Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

You wanna buy some drugs? {misja CCORDa} Tumblr_mmm70jNZY01s6d3sao1_500
    Prowadząca: Nathaniel {że mła~}
    Uczestnicy: CCORD
    Poziom: Średniotrudny, czyli w praktyce wyjdzie raczej łatwo.
    Cel: Artefakt umożliwiający zmianę rozmiarów użytkownika.
    Lokacja: Start gdzieś na terenach Nowej Desperacji.

_________________________________________________________________________

Wszyscy znamy to uczucie, gdy Święty Mikołaj wreszcie postanawia ruszyć swój leciwy tyłek do naszego domu, lecz zamiast tego, co sobie wymarzyliśmy, przynosi nam kolejną parę bokserek i rachunek za zepsute lampki choinkowe. Chciałeś dostać szczeniaczka i rodzinną atmosferę? Och, daj spokój – mamy dla ciebie coś lepszego! Laponia funduje katar oraz niezapomniane odwiedziny komornika. Ale nie ma tego złego – zawsze coś dostałeś. Gorzej, jak wymyślisz sobie w końcu, co chciałbyś dostać, a tu, proszę, święta minęły! No i co? No i musisz załatwiać sobie wszystko na własną rękę…

CCORD przemierzał właśnie brudne uliczki Nowej Desperacji bez żadnego sprecyzowanego celu. Może wpadłby do baru? Chociaż w sumie pogoda taka ładna… Sceneria przedstawiała się niezwykle sielankowo: zmutowane ptaszki skrzeczały coś, poruszając swoimi zmutowanymi, ptasimi strunami głosowymi; uliczki były brudne, jak zwykle, bo jakoś nikt, cholercia, nie kwapił się, żeby je posprzątać; gdzieś w oddali toczyła się samotna puszka kopnięta przez jakiegoś mało uprzejmego przechodnia. Ogólnie, trzeba przyznać, był to idealny dzień na popołudniowy spacerek. Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało zakłócić spokój Łowcy – nawet lokalni zabijacy obijali sobie dzisiaj mordy w innej części miasta. W chwili, w której nasz bohater mijał kolejny zaułek, coś jednak zepsuło ten wyidealizowany obrazek dnia spędzonego bez żadnych przeszkód, a mianowicie czyjaś dłoń bezczelnie łapiąca go za ramię i wciągająca w głąb wąskiej uliczki.
- Shhhh – usłyszał w momencie, w którym uścisk na jego ramieniu rozluźnił się, by ostatecznie zupełnie ustąpić. – Nie bij, wysłuchaj – rzucił z dziwnym rozbawieniem równie dziwnie wyglądający mężczyzna:

You wanna buy some drugs? {misja CCORDa} Dealerjpg_enxaenn
Ale w sumie kto w tej okolicy nie prezentował się przynajmniej nietypowo? No właśnie. Więc aparycja nieznajomego nie powinna przesadnie zdziwić naszego małego łowcy. Co innego jego nietypowe zachowanie… kto normalny ewidentnie prosiłby się o oberwanie w ryj o tak wczesnej porze?
- Wyglądasz na kogoś, kto mógłby czegoś potrzebować… – kontynuował tamten, mrużąc lekko ślepia. – Niech zgadnę, hmm, nietypowy prezent dla matki? A może lipne kości do gry? Niezawodne! – rozchylił nieco poły płaszcza, przysuwając się jednocześnie niebezpiecznie blisko do blondyna. W końcu na co komu przestrzeń osobista? – Patrz – kontynuował, wyciągając coś z wewnętrznej kieszeni okrycia. Wyglądało jak najzwyklejszy w świecie słoik z guzikami. Zatrząsł nim, spoglądając CCORDowi prosto w oczy. – To potężny artefakt, nówka sztuka, powaga.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shhh
W tym momencie coś pociągnęło CCORDa. Gdy zobaczył kto to już był gotowy wszcząć bójkę, ale mężczyzna nie wyglądał jakby chciał mu coś zrobić. Raczej chciał coś... sprzedać.
Dziwny - jak wszyscy inni zresztą - facet mrużył oczy, nie wyglądając zbyt zachęcająco, a tym bardziej nie wzbudzał zaufania. No ale "bez ryzyka nie ma zabawy", a w tak nudny dzień wszystko wydawało się ciekawe. Łowca już chciał rzucić do nieznajomego żeby się tak nie spoufalał, gdy ten wyciągnął jakiś słój i próbował wmówić, że to artefakt. Potężny.
Blondyn wybuchł śmiechem. Przez chwile nie mógł się opanować, wszystko było spotęgowane tym, że od dawna nie miał powodu do śmiechu. W końcu kto normalny uwierzy, że słoik z guzikami ma jakąkolwiek moc? Kto normalny da temu facetowi pieniądze, albo zrobi coś dla niego? Będzie ryzykował?
Ale CCORD nie jest normalny.
Spojrzał handlarzowi przeszywająco w oczy uśmiechając się:
- Co mam zrobić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Handlarz przez chwilę w milczeniu przyglądał się CCORDowi z niedowierzaniem wyraźnie malującym się na twarzy. Przeniósł spojrzenie na słoik, z powrotem na łowcę, na słoik i... parsknął mało przyjemnym dla ucha śmiechem. Musiał aż podeprzeć się o pobliską ścianę, tak go to rozbawiło. Po paru sekundach jednak zreflektował się, wyprostował, otarł łzę rozbawienia z kącika oka i z krzywym uśmieszkiem wyciągnął przed siebie rękę z naczyniem.
- Zaśpiewaj mi piosenkę o pastereczce i jest twój... nie, dobra, nie, ale serio, gościu, niezły jesteś. Naprawdę nie miałeś zamiaru chociaż zapytać, co to? - w jego głosie pobrzmiewało autentyczne rozbawienie. I tutaj nastąpił moment, w którym przybliżył się do swojego klienta, jakby chciał mu zdradzić jakiś sekret. - Stary, masz szczęście, że trafiłeś na mnie, a ja jestem uczciwym kanciarzem. To zwykłe guziki.
Wzruszył ramionami, odsuwając się i chowając słoik z powrotem do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Nie będę ściemniał, chciałem ci to wcisnąć z jakąś niebywałą historyjką, ale, kurna, wzruszyła mnie twoja gotowość do ruszenia w bój. W sumie możesz się przydać.
Wyjął z kieszeni papierosa, którego natychmiast zapalił. Że niby taki biznesman. Pomiędzy buchami wskazał blondyna końcem fajki.
- Umiesz walczyć? Świetnie. W okolicy kręci się kilku całkowicie zdziczałych wymordowanych, którzy utrudniają moim współpracownikom transport... Zainteresowany?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

CCORD uśmiechnął się tak jakby chciał powiedzieć wiedziałem-że-tak-zrobisz.
W sumie to potraktował to jak loterię - jak "zadanie" nie będzie za trudne to to zrobi, dostanie słoik, guziki i zabije nudę. A jak będzie zbyt ryzykowne to odpuści, pobije gościa i wróci do przechadzania się.
Informacja o wartości słoika nie bardzo go zdziwiła. Gościu wyraźnie się z niego śmiał, ale co to za różnica skoro miał jakiś interes. Łowca nie zamierzał się tym przejmować skoro nigdy nie był szczególnie poważny.
- Czy umiem walczyć? - udał, że się zastanawia.
- Można powiedzieć, że tak. Wchodzę. Ale może teraz zapytam - co dostanę w zamian?
- Zresztą to ty masz szczęście. - Uśmiechnął się drwiąco.
- Mogłem cię pobić i zabrać wszystko.
Po czym "nastawił uszy".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Dealer artefaktów" wysłuchał CCORDa w milczeniu, paląc papierosa. Kiedy ten wreszcie skończył gadać, handlarz odrzucił fajkę gdzieś na bok, jakby ta zdążyła mu się znudzić. Przyjrzał się łowcy z powątpiewaniem i kolejny raz wzruszył ramionami.
- Co chcesz. Asortyment jest całkiem spory. Zresztą omówimy wszystko, jak tu wrócisz. W końcu jeszcze przed chwilą chciałeś iść w bój za garść guzików – parsknął. Zbyt bezczelnie jak na kogoś potrzebującego pomocy. W ogóle zadziwiająco szybko przeszedł do konkretów, jak gdyby od dawna czekał na taką okazję. – Do zmierzchu chcę dostać cztery łby na talerzu. Bydlaki kręcą się gdzieś na wschód od „miasta”. Są agresywne, pewnie się na ciebie rzucą… No, raczej ich nie przegapisz.


[Robimy przeskok, bo wstęp nam się bez sensu dłuży]

Tak oto blondyn wyszedł poza obręb Nowej Desperacji i przemierzał pustkowie już dobre pół godziny. Czyżby tamten palant go wkręcił i w okolicy wcale nie grasowali żadni zdziczali wymordowani? To całkiem prawdopodobne, zważywszy na to, że tamten nie podał CCORDowi żadnych konkretów. Chociaż… ta szybko zbliżająca się góra sierści sprawiała dość niepokojące wrażenie… A za nią na czterech łapach biegła kolejna. Cholercia.
Pierwszy osobnik zatrzymał się w odległości kilku metrów od Łowcy, zarywając pazurami w podłożu. Ze świstem wciągnął powietrze do dużych, swińskich nozdrzy, wlepiając spojrzenie małych, czarnych oczek w naszego śmiałka. Na pierwszy rzut oka widać było, że stwór jest większy od najemnika – miał spokojnie ponad 2 metry w kłębie. Wyglądał przy tym jak wyjątkowo nieudana krzyżówka dzika z hieną. Wybulgotał coś donośnie, ryjąc potężną łapą w ziemi. Tymczasem równie brzydki towarzysz „dzika”, płowe monstrum wyglądem i gabarytami najbardziej zbliżone do jednego z kotowatych, z kłami tak długimi, że aż wystającymi poza dolną szczękę oraz postrzępionymi, nietoperzowymi skrzydłami i okropną blizną przecinającą jego pysk, kończącą się gdzieś powyżej prawego oka, na które najprawdopodobniej z tego powodu nie widziało, szybkim truchtem przemierzyło półkolisty odcinek, zachodząc CCORDa od lewej strony. Również zatrzymało się w miejscu w odległości paru metrów od łowcy.
Jak na razie nie wyglądało na to, by te dziwne stworzenia miały zamiar rzucić się na Mazimo. Wieprz nieustannie bulgotał coś głośno, wpatrując się w stojącego na jego drodze mężczyznę.

Od MG:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

CCORD rzeczywiście zaczął wątpić w słowa tego dziwaka
- A może mnie wykiwał? - pomimo wszystko ta myśl go nie przerażała. To nadal ciekawsza alternatywa do... Niczego.
Blondyn został otoczony przez 2 dosyć duże, dziwnie wyglądające stworzenia.
- Co tu zrobić... - jakby się uśmiechnął.
Nie dając im czasu na zastanowienie, dobył broni skacząc na plecy dziko-podobnego. Wyglądał na wolniejszego, zresztą był większy. Jeśli się nie udało wskoczyć na niego, to atakuje "lecąc" i odskakuje. Jeśli się udało to przykłada mu swoją Igłę do karku, trzymając ją oburącz (bardziej dla zasady aniżeli z konieczności) od góry. Przez myśl przeszło mu coś bardzo dziwnego.
- A co jeśli... - nie wiedział co to za stworzenia, ale wiedział, że świat pewnie jeszcze nie raz go zadziwi.
- Czego chcecie? - zapytał by sprawdzić czy może dziwne bestie potrafią mówić. Wyglądali na agresywnych, więc jego reakcja była normalna.
W razie nie udzielenia odpowiedzi lub udzielenia odpowiedzi negatywnej wbija Igłę w szyję przeciwnika. Stara się go nie zabić, tylko obezwładnić. A raczej wyeliminować. Tak by nie mógł się nawet poruszyć. Na koniec się z nim rozprawi. Mam na myśli to, że celuje w odpowiednie miejsce (w ostateczności może go zabić), a nie że używa artefaktu.
Drugi przeciwnik może być groźniejszy, wydaje się szybszy i lepiej... Uzbrojony.
Jeśli rzuci się na CCORDa, Łowca odpowie tym samym. Postara się uniknąć albo zablokować któryś z jego ciosów. Jeśli będzie zmuszony do ścierania się z przeciwnikiem (bronią) to atakuje ręką czy nogą z całej siły, a jeśli przeciwnik to poczuje to atakuje bronią (dźga). Jeśli nie, to bije cholerę do skutku. Jeśli rzeczywiście będzie na tyle wytrzymałe, że CCORD się zmęczy i ręka/ noga będzie go boleć to po prostu odskakuje do tyłu. Wyskakuje w powietrze (ale niezbyt wysoko), ustawia broń kolcem w dół i spada na przeciwnika. Oczywiście nogi ustawia niżej od broni. Nie chce dopuścić do sytuacji, w której musi walczyć rękoma bo Igła utkwiła w ziemi. Jeśli spudłuje, kontynuuje atak. Stara się nabić bestię na broń, używając jej własnej siły przeciw niej. O ile trafi i zabije przeciwnika, to przeszukuje obu (dobijając pierwszego o ile wcześniej nie zginął) i gdy już zabierze wszystko (o ile będzie cokolwiek) co nie będzie śmieciem idzie... dalej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Moc boska w postaci MG zagrzmiała przed ekranem swego komputera, pomstując o używanie aspektu niedokonanego. Przez myśl przeszło jej nawet, by napisać, że jej ofierze (czyt. użytkownikowi) nie udało się nawet wskoczyć na dzikocosia, bo wymordowany zwyczajnie zrobił krok w bok. Mistrz Nathaniel okazała się być jednak na tyle miłosierna, by przymknąć na to niedopatrzenie swe piękne, brązowe ślepie. I od razu spoiler: żaden z hipotetycznych ciosów nie trafił przeciwnika, bo nie wywiązała się walka, cóż.
W każdym razie gdy CCORD wskoczył na „dzika”, ten sapnął gniewnie, jednak nie poruszył się, czując ostrze przykładane mu do karku. Zupełnie jakby wiedział, czym może to grozić. Tymczasem kotowate monstrum zrobiło kilka kroków w stronę łowcy, sycząc i odsłaniając przy tym kły… no, w każdym razie tę ich część, która do tej pory nie była widoczna. Wraz z każdym przebytym przez bestię centymetrem jej sylwetka prostowała się, by ostatecznie oczom blondyna ukazała się wychudzona, naga kobieta, której ciało w całości pokryte było krótkim, płowym futrem. Jej kły nadal pozostawały nienaturalnie długie, sięgając podbródka - wraz z przemianą nie zniknęły również ostre pazury oraz blizna szpecąca twarz wymordowanej. Dziewczyna znajdowała się teraz na wyciągnięcie ręki od swojego zdziczałego kompana, a co za tym idzie; również od CCORDa.
- Ty… odejdź… – wycharczała, przywiązując do każdego słowa wiele uwagi i wskazując kierunek, z którego przybył śmiałek. Jak na dłoni widać było, iż dziewczyna ma problemy z mówieniem. Potrząsnęła głową, wymierzając palec wskazujący w broń trzymaną w ręku przez jasnowłosego narwańca. – Zostaw.
Jej głos nie wyrażał emocji, jednak był wyjątkowo stanowczy. Generalnie jej zachowanie nie pozostawiało wątpliwości: to ona tutaj wydaje rozkazy, nie Łowca.
Tak czy inaczej do naszej wesołej gromadki szybko dołączyły jeszcze dwa mutanty: trzyoki sęp ponad dwukrotnie większy od swoich „normalnych” pobratymców oraz dużych rozmiarów, liniejący wąż, który, zrównawszy się z Kotowatą, zamienił się w człekopodobną istotę, tu i ówdzie pokrytą łuskami, z ogonem węża zamiast nóg. Sęp w tym czasie zniżył swój lot i wbił szpony w ramię łowcy. Przewaga liczebna „stworów” diametralnie się powiększyła. W sumie można było się spodziewać, iż reszta grupy jest gdzieś w pobliżu, skoro dealer wspominał o czterech wymordowanych.
- Czego chce? – zapytał sykliwym głosem dopiero co przybyły gadzi stwór.
Kotowata wymordowana wzruszyła na to ramionami, przenosząc spojrzenie na CCORDa.
- Czego? – powtórzyła za swoim towarzyszem skróconą wersję pytania, kierując je jednak do nieszczęsnego blondyna, który tak trochę został otoczony. Pech.
I co teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Czego? - to wprawiło CCORDa w osłupienie. W głowie miał już ułożony plan walki ze stworami... A one chcą z nim pogadać...
Szybko wykalkulował czy lepiej będzie kłamać czy powiedzieć prawdę. Pomimo tego, że w sumie byłby gotów zacząć z nimi walczyć, to mają sporą przewagę liczebną i gabarytową.
- Zobaczyłem szarżującego - tu wskazał na dzika, schodząc przy tym z niego, opuszczając broń (nie schował jej).
- Nie chciałem zostać staranowany, czy zabity. Otoczyli mnie. Zareagowałem. - uśmiechnął się. Często się uśmiecha.
Jest otoczony. Co będzie lepsze - walka, czy ucieczka? Ten kotowaty wygląda na szybkiego, więc musiałby go najpierw wyeliminować. Ale wtedy reszta rzuciłaby się na niego. Nie wyglądali na takich, z którymi można negocjować. Walka z 4 przeciwnikami też nie była rozsądna - choć był gotów zacząć walczyć.
Spróbuje negocjacji.
- Spokojnie, nie chcę walczyć. Czego tu szukacie? Mogę wam jakoś pomóc? - nie zależało mu na nich, nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Ale musiał skłamać.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Szarżującego? – gadzi wymordowany wyraźnie się zainteresował. – Słyszałeś, Duży? Szarżowałeś. To cholernie nieładnie z twojej strony, psiamać.
Powaga tej wypowiedzi została kompletnie zepsuta przez rozbawione parsknięcie na samym jej końcu. Na twarzy kotowatej również pojawił się krzywy uśmiech.
- Pomóc? No jasne, że możesz… – kontynuował wężowaty osobnik, uśmiechając się złośliwie. Przez sekundę pomiędzy jego wargami mignął rozdwojony język. I wtedy właśnie CCORD poczuł, jak umięśniony ogon pozbawia go równowagi potężnym uderzeniem pod kolana. Tak to już jest, jak dajesz się zagadać przeciwnikowi.
Ostatnią rzeczą, jaką łowca zapamiętał, były szpony rozrywające materiał jego koszulki i wbijające się głęboko w ramię. Jego ręka została przyszpilona do ziemi, a ostrze, które do tej pory w niej trzymał, potoczyło się po spękanym gruncie, znikając mu z oczu w momencie, w którym ktoś postanowił zarzucić mu na głowę jakąś szmatę. Silne uderzenie w głowę pozbawiło go przytomności.

***
Jasnowłosy najemnik leżał na zimnym kamieniu ze skrępowanymi rękoma i nogami. Chropowata powierzchnia podłoża zostawiła irytujące zadrapania na jego lewym poliku. W prawym ramieniu czuł tępy, pulsujący ból. Jego uszu doszedł strzępek rozmowy.
- … zakopiemy truchło – wysyczał znajomy mu głos.
- Nie lepiej go zjeść? – tego głosu z kolei nie znał. Był męski, głęboki i niski.
- Wygląda obrzydliwie, jeszcze się zatrujesz – cichy, skrzekliwy głos był pełen odrazy.
- Tyle mięsa… – wyjęczał znowu gościu z niskim tembrem.
- Nie – wychrypiała Kotowata, ucinając dyskusję.
- To co niby chcesz z nim zrobić? – zapytał niepocieszony – za to niewątpliwie głodny – głębokogłosy wymordowany.
Od MG:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Tak to jest jak się gada ze zwierzętami... Następnym razem zabiję póki będzie okazja... - oczywiście nie zamierzał tu umrzeć.
Przez chwilę chciał zapytać wymordowanych czy jego zdanie też się liczy, ale postanowił najpierw trochę pomyśleć. Pewnie było ich więcej niż 4, nawet z bronią mógłby nie dać rady, a teraz jest związany i prawa ręka jest ranna. Na dodatek nie uśmiechała mu się walka z tym wężowym. Z pewnością rano, gdy przechadzał się pięknymi uliczkami Desperacji nie oczekiwał takiego obrotu wydarzeń.
Mógłby otworzyć oczy, ale kto wie czy te zwierzaki nie stoją nad nim. Nawet uchylenie jednego jest dość ryzykowne.
- Myśl. Ale myśl na temat. Coś rozsądnego. Coby czasem nie umrzeć - przez chwilę przeszło mu przez myśl nawet symulowanie drgawek ale to chyba nie byłby najlepszy pomysł.
Udawanie trupa nie było w jego stylu... O ile jakiś styl miał.
No ale jeszcze by go zabili gdyby otworzył oczy. Co prawda istniała szansa, że nikt tego nie zobaczy, było to jednak dość ryzykowne. Gdyby tylko miał wolne ręce. Albo nogi. Najlepiej to i to.
- Poleżę jeszcze chwilę, może zdecydują się czy mnie w końcu zjeść, zakopać czy odstawić na miejsce.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

CCORD nie dawał oznak życia, więc jego porywacze bez namysłu uznali, że nadal jest nieprzytomny. Zresztą teraz ich głowy zaprzątało cos zgoła innego.
- Poczekamy. Na Nią – wychrypiała kotowata.
W tym momencie zapadła złowroga cisza. Łowca nie widział reakcji innych wymordowanych, jednak po nagłym urwaniu się rozmowy, które nastąpiło zaraz po wzmiance o jakiejś tajemniczej „niej”, mógł wnioskować, iż nie wróżyło to niczego dobrego. Ostatecznie, po dłuższej chwili milczenia postanowił odezwać się wężowaty.
- To mamusia przyjeżdża dzisiaj?
- Taa.
Znowu cisza. Coś tu zdecydowanie nie pasowało. Żeby tak bać się własnej matki? Nonsens. W każdym razie blondyn poczuł palce zakończone szponami, zaciskające się na jego chorym ramieniu. Łapa pociągnęła go gwałtownie, zmuszając do przybrania pozycji siedzącej. Drugą ręką Bardzo Pomocny Ktoś niezmiernie przyjacielsko uderzył CCORDa w twarz.
- Budź się – wyskrzeczał cicho acz mało przyjemnie jegomość pochylony nad chłopakiem. – Opowiesz nam jakąś ładną historyjkę dla zabicia czasu. Na przykład o tym, po cholerę tu lazłeś, hmm?
Gdy łowca otworzył wreszcie oczy – udawanie trupa w końcu traciło sens, skoro ktoś się nim zainteresował i najwyraźniej nie miał zamiaru dawać mu spokoju – ujrzał trzy postaci siedzące przy marnym ognisku. Dwie z nich były mu już znajome. Trzeciego osobnik, który siedział najdalej, Łowca natomiast nie kojarzył. Nieznajomy był przysadzisty, miał pulchną twarz z małymi, świńskimi oczkami, a wśród jego włosów można było zauważyć dwa, dumnie wystające, czarne rogi. No i był jeszcze ten czwarty wymordowany, który trzymał jasnowłosego za ramię. Miał długie włosy zasłaniające mu pół twarzy oraz dziób, który był doskonale widoczny, pomimo tego, że Człowiek Ptak znajdował się w ludzkiej formie. Był wysoki i chuderlawy, a jego czarna koszulka i spodnie wyglądały na co najmniej o trzy rozmiary za duże. Butów nie miał, bo na co komu buty, jak ma się ptasie szpony zamiast stóp? Zresztą palce jego dłoni również przechodziły w szpony. Takie tam.
W jaskini panował półmrok spowodowany małą ilością światła padającego z zewnątrz oraz już wspomnianym, dość marnym rozmiarem ogniska. W rogu pomieszczenia znajdował się stos kości – najwyraźniej ktoś tu nie lubił sprzątać po posiłkach. Pod ścianą stało kilka podziurawionych skrzynek, na jednej z nich leżał niedojedzony udziec jakiegoś sporych rozmiarów zwierzaka, będący źródłem nieprzyjemnego zapachu padliny unoszącego się w powietrzu. W pobliżu CCORDa, zbyt daleko jednak, by dosięgnął go niepostrzeżenie, związanymi rękoma, leżało rzucone jego ostrze. Wyglądało na to, że ktoś porzucił je byle gzie, nie mając pomysłu, co powinien z nim zrobić. Mało przemyślane posunięcie, ale cóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach