Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 09.08.15 14:10  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Pierwsze warknięcie z jego strony sprawiło, że anielica na moment odsunęła dłoń, przestraszona, spłoszona jego agresją. Zaraz jednak odzyskała rezon i nie poddawała się.
Widziała, że jego stan był opłakany, ona zaś była tylko słabą skrzydlatą, która mogła nie dać rady zanieść go na Górę Babel. Przytknęła paluszek do wargi w namyśle, przyglądając mu się uważnie.
- Naprawdę, pójdzie pan?
To wszystko ułatwiało. Nie musiała używać tych paskudnych kajdanek, które jej wcisnęli na krótkim szkoleniu sytuacyjnym. Promienny uśmiech rozpogodził jej twarzyczkę, a oczy zabłysły jeszcze bardziej.
- To może ja spróbuję pana zanieść. Mam silne skrzydła, a do Edenu nie jest daleko.
W sumie bardziej mówiła do siebie niż do niego. Znów przystąpiła kilka kroków do Infa i przykucnęła. Jedną rękę wsunęła pod jego kolana, a drugą pod plecy, żeby po chwili unieść go jak pannę młodą. Mogło zaboleć, ba, zdecydowanie zabolały go wszystkie kości i mięśnie, które poruszyły się i napięły. Jednak wystarczyła chwila, by przestało. To ona posłała na niego przyjemnie chłodny podmuch wiatru, kojący nawet największy ból.
Był dla niej niczym piórko. Machnęła raz skrzydłami i oderwali się od ziemi. Jeżeli nie miał nic przeciwko to polecieli prosto do Edenu.

/Jak nie masz nic przeciwko to będzie zt /x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 16:06  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Nie ufał Yurowi.
Nawet jeśli kiedyś ich relacje były "całkiem w porządku", pod wpływem tych kilku lat życia w świadomości, że jego nauczyciel zginął i podzielił los wielu innych towarzyszy, jego obraz zaczął powoli rozmazywać się w głowie Warnera. Nie pamiętał już dokładnie, jaki był wówczas, teraz zdawał sobie jednak sprawę, że nie ma do czynienia z tą samą osobą. Osobnik idący kilka metrów przed nim, prowadzący ich właśnie zapewne do opuszczonego magazynu w celu skrycia się przez burzą piaskową, był już zupełnie kimś innym. Sfingował własną śmierć, utarł nosa S.SPECowi, pozwolił myśleć wszystkim, że zginął w słusznej sprawie, za dobro wspólnoty. A nie wyłącznie po to, by rozpłynąć się w powietrzu i przez kilka kolejnych lat żyć niczym cień, nigdy nie wychodzący na światło. Tworzyli zgarną jednostkę, ale nawet w takich często dochodzi do zdrad. Dlatego Ryutarou nie potrafił w pełni zaufać komukolwiek, zawsze tliła się w nim nuta podejrzliwości, a jeśli tylko mógł polegać sam na sobie - to właśnie do tego się stosował.
Mimowolnie skrzywił się pod nosem, wlepiając chłodne spojrzenie tęczówek w plecy byłego mentora. Pozbycie się go prawdopodobnie w jakiejś mierze usatysfakcjonowałoby Warnera, z drugiej jednak strony... Czy był upoważniony do tak pochopnych działań? Zapewne powinien najpierw skonsultować się z przełożonymi, może nawet obezwładnić Aratę i zaciągnąć go przed sam sąd. Tak czy siak nie sądził, by mogło to skończyć się dla niego dobrze.
- Jeden fałszywy ruch i nie zawaham się postawić kropki nad "i" - rzucił do niego, właściwie dość swobodnym tonem, jak gdyby chciał się z nim tylko podrażnić. Gdyby jednak zaciągnięcie ich tutaj okazało się prawdziwą pułapką i próbą zamachu na ich życie - Warner wręcz z entuzjazmem dobyłby swych ostrzy i rozpoczął interesującą walkę, poniekąd jednak niesprawiedliwą, bo stosunek przeciwników wynosił trzech na jednego. Dlatego też odprawienie swoich towarzyszy było bardzo kuszącą opcją, którą Ryutarou wciąż miał na uwadze. Oni na szczęście nie ingerowali w rozmowę byłych "kolegów", idąc nieco za Eliminatorem, choć wątpliwy wzrok skupiony mieli na Yurym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 13:39  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Kwestia zaufania była ulotna, a zabicie tego chłopaka nie wymagało żadnych kwalifikacji, choć może Yury zaczął go odrobinę nie doceniać albo najprościej w świecie przeceniał na początku. Miał go na wyciągnięcie ręki. Mógł wznieść w nim wypalony ogień. Obserwować jak pożera go wściekłość po utracie dwóch towarzyszy, choć świadomość, że zabicie ich mogła nie wystarczyć,  wypełniała go coraz bardziej, w końcu Wara nigdy nie cechowała empatia. Wiecznie wyobcowany pewnie nie wyhodował sobie na przestrzeni tych paru, długich lat żadnego emocjonalnego przywiązania.
Czując chłodne spojrzenie na swoim karku, obnażył usta w paskudnym uśmiechu, a w oczach pojawiły się niebezpieczne, figlarne ogniki. Poniekąd go uspokajało, choć nadal nie satysfakcjonowało. Chciał zobaczyć błysk wściekłości w tych skonsumowanych przez obojętność oczach. Wbił spojrzenie przed siebie i parsknął w myślach na uwagę chłopaka, której nie potrafił potraktować jako groźby. Nie odczuwał żadnego lęku, stojąc plecami do mało doświadczonych mieszkańców wyidealizowanego miasta, mimo iż tak naprawdę nie miał bladego pojęcia, jaką dysponowali siłą. Wiedział jedynie, że idący za nim kilka kroków gówniarz posiadał wystarczający potencjał.
- Do tych fałszywych ruchów zalicza się próba zapalenia papierosa? - zapytał z wyraźnym rozbawieniem i, by przetestować słowa młodego psa, włożył dłoń do kieszeni. Złapał w palce wymęczoną przez życie paczkę papierosów, choć jej nie wyciągnął, ciekawy reakcji Warnera.
Chyba był już trochę znudzony biernością, która wypływała z byłego ucznia i chciał, by w końcu wykazał się destrukcyjną inicjatywą. Przystanął nagle i obrócił się gwałtownie w kierunku Ryutaro, całkowicie ignorując obecność pozostałych członków S.PEC, który aktualnie stali mu na drodze do wyznaczonego celu. Wtedy też wyciągnął z kieszeni zbawienną dawkę nałogu.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył krótko, bo tańczący na wietrze pod pływem wiatru piach czekał tylko na dobrą okazję, by wedrzeć się do gardła i utrudnić proces oddychania. Yury byłby mu jednak wdzięczny, gdyby sparaliżował tych dwóch bezimiennych typów, którzy poruszali się niczym cień za Warem, choć szanse były znikome. Był skazany na jego towarzystwo. Przynajmniej chwilowo, dopóki nie okażą się zbyt drażniący.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 10:33  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Jeśli jego były mentor naprawdę trzymał się myśli, że przez ostatnie kilka lat Warner siedział tylko na tyłku, nie opuszczając nawet budynku Władzy, to grubo się mylił i niespodzianka była gwarantowana. Ryutarou na pewno nie należał do grona osobników leniwych, próbujących wywinąć się od pracy, wręcz przeciwnie - stanowisko eliminatora nie było już dla niego wyłącznie pracą, stało się to jego stylem życia. Potrafił wpaść w wir pracy i nie wracać do mieszkania nawet przez kilka dni z rzędu. Dopiero po jakimś czasie jego współpracownicy uświadamiali mu, że nie zmrużył oka od kilkudziesięciu godzin i faktycznie tak było, choć Warner czasami nie był w stanie tego dostrzec, gdy oddawał się niemal z przyjemnością swoim zadaniom. Zmechanizowanie zapewne miało znaczący wpływ na wzrost jego wydajności. Potrzeby fizjologiczne zmalały, co było mu bardzo na rękę.
Niemalże wwiercał w plecy Kido chłodne spojrzenie, chcąc być może przejrzeć jego prawdziwe motywy całej tej farsy pod tytułem "śmierć Araty". Dzień ten doskonale odcisnął się na jego pamięci, nie jednak ze względów uczuciowych. Moriyama wówczas był naprawdę zaskoczony informacją o jego kopnięciu w kalendarz. W oczach chłopaka nie prezentował się może jako największy z weteranów, ale umiejętności mężczyzny były godne pozazdroszczenia. Oswojenie się do nie zawsze widocznej obecności tego osobnika było tylko kwestią czasu, a Warner, przynajmniej na początku swojej kariery, czuł się dzięki temu pewniej.
- Owszem, jeśli nie zamierzasz podzielić się nim ze mną - rzucił, pozwalając brzmieć rozbawionej nucie w tej odpowiedzi. Nawet jego usta wygięły się w ciut bezczelnym uśmieszku, typowym dla okularnika, kiedy chciał się z kimś podrażnić. Przesunął czujne spojrzenie na rękę Kido, która właśnie zniknęła w kieszeni, aczkolwiek gwałtowne reakcje nie były charakterystyczne dla jego byłego podopiecznego. Choć mięśnie nóg mimowolnie spięły się, gotowe w ostatniej chwili uskoczyć w bok, to nadal spokojnie za nim maszerował, czekając na kolejny ruch. A coś podejrzewał, że jest tylko wrabiany.
Zatrzymał się zaraz w miejscu, by nie wpaść na Kido, choć ich twarze dzieliło tylko kilka nieznacznych centymetrów. Ryutaoru wbił w niego pewne spojrzenie niebieskich tęczówek zza szkieł, a coś w jego oczach mówiło, że ma ochotę na zabawę. Przetestowanie dawnego kolegi. Najwyraźniej brakowało mu adrenaliny. Niemniej jego towarzysze na ten gwałtowny ruch nie zareagowali równie spokojnie, bo podskoczyli niemal w miejscu, od razu przyszpilając podejrzliwym wzrokiem Drug-ona. Ich ręce wyraźnie świerzbiły, by sięgnąć broni zza pasa.
Warner zerknął przelotnie na wejście do mającego już swoje lata bunkru.
- Zawsze wiedziałem, że masz fatalne gusta - prychnął kpiąco, wracając do niego spojrzeniem. Czekał, aż pierwszy przekroczy próg budynku, by częściowo upewnić się, że nie jest to żadna zastawiona wcześniej pułapka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 14:38  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Prześlizgnął wzrokiem po znajomej twarzy, czując wyraźnie oddech Wara na skórze, który skutecznie przebijał się przez wirujący między nimi piasek, stanowiący jedyną formę separacji i obnażył zęby w uśmiechu. Prezentował się trochę jak żywy trup. Niewzruszony. Nadal bił od niego chłodna pewność siebie wymieszana z odpychającą znieczulicą. Arata otworzył paczkę, złapał w palce jedną z pięciu pozostałych używek i bez ostrzeżenia rzucił nią w Wara, by przetestować jego refleks, ciekawy czy się stępił, czy nie. Nie rozczarował się.
- Częstuj się - podsunął, obracając się do niego po raz kolejny plecami, mimo że przez wieloletnią praktykę i doświadczenie każda komórka ciała sprzeciwiała się takiemu działaniu, wszak obrócenie się do wroga plecami było przejawem wręcz nieprzyzwoitej głupoty. Moriyama był na tyle blisko, że z łatwością mógł mu wpakować nóż między żebra. W normalnych okolicznościach być może Kido zareagowałby w porę, ale teraz fatalne warunki atmosferyczne ograniczał jego ruchy do minimum. Nie mógł zapomnieć też o tym, że mechaniczne części ciała buntowały się, gdy wchodziły w bliską relacje z piaskiem, toteż musiał zachować ostrożność.
Zaśmiał się ochryple.
- Nie ty jeden - mruknął krótko, zerkając na członek S.PEC sceptycznie, jakby chciał mu aluzyjnie zasugerować, że ich interpersonalna relacja była najlepszym i niepodważalnym dowodem na wypowiedziane przez niego słowa. - Powtórzysz to, gdy sufit się zawali i zmiażdży ci łeb - stwierdził, bo sam nie ręczył za bunkier, który domagał się do wielu lat remontu, a nawet rozbiórki. Przebywanie w nim było tak samo niebezpieczne, co spacerowaniu podczas zawieruch po pustyni. Równie dobrze budynek pod ciężarem piachu może się zawalić i nikt nie wyjdzie stąd w jednym kawałku. Yury, z reguły realista, cechował się teraz iście optymistycznym podejściem. Własnoręcznie chciał sprzątnąć Wara, więc jeśli szczęście mu dopisze, jego kumple wyparują z powierzchni ziemi i tylko ich dwójka wyjdzie żywa z labiryntu korytarzy, który znajdował się tuż przed nimi.
Zapalił papierosa i zaciągnął się, lecz po chwili pożałował, czując pod zębami rozgrzany przez słońce piach. Skrzywił się w niewyraźnym grymasie i splunął nim, choć nieprzyjemny posmak nadal był obecny. Zerknął kątem oka na znajomą twarz i pchnął ciężkie, a i też oporne drzwi do schronu. Przywitały go drażniącym zgrzytem, który zakłócił panującą ciszę i pobudził do życia kilka prywatnych lęków. Mimo że po ciele przeszedł nieznośny dreszcz, jego zachowanie nie uległo zmianie.
- Panie przodem - podjął, a w oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Zerknął na Wara wyczekująco, acz szczerze wątpił, że ten wykona ruch jako pierwszy. Pewnie nadal karmił się złudzeniem, że to pułapka, a Yury faktycznie żałował, że jej nie ma. To mogłaby być iście ciekawa alternatywa.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.16 10:41  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Nieznaczne zmrużenie oczu, podsycenie czegoś na wzór zapomnianej nienawiści i chęć starcia tego uśmieszku z twarzy rozmówcy. Choć jedynie spojrzenie Warnera ostrzegało przed czymś niebezpiecznym, to cały napełniony był względnym spokojem, jak to już miał w zwyczaju. Cenił sobie opanowanie i zachowanie zimnej krwi, bowiem wojskowy bez tych cech był niczym łatwy cel do obezwładnienia. Panika i zatracenie się w chaotycznych emocjach zbyt często prowadziło słabych na zgubę. Ile to już razy widział konsternację na twarzach towarzyszy, zawahanie, a po chwili konsekwencje tego niewłaściwego zachowania.
Odsunął się nieznacznie, o pół kroku, by chwycić między palce rzuconą mu używkę. Słowa podzięki uznał za zbędne, więc wygrzebał swoją zapalniczkę z kieszeni długiego płaszcza, a następnie z zadowoleniem zaciągnął się nikotynowym dymem - po raz drugi dzisiejszego dnia. Uparcie dusił w sobie świadomość powolnego zatracania w nałóg, który z każdym dniem stawał się dla mężczyzny jeszcze większą rutyną i elementem koniecznym dla dobrego rozpoczęcia dnia.
Następnie ponownie przeniósł spojrzenie na plecy Kido, czując nieodpartą chęć zafundowania mu lekcji pod tytułem "nie stawaj tyłem do przeciwnika" i przez krótką chwilę naprawdę rozważał wsunięcie jednego ze swoich ostrzy między jego żebra, by z perfidnym uśmiechem wygarnąć mu błąd. Z drugiej jednakże strony było to zbyt proste, a Warnera cechowała pewna wybredność. Nie przepadał za zbyt szybkim końcem rozgrywki. To przecież było zwyczajnie nudne.
Prychnął więc cicho, dbając o nutę dezaprobaty, ale zaraz zerknął kontrolnie w bok, gdy wiatr wzmógł się na sile, szarpiąc za kosmyki jego czarnych włosów. Czuł, jak skórę drażni desperacki piasek, zwiastun nadchodzącej burzy piaskowej. W swojej karierze skonfrontował się tylko z jedną podczas misji, ale wiedział, że dobra kryjówka to podstawa i... właściwie wszystko co trzeba, by nie zaznać nieprzyjemności szalonej pogody.
Nie skomentował reszty słów smoka odnośnie ich fatalnego gustu, bo może w duchu częściowo się z nim zgadzał. Aczkolwiek miał nadzieję, że konstrukcja bunkru przetrzyma i tę próbę, nie zsyłając na nich ciężkich części budynku. Naprawdę wolałby wyjść stamtąd cało, wrócić do M-3 i kontynuować swoją robotę. O ile dobrze się orientował, zebrali wystarczająco potrzebnych im składników, więc teraz najtrudniejszą kwestią pozostawał bezpieczny powrót.
Pod wpływem otwarcia się ciężkich drzwi, wyślizgnął się spomiędzy nich niezbyt zachęcający zapach zgliszcz i śmierci, choć Warnerowi nawet jeden mięsień na twarzy przez to nie drgnął. Desperacja nie była dla niego nowym miejscem i przez te kilka lat zdążył przyzwyczaić się do jej uroków, a także tego, co sobą oferowała.
Zerknął badawczo na Yurego.
- Słyszeliście? Idźcie przodem - rzucił swobodnie do stojących za nim towarzyszy, na których twarzach od razu pojawił się grymas pełen niezadowolenia. I chociaż oboje najchętniej wygarnęliby Ryutarou jego bezczelne zachowanie, to o dziwno dość posłusznie ruszyli w stronę wejścia, po drodze posyłając byłemu S.SPECowi nieprzyjemne spojrzenia pełne podejrzliwości, która towarzyszyła im przez cały czas przebywania w opuszczonym bunkrze. Rozejrzeli się wstępnie po przekroczeniu progu, ale nie dostrzegając żadnej pułapki, skinęli sobie głowami, zerkając również wymownie na okularnika.
- Będę tak miły, że zamknę za Tobą drzwi - powiedział zachęcająco w stronę Araty, zapraszając go gestem dłoni do środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.16 0:15  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Zerknął kątem oka na wojskowego psa, tego, który pełnił dla niego główną atrakcje nużącego popołudnia i westchnął niewerbalnie w myślach, by w ostatecznym rozrachunku nawilżyć spierzchnięte wargi koniuszkiem języka w geście iście sugestywnym, rzecz jasna. Aż miło będzie popatrzeć jak drażniący stoicyzm znika i maska pęka, a na jej miejscu pojawia się ekspresja, głębia kolorów, barw, nieoczekiwana, pobudzająca zmysły zmiana nastawienia. Malowniczy krajobraz. Póki co wyobraźnia Araty nie była na tyle rozwinięta i nie pomagała wykreować w głowie wkurwionego do granic możliwości Warnera i właściwie mężczyzna wątpił, że tego gówniarza może cokolwiek ruszyć, wyprowadzić doszczętnie z równowagi. Sam w sobie był wystarczająco irytujący. Chyba, że odnajdzie jego słaby punkt. Zalezie mu za skórę wystarczająco mocno, dotkliwe.  Nadepnie z premedytacją na odcisk. Widział go już w sytuacji, gdzie strach deptał mu po piętach, ale zawsze skutecznie minimalizował straty emocjonalne, przez co jego wizerunek osoby pozbawionej empatii się utrzymał i ciężko było to zmienić, czy nawet przełamać powołując się na słabość. Kalectwo uczuciowe to najgorsze z możliwych przeszkód do pokonania.
Zerknął sceptycznie na dwóch gnojów przed nim. Nie pełnili roli dobrego materiału na to, by wzniecić pożogę, której nie dałoby się ugasić przez utarte nogi albo ręki, czy nawet przez pieprzony instynkt samozachowawczy, ale być może to właśnie z psychiką smoka było coś nie tak. Może to ona napierdalała, ale cóż poradzić. Yury po prostu szczerze wątpił, że były uczeń o chłodnym, mogącym się mierzyć z syberyjskim klimatem, temperamentem czuł do nich jakikolwiek emocjonalne przywiązanie, nie mówiąc już o sentymencie. Byli insektami, a insekty się miażdży. Pod palcami. Pod twardą podeszwą buta. Milionem sposobów. Najważniejsze, że by był po prostu skuteczny. Reszta mogła zostać przemilczana. Zadowalający wynik najważniejszy.
Skoro chcesz sobie pobrudzić rączki, proszę bardzo. Ostrzegam tylko, że chusteczki i cierpliwość skończyły mi się jakąś minutę temu. — Wzruszył ramionami, bo po prawdziwe taki rozwój wypadków był mu na rękę z jednej prostej przyczyny, mógł rozprawić się z dwoma, jak mniemał, świeżo upieczonymi rekrutami, którzy byli solą w oku dla jego planu poznęcania się nad ich tymczasowym przełożonym, choć do spełnienia definicji tego słowa Warowi brakowało wiele. Przede wszystkim niezbędnego doświadczenia i lat. Nawet jeśli dysponował wachlarzem ciekawych umiejętności, nadal był smarkaczem, który powinien pilnować swojego miejsca w szeregu, a nie wychodzić z niego, wyraźnie szukając guza.  
Co, Arata, chciałbyś go ostrzec? Nie doczekanie twoje, parsknął w myślach, a na jego twarzy pojawiło się wyraźne rozbawienie, gdy w końcu łaskawie wszedł w głąb bunkra. Przywitał go odór stęchlizny i krwi. Normalnie jak w domu. Brakowało tylko chaosu, bo ten dostarczany przez zaczynającą się burzę piaskową nie był wystarczający. Raczej mało efektywny. Co innego, gdyby faktycznie nie zdążyli znaleźć schronienia. Płacz i łzy.
Prześlizgnął spojrzeniem po znajomym profilu Wara, a uśmiech na wargach tylko się powiększył. W pakcie z brakiem cierpliwości posiadał jeszcze coś, co dawno skreśliłoby go ze służby dla S.SPEC, a mianowicie brak zdrowego rozsądku, rozwinięty do takiego stopnia, że przez osoby trzecie mógł być nazwany po prostu niepokojącym, a przez specjalistów chorobą psychiczną. Nieprzyzwoicie wręcz, bo co można powiedzieć o gościu, który z rzeźniczą precyzją pozbył się własnej nogi i ręce mu przy tym nawet nie zadrżały? No dobra, stłumienie bólu przyszło z większym lub mniejszym trudem, ale liczył się efekt końcowy. Stał tu. Na wpół żywy. Całkowicie kontaktujący ze światem. I co z tego, że w papierach widniał jako osoba martwa, wykluczona ze środowiska? Będąc politycznie poprawnym nie istniał. Grób dawno został mu wykopany, a pogrzeb obębniony.  Ale jak widać, zmarli czasem wracali do żywych.
Zerknął kontrolnie to na Wara, to na jego koleżków, to znów na eliminatora i fakt, że coś kombinuje stał się jasny. Może właśnie dlatego jeden z bezimiennych żołnierzy wykazał się nie byle jakim refleksem i wyciągnął w jego stronę pukawkę, taką śmieszną zabawkę, która nie wywarła na Kidzie pożądanego wrażenia. Groźby i szantaże to jego działka. Niestety albo bardzo stety. Kiedyś przejęłoby się bardziej, ale teraz sorry, nie ze mną takie numery, dzieci drogie.
Odłóż tą broń, dzieciaku, bo zrobisz sobie krzywdę — ostrzegł go, rozczarowany tym, że ten drugi, w myślach określił go mianem statysty, również zrozumiał powagę sytuacji i zainterweniował. Za późno. Zdecydowanie za późno, bo zapadł na niego jeden słuszny wyrok wskazujący. Yury był szybszy, a jak wiadomo nie od dziś, opóźniona relacja na polu bitwy była automatycznie traktowana jak przyznanie się do porażki. Przynajmniej teoretycznie. Gdyby nie zgrzytała u nich współpraca, Kido miałby jednym słowem mówiąc przechlapane, ale jednak wiszące nad nim fatum zostało odroczone.
Spust został przyciśnięte w odpowiednim momencie. Odgłos wystrzału, który oczywiście, bo nie mogło być przecież inaczej, potoczył się echem po pustych korytarzach zapuszczonego schronu, został stłumiony przez przeraźliwe skrzypienie drzwi, decybele nie do zagłuszenia. Ręka Araty mimowolnie zacisnęła się na grdyce swojej nowej ofiary, na tyle mocno, by unicestwić wydawane przez niego dźwięki. Druga natomiast powędrowało do paska spodni, gdzie był zaczepiony nóż. Dobył go zręcznie i zacisnął mocno zęby, a raczej zazgrzytał na nich, by dopomóc sobie w zignorowaniu bólu, który był wynikiem powierzchownego draśnięcia jego ramienia przez kulę. Najwidoczniej nie miał do czynienia ze strzelcami wyborowymi. Ostrze przecięło skórę, niczym masło, by w następnej kolejności jeden z wojskowych, nieszczęsny statysta, stracił grunt pod nogami i zgodnie z prawami grawitacji zatoczył się i upadł, krztusząc się własną krwią.
Arata nachylił się do tego, który nadal był trzymany przez jego zmechanizowaną dłoń, butem nadeptując na jego koleżką. Oczywiście z premedytacją, ale ten fakt mógł zostać przemilczany. W końcu zwłoki chyba miały gdzieś to, jak były traktowane. Coś chrupnęło, chyba jakoś kość albo parę, ale nie miał czasu, by zastanawiać się, która konkretnie. Co złego to nie on. Zwiększył uścisk, wbijając place boleśnie w szyję, czego efektem było zmiażdżenie strun głosowych. Barwo, kolejna kalka na twoim koncie, pogratulował sobie w myślach.
Wyświadcz mi przysługę i opuść broń, to może zorganizuję na szybko twój prywatny dzień dziecka — wymruczał mu do ucha, przyciskając do niego usta.
Widoczny strach w oczach wojskowego kundla sprawił, że mężczyznę zalała fala ekscytacji w postaci niesystematycznych dreszczy, które przebiegły po linii kręgosłupa. Tak, właśnie tak dział wewnętrzny mechanizm tego konkretnego Drug-ona. Zabawka w charakterze nieopisanego strachu była dla niego najlepszym wynagrodzeniem za trud wychowawczy, który włożył, by wbić do głowy okularnika parę istotnych kwestii. I tak ich nie zrozumiał, skoro nadal kiblował w wojskowej organizacji i jeszcze promieniował z tego powodu niepohamowaną dumą. Głupota stosowana. Na to nie było lekarstwa. Żadnego lekarstwa, chyba, że o jego istnieniu Yury nie miał bladego pojęcia.
Obnażył zęby w lubieżnym uśmiechu. Teraz miał dylemat. Mógł albo go zastawić i pozwolić, by stracił wolę do życia, w tym i też możliwość złapania oddechu, albo ukrócić jego życie w miarę szybki i bezbolesny sposób. Nie, nie. Ręka pulsowała tępym bólem, więc musiał ukarać dowcipnisia, który dokonał na niej tego bolesnego gwałtu.
Zacisnął palce na jego twarzy, ciągnąć ku górze, by chłoptaś stracił dosłowny i przenośny grunt pod stopami. Rozwalenie mu czaszki o metalową ścianą było kuszącą opcją, bo i tak nie mógł zaalarmować nikogo o tragicznej sytuacji, w której się znalazł. Z prostej przyczyny – jeden był trupem, drugi spełniał się w swojej życiowej roli zamykania ciężki i kapryśnych drzwi, które buntowały się niczym prawdziwie dziecię wojny. Pewnie w rzeczywistości i tak przeżyły więcej niż mogłaby sobie to wyobrazić ta trójka razem wzięta. Ostatecznie atrakcyjna opcja została odrzucona, Yury nie mógł ryzykować. Pod wpływem uderzenia konstrukcja budynku może odmówić posłuszeństwa i w najgorszym wypadku się zawalić, a jakoś nieszczególnie marzył o pogrzebaniu żywcem w takiej norze. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Kiedyś to rozważy. Więc ostatecznie złapał pistolet, który nadal był trzymany przez drżące dłonie kundla i wycelował rufę w jeszcze nieoszpacone zmarszczkami czoło. Strzał został oddany w momencie, gdy zamykające się drzwi unicestwiły jedyne źródło światła. Wypuścił truchło, które skonfrontowało się z ziemią jak szmaciana laleczka. Broń zresztą też zaraz podzieliła los martwego właściciela, a Kido wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
Jędza nie zareagowała od razu. Złośliwość rzeczy martwych, ale w końcu jej blask oświetlił wątłym światłem niewielki kawałek przestrzeni. Zerknął na zegarek. Minęła niecała minuta. Tyle było warte ludzkie życie? Prychnął. Liczył na więcej zabawy. Jakiś nieoczekiwany zwrot akcji. A tu co? Nic. Null. Kompletna zero. Pustka. Mógł mieć nadzieje, że War dostarczy mu rozrywki. No właśnie, Warner.
Zerknął na swój prawdziwy cel. Zlecenie było proste. Miał zabić okularnika. Powód nie został podatny, ale przecież Arata też takowy posiadał. Co prawda prywatny, ale jeśli zgarnie za to konkretny nominał, sytuacja sama się wykreuje. To się nazywa łączenie przyjemnego z użytecznym i na odwrót.
Ups. Gdy ty spełniałeś się w swojej życiowej misji, z twoich kumpli uleciało ostatnie tchnienie. Nie, nie winni mnie za ich popsucie. Nie miałem z tym nic wspólnego. Ulegam jedynie ich prowokacji. Chyba nie spodobało im się to, że zgarnąłeś moją całą uwagę dla siebie. Biedaczyska. Trochę ich nie doceniłem — mruknął z udawanym współczuciem, wymijając dwa trupy, które chwilę temu były żywotnymi i całkowicie funkcjonalnymi żołnierzami S.SPEC. — Na czym to skończyliśmy naszą pogawędkę? Och, tak. — Wytargał za pomocą zębów pasek materiału ze swojego podkoszulka, który awansował na stanowisko tymczasowego opatrunku, jak nic wkradnie się do rany zakażenie, ale o martwić się będzie później. Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. — Na błędach wychowawczych, czyż nie?  
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.16 21:48  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Fabuła zamrożona na czas nieokreślony.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 16:17  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Przechadzał się nieśpiesznie po mało przyjemnym pomieszczeniu podziemnego bunkra. Właściwie to było paskudne. Sufit obsypywał podłogę pożółkłymi płatami tynku. Kamyczki gruzu pchały się bezpardonowo pod stopy, pragnąc zwrócić nań uwagę, a co większe głazy mogły ściąć z nóg, co nie uważniejszych wędrowców. Ale nie jego. Pan, nad panami nie podda się i klęknie na usyfionej podłodze przez jakiś kamień. Kowbojki roztańczonym krokiem omijały przeszkody, ręce schowane w kieszeniach spodni, co jakiś czas falowały naśladując ruch ptasich skrzydeł, podtrzymując tym  równowagę Laurena w tym niedoszłym tańcu.
Cayeeeen…
Czekał na panienkę, która mogła mu przekazać kilka ciekawych informacji. Ciekawiło go jak tam miejskie żywoty się mają jako, że ilość wirusa w jego krwi jest zbyt wielka by mógł bezpiecznie choćby zakraść się do obrzeży miasta. Szkielet skrzydeł poruszył się pod płaszczem niemrawo w odpowiedzi.
… Caaaayen.
Wkrótce powinna się zjawić. Niestety nie mógł jej zapewnić przyjemnych warunków, czy chociażby udawać, że takowe są. Desperacja nie obfituje w piękno. Wielka szkoda.
Na kogo czekamy, Cayen.
Zaczesał niespiesznie włosy do tyłu, ignorując szepty wirusa.
Szmer miarowych kroków odbił się cichym echem po korytarzu, a może wyłapały to tylko jego zmysły? Płaszcz omiótł łukiem gruzy gdy Lauren odwrócił się w stronę nowego dźwięku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 22:12  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Poruszała się cicho, niemalże bezszelestnie. Desperacja. Już sama nazwa miała negatywną wymowę. Z drugiej strony była ona umiarkowanie bezpieczna, co za tym szło dla Blair kompletnie nie interesująca. Lubiła ten dreszczyk emocji. Zapewne gdyby ją złapali miałaby zupełnie inne zdanie.  Dzieki artefaktowi bez problemu dotarła na miejsce. Bunkier wyglądało jakby za dosłownie parę sekund miał się zawalić. Kamyki uciekały jej spod stóp, a ras omal nie wywinęła orła potykając się o większy kamień. Artefakt nie był już przez nią używany, jednak ona wciąż pozostawała praktycznie niewidoczna. Cienie idealnie ukrywały jej drobną postać. Czarne ubrania wcale nie ułatwiały wypatrzenia jej. W ciemności można bylo zauważyć jedynie jej migoczące błękitne oczy. Jedynym co słyszała był jej własny oddech i chrzęst kamyków pod podeszwami jej czarnych oficerek. Dłoń zaciskała sie na rękojeści sztyletu. Drugi zaś ukryty był za zapięciem stanika tak na wszelki wypadek. Nie zamierzała wpadać w kłopoty, ale jak powszechnie wiadomo"przezorny zawsze ubezpieczony". Wolną ręką odgarnęła z czoła jasne kosmyki wymykające się  z wysoko upiętego koka. W kieszeniach płaszcza spoczywały jej ulubione gumy jabłkowe. Sięgnęła jedną i wsadziła do ust, starając się żuć jak najciszej.
Żeby ktokolwiek mnie usłyszał potrzebny byłby wyjątkowy sluch- pomyślała.
Nie było to jednak prawdą. Jej ciche mlaskanie było możliwe do usłyszenia w tej gluchej ciszy, w której każdy oddech zdawał się być najgłośniejszym dźwiękiem
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.16 4:33  •  Opuszczony Bunkier - Page 9 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Niczym zwierzę, z który w gruncie rzeczy jest utożsamiany, przystanął i nasłuchiwał w bezruchu. Dźwięki zlewały się ze sobą, a on powoli przesiewał je aby dotrzeć do tego upragnionego, które wzbudziło jego ciekawość, traciło struny zmysłów i niczym echo rozbrzmiało w głowie,  zbudzając też czujność. Ściekające po ścianie stróżki wody uderzały miarowo w podłoże. Osypujący się sufit przyozdabiał miejsce zbrodni upływu czasu, pokrywając gruzy białym nalotem. Przebierające nóżki małego gryzonia, pokonywały sprawnie pobojowisko. Nikły uśmiech drapieżnie wykrzywił Laurenowi wargi. Niespiesznie wyjął sztylet typu sai spod płaszcza i czekał. Szara kupa futra pojawiła się chwilę później na horyzoncie, a precyzyjny rzut dokończył jego żywota. Podszedł. Wyciągnął sztylet z nabitym nań gryzoniem. Końcówka ogona dyndała radośnie na boki, gdy obracał w dłoni ostrze dookoła. Szybko jednak znudziła mu się ta kontemplacja więc powrócił do nasłuchiwania, nadal nie wyłapał upragnionego dźwięku. Kamień potoczył kamień. Lekkie szurnięcie. Coś nienaturalnego. Chyba to miał. Co oznacza, że znowu nie ma co robić. A bardzo nie lubił się nudzić. Zapakował obiad do tobołka i przysiadł na kamieniu. Srebrne tęczówki prześlizgnęły się po otoczeniu w znudzeniu. Przymknął nieznacznie powieki.
Cayen. Słyszysz przecież. No podpowiadamy Ci. Idź tam. Coś się dzieje, ktoś idzie. Tu jest nudno, wiesz o tym.
Zerknął w stronę korytarza. Może, tym razem powinien posłuchać i pójść?
- Słyszę Cię. Wiem, że się starasz i trzeba przyznać, że świetnie ci szło. Ale jesteśmy tu sami. – kącik ust mimowolnie uniósł się nieznacznie w górę. - A ja mam bardzo czułe zmysły. – nie chciał jej wystraszyć, ale dać się znienacka podejść, też nie. Niski tembr z rozleniwieniem wypowiadał każde słowo, stopniowo docierając do innych zakamarków bunkra.
Jednak zrobił na przekór głosom i rozparty na głazie spokojnie oczekiwał reakcji. Nie spieszyło mu się nigdzie. Plusy luźnych godzin pracy oraz życia neutralnego desperaty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach