Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości. Vitanipng_eehwanx

Z niego to naprawdę dobry dzieciak jest. Uczynny, pomocny, zaradny. Uśmiechnięty. Życzliwy. Anielski wręcz. Gdy zobaczy się takiego pierwszy raz, myśli zaczynają się w głowie kotłować. Model? Żywe to w ogóle? Bo i owszem ― jest ładny. Nieco zbyt chłopięca twarzyczka o jasnej (ale nie chorowitej!) karnacji, na której próżno doszukiwać się defektów. Średni wzrostem, ale nie na tyle niski, aby robić za podnóżek. Sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu i sześćdziesiąt kilogramów, które przekłada się na szczupłe ciało o lekko zarysowanych mięśniach. Zawsze schludnie ubrany i uzbrojony po zęby. Być może nie jest to broń, która swoim rażeniem sprawia, że wrogowie padają jak muchy, ale dysponuje nią nader sprawnie.
Jego dotyk, spojrzenie, nawet głos leczą z wszelakich ran: od zadrapań, po choroby, na złamaniach kończąc. Intensywność mocy zależy od aktualnego stanu fizycznego anioła, który ― nie oszukując się ― zwykle jest w stanie doskonałym. Wokół rany poszkodowanego rozbłyska złote światło, a w owym miejscu pojawia się przyjemne dla organizmu ciepło, towarzyszące aż do chwili całkowitego zniwelowania bólu. Trzeba przyznać, że z tej mocy Vitani jest szczególnie dumny, święcie wierząc, że to ona jest głównym darem od Boga Ojca. Dwie pozostałe nadnaturalne „umiejętności” jakie otrzymał, w jego mniemaniu schodzą już na dalszy plan. Jest w stanie dowolnie manipulować moralnością drugiej osoby, na ―  co prawda ― krótki czas, ale wystarczający na tyle, by wziąć nogi za pas. Nie potrzebne tu są żadne ukryte spojrzenia, barwa jego głosu czy dłoń dotykająca czoła. Wystarczy ledwie moment, ułamek sekundy, by z wroga zrobić radosnego króliczka, szalejącego dookoła w pozie baletnicy lub ― kontrastując ― chodzącą dobroć przeistoczyć w największego zwyrola, jaki stąpał po M3. Jak nietrudno się domyślić, ani razu nie użył tego w złym celu. Zresztą, chyba nawet by nie potrafił. Od kiedy tylko sięga pamięcią ― a na karku ma już miliardy lat ― jego życie zawsze obracało się wokół roślin. Dbał o nie do tego stopnia, że potrafił wyhodować dąb wielki i silny w niespełna paręnaście sekund. Róże rozwijały swoje krwiste pęki, gdy przechodził obok, a woń konwalii tylko przy nim będzie tak piękna i intensywna.
Znalazł zresztą idealne zastosowanie dla ów mocy. Regularnie przynosi kwiaty pod dom Franky. Od żółtych żonkili, po białe lilie, na intensywnie pomarańczowych tulipanach kończąc wywód. Choć ma świadomość, że jako anioł stróż nie powinien nadmiernie wychylać swojego wścibskiego nosa z cienia, ostatnimi czasy coraz częściej stara się dotrzeć do podopiecznej. Siła uczucia, jakim ją darzy, już dawno przełamała granice, co samego niebieskowłosego doszczętnie zrujnowało. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że oto zniszczył setki wieków hartowania ducha, by niespodziewanie odrzucić wszystkie idee na rzecz czegoś tak przyziemnego jak miłość. Nie odstępuje dziewczyny na krok. To jego małe zboczenie, którego nie potrafi z siebie wyplenić. Co dzień wstaje z myślą, że oto ma przed sobą następne zadanie, tak niesamowicie ważne, że żadne ostatki lenistwa nie byłyby w stanie zmusić go, by poleżał w łóżku choć minutkę dłużej. Każdego poranka zrywa się z łóżka, w biegu zjada śniadanie, myje się, ubiera... a wszystko tylko po to, by ― jak za każdym przecież razem ― niby przypadkiem przechodzić obok jej domu, niby przypadkiem natrafić na jej osobę, niby przypadkiem obserwować ją kątem oka, jak wychodzi do szkoły, jak trafia do klasy, jak zjada drugie śniadanie, jak wraca do domu, jak ogląda telewizję, idzie do sklepu, odrabia lekcje, kładzie się spać... Tak. Jest stalkerem. Cholernym, niezachwianym w swych postanowieniach prześladowcą, który nie daje dziewczynie świętego spokoju. I wstydzi się tego okropnie, ale nie potrafi nad tym zapanować. Od kiedy Ojca nie ma anioły zaczęły popełniać coraz więcej grzechów.
To dla niej właśnie zstąpił z Nieba, aby przybrać postać całkowicie zwykłego chłopaka z sąsiedztwa. Nie trudził się wcześniej ludzkimi zajęciami, ale uznał, że nie może wiecznie żerować na dobroci innych ― zatrudnił się więc w pobliskiej kwiaciarni i choć nie topi się w pieniądzach, wystarcza mu to na opłatę czynszu i zaspokojenie podstawowych potrzeb. Jako Hector Derlarobbya, pospolity sąsiad o przyjemnym dla oka uśmiechu, w którym czai się malutka iskierka rozbawienia.
Nic nadzwyczajnego. Nudny, szary obywatel bez twarzy. Bez żadnych ukrytych talentów, niesamowitych umiejętności, bez magii czy silnego charakteru. Nieśmiałość spycha go na dalszy plan, co niejednokrotnie było powodem zaniżenia humoru u anioła. Za każdym razem, gdy miał już otworzyć usta i zawołać ją po imieniu, coś ściskało go za gardło, zrywało struny głosowe, ciało odmawiało posłuszeństwa, a on kolejny raz wycofywał się w swój cień, milcząc jak uparty osioł. „Może jutro” ― wmawia sobie od paru lat. W tym tempie nie porozmawia z nią nigdy.
Czas zapycha czymkolwiek. Głównie ogląda telewizję albo gra na konsoli, starając się ze wszystkich sił jak najbardziej urzeczywistnić swoją anielską postać. Długie palce pianisty codziennie sięgają po pędzel, aby stworzyć na płótnie niemalże namacalne widoki. Ma też smykałkę do zapamiętywania wszystkiego co tylko rzuci mu się w oczy czy co wyłapie ucho. Umysł doskonały. Od kiedy zaczął chodzić do szkoły, każdą lekcję wchłania jak gąbka, a wychodząc z klasy, wynosi tonę nowej wiedzy. Nieczęsto spotyka się tak pilnych uczniów jak Derlarobbya. Kocha koło detektywistyczne, chodzi na każdy wykład, potrafi zostać po zajęciach, by pomóc w czymś nauczycielom. A na dodatek ― wbrew jakimkolwiek pozorom ― świetnie dogaduje się z rówieśnikami. Ma sympatyczną mordę, humor i ten błysk tajemnicy w oczach o barwie magenty.
Nieoficjalnie posiada słowika, którego nie trzyma jednak za kratami więzienia. Ptaszek przylatuje do niego w każdej wolnej chwili i raczy przecinać przytłaczającą ciszę swoim barwnym śpiewem. Vitani potrafi chwycić wtedy za gitarę czy skrzypce i dołączyć do zwierzątka, tworząc z nim zgrany duet. Choć przeszkadza mu samotność, potrafi o siebie zadbać. W mieszkaniu ma porządek, zadania domowe zawsze odrabia, dba o fundusze... facet idealny. Byłby może ciut bardziej doskonały, gdyby nie te wiecznie poranione ręce. Chłopak jest stygmatykiem, choć nierasowym. Posiada nieropiejące rany jedynie na dłoniach, które zawsze obwiązuje białym bandażem. Za żadne skarby świata nie chciałby, aby Francesca dowiedziała się o tym defekcie.
Bywają dni, w których przez „boże naznaczenia” jego psychika i fizyczność zwyczajnie siadają. Czuje osłabienie, tępe bóle głowy, wzrok rozmazuje się lub Hector ślepnie na parę chwil, by zaraz znów ujrzeć świat w nieostrości. To zresztą niejedyna wada, jaką posiada. Ze względu na prowadzone dotychczas życie, jest całkowicie nieobeznany jeśli chodzi o ludzki świat, o technologii czy historii nie wspominając już w ogóle. Owszem, z dnia na dzień, staje się bardziej obyty, ale to wciąż za mało. Niektórzy mogą uważać go nawet za lekko przygłupawego, gdy pytając o najbardziej znaną gwiazdę filmową, chłopak przycina się i milczy jak zaklęty, nie potrafiąc udzielić oczywistej odpowiedzi.
Cóż. Bywa.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach