. Nie znała terenu, a i schować nie było się gdzie. No i wszędzie japońskie krzaczki. Cholera jasna. Co jej strzeliło do głowy przed rokiem, żeby tu przyjechać? Pomyślmy. Nie wiedziała, że na misji zostanie wystawiona i zamordowana? Chyba tak to można określić.
Tak czy siak, teraz musiała walczyć o przeżycie. W cholernych korytarzach. Ten, w którym znajdowały się obecnie, był zewsząd oblepiony świstkami. Przypominał jej komisariat, gdzie na tablicach korkowych pełno było portretów, adresów i innych danych. W końcu korytarz podzielony został grubą ścianą na dwie części.
- Znowu? - Zaczęła się już mocno irytować.
Macki grzecznie wróciły do jamy brzusznej i zamknęły się za szramą jak w namiocie z zamkiem błyskawicznym, zaś rana na nodze przestała parować i pozostawiła po sobie jedynie bliznę. Ale fakt faktem, Fran miała przez to naruszoną ilość energii.
Zerknęła na obydwa rozwidlenia. Przegryzła dolną wargę i skierowała się w stronę prawej odnogi. Wykuknęła i w tym samym momencie jej instynkt dał wyraźny alarm w komórkach zmysłowych, że coś czai się za nimi od tyłu. Uczucie, jakie towarzyszyć może przy szybkim przemieszczaniu się w dół, czy to na gigantycznej zjeżdżalni, albo w windzie. Obejrzała się za siebie.

Sorki, że tak długo, ale nie wie wiedziałam co i jak napisać, co widać po słabym poście
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.15 13:37  •  Fuck off. [misja Ciro i Giggle]  - Page 2 Empty Re: Fuck off. [misja Ciro i Giggle]
No jasne, że jej się udało. Giggle miałaby przegrać w walce? Ooo nie, nie ma takiej opcji!
Czy to prawda - cóż... już raz musiała uciekać z pola walki. Nadal jednak jest przekonana o tym, że jej nikt nie dorówna. W końcu te kły, te pazury. Tylko do pozazdroszczenia, w Desperacji na pewno nie ma drugiej takiej gepardzicy jak ona.  
Zabandażowała skrawkiem materiału ranę. Głupia nie była, nie chciała, żeby wdało jej się zakażenie. Nie wiadomo, kto się szlajał po tym miejscu...
Uniosła brew, gdy kolejne drzwi się otworzyły.
- Wiesz co, skoro umrzemy, to chyba Ci opowiem historię mojego życia, co? - oczywiście mówiła po japońsku. Z poważną miną stanęła przed Ruff i pokiwała głową z westchnieniem. - No więc... To było tak, że znam dwóch seksiaków, no nie? Kompletne ciacha! Takich to ze świecą szukać, serio. Nigdy nie widziała tych oczu, tych mięśni... Jeden z nich to mój wódz taki, nie? Ale na niego lecę. Ma białe włosy i jest świetny. Serio, nawet nie wiesz jak. Słodziak jakich mało. Co prawda czasem lubi robić dziwne rzeczy, ale każdy ma jakieś wady, nie? Tak to bym go wyrwała, ale jest jeszcze jeden. Chodzi mi o naszego medyka. Naprawdę, mówi, że jest aseksualny, a jednak... Jednak sama rozumiesz. Ma blizny, ale wyglada naprawdę ładnie. Lecę na niego niesamowicie. Jest mniej wojowniczy od białowłosego, ale i tak niezły. No i nie umiem wybrać. Co o tym sądzisz? W końcu... sama rozumiesz. Mam dwóch panów do wyboru, każdy z nich inny. Którego Ty byś wybrała? - oczywiście mówiła przyciszonym głosem, jednak dużo gestykulowała. Raz podniosła rękę do góry, potem pokazała swój marny biceps i nadęła policzki.
Spojrzała z uśmiechem na swoją towarzyszkę niedoli i wreszcie sobie zdała sprawę z tego, ż ta  zapewne nie zrozumiała niczego.
- A... Ty nie gadasz po naszemu. - mruknęła, zbita z tropu. - No nic. Come, me, you. - powiedziała i z gorszym humorem powlokła się korytarzem.
I znów miały do wyboru dwie odnogi, jednak teraz Buffy zostawiła decyzję  swojej nowej znajomej. Oparła się o ścianę i obserwowała, co ta robi. Miała świetne macki.
-Widzisz tam coś? - zapytała ze spokojem, gdy ta nagle się obróciła. Sama Buffy nie spojrzała do tyłu, zajęta jakże ważnym poprawianiem niebieskiego warkocza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach