Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 24.04.14 22:06  •  Wysypisko Empty Wysypisko
WYSYPISKO
Wysypisko GggKpaW
Cóż, jak widać nie wszędzie w Mieście-3 rozciągają się wspaniałe widoki. Daleko na uboczu, w południowej części miasta znajduje się przytulone do murów wysypisko, zewsząd otoczone wysokim betonowo-stalowym ogrodzeniem. Do środka prowadzą trzy mechaniczne bramy, otwierane jedynie podczas regularnych zsypów załadowanych złomem pojazdów. Oprócz małego, przyklejonego do jednego z naroży ogrodzenia budynku dla personelu (nielicznych ze względu na automatyzację mechaników), cały pozostały obszar zajmują odpady. Ogromne hałdy śmieci najróżniejszej maści są tu regularnie spychane przez gargantuicznych rozmiarów maszyny, urabiane w duże foremne kloce, a następnie wydalane przez znajdującą się w murze podwójną śluzę. Kiedy śluza od strony miasta zostanie zamknięta, otwarta zostaje ta po zewnętrznej stronie, odprowadzając odpady wprost na jałowy grunt Desperacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.14 19:24  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Wysypisko.
No czy mogło być lepsze miejsce na ukrycie się?
Po całej aferze jaka miała miejsce przed budynkiem S.SPECu, Inf postanowił dać nogę. Trochę obawiał się opuszczać miasto, w końcu jeszcze nigdy tego nie robił. Desperacja wydawała mu się całkowicie pustym miejscem, gdzie panuje jedynie śmierć i nicość. Wiedział, że Wymordowani tam żyją, oczywiście. Ale jednak trzymał się jedynego miejsca, które znał - miasta.
Nie mógł się oczywiście pokazywać w miejscach publicznych. Już nawet chodzenie bocznymi uliczkami nie wchodziło w grę. Był teraz wrogiem publicznym S.SPECu nr. 1, a jeszcze teraz, gdy władza ujawniła mieszkańcom istnienie Wymordowanych.... Inf po prostu za bardzo rzucał się w oczy. Gdzie więc można przeżyć, gdzie nie zagląda nikt i gdzie znaleźć można dość rzeczy, by całkiem nieźle się ustawić?
Na wysypisku.
Niewiarygodne jakie rzeczy ludzie potrafią wyrzucić. Z początku dostać się tu wcale nie było łatwo, ale w końcu Infinity przedostał się przez płot i zaczął grzebać w śmieciach. Zapaszek nie był miły, ale wynagrodził mu to fakt, że białowłosy urządził sobie pomiędzy śmieciami całkiem niezłe gniazdko. Jakiś kawał blachy robił za dach, na górę wrzucił jakieś śmieci żeby zamaskować swoją norę, wejście zazwyczaj zasłaniał starą pralką. Do środka wepchał starą wersalkę. No życie jak w Madrycie normalnie. Kilka starych zapleśniałych koców się nawet znalazło. Codziennie Inf znajdował inne przedmioty, którymi jakoś umilał sobie pobyt na wysypisku.
Swoją norę umiejscowił tam, gdzie wiedział, że maszyny zbijające śmieci w kostki nie zajrzą - a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
Wysypisko miało jeszcze jedną zaletę - sprasowane śmieci były wyrzucane bezpośrednio na tereny Desperacji. A to znaczyło że jest to bardzo prosty sposób by ewentualnie, kiedy już Inf się zdecyduje (albo kiedy nie będzie miał wyboru) by nawiać z miasta. A podejrzewał, że może się to zdarzyć prędzej czy później.
Póki co jednak pomieszkiwał sobie na wysypisku. Niestety - nadal wyposażony w elektroniczne cacka, jakimi go obdarował S.SPEC. Tak więc - chip tkwił w jego karku, podobnie jak metalowa obroża, jaką mu założono przed ostatnią akcją. Inf próbował się jej pozbyć już kilka razy - ale jak widać bez skutku.
Rany się już zagoiły, i całe szczęście. Nadal jednak nie można było o Infie powiedzieć, że był okazem zdrowia. Ale cóż poradzić.
A teraz ciii... Dajmy mu się wyspać w jego norce pośród stert śmieci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.14 0:05  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Mistrz Gry

Tareko Shibata miał na karku dobrą pięćdziesiątkę, ubierał się jak trzydziestolatek, a zachowywał, jak gówniarz z gimnazjalnej klasy. Ciemnobrązowe włosy przeplatane licznymi siwymi przebłyskami zaczesywał do tyłu, na nos wkładał okulary z czarnymi szkłami, a do pracy wybierał się w plażowych klapkach i hawajskich gaciach. Ludzie raczej patrzyli na niego z litością, ale nie zwracał na to uwagi. Był dozorcą wysypiska, miał cudowną żonę i jeszcze cudowniejszą córkę, starego, skołtunionego pudla Ira (chwała Ignacemu Rzeckiemu) i nieco spasłego wilczura, na którego wołał Sharek. Był po prostu szczęśliwy.
Wkładał właśnie miętowego papierosa między zziębnięte wargi, gdy oba psy zerwały się z głośnym alarmem.
Czym mogę służyć, panie władzo? ― zapytał z lekkim rozbawieniem, że zaszczycają go tak ważne osobistości, na jego skromnych ziemiach. Poprawił sobie niedbale zawiązany na szyi szal w renifery i zsunął się z wysokiego krzesła, by podać rękę ubranemu w mundur wojskowemu. Żołdak nawet nie spojrzał na jego dłoń, więc po jakimś czasie Tareko zrezygnował z uprzejmości.
Jak idą interesy, panie...
― Shibata
― dokończył mężczyzna, wzruszając wątłymi ramionami. ― Jak zawsze. Pizga tylko trochę, szefie. Śnieg spadł, to i tyłek odmarza. Ale nie ma co narzekać. ― Wyjął papierosa z kącika ust i wskazał uzbrojoną w niego ręką w bok, dokładnie na stertę śmieci, za którą krył się Infinity. ― Wszystko martwe, panie władzo. Trochę nudno, ale czego się można spodziewać, nie?
Zarechotał pod nosem, ale widząc, że żołnierz nie odwzajemnia jego humoru odchrząknął i westchnął, niezbyt wiedząc, co powinien teraz zrobić. Dla niego ten stary duchem, ponury sztywniak mógłby już stąd odmaszerować. Psy nadal mu się burzyły.
Mogę w czymś pomóc? ― zapytał w końcu Shibata, całkowicie zdzierając z siebie całe rozbawienie. Najwidoczniej nie było mu już do śmiechu. Chciał wrócić do swojej przyczepy, w której zwykle przesiadywał, gdy pilnował tych gór śmieci.
Żołnierz poprawił czapkę i wysunął zgiętą w łokciu rękę przed siebie, by zaraz drugą dłonią odgarnąć ciężki materiał i odsłonić nadgarstek. Wdusił przycisk na identyfikatorze. Jasnoniebieski ekran pojawił się tuż przed twarzą Tareko, który mógł spojrzeć prosto w ślepia bestii. A przynajmniej takie miał wrażenie. Żołnierz pospieszył z wyjaśnieniami.
W tym samym czasie Ir i Sharek wdrapali się na górę śmieci, powarkując i węsząc, jakby złapały trop niezwykle przepysznej sarny. W końcu wilczur zatrzymał się przy blaszce, sunąc czarnym nosem po jej nierównej już powierzchni. Warczenie tylko się nasiliło.
Rozumiem, panie władzo. Będę się miał na baczności. Słyszałem o tych całych martwych łajzach. Powaga. Żadnego tutaj nie ma. Już ja za to ręczę! Ja, Ir i Sharek. Co nie? Cholera. Gdzie oni są? ― dobiegało gdzieś niedaleko. Infinity w półśnie mógł wyłapać zaskoczony ton głosu właściciela wysypiska. ― Tak, tak. Do widzenia. EJ! IR! SHAREK!
Zaczął ich nawoływać, ale psy nie ustąpiły. Zamiast tego... Irowi udało się dostać do niewielkiej wnęki w ścianie śmieci. Otarł się czarnym, kędzierzawym futrem o powgniatany brzeg pralki i... jego nos natrafił na ramię leżącego uciekiniera. Pudel zjeżył się jeszcze bardziej, wygiął w lekki łuk, wyszczerzył zęby.
Gdzieś na zewnątrz kryjówki Infinity'ego rozlegały się nadal nawoływania Shibaty. W tle Sharek zaszczekał dwa razy. Jeszcze moment, a Ir ― ta głośna pierdoła ― zacznie się wydzierać, zdradzając wszystkim wkoło, gdzie dotychczas znajdował się... poszukiwany.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.14 21:35  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Infinity miał kolejny ze swoich koszmarów.
Od kiedy tylko wyrwał się na wolność (chociaż w myślał używał tego słowa dość ostrożnie), cały czas miał koszmary. Generalnie przedstawiały jedno i to samo, choć w różnych wydaniach - jego ponowne schwytanie oraz powrót do laboratoriów w podziemiach S.SPECu. Pewnie zabrali by go do cel położonych najniżej, głęboko w fundamentach budynku. Nie ujrzałby już nigdy światła słonecznego - trzymaliby go tam o chlebie i wodzie, albo i jeszcze gorzej, jakiejś kleikopodobnej papce, za kratami dzień i noc, wypuszczając tylko na jakieś bardziej skomplikowane badania. Skomplikowane i z pewnością bardzo bolesne.
Tak było i tym razem. Ogółem miało to taki wynik, że Wymordowany sypiał bardzo źle. Szło za tym to, że każda chwila odpoczynku była na wagę złota. Nie zmieniało to jednak faktu, że Inf wyglądał nawet gorzej niż za czasów przesiadywania w laboratorium S.SPECu. Przyczyniło się do tego również to, że mimo iż na wysypisku znajdował sporo przydatnych rzeczy, z jedzeniem było dużo gorzej. Znajdował jedynie marne resztki, które nie były w stanie zaspokoić jego potrzeb energetycznych.
Nie narzekał jednak. Zdecydowanie wolał nawet ukrywanie się na wysypisku niż monotonię i żałosną egzystencję warzywa - piękny opis całego jego dotychczasowego życia, prawda?
Ale wróćmy do fabuły - Infinity spał sobie, skulony w swojej norce, zupełnie nieświadom nadciągającego niebezpieczeństwa. Dość prędko jednak wyczuł, że coś jest nie tak. Przede wszystkim pomocą był mu teraz jego nadwrażliwy słuch. Ile razy przeklinał tę właśnie swoją słabość? Głośniejszy krzyk potrafił przyprawić go o ból głowy. Tymczasem teraz przydał się jak jeszcze nigdy. I nie, nie chcę tu powiedzieć wcale o tym, że Inf usłyszał całą rozmowę właściciela wysypiska (swoją drogą, Inf nawet go lubił. Widział go kilka razy z daleka i musiał przyznać, że był to całkiem śmieszny człowieczek.) z jednym z wojskowych. Do przebudzenia się Infa przyczyniły się... węszące psy.
Tak, przytłusty wilczur i stary pudel. Jeszcze zanim ten mniejszy zdołał się jakoś wczołgać do nory Infa, białowłosy już je usłyszał. Przyczynił się też do tego oczywiście płytki sen. Rozbudził się dość szybko i w sumie... tyle mógł zrobić. Czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Przynajmniej do czasu. Jego słuch wyłapał głos właściciela wysypiska.
...Słyszałem o tych całych martwych łajzach. Powaga. Żadnego tutaj nie ma....
Już tu byli.
Infinity natychmiast stał się czujny. Nie miał zamiaru dać się ponownie zaciągnąć w mroczne odmęty laboratorium S.SPEC! Jeśli więc zostanie wykryty, będzie walczył. To chyba jasne. Już wolał umrzeć, chociaż wątpił by wojskowi dali radę go zabić. Teraz szczerze liczył na swoją super regenerację jak jeszcze nigdy. Zawsze ją przeklinał - to dzięki niej mógł znosić tortury laborantów przez lata.
Inf miał zamiar przeczekać w ukryciu aż zbrojni sobie pójdą. Los jednak oczywiście nie chciał mu sprzyjać.
W polu widzenia pojawił się ten wścibski pudel, który z jakiegoś powodu uwziął się, żeby odnaleźć Infa pośród stert śmieci. No i co on miał teraz zrobić? Jeśli będzie siedzieć w bezruchu, kundel zaraz się posra z wysiłku, tak głośno będzie szczekać. Może więc chociaż uda mu się kupić kilka minut na ucieczkę?
Biedny pudelek. Adios, Ir.
Inf momentalnie zdarł z twarzy maskę a jego zęby nagle przestały mieścić się w żuchwie. Jego pazury zaryły delikatnie w ziemię, kiedy rzucił się do przodu z zamiarem uciszenia psa raz na zawsze. Kundel nie miał za bardzo gdzie się wycofać, przejście obok pralki było raczej dość wąskie.
Jeśli mu się nie uda... cóż, tak czy inaczej jego kryjówka zostałaby zaraz odkryta. A jeśli dał radę dorwać psa, bardzo szybko zakończyłby jego żywot przegryzając tchawicę. Trochę ciepłej krwi i świeżego mięsa doda mu sił. Co z tego że to tylko stary pudel...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.12.14 22:57  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Mistrz Gry

Ir miał jedną zasadniczą wadę. Otóż, nie był transofmersem. Nie potrafił przeinaczać się w dziwne stworzenie, pięć razy większe niż on w rzeczywistości, które umożliwiłoby mu walkę z bestią, jaką był Infinity. Zaczął co prawda rzucać się jak kamyk w mikserze, ale były to ruchy zdecydowanie na jego niekorzyść. Im bardziej się szarpał, tym większe rany pozostawały na jego ciele. Z pyska wyrywały się wpierw głośne piski, które podchwycił panoramiczny wilczur, co jakiś czas przerywając swoje arie groźnymi, gardłowymi warknięciami.
Infinity miał problem.
Rozpoczął się on dokładnie o 15,24, gdy Tareko Shibata wykrzyknął na całe gardło:
- Panie władzo!
A potem pobiegł w te pędy w stronę ujadającego Shareka dosłownie nogami do przodu. Żołnierz wpierw podniósł nadgarstek i wymamrotał w powietrze parę niezrozumiałych przez hałas słów, a potem ruszył za dziadygą, który już wspinał się na stertę śmieci.
Co zabawne (i ironiczne) dotarł na jej szczyt o wiele szybciej niż wysportowany mężczyzna z wojska, od razu dopadając do swojego wilczura, który cały najeżony warczał na wejście do kryjówki białowłosego uciekiniera.
- Cholera, Sharek! Co wam znowu chodzi po tych łbach? Ir! IR! - krzyknął Tareko, podbiegając do rozwalonej pralki. - Oj, mówię ci, szefie! Wysypisko to nie taka łatwa sprawa! Ostatnio znalazłem nawet jakiegoś byczego, zmutowanego kocur--- O BOŻE!
Pralka na którą cały czas (podświadomie) napierał ruszyła się ze zgrzytem, zahaczyła o coś i runęła na bok, wpuszczając do niewielkiego pomieszczenia, jakie wygrzebał sobie Infinity, tę konieczną wiązkę światła. Tareko odskoczył jak poparzony, w porę łapiąc Shareka za obrożę. Pies wyrywał się, kasłał i warczał. Chciał za wszelką cenę dorwać się do nieznajomej bestii. Nie można było w pełni ujrzeć Infinity'ego, ale tyle światła, ile wpadło do środka wystarczyło.
Shibata trzymał wciąż psa, który zdążył stanąć na dwóch tylnych łapach i zacząć wierzgać przednimi.
- Do diaska, co to jest?! - zawołał zbolałym głosem posiwiały mężczyzna, robiąc kolejnych parę kroków w tył i próbując odciągnąć swojego pupila od zagrożenia. - Sharek, morda! Przestań! Uciekaj ty lepiej! Szefie, do kurwy! Ruszyłbyś się!
Wojskowy nawet na niego nie zwrócił uwagi. Ponownie zaczął wypluwać kolejne wyrazy wprost do identyfikatora.
Infinity mógł poczuć, jak krew napływa mu do przełyku. I usłyszeć, jak kolejne prośby o posiłki są wzywane przez szeregowego Kawashi'ego. Chwilę później ponad groźbami wilczura rozległ się charakterystyczny dźwięk... odbezpieczanej broni.
- NO CO PAN! - warknął nagle Shibata. - Tam jest Ir! A JAK PAN GO POSTRZELI?!
Sharek szarpnął się raz jeszcze, zrywając obrożę. Choć był zdecydowanie przekarmionym psiskiem, siłę w szczękach z pewnością musiał mieć. Dosłownie sekundę później zniknął łbem pod blachą, rzucając się z rozwartym pyskiem na laboratoryjny eksperyment. Ostre kły wgryzły się w jego nadgarstek.
- STÓJ! Rzuć tę kurewską broń, bo... - Shibata zamilkł, gdy Kawashi na moment wycelował w niego, rzucając przy okazji ostrzegawcze spojrzenie. To był ułamek sekundy. Chwilę później znów namierzył bestię, ale nie oddał strzału. Sharek władował się niemalże w sam środek, zasłaniając rosłym cielskiem cały cel.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.15 12:00  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Pewnie nawet gdyby był transformersem, Infinity nie zawahałby się żeby skoczyć mu do gardła. Nie ważne, czy bestia była wielkości sporego kota czy też niedźwiedzia. Jeśli w tym momencie zasłaniała mu drogę ucieczki a on sam był osaczony w swojej norze jak pieprzony królik, no to już nie miał nic do stracenia. Jedynie wolność, którą ledwo zdobył. A zamiast niej, wolał oddać swój marny żywot.
Na szczęście jednak dla Infa, Ir nie był bestią wielkości niedźwiedzia albo przemienionego Ryana, tylko nieco wyrośniętego kota. Zaciśnięcie szczęk na jego gardle nie było specjalnym problemem. Było nim natomiast to, że przeklęty, zapchlony kundel zaczął się drzeć, jakby go obdzierali ze skóry. W rzeczywistości może nie było to aż tak drastyczne, ale jednak psa również nie czekał zbyt przyjemny koniec.
Ale mniejsza. Ważniejsze było teraz to, że większy z kundli podchwycił skowyt pudla i zaczął warczeć. A Inf nawet z tej odległości mógł usłyszeć to przejęte "Panie władzo!" Cholera jasna, niech to wszystkie pioruny strzelą tego niedorozwiniętego szczurzego pomiota! To jest, Ira. Nie było czasu na zastanawianie się. Pudel nadal rzucał się mu w szczękach, ale już po chwili wymordowany zakończył jego żywot. I korzystając z dosłownie z tych kilku chwil zanim dozorca wysypiska i wojskowy dobiegli do jego kryjówki, pożarł truchło psa. Starał się połknąć jak najmniej psiego futra. Potem jego żołądek boleśnie by mu to wypominał. Nie było to łatwym zadaniem i koniec końców, Ir skończył niemalże obdarty ze skóry. Już nie wspominajmy o tym, że Inf cały upaprał się krwią. Ale przynajmniej miał świeży i jeszcze gorący posiłek.
A teraz do rzeczy. Akurat w momencie kiedy połknął ostatni kawałek mięsa, pralka zaczęła się chybotać. Nadbiegającego dozorcę i wojskowego słyszał oczywiście już wcześniej, ale póki sprzęt stał na swoim miejscu, Inf miał osłonę. A potrzebował się posilić. Był osłabiony po długiej głodówce, resztki znajdywane na wysypisku nie wystarczyły mu. Ale teraz było dobrze. Miał pełny żołądek. Może nawet zbyt pełny. Nieważne. Pralka odskoczyła na bok, wpuszczając do jego kryjówki światło. Przez chwilę promienie go oślepiły, zawarczał więc rozdrażniony. Irytacja wzrosła jeszcze bardziej, kiedy do uszu Infa dotarł dźwięk komendy rzuconej do krótkofalówki a także szczęk bezpiecznika broni.
Wymordowany zawarczał. Musiał wyglądać upiornie - cały we krwi, szczerzący kły, które nie mieściły mu się w żuchwie oraz orzący pazurami glebę. A w chwilkę później w wąskiej kryjówce Infa zrobiło się jeszcze ciaśniej, kiedy białowłosy wysunął ogony. Póki co tylko dwa. I już-już miał się rzucić na celującego do niego żołdaka, kiedy nagle zwalił mu się do kryjówki tłusty wilczur. Ucisk szczęk na nadgarstku z pewnością był bolesny i Inf skrzywił się wyraźnie. Ale nie mógł polegać na żywej tarczy, jaką w tej chwili stał się pies. Wiedział, że wojskowy prędzej czy później zastrzeli i jego i Infa.
Co więc należało zrobić, żeby wydostać się z kryjówki i to najlepiej - w jednym kawałku? Infinity zawarczał ponownie na kundla, który zaciskał szczęki na jego ręce. Po czym bez żadnych skrupułów wbił kundlowi swoje przydługie pazury w ślepia. Jak głęboko się tylko dało. A potem zwyczajnie rzucił się do ucieczki. Z nadal ściskającym mu rękę psem albo i bez.
Gdy pies puścił jego kończynę, Inf zwyczajnie  odrzucił jego cielsko na bok po czym bez ostrzeżenia rzucił się na wojskowego. Ile razy to już go postrzelili, jeden raz więcej nie zrobi różnicy! Ze szponami naprzód celowałby w każde bardziej odsłonięte miejsce. Wojskowy może i był na poszukiwaniach, ale z całą pewnością nie wybrał się na nie opancerzony jak na akcje antyterrorystyczną. Inf miał mnóstwo miejsc, gdzie mógłby wbić szpony.
Jeśli natomiast kundel nadal ściskałby jego nadgarstek, białowłosy doprawił kundla unosząc w górę zranioną rękę. Dzięki temu wilczur pięknie odsłonił miękką szyję, narażając się na szybki zgon. Gruba sierść i tłuszcz kundla z pewnością zapewniły pewną ochronę w momencie, kiedy Infinity kilkakrotnie wbił pazury akurat w to miejsce na ciele psa, ale upływ krwi był znaczny. Jeśli nie teraz, to za kilka chwil sierściuch w końcu go puści. Nie czekając aż to nastąpi, Infinity naparł na ciało psa, zrzucając wielkie cielsko wilczura na wojskowego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.15 17:49  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Mistrz Gry

Ludzie mieli zasadniczą wadę. Tak jak Ir ją posiadał, nie będąc transformersem, tak oni - w naprawdę znaczącej ilości - byli po prostu tępi i bardzo przywiązani do ulotnych wspomnień. Shibata, widząc, jak w oczy Shareka wbijają się dwa pazury, a pies zamienia warczenie w głośne skomlenie bólu, coś go zapiekło. Nie fizycznie. To było coś psychicznego, głęboko w środku; coś, co poruszyło zestarzałe, przykryte kurzem wieku emocje mężczyzny. Krzyknął od razu, nie wiedząc, co powinien zrobić.
On nie wiedział. Ale wojskowy Kawashi owszem.
Gdy Infinity po raz pierwszy podniósł rękę, aby zadać cios wciąż trzymającego go za rękę Sharekowi, Kawashima pociągnął za spust. Trzy razy. Trafił dwa. Raz w prawe ramię, raz w przedramię, z czego tylko jeden nabój przeleciał na wylot. Mężczyzna przeklął pod nosem tak siarczyście, że stojący nieopodal Shibata złapał się za głowę.
- Co to jest?! CO TO, KURWA, JEST?! – wrzasnął właściciel wysypiska nieco zbyt piskliwym głosem, jak na swoją szaloną pięćdziesiątkę.
Shibata Tareko był najwidoczniej jednym z tych mieszkańców Miasta-3, którzy nie śledzili dokładnie aktualności. Prawdopodobnie nawet nie słyszał o przemowie dyktatora, od lat żyjąc tylko w swoim małym światku.
Krew chlusnęła obleśnie z gardła tłustawego owczarka, kły puściły, a ciało legło na ziemię, drżąc jeszcze przez moment. Dla Shibaty był to szok. Rozejrzał się w panice i chwycił za pierwszą lepszą rzecz, jaka nadawała się do ataku. Stara, metalowa rura ściskana była przez jego palce naznaczone starczymi bruzdami, a twarz stała się jakby o dwadzieścia lat brzydsza, gdy unosił swój nowy „miecz” nad głową i z bojowym okrzykiem pobiegł na Infinity'ego.
Kawashi przeklął pod nosem, widząc heroiczne poczynania mężczyzny. Nie wyglądało jednak na to, aby miał zamiar go powstrzymać czy obronić. Celował w białowłosą głowę potwora, znów nadając komunikat do nadajnika. Póki ten stary pierdziel ruszył na bestię, mógł posłużyć za mięso armatnie. I tak nie miał swoich dwóch, zapchlonych przyjaciół.
„Przyjęliśmy” - zabuczało z nadajnika, gdy Kawashi oddawał kolejny strzał. Tareko właśnie dobiegał do wymordowanego, wymierzając pierwszy cios w głowę. O dziwo – udało mu się. Bóg raczy wiedzieć jakim sposobem był na tyle niezgrabny w tym momencie, by wycelować i jeszcze trafić, ale zamroczył zdziczałego i zaczął go okładać po postrzelonym ramieniu. Do kącików oczu Shibaty napłynęły łzy.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! – krzyczał, okładając Infinity'ego, który z krwią na skroni najwidoczniej prędko mógł otrząsnąć się z tego ataku.
Kawashi warknął pod nosem, raz jeszcze przykładając usta do nadajnika.
- Za ile będziecie? – rzucił świszczącym szeptem, oddając kolejny strzał. Kula śmignęła nad włosami Tareko. Cholera. Chybił.
„Oddział jest na rogu ulicy X i Y. Zaraz będą przy wysypisku.”
- To niech się, ja pierdole, pospieszą!
„Minuta”.
- Nie mam minuty!
„Kurwa.”
- Kurwy też nie mam!

Infinity mógł poczuć, jak zamroczenie mija. Pojawił się tylko mocny ból w ramieniu, które wciąż i wciąż okładał Shibata. Shibata, który przecież nie był ani wojownikiem, ani wysportowaną, męską wersją Ewy Chodakowskiej. Nie był gruby, ale jego wyhodował całkiem spory brzuszek, jak na tak wątłe barki. W dodatku czuły słuch wymordowanego mógł wyłapać odgłos zbliżających się kroków. Miarowy, bezwzględny tupot. Co najmniej tuzin wojskowych.

CO NAJMNIEJ.



// @Grow:
Inf, wszystkie obrażenia wpisuj do profilu, żebym nie musiał później babrać w swoich własnych postach.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.15 21:16  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Przynajmniej jedna rzecz mu się udała. Tłusty owczarek dość prędko przeniósł się na tamten świat kiedy tylko Infinity zrobił mu przemeblowanie w gardle. No wiecie, struny głosowe zamieniły się miejscami z tchawicą, ta druga nabrała nieco innego kształtu i zyskała kilka dodatkowych otworów... Majstersztyk.
Nieco gorsza wiadomość była taka, że podobna rzecz stała się z ramieniem i przedramieniem Infinity'ego. Co prawda jego ten remont nie kosztował życia, ale to nie było nic fajnego - kiedy kula robi ci totalną demolkę w ciele. I jeszcze póki wlezie i wylezie... jeszcze jakoś da się to przełknąć. Dużo gorzej jeśli taki ołowiany klocek postanowi usadowić się ci w mięśniach i rozwalić jak jakiś król.
Ale wracając do akcji...
Infinity oczywiście zakomunikował światu o tym, jak wielki ból odczuł. Wydał z siebie coś, co bez większych zahamowań można nazwać rykiem. Krew oczywiście zaczęła od razu bardzo obficie płynąć z rany po jego skórze. Jednak regeneracja nie spała. Rana lada moment przestanie aż tak krwawić, chociaż oczywiście nadal będzie mu zajebiście przeszkadzać.
Białowłosy miał w tej chwili jeden cel - zabić. Zabić komandosa i oddalić się najdalej jak to było tylko możliwe. Grubasa, w którym najwyraźniej coś się złamało, kiedy zobaczył śmierć swojego pupila, zupełnie zignorował. I to w sumie był bardzo duży błąd. To chyba głównie zaskoczenie przyczyniło się do tego, że Infinity zarobił pierwszy cios - w głowę. Nigdy nie spodziewał się, że taki mężczyzna jakim był Tareko, rzuci się z badziewną bronią na morderczą pokrakę, która przed kilkoma chwilami, na jego oczach rozszarpała jego psu gardło.
Kolejna rana zaczęła krwawić obficie, dodatkowo zalewając Infinity'emu oczy. Zamroczyło go dość konkretnie, głowa zaczęła pulsować bólem, w uszach mu dzwoniło. Przez kilka chwil obraz był dość zamazany, białowłosy widział tylko cień nad sobą oraz czarną plamę kilka kroków dalej, a dookoła - masę szarości.
Strzał podziałał prawie jak policzek. No tak! Nie śpij tu idioto, bo zaraz zarobisz kulkę w łeb! A nawet twoja super regeneracja nie da rady uratować ci życia, jeśli żołnierz napcha ci ołowiu do mózgu.
Infinity jęknął głośno. Ramię raz po raz eksplodowało bólem. Nawet przyzwyczajony do laboratoryjnych eksperymentów, oraz wiążącym się z nimi cierpieniem, Inf nie mógł się powstrzymać przed zaskomleniem. Ale tylko raz.
Podświadomie czuł, że każdy kolejny cios Shibaty jest coraz słabszy. W momencie kiedy Inf oprzytomniał, rozbudzony adrenaliną, emocjami oraz wysiłkiem fizycznym organizm mężczyzny był już dość wyczerpany. Białowłosy osłonił się więc przed kolejnym ciosem, używając jednego ze swoich ogonów. Starł prędko krew z czoła i wyprostował się, stając twarzą w twarz z właścicielem wysypiska.
- Nie "co", a "kto". - wywarczał.
Wbił pazury w jego brzuch. Nie za głęboko. Może nawet nie była to poważna rana. Po prostu ot, taka żeby Shibata dał mu spokój, kiedy Infinity będzie się zajmować żołnierzem. Albo wiać. Tak. W sumie to była dużo ciekawsza opcja, zważywszy, że pchała się ich tutaj cała grupa.
Białowłosy postanowił nie pakować się w walkę, która z góry stawiała go na pozycji przegranego. Pchnął więc zwijającego się z bólu Shibatę na żołnierza, po czym po prostu odwrócił się na pięcie i wystrzelił przed siebie. Liczył że zyska chociaż kilka sekund zanim komandos zacznie za nim pościg i zanim dołączą do niego towarzysze.
Do pierwszych dwóch ogonów przywołał dwa kolejne. Wirując wokół całkiem nieźle powinny się sprawdzić jako utrudnienie w trafieniu go. Biegł "dolinkami" śmieci, by nie wystawiać się za bardzo na cel. Rzucił się zaś w kierunku śluzy. Już wcześniej po nocy ją badał. Wiedział, że wydostanie się przez nią jest trudne, ale nie niewykonalne. I była to teraz jego jedyna nadzieja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.15 21:37  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Spoiler:


Mistrz Gry

@MG: jestem serio leniwy i mam mało czasu, ale nie chcę, by wątek stał, więc post będzie, jaki będzie. Ale będzie. Plus pamiętaj, żeby pisać w trybie niedokonanym, gdy walczysz.
---

(...)

Nie zdążył dobiec. W tym samym momencie oberwał kolejnym pociskiem w udo, tuż nad kolanem. Chyba tylko cudem stojący za nim mężczyźni nie trafili w ścięgna, kompletnie uniemożliwiając mu ucieczkę. Nim jednak Infinity zdążyłby się pozbierać, masa wojskowych otoczyła go luźnym wianuszkiem, kierując lufy prosto w białowłosego.

Uwaga! Ponieważ jestem leniwym mopsem, w następnym poście opisz ładnie jak Infinity obrywa co najmniej cztery razy, w dowolne części ciała + może zostać pobity, a nawet byłoby to wskazane, jeśli Inf wejdzie w bezpośrednią interakcję z którymkolwiek. W zamian może zabić maksymalnie czterech wojskowych. W następnym poście możesz pisać w dokonanym. To taki bonus ode mnie, dla ciebie, bo widzę, że to lubisz.

Podczas walki wojskowych z Infinity'm, w tle rozległ się huk. Trzymający się za brzuch Tareko drgnął, zerkając w tamtym kierunku, ale tylko on miał tyle czasu, aby przyjrzeć się, w czym rzecz. Puszysty, siwy dym unosił się z drugiego końca wysypiska, przecinając zimowe, jasne niebo zygzakiem, przypominającym wnękę w samym sklepieniu.
- Co u licha? - wymsknęło mu się, nim ujrzał, jak z jednej z wyższych górek śmieci zeskakuje...
- YOOOOOOO HOOOOOOO!

Wysypisko Tashikopn_ewrewpn


- Padnij! - ryknął nagle nowy głos, a dwójka z osaczających Infinity'ego postaci, jak na zawołanie, padła na ziemię. Tyle, że nie z własnej woli. Ich głowy huknęły o podłoże, przygniecione parą ciężkich, wojskowych butów, które odlepiły się od zakrwawionych czaszek i uderzyły parę razy o ziemię. Mężczyzna, wsadzony w owe oficerki, przebiegł do następnego przeciwnika, który akurat podnosił dłoń uzbrojoną w broń. Nie zdążył jednak pociągnąć za cyngiel. Nieznajomy rękojeścią katany uderzył go w nadgarstek, najwidoczniej trafiając albo zbyt mocno, albo w idealne miejsce, bo ręka wojskowego rozwarła się, upuszczając pistolet na ziemię.
- Szybko! - warknął do Infinity'ego ubrany na czarno mężczyzna, ruchem brody wskazując na miejsce, z którego coraz cieńszą wstęgą unosił się dym. Co zabawne, wyglądało to dokładnie tak, jakby przybył mu idealnie na ratunek, choć nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek wiedział o lokalizacji białowłosego wymordowanego. - Wysadziłem... - nieznajomy nie dokończył już, choć wiadomym było teraz, czym okazał się niedawny, głośny odgłos - mężczyzna (kimkolwiek był), prawdopodobnie utorował sobie drogę na wysypisko, wysadzając kawałek muru, jakim je otoczono.
Bach!
Żołnierz nie zdążył nawet ponownie podnieść spojrzenia na czarnowłosego, bo oberwał łokciem prosto w nos. Rozległ się charakterystyczny trzask łamanej kości, prędko zastąpiony masą huków wystrzałów.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.15 1:45  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Błyskawica bólu wżarła mu się w nogę, sprawiając że Infinity zarył twarzą w ziemię. Ostre kawałki szkła pokaleczyły mu skórę na twarzy w miejscach nieosłoniętych maską, powodując że coraz więcej posoki zaczęło mu cieknąć po brodzie. Przeturlał się kilka razy, zanim zatrzymał się na jakiejś kupie żelaza. Bolało go całe ciało, ale to nie było teraz ważne. Istotne było, żeby wstać, ruszyć dupsko i uciekać dalej. Z przestrzeloną nogą będzie zajebiście ciężko, ale jakoś da radę. Wesprze się na jednym z ogonów albo coś...
Szlag.
Nim się zorientował, został otoczony. Z jego gardła wydarło się głuche warczenie, kiedy po raz kolejny zajrzał w mroczne, cyklopie ślepia wymierzonych w niego karabinów. Póki co jeszcze nie strzelali. Najwyraźniej mieli rozkaz przyprowadzić go żywcem, ale kto wie? Infinity nie miał jednak zamiaru dać im się tak zwyczajnie złapać. Udało mu się podnieść z ziemi i przejść do klęczek. Przestrzelona noga bolała jak cholera, krew ciekła z niej ciurkiem. Jak tak dalej pójdzie to się zwyczajnie wykrwawi. Bardzo by tego nie chciał, bo zanim utrata posoki spowodowałaby śmierć, wpierw znacząco by osłabł, a niemożność obronienia się równała się zaciągnięciem ponownie do laboratorium.
Skupił więc wszystkie siły w zdrowej nodze, Infinity rzucił się na najbliższego żołnierza, od razu przeskakując za jego plecy, nim ten cokolwiek zdążył zrobić. Reszta zareagowała natychmiast odsuwając się i łamiąc szyk, lufy podążyły za wymordowanym i natychmiast splunęły ołowiem. Żywa tarcza sprawiła się całkiem nieźle, żaden z pocisków nie sięgnął Infinity'ego. Oczywiście jego tarcza zaraz przestała być żywa, żołnierz pomimo swojego pancerza został podziurawiony jak sito - rzygnął krwią i zaraz padłby na ziemię, gdyby Inf go od tyłu nie trzymał (1). I wtedy białowłosy dostrzegł okazję.
Pod nogi wojskowego upadł jego karabin. Białowłosy zachłannie wyciągnął po niego lewą rękę i broń udało mu się chwycić - jednakże musiał zapłacić za to cenę. Kolejna kula trafiła go w dłoń - a dokładnie w palec wskazujący, co spowodowało że został od wyrwany ze stawu i poszybował w powietrzu by wylądować na jakiejś kupce śmieci (1).
Białowłosy zawył, ale zdobyczy nie wypuścił. Krew obficie pociekła mu po skórze. Zaczął ciągnąć swoją tarczę kawałek dalej, chociaż wiedział że daleko tak nie zajdzie - ranna noga nie pozwalała długo na niej stać, musiał się podpierać jednym z ogonów. Przerzucił broń do prawej, zdrowej ręki i zaczął strzelać. Dwóch ranił żołnierzy, jednego w łydkę, drugiego w przedramię. Trzeciemu kula prześlizgnęła się pomiędzy pancerzem na szyi i spowodowała całkiem ładną fontannę krwi (2). Wojskowy zaraz padł na twarz, martwy. No a potem - magazynek się skończył. Jak się strzela na oślep kiedy każdy mięsień w twoim ciele woła z bólu to niestety tak to jest. Przestrzelona noga w końcu się pod Infem załamała, wypuścił broń z rąk i znów był niemalże wystawiony jak kaczka do odstrzału, bo tarczę musiał odrzucić by go nie przygniotła.
Krew przestała płynąć, ale wszystko nadal cholernie bolało. Ostrzał rozpoczął się niemalże natychmiast. Do poprzednich ran dołączyła jeszcze jedna na boku (2) i kolejna na udzie (3), nieco powyżej poprzedniej dziury wylotowej. Białowłosy zawył i upadł na ziemię. O dziwo wtedy ostrzał ustał. Czyli naprawdę mieli zamiar sprowadzić go do laboratorium żywcem?
Inf nie ruszał się przez kilka chwil - raz, że z bólu mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, dwa - chciał zobaczyć co zrobią wojskowi. Podejrzewał że żywy nie opuści tego wysypiska tak czy siak. Poczuł złość, ale też smutek. Niech to cholera trafi! Naprawdę jego życie miało się skończyć na wysypisku?
Jeden z żołnierzy podniósł z twarzy osłonę hełmu i podszedł, chyba by sprawdzić czy wymordowany jeszcze dycha. Inf który przed chwilą prawie się poddał, dostrzegł okazję na wyeliminowanie kolejnego żołdaka. Gdy ten dźgnął go lufą, białowłosy zdrową ręką złapał broń i pociągnął. Podniósł się na nogi wspomagając ogonami. Uniesienie ręki z przestrzelonym ramieniem było iście tytanicznym wysiłkiem, ale udało się - wymordowany wbił pazury w oczy i policzki żołnierza i pociągnął. Mężczyzna zawył, ale te wrzaski zaraz umilkły gdy te same pazury zagłębiły się w jego gardle (3). Białowłosy pozwolił by zwłoki osunęły się na kolana i sam tak też przycupnął, by nie obciążać przestrzelonej nogi. Wyrwał karabin z rąk martwego i znów zaczął ostrzał. Udało mu się jakimś cudem zdjąć kolejnego wojskowego (4), ale sam również zarobił nowe rany. Jedna z kul żołnierzy trafiła go w ogon, łamiąc go (4) a kolejna w drugie przedramię (5). Tym samym z niezranionych członków Infowi została się tylko jedna noga, smuteczeq. Kule w magazynku ponownie mu się skończyły, ale wtedy rozległ się huk i do akcji wkroczył nowy gracz. Infinity jak wryty śledził co nowoprzybyły robi. Skąd się wziął i czemu mu pomagał? Nie miał zielonego pojęcia, ale liczyło się jedno - liczba wojskowych spadała a on - czy naprawdę? - miał jeszcze jakąś szansę na ucieczkę!
Ni trzeba mu było dwa razy powtarzać kiedy nieznajomy kazał mu się ruszać. Wzmianka o wysadzeniu napawała optymizmem - dziura w murze równała się drodze ucieczki! Kiedy więc czarnowłosy zajął się żołnierzami, Inf wedle polecenia nieznajomego rzucił się w kierunku skąd dochodził dym. Ciężko mu było na jednej tylko zdrowej nodze ale kuśtykał całkiem nieźle podpierając się na trzech ogonach. Po drodze znalazł też jakiś kijek, złapał go w mniej poharataną rękę jak kulę ortopedyczną i w ten sposób pomagał sobie w przemieszczaniu się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.15 1:05  •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
Mistrz Gry

W sumie nie ma co się rozdrabniać... a mnie się nie chce tego rozpisywać.
Dzięki pomocy nieznajomego, który opóźnił wojskowych (a potem sam umarł), Infinity miał możliwość ucieczki. Koniecznie wpisz wszystkie obrażenia do profilu i to by było na tyle, jeśli chodzi o mg-owanie w tym temacie, hue.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Wysypisko Empty Re: Wysypisko
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach