Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 01.06.14 20:18  •  Pokój 69, bitches~ Empty Pokój 69, bitches~
To była dla niego istna udręka. Bo nie wiedział gdzie jest Ryan od jakiegoś… tygodnia? To nie tak, że był uzależniony od niego, ale cholera jasna, był jego stróżem. Powinien wiedzieć, gdzie się znajduje jego podopieczny. Jak ma go pilnować  i stróżować nad nim, skoro ten w jakiś dziwny, przecholerny sposób wyparował w eter? I nawet nie raczył odpisać na setkę smsów, które zdesperowany Nathair mu wysyłał. Ależ czego innego mógł się po nim spodziewać? Nawet głupiej wiadomości o jakże długiej treści „meh” nie otrzymał. Nic, jak kamień w wodę. Owszem, istniały te wszystkie legendy o połączeniu stróża z podopiecznym, wyczuwaniu czy dzieje się mu krzywda, czy wszystko z nim jest dobrze. I w sumie to nawet działało. Do pewnego momentu, aż Ryan nie zdobył tego przeklętego artefaktu blokady umysłu.
Ale dzisiaj było inaczej. Po codziennych poszukiwaniach mężczyzny, wypytywaniu niemal każdej napotkanej żywej i tej mniej żywej duszy dowiedział się, gdzie może go odnaleźć. W jakimś głupi hotelu. Zamiast wrócić do domu, gdzie Nathair mógłby ze spokojną duszą go pilnować to ten musiał szwendać  się po okolicy i gościć swój tyłek w jakimś obcym miejscu. Następnym razem podstępem zamontuje jakiś cholerny GPS w jego telefonie. Albo jakieś inne cholerstwo, które pomoże mu w razie podobnej sytuacji bez problemu namierzyć Ryana. Coś takiego było wręcz karygodne. Bo kto to widział, żeby stróż zgubił swojego podopiecznego. Zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dni, kiedy działo się tyle dziwnych rzeczy. Krwawe deszcze, żaby, szarańcza, monstrualne robactwo. Nathair miał tylko nadzieję, że Ryan jest cały. To nie tak, że wątpił w jego siłę, no ale i jemu mogło coś się stać. Mógł przecież zaatakowany przez jakieś siły nieczyste leżeć gdzieś w rowie i się wykrwawiać. A obowiązkiem Nathaira było niedopuszczenie do takiej sytuacji.
Kiedy niemal biegł w stronę wskazanego miejsca, w głowie ułożył sobie odpowiednią reprymendę. Tak, Ryan nie powinien tak znikać bez słowa i dawać powody do zmartwienia swojemu stróżowi. Przecież Nathair był po jego stronie, bez względu na wszystko. Tak mu dzisiaj nagada, że może wreszcie to zrozumie. Zatrzymał się prawie w połowie drogi, by na moment odetchnąć. Odgarnął różowe kosmyki włosów do tyłu i spojrzał na kosz owoców, który niósł ze sobą. Możliwe, że nie jadł ostatnio i będzie głodny. Wszakże był spory problem z żywnością od czasów plagi szarańczy. Nathair naprawdę się natrudził by zdobyć chociaż tę garstkę owoców dla Ryana. Pewnie ten miał ochotę na jakieś mięso ale na dobry początek powinno  mu to wystarczyć. Przycisnął kosz mocniej do siebie i ponownie ruszył szybkim biegiem.
Wreszcie na horyzoncie zamajaczył hotel, o którym słyszał. W sumie to miał spore szczęście, że znalazła się poczciwa dusza, która mu o nim powiedziała. Widziałem mężczyznę z Twojego opisu. Z oczy mu źle patrzyło. Nathair już wtedy wiedział, że osoba o której mówiła ta staruszka to musi być Ryan. Wystarczyło dodać słowa „skurwiel” i „dupek” z relacji innych osób i mamy piękny opis Ryana.
Anioł wkroczył do holu i od razu podszedł do jakiejś kobitki stojącej za ladą, która chyba robiła za rejestrację. Ale to nie było teraz ważne. Po krótkiej wymianie zdań udało mu się wyciągnąć, który to pokój. Chociaż nie było tak łatwo, bo dziewczyna najwyraźniej nie miała ochoty ot tak udzielić potrzebnej informacji Nathairowi. Ale koniec końców udało mu się. Wbiegł po schodach praktycznie przeskakując co drugi schodek, by jak najszybciej znaleźć się pod wskazanym pokojem. Hotel nie wyglądał na jakiś wielkich standardów, ale chyba miał wszystko to, co potrzeba. I nawet czystość zachowano! Co prawda Nathairowi wciąż nie dawało spokoju, dlaczego Ryan spędził tutaj ostatnią noc… albo nawet noce, a nie u siebie, ale to teraz nie było aż tak ważne. Odnalazł go, to było najważniejsze.
Przytrzymał jedną ręką kosz z owocami a drugą zapukał. Ale odpowiedziała mu cisza. Anioł ściągnął nieco brwi marszcząc je przy tym. Nie ma go? Albo nie chciał mu odpowiedzieć? Z nim to wszystkiego można było się spodziewać. Z jego ust wydobył się pomruk pełen niezadowolenia takim obrotem sytuacji i ponowił swe pukanie, tym razem głośniej. Ale ponownie odpowiedziała mu głucha, przeciągająca się cisza. W końcu nie wytrzymał i nacisnął klamkę, a drzwi z łatwością puściły. Oho, czyżby się nie zamknął?
Nathair najpierw wsunął głowę za drzwi, jakby niepewnie chciał zorientować się w sytuacji.
- Ryaaaan…? – zapytał cicho. Nic, zero odpowiedzi. Pokój nie był jakiś wielkich rozmiarów. Ot, taki sobie hotelowy pokoik z jednym oknem na świat. Skrzywił się lekko na widok koloru tapety. Wyblakły fioletowy, gdzieniegdzie odpadająca, co tylko nadawało o wiele bardziej ponurego nastroju. Ale pewnie coś takiego odpowiadało Ryanowi. Z prawej strony kolejne drzwi, pewnie prowadzące do prowizorycznej łazienki. I ten idiotyczny dywan na środku. Kto to w ogóle wymyślił? Nathair wsunął się cały do pokoju, powoli zamykając za sobą drzwi. Oderwał spojrzenie od dywanu i przeniósł je na łóżko, które znajdowało się gdzieś z boku pod ścianą. Jednakże wzrok bardzo szybo spoczął na parze butów przy łóżku. Poznawał je. Dosyć charakterystyczne. Z szerokim uśmiechem, że jednak dobrze trafił, a nie, że pomylił pokoje, o wiele bardziej pewny siebie wszedł bardziej w głąb pokoju. Podszedł do drewnianego stoliku z jakimś obleśnym wazonem w przerażające niebieskie szlaczki na białym tle. Przesunął go niedbale robiąc miejsce na koszyk z owocami. Z zaskakująco dobrym humorem zaczął wykładać owoce na drewniany blat, czekając na powrót Ryana.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:25  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
I właśnie o to w tym wszystkim chodziło – o odcięcie się. Czasem każdy potrzebował tego, by znaleźć się w miejscu, w którym nikt z bandy znajomych z przymusu nie zatruwa mu życia. Nie była to zabawa w chowanego, bo ciemnowłosy bynajmniej nie liczył na to, że ktokolwiek będzie fatygował się, by szwendać się po Desperacji z powodu jego chwilowej nieobecności. W tym wszystkim zupełnie zapomniał, że na świecie istniał ktoś, dla kogo jego widok był nieodzownym elementem każdego dnia, choć nigdy nie prosił się o psa wiernie podążającego tuż przy jego nodze albo za jego cieniem. Gdyby tylko wierzył w sprawy związane z Bogiem, którego niewidzialne jestestwo zażarcie czczono, bez zawahania przyznałby, że zesłanie mu na ziemię Anioła Stróża musiało być jakąś fatalną pomyłką. Nie potrzebował specjalnej eskorty i pomocy od kogoś, kto od zarania dziejów spoglądał na świat, który stworzył, nie robiąc nic w kierunku tego, by jakoś naprawić swoją zepsutą zabawkę. Odrzucając jednak na bok wszystkie teorie dotyczące „Pana Niebios”, mógł bez wahania przyznać, że Nathair był po prostu kolejnym świrem, któremu namącono w głowie do tego stopnia, że naprawdę wierzył, że był posłańcem z góry. Gdyby nie to, że czasy, w których żyli były jakie były, posądziłby go o jawne prześladowanie, choć obecnie mógłby bez żadnych konsekwencji poderżnąć skrzydlatemu gardło. Nikt nie kazałby tłumaczyć mu się z – podobno – niewybaczalnego grzechu. No i skąd miałby wiedzieć, że kochający ojciec nie obdarował swoich drogich dzieci wiecznością i nietykalnością? Nawet oni zostali zwyczajnie wychujani. Jednakże niezależnie od tego, jaki różowowłosy był czy nie był, nawet sam Grimshaw nie przypuszczał, że będzie miał tupet, by zajmować jego cenny czas nawet tutaj, w murach Czarnej Melancholii.
I jeszcze przez kilka następnych minut miał się tego nie dowiadywać.
Szum bieżącej wody z prysznica skutecznie zagłuszał dźwięki, które ewentualnie mogłyby dobiec zza łazienkowych drzwi. Nieczęsto miało się okazję skorzystać z dobrodziejstw, które czasy swojej świetności zakończyły już wieki temu, a mimo to ciepła woda nawet w rozpadającej się kabinie prysznicowej koiła równie mocno, co kiedyś. Jay przestał zawracać sobie głowę światem zewnętrznym, skoro przez ten czas nie chciał odganiać od siebie złudnej myśli, że został sam na tej popieprzonej planecie. Nikt nie gderał mu nad uchem, nie popędzał, by szybciej skończył, więc gdyby nie to, że na dłuższą metę ta wygoda stawała się na tyle nużąca, by przenieść zainteresowanie na materac, znajdujący się w pokoju, mógłby spędzić tu znacznie więcej czasu, pozwalając wodzie prześlizgiwać się po jego nagim ciele.
Podstarzałe kurki zazgrzytały. Szum ucichł.
Ryan przesunąwszy dłonią po karku, wyszedł z kabiny, sięgając po wiszący obok ręcznik, którym najpierw niedbale osuszył włosy. Mokre kosmyki ułożyły się na jego głowie wedle własnej woli – roztrzepując się we wszystkie możliwe strony w pseudo-artystycznym nieładzie, a ich część i tak lepiła mu się do skroni, policzków i szyi. Dopiero po tym, niekoniecznie przyjemnym w dotyku, materiałem zaczął ocierać resztę ciała, pozbywając się z niego wilgoci na tyle, na ile to było możliwe. Pomimo tego, że nie spodziewał się gości i za drzwiami nie było nikogo innego, z kim – dajmy na to – mógłby spędzić upojną noc w hotelu, przez jakiś dziwny odruch bezwarunkowy, oplótł ręcznik wokół bioder na tyle mocno, by mieć pewność, że ów nie postanowi się z nich zsunąć. Gdy tylko to nastąpiło, wreszcie otworzył drzwi, które zaskrzypiały nieprzyjemnie, ostrzegając obecnego tu chłopaka, że wreszcie przyjdzie mu spotkać się ze srebrnookim, który – istotnie – w przeciągu sekundy przekroczył próg ciasnego pomieszczenia, by znaleźć się w hotelowej sypialni i... zatrzymać po pokonaniu tej niewielkiej odległości.
Chłodne spojrzenie prześlizgnęło się po drobnej sylwetce stróża, a od gwałtowniejszej reakcji ze strony szatyna, Nathaira wyratowało prawdopodobnie tylko to, że był po prostu Nathairem. Niegroźnym, małym robakiem, którego wystarczyło zmiażdżyć podeszwą buta. Być może już dawno powinien pokazać mu, że jego miejsce jest gdzieś indziej, a dokładniej z dala od szarookiego, gdy ten nie wyrażał nawet szczątkowej chęci na współpracę i integrację.
Twoje życie musi być kurewsko nudne, aniele ― rzucił, zachowując spokój godny kogoś, kto właśnie opisywał stan pogody. Wedle własnego mniemania – nie mylił się. Jeżeli ktoś z własnej woli zapieprzał przez entą ilość kilometrów, by przynieść swojemu podopiecznemu jedzenie, którego w tej chwili nie potrzebował, musiał być naprawdę znudzony. ― Nie myślałeś kiedyś o znalezieniu sobie dziewczyny? Ucieszyłaby się z tego, że się fatygowałeś. Moglibyście oboje udławić się tymi owocami ze szczęścia ― dodał, zakładając ręce na klatce piersiowej i opierając się bokiem o framugę. Ściągnął brwi w zastanowieniu przypatrując się młodzieńczej twarzy, jakby wyczekiwał odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie „Po co?”. Miał mu paść do stóp i dziękować za to, że tak o niego dbał? Wyglądało na to, że pomylił adresy.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:27  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Oczywistym było, że Nathair nie liczył na wszelakie słowa podziękowania, wdzięczności czy też radości z faktu, że znalazł się w tym miejscu. Przez te wszystkie lata w towarzystwie Ryana zdążył się już na tyle przyzwyczaić, że wszystkie oziębłe i oschłe zachowania ciemnowłosego były dla anioła wręcz rutyną i czymś najzwyczajniej w świecie normalnym. Gdyby kiedykolwiek nastąpił sądny dzień, w którym przez usta Grimshawa padłoby zwykłe „dziękuję” albo „przydałeś się, Nathair”, skrzydlaty z pewnością uznałby, że stoi przed nim doskonała podróbka oryginału tudzież z głową jego podopiecznego musi dziać się naprawdę źle. Aczkolwiek bez obaw, apokalipsa jeszcze nie nadchodzi, bądźmy spokojni o tego typu anomalie.
Nathair poniekąd był masochistą. No bo kto normalny wybrałby Grimshawa na kogoś, nad kim powinno się sprawować pieczęć, opiekować oraz pilnować, żeby jego tyłek łaził po ziemi w jednej całości. Ale pomimo wszelkim trudnością oraz słyszeniu powtarzanych słów, że stróż nie jest mu potrzebny, to Nathair i tak lubił swoją robotę. Nawet, jeśli wiązało się to z przykrymi słowami kierowanymi pod jego adresem, szybką irytacją na Ryana oraz pyskowaniem w jego stronę, by potem szybko unikać ewentualnego niebezpieczeństwa.
Dlatego też naprawdę ucieszył się w chwili, kiedy szum wody dochodzący zza obskurnych drzwi dobiegł końca. Spodziewając się jakiegoś nieprzyjemnego komentarza ze strony szarookiego Nathair w głowie układał sobie już ewentualną ripostę, dzięki której bardzo szybko utnie jego słowa by móc wreszcie dać mu porządnych ochrzan za to, że tak zniknął spod nosa swojego stróża. Szczęk naciskanej klamki, skrzypnięcie drzwi i… cisza. Na ustach anioła pojawił się lekki uśmiech, kiedy padły pierwsze słowa. Nie spoglądając jeszcze w tamtą stronę od razu zaatakował swoim jakże cennym kontrargumentem.
- Jestem Twoim aniołem stróżem, Ryan. Musisz wreszcie się z tym pogodzić. Gdzie Ty, tam i ja. To naprawdę zupełnie naturalna rzecz. To nie kwestia nud-- – odwrócił się, a to był jego błąd. Sok z mandarynki, którą akurat trzymał w dłoni rozbryzg się dookoła, chlapiąc już i tak przybrudzoną tapetę, kiedy nieświadomie zgniótł biedny owoc. Może i był przygotowany na konfrontację z chłodem bijącym z tych szarych oczu, ale na całą ich otoczkę już nie. Owszem, widywał Ryana półnagiego, aczkolwiek jedynie w chwilach, kiedy zaglądał mu przez okno sprawdzając, czy wszystko dobrze z jego podopiecznym. Ciemne i wciąż mokre kosmyki włosów przyklejały się do jego skroni oraz czoła, chociaż inne z pewnością tworzyły na jego głowie artystyczny nieład. Pojedyncze krople, które skryły się przed szorstkim ręcznikiem teraz leniwie spływały po roznegliżowanym ciele, pozostawiając po sobie delikatny ślad. Aż chciało się podejść i zetrzeć je palcem. Wzrok różowowłosego powoli zsunął się niżej, zatrzymując na wystających obojczykach, a potem na bliźnie przecinającej jego tors. Delikatnie poruszył wargami, jakby chciał coś powiedzieć, zamiast tego wyglądał raczej jak ryba, którą ktoś wyciągnął z wody a ta próbowała złapać życiodajnego tlenu. Kolejna wędrówka po nagim ciele, aż dotarł jeszcze niżej. Za nisko. Prześlizgnął spojrzeniem po wąskich biodrach opasanych ręcznikiem, aczkolwiek i ten nie ukrył kości biodrowe, które układały się w charakterystyczny trójkąt, na którego mecie…
Nathair momentalnie odwrócił głowę, czując jak jego policzki dosyć nieprzyjemnie zaczynają parzyć, niczym u dziewiczej zakonnicy, która przed chwilą ujrzała skrawek czyjegoś nagiego ciała. Nathair, skup się na czymś innym. Tak, ta obrzydliwa brzydka waza będzie idealna do tego.
- M… może mam? Tego n… nie wiesz. Tak, spotkałem jedną. Jest ładna. B… bardzo ładna. I jest dziewczyną.   – wyrzucił z siebie, chociaż jego pewność nieco go opuściła.
Co za idiota pomalował tak tę wazę.
Owoce z koszyka wykładał w zastraszająco szybkim tempie, aż jedno z nich wyślizgnęło się z palców. Poturlało po blacie stołu i z cichym odgłosem opadł na drewnianą posadzkę. Nathair z automatu po nie sięgnął schylając się, jednocześnie ponownie przez drobny moment spoglądając na Ryana. Chrzanić owoc, niech sobie leży. Odwrócił się, zdając się o wiele bardziej nerwowy niż zwykle.
- N… Nie jest Ci zimno? Wiesz, nie jest tak ciepło… – wydukał i zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś ubrania. Wszystko lepsze aniżeli spoglądanie na niego w tym momencie. To nie tak, że się wstydził czy coś w tym stylu, po prostu… O, znalazł bluzę przewieszoną przez oparcie jakiegoś krzesła. Krzesło? To ono tutaj wcześniej było? No proszę jak człowiek, który usilnie czegoś unika potrafi wyłapać inne rzeczy, które wcześniej mu umknęły. Raptownie znalazł się przy meblu i porwał ubranie. Uniósł je na wysokość swojej twarzy i wyciągnął ręce z bluzą, tak, by nie patrzeć na Ryana i podszedł do niego podając mu ją. Tak, niech ubierze się jak najszybciej.


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 01.06.14 23:30, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:29  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
„Jestem Twoim aniołem stróżem, Ryan.”
Zaczęło się. Ciemnowłosy mimowolnie wywrócił oczami, niczym marudny nastolatek, któremu niekoniecznie chce cię słuchać reprymendy rodzica czy nauczyciela, bo i tak wiedział swoje. Jay'a od nastolatka różniło przede wszystkim to, że swoje podejście mógł usprawiedliwić pokaźnym doświadczeniem. Nie działało to na zasadzie: „Mam piętnaście lat i jestem już dużym chłopcem”. Do jego piętnastu lat można było spokojnie dodać kolejne dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem, dzięki którym był starszy od wielu mieszkańców Desperacji, którym selekcja naturalna jeszcze nie pokazała środkowego palca. Nie potrzebował specjalnej zgody, by wybrać się gdzieś samemu. Jeżeli chciał się schlać – chlał, jeżeli miał ochotę, by sięgnąć po narkotyki – po prostu to robił, jeżeli miał ochotę się pieprzyć – zabierał sobie to, czego chciał. Mógł bezkarnie nie oszczędzać sobie rozrywki, a jakiś różowowłosy knypek nie miał w tej kwestii niczego do powiedzenia. Tak na dobrą sprawę nikt nie miał.
Nie. To chore. ― Wzruszył ramionami, nie zamierzając przyjąć do siebie teorii Nathaira. Jeżeli faktycznie był „stróżem”, to co tu robił? Przyszedł pilnować, żeby Grimshaw nie poślizgnął się przypadkiem na mokrych kafelkach albo nie potknął o wystający z podłogi panel? Nie znał się na tych sprawach, ale z tego, co mówili inni, anioły pojawiały się dopiero w obliczu większego zagrożenia, które w tym przypadku nie przejawiało się w żaden sposób, a – nie oszukujmy się – szarooki bynajmniej nie był z porcelany. Więcej – pieczę nad nim sprawował ktoś, komu sam mógłby rozwalić łeb uderzeniem pięści. Gdzie tu logika? Pewnie spierdoliła razem z samym Bogiem. Szatyn zapewne dałby mu wykład na temat tego, jak nienormalne było bieganie za nim, ale wyglądało na to, że jego samozwańczy opiekun stracił język w gębie.
Uniósł brwi, a szare tęczówki przyglądały się mu z wyczekiwaniem, jakby mimo wszystko chciał usłyszeć, co anioł jeszcze miał do powiedzenia, a później zmiażdżyć jego argumenty własnymi. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, choć reakcja skrzydlatego z początku wydawała mu się dość paradoksalna i niezrozumiała. O ile chłopak zdążył oderwać wzrok od jego twarzy, tak srebrnooki przez cały czas przyglądał się jego obliczu, z którego cała umknęła cała pewność siebie. Opętany nie odczuł żadnego zażenowania tym, że różowe oczy wręcz nachalnie przesuwały wzrokiem po jego ciele. Zresztą, o czym tu w ogóle mówić? Mógłby stać przed nim nawet i bez ostatniego skrawka materiału, który trzymał się na jego biodrach i czułby się dokładnie tak samo, jakby znajdował się przed nim całkowicie ubrany. Był bezwstydny. I kto jak kto, ale anioł nie powinien reagować w tak niewłaściwy sposób, choć z drugiej strony jego zakłopotanie było w pewien sposób motywujące – wręcz zachęcało do tego, by zrobić mu na złość jeszcze bardziej, gdy jego spojrzenie zawędrowało w okolice, o które nigdy nie powinno się otrzeć. Nie da się ukryć, że zrobiłby to, gdyby ten nie odwrócił głowy.
Świetnie. Też odwracasz wzrok, gdy ją rżniesz? Bo wiesz, na ogół robi się to bez ubrań ― mruknął poważnie, choć samemu przekazowi po prostu nie dało się odmówić złośliwości. Jasne, Ryan, dobijaj leżącego jeszcze bardziej. ― Musi być zachwycona ― dodał po chwili, odrywając wzrok od twarzy młodzieńca na rzecz owocu, który właśnie zakończył swoją podróż na podłodze. Bądź co bądź, różowowłosy sam coraz bardziej się pogrążał, ale to plątanie się było na swój sposób urocze. Aż miało się ochotę wydrzeć z niego całą tę niewinność i rozszarpać na drobne kawałki, skutecznie uniemożliwiając ponowne jej poskładanie.
Przecież mógł to zrobić.
Nie jest ― odparł jak na złość, ale Nath chyba nie zamierzał się poddawać. Wymordowany ze zrezygnowaniem zerknął na bluzę, którą podawał mu właśnie stróż. ― Aż tak cię to krępuje?To dobrze. Doberman z pewnością rozpalił drobny płomyk nadziei, gdy wyciągnął rękę, wykonując ten gest z takim ociąganiem, jakby niechętnie przystał na tę propozycję, ale jednak przystał. Wszystko poszłoby po myśli anioła, gdyby nie to, że znajdował się w obecności kogoś, kto wręcz uwielbiał robić wszystkim pod górkę. Jeżeli coś wydawało się przychodzić zbyt łatwo, to na pewno musiał być podstęp.
Tym razem nie było inaczej.
Palce mężczyzny silnie zacisnęły się na nadgarstku Nathaira, tylko upewniając go, że wyrwanie się będzie nie lada wyzwaniem, o ile w ogóle miałoby być możliwe. Druga dłoń pochwyciła czarny materiał, ale tylko po to, by odrzucić go na bok. Tak, że wylądował gdzieś w okolicach łóżka, pomięty i w tym momencie po prostu niechciany. Ujął podbródek skrzydlatego i zmusił go do zadarcia głowy, instruując go, gdzie powinien teraz patrzeć.
Nagle przeszkadza ci naturalność? ― Uniósł brew w pytającym wyrazie i podciągnął trzymaną rękę wyżej, niedelikatnym szarpnięciem. uścisk przesunął się na dłoń chłopaka, odsłaniając jego tętno, do którego szarooki już po chwili przysunął usta, rozchylając je na tyle, by jego zęby mogły prześlizgnąć się po cienkiej skórze, pod którą wyczuwalnie pompowana była krew. Nie mógł sobie darować.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:33  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Paradoksy na tym świecie były porządkiem dziennym. W zasadzie to współczesny świat stał się jednym wielkim paradoksem. Gdyby Bóg siedział na swoim miejscu i sprawował pieczę nad ludzkością tak, jak powinien, to Nathair z pewnością wylądowałby u boku jakiegoś uroczego dzieciaka, który zamiast wzgardzać jego pomocą raczej byłby w pełni rad z jego obecności.
Ale Boga nie było, a anioł sam wybrał. I to dość niefortunnie. W zasadzie to do tej pory było wielką zagadką dlaczego akurat Ryan. Może uznał, że ciemnowłosy swoja naturą chcąc czy nie chcąc przyciąga do siebie sporo kłopotów, a co za tym idzie to przysporzy Nathairowi wiele do roboty z racji jego stróżowania. A nawet wśród anielskiej społeczności istniało coś takiego jak chora rywalizacja. A Nathair bardzo łatwo jej ulegał. Albo był jeszcze jakiś inny powód, tudzież w ogóle go nie było a to wszystko to zwykły przypadek i kwestia odpowiedniej chwili.
W każdym razie, chcąc czy nie, Ryan dostał niezwykle irytującego i natrętnego stróża, który łaził za nim gdziekolwiek się dało, tylko po to, by upewnić się, że Grimshaw nadal łazi w jednym kawałku. Może i  było to chore, ale najwidoczniej dla anioła nie miało znaczenia zdanie wymordowanego. Tak już było. Niezmiennie, od wielu lat.
Konfrontacje z Ryanem prawie zawsze kończyły się tak samo. I oczywistym było, że Nathair chciał, żeby któregoś razu nieco inaczej to wszystko się potoczyło. Ale nigdy nie przypuszczał, że szybko pożałuje swoich pragnień odnośnie tego. W tym momencie najchętniej znalazłby się z kilometr od mężczyzny, pomimo swoich pierwotnych założeń. Nie powinien tak reagować na ujrzenie skrawka nagiego ciała, zwłaszcza, że znał wymordowanego na tyle, że zaraz dostanie serią mało przychylnych komentarzy ociekających złośliwością i sarkazmem. Za dużo czynników w jednym momencie podziałało na niego naprawdę nieprzychylnie.
No i proszę. Pierwsze słowa padły, a chłopak mimowolnie zacisnął mocniej palce. W tym momencie nawet słowa odgryzienia się w wykonaniu anioła nie do końca mogły zabrzmieć dość przekonywująco.
- Wiem! I nic Ci do tego co z nią robię! – – odparł szybko. Za szybko. Kłamca, przecież Ryan będzie doskonale wiedział, że Nathair kłamie odnośnie rzekomo poznanej przez niego dziewczyny. Owszem, anioł deklarował się gdzie i kiedy tylko mógł, że woli dziewczyny oraz otwarcie mówiąc o swej orientacji seksualnej, ale nie oszukując się, w towarzystwie kobiet nie czuł się zbyt dobrze. Zresztą w towarzystwie każdej istoty, która przekroczyła jego osobistą granicę zaczynał odczuwać niezbyt miłe odczucia zażenowania i zakłopotania.
Przyniesiona przez niego bluza stanowiła nie tylko odgrodzenie od siebie widoku, jakim został uraczony, ale przede wszystkim swego rodzaju barierą od Ryana, za którą Nathair czuł się poniekąd bezpieczniejszy. Jakże złudna nadzieja zakiełkowała w jego sercu, kiedy dostrzegł ruch za bluzą. Jednakże czego mógł się spodziewać? Że wymordowany końcem końców naciągnie na siebie ubranie? Kpina. Drgnął niebezpiecznie czując w okół swojego nadgarstka nieprzyjemny chłód, a zaraz potem ubranie pofrunęło gdzieś w bok, za czym anioł spojrzał tęsknie.
Zmuszony, by spojrzeć w te beznamiętne, szare oczy zacisnął mocniej szczękę, jednocześnie starając się wykręcić swoją rękę tak,  by móc wyswobodzić się z uchwytu drapieżnika. Niestety, różnica między ich siłami była zbyt diametralna.
Paradoksalnie czuł, że im bliżej jest opętanego, tym jest mu goręcej, a przecież szatyn rozsiewał w okół siebie aurę chłodu i zimna. W końcu oderwał spojrzenie od jego oczu i skupił go na jego zębach, które dotknęły bladej skóry. Ryan bez najmniejszego problemu mógł poczuć, jak tętno anioła niemiłosiernie przyspiesza, a przez całe ciało chłopaka przebiega niekontrolowany, pojedynczy dreszcz.
- Zostaw… – jęknął Nathair, a jego twarz poczerwieniała o dobre kilka tonacji, niemalże zlewając się z kolorem jego włosów. Wolną ręką przycisnął do klatki piersiowej wyższego, czując pod opuszkami palców zgrubienie blizny i zaczął napierać na niego, chcąc, by ten się wreszcie od niego odsunął.
- T… to nie jest już zabawne! Ani naturalne. Dobra, zrozumiałem przekaz, już sobie idę! – rzucił po chwili zapierając się nogami i starając się chociaż trochę zwiększyć dystans między nimi. Domyślił się, że w ten sposób Ryan chce dać mu nauczkę czy coś w tym stylu, żeby chłopak zostawił go samego. I szczerze powiedziawszy to bardzo chętnie to zrobi.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:35  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Nathair z każdą chwilą wydawał się być coraz łatwiejszy w obyciu. Nie trzymał swoich emocji na wodzy, więc automatycznie stawał się otwartą księgą, której treść wręcz krzyczała, dopraszając się o to, by pogrążyć go jeszcze bardziej. Różowowłosy najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że peszenie się na widok półnagiego mężczyzny wcale nie było normalne. Chyba, że wbrew własnej woli podobało mu się to, co widzi, ale nie chciał dopuścić do siebie tej świadomości, choć taka kolej rzeczy paradoksalnie stawiała go na jeszcze bardziej przegranej pozycji. Pozostawanie obojętnym w wielu kwestiach nie pozwalało innym przekroczyć zamkniętych granic, przez co nigdy nie było wiadomo, co kryło się w głowie kogoś, kto zachowuje zimną krew. Ciemnowłosy był idealnym przykładem szczelnie zamkniętej, zakazanej lektury. Nawet teraz trudno było odgadnąć, do czego zmierzał, chociaż w dużej mierze mogła to być kwestia tego, że miał do czynienia z aniołem. Istotą, która już sama w sobie wydawała się być niewinna na tyle, by nie mieć świadomości, że w końcu może stać jej się krzywda. W tym momencie można było polemizować na temat tego, kto trafił gorzej. Ryan mógł jeszcze poradzić sobie z obecnością skrzydlatego, wywiercić w jego umyśle taką dziurę, że odechciałoby mu się zabawy w stalkera i żaden wymyślony obowiązek nie przekonałby go bo powrotu. Natomiast perspektywa stróża nie prezentowała się na tyle obiecująco – w obliczu demonstracji chociażby siły był kompletnie bezradny, dlatego właśnie szarpanina była tu bezcelowa, a chłopak szkodził tylko i wyłącznie samemu sobie, gdy w odpowiedzi ciemnowłosy wzmocnił uścisk na jego drobnej ręce.
„Zostaw...”
Nie mam zamiaru.
Końcówka języka wysunęła się spomiędzy warg mężczyzny i musnęła dokładnie to samo miejsce, które przed chwilą doznało wcale nie tak nieprzyjemnego spotkania z jego zębami. Gest pozostawił po sobie wilgotny ślad na jego nadgarstku, ale był na tyle delikatny, że równie dobrze mogłoby się go porównać do niemych przeprosin zwierzęcia, które wcześniej użarło rękę swojego właściciela. Pomimo tego, że Jay już od dawna miał z czworonogami wiele wspólnego, bynajmniej nie zaliczał się do grupy domowych pupili, także dobre intencje jego czynu rozmywały się już na wstępie, pozostawiając po sobie jedynie niezrozumiałą chęć zrobienia czegoś innego. Po tym wargi jeszcze przez chwilę stykały się z jego nadgarstkiem, a mieniące się satysfakcją kocie ślepia, których źrenice przyjęły kształt pionowych kresek, przypatrywały się zarumienionej twarzy Natha. Przez ten cały czas nic sobie nie robił z nacisku na jego klatkę piersiową, a to i tak zadziwiające, że w przy takim podejściu młodzieniec jeszcze nie padł na zawał w związku z tym, że dotykał obnażonego torsu, przed którego widokiem tak się wzbraniał.
Jasne, nikt się nie śmieje ― mruknął, prostując się. O ile zdążył już wyswobodzić twarz swojego pierzastego opiekuna, tak nadgarstek wciąż robił za zakładnika Grimshaw'a i nic nie wskazywało na to, by zamierzał prędko go wypuszczać. ― I nie, nie zrozumiałeś. Ani za pierwszym razem, ani za drugim, za dziesiątym też nie. Prawdopodobnie nigdy nie dotrze do ciebie to, że nie jesteś potrzebny i za każdym razem będziesz próbował uświadomić mi, że jest inaczej. ― Okrutna prawda. Niezależnie od tego, jak wiele usłyszał – zawsze wracał. ― Przestań się wiercić ― rzucił bardziej stanowczo, robiąc przerwę w swoim wywodzie. Wolną ręką złapał go za koszulę tuż pod szyją i szarpnął za materiał, sugerując, że zapieranie się tylko go zmęczy. ― Kradłem, kłamałem, zabijałem, gwałciłem. Krzywdziłem w każdy możliwy sposób. Nie żałuję tego, aniele, a dlatego, że nie żałuję, będę robił to przez cały czas. I co? Przyszedłeś mnie nawracać? ― prychnął, jakby to wyjątkowo go bawiło, choć wyraz jego twarzy nie współgrał z tym odczuciem. ― I wiesz...? ― zaczął, przysuwając jego rękę do swojego policzka, dzięki czemu już po chwili poczuł jak drobne opuszki palców prześlizgują się po bliźnie, stopniowo zsuwając się niżej. ― Twoja niewinność sprawia, że mam ochotę zrobić to nawet teraz. ― Zmrużył oczy, a opuszki Nathaira prześlizgnęły się po wargach mężczyzny, później jego podbródku, szyi. Gdy ich dłonie znalazły się na wysokości klatki piersiowej Opętanego, wolną ręką odsunął od siebie dotychczas napierającą na niego rękę chłopaka, by druga miała pełne pole manewru do znaczenia na jego torsie niewidzialnego śladu. Klatka piersiowa, brzuch, podbrzusze, aż wreszcie nieco szorstki ręcznik, na którym na razie skończyła się podróż jego palców. Jednak już wtedy wrażenie, że nie żartował stawało się coraz bardziej dobitne. ― Ale spójrz na to z dobrej strony – wreszcie będziesz użyteczny.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:36  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Bóg naprawdę miał kiepskie poczucie humoru, kiedy tworzył anioły. Niebiańskie istoty miały być uosobieniem wszelakich najczystszych cnót, niewinności i wszystkiego, co nie jest skażone brudem świata. Takie były początkowe założenia. Tak pisano o nich we wszelakich podaniach, legendach czy też mitach. A rzeczywistość była o wiele bardziej okrutna. Anioły otrzymały wszelkie emocje i uczucia, które towarzyszyły ludziom. A co z tym się wiązało również potrzeby duchowe jak i fizyczne. Pragnęły, nienawidziły, cierpiały, cieszyły się, kochały, pożądały… Większość skrzydlatych stworzeń była jednak bardziej powściągliwa, być może wpływ na to miał ich wiek oraz zdobyte doświadczenie oraz ich spokojna natura. Zdarzały się jednak wyjątki, dla których każde z uczuć i emocji było nowe. I nie potrafiły ich zatrzymać w swych ciałach. I takim idealnym przykładem był Nathair.
Może to zabrzmieć przykro, ale był poniekąd pozerem. Dla świata zewnętrznego zgrywał osobę twardą i niezależną, chcąc zaimponować innym. Ale nie potrafił ukryć swoich prawdziwych emocji. Popadał w złość i zmartwienie, kiedy wyczuwał ewentualne zagrożenie, które mogłoby grozić Ryanowi. Łatwo się irytował i kłócił z Ailenem, pyskował i szczekał w stronę innych osobników, nie potrafiąc zachować w sobie nadmiaru emocji. A teraz rumienił się i zachowywał niczym najprawdziwsza dziewica z podań ludowych, bo zobaczył i dotknął nagiego ciała. I gdzie te powściągliwe anioły z legend. W zasadzie wystarczyło wiedzieć jak podejść Nathaira, a przez jego twarz przebiegała plejada nieokiełznanych emocji.
Uczucie skurczu w brzuchu dopadło anioła tak niespodziewanie, jak dotyk końcówki języka Ryana na skórze Nathaira. Palce ów dłoni zacisnęły się mocno w pięść, jakby ten niemy gest mógł mu pozwolić w zakomunikowaniu, jak bardzo chce, by ciemnowłosy wypuścił go ze swych szponów. Zderzenie z kocimi, szarymi ślepiami, których nigdy wcześniej u niego nie widział, zdecydowanie pogorszyły stan anioła. W przeciwieństwie do Raya, w oczach Nathaira nie tliła się żadna satysfakcja, a jedynie niezrozumienie zaistniałą sytuacją oraz niepokój, przyprószone błyszczeniem wywołanym gorącem, które panowało w jego ciele.
Ciemnowłosy wyprostował się jednocześnie puszczając podbródek chłopaka, toteż na nowo zapaliła się iskierka nadziei, że zaraz wyswobodzi go i odepchnie, każąc najzwyczajniej w świecie spierdalać. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Nathair odwrócił głowę, nie chcąc a przede wszystkim nie mogąc dłużej spoglądać w te przenikliwe, a jednocześnie bez wyrazu srebrne oczy. Trwało to jednak zdecydowanie za krótko, gdyż słowa Ryana najwyraźniej nieco poruszyły aniołem. Gwałtownie przekręcił głowę wprawiając w ruch różowe kosmyki, ale wystarczyło jedno spojrzenie w twarz wyższego mężczyzny, a ułudna iluzja pewności siebie rozproszyła się, pozostawiając po sobie jedynie nikły pył tego, co na parę sekund narodziło się w umyśle chłopaka.
”Nie jesteś potrzebny”
Nie zabolało. Słyszał to nie raz, nie dwa razy, nie sześćdziesiąt razy. Zdążył do tego przywyknąć. Ale Ryan również mógł przywyknąć, że cokolwiek nie robił, to Nathair i tak wracał. Niczym pieprzony bumerang, pies, którego właściciel skopał a ten skomląc wracał zachowując się tak, jakby to on był winny. Ale takie było jego zadanie. Wybrał Ryana na swojego podopiecznego i bez względu na wszystko, musiał przy nim trwać aż do jego usranej śmierci.
- Jako Twój stróż mam swoje zadanie. Nie mnie Cię rozgrzeszać… Robisz swoje, ale ja będę… No ja będę robił swoje. Wiesz o tym… To nie tak, że przestanę… Bo ja jestem Twoim stróżem… – wydobył z siebie przerywane skrawki zdań, które w zasadzie nie układały się w nim logicznego. Przyciszony głos pozbawiony pewności siebie dodatkowo potęgowało dół, który właśnie pod sobą kopał.
Kolejne gwałtowne szarpnięcie w podjęciu próby pozyskania wolności, kiedy opuszki palców dotknęły chłodnej skóry policzka. Wędrówka i badanie ciała Ryana wywołało niekoniecznie przyjemne mrowienie w podbrzuszu anioła. Nie znał tego uczucia, a to, czego nie znał zdecydowanie nie podobało mu się. Pomimo to niczym zahipnotyzowany podążał swoim wzrokiem w ślad za dłońmi, od czasu do czasu poruszając delikatnie swoimi ustami, kompletnie zapominając języka w gębie. W końcu się zatrzymali. Stał przez chwilę w lekkim otępieniu, z którego wyrwały go ostatnie słowa mężczyzny. Zadarł mocno głowę wyżej, by spojrzeć na niego.
” Kradłem, kłamałem, zabijałem, gwałciłem”
Nie jemu oceniać przeszłość Ryana. To, co robił dawniej nie dotyczyło jego. Zresztą, Nathair nigdy nie zamierzał grać wujka Dobra Rada. Nie oceniał głośno i nie bawił się w rozgrzeszającego anioła. Miał jedynie sprawować nad nim pieczę i pilnować, by nic mu się nie stało. I dbać o niego.
” …mam ochotę zrobić to nawet teraz.”
W końcu jego ciało zareagowało. Złapał za nadgarstek mężczyzny, którym przytrzymywał dłoń anioła i spróbował w ten sposób oderwać go od siebie. Ryan sobie żartował. Musiał. Innego rozwiązania Nathair nie widział.
”… wreszcie będziesz użyteczny.”
Zadrżał niespokojnie, a wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł dreszcz. Czuł, jak jego serce bije niczym oszalałe, aż przez moment był pewien, że do uszu Ryana dojdzie dźwięk uderzeń. W głowie powtarzał sobie niczym jakąś starożytną mantrę, żeby go puścił. Niech zachowa się jak zwykle, wykpi go, wykopie, cokolwiek.
- N… Nie chcę! Puść mnie. Zostaw, odsuń. Ale puść! – w końcu jakaś silniejsza tonacja głosu wreszcie wyrażająca głośno sprzeciw poczynaniom ciemnowłosego. Rozpoczął krótką, z góry przegraną na niepowodzenie szarpaninę z zaciśniętymi palcami w okół jego nadgarstka. Sekundową walkę przerwało jedno szarpnięcie, któremu towarzyszył odgłos upadającego ręcznika na ziemię, co wyglądało niczym zaprzeczenie słów, które parę chwil temu wypowiedział. Wzrok mimowolnie przesunął się po strefie, gdzie nie miał prawa nigdy zawędrować. Z ust Nathaira wydobyły się jakieś nic nie znaczące sylaby. Szarpnął się mocno kucając przy jednoczesnym zaciśnięciu praktycznie z całej sił powiek i po omacku odszukał leżący pod nogami Ryana ręcznik. Uniósł go i przysunął do bioder mężczyzny, przykrywając go.
- N… Nie chciałem, to był wypadek… – wydukał, nadal zaciskając powieki, jakby obawiał się, że kiedy je uniesie to ponownie zawędruje wzrokiem tam, gdzie nie powinien. A w głowie powtórzył cicho „Ryan, chociaż ten jeden raz, zażartuj”, by po chwili usłyszeć w niej niski głos ciemnowłosego ”… nikt się nie śmieje”.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:38  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Ciemnowłosy nawet zdawał sobie sprawę z tego, że Nathair udawał. Spójrzmy prawdzie w oczy – z taką aparycją trudno faktycznie uchodzić za groźnego, więc przynajmniej trzeba starać się, by tak to wyglądało. Desperacja była jednak przepełniona typami spod ciemnej gwiazdy i potworami spod łóżek, którymi jeszcze wiele lat temu tylko straszono dzieci, a teraz stały się ode realne. W ich obliczu stróż prezentował się naprawdę marnie i gdyby poradził sobie z kimś większym i lepiej zbudowanym, całą zasługę należałoby przypisać szczęśliwemu trafowi. Ponadto teraz obnażał swoje durne słabości przed kimś, kto zamiast przywalić mu i powiedzieć, żeby wziął się w garść, pomagał mu w opadnięciu na samo dno, wykorzystując nowo zebrane informacje. Skrzydlaty nie mógł być jeszcze bardziej banalny w obyciu, skoro tak łatwo przychodziła mu utrata rezonu. Co prawda, gdyby nie to, sprawy potoczyłyby się tak jak zawsze: Ryan niechętnie podszedłby do obecności anioła, a ten wylądowałby za drzwiami, niczym niechciany szczeniak, który przypałętał się w drodze do domu. Fakt, że Jay nieświadomie wywarł spory wpływ na nowy bieg zdarzeń, tylko dodatkowo go nakręcał, rodząc kolejną zachciankę. A jeżeli czegoś chciał, po prostu sobie to zabierał. Apetyt nie mógł pozostać niezaspokojony.
Podano do stołu.
„Zjem cię” – bestia w głowie poruszyła się niespokojnie i kłapnęła zębami. Grimshaw nawet nie śmiał jej odmówić, jeszcze raz słuchając upartego głosu, który namawiał go do złego. Dopóki miało mu to sprawić przyjemność, nie protestował, a wiedział, że nic nie sprawiało tyle zadowolenia, co pożeranie cudzej niewinności. Nawet, jeżeli teraz spróbowałby uciec – to, że zawsze wracał nie uchroniłoby go od tego, co już i tak z góry zostało postanowione. Szarookiemu nie brakowało jednak pewności siebie, więc doskonale wiedział, że anioł mimo wszystko tu zostanie, choć nie będzie to zgodne z jego wolą.
Stróż to, stróż tamto ― mruknął markotnie, ściągając brwi, jakby znudziło go już całe to gadanie. Poniekąd nie można było się temu dziwić, skoro słyszał tę samą śpiewkę już tysiące razy, a do tej pory nie widział żadnego rezultatu stróżowania chłopaka. Chyba, że w zakres tego wliczało się wyłącznie to, by miał co jeść i w co się ubrać, choć z tym potrafił uporać się sam. Nie potrzebował zastępczej matki, skoro ta prawdziwa była wystarczająco beznadziejna. ― Jeżeli tak bardzo zależy ci na pomocy, możemy uznać, że od tego zależy moje życie. Jako anioł stróż nie możesz odmówić ratowania go, hm? ― Przesunął palcami po jego rozgrzanym z ze wstydu policzku, a chłodny dotyk kontrastował się z ciepłem jego skóry. Znów brzmiał na tyle opanowanie, że wizja żartu przestawała być wiarygodna, a mimo to sam przekaz deklarował kpienie sobie z wartości, które kierowały Nath'em. Dla Opętanego były po prostu bzdurne.
Nie pozwolił na to, by szarpnięcie przeszkodziło mu w kontynuowaniu. O ile srebrnooki czerpał z tego wymuszonego gestu niewielką satysfakcję, tak Nathair musiał zmagać się z niedelikatnym uściskiem, który w efekcie miał pozostawić po sobie czerwone ślady, a ostatecznie sińce. Aktualnie nie liczyło się to, czego chciał młodzieniec. Właściwie to nie miało liczyć się nigdy. Szarooki raz jeszcze postanowił oddać się egoistycznym zapędom i nie reagował na podniesiony głos czy uczucie palców zaciskających się na jego nadgarstku w niezbyt groźnym geście.
Puszczę. Później. ― Marne pocieszenie, ale zawsze. Wbrew pozorom nie zamierzał wykończyć go na miejscu. Rozchylił usta, jakby jeszcze chciał coś dodać, ale jego wzrok mimowolnie pomknął za zsuwającym się po jego nogach ręcznikiem, co przyjął z przejęciem godnym ściany. Stało się, nie? Nawet wzrok chłopaka, który przez chwilę błądził po jego sferach intymnych, nie wzbudził w nim nawet odrobiny zażenowania. Nawet nie mógłby, skoro wszystko, do czego aktualnie nawiązywał sprowadzało się właśnie do tej partii jego ciała, z której widokiem skrzydlaty nie powinien mieć problemu, skoro anatomicznie zbudowany był w ten sam sposób. Właśnie to sprawiało, że już za chwilę miał dowiedzieć się jak to jest odczuwać ten rodzaj ulgi, bo szatyn nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, że jego opiekun nie miał jeszcze okazji zaznajomić się z grzeszną stroną świata. Przynajmniej nie w tym wypadku. ― Jesteś beznadziejny. ― Pokręcił głową z dezaprobatą, obserwując go z góry, a gdy temu wreszcie udało się podnieść ręcznik, Ryan zupełnie go zignorował, wwiercając nieodgadnione spojrzenie w rękę anioła, którą przez cały czas przytrzymywał. ― Przez ten cały czas biegasz za mną i nawet nie zauważasz, że omijają cię najlepsze atrakcje. W dodatku boisz się spróbować, choć to cię nie zabije ― wymruczał i nie mówiąc już nic więcej, wsunął trzymaną rękę Nathaira pod ręcznik, który już tylko prowizorycznie przysłaniał go od pasa w dół, ale różowowłosy nie musiał już widzieć, skoro jego zmysł dotyku wraz z każdym delikatnym ruchem uświadamiał go, co czuje pod opuszkami. W przeciwieństwie do nieuświadomionego anioła, szatyn nie kojarzył uczucia mrowienia w podbrzuszu za zły omen. Wręcz przeciwnie – czekał aż to wreszcie się pojawi, obwieszczając początek dobrej zabawy, a ta zbliżała się coraz większymi krokami.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:39  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Nathair chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę zaczynał żałować, że znajdował się w pobliżu Ryana i że jego nadgorliwość pozwoliła mu na odnalezienie wymordowanego. Gdyby tylko zostawił go samego, tak jak mężczyzna pierwotnie tego chciał. Gdyby tylko grzecznie czekał w swojej lepiance, albo nawet wrócił na jakiś czas do swojego domu w Edenie. Gdyby, gdyby, gdyby…
Nadzieja, że to naprawdę kiepski żart, została brutalnie zgaszona przez szatyna, dodatkowo przydeptana i starta niewidzialnym, ciężkim butem. Anioł przestał karmić się ułudą, że Ryan w końcu go zostawi i znudzony wyrzuci za drzwi. Co prawda dla niego wciąż to wszystko było swego rodzaju karą, ale nie spodziewał się, że może być jeszcze gorzej.
Zadarł głowę, czując chłód otulający jego rozgrzany policzek. Miał najszczerszą ochotę odsunąć głowę na taką odległość, by palce mężczyzny go nie dosięgły. Jednakże ciało nadal trwało w bezruchu, jakby właśnie postanowiło, że nie będzie chciało słuchać się swojego właściciela. Chłopak pokręcił gwałtownie głową, chcąc w ten sposób zanegować wypowiedziane słowa przez Ryana.
- Nie, nie, nie. Będę je ratował, zawsze, ale nie w taki sposób. – zamilkł, wpatrując się w wyższego mężczyznę, gdyż dopiero teraz dotarła do niego ukryta kpina w sensie wymówionych słów. Kpina z tego, czym kierował się Ryan. Nie od dziś wiadomo, że Nathair był w stanie dla niego zrobić naprawdę wiele, niebezpiecznie ocierając się o stwierdzenie, że niemal wszystko. Dlatego też tym bardziej poczuł się dziwnie z niemą kpiną wycelowaną wprost w jego przekonania.
Zaniechał bezowocnych prób wyswobodzenia się. Zdał sobie sprawę, że w tej kwestii już na starcie był na przegranej pozycji. Ale mimo tego usilna próba walki o swoje dawało mu iluzjonistycznie poczucie, że może jednak się uda. Nie za pierwszym razem, ale może za kolejnym. Zamiast tego wciąż tkwił w chłodnej pułapce i nawet pulsująco-otępiający ból promieniujący od zacisku zdawał się już być nieważny. Bo zaczynało powoli do niego docierać w jak w beznadziejnej sytuacji się znalazł. Sytuacji, z której na tę chwilę nie potrafił znaleźć ucieczki. Odwrócił głowę w bok w geście ciche buntu. Nie chciał na niego patrzeć. Bał się konfrontacji z tymi pozbawionymi uczuć szarymi oczami, chociaż do tej pory nigdy nie miał z tym problemu. Czasami, gdy w nie spoglądał podczas rozmowy, a raczej jej próby, miewał dziwne wrażenie, że rozmawia ze skorupą człowieka przyozdobioną w matowe tęczówki, w których nic się nie odbija. Zupełnie nic. A przecież powiadają, że oczy są zwierciadłem duszy. Wtedy też zastanawiał się, jaką duszę posiada Ryan. Nigdy odpowiedzi na to pytanie nie uzyska, aczkolwiek dochodziło smutnych konkluzji, że jest to dusza ciemna i samotna. Albo nie posiadał duszy.
- N… ie boję się! – odpowiedział głośno, nadal uparcie wpatrując się w jakiś martwy punkt przed sobą, który okazała się być niesamowicie ciekawa ściana przed nim.
-Po prostu nie jesteś w moim typie! Wolę dziewczyny, od zawsze i ni—RYAN! – głośniejszy krzyk wydobył się z jego ciała, gdy opuszki palców zawędrowały w strefę intymną mężczyzny i dotknęły o wiele delikatniejsze skóry niż na pozostałym ciele. Instynktownie jego palce poruszyły się niepewnie, jakby chciały zbadać zakamarki ciała mężczyzny, lecz bardzo szybko znieruchomiały, chociaż ciało chłopaka opanowało drżenie. Nie chciał takich atrakcji. Nawet jeśli miały go nie zabić to ich po prostu nie chciał. I tak, Ryan miał rację. Jakkolwiek Nathair głośno nie szczekał przecząc, że się nie boi, to było kłamstwem.
Uniósł rękę, w której wciąż ściskał ręcznik i przycisnął go do swojej twarzy, chcąc zbudować iluzję ogrodzenia się od wymordowanego. Nie rozumiał swojego ciała i tego, co się z nim działo. Nie podobało mu się to, bo tego nie rozumiał. Przerażało go to w pewnym sensie, zwłaszcza, że tę rewolucję uświadczył przed obliczem Ryana. Ponownie odczuł te dziwne mrowienie w okolicach podbrzusza, tym razem o wiele mocnej i intensywniej, instynktownie zaciskając mocniej swoje uda, jakby to miało w czymś mu pomóc.
- Co mam zrobić, żebyś przestał? – zapytał cicho, nieco drżącym głosem, stłumionym z racji ręcznika. Zagryzł nieco wargę, czując jak coś ciężkiego siada na jego klatce piersiowej i nie pozwala na swobodne oddychanie. Jakby całe jego ciało w jednej chwili postanowiło się zbuntować.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:41  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
Chcę, żebyś uratował je właśnie w taki sposób. ― Uniósł brwi, a ton jego głosu przybrał na stanowczości. Nie wyglądało na to, by miał zmienić zdanie, pomimo tego, że perspektywa wypoczynku jeszcze kilka minut temu podobała mu się znacznie bardziej. Miał jednak sporo czasu na to, by pobyć w samotności, a był pewien, że Nathair przyszykuje się do ucieczki, gdy już z nim skończy. Rzecz jasna, o ile jeszcze będzie miał siłę, by zwiać stąd jak najszybciej. Dziś ciemnowłosy nie zamierzał się hamować. Ulgowe traktowanie było zarezerwowane dla tych, którzy już przez dłuższy czas służyli mu za zabawki. Nath musiał zostać uświadomiony w tym, co jeszcze może go czekać, choć jego pierwszy raz mógł zniszczyć wcześniejsze domniemanie o tym, że początki powinny być wyjątkowe. Ale kto wie? Może jednak miał doczekać się subtelniejszych gestów, przez które wreszcie zrozumiałby, co ukrywał przed nim jego Bóg? Anioł powinien pozostać czysty, a jego miłość powinna skupiać się na cudzej mentalności, a nie na tym, co druga osoba miała w spodniach i jak ogromną przyjemność sprawiał orgazm.
Przynajmniej już się nie szarpał. Nagrodą za dobre sprawowanie okazało się być lekkie poluzowanie uścisku na drobnym nadgarstku, ale nie na tyle, by różowowłosy dał radę się wyswobodzić. Gesty szatyna wciąż zawierały w sobie niezliczone pokłady pewności, która niezależnie od tego czy szła w parze z delikatnością czy agresją, świadczyła o tym, jak trudno było wymusić na nim zrezygnowanie z danego celu. Potrzebował go teraz. Może nie w sposób, w który stróż sobie wymarzył, ale to wciąż była jakaś konieczność. Nawet jego ciało niemo oświadczało, że tego chce. Narastające podniecenie sprawiało, że tętno stopniowo przyspieszało, a napięcie w podbrzuszu aż prosiło się o to, by je rozładować, choć na to musiało jeszcze chwilę poczekać. Chciał, żeby każda chwila dłużyła się niedoświadczonemu chłopakowi. Im dłużej ciągnęła się jego męczarnia, tym szansa na to, że zapamięta to zdarzenie na długo diametralnie wzrastała.
Jasne ― nie brzmiało to tak, jakby został przekonany. Wystarczyło jedno znaczące spojrzenie, by anioł zrozumiał, że nie ma bata, żeby w to uwierzył. ― Nikogo nie dotykałeś, co?Przykre. Tak przykre, że właśnie spoglądał na niego z politowaniem, ale nie przestawał wymuszać na nim delikatnego ruchu ręki. Ciepło jego dłoni pobudzało go jeszcze bardziej, widok zawstydzonego młodzieńca był wisienką na torcie, ale tym, co już kompletnie zrujnowało szansę zaprzestania, był widok zaciskających się ud, na które od razu zwrócił uwagę. Kogo chciał oszukać, skoro nawet własne ciało było przeciwko niemu?
„Co mam zrobić, żebyś przestał?”
Biedny, mały, naiwny...
Właśnie, co mógłby dla niego zrobić?
Szatyn jak na zawołanie zatrzymał swoją dłoń, chociaż jeszcze nie przerwał dotyku, przytrzymując rękę opiekuna. Uniósłszy spojrzenie, przyjrzał się w zastanowieniu twarzy skrzydlatego. Milczenie przedłużało się, a dopiero po chwili cisza, która zapanowała w pokoju została zagłuszona dźwiękiem upadającego na podłogę ręcznika, który po tym jak został wyrwany z ręki stróża, wylądował kawałek dalej. Niezbyt daleko, ale na pewno na tyle, by nie miał już możliwości po niego sięgnąć. Co mogło przynieść ulgę Nathairowi, to to, że odsunął jego dłoń od swojego ciała, ale nadal nie spełnił jego prośby. Nie puszczał.
Uklęknij, aniele.
I to wszystko? Trzeba przyznać, że zabrzmiał naprawdę przekonująco, jakby rzeczywiście zamierzał go puścić, gdy ten zacznie błagać o to na kolanach. Biorąc pod uwagę wszystkie despotyczne zapędy, którymi się cechował, wydawało się, że tak drobny czyn zaspokoi przerośnięte ego mężczyzny. Sam rozkaz był wystarczająco jasny, by młodzieniec nie zadawał więcej pytań.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 23:42  •  Pokój 69, bitches~ Empty Re: Pokój 69, bitches~
” Chcę, żebyś uratował je właśnie w taki sposób”
Chciał je uratować w każdy możliwy sposób, tylko nie taki. Gdyby wyniknęła sytuacja, że coś zagrażałoby życiu Ryana, Nathair z pewnością udałby się na drugi koniec świata, jeśli tam znajdowałoby się lekarstwo albo rozwiązanie. Ale nie chciał pozwolić, żeby jego wartości i cechy, które tak skrupulatnie opisywały egzystencję bycia aniołem zostały mu odebrane przez czyjąś zachciankę. Niestety to, że czegoś chciał w tym momencie nie miało żadnego znaczenia. To był Ryan. A pierwszą zasadą przebywania w jego towarzystwie było nie okazywanie żadnych słabości, bo zostaną one brutalnie przez niego wykorzystane na jego własne, egoistyczne pobudki.
Był w takim stanie, że nawet nie odczuł iż silne palce, które do tej pory mocno zaciskały się na jego nadgarstku nieco zelżały. Ale nawet jeśli, to nie podejmowałby kolejnych prób wyrwania, nie widząc w tym większego sensu. Zresztą, jego podświadomość podszeptywała mu do ucha, że na co mu ta ucieczka? Przecież to go nie zabije. A rozum powoli nie odróżniał co jest jego własnym, wewnętrznym głosem, a które szepty należą do ciemnowłosego, mozolnie zacierając granicę między nimi.
Każde ciche reakcje ciała wymordowanego oddziaływały na Nathaira niemalże z dwukrotnie zwiększoną siłą. Wszelkie doznania, które odczuwał nawet jedynie za pomocą dłoni były dla niego nowe. Tak, nigdy nikogo nie dotykał. Ale również nikt jego samego nie dotknął. Nawet on sam siebie. To wszystko do tej pory było dla niego odległe i nieosiągalne, a sam podświadomie starał się unikać tego typu sytuacji, bez względu na płeć drugiej osoby. Ale nigdy z jego ciałem nie działo się to, co w tej chwili. Palące ciepło występujące z początku jedynie w okolicach jego twarzy, sukcesywnie pokonywało kolejne centymetry jego żył i komórek, rozpływając się we wszystkie możliwe strony, by wreszcie, finalnie skupić pod jego podbrzuszem. Uczucie ciepła stawało się z każdą kolejną chwilą wręcz nie do wytrzymania i nic nie pomagał chłodny dotyk Ryana. Wręcz przeciwnie, to właśnie on był źródłem tego, jak Nathair się czuł.
Kolejna bariera Nathaira została złamana, gdy ręcznik powędrował parę kroków dalej, ten jednak nadal nie unosił spojrzenia. Głos mężczyzny wydał się dla niego niemal abstrakcyjnie zbawienny, przerywając przedłużającą się ciszę. Ruch dłoni ustał co pociągnęło za sobą ponowne zesztywnienie palców chłopaka, które to niczym zahipnotyzowane poddawały się i same niepewnie w pewnym momencie zaczęły się niezauważalnie poruszać. Teraz jednak wszystko ustało, a sam anioł uniósł nieco głowę spoglądając na Ryana, jakby chciał odgadnąć jego zamiary. W końcu odsunął jego dłoń od chyba jedynego źródła ciepła, jakie posiadał mężczyzna na swym ciele, a chłopak naiwnie nieco bezdźwięcznie odetchnął, chociaż jego palce musnął chłód. Przycisnął je do wewnętrznej strony swojej dłoni, jakby to miało go złudnie ochronić przed kolejnym dotykiem.
Różowe oczy rozszerzyły się nieco w niemym geście niezrozumienia. Miał uklęknąć, ale po co? Błagać o to, by go wypuścił? Niedorzeczne. Z drugiej zaś strony to był Ryan, który miał wszelkie zapędy despoty. Kolana anioła ugięły się, by wreszcie osunął się na ziemię. Dziwne, dopiero teraz poczuł jak bardzo przez cały ten czas jego uda były napięte, do tej pory nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Spojrzał w srebrne tęczówki bezdźwięcznie pytając, czy to wystarczy, po chwili przenosząc je na jego palce okalające jego nadgarstek, jakby oczekiwał, że za moment zostanie puszczony. Tak, Nathair naprawdę uwierzył, że Ryan go puści, chociaż jego podświadomość głośno krzyczało, że z pewnością bynajmniej nie o błaganie chodzi szatynowi. Nie o takie błaganie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach