Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 22.06.14 21:24  •  Pokój 69, bitches~ - Page 3 Empty Re: Pokój 69, bitches~
Z każdym kolejnym przyspieszonym oddechem groźba mężczyzny stawała się wręcz namacalna, a jej skutki Nathair miał odczuwać przez kolejne dni. Może i niedoświadczone ciało anioła łaknęło więcej bliskości i pieszczot mężczyzny, ale prawda była taka, że chłopak był praktycznie na granicy wytrzymałości, wewnętrznie łkając, by to wreszcie się skończyło. I tak jak na swój pierwszy raz, który do łagodniejszych zdecydowanie nie należał, dobrze się trzymał, utrzymując się ostatkiem sił na drżących nogach i balansując na granicy prawdy a snu, gdzie jego świadomość już dawno dała za wygraną, będąc w tym momencie na poziomie „ale co to jest stół?”, w pełni poddając się Wymordowanemu.
Mówi się, że tylko początkowe pchnięcia bolą podczas pierwszego razu. Potem ciało przywyka i zaczyna odpowiadać na partnera. Możliwe, że było w tym ziarenko prawdy, ale z pewnością nie wtedy, kiedy Twoje dziewictwo jest odbierane przez osobnika tego pokroju co tutaj. Pomimo, że z pewnością dla Nathaira jego pierwszy raz mógł być o wiele gorszy i brutalniejszy, to i tak bolało. Nawet wtedy, kiedy jego ciało wreszcie zaprzestało uparte próby wypychania nieproszonego intruza. Przyjemność przemieszana z dyskomfortem, coraz bardziej zagłuszona przez nieprzyjemność doprowadzała go niemalże do zniszczenia. Był zdewastowany nie tylko moralnie, ale też fizycznie.
Palce coraz mocniej zaciskały się na ciemnych kosmykach włosów, jakby to właśnie one były dla niego ostatnim ratunkiem. To absurdalne, aczkolwiek w tym momencie bliskość tego, którego chciał jednocześnie od siebie odsunąć jak najszybciej, była dla anioła niemal zbawieniem.
Każde ugryzienie, przesunięcie koniuszkiem języka po rozgrzanym ciele czy dotyk dłoni wprawiał chłopaka w stan niekontrolowanej ekstazy, na dobrną chwilę łagodząc bolesne skutki ich zbliżenia.
Wydał z siebie ciche sapnięcie pełne przyjemności czując jak chłodne palce przesuwają się po jego ciele. Instynktownie wygiął się jeszcze bardziej w łuk, wsłuchując się w płytki oddech szatyna, co udowadniało, że nie jest maszyną pozbawioną wszelakich naturalnych odruchów, a mimo wszystko, wciąż żywą istotą. Zadrżał lekko, gdy koniuszki palców zsunęły się jeszcze niżej, przez moment dając złudną nadzieję, że ich wędrówka zakończy się jeszcze dalej.
Nathair coraz bardziej nie zwracał uwagi na to, co się dzieje dookoła niego, z każdym kolejnym, szybkim uderzeniem serca wyłączając się z rzeczywistości. Znowu ten nieznośny stan, który wręcz krzyczał o możliwość ulżenia sobie. Niemalże w ogóle nie kontaktował, poddając się w pełni temu, co chciał zrobić z nim mężczyzna. Świadomość powróciła na złudną chwilę, gdy poczuł ciepło na swoich udach, a jego własna dłoń dotarła do najwrażliwszego punktu na jego ciele. Nigdy nie przypuszczałby, że wystarczy jedynie dotyk, by poczuć się w ten sposób. Przyciśnięty mocniej do Wymordowanego, sam jeszcze mocniej wbił się swoimi plecami w niego, chcąc być jeszcze bliżej, chociaż nie było już to bardziej możliwe. Czuł wręcz narastającą frustrację na ostatni skrawek materiału. Chociaż był cienki, normalnie praktycznie niewyczuwalny, to i tak w tym momencie odgradzał jego wrażliwe ciało od pełnego poczucia nagiej skóry Grimshawa na sobie. Jeszcze chwila i zapewne w złości szarpnąłby za koszulę, chcąc ją jak najszybciej zerwać z siebie, gdyby nie to przeszywające na wskroś uczucie. Spełnienie tym razem przyszło o wiele gwałtowniej i mocniej, wstrząsając jego ciałem. Nawet nie wiedział kiedy zabrał dłoń z kosmyków Wymordowanego, na której zostało teraz nieco brązowych włosów. Nie panował nad sobą, kiedy szczytował. Wszystko zwolniło i ucichło dookoła niego, gdy zacisnął mocniej palce na sobie samym, by wraz z jego nasieniem uszło z niego wszelakie napięcie. Zamknął na moment oczy czując, jak cały pulsuje, jak jego serce niemal wyrywa się z klatki piersiowej w zastraszającym tempie a sam nie może uspokoić gwałtownego oddechu. Wraz z drugim szczytowaniem czuł się o wiele gorzej, jednocześnie czując się niesamowicie. Niczym na porządnym rauszu, który ogarniał każdą komórkę jego ciała. W pewien sposób zobojętniony na to, co się już z nim stanie, osunął się bardziej w przód, przyciskając dłonie i klatkę piersiową do ściany. Przyjemny chłód idealnie kontrastował się z jego rozgrzanym ciałem. Dopiero teraz otworzył na powrót oczy, a czas ruszył wraz z rzeczywistością, do której wrócił.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.14 14:07  •  Pokój 69, bitches~ - Page 3 Empty Re: Pokój 69, bitches~
Wypuścił rękę chłopaka z własnej dłoni, gdy ten zaskakująco szybko zrozumiał, o co chodzi, chociaż w tej sytuacji był to wyłącznie odruch. Sam jednak mógł w tym czasie znowu oprzeć ręce na jego biodrach, by utrzymać je w stabilniejszym położeniu, gdy był już coraz bliżej. Tylko na moment stał się delikatniejszy i wydawałoby się, że właśnie w ten sposób zakończy się ich wspólny stosunek, ale jak na złość stało się to tylko nędzną dawką tego, czego Nathair nie mógł jeszcze mieć na dłużej. Agresywniejsze ruchy prędko powróciły do łask, ale tym razem już na szczęście nie na długo. Narastające napięcie robiło się nieznośne, a zarazem całkiem przyjemne, zwłaszcza w tej szczególnej chwili, gdy ustawało. Przyjemny dreszcz przebiegł po ciele wymordowanego, gdy dał upust podnieceniu, które wywołała w nim ta sytuacja. Oparł czoło o głowę swojej nowej zabawki i starał się uspokoić oddech, gdy w międzyczasie – może nieco niekomfortowe – ciepło wypełniało anioła od środka.
Koniec.
Równie dobrze mógłby na tym zakończyć ich niekonwencjonalne spotkanie. Bez słowa opuściłby Nathaira i po prostu zająłby się sobą, wracając do normalności z łatwością, na którą różowowłosy prawdopodobnie nie potrafiłby się zdobyć. Byłaby to brutalna lekcja o tym, że wykorzystywanie innych nie znało granic, a świat podupadł już tak nisko, że coś, co powinno być wyjątkowe, przybierało formę zabawy. Przeholowanie z nią wiązało się ze zrobieniem sobie krzywdy lub poniesieniem jej za sprawą kolegi. Cóż, w tym wypadku trudno było nazwać ich rówieśnikami czy dobrymi kumplami, przez co tym bardziej nie obowiązywały tu żadne zasady. Znając Ryana, nie przestrzegałby ich nawet, gdyby powstały, a idealny popis tego, jak daleko był w stanie się posunąć. A to i tak nie był szczyt jego możliwości, aczkolwiek z punktu widzenia kogoś, z kogo właśnie siłą zdarto całą niewinność i całe przekonanie o tym, że to nie mogło mieć miejsca, gorzej już być nie mogło.
Mógł się odsunąć...
Być może zniknięcie uczucia dyskomfortu w środku, gdy ciemnowłosy wysunął się z chłopaka, a cienka nić rozciągająca się między nimi, która uwieńczyła ich bliskość, wreszcie została przerwana i zaczęła spływać po udach chłopaka, mogło dać mu poczucie jako takiego bezpieczeństwa. Ciężar napierającego na niego ciała także ulotnił się na chwilę, dając poczucie tego, że już po wszystkim. W końcu nie mógł upokorzyć go bardziej niż robiąc sobie z niego dziwkę na jedną noc. Co prawda Jay wciąż przypisywał mu mniej hańbiące miano ucznia, który nie zrozumiał teorii, trzeba było zafundować mu praktykę.
... ale tego nie zrobił.
Silne palce zacisnęły się na ramieniu stróża. Mocniejsze szarpnięcie zmusiło go do okręcenia się o sto osiemdziesiąt stopni, wprost na spotkanie z niezmiennie niewzruszonym spojrzeniem srebrzystych tęczówek. Grimshaw nawet pomimo przyspieszonego oddechu, nadal doskonale kontrastował się ze swoim opiekunem od siedmiu boleści. Mały skrzydlaty trafił wyjątkowo źle ze swoim wyborem, choćby dlatego, że był o wiele mniej wpływową jednostką, a dokładniej mówiąc – na Opętanego nie miał żadnego wpływu. Nie miałby go nawet wtedy, gdyby tu i teraz stanął na rzęsach. Szarooki nie zamierzał dać mu szerszego pola manewru, gdy przyparł go do ściany, sprawiając, że musiał zmagać się z przytłaczającym wzrokiem, który zahaczył o najwstydliwsze partie jego ciała, jakby właściciel tych chłodnych oczu nie wyrządził już wystarczająco dużo szkody. Najwidoczniej nie. Najwidoczniej to nie wszystko, czym chciał się podzielić ze skrzydlatym. Chciał, żeby ta chwila zapadła mu w pamięci na bardzo długo, być może na tyle, że przez większość czasu jedyną myślą, która zaprzątałaby ten różowy czerep, był seks z nim i to, jak poddał mu się, pomimo wcześniejszych oporów. Trzeba przyznać, że już sama możliwość podburzenia kręgosłupa moralnego skrzydlatemu do tego stopnia, wydała się wymordowanemu cholernie interesująca. Raz jeszcze to on wygrał i raz jeszcze miał rację, którą do tej pory jeszcze nie podzielił się na głos. Gdyby Grimshawowi nie poskąpiono ekspresji w drodze na świat – serio, czasami trudno było uwierzyć, by ta gęba wykrzywiała się w pozytywniejszym wyrazie – możliwe, że już teraz uraczyłby stróża rozbawieniem, a tymczasem kocie oczy połyskiwały miażdżącą satysfakcją z tego, że doprowadził go do tak podłego stanu. To trochę przykre, jak szybko miało się to stać nudne dla jego pieprzonej wysokości.
Jak na kogoś, kto tak uparcie się sprzeciwiał, byłeś zaskakująco chętny.
Nic nie mów.
I tak to zrobi.
Schylił głowę, przysuwając wargi do torsu chłopaka, tuż pod mostkiem. Przyspieszony oddech nie ustawał, ale teraz, gdy oddychał nosem, chłonął jego słodkawy zapach, w którym teraz czułe zmysły wyczuwały tę charakterystyczną woń, którą po tylu latach rozpoznałby wszędzie. Przymknął oczy, a jego usta przesunęły się wyżej, zaś ciemne kosmyki łaskotały skórę młodzieńca, jakby właśnie ocierało się o nią zwierzę, które domagało się pieszczot. Rzecz w tym, że Doberman marnie sprawdzał się w roli pupila, a to, czego chciał, wziął sobie od razu. Kilka zaborczych pocałunków, zakończonych głośniejszymi cmoknięciami, które zagłuszały wyraźnie słyszalne oddechy; później zęby przesuwające się po gardle, które w każdej chwili mogły zanurzyć się w ciele kochanka, ale zamiast tego zatrzymały się na podbródku różowookiego i uszczypnęły go lekko w czysto złośliwym geście. W tym samym czasie jego ręce sunęły od bioder, przez jego boki, aż na plecy, które przez koszulę nie doczekały się bezpośredniego kontaktu z chłodną skórą ciemnowłosego. Teraz miały okazję. Po tym Jay odsunął od niego twarz, by móc przyjrzeć się jego obliczu z szerszej perspektywy. Zmrużył powieki, spod którym wyglądały pionowe źrenice, wiercące niewidzialne dziury w zarumienionych policzkach stróża.
Tylko nie rozbestwij się za bardzo. ― I kto to mówił. ― Właściwie ― zanim dokończył, wbił lekko paznokcie w jego plecy, co miało być deklaracją tego, że pomimo spokoju, z jakim się wypowiadał, te słowa są śmiertelnie poważne ― nie lubię się dzielić. Pieprz się tylko ze mną, aniele. ― Tak – zakładał, że to nie będzie tylko jeden raz. Tak – był tego pewien. I tak – zdawał sobie sprawę, że Nath zacznie go unikać, ale jednak nie zdoła wygrać z pokusą. Pieprzony jasnowidz. Właściwie był aż za bardzo pewny siebie. ― Jeśli się dostosujesz, być może mniej zaboli. ― Jeszcze tyle rzeczy było przed nim. Jak na zawołanie, jedna z rąk mężczyzny znów znalazła się nieco niżej, a palec środkowy i wskazujący, sugestywnie naparły na jego wejście, choć na szczęście tylko na tym się skończyło. A mimo to, wspomniane „tylko” mogło doprowadzić do większego obłędu.
Life is brutal. And full of... fuckers.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.14 16:39  •  Pokój 69, bitches~ - Page 3 Empty Re: Pokój 69, bitches~
W rzeczywistości całe zajście trwało zaledwie kilkanaście minut, jednakże dla samego Nathaira ciągnęło się niemal w nieskończoność. I chociaż sam anioł niemalże słaniał się na nogach, to nic nie wskazywało na to, by ciemnowłosy zamierzał wkrótce skończyć. Dlatego też moment, w którym jego wnętrze wypełniło ciepło mężczyzny, chłopak przyjął niczym jakieś cholerne zbawienie, bo to zwiastowało koniec tych, w jego mniemaniu rzecz jasna, tortur. I normalnie oponowałby przed takim zwieńczeniem sytuacji nakazując podopiecznemu, by odnalazł w sobie chociaż tą drobną cząstkę przyzwoitości i zakończył daleko od jego ciała. Ale Nathair w tym momencie nie miał nawet sił oddychać, nie wspominając o wszelakich oznakach sprzeciwu.
Sapnął cicho pomiędzy przerywanymi oddechami, kiedy Ryan wreszcie odsunął się od niego. Przez drobną milisekundę poczuł nikłą tęsknotą za nim i wypełnianiem jego ciała, jednakże ból, który momentalnie zaczął promieniować od jego dołu skutecznie zgniótł tęsknotę. Oparł rozgrzane czoło o chłodną ścianę, próbując zebrać nie tylko swoje myśli, ale też zebrać się w sobie, by móc zacząć funkcjonować na nowo i w miarę normalnie.
Szczerze powiedziawszy był pewny, że Wymordowany zrobiwszy swoje, zabierze swoje rzeczy i najzwyczajniej w świecie wyjdzie. Bo to było bardo w jego stylu. Zainteresował się czymś, wziął to i zostawiał, nudząc się chwilową zabawką. Ewentualnie rzuciłby jakiś kąśliwy tekst cicho kopiąc leżącego. W każdym razie Nathair taki obrót sprawy byłby niezwykle na rękę chłopakowi. Bo czuł się fatalnie, nie tylko fizycznie ale też mentalnie. I w tym momencie najmniej w świecie miał ochotę oglądać tę cholerną, zimną i bez wyrazu gębę. Dlatego też niemal nie wydał z siebie żałosnego jęku zwiastującego jego zrezygnowanie, gdy poczuł silne ramiona na swoim ramieniu, które to bez najmniejszego problemu odwróciły go do siebie, jakby ciało Nathaira było jakimś mało znaczącym i nie sprawiającym żadnych problemów przedmiotem.
Bo w srebrnych tęczówkach tak było.
Pomimo trudności w wyrównaniu oddechu, chłopak zacisnął mocno szczękę a jego usta wygięły się w cienkiej linii, jednocześnie odwracając głowę w bok, nie mogąc i przede wszystkim nie chcąc go oglądać. Drżące ręce w ostatniej chwili wsunęły się pomiędzy nich napierając na klatkę piersiową mężczyzny, by zachować tę nikłą odległość między nimi, chociaż bariera nietykalności Nathaira dzisiejszego dnia została poważnie zepsuta a jej naprawienie zajmie sporo czasu skrzydlatemu.
Jego palce drgnęły nieznacznie słysząc słowa mężczyzny. Nie był chętny. Nie chciał tego, to Ryan wziął go sobie, w ogóle nie zważając na zdanie Nathaira. Jednakże nic nie powiedział, czując, jakby słowa mężczyzny były wypowiadane gdzieś daleko, a przecież stał tuż przy nim. Przymknął do połowy powieki czując, że nie ma już siły na nic. Ani na dalszą walkę ani też na poruszanie swoją szczękę. Chciał, żeby Ryan zostawił go w spokoju, a on mógł zwinąć się gdzieś w kącie i zasnąć. Jednocześnie zapominając o tym, co się tutaj wydarzyło. I z pewnością uparcie będzie to wypierał ze swojej świadomości, starając się nigdy więcej nie wracać do tego pamięcią.
Kolejne zwodzące pieszczoty. Chłodne, a mimo to wywołujące ciepło i przyjemność.
- Zostaw… – wychrypiał po chwili, gdy zęby mężczyzny przesunęły się na gardło, które mimowolnie nieco bardziej odchylił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo zaschło mu w gardle. Wszakże przez ostatnie minuty nic innego nie robił jak wydawanie z siebie dźwięków, o które nigdy przedtem siebie nie podejrzewał.
Mężczyzna, jak oczywiście można było się spodziewać, nie zaprzestał.
- Zostaw. – powtórzył się, starając się zabrzmieć o wiele bardziej stanowczo, aniżeli parę sekund wcześniej. O dziwo Ryan zaniechał jego dotykania, chociaż tak naprawdę to nie słowa anioła go zatrzymały. Czuł jego wzrok na sobie, jednakże uparcie wpatrywał się z pod półprzymkniętych powiek w ścianę po swojej lewicy. W jego głowie huczało jedno pytanie. Kiedy wreszcie się znudzi i go zostawi. Jednak nie spodziewał się jego kolejnych słów, w których akompaniamencie dłoń mężczyzny zsunęła się niżej, ponownie naruszając już i tak obolałe miejsce. Tym razem spojrzał na ciemnowłosego, ze wściekłością oraz nienawiścią. Nie myśląc zbyt trzeźwo gwałtownie uniósł jedną rękę i zacisnął w żałosną pięść, gotowy uderzyć Ryana. W końcu spojrzał w te pieprzone, srebrne oczy pozbawione jakichkolwiek uczuć. Jego pięść, nadal w powietrzu zadrżała niebezpiecznie a do oczu napłynęły łzy bezradności. Nie potrafił. Nie potrafił nawet mu porządnie przywalić, chociaż targała nim wściekłość, jakiej jeszcze nigdy dotąd nie czuł.
- Zostaw mnie. Pieprzyć się tylko z Tobą? Nie należę do Ciebie. Nigdy więcej mnie nie dotykaj. – wycedził przez zęby i odnajdując w sobie ostatnie pokłady siły, oparł obie dłonie o jego klatkę piersiową po czym odepchnął najmocniej, jak tylko mógł. Wyszukawszy spojrzeniem drzwi prowadzące do łazienki zerwał się gwałtownie w tamtą stronę. Zbyt gwałtownie. Ból przeszył jego ciało a zwiotczałe nogi odmówiły posłuszeństwa powodując, że ciało chłopaka runęło na ziemię.
Cholera.
Zacisnął z całej siły powieki powstrzymując pieczenie. Nie zamierzał nigdy więcej pokazać przed nim swojej zapłakanej twarzy. Nieporadnie zebrał się z ziemi, jednocześnie naciągając tył koszuli tak, by zasłaniał jego podrażnione pośladki i teraz nieco spokojniejszym krokiem dopadł do drzwi, które szarpnął, by zniknąć w odmętach łazienki. Kiedy znalazł się w środku, odetchnął cicho opierając się plecami o nie i przetarł wierzchem dłoni swoje oczy. Stał tak przez chwilę uspokajając się, by móc wreszcie przesunąć spojrzeniem po pomieszczeniu. Typowo obskurna łazienka jaką można znaleźć w tanich hotelach. Ale to nie było teraz ważne. Przynajmniej było miejsce, gdzie mógł się obmyć, a tego potrzebował teraz najbardziej. Podszedł do zlewu, nad którym zawieszone było brudne i popękane lustro.
Widząc swoje odbicie mógł przysiąc, że widzi kogoś zupełnie obcego. Różowe kosmyki poprzyklejane do skroni i karku, czerwona i rozpalona twarz oraz te cholerne ślady na szyi i ramionach. Nathair uniósł swoją dłoń i przejechał po nich palcami. Cholera. Niemalże z agresją zerwał z siebie koszulę po czym cisnął nią w stronę lustra, samemu wchodząc do brodzika. Czując drżenie na swoim ciele sięgnął do kurka i go przekręcił. Letnia woda była niczym zbawienie na jego obolałe i rozgrzane ciało. Stał tak chwilę pozwalając wodzie okalać jego twarz. Jednakże to inne partie jego ciała w tym momencie wymagały zdecydowanie więcej uwagi. Sięgnął po coś, co przypominało mydło, chociaż w tym momencie zbytnio go to nie obchodziło i dotknął obolały uch. Dopiero po chwili zorientował się, że spływa po nich wraz z wodą nie tylko nasienie mężczyzny. Palce zacisnęły się mocniej na mydle, a jego ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz, kiedy tępo przyglądał się wodzie o czerwonym zabarwieniu.
- Nienawidzę go. – wymamrotał sam do siebie czując, jak łzy napierając pod jego powieki. To było najgorsze. Czuł się nie tylko upokorzony ale i kompletnie zdewastowany fizycznie. Powoli osunął się na ziemię siadając w kącie brodzika, wciskając się plecami w chłodne kafelki i podciągając nogi pod siebie. Mógł tak siedzieć nawet godzinami, nie obchodziło go to. Przynajmniej będzie miał pewność, że gdy wyjdzie z łazienki to Ryana już nie będzie. Zacisnął mocno szczękę, czując drżenie na całym ciele. Czuł obrzydzenie. Nie tylko do mężczyzny, ale i przede wszystkim do siebie i swojego ciała, za to, co z nim się stało. I jak aktualnie wyglądał. Musi o tym zapomnieć i to jak najszybciej.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.14 13:22  •  Pokój 69, bitches~ - Page 3 Empty Re: Pokój 69, bitches~
„Zostaw.”
Nie był psem.
No dalej.
Nie powiedział ani słowa, aczkolwiek wyzywające spojrzenie padło na zaciśniętą pięść Nathaira, a później wprost na wykrzywioną gniewem twarz. Ryan wręcz prosił się o to, by faktycznie oberwać, jednocześnie będąc w stu procentach pewnym, że nic takiego się nie stanie. Stróżowi nie wypadało. Stróż miał zapobiegać takim sytuacjom i pouczać jedynie słowem.
Bycie stróżem było doprawdy chujowe.
Nawet nie próbował go zatrzymywać.
Odepchnięty, cofnął się kawałek i podparł jedną ręką o ziemię, gdyby równowaga przypadkiem chciała spłatać mi figla. W przeciwieństwie do Nathaira – sprawnie utrzymał się na nogach i zaraz podniósł się z kucek, bez poruszenia przyglądając się jak anioł żałośnie gramoli się z podłogi. Jego spojrzenie było na tyle ostentacyjne, że być może to jego siła miażdżenia chciała usilnie przyszpilić skrzydlatego z powrotem do zakurzonego parkietu, choć nie wyglądało, by miał wobec niego jeszcze jakieś plany. Uniósł brew w niemym zapytaniu, na które odpowiedzi już nie miał otrzymać, gdy drzwi zatrzasnęły się za chłopakiem chcącym ukryć swój wstyd na próżno. I po co te nerwy? Jeszcze przed chwilą jęczał z rozkoszy i domagał się pieszczot, jak rozochocona kotka, a teraz, można rzec, oszukiwał samego siebie. Zabawne.
Ale i tak nikt się nie śmiał.
Pokręcił głową i zaczepił palce o kark, odchylając głowę do tyłu. Kręgi strzyknęły cicho, przynosząc mu drobną ulgę. Nie pozostało mu już nic innego, jak tylko zignorować obecność stróża w pokoju hotelowym, co wcale nie miało oznaczać, że ten już dziś nie zobaczy go na oczy. To było nieuniknione. Mężczyzna zaraz przemknął wzrokiem po pokoju, a odszukawszy ręcznik na podłodze, podniósł go i przewiesił go sobie przez ramię. Już mało tego, że jeszcze nie zamierzał się stąd zwinąć, zdając sobie sprawę z tego, że jego obecność właśnie stała się uciążliwa, ale miał jeszcze czelność paradować po pokoju takim, jakim go stworzono. Nie miał w sobie za gorsz wstydu, za to tupetu nie można było mu odmówić. Szumiąca woda z prysznica zapewne skutecznie zagłuszyła jego kroki, których dźwięk nasilał się w miarę, gdy szarooki zaczął zbliżać się do łazienki. Pech chciał, że przestarzałe zamki w drzwiach przestały sprawdzać się w pełnieniu swojej funkcji, toteż wystarczyło nacisnąć na klamkę, by drzwi ustąpiły, ukazując ciasne pomieszczenie w całej swojej krasie. Być może postępował nieuczciwie, nie pozwalając Nath'owi na chwilę samotności, ale z drugiej strony to on miał tu pełnie prawo do korzystania z wszelkich wygód wynajętego pokoju. Wbrew temu, co jego młody opiekun mógł sobie pomyśleć, Grimshaw nie przyszedł tu, by raz jeszcze uprzykrzyć mu życie, chociaż obdarzył go kolejnym nieznośnym spojrzeniem. Na szczęście trwało to tylko chwilę, zanim znalazł sobie nowy obiekt zainteresowania. Choć skorzystanie z prysznica bez najmniejszych wątpliwości byłoby wygodniejsze, nie zamierzał pchać się tam na siłę. Ironia losu, co? Zbliżył się do umywalki i – jak gdyby nigdy nic – odkręcił wodę, by zmyć z siebie pamiątki po bliskości ze stróżem. Dla odmiany nawet nie zareagował na ślady krwi, które rozmywały się wraz z wodą i resztkami nasienia, co bardziej upewniało w fakcie, że nie pierwszy raz się z tym stykał. Mogły zdarzać się momenty, w których krwi było znacznie więcej. Ktoś taki jak on nie miał skrupułów i nie potrafił obchodzić się delikatnie z drugą osobą lub po prostu uważał, że nie warto.
Na koniec obmył twarz zimną wodą, a zakręciwszy kurek, strząsnął wodę z rąk i osuszył się ręcznikiem, który finalnie odrzucił niedbale na podłogę. Szybko okazało się, że nie był to jedyny powód jego przyjścia tutaj – znacznej części ubrań pozbył się właśnie w łazience i na całe szczęście różowowłosego stosunkowo szybko naciągnął na siebie bieliznę i spodnie. Milczenie, które zapadło równie dobrze mogłoby stać się teraz namacalnym towarzyszem, którego obecność sprawiała, że wszyscy dookoła czuli się niezręcznie, jednak Ryan był na tyle zaznajomiony z takim stanem rzeczy, że bez trudu przyszło mu potraktowanie Nathaira nie inaczej od powietrza. Jedynym czynnikiem, który świadczył o jego obecności tutaj, był szum wody, którą Jay równie dobrze mógłby teraz zakręcić, uznając, że jakaś nadprzyrodzona siła postanowiła urządzić sobie zabawę z gościem pokoju. Ale tego nie zrobił. Może to nawet lepiej, że nie podjudzał już wściekłości? A może ten obojętny stosunek tylko pogarszał sprawę? To nie był czas na coś w stylu „Było wspaniale, musimy to kiedyś powtórzyć”? Albo: „Mogłeś się bardziej postarać”?
Wszystko jedno.
I tak za chwilę miało go tu nie być. Chociaż wyszedłszy z łazienki, nawet nie raczył zamknąć za sobą drzwi, gdy w pokoju zakończył przygotowania do wyjścia, skrzydlaty mógł dostrzec, jak kieruje się do wyjścia, a później pożegnało go ciche trzaśnięcie zamykanych drzwi.
Został sam. Jak mała dziwka po nocy z klientem.
Szkoda tylko, że bez zapłaty.
    z/t.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 0:11  •  Pokój 69, bitches~ - Page 3 Empty Re: Pokój 69, bitches~
Mógł tak siedzieć naprawdę długo. Nawet kiedy zimna woda zaczęła spływać po jego skórze, to chłopak się nie ruszył. Idealnie chłodziła i pomagała na drobną chwilę zapomnieć o bólu na ciele. Miał szczerą nadzieję, że już dzisiejszego dnia nie będzie musiał oglądać mężczyzny. Ba, nie tylko dzisiejszego dnia ale przez naprawdę długi okres czasu. Był w takim stanie, że nawet przez drobny moment zapomniał o bardzo ważnym fakcie. I chyba najważniejszym w tym całym syfie.
Był cholernym aniołem stróżem Ryana.
Właściwie na własne życie wybrała sobie akurat tego Wymordowanego na podopiecznego, aczkolwiek wtedy kierował się zupełnie innymi kategoriami. I mógł Ryanowi naprawdę wiele zarzucić, chociaż do tej pory nigdy nie otrzymał jakiejkolwiek krzywdy fizycznej z jego strony, to jednak dopiero po dzisiejszym incydencie naprawdę wewnętrznie żałował swojego wyboru. Ale kości zostały rzucone i nawet jakby chciał to i tak nie mógł zrezygnować ze swojej „roboty”. Co prawda jego aktualny stan psychiczny był dyktowany nadszarpniętymi emocjami i Nathair nie myślał zbyt trzeźwo, jednakże takie myśli przemykały przez jego umysł.
Zamknął mocniej oczy oddychając coraz wolniej i swobodniej. Wreszcie jego klatka piersiowa przestała unosić się jak po jakimś pieprzonym maratonie. A wtedy do jego uszu dobiegł charakterystyczne skrzypnięcie ogłaszające otwierane drzwi. Gwałtowanie zadarł głowę wbijając spojrzenie różowych tęczówek w bladą sylwetkę Ryana. Palce mimowolnie zacisnęły się mocniej na skórze, a sam anioł wbił się jeszcze bardziej w ścianę, jakby te minimalne odsunięcie dało mu jeszcze więcej dystansu. Niczym jakaś stereotypowa dziewica objął się jeszcze bardziej ramionami, nie chcąc dopuścić spojrzenia mężczyzny do swych intymnych miejsc. Jakby ten już ich nie widział.
Chcąc czy nie, Ryan spełnił niemą prośbę Nathaira. Nie patrz na mnie, kiedy jestem w tak upokarzającym stanie. W ciszy obserwował jak ciemnowłosy się obmywa, kompletnie go ignorując. W pewien sposób poczuł ulgę z tego powodu, jakby zagrożenie już minęło. Szybko jednak ulga ustąpiła czemuś innemu. Irytacji, wręcz złości. Jego ciało całe zadrżało z frustracji, kiedy ten dupek jak gdyby nigdy nic, jak gdyby to, co zrobił nie było niczym szczególnym szykuje się do najprawdopodobniej wyjścia.
- Usatysfakcjonowany?   – warknął na tyle głośno, by tamten z pewnością go dosłyszał.
- Chociaż nie, Ty niczego nie czujesz. Niczym cholerna, bezuczuciowa maszyna.   – dodał z kpiną w głosie, czując jak łzy pod oczami niemiłosiernie napierają.
- Cholerna bestia, która myśli, że świat do niej należy! Mylisz się, nic do Ciebie nie należy! Nie masz takiej władzy! Masz rację, idź do diabła! Nie mam ochoty widzieć Twojej gęby. Nigdy więcej! – trzask. Drzwi zostały zamknięte, a Nathair schował głowę między swoje ramiona, uspokajając skołatane nerwy. W końcu wytarłszy mokre oczy, podniósł się z ziemi i zakręcił kurek. Pociągnął nieco nosem i wyszedł z łazienki, nawet nie fatygując się z wytarciem mokrego ciała. Chciał uciec stąd jak najszybciej. Ten pokój przyprawiał go o mdłości. Zwłaszcza zapach seksu, który nadal unosił się w powietrzu. Szybko założył ubrania, chociaż było to zdecydowanie trudniejsze z powodu bólu. Naprawdę bolało, zwłaszcza jak chodził. Miał nadzieję, że szybko przejdzie. Postawił kołnierz koszuli, by ukryć ślady po pogryzieniach i wyszedł, chcąc to wszystko zostawić za sobą.

// zt~
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach