Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11

Go down

Pisanie 03.12.16 22:42  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Brew mu drgnęła w irytacji a z ust wyrwało się nieme prychnięcie. I co jeszcze. Niech lepiej uważa, bo jego zachowanie I podejście może obrócić się przeciwko niemu. Kto tu kogo będzie całował, hm? Aczkolwiek mimo aktualnie negatywnego podejścia, nie zamierzał się ruszyć z jego ud, które, o dziwo, wydały się zaskakująco wygodne. A sama obecność upadłego była dość kojąca, ku zaskoczeniu samego stróża. Uniósł dłoń, i złapał go za podbródek, muskając opuszką jego warg, spoglądając z dołu na twarz Robina, jednej, chodzącej zagadki, która wywoływała w nim uczucie dreszczy i łaskotania w okolicach podbrzusza. Przyjemnie. To jedyne, co przemknęło przez jego umysł, nim zamknął powieki, wsłuchując się w jego głos. I znowu to robił. Manipulował, bawił się i naginał rzeczywistość wedle swojego uznania. W sumie… im dłużej z nim przebywał, tym bardziej przyzwyczajał się do tego.
A taki jeden typ. – odparł cicho, zabierając dłoń i kładąc na swojej klatce piersiowej. – Nie znasz. – rzucił lekko, a na ustach pojawił się słaby uśmiech.
Następnym razem, jak będziesz w Edenie, to może odwiedzisz mnie? – uniósł jedną powiekę, a po chwili spojrzał na niego uważnie, zmazując z twarzy jakiekolwiek oznaki lekkości.
Byłem już raz skazany na śmierć przez anioły. Bo nie chciałem wydać tego, nad kim prawnie sprawuję pieczę. Ale to już chyba wiesz? – uniósł jedną brew w pytającym geście, choć nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi na nie.
Anioły…. Zbyt często mierzą innych swoją miarą. A kiedy ktoś nie zgadza się z ich światopoglądem, próbują siłą zmienić jego idee. – westchnął podnosząc się do pozycji siedzącej, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo był to kiepski pomysł. W głowie momentalnie zawirowało, aż musiał ją nieco pochylić do przodu. Przycisnął palce do skroni, które zaczął masować.
Nie ufam im. Anioły potrzebują świeższego spojrzenia na świat, zrzucenie klapek z oczu, przez które spoglądają na innych. Nie obchodzi mnie, że jeśli zobaczą mnie w twoim towarzystwie, to spalą nas za stosie. No straszne. – prychnął kpiąco, a przez jego gardło przelewał się skrywany jad. Nie zamierzał przed kimkolwiek urywać żalu, jaki odczuwał do anielskiej społeczności. Czuł się przez nich zdradzony i potraktowany jak ostatni zbrodniarz, a przecież nie zrobił nic złego. No, nie aż tak. Spełniał jedynie swoje anielskie obowiązki, których siłą próbowali go pozbawić. A kiedy głośno nie zgodził się z ich światopoglądem… cóż. Blizna na klatce piersiowej pozostanie z nim do jego usranej śmierci.
Ale koniec pieprzenia o wspomnieniach.
Miał coś znacznie ciekawszego do roboty. Ba. Miał okazję poznać czegoś więcej o Robinie, niż skrawków, które sobą prezentował. Odwrócił się bardziej przodem do niego i przechylił głowę lekko w bok, uśmiechając się śmielej.
Mówisz? Ale nieświadomie dałeś mi kolejny puzzel o tobie. – mruknął zaczepnie, gdzieś podświadomie wiedząc, że Robin doskonale wiedział co mówi i w jaki sposób dawkuje informacje o sobie.
Skąd u ciebie taka chorobliwa ciekawość względem niego?
Sam nie wiedział i nie potrafił tego określić czy też zidentyfikować. Po prostu. Chciał wiedzieć o nim więcej. Jeszcze więcej.
Złapał go za materiał ubrania tuż przy szyi i pociągnął mocno w swoją stronę, by ostatecznie wpić się w jego usta. Pocałunek był natarczywy, nieco agresywny, ale przy tym wszystkim wciąż pozostawał niewinny. Aż do momentu, kiedy rozchylił jego wargi językiem, by pogłębić pocałunek. Gdy wreszcie przerwał go, polizał Robina po dolnej wardze i ugryzł ją, nieco ciągnąć w swoją stronę. W końcu odchylił się nieco, przyglądając się jego twarzy z zaciekawionym błyskiem w oku.
Ile dostanę za to?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.16 22:17  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Mój narzekać i mówić, że mu się to nie podoba, a jednak jeszcze chwilę temu nie chciał, by Robin nawet się do niego zbliżał, a teraz? Leżał z głową na jego udach delektując się tą możliwością, opuszczony przez siły, otwarty na każdy atak, który anioł mógłby w jego kierunku przypuścić. Sam nie wiedział czego chciał, jak widać, był niezdecydowany i niepewny swoich własnych uczuć. Przy takim Nathairze, upadły wydawał się mistrzem stoicyzmu, a przecież emocje kipiały w nim równie mocno, co w różowowłosym. Może nie w tym dokładnym momencie, lecz przecież nie był wypraną z uczuć istotą. Od czasu do czasu uśmiechał się w lisi sposób do chłopca, ale milczał, bardziej skupiając się na czymś, co chwilowo nie dotyczyło ich sytuacji, a jednak zaprzątało jego głowę.
- Do następnego razu możesz już nie żyć. - Odpowiedział na odczepkę, jakby nagle wymiana zdań z Nathairem zaczęła być dla niego problematyczna i nieciekawa. Przechylił głowę i podrapał się po skroni wzdychając głośno. - Inni nie zgadzają się z twoim światopoglądem, a ty z ich, jesteście kwita. Nie rób wyrzutów innym za swoje samolubne zachowanie, sam sobie jesteś winien wiec bierz odpowiedzialność za własne odmienności.
Pokręcił oczami. Sam to praktykował, był inny, wiec nie zbliżał się do aniołów, ich sprawy przestały go obchodzić, lecz nadal wierzył i ufał Panu. Stworzył go w taki sposób, testował jego wierność... i nie zawiedzie się. Miał zamiast zostać jego najbardziej oddanym aniołem, wykonującym swoją misję pomimo tego, jak postrzegali go inni.
- A więc mówisz, że śmierć w moim towarzystwie byłaby dla Ciebie przyjemnością? Chciałbyś zginąć razem ze mną? A może kręci Cię takie coś? Wiesz, anioły są całkiem wytrzymałe, nie umrzemy tak szybko, ale zabawa jest przednia. - zapiał z radości, drążąc temat, najpewniej nie w taki sposób, w jaki chciałby chłopak. Zadowolenie widoczne na jego obliczu rosło z każdą chwilą, gdy wczuwał się w to, co mówił. - Odrobina sadyzmu to czysta przyjemność. Może następnym razem porwę Cię na romantyczną randkę do Edenu, krew i masa bólu wliczone w cenę.
Zachichotał z dziwną manierą, wsadzając palce do buzi i nadgryzając własne opuszki z rozmytym wzrokiem. Chwilami jakby tracił kontakt z rzeczywistością, lecz nadal wiedział, co dzieje się wokół niego.
- Puzzel? Nie mów mi, że masz ochotę mnie poznać, co? Zagłębić się w moje tajemnice? Udawać, że coś dla ciebie znaczę, poza byciem tym nękającym idiotą? - zaśmiał się znowu, rozluźniając ramiona i patrząc jak Nathair podnosi się do pozycji siedzącej, zanim szarpnął go w swoją stronę.
Lubił to uczucie, nigdy mu się nie nudziło. Przynosiło ze sobą lekki dreszczyk podniecenia i na kilka milisekund paraliżowało jego ciało, za każdym razem kiedy kontakt nie wychodził od niego. W jakimś sensie lubił być dominowany, ale nie przez każdego i nie w każdej sytuacji. Było jednak niezwykle nudne, kiedy to on dobierał się do każdego i patrzył jak każdy rozpływa się pod dotykiem jego długich, wąskich palców.
Nie był nawet zaskoczony, w jednej sekundzie chwycił Nathaira za ramię i trzymał go przy sobie tak długo, jak tylko mógł rozkoszując się pocałunkiem. Całe jego ciało wołało: jeszcze, więcej, dłużej. Chłopak nadal był na przegranej pozycji, bo jeżeli liczył, że taki gest w chociaż najmniejszym stopniu speszy Robina, to się mylił. Tym bardziej go nakręcił.
- Prawo zadania jednego pytania. - Odparł szeptem, przesuwając dłoń z ramienia na twarz chłopaka i sunąc po jego policzku, aż długie palce zatopiły się w kosmykach różowych włosów. Inna sprawa, że być może nie miał zamiaru dać mu okazji zadania go, bo gdy tylko ostatnie słowo wymsknęło się w ulotny sposób z jego ust, te bez czekania wpiły się na nowo w wargi Nathaira. Tyle że on, w odróżnieniu od chłopaka, nie miał zamiaru bawić się w takie nieśmiałe i niewinne podchody.
Czarne oczy zniknęły za powiekami, a włosy upadłego przesłoniły mu cały widok. Nie mógł już widzieć, ale na pewno czuł towarzystwo innego anioła. Palce, które nie pozwalały mu ruszyć głową, oplatające policzek i wbijające się w miękkie podgardle, palce wędrujące powoli wzdłuż jego kręgosłupa, niepozwalające mu cofnąć się ani wyrwać się z tego potrzasku, natarczywe i intensywne pocałunki, które nie dawały mu czasu na złapanie oddechu. Był w klatce łaski i niełaski Robina, jeżeli nie miał zamiaru reagować siłą, której być może w tym momencie mu brakowało, by porwać się na tak gwałtowny czyn. Mógł być straszny, potworny, gwałtowny, porywczy, ale był sobą. Poza tym, ostrzegł go wcześniej, że powinien brać odpowiedzialność za swoje czyny, może nie tak konkretnie, ale gdzieś między słowami ukrył taki przekaz.
- Pomyśl dobrze o co chcesz zapytać i uważaj, bo jeszcze się w tobie zakocham. - Powiedział w końcu, nie odsuwając się od niego nawet o milimetr, opierając się czołem o jego czoło, grożąc w tak oczywisty sposób chłopakowi, by dobrze dobrał słowa, kiedy już postanowi o coś go zapytać. Byle nie o zbyt wiele, pod jasną groźbą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.16 23:04  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Ospałość powoli zsuwała się na jego powieki, drażniąc się z nimi jak niesforne szczeniaki. Z drugiej zaś strony pikanteria, jakąś emanował Robin, trzymała Nathaira mocno w swym uścisku, wyszarpując go z każdej próby wygodnego ułożenia się w ramionach Morfeusza, przez co w ostateczności balansował i przeskakiwał z jednej strony, na drugą. Westchnął cicho, czując gorąco bijące o drugiego ciała, przez chwilę mając ochotę na zamknięcie powiek i wtopienie się w jego ramionach, by usnąć z ułudą bezpieczeństwa, która balansowała na wyjątkowo cienkiej lince.
Usta chłopaka drgnęły, aż wreszcie kąciki uniosły się wyżej, rozjaśniając jego bladą twarz z wyraźnie podkrążonymi, i zmęczonymi oczami.
Przecież będziesz mnie chronił. – mruknął wsuwając jeden palec w ciemne kosmyki i owinął je sobie dookoła palca. – Nie pozwolisz, by ktokolwiek zrobił mi coś złego. Żeby ktokolwiek mnie skrzywdził. Nikt nie może. Nikt, oprócz ciebie, prawda? – uśmiechnął się szerzej, zabierając rękę, która swobodnie opadła na jego udo. – Samolubstwa nauczyły mnie same anioły. – dodał po chwili ledwo słyszalnym tonem, że nawet czułe ucho drugiego anioła raczej nie byłoby w stanie tego wychwycić.
Wiedział, że aktualnie igra z niebezpiecznym ogniem. Robin bywał nieprzewidywalny, a podjudzanie go do dalszych zabaw tylko go nakręcało, jednocześnie sprowadzając na głowę jasnowłosego nieuniknioną katastrofę i tragedię. Przechylił lekko głowę w bok, pozwalając, by przydługawe kosmyki opadły na jego oczy.
Nie, tego nie powiedziałem. – poprawił się i przysunął jeszcze bliżej, a ich oddechy na moment stały się jednością. – Powiedziałem, że to mnie nie obchodzi. Nie było mowy o przyjemności. Do niej prowadzi zupełnie inna droga. – nie skonkretyzował o co dokładnie mu chodziło. Wolał pozostawić to otwartemu umysłowi Upadłego. Zdawał się lubić tego typu aluzje, bawić się nimi i żonglować, jakby nie były niczym trudnym i szczególnym. – Ale nie mam nic przeciwko porwaniu w twoim wykonaniu. Czuję, że to byłaby zaskakująco wyjątkowa randka. I z pewnością nie odczułbym nudy nawet przez chwilę. – oparł jedną dłoń na jego klatce piersiowej, z jednej strony tym z pozoru nic nie znaczącym gestem móc czuć jego bliskość, z drugiej zaś strony chciał kontrolować, na ile Robin zamierzał się zbliżyć do niego, bezczelnie przekraczając wszelakie granice dobrego smaku i przestrzeni osobistej. Jedno pytanie, co? Właściwie biorą pod uwagę usposobienie Robina, to i tak wiele. Więcej, niż mógł młodszy skrzydlaty chcieć. Z drugiej zaś strony to, na ile słowa wypowiedziane w odpowiedzi przez ciemnowłosego okażą się prawdą pozostawało większym problemem. No, Nathair. Na ile mu uwierzysz?
Ale wiedział już, o co chciał go zapytać.
Ale upadły nie dał mu nawet chwili wytchnienia i szansy, gdy ponownie wpił się w jego usta.
Nathair instynktownie uchylił swoje wargi, pozwalając sobie na głębszy pocałunek, w żaden sposób nie oponując, nie walcząc czy też nie próbując ucieczki. Poddał się tej krótkiej przyjemności, jaką otrzymał, czując przyjemnie narastające ciepło w jego ciele, które pulsując w każdej żyle kumulowało się w jednym, określonym miejscu. Jego podświadomość krzyczała, że chce jeszcze, że to za mało, niczym zachłanne dziecko. Świadomość jednak podszeptywała, że dość, żeby skończył to, nim zabrną zbyt daleko, gdzie nie będzie już odwrotu. A Nathair po tym poniesie surową nauczkę.
Gdy wreszcie Robin odsunął się na tyle, że drugi anioł mógł złapać więcej tchu, jego wargi wciąż pulsowały, wciąż czuł na nich ciepło drugich ust, wciąż czuł jego smak. Koniuszkiem języka przesunął po dolnej wardze zlizując resztki śliny Robina, już teraz zdając sobie sprawę, że powinien odgrodzić ich grubą linią. Aczkolwiek nie zrobił nic. Zupełnie nic. Nie drgnął nawet o milimetr, wpatrując się w przenikliwe, głębokie spojrzenie Robina. Cholernie długie rzęsy, przemknęło mu przez myśl.
Uważaj. – odezwał się wreszcie nieco zachrypniętym głosem. – Następnym razem policzę to jako możliwość kolejnego pytania. Tym razem ci daruję. – zmrużył lekko brwi, wsuwając jedną dłoń na jego szyję, muskając opuszkami skórę, by wreszcie wplątać palce w smoliste włosy anioła. Jedno pytanie.
Do czego dążysz? Nie, inaczej. Czego tak naprawdę pragniesz, pożądasz w życiu? Jaki masz cel?
Jedno pytanie.
Nagle wydało się to naprawdę mało. Bo z kolejnym kęsem, chciał więcej i więcej. Zachłanna z ciebie bestia, Nathair.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.17 20:38  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Chyba całkowicie go stracił, Nathaira i jego zdrowy rozsądek. Wcale nie chciał odnajdywać w chłopcu jego masochistycznej strony, każdy zdrowy osobnik już dawno by od niego uciekł. Jego podejście, to chorobliwe rozkoszowanie się byciem w taki sposób pomiatanym nie działało na upadłego dobrze. Pogrążał się we własnym świecie, teraz, gdy jeszcze panował nad odruchami, nie chciał do tego opuścić, nie chciał... tyle, że zachowanie Nathaira mu w tym zdecydowanie nie pomagało. Robił i myślał co innego, brakowało mu kogoś, kto zdolny był pieprznąć go w łeb, gdy przekraczał granice.
Może dlatego lubił szwendać się z Haru, mało kto powiem emanował tak wielką pogardą w jego kierunku, jednocześnie nie odstępując go na krok. Tak, kochał go bardzo, szaleńczo, nie mógł myśleć o nikim innym, nawet teraz, gdy w ramionach trzymał kogoś innego, myślami był przy wymordowanym. Z trudem powstrzymywał się przed tym, by to jego imię wykrzykiwać. Prawie telepał się z emocji, a na pewno już drżał.
- Chronił? Chronił... - zaśmiał się. - Nie pozwolę nikomu się do Ciebie zbliżać. Rozumiesz? Nikomu. Nikt nie będzie mógł na Ciebie spojrzeć, inaczej zabiję...
Zatopił zęby w swoich palcach, zacisnął szczęki na dłoni, czując jak przegryza skórę i odrobina krwi miesza mu się w buzi ze śliną. Ból działał, lepiej niż cokolwiek innego, psychicznie był odporny, ale fizycznie zawsze zostawał w tyle w porównaniu z innymi aniołami.
Po raz kolejny część jego świadomości była niebezpiecznie podniecona tym, co mówił chłopak. Z drugiej strony brzydził się go, jego podejścia do sprawy. Nienawidził takich brudnych osób, które cieszyły się, kiedy przyciskało się ich do ziemi. Jeżeli coś się stanie, sam powinien być sobie winny, sam kusi go do porwania, a kto jak kto, ale Robin były z pewnością w stanie tego dokonać. Był już bliski tego, by w całości zatracić się w tym szaleństwie, a wtedy nie mógł nic obiecać chłopakowi, żadnej obrony, nie mógł nawet być pewna, czy przeżyłby taką, jak sam to stwierdził wyjątkową randkę.
Zacisnął zęby, zmazując bokiem dłoni krew ściekającą mu po podbródku. Dwa palce miały wyraźne rany, na których zbierały się czerwone kropelki szukające ścieżki, którą mogłyby popłynąć w dół.
- To bardzo ogólne pytanie, jesteś pewny, że o to właśnie chcesz zapytać? - Rozluźnił ramiona i pozwolił im leżeć wzdłuż ciała. Siedział tak oparty plecami o beton, pozwalając nagle Nathairowi, by sam wyraźnie określił czego chce. Do czego dąży i ile chce wyciągnąć z tego spotkania.
Zamknął oczy i otworzył usta oddychając powoli. Rozgrzał się, emocje nie chciały z niego uciec, ale w takim układzie łatwiej było mu się uspokoić. Do czasu, bo gdyby Nathair postanowił jednak drążyć w jego szaleństwo, każda brama zostałaby już przekroczona.
- Czego chce, czego szukam, czego pożądam... nie masz pojęcia, jak trudno jest mi na to odpowiedzieć. Kieruje się poleceniami Pana, oczywiście, że chciałbym by był ze mnie dumny, nawet jeżeli los, który dla mnie wybrał nie jest najwspanialszy. Chciałbym, żeby na samym końcu Pan był ze mnie dumny.
Nostalgicznie się zrobiło, niemal. Gdyby zakładać, że Robin nie oszalał do końca, ale on szczerze wierzył, że to, co robi jest narzucone mu z góry prze najwyższego. Skoro anioły były jego tworami, musiały żyć tak, jak im nakazano, jak zostały wykreowane, jak charakter kazał im postępować. Zawsze sam powtarzał, że są złe i dobre dzieci Boga, ale jedne i drugie nadal noszą miano aniołów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.17 22:57  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Jego cichy głos mieszał się z szelestem liści poruszanych przez cichy podmuch wiatru. Starał się słuchać każdego wypowiadanego przez niego słowa, smakować, obracać na języku i przetrawiać. Być może wtedy byłby w stanie chociaż częściową pojąć jego osobę, istotę, jaką prezentował starszy anioł. I chociaż był tutaj, z krwi i kości, Nathair mógł go dotknąć, poczuć jego ciepło i zapach, a na wargach wciąż unosił się jego smak, Robin wydawał się ulotny i nieuchwytny, jak mgła albo chmura, która lada moment może rozpłynąć się i zniknąć, pozostawiając po sobie jedynie uczucie uścisku i wrażenia, że coś się przeoczyło. To chyba była cała jego kwintesencja.
Mówisz? – zapytał cicho, nieco zachrypniętym głosem, przytulając swoją dłoń do jego policzka. – Dobrze wiemy, że to jest niewykonalne. Musiałbyś wyrwać mnie ze szponów tego świata i zamknąć gdzieś daleko, głęboko, z dala od jego oczu. Musiałbyś sprawić, że należałbym tylko i wyłącznie do ciebie. A to nigdy nie będzie miało miejsca. i sam na to nigdy nie pozwolę, pomyślał pospiesznie, jednocześnie paradoksalnie wolno przesuwając opuszką kciuka po miękkiej, anielskiej skórze, zahaczając o jego dolną wargę. Nie wiedział czemu, ale na jego słowa, poczuł dziwne uczucie w żołądku. Jakby coś zimnego rozlało się od środka i wywołało mnóstwo niechcianych dreszczy, które rozbiegły się po całym jego ciele. Zdał sobie właśnie sprawę, że… Robin byłby do tego zdolny. Zrobiłby to. Choćby tylko ku swojej chwilowej uciesze. Powoli zabrał dłoń i wyprostował się, przyglądając się jego lisiej twarzy z uwagą. Tak. Zdecydowanie mógłby.
Przymknął na moment oczy, czując i wręcz słysząc swoje własne bicie serca. W jednej sekundzie, w ciągu jednego oddechu, zrobiło mu się żal Robina. To wszystko tylko po to… by był z ciebie dumny, Robin? Wybrałeś samotność, życie wyrzutka tylko dlatego? Gdzie nawet nie wiadomo, gdzie On jest? I czy kiedykolwiek wróci do nas?
Uchylił powieki, jednocześnie unosząc dłoń i położył ją na jego głowie, powoli czochrając smoliste kosmyki Robina. Trwało to chwilę, tyle, ile Nathair żałował jego osobę. Ostatecznie zabrał rękę, przechylił się tyłem i oparł o klatkę piersiową Robina, wtulając się sobą w niego, jednocześnie „nakrywając się” jego ramieniem. Spoglądał w dal, próbując odnaleźć jakieś odpowiednie słowa, coś, co mógłby teraz powiedzieć, chociaż z drugiej strony i cisza zdawała się być zbawienna w tym momencie.
Sądzisz, że chciałby tego wszystkiego? – zapytał cicho, pozostawiając nieco w eterze otwarte pytanie, które mogło dotyczyć właściwie każdego aspektu, dlatego też już po chwili dodał. – Tego wszystkiego dla ciebie. Jesteś sam. Z dala od innych aniołów, wygnany i porzucony. Skrzywdzony. Naprawdę uważasz, że chciałby tego wszystkiego? – Nathair szczerze wątpił. Ba, od jakiegoś czasu coraz bardziej zaczynał powątpiewać w Jego istnienie. Zaczynał się gubić, żył w iluzji, którą sam powoli tworzył, jak w bańce mydlanej. – Ja bym nie chciał, wiesz? –mruknął ledwo słyszalnie. Być może na tyle cicho, że istniała nikła szansa, aby Robin w ogóle go dosłyszał.
Jesteś zbyt miękki, Nath.
Wiedział.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.17 21:25  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Niemożliwe?
Był aniołem, a czy to właśnie nie anioły związane były z cudami na tym świecie? Nic nie było niemożliwe, a szczególnie taka błahostka, właściwie zależna od jednego kaprysu anioła, bo gdyby na prawdę chciał...
- Zrobiłbym to, Nathairze. Kajdany z czarnego kamienia pozbawiłyby cię mocy, a twoje ciało zostałoby na zawsze skrępowane, nie widziałbyś i nie słyszał nic, zdany jedyne na łaskę mojej osoby. Twoje życie trwałoby dokładnie tyle ile ja chciałbym, by trwało. Nie myślisz chyba, że nie istnieją sposoby, że nie ma metody na pojmanie anioła, a reszta potoczyłaby się tak, jak w przypadku ludzi. Kto by cię szukał? Gdzie? Czy jest ktokolwiek, kto dla ciebie przetrzepałby każdy kawałek całego kraju? - Spoglądał na anioła spokojnie, ale z zaciętością we wzroku, nie kłamał i nie bredził, był jak najbardziej poważny. - Myślisz, że nie byłbym w stanie pokonać cię, kiedy znajdujesz się w takim stanie? Nie mówię, że jestem od ciebie silniejszy, moc każdego anioła leży w czym innym, nie stworzono nas do walki między sobą, ale masz za miękkie serce, by pozbawić mnie życia. Straciłbyś jedyną szansę na pozbycie się mnie i w zamian zapłaciłbyś własną wolnością.
W bunkrze było chłodno. Temperatura była stała, warunki z zewnątrz nie mogły wpłynąć na oderwany od rzeczywistości świat wewnątrz grubych murów, ale nie miał pojęcia czy to dobrze. Na leczenia nie znał się w ogóle, cudem sam trzymał się przy zdrowiu, bo ignorowanie wszelkich zasad dbania o sobie było wpisane w jego naturę. Mógł tylko obserwować Nathaira i robił to, czujnym wzrokiem oceniał jego stan na tyle, na ile potrafił.
Nie wyglądał gorzej, ale też nie wyglądał lepiej, a skoro nie robiło się lepiej, było więc tylko gorzej.
Doskonała diagnoza doktorze Goodfellow, w takim wypadku staniesz się największym hipokrytą w tej okolicy, pozwalając osobie o którą chcesz dbać umrzeć podczas rozmowy, do tego nawet nie przyjemnej.
Zdziwiło go tak swobodne postępowanie Nathaira, mimo tego wszystkiego co powiedział, każdej groźby on nadal wolał pozostać przy jego osobie, nie czując nawet potrzeby podjęcia próby wydostania się z sytuacji nie tyle groźnej, co niebezpiecznej. Nie zabrał ramienia, a jeszcze mocniej przycisnął go do siebie. Kochany dzieciak, głupi i miniaturowy, trochę jak kanapowy piesek.
- Gdyby nie chciał, moje życie nie wyglądało by tak. - Odparł krótko.
Jeżeli zagłębią się za mocno, mogą dojść do bardzo metafizycznych wniosków. Nie zależało mu wcale na tym, by musiał udowadniać, a Nathair podważać wolę Pana. W końcu różowowłosy też był aniołem, powinien naturalnie czuć co winny jest robić, a na pewno nie powinien ingerować w to, co przygotował mu Najwyższy.
- Ale jesteś tylko posłańcem Pana. - stwierdził szorstko.
Prywatne odczucia tego chłopca się nie liczyły, mógł nie chcieć wielu rzeczy, ale ta próba zachwiania wiary Robina w Boga nie uciekła jego uwadze. Mógł być wygnanym aniołem, przeklętym przez własną rasę, ale to nie przed swoimi współtowarzyszami odpowiadał na samym końcu. To miłe, że tak uważał, ale nie było jego zadaniem próbować tego zmieniać.
Przede wszystkim też, nie byli tu po to, by użalać się nad czarnowłosym. Jego życie to była kwestia nie do ruszenia, wiedział doskonale czego chce i do czego dąży, w odróżnieniu od chłopaka, który był zagubioną owieczką. Do tego chorą.
- Dosyć tego. - Oznajmił nagle, zsuwając z jego ramion swoją dłoń i nachylając się do przodu. Zsunął z siebie górną część garnituru i opatulił nim anioła. Zbyt wielki ciuch wyglądał niemal jak koc, nieco sztywniejszy i dużo mniej miły w dotyku nadal okrywał sporą część jego ciała. Wsuną rękę pod jego plecy, a drugą pod zgięcie kolan i powoli, bez użycia rąk wstał. Nadal tak samo wysoki, chudy i otoczony specyficzną aurą, jak gdyby znaleźli się nagle na początku ich dzisiejszego spotkania. - Zabieram cię do domu. Prędzej mi tu umrzesz z osłabienia, niż przyznasz się, że dupa ze mnie a nie lekarz, jesteś zbyt miły.
Podrzucił go lekko i poprawił uścisk, niosąc niemal jak księżniczkę. Znalazł drogę, którą znaleźli się w środku bunkrów i zatrzymał się na wylocie. Pogoda nie zachęcała, ale to było lepsze, niż trwanie w bezczynności. Był opanowany, ale nie patrzył na chłopaka, nie mogąc pozbyć się tej odrobiny gniewu, którą w nim zasiał dużo wcześniej. Był spokojny, ale chłodny. Nie chciał, by jego gest pomocy został odebrany zbyt pozytywnie, w końcu nie taki los przygotował dla niego Pan.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.17 18:08  •  Opuszczony Bunkier - Page 11 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Och, nie wątpił w ani jedno słowo wypowiadane przez Robina. Wierzył, że byłby zdolny do tego wszystkiego, a być może i znacznie gorszych, o których Nathairowi nawet nie przyszło myśleć. Nie zmieniało to jednak faktu, że samego Heathera Robin nie byłby w stanie uwięzić. Nie na poziomie ich aktualnej relacji, a być może nawet nigdy.
Drobne usta jasnowłosego skrzydlatego ugięły się pod cieniem delikatnego uśmiechu, kiedy podciągnął się i opadł na Robina, opierając swój policzek o jego ramię, jednocześnie wsuwając ciepłe palce w niesforne, acz delikatne włosy starszego anioła.
Wierzę, że jesteś zdolny do tego wszystkiego, Robin. I nie kwestionuje też tego, że byłbyś w stanie z łatwością tego dokonać I mnie pokonać, ale… – okręcił dookoła palca jeden z kosmyków – To tylko ciało. Skorupa. Cielesność, jaką otrzymaliśmy, nic więcej. Możesz zamknąć i skrępować moje ciało, torturować, robić z nim co chcesz, ale nie będziesz w stanie mnie zamknąć, złamać. Nie w tym momencie. – przymknął oczy wsłuchując się w odgłos miarowego bicia serca ciemnowłosego. Przesuwał końcówką języka po jego słowach, muskając je, jakby chciał je posmakować. Robin uderzył nimi w samo sedno. Prawda była taka, że nie było nikogo, kto tak naprawdę odczułby jego zniknięcie. Ryan? Dobre sobie. Zapewne nawet nie zorientowałby się, że Nathair zaprzestał jego odwiedzanie. Laviah miał swoje sprawy. Tak samo jak Ourell. A Nathaniel… być może on jeden zainteresowałby się losem Heathera. Ale go nie było. Już nie. Miał rację. Nie było nikogo, kto przetrzepałby każdy kawałek każdego kraju. Pod tym względem był zdany zupełnie na sam.
Co nie zmieniało faktu, że Nathair też nigdy jakoś szczególnie nie starał się, by to się jakoś zmieniło. Było dobrze tak, jak było.
Dał nam wolną wolę, Robinie. Czemu z niej nie korzystać w pełni? – zagadnął, ale wystarczyło jedno spojrzenie, jakie mu posłał i krótkie oraz dosadne słowo „dosyć”, by Nathair zamknął swoją jadaczkę. Wiedział, że bywały takie momenty i chwile, których lepiej nie przekraczać i nie prowokować . I czuł, że ten moment właśnie nastąpił. Odetchnął cicho, odsuwając się od Robina jednocześnie unosząc obie ręce przed siebie.
Dobra, dobra. Koniec. – mruknął dla złagodzenia. Chciał jeszcze coś dodać, ale słowo utknęło w gardle przeistaczając się w burkliwe warknięcie, gdy ponownie został potraktowany jak cholerna księżniczka. Tym razem jednak już nie kopał i nie wyrywał się.
Dam radę sam iść, wiesz? – syknął piorunując go krótkim, ostrzegawczym spojrzeniem. W jego mniemaniu nic mu nie było, a przynajmniej nic na tyle, żeby go targać po całej Desperacji. Od głupich zawrotów głowy czy też gorączki jeszcze nikt nie umarł. Poleżałby parę dni w domu i od razu byłoby lepiej.
Do domu? – parsknął nieco zachrypniętym głosem – Twojego czy mojego? – zapytał, choć doskonale wiedział, że nie trafią ani do jednego ani do drugiego. Dom Nathaira znajdował się w Edenie, czy w cholerę daleko, a Robin… Robin mieszkał wszędzie, czyli czytaj był bezdomnym prawie menelem. Czyli zostało im….?

| zt x 2 |
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach