Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 04.10.13 18:37  •  Domki Empty Domki
Okolica nieciekawa, bo wkoło niemalże pusto... poza kilkoma domkami i jakąś dróżką, która prowadzi do "nikąd". Chałupy pobudowane z czerwonych cegieł, niektóre podparte jakimiś deskami, wszystko prawie się rozpada. Gdzieniegdzie można potknąć się o rozrzucone śmieci lub cegły, prócz tego co wymienione zostało nie ma tu nic tylko piasek, który lata to w tą, to w tamtą... sypie w oczy, przez co miejsce jest prawie całkowicie odludnione.

    Piasek. Wszędzie było go dużo, a Grapevine przyszła w to miejsce... dlaczego? Pewnie miała miliony powodów. Taki kaprys, po prostu lubiła takie miejsca, gdzie nikt jej nie przeszkadzał w rozmyślaniu o tych swoich tęczach, kucykach i jednorożcach. Niebieskowłosa wzięła kilka cegiełek i zaczęła z nich coś budować. Raz to był domek, raz sam daszek, aż w końcu wyszło coś w miarę normalnego. Szybko zburzyła swoje wypociny i poukładała "klocki" tak, aby była jakaś możliwość klapnięcia na nich swoimi czteroma literami. Minęła chwila, a Grape siedziała na własnoręcznie zbudowanym tronie. Czuła się taka spełniona, po prostu jak dziecko. Włączyła odtwarzacz MP4 i zaczęła słuchać jakiegoś rockowego kawałka. Już po pierwszej piosence nie zachowywała się normalnie, bo wybuchła śmiechem opluwając sobie cały ekran swojego sprzętu. Prychnęła tylko, po czym zaczęła machać głową na boki w rytm muzyki. Wiatr bawił się jej niebieskimi kudłami, które latały jak... sama nie wiedziała co. Po prostu była tak zajęta niby-tańcem, że już nie myślała. Yhy, żartuję przecież ona nigdy nie myśli, chyba. Nagle wiatr wionął tak, że czerwony piasek wleciał w oczy winogronki, a ona jednym ruchem spadła z wybudowanej przez siebie wieżyczki. No takiego wieżyczkowego tronu. Od razu krzyknęła... sama do siebie:
    - Szlag, dlaczego akurat ja? Głupi Bogu jesteś taki głupi, że aż nie wiem co mam mówić. Nie lubię Cię i nie wpieprzaj się w moje życie, bo sobie nie życzę. Zrozumiałeś?
    Popatrzyła się w niebo, a w odpowiedzi wyrwała kolejną dawką piasku. Znów wydarła mordę:
    - Nie rób tak, bo Cię zniszczę! ROZUMIESZ?!
    Położyła się na ziemi i zaczęła krzyczeć wymachując nogami w powietrzu. To chyba oznaczało kolejny atak... ech, jakie życie wariatki musiało być przesrane. Szybko się podniosła i podeszła do jakiejś ściany aby się o nią oprzeć, po czym znowu założyła słuchawki. Włączyła muzykę i zaczęła śpiewać sama do siebie... oczywiście po cichu:
    - Chain me up, hold me down
    Just let me go, there's always more
    I want it all excluding you
    Losing control, so construed

    Piosenka znakomicie pod pasowała, w sumie była praktycznie o niej. Grapevine uśmiechnęła się do siebie, niestety tylko do siebie, bo nikogo innego w pobliżu nie było. A może to i lepiej? Jeszcze zrobiłaby z siebie pośmiewisko, a powstrzymywanie ataków swoich dziwacznych chorób, coraz rzadziej jej wychodziło. Czyli można rzec, że jej psychika jest za słaba i jej psychiczna schorzenia biorą nad niej górę. A więc ośmieszenie gwarantowane, no super!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.13 19:00  •  Domki Empty Re: Domki
Wiatr potwornie dawał mu się we znaki gdy szedł przed siebie. Zaciskał poły płaszcza wokół swojego chuderlawego ciała, chowając każdy milimetr gołej skóry weń. Cholera no... Że też nie mógł umrzeć w jakimś konkretniejszym ubiorze, a nie w poszarpanych resztkach płaszcza. Dobra, okej, macie rację, jego wina że zdarł koszulę, ale jak mógł na to patrzeć... Nie mógł. Tym niemniej, teraz nie bardzo wiedział gdzie iść.
Od kilku godzin błąkał się bez większego celu po okolicy, próbując... Gdzieś dotrzeć! I nawet pożarcie tamtego człowieka nie starczyło mu na długo, bo już po kilku godzinach żołądek domagał się czegokolwiek do jedzenia, więc poza krokami i nieznośnym wiatrem, towarzyszyło mu ciągłe, nieznośne burczenie żołądka i spore osłabienie. Z każdym krokiem miał wrażenie że padnie na glebę i zmieni się w szkielet, ale parł dalej w piach, szukając... Właśnie, czego?
POMOCY! Ot, dokładnie tego. pomocy.
I gdy już niemal stracił nadzieję... Usłyszał z daleka krzyki czyjeś. To bez wątpienia musiało być coś ludzkiego. Człowiek, nie człowiek, ale z pewnością humanoid! Może mu pomoże? Oby! Bądź dobrej myśli i wiary Ezechielu, napewno znajdziesz pomoc. Jakby dostał nagle zastrzyku energii, pobiegł z nader ogromną prędkością w kierunku dźwięków jakie słyszał, zatrzymując się dopiero kilka metrów od źródła dźwięku... W sumie zatrzymanie wyglądało dosyć specyficznie, bo prędkość jaką wystosował Wymordowany wymusiła na nim hamulec w postaci ślizgu, co wzbiło spory tuman piachu i zagłębiło mu stopę w ziemi, nim ostatecznie się zatrzymał. Z pewnością to mogło zwrócić uwagę dziewczyny na niego, bo tyle już zdołał zauważyć przez opaskę. Zdecydowanie kobiecy wygląd... Podniósł dłoń i pomachał jej z wesołym uśmiechem na twarzy, wygrzebując nogę z piasku i idąc do niej spokojnym, miarowym krokiem.
- Hej! Pomóż mi!
... Niestety, organizm przypomniał mu, że ten wysiłek był ponad jego zdolności. Zatrzymał się nagle i zaczął się krztusić, spluwając krwią na boki. Było to na tyle silne, że aż sprowadziło go na kolana, ale złapał stabilny oddech w miarę szybko... Podniósł coś na styl wzroku (chociaż ciężko powiedzieć z zasłoniętymi oczyma) na dziewczynę, uśmiechając się nieco mniej rozlegle i skierował ku niej cichą prośbę.
- P-proszę... Pomóż mi... J-jeść...
Po tych słowach stracił równowagę i wyłożył się na twarz na ziemi, łapiąc głębokie, spokojne oddechy. Musiał się uspokoić... I odpocząć... Nie mógł nic innego zrobić, nie wiedział nawet czy niebieskowłosa dziewczyna nie zignoruje jego prośby i zostawi go bez słowa. Naprawdę umierał w tej chwili z głodu i nawet drobinka pożywienia mogłaby mu ocalić skórę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.13 20:01  •  Domki Empty Re: Domki
    Jeszcze trochę tak pokrzyczała do tego Boga, w którego praktycznie nie wierzyła. Darcie mordy to jedna z rzeczy, które wychodziły jej na prawdę dobrze, no umiała jeszcze porządnie wyprowadzić kogoś z równowagi, ale to już inna z jej "zdolności" wkurzania ludzi. Po darła się tak jeszcze chwilę jednak do czasu. Usłyszała niedaleko jakieś wołanie, więc od razu odwróciła się w tym kierunku. Chłopak, czy też mężczyzna, który biegł w jej kierunku nagle runął na podłoże, ona od razu do niego podbiegła. W drodze do niego włożyła ręce do kieszeni w poszukiwaniu jakichkolwiek racji żywnościowych. Tak... znalazła coś! Gdy tylko była obok nieznajomego powiedziała cicho:
    - A te jednorożce za Tobą nie mogą Ci pomóc? Ach, no tak, przecież tak cudnie się bawią biegając wokół tej tęczy... nie będziemy im przeszkadzać, prawda? Niech się bawią ile chcą, zostawmy je w spokoju, dobrze? A tak na marginesie, czy ty też uważasz, że tęcza jest taka piękna? Ja kocham jej żywe kolory, na prawdę, są przecież takie fajne.
    Mimo, że pierdoliła oczywiście coś co nie było w ogóle związane z tematem to wyjęła z kieszeni jedzenie. Nie, no super on być musiało, bo z jej bluzy wysypała się jakaś paczka ciastek, kolorowe cukierki i kanapka z serem topionym. W sumie to sama nie wiedziała skąd ją miała, bo sera nie lubiła. Wzięła ją, po czym zrobiła małego gryza. Chyba sprawdzała czy nie jest przeterminowana albo coś w tym stylu. Podała nadgryzioną kanapkę leżącemu chłopakowi, po czym rzekła z uśmiechem na twarzy:
    - Mam nadzieję, że się nią nie zatrujesz, bo sama nie wiem skąd ją mam, przecież ja nie jadam sera topionego... chyba. Z resztą nie ważne, jeżeli będziesz chciał coś z mojego baru, to mów chętnie spełnię Twoje zachcianki.
    Popatrzyła na niego swoimi oczojebnymi gałami, które aż świeciły się ze szczęścia, że jednak nie musiała tkwić na pustyni sama. Nieoczekiwanie roześmiała się, oczywiście nie było żadnego powodu, ale to przecież Grapevine... wariatka, która jest niepoczytalna po prostu. Ech, szkoda słów, serio. Patrzyła na nieznajomego cały czas, a gdy się tak śmiała z jakiejś tylnej kieszeni wypadła jej butelka z przezroczystym płynem. Nie było go dużo, ale zawsze coś. Pospiesznie odkręciła korek i powąchała ciecz. Zwykła woda... "naczynie" również podała chłopakowi. Postanowiła usiąść obok niego. Gdy juz siedziała zaczęła mówić:
    - Przepraszam za moje zachowanie, ale jakby to powiedzieć... jestem wariatką, uciekłam z psychiatryka, no i błąkam się po świecie bez nikogo, dlatego jeżeli chcesz to uciekaj, póki jeszcze nic Ci nie zrobiłam.
    Po jej policzkach spłynęło kilka łez... ale zaraz, czy potwory mogą płakać? Czy mają uczucia, tak jak zwykły człowiek? Sama nie wiedziała, bo jej inteligencja nie była zabójcza, ale jak się okazało i ona czasami czuje smutek, ból, żal i rozpacz. Dalej siedziała obok delikwenta, który powinien zjeść kanapkę i popić ją wodą, a na pewno poczułby się lepiej. Z drugiej strony słowa o zatruciu mogły każdego przerazić i spowodować, że nie zje kanapki, ale wiecie mów się: "Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje." niech, wiec robi co chce. Niech żyje, niech umiera, dla Grapevine to było totalnie obojętne, mimo to coś trzymało ją obok jego. Czuła coś, czego nigdy nie doświadczyła. Ciepło bijące z leżącej postaci oraz potrzebę istnienia dla drugiego człowieka. Dziwne, na prawdę bardzo dziwne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.13 20:34  •  Domki Empty Re: Domki
Rąbnięcie na glebę nie należy nigdy do przyjemnych czynności, zwłaszcza gdy wygląda w taki sposób, że twoje ciało bez żadnej kontroli po prostu uderza o ziemię. Boli... Niezbyt wygodnie, a ziemia też nie zawsze bywa przyjemna. Cóż powiedzieć, źle, źle, źle, ale w takim stanie nawet ziemia mu miłą jest, niźli próba stania. Naprawdę wyglądał jak jeden, wielki obraz nędzy i rozpaczy. Wciąż miał na ciele zaschnięte ślady krwi swojej poprzedniej ofiary... Wciąż czuł pewien posmak krwi tamtego mężczyzny na swoim języku...
Odpływał powoli, bezsilny, ale głos nieznajomej tuż przy nim dodał mu sił, by jeszcze... Jeszcze się nie poddać... Nie rozumiał dokładnie o co jej chodzi, a ostatkami sił zmusił swoje ciało do przewrócenia się na plecy. Teraz mogła dokładniej przyjrzeć się faktowi, iż Ezechiel ma zasłonięte oczy, co może oznaczać iż jest ślepy. Może, acz w jego wypadku nie musi. Słyszał jakieś uderzenia różnych przedmiotów o ziemię, lecz nie miał pewności, co to jest.
- Tęcza?
Zrozumiał coś o tęczy z jej słów... Tęcza... Tak, ładny widok. Kiedy ostatni raz ją widział? Czy to w ogóle pamięta...
- Chciałbym ją kiedyś zobaczyć... Moje oczy są w kolorze barwy na jej dole... Fioletowe...
Szeptał cicho, nie mając nader dużych sił, by powiedzieć coś więcej. W sumie nie wiedział czemu poświęca siły na te słowa, ale nie mógł powiedzieć nic więcej w praktyce. Czuł jej zapach... To było dziwne uczucie, zapach. Delikatny, słodkawy... Czuł go zarówno jako zapach, jak i... Smakował go, w pewnym sensie. Lekko słodkawy, ciut mdławy... Całkiem miły...
W pewnym momencie posłyszał słowa o serze topionym czy coś... I poczuł jak dziewczyna wciska mu w dłoń kanapkę. Łapczywie przylgnęła mu ona do warg, a chłopak jednym gryzem za drugim pożerał ją nader szybko, jakby nie jadł od dawna... A minęło ledwie kilka godzin od kiedy nie mal oczyścił człowieka do kości, tch. Bardzo, wprost bardzo szybko ją pochłonął, nawet nie szło mu się podnieść do pionu z tym jedzeniem i nie interesowało go za nadto, co je... Grunt że było zjadliwe. Chleb i ser topiony... Faktycznie.
Szybko skończył kanapkę, jeszcze nim w jego dłonie powędrowała woda od dziewczyny. Spróbował się dźwignąć do siadu, i o dziwo, udało mu się usiąść. Uśmiechał się przy tym delikatnie, lekko kręcąc wodą w butelce i wpatrując się w horyzont, jakby faktycznie nie widział dziewczyny.
- Um... Dziękuję... Niezmiernie dziękuję... Uratowałaś mi życie...
Uniósł gwint butelki do ust i szybko pociągnął kilka, krótkich łyków by zwilżyć gardło. Słysząc jednak jej kolejne słowa, przeprosiny, to że jest wariatką, uciekinierką z psychiatryka... Odstawił wodę w bezpiecznym dystansie by się nie rozlała, po czym ni z tego ni z owego jego chude ramiona otoczyły ramiona dziewczyny, a on sam ją przytulił.
- Nie pleć głupstw... Uratowałaś mi życie, nie obchodzi mnie czy teraz miałbym zostać twoim niewolnikiem w ramach odpracowania tego długu lub czy byś miała ze mnie zrobić worek treningowy. Um...
Na jego nieco bladym obliczu wyrosły subtelne rumieńce, gdy zdał sobie sprawę z tej, dosyć sporej bliskości... Odsunął dłonie, nieco zmieszany odwracając głowę w inną stronę.
- P... Przepraszam za to... Zbyt... Rozemocjonowany jestem tym wszystkim... Zbyt wiele tego wszystkiego na raz... Mówisz bym uciekał, póki nic mi nie zrobiłaś, tak?
Sięgnął po butelkę wody, którą oddał dziewczynie, chcąc nie chcąc pokazując szpony na swoich palcach w miejscu paznokci.
- Mógłbym powiedzieć to samo... Kilka godzin temu obudziłem się cholera wie gdzie, z ostrymi szponami i zwierzęcymi pragnieniami mordu... Zamordowałem dwóch żołnierzy, jacy chcieli mnie zabić... Jednego... Rozszarpałem i... pożarłem... Wciąż chcesz być przy mnie tu i teraz? Obiecuje że prędzej niż zrobić tobie krzywdę, sam wyrwę sobie serce...
Połowę wypowiedzi wypowiedział słabszym szeptem, a swoje siedzące ciało musiał podeprzeć chuderlawymi ramionami. Nie widział jej łez na policzkach, ale gdyby je zauważył, z pewnością by je starł... Póki co, działał prawie jak ślepy, patrząc się nie tyle co na oczy dziewczyny, co raczej na jej usta, na źródło dźwięku... Nawet nie trenował bycia ślepym, a idzie mu całkiem nieźle, hm...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.13 9:23  •  Domki Empty Re: Domki

    Zgadza się... w tych kilka chwil stało się tak dużo rzeczy, że nawet całkiem zdrowy człowiek mógłby się pogubić, a my mówimy o chorej psychicznie Grapevine... ta to musiała mieć niezły mętlik w głowie. Nadal patrzyła się gdzieś daleko za nieznajomym, nadal widziała tam swoje wymyślone zwierzęta i tęczę. Wydawałoby się, że coraz bardziej jej stan się pogarsza. W sumie to może tak było. Co ja bredzę, przecież stan się poprawiał! Chłopak, którego spotkała dziwnie na nią oddziaływał. Czuła ciepło innego człowieka, czuła coś dziwacznego, tak jakby on na prawdę ją polubił... Czy coś takiego było w ogóle możliwe? Polubić kogoś takiego jak ona? A jednak. W sumie cała sytuacja stworzyła taki, a nie inny bieg wydarzeń. Gdyby mu nie pomogła, nie miałaby pierwszego nowego przyjaciela. Przeniosła swoje tęczowo oczy na nieznajomego i powiedziała cicho:
    - Tak... tęcza głuptasie. Mówiłam, że jestem chora... widzę rzeczy, o których nikomu innemu nawet się nie śniło.
    Po tym uśmiechnęła się dosyć krzywo. Chłopak powiedział coś o swoich oczach, a ona znów miała banana na ryju. Przesunęła nogi aby siedzieć po turecku i rzekła po raz kolejny:
    - No to ładne musisz mieć te paczadła... lubię fioletowy kolor jak z resztą widać. - w tym momencie pokazała palcem na fioletową bluzę i zaczęła ciągnąć dalej - Fioletowy, tak lubię go. A Twój ulubiony kolor?
    Lekko przegryzła wargę. Patrzyła na chłopaka jak zajadał się kanapkę, której ona nigdy nie tknęłaby... w końcu była z serem, którego chyba nie cierpiała. Sama z resztą nie wiedziała, czy to kolejny atak jej zaburzeń osobowości. Wszystko stawało się coraz mniej logiczne, gubiła się w swoim życiu... liczyła na pomoc z zewnątrz. Uciekła z psychiatryka, bo ludzie, który mieli jej pomóc wstrzykiwali jej wirus, przez który stała się Wymordowaną. Bezczelni! Gdyby tylko wiedziała gdzie teraz są... pozbyłaby się każdego z nich, z przyjemnością odebrałaby im ich nędzne, ludzkie życie. Nagle "ktoś" podziękował niebieskowłosej. Grapevine od razu odpowiedziała:
    - I ja Ci dziękuję, w sumie nie wiem do końca za co. Może za to, że jakimś cudem tu trafiłeś? Może za to, że pierwszy raz komuś pomogłam i nie zareagowałam wybuchem śmiechu lub złości. Tysiące powodów, ale już nie będę Cię tak przynudzać... lepiej opowiadaj o sobie, bo jak na razie prawie wszystko kręci się wokół mnie.
    No i stało się coś czego nikt nie oczekiwał. Rzecz niesłychana pani zabiła pana nieznajomy przytulił wariatkę. Może to był impuls, ale na prawdę nie powinien, przecież ona go ostrzegała. No cóż... nie wiadomo co dalej będzie się działo. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła... na swoim ciele czuła jego chude ręce. Mimo, że chude, to przytuliły dosyć mocno. Od razu rzekła, po raz tysiąc-pieś-setny:
    - Jesteś na prawdę odważny... właśnie o to chodzi. Ja jestem jak tykająca bomba, nawet nie wiadomo kiedy wybuchnie. Co do tego długu... mógłbyś po prostu zostać... no moim przy-przyjacielem? Nigdy takowych nie miałam, nie wiem nawet co to znaczy kogoś lubić.
    Dopiero teraz uświadomiła mu, że miała bardzo, ale to bardzo ciężkie życie. Bez przyjaciół, bez rodziny, bez nikogo. Tylko miliony wrogów i innych dziwaków ją otaczało. Gdy była w psychiatryku jedyną przyjaciółką była pewna dziewczyna, która nigdzie nie chodziła bez swojego wałka. Chodziła z nim wszędzie, nawet pod prysznic... rozmawiała z nim, a Grape? Ona była sama jak palec, czasami rozmawiała ze ścianami, ale oczywiście nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Gdy usłyszała ostatnie słowa, które wydobył z siebie nieznajomy, oczywiście na tą chwilę od razu odpowiedziała:
    - Nie przepraszaj. Oboje wiemy, że to było dosyć przyjemne. Może Ty tego potrzebowałeś? Może ja tego potrzebowałam? I tak jesteś odważny... pokazałeś mi swoje szpony. Niechcący, ale pokazałeś... skąd pewność, że nie jestem łowcą? Za bardzo ufasz ludziom, oj za bardzo. Oczywiście żartuję... nie jestem żadną z nich, ale uważaj na przyszłość, na prawdę... nie chcę Cię stracić.
    Na sam koniec poprawiła się trochę, bo piasek właził jej do butów. Dotknęła jego dłoni, po czym szybko cofnęła swoją rękę, tak jakby chciała przeprosić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.13 13:21  •  Domki Empty Re: Domki
- Widzisz... Zazdroszczę...
Mruknął cicho po jej słowach iż widzi rzeczy, których nie widzą inni. Widzi... Widzi je doskonale. Nie ma ochoty wydrapać oczu od drobnego spojrzenia, nie widzi setek rzeczy, których by nie chciała... Widzi to co chce widzieć, jak chce widzieć, widzi... I widzieć może. Widzi... Doskonale widzi. On w sumie widzi nawet lepiej niż doskonale, ale to jest jego gwoździem do trumny. Póki nie znajdzie sposobu by osłabiać swój wzrok, lub nie przyzwyczai się do tego sposobu widzenia jaki ma teraz, a jego ciało nie przestanie odbierać wrogo nowego wzroku... Do tego czasu musi pozostać niemal ślepym. Słysząc jej kolejne słowa prychną z lekka ironicznym śmiechem, przekręcając głowę tak, by "spojrzeć" w domyśle na jej twarz. Widział ją, owszem... Kiepsko, ale coś widział, to zawsze plus, choć i tak wydawał się ślepy jak kret.
- Widać... Dla ciebie. Mój ulubiony kolor? Nie wiem... Może lazurowy, jak kolor mórz? Może błękitny, kolor nieba? Może szkarłat krwi? Może purpura? Nie wiem...
W praktyce teraz nie wiedział, jak spojrzy na te kolory. Czy wciąż będzie je widział tak samo jak wcześniej i znajdzie swój ulubiony. Uwielbiał kiedyś fiolet, po to nosił soczewki zmieniające kolor oczu... Które się zespoliły z jego oczyma.
Chciałby móc na nią spojrzeć jak wcześniej. Pokazać swoją twarz w pełni, pokazać uśmiech i wdzięczność w spojrzeniu... Mógł pokazać uśmiech, lecz bez spojrzenia w oczy i widoku jak i je ogarnia, to takie... Bez sensu, prawda? Chciałby móc jej się jakoś odwdzięczyć... Jakkolwiek za to, co dla niego zrobiła, bo zrobiła naprawdę wiele.
Posłuchał jej odpowiedzi uważnie, a słysząc jej podziękowanie, nie bardzo rozumiał za co... Przecież to ona go ocaliła, ona mu pomogła... Czemu mu dziękuję?
- Mów proszę, jeśli tylko chcesz... Ja... Ja nie jestem niczym ciekawym... Jestem tylko zagubiony w nowej rzeczywistości. Jeszcze jakiś czas temu byłem żołnierzem mordującym wynaturzonych... Teraz sam jestem jednym z nich. Ironia, nie?
Uśmiechnął się nieco krzywo po tych słowach, a potem poszło już z górki...
Musiał przyznać że było to miłym uczuciem, nie zaprzeczy. Czuć ciepło czyjejś osoby w swoich ramionach, jej zapach tak blisko... Tą... Bliskość... Może i nie powinien, może i ostrzegała, ale czy to coś zmienia? Taki jest Ezi, z nim nie ma rady, jest taki a nie inny. Altruista, nieco naiwny, miły... Prawie jak rycerz. Prawie. Odróżnia go brak lśniącej zbroi i prawie wszystkie kości na widoku. Przysłuchał się jej, zaciskając dłonie wokół ramion dziewczyny. Pokręcił głową przecząco o tym, iż jakoby była jakąś bombą zegarową, a na jej pytanie... Uśmiechnął się lekko i odsunął jedno ramię, sunąc po jej skórze, docierając do twarzy, jakby ją badał. Gdy "wymacał" palcami jej czoło, zabrał dłoń i złożył tam delikatne, czułe muśnięcie warg, uśmiechając się miło.
- Nie boję się. Być twoim przyjacielem to nie zapłata długu... To prawdziwy zaszczyt i jeśli zechcesz, będę nim, Panienko... Um... Jak masz na imię? Przepraszam, powinienem się z miejsca przedstawić... Jestem Ezechiel, ale mów mi Ezi.
No tak, trochę zbyt sobie pozwolił i jego wrodzone poczucie wstydu sprawiło, że przestał ją tulić, odsuwając się z lekkim zawstydzeniem. Niestety, nawet jeśli jest dorosłym facetem... To ma swoją wstydliwość, heh. Przeprosił za to... Pokazał... I znów posłyszał jej głos, wpatrując się w ziemię samemu. Skąd pewność? Właśnie...
- Nie wiem skąd pewność... Czemu to zrobiłem, czy chciałem... To był odruch, to było przeczucie, chęć. Czułem że muszę to zrobić... I czułem, że nie zrobisz mi nic złego, jeśli pokażę ci to. Czułem to... Po prostu. I... Masz rację. Jestem zbyt ufny, kilka godzin temu bym przypłacił to życiem. Um... Dobrze... Postaram się uważać... To wszystko jest dla mnie zbyt... Nowe... Zbyt... Dziwne... Jeszcze niedawno byłem człowiekiem...
Jego spojrzenie, jakkolwiek skryte pod opaską, wpatrywało się w ziemię. Żal mu było. Żal samego siebie i swojej bezsilności...
I bum, nagle poczuł jej dłoń na swojej. Trochę go zaskoczyło to... Ale uśmiechnął się, podnosząc wzrok do góry. Niekoniecznie na nią, ale gdzieś tam się patrzył.
- Nie bój się, nie powstrzymuj. Nie masz potrzeby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.13 19:31  •  Domki Empty Re: Domki

    Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej "towarzysz" nie widzi. Jaka była głupia, jaka była głupia, jaka była głupia. Popatrzyła na chłopaka i powiedziała dosyć cichym głosem:
    - To ty nie widzisz? Masz przesrane, nie możesz zobaczyć jaka ładna jestem. Muszę Ci życzyć, aby jak najszybciej wrócił Ci wzrok, chcę zobaczyć Twoje fioletowe paczadła. NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ, serio!
    Poprawiła się, bo już dupa jej drętwiała od takiego siedzenia na tej brudnej i zimnej ziemi. Fajnie, że wcześniej mogła przytulić się do nieznajomego, przynajmniej poczuła kogoś ciepło. Kogoś żywego, a nie kominka w jakimś opuszczonym domu. Zwykle przesiadywała w jakiś opuszczonych chatach, gdzie rozpalała piec i tylko on dawał jej ciepło... teraz było inaczej. Jej przyjaciel przytulił ją, a to na prawdę dało kopa i to dosyć mocnego. Nawet uśmiechnęła się... chociaż w jej wypadku to całkiem normalne szczerzyć się do każdego. Do meneli, do małych księżniczek, bandytów, policjantów i innych wariatów. Praktycznie całe życie z bananem na ryju. To brzmi... może dziwnie, ale to prawda, na prawdę! Znowu zaczęła mówić:
    - Wszystkie kolory wymienione przez Ciebie są ładne. Fioletowy, bo Ty masz takie oczy i ja mam bluzę, po za tym jest w tęczy. Morza są może i fajne, ale ja nie umiem pływać, więc nic nie będę mówić. Niebo też jest super, a szczególnie jak lata sobie po nim słonko, które ogrzewa wszystkich i wszystko. Krew? Uwielbiam ją... czerwona maź, który wytryskuje z człowieka, który leży i kwiczy. Ten no... ja sama się tnę, więc wiem co to krew. Purpura? To takie połączenie fioletu i czerwieni, więc też jest super. Ogólnie wszystkie kolory tęczy są zajebiste, bo tęcza jest zajebista. WIESZ CO? A ja wierzę w jednorożce. Ona na pewno gdzieś tam daleko istnieją, na pewno! Och to się rozgadałam.
    A ta znowu o swoim drugim świecie... ech. Gdyby ktoś wiedział co ona sobie myśli, to pewnie dałby jej miano jakiegoś dałna lub jakiegoś dziecka z autyzmem. Chociaż Ci to w życiu łatwiej mają... a ona? Błąka się wszędzie... jest wszędzie, gdzie tylko może być. A tam gdzie jej jeszcze nie było, to pewnie w niedługim czasie będzie, proste. Patrzyła dokoła i patrzyła. Szukała koników, które miały super moce tworzenia tęczy i innych słitaśnych obiektów. O tak! Znów zaczęła:
    - Ironia? Może i lepiej... dzięki temu nie muszę się martwić, że byś mnie mógł zabić. Teraz wszyscy razem musimy się martwić, czy ktoś nas nie znajdzie i nie zabije. Razem zawsze jest łatwiej, pamiętaj. Ufaj innym, ale musisz nauczyć się "prześwietlać"... ja wiem kiedy ktoś ma złe zamiary, a przynajmniej tak mi się wydaje.
    Ręką przeczesała włosy i odczekała chwilkę. Na prawdę krótką, małą chwilkę, a nieznajomy przedstawił się. Od razu rzekła do niego:
    - Powiem Ci, tylko się nie śmiej... dobra? A więc gotowy? Trzy, dwa, jeden i zero... mam na imię Grapevine, ale mów mi Grape, okej? Nazwiska nie powiem, bo jeszcze bardziej się skompromituję.
    Z tego wszystkiego nie skomentowała jego ładnego imienia, no trudno się mówi. Wstała i popatrzyła się na niego. Wybuchła śmiechem, który był tak głośny, że pewnie nawet go przestraszył. Zaczęła odchodzić, jednak odwróciła się i powiedziała na pożegnanie:
    - Przykro mi, ale muszę uciekać... robi się ze mną coraz gorzej, nie chcę zrobić Ci krzywdy. Żegnaj Ezechielu.
    Pobiegła przed siebie... tam gdzie pieprz rośnie. W drodze leciały jej łzy... dużo łez, bardzo dużo łez. Wszystkie wytarła i biegłą dalej. Minęło kilka chwil, a cała "burza piaskowa" zasłoniła ją doszczętnie. Nie było po niej śladu, nawet najmniejszego.


    z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.13 21:37  •  Domki Empty Re: Domki
Białowłosa wyłoniła się zza domków jak piaskowa zjawa. Odgarnęła z twarzy włosy i zaciągnęła się dymem papierosowym. Zgasiła papierosa o ścianę jednego z domków i podeszła do osoby znajdującej się między nimi. Świst piaszczystego wiatru wyciszał jej kroki. Podeszła do siedzącego mężczyzny i patrząc na niego uważnie odezwała się.
-Witaj zagubiony.
Czemu uważała, że jest zagubiony? Po prostu czuła to, wyczuła to swym zwierzęcym instynktem. Tak samo jak łatwo dało się dostrzec, że jest słaby. Zresztą w depresji można spotkać tylko umarłych. Wyciągnęła zza katany dwie bułki w worku i podała je mężczyźnie.
-Jedz, przyda ci się.
Nie nalegała trzymając spokojnie bułki przed nim i czekając aż sam je weźmie. Do zwierząt podchodzi się ostrożnie, a ludziom się nie ufa. Ich gatunek był połączeniem ostrożności i nieufności, wiedziała o tym dobrze. Tak samo jak wiedziała jak zdobyć zaufanie ludzi. Zresztą dzięki temu jest w stania powiększyć szeregi organizacji, do której należy i która jest dla niej jak dom. Dlatego też zbiera zagubione dusze i pomaga im znaleźć cel ich egzystencji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.13 0:32  •  Domki Empty Re: Domki
Nie widzi to raczej określenie nieco na wyrost, biorąc pod uwagę fakt że on nie tyle co nie widzi, co nie chce widzieć... Acz widzi. Słabo bo słabo, ale coś widzi przez tą opaskę i chociaż go przy tym nie boli. Miły plus.
Miał ochotę jej nieco ironicznie zaklaskać gdy spytała go o to, że nie widzi. No genialne, ciekawe która, normalna osoba nosi opaskę na oczach zasłaniająca jej wzrok. Na pewno jakiś mistrz tajskiego boksu, nie?
"Widzę... Acz lepiej pozostać dla ogółu niewidomym."
Odpowiedział jej w myślach, acz wizualną formą odpowiedzi było kiwnięcie głową na tak w odpowiedzi na pytanie, oraz z deka przygnębione westchnięcie na jej ostatnie słowa. Inaczej nie mógł odpowiedzieć, bo i nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Dziękować za życzenia?
Słyszał jakiś szelest, a sam w sobie nieco zacisnął poły płaszcza wokół siebie, przytrzymując go chudą dłonią. Zimno mu było... Cholernie zimno... Przytulenie się do niej na chwilę go ogrzało, ale i tak, siedząc w bezruchu co raz mocniej i mocniej odczuwał piekielne zimno, spowdowane cholernym wiatrem. Podkulił bliżej nogi i oparł głowę o kolana, kładąc ją tak, by była w stronę dziewczyny. Starał się zminimalizować opór powietrza, by nie wiało na niego gorzej.
Przysłuchał się jej słowom, gdy tłumaczyła o kolorach i dlaczego uważa je za ładne. Fiolet, lazur, błękit, karmazyn, purpura... I nagle znów wyskoczyła z tymi jednorożcami. Znaczy, Ez pamiętał coś z początku rozmowy o nich, ale teraz znowu o tym mówi i to takie, takie, takie... Dziwnie troszkę, mimo wszystko. Uśmiechnął się jednak tak czy tak i choć widział gdzie jest, wyciągnął rękę przed twarz, jakby chciał nią dotknąć jej... Lecz po chwili zrezygnował, by wraz z drugim ramieniem objęły one chuderlawe nogi.
- Z pewnością... Tak długo jak znajdą się osoby które w nie wierzą, tak długo będą. Tak było i jest ze wszystkim, co jest poza naszym zasięgiem. Bogowie, byty nadnaturalne i tym podobne... Tak długo jak w nie wierzymy, to istnieją.
Nieco filozoficznie, ale tak widział sprawę religii pan noszący imię Ezechiel. Religii, bytów nadnaturalnych, Buddy, Latającego Potwora Spaghetti i wielu innych bytów religijnych.
Lepiej?! LEPIEJ?! LEPIEJ?! Lepiej że umarł, zabity przez kogoś lub virusa i powstał jako dziwny, hybrydoidalny stwór który nie może widzieć, bo wzrok sprawia mu ból, który ma w sobie dziką bestię jaka w razie zagrożenia lub przymierania głodem rzuci się do pożarcia człowieka żywcem? TO JEST LEPIEJ?! Co prawda już po chwili jego emocje opadły gdy rozwinęła tą wypowiedź, ale na początku można było ujrzeć skrzywienie wyrazu twarzy.
- Ja jeszcze nie mam takiego zmysłu...
Skomentował krótko, nieco chłodnawo, ale to może przez fakt początkowych do tych słów emocji. Może... Nieważne.
Hm, miała całkiem ładne imię. Grapevine... Winogrono... Całkiem ładne, nie ma się z czego śmiać. Uśmiechnął się jedynie miło, nic więcej.
- Marudzisz. To naprawdę ładne imię.
Okej... Ten śmiech go nieco przestraszył, to fakt. Aż odruchowo sięgnął do broni... Słysząc jednak kroki i widząc jak kontur dziewczyny która się podniosła oddala się, podniósł głowę, a jego wyraz twarzy mówił prosto. "Nie zostawiaj mnie..." Niestety, nie posłuchała... Przyjaciółka... Hm, możliwe że miała podobne problemy do niego i uznała, że to lepszy pomysł, niż pożreć Ezechiela. Tak... To ma sens. Opuścił głowę, wbijając czoło w kolana.
- Dokąd... Nie wiem nawet czy mogę wstać...
Przechylił swoje ciało by wylądować na kolanach, po czym podparł się dłońmi i spróbował się podnieść. Na trzy. Raz, dwa... Trzy! Dźwignął swoje chude ciało do pionu... I od razu upadł na plecy z lekkim stęknięciem bólu. Zgrymaszony wymusił na ciele podniesienie się do siadu, choć i tak musiał podeprzeć się z tyłu dłońmi przez kilka chwil, nim utrzymał się bez ich pomocy w pozycji siedzącej.
"Muszę... Odpocząć... i ruszyć..."
Rozchylił delikatnie usta by przeciągnąć językiem po wargach i zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy, które go zaskoczyły. Po pierwsze, jego język ma rozdwojoną końcówkę. Super, kolejna mutacja. Po drugie... Poczuł... Smak zapachu? Inny niż w wypadku Grape. Ten był bardziej... Gorzkawy, acz był to zapach wyjątkowo subtelny i w pewnej odrobinie, kuszący. Jego źródło szybko znalazło się przy nim, a sam wymordowany odruchowo swoje dłonie umieścił na rękojeści broni i jej pochwie, by móc się jakoś obronić... Nie sprzeda tanio skóry.
Zagubiony... Uśmiechnął się lekko, zwracając swój wzrok w kierunku źródła dźwięku, a oczy, skryte pod materiałem, zlustrowały kontur postaci. Po głosie, zapachu i tym konturze mógł rozpoznać, że to kobieta.
- Um... Jakoś nie bardzo wiem co powiedzieć... Witaj Panienko o przyjemnym głosie? Na nic lepszego mnie nie stać.
Uśmiechnął się z lekka szerzej i milej, acz ta mina mu nieco zbladła, gdy słyszał dźwięki poruszania się typowe dla poruszania bronią w pochwie... Jego dłonie już wysunęły delikatnie ostrze broni, gdy usłyszał słowa o jedzeniu. No tak, widział jakiś kształt, to chyba worek, ale... Jedzenie? Um... Puścił broń i wysunął dłoń w kierunku gdzie worek szeleścił, przyjmując go.
- D-dziękuję Panienko... T-to miłe... Kim jesteś? Czemu od tak podeszłaś bez strachu i... Pomagasz mi?
Mówiąc to, otwierał worek na swoich kolanach i sięgał dłonią do środka, a gdy palce złapały za ten, dosyć znajomy kształt bułki pszennej, cóż... Kiedyś taka bułka to nic specjalnego było dla niego. Teraz to prawdziwy cud. Mimo to jednak, starał się tym razem nie jeść tak łapczywie. Dobrze przeżute jedzenie starcza na dłużej... Ciekawiło go w jaki sposób będzie chciała by się odwdzięczył jej za to... Jaki to "dług" go złapie tym razem... Rety, na samym początku istnienia tyle długów sobie zbierać, jeszcze naślą na niego ki windykatora czy coś...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.13 12:10  •  Domki Empty Re: Domki
Widziała ten delikatny ruch, jak chwyta za ostrze nieufny i gotowy do ataku. Mogła odskoczyć, ale powinna być pewna. Ona ma przewagę w tej sytuacji bo widzi i to dużo więcej niż normalny człowiek. Kiedy wyciągnął miecz odruchowo schowała palce by móc zamienić ją w broń, jednak nie, nie musiała. Czyli miała racje, mężczyzna musiał być zagubiony i wycieńczony. Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się delikatnie.
-Mów mi Lucky, jestem taka jak ty i wszyscy zagubieni. Chcę ci pomóc, pokazać jak można łatwiej żyć i nie przeklinać więcej swego żywota.
Mówiła spokojnie ciepłym i przyjemnym dla ucha głosem. Zastanawiała się co jeszcze powiedzieć, nie powinna mówić od razu wszystkiego, w końcu powinna zaciekawić ludzi swoją osobą i jej celem. Nie może ich spłoszyć i pozwolić by ich zabili, albo by zabili się nawzajem.
-Spokojnie, nie liczę na nic w zamian. Sama wiem jak to jest być zostawionym samemu sobie w tym świecie. Jeśli mi zaufasz pomogę ci.
Ciekawa była, czy jej się uda. Musiała próbować, jak nie dołączy do organizacji będzie go obserwować. Jeśli stanie się niebezpieczny i będzie mógł wydać organizacje będzie musiała bo niestety zabić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.13 15:24  •  Domki Empty Re: Domki
Och, widzi? On też widzi. Co prawda dużo słabiej i nim by odkrył swoje oczy to mogłaby go już zabić parukrotnie, ale niech nie sądzi, że tylko przez to iż ma zasłonięte oczy i jest na wpoły niewidomy to jest słabszym... Wróć. On jest słabszym przeciwnikiem. Nie potrafi się w tej chwili nawet podnieść na swoje chude, patyczkowate nogi sam. Cholera... Czuł się taki słaby i na łasce innych. Super...
Przysłuchał się jej słowom. Naprawdę? Jakoś tak... Ciężko mu było w to uwierzyć, pomimo jego wiary w ludzi, by ktoś od tak się znalazł, kto chciałby mu pokazać jak można łatwiej żyć i nie przeklinać nowego żywota... Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Przytknął dłoń do czoła, wzdychając bezradnie, po czym wrócił do swojego nieco powolnego posiłku, w między czasie odpowiadając.
- Lucky... Jestem Ezechiel... Byłem w sumie, do momentu gdy nie stałem się... Tym... Jak? Jak niby możesz sprawić, by bycie potworem, który potrafi rozszarpać i pożreć człowieka żywcem stało się łatwiejsze? Jak mam nie przeklinać tego żywota? Jeszcze jakiś czas temu byłem żołnierzem, zabijałem takich jak ty... Jak ja...
Opuścił głowę, podgryzając tylko drugą bułkę na znak tego, że jeszcze w ogóle żyje, poza ruchami klatki piersiowej, której kości żeber niemal się przebijały przez skórę. Tak... To jest potężna i niszcząca ironia. Do niedawna był żołnierzem, z zimną krwią zabijającym tych... Którym teraz się stał. Jego "przyjaciele" go pozostawili, towarzysze broni chcieli go zabić, a dowództwo już pewnie spisało na straty. Tak... Podziękowanie za wzorową służbę, theh. Zaiste niezwykle miła emerytura w tak młodym wieku.
Nie liczy na nic w zamian? Wciąż jakoś w to nie dowierza. Pomoże mu? Niby w jaki sposób? Nie, nie potrafi jakoś w to uwierzyć, choć chce. Niesamowicie chce uwierzyć w ten dar losu iż ktoś chce mu pomóc wyjść na prostą i... Przetrwać.
- Dopiero cię poznałem... Ciężko jest zaufać czwartej osobie którą się poznało od początku swojego nowego "życia", z czego pierwsze dwie cię chciały zabić... A pierwszą się pożarło żywcem...
Wzdrygnął się lekko na to wspomnienie, obejmując swoje barki ramionami. Zimno... Cholernie zimno. Wiedział że jeśli się nie zgodzi, to zapewne zginie prędko... Nie miał innego wyjścia, jak zaryzykować. Wyciągnął chuderlawe ramię w kierunku Lucky, w kierunku jej głosu głównie.
- Dobrze... Pomóż mi... Jesteś w praktyce moją jedyną nadzieją na przetrwanie, Lucky... Pomożesz mi wstać? Ostatnia moja próba skończyła się powrotem na piasek.
Dla pewności sprawdził drugą dłonią czy broń na miejscu. Jest... To w razie potrzeby obrony. W drugą dłoń pochwycił pusty worek po bułkach, czekając z pełną nadziei duszą na to, iż pomoże mu. Będzie jej winny swoje życie... Już drugiej osobie. Dziwne... Ci nieludzie... Są bardziej luddzcy i pomagają sobie bardziej niż zwykli ludzie... Niezwykłe... A tymczasem "prawdziwi" ludzie są pełni znieczulicy i zimna, jaką tu się nie uświadczy... Zaskakujące...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Domki Empty Re: Domki
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach