Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Jak mawiają, kolejny dzień i znowu to samo.
Tamtego pięknego, słonecznego popołudnia, dostał anonimową wiadomość, że pewna osoba pilnie potrzebuje kontaktu z terapeutą. Wywrócił oczami. Nie miał pewności czy to nie żart, w końcu informacja nie miała nadawcy, a jedynie dane potencjalnego klienta. Z racji, że ową potrzebującą rozmowy osobą miała być nader ważna osobistość należąca do jego organizacji, postanowił nie bagatelizować informacji i po prostu to sprawdzić. Co innego miał do roboty? Grafik, jak zazwyczaj, świecił pustkami...
Spojrzał w lustro. W sumie nie wyglądał aż tak źle. Nawet umył i uczesał włosy w kitkę! Włożył na siebie pierwszy lepszy t-shirt, który znalazł pod ręką, do tego klasycznie czarne spodnie i ulubiony płaszcz, po czym wyszedł z mieszkania szybkim krokiem, kierując się prosto na przystanek i analizując w głowie, co powie, gdy już pojawi się u progu przyszłej, być może, pacjentki. Wziął do ust papierosa i zapalił, męcząc się dłuższą chwilę z zapalniczką. Do przyjazdu kolejnego autobusu, który jechał w interesującą go stronę, miał jeszcze kilka minut. Wystarczająco żeby w spokoju spalić peta.
Raz jeszcze rzucił okiem na wiadomość. Letycja, Letycja, Letycja... Coś mu to mówiło, na pewno nie raz słyszał to imię, ale z jakiegoś powodu nie mógł przywołać w myślach jej twarzy. Czy rozmawiali wcześniej? Być może. Rozmawiał z wieloma SPECami. Nie przywiązywał jednak szczególnej uwagi do ich imion. Prędzej kojarzył nazwiska.
Gdy autobus wreszcie się pojawił, Kurt rzucił na ziemię i przydeptał niedopałek, po czym wsiadł i zajął miejsce, układając w głowie słowa, jakimi przywita Letycję. „Siema, jak leci?” czy może „Szanowna Letycjo, ktoś mnie do ciebie wezwał”? A może lepiej nic nie mówić? Może ona już wie i spodziewa się wizyty? Kurt westchnął ciężko. Powinien zaznaczyć, że nie świadczy wizyt domowych, takie podróże i rozmyślania były zbyt stresujące. Swobodniej czuł się na swoim terytorium, w swoim gabinecie i na swoim fotelu.
Z roznyślań wyrwało go nagłe hamowanie autobusu, akurat na docelowym przystanku. Wysiadł, mamrocząc pod nosem coś o braku czasu i że nie prosił się na ten świat.
Po dotarciu na adres, który otrzymał w wiadomości, zapukał do drzwi. Wyprostował się, strzepnął brud z płaszcza. Postanowił tym razem nie wyglądać jak skończony menel. Czekał na kogoś, kto miał mu otworzyć.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

Nie spała. Kto by się spodziewał, co? Właściwie, od wczoraj pracowała ciężko przy papierach pomimo soboty. A podobno weekend ma być czasem odpoczynku i świętego spokoju. Nie dla panny Argus, która, jakby to ująć - nagminne przepracowywanie się miała we krwi. Dom - praca, praca - dom. To te same miejsca, jedynie zmieniał się zakres obowiązków na dany dzień. A niby jakie mogła mieć obowiązki w domu? Plany szkoleń rekrutów, własne samokształcenie, raporty dla dowódców...Zawsze coś się znajdzie. Ba! Szczególnie, kiedy śmiało zagadywała współpracowników o podrzuceniu jej własnej roboty, co by nie musieli się trudzić, skoro sama może zrobić to lepiej.
I tak właśnie mijały jej dni. Na pracy.

Tym razem też tak było. Nie zaglądała co prawda na zegarek. Dla niej równie dobrze mógł być poranek albo późny wieczór. Zatraciła się w robocie, a Leviatan...Leviatan grzecznie nie dawał o sobie znaku życia, odpoczywając grzecznie na łóżku. Aż do roznoszącego się po domku dźwięku dzwonka. Potrząsnęła głową, przetarła twarz dłonią, ociężale podnosząc się z krzesła. Nie śpieszyła się jakoś szczególnie do otwarcia drzwi. W pierwszym momencie otworzyła, całkiem zapominając o czteronożnym przyjacielu. Spojrzała półprzytomnie, chwyciła go za obrożę, pociągając za siebie, by wydać krótką, stanowczą komendę o powrocie na legowisko. Ten przyjrzał się nieznajomemu i zniknął wewnątrz, zostawiając gospodarz z mężczyzną stojącym w wejściu.
To, co zobaczył Kurt, było iście wyjętym z treści wiadomości. Kobieta odziana w czarną bokserkę i spodnie z kamuflażem wojskowym, ewidentnie z jakiegoś starego sortu mundurowego, który wyszedł z użycia, wyglądała na nieco zaspaną. Może nie tyle zaspaną, co wypraną z energii. Ciężki powieki, nieco podkrążone oczy, to charakterystyczne przymulenie w ruchach. Początkowo nie rozpoznała tej twarzy, dopóki nie przyjrzała się bliżej. Ah! Była u niego kiedyś. Przynajmniej tak jej się wydawało. Czy to przypadkiem nie Berenika próbowała namówić ją na wizytę u specjalisty, a ta zwyczajnie odmówiła nie chcąc się zbytnio narzucać? Nieistotne! Liczyło się to, że wiedziała kim był jej gość.
- A kogoż ja tu widzę...Proszę, wejdź. Nie spodziewałam się dzisiaj gości. Kawy, herbaty? - Odsunęła się, pozwalając mu wejść, by od razu zamknąć za nim drzwi. - Wybacz za Leviatana. Po prostu jest ciekawski, jak to zwierze. W każdym razie...tak, kawa. Przyda się. Na pewno nie chcesz? - Nie dała mu odpowiedzieć na wcześniejsze pytanie, wskazując wpierw wieszak przy drzwiach, a następnie prowadząc gościa ku kuchni. Pierwsze białe drzwi po lewej. Tak. Dominowały tu jasne, momentami wręcz ponure kolory - kafelki, ściany, sprzęty domowe. Nie zabrakło, rzecz jasna, najpotrzebniejszych rzeczy takich jak lodówka czy kuchenka wyposażona w piekarnik, nie można zapomnieć o ekspresie do kawy, postawionym na jednym z blatów obok lodówki. Przy niej leżały dwie miski, rzecz jasna dla Leviatana. Jednakże w kuchni swoje miejsce miała również jadalnia, a dokładniej niewielki kącik, w którym znajduje się drewniany stół wraz z czterema krzesłami. To właśnie na nie wskazała mężczyźnie, by rozsiadł się, a sama zajęła się robieniem kawy. Dla siebie rzecz jasna gorzka, bez cukru.

- Skąd masz mój adres i co Cię tu sprowadza? Jakieś służbowe sprawy jak mniemam. To dobrze się składa, akurat kończyłam pierwszą część papierkologii.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po otwarciu drzwi wszystko zaczęło się dziać tak nagle! Ehrenbaum, jako wyciszony, zmęczony istnieniem gość, skupił całą swoją uwagę na Letycji, choć nie było to takie znowu proste. Tu pies, tu powieś płaszcz, tu siadaj, tu kawa. Kurt wziął głęboki wdech. Przynajmniej udało mu się rozpoznać stojącą przed nim osobistość, a gdy połączył informacje zawarte w wiadomości wraz z tym, co sam o niej wiedział, szybko zrozumiał jaki mógł być cel nadawcy. Uśmiechnął się mimowolnie. Pracoholizm zmorą naszych czasów. Każdych czasów.
Posłusznie odwiesił płaszcz i podążył za kobietą do kuchni, zerknął na ciekawskiego psa, a wszystko to w zwolnionym tempie. Analizował każdą rzecz i słowo po kolei, nie chcąc się pogubić czy palnąć gafy. Umiejętność zachowania spokoju to coś, czego niejeden mu zazdrościł, a zdaniem Kurta wystarczyło znaleźć mały kącik w umyśle, skupić się na nim i powoli dopuszczać jedną informację po drugiej, aby nic nie umknęło.
— Kawy, tak.
Uśmiechnął się uprzejmie, co w jego wykonaniu wyglądało tak czy siak nieco upiornie, po czym usiadł spokojnie na krześle. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Docenił schludność tego miejsca, od razu przypominając sobie i porównując domek Letycji ze swoim własnym mieszkaniem, a raczej norą. Co prawda żył w najwyższym luksusie, standard o jakim niejeden z nas mógłby pomarzyć, jednak z racji swego niedbalstwa i dopadających go co jakiś czas epizodów depresji, meble stały zakurzone, a brudne ubrania piętrzyły się w kilku stertach porozrzucanych po całym domu. Nie lepiej było w kuchni, gdzie znalezienie czystych naczyń graniczyło z cudem. A tu? Wszystko na swoim miejscu. Letycja miała nawet czas, żeby zaopiekować się psem. To dopiero zorganizowana, silna dziewucha! Ehrenbaum od razu zaczął się zastanawiać czy w tej kwestii życiowej również ma tendencję do przesady, tak jak z pracą. Zanim jednak zupełnie oddał się rozmyślaniu, Letycja raz jeszcze zwróciła jego uwagę wypchaną informacjami wypowiedzią.
— Mam swoje sposoby na zdobywanie adresów — powiedział, wzrokiem śledząc każdy ruch prowadzący do przygotowania napojów. — I właściwie to...
Tu Ehrenbaum zawiesił się na moment. Teoretycznie sprawa była poniekąd służbowa. Ale czy nie przybył tu właśnie po to, aby nieco Letycję od pracy oderwać i zrelaksować? Znaczy, pomóc jej odnaleźć sposób na relaks i tak dalej, i tak dalej.
— A tak, odnośnie adresów. Musimy iść w jedno miejsce. Ja i ty. Ale nie mogę powiedzieć więcej.
Kurt przybrał poważną minę, mając nadzieję, że nie pożałuje tego drobnego podstępu w przyszłości. W końcu rzeczywiście musieli iść w jedno miejsce. To, że tym miejscem miał być pub, a celem tajnej operacji piwo i terapeutyczna rozmowa, to już inna sprawa.
— Proponuję wypić kawę i niezwłocznie wyruszyć — to mówiąc odkaszlnął i rzucił okiem na psa. Nie należał do psiarzy i nawet gdyby chciał, to nie miał pojęcia jak zyskać przychylność czworonoga, postanowił więc pokazać mu ukradkiem język. Psy w końcu ciągle mają języki na wierzchu czy coś.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

Kawy, tak.
Echo rozniosło się w głowie w momencie wyciągania drugiego naczynia. Ot, taki fajny, biały, pozbawiony jakichkolwiek motywów kubek. W tym czasie mężczyzna mógł zauważyć z jakim skupieniem przygotowuje im napoje. Jak starannie dobiera proporcje między ilością wody a kawy. Napełnienie pojemnika wodą...Wsypanie kawy do sitka...
Uniosła wzrok oczekując gotującej się wody. Faktycznie u Letycji zawsze był porządek. Wszystko poukładane, stale mające swoje miejsce. Nic nigdy nie gubiła. W takim ładzie ciężko o to było, choć, trzeba przyznać, że niekiedy z zmęczenia zapominała co w które miejsce odłożyła. I tak wystarczyła dłuższa chwila na zorientowanie się w sytuacji. Przynajmniej dla niej, kiedy była już po dziennej dawce kopa energii. Bez tego napoju bogów jej funkcjonowanie byłoby podobne do ducha. Jest, ale jej nie ma. W praktyce obecnie była już takowym, ale o tym wiedział każdy. W końcu chodziło o jej przepracowywanie się.

—  Można było się domyślić - stwierdziła, oglądając się to na ekspres, to na niespodziewanego gościa. Zanim się obejrzała dzbanek był pełny. Oh, kiedy to minęło? Czy właśnie straciła pięć minut z życia i nawet o tym nie wie?
 Co? — Brew poszybowała w pytającym geście, kiedy Letycja odwróciła się całkiem do ciemnowłosego, lustrując go bacznie zielonymi oczyma.
Dwa palce zacisnęły się na nasadzie nosa. Westchnienie. Przymknięcie oczu.
Szybki powrót do ekspresu, nalanie zawartości dzbanka do kubków.
—  My? Mam wziąć broń? Kurwa, mogliby chociaż uprzedzać o takich akcjach. — Rozłożyła ręce po nalaniu naparu, łapiąc po chwili za oba naczynia, by spokojnie przenieść je na stół. Podsunęła biały kubek pod nos rozmówcy, zasiadając tuż obok. Zanim kontynuowała zaciągnęła się jakże cudownym zapachem kawusi, opierając jednocześnie jeden łokieć o blat. Cholera, jak dobrze! Chyba naprawdę potrzebowała tej kawy.
—  Pij więc. Oh, ale nie trzymaj mnie w tej niepewności. To coś ważnego? Odsuwanie na później reszty pracy jakoś nieszczególnie mi się widzi. —  Jej wzrok powędrował na owczarka niemieckiego, bacznie obserwującego SPECa z swojego miejsca przy miskach. Na wystawienie języka zareagował przechyleniem głowy na jeden bok, ewidentnie zaciekawiony jego osobą. Nie odrywając łokcia od blatu, podniosła kubek, biorąc łyk jeszcze parzącego w przełyk napoju.
Leviatan to mój pies bojowy. Jest ze mną od początku, wiesz? Bardzo inteligenty. I spokojnie, nie gryzie...bez komendy. Albo kiedy sytuacja tego nie wymaga. No, ale zresztą...Chyba i tak co za dużo to niezdrowo...Zanim się ruszymy, trochę minie. Pij spokojnie, a ja...Dokończę coś, to zajmie chwilka. — Podniosła się z krzesła, kierując spojrzenie na kompana, jakby pytała się o pozwolenie. Szybki zerk to na psa, to na niego.
...nie? Teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie ona jedyna potrzebowała kawy do istnienia. Ehrenbaum, choć znał całą listę substancji pobudzających lepiej niż kofeina, to i tak miał słabość do tego aromatycznego napoju. Poza tym picie kawy było samo w sobie pewnym rytuałem, a drobne rytuały dnia codziennego, o czym doskonale wiedział, pozwalały ograniczać stres i odnaleźć chwilę dla siebie samego w tym pędzącym świecie.
Na wzmiankę o broni, Kurt podświadomie się wyprostował. No tak, w końcu Letycja nie była jakimś tam naukowcem czy innym tego pokroju pracownikiem naukowym. Miał do czynienia z żołnierzem. Cholera, oby nie dostał od niej w twarz, kiedy już wypranym z emocji głosem wykrzyknie "Niespodzianka!" kupując jej piwo i pytając jak jej mija życie. Wydał z siebie pomruk, mający sugerować, że rozważa czy wzięcie broni jest dobrą opcją. W istocie jednak zastanawiał się jak ją odwieść od brania nie tylko broni, ale i czegokolwiek, co wiązałoby się z jej pracą.
— Nie musisz niczego brać, wszystko przygotowałem — odparł stanowczo, chcąc pokazać, że ma całą tę tajemniczą sytuację pod kontrolą, co w pewnym sensie było prawdą. — Dodatkowy balast mógłby cię spowolnić. — Dodał rzeczowo i wziął duży łyk kawy, który chwilę wcześniej postawiła przed nim Letycja. Gdyby tylko wiedział jak istotne w późniejszym czasie okaże się ograniczenie nadbagażu...
Kosztując kawę, od razu zauważył, że była zrobiona wręcz idealnie. Nie była spalona, ot w sam raz, dająca wyczuć w sobie całą gamę smaków, od kwaśnych po słodkie. Nie było to dla niego zaskakujące, skoro już był świadomy jej problemu. To znaczy, pracoholizmu, rzecz jasna, a w tym wkradającego się tu i ówdzie perfekcjonizmu. Ktoś o takich cechach musiał robić dobrą kawę. Kurt był zadowolony, że zgodził się z nią napić.
— Panno Argus, już mówiłem, że na ten moment niczego więcej nie mogę zdradzić — podniósł wzrok znad kubka, kryjąc uśmiech satysfakcji. — Wszystko będzie jasne, kiedy już dotrzemy na miejsce.
Pies zareagował! Kurt wyciągnął do niego dłoń, zarazem słuchając jak ma na imię i całej reszty paplaniny, której nie szczędziła mu kobieta. Zacmokał, nie będąc pewnym czy będzie to miało jakikolwiek efekt i czy uda mu się tym zwabić zwierzę, żeby pogłaskać je po futrze. Zanim jednak doszło do nawiązania kontaktu między Leviatanem a Ehrenbaumem, nagle mężczyzna zabrał rękę i popatrzył na Letycję surowo.
— Idziemy. Żadnego dokańczania.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

To był moment. Przebłysk tej dobrej, prawdziwej Letycji tkwiącej wewnątrz. W jednej chwili jakby nabrała poważniejszego wyrazu twarzy, uniosła brew, rozglądając się po kuchni. Czuła się trochę wyrwana z rzeczywistości, na szczęście kawa, jak to kawa, pomogła do niej powrócić. Używki? Alkohol, narkotyki, dopalacze? Nieeee. Nigdy przenigdy w przypadku młodej żołnierz! Choć, nie ukrywając, zdarzyło się, by wypiła nieco procentów z bliższymi jej znajomymi. Tylko trochę. Znała umiar i na ogół nie było to coś, co zmuszałoby ją do wielkiego świętowania czy wielkiej zadumy nad własną egzystencją. A z tym, jak wiadomo, różnie była.
Faktycznie wpuściła mężczyznę do środka i, faktycznie, opowiedziała mu o pewnych kwestiach, które dla innych ludzi były znane. Służbowo w końcu szczyciła się swym chłodnym obyciem, rzadko kiedy mówiąc coś więcej o sobie, a poza pracą ot, taka uśmiechnięta buła do rany przyłóż. Pospolitemu człowiekowi mogłoby nieco zająć rozgryzienie panny Argus, ale Ehrenbaum nie bez powodu tutaj przyszedł. Tak, jak nie bez powodu został psychoterapeutą. Znał się na tym jak mało kto i dla niego dotarcie do wnętrza problemu nie powinno sprawić większej trudności. Zaś Letycja nie miała zamiaru ta łatwo zdradzać o sobie informacji, ale zmęczenie mówiło samo za siebie, a w dodatku byli w jej domku. Czasami samo spojrzenie na ściany, poustawiane rzeczy, ozdobniki czy ich brak, dawał wiele szczegółów o gospodarzu.

Z racji, że Letucha nie brała tej wizyty za prywatną, w jej głowie kłębiło się wiele scenariuszy. Nie lubiła braku wiedzy. Wszystko miało być przygotowane, ale co, jeśli ona nie będzie? Czoło zmarszczone w pewnym niezadowoleniu dawało poznać jej sceptyczne nastawienie do całej pozorowanej akcji. Zmieliła w ustach jakieś niewybredne słowo, odkładając wszystko na bok. Zdecydowanie wolała zostać tutaj, a z drugiej strony...Może to przez zaspanie, może przez ogólne wyczerpanie organizmu, początkowo w ogóle o tym nie pomyślała...Logika. Myśl logicznie, Letycjo. Założyła ręce na piersi, łypiąc chłodnym, już nieco żywszym, spojrzeniem.
Adres możesz mieć z akt bądź od kogoś, kto zlecił Ci to zadanie. Bez obrazy, aczkolwiek dostałabym informację o niespodziewanym wyjściu służbowym, nawet jeśli miałoby być przeprowadzone "tajnie". Cokolwiek planujesz, jest z Twojej własnej inicjatywy. — Dała jasno znak o swoim braku przekonania, a zarazem o powolnym powrocie do żywych. Mimo wszystko skinęła głową, dała znak by poczekał, wyszła z kuchni. Nie po to, by wyjść z domu. Ruszyła się do sypialni, gdzie zarzuciła na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Wzięła ze sobą również nerkę i, cóż, nie mogła powstrzymać się przed zabraniem ze sobą starego, dobrego Glocka. Tak na wszelki wypadek, w końcu, cholera wie czego chce od niej SPECowy informator. Zaufać z miejsca? Niezbyt.
Po tym całym szybkim, oj bardzo szybkim, przygotowaniu, chwyciła jeszcze za kluczyki i telefon, wychodząc na zewnątrz.
Wychodzimy. Prowadź. — Sprawnie zamknęła na klucz drzwi, wpakowała je do czarnej nerki i pokierowała się za obecnym przewodnikiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby Kurt nie czuł się w obowiązku udzielania pomocy innym członkom organizacji, zapewne nie posunąłby się do próby wkręcenia żołnierki w zmyśloną, tajną misję. Był święcie przekonany, że gdyby wprost powiedział jej w jakim celu przyszedł, mógłby zostać przegoniony, a wówczas już żadne nieszkodliwe kłamstwa nie podziałałyby tak skutecznie. Gdyby najpierw przedstawił jej swój prawdziwy cel, a ewentualnie później wypróbował opcję z tajną operacją, mógłby zwyczajnie nie brzmieć szczerze. Wobec tego, skoro już udało mu się wzbudzić ciekawość Letycji swoim autorskim podstępem, brnął w to wytrwale dalej.
Jeśli był ktoś, kto spróbował rekordowej liczby używek i wyszedł z tego cało, to zapewne był to Ehrenbaum. Ile razy zdarzyło mu się przyjąć klienta będąc pod wpływem? Lepiej nie odpowiadać. Sam informator twierdził, że podchodzi do tego swojego zażywania z najwyższą ostrożnością. Co w tym złego, że weźmie odrobinę morfiny przed wizytą pacjenta? Minimalna ilość nie będzie przecież zauważalna dla nieobeznanego, a zdolności empatyczne Kurta wzrosną na tyle, by szczerze wzruszyć się wraz z klientem nad okropnościami jego lat młodości.
Nigdy nie pił przed terapią. Alkohol zbyt przyćmiewał umysł, co może w niektórych przypadkach można zaliczyć do pozytywów, ale prócz tego pozostawiał na użytkowniku nieprzyjemny zapach, a to trudno byłoby powiązać z profesjonalnym podejściem, które Kurt utrzymywał, że ma. Alkohol był na wieczorny relaks w pierwszym lepszym pubie z losowym towarzystwem. Dziś, w ramach wyjątku, Ehrenbaum miał zamiar nie dość, że samemu napić się w ramach sesji, to jeszcze rozluźnić swoją dzisiejszą klientkę. Terapeuta godny polskiej służby zdrowia.
— Twoja ostrożność jest imponująca. — Odparł lekko, jakby ten nagły przebłysk podejrzliwości Letycji był częścią jego planu. — Ale zupełnie zbędna. Niech będzie, że to moja własna inicjatywa.
Dopił kawę, wstał i odprowadził wzrokiem swoją towarzyszkę. W głębi duszy błagał by nie brała ze sobą broni, bo choć prawdopodobieństwo, że ktoś nie wpuściłby ich, tak ważnych SPECowych person do baru było znikome, to jednak odczuwał pewien niepokój związany z możliwością otrzymania kulki w łeb gdy już wyjawi Letycji swój prawdziwy cel wizyty i oderwania jej od arcyważnych obowiązków.
Zdjął płaszcz z wieszaka i zarzucił go na siebie, sprawdzając z przyzwyczajenia czy zawartość kieszeni pozostała niezmieniona. Gdy już się w tym upewnił, wyszedł za kobietą i, jakby nigdy nic, sprawdził rozkład jazdy.
— Mamy autobus za pięć minut.
Po czym ruszył w kierunku przystanku. Fanatyk komunikacji miejskiej.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

Skinęła głową. To fakt. Starała się jak najbardziej uważać na osoby, przebywające w jej otoczeniu i na to, co mówią. Nawet teraz, kiedy chodziło o znajomą twarz. Czasami wydawała się zbyt zamknięta na ludzi. Mogłaby się trochę ożywić, wyjść do społeczeństwa, może poznać się z kimś i w ogóle? Szczerze? Niezbyt. Uwielbiała towarzystwo, nawet jeśli miała milczeć. Samotność potrafiła strasznie przytłaczać. Dlatego też zajmowała się pracą w domu. W dużej mierze. Bądź co bądź na głowie miała jeszcze kochaną psinę, o którą musiała zadbać, a z którą codziennie chodziła do roboty. Bez problemu mogła uznać go za "obowiązek służbowy", stale szkoląc się wraz z nim w domowym zaciszu. Oh, gdyby tylko Kurt wiedział, jak to wszystko jak zagmatwane!

Chcesz mnie wywieźć na drugi koniec miasta czy jak? — Uśmiechnęła się pod nosem, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Nigdy nie przepadała za komunikacją miejską. Pełno ludzi, często gapiących się aż za bardzo albo zaczepiających...Letycja jakoś nie bardzo miała ochotę na urządzanie pogadanek z nieznajomymi, szczególnie, kiedy skupiała się na rozwikłaniu tajemnicy celu ich wędrówki.
Czysto teoretycznie - o której przewidujesz powrót? Mam trochę pracy do zrobienia i najlepiej, żebym zdążyła to zrobić jeszcze dzisiaj. Mam napisać do kogoś o zajęcie się psem? — zapytała dostrzegając nadjeżdżający autobus. Szczęśliwym trafem nie miała daleko na przystanek, spacerek w sam raz. Nie czekając na rozmówce, wkroczyła przed niego do pojazdu, przeciskając się na same tyły. Musiała widzieć co działo się wewnątrz. Z tego miejsca miała idealny pogląd. Oczywiście zajęła miejsce obok dla Kurta, przyciskając się do szyby. Kochała okna.

Wolę marsze. Przynajmniej da się oddychać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W przeciwieństwie do swej towarzyszki, Ehrenbaum nie należał do osób w najmniejszym nawet stopniu towarzyskich. Widywał się z ludźmi na tyle rzadko, na ile pozwalała mu wykonywana przezeń praca. Niestety dla niego samego, znaczyło to tyle, że jednego dnia miał do czynienia ze zdecydowanie zbyt dużą ilością ludzi, niż by chciał. Nie ma wytchnienia dla introwertyków. Z drugiej strony nie miał problemu w zagadywaniu swoich klientów, jeśli zaszła taka potrzeba i nie okazywał otwarcie niezadowolenia z ich obecności, głównie jednak po to, żeby ich nie spłoszyć. Z czegoś trzeba żyć.
Przez tę krótką chwilę, którą było im dane oczekiwać na przyjazd autobusu, przeglądał ofertę knajpy, którą zawczasu upatrzył. Spełniała wszystkie wymogi, jakie dobre miejsce do spędzenia wieczoru powinno spełniać, a więc przede wszystkim we wnętrzu można było zaszyć się w zacienionym kącie i palić przy stoliku. Czy trzeba więcej do szczęścia?
— Czy ja wiem, zobaczymy. — Mruknął oderwany od wizji przytulnego fotela i kufla pełnego piwa. Szybko się zreflektował, bo nie trzeba było mu przypominać, że ma, bądź co bądź, do czynienia z żołnierzem, który mógł nie mieć cierpliwości do jego enigmatycznych wypowiedzi. — To znaczy, póki co na ostatni przystanek.
Tyle mógł przecież zdradzić. Nie wszyscy muszą znać dokładnie mapę miasta i wiedzieć, że ich cel to jedna z bardziej rozrywkowych dzielnic. Liczył, że Letycja nie wie lub zignoruje ten fakt, ewentualnie dopowie sobie to i owo, i przestanie co rusz zadawać pytania, na które odpowiedzi i tak nie otrzyma. Jeszcze nie.
Wszedł do pojazdu za towarzyszką, racząc obecnych w autobusie współpasażerów chłodnym, sennym spojrzeniem. Podążył na sam koniec i dosiadł się, wyciągając nogi na tyle, na ile to było możliwe. Czekał ich kawałek drogi. Co prawda lubił jeździć komunikacją miejską chyba jak mało kto, to mimo wszystko dłuższe podróże mogły sprawiać dyskomfort komuś o tak niedopasowanym do wnętrza autobusów wzroście. Inny minus, jaki musiał się mu przytrafić, to zajęte miejsce przy oknie. No nic, pogapi się na ludzi, poczyta nowinki w Internecie. Zawsze wymyśli się jakieś zajęcie.
— Nad ranem. — Odparł bez namysłu. Nie zamierzał kończyć wypadu tak szybko, a nie chciał ograniczać się do konkretnej godziny. Lepiej rzucić mniej konkretnym hasłem i mieć cały zapas czasu, niż zobowiązać się i nie wywiązać z obietnicy. Wolał już nie igrać z ogniem, którym w tym przypadku stała się Letycja.
Na wzmiankę o marszach i oddychaniu parsknął tylko. Jakby była różnica między sztucznym powietrzem, a tym wewnątrz autobusu. No dobrze, trzeba przyznać, że czasem zapachy wewnątrz autobusu nie należały do najprzyjemniejszych, ale pomijając te drobne niedogodności, które nie zawsze były obecne, to jaka to różnica, iść a jechać? Oprócz tego, że jazda oszczędzała nogi, dla informatora nie było większego znaczenia jak się przemieszcza. Oczywiście tak długo, jak długo było to skuteczne i docierał tam, gdzie wcześniej sobie zaplanował.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

No tak. Miał do czynienia z żołnierzem, a żołnierz jak to żołnierz - lubował się w konkretach. Przynajmniej ten, którego postanowił wyrwać z przytulnej bazy. Powiedzenie "no może tak, może nie, zobaczymy" było na tyle irytujące, że lada moment mogłaby siłą wycisnąć z rozmówcy informacje. Miała coś w sobie takiego, że jak już raz się uprze porządnie na coś, to nic, ani nikt, nie będzie w stanie jej oderwać od ukończenia zadania. W istocie wystarczyłoby stanięcie w miejscu, zaparcie się, skrzyżowanie rąk na piersiach i ostre, przesycone chłodem spojrzenie. Ehrenbaum żadną siłą nie byłby w stanie przekonać ją do ruszenia się - ani siłą, bo w końcu to ona tu była wyszkolonym, zahartowanym wojskowym - ani słowami, bo w końcu była upartym osłem z własnym rozumem. Zmuszony do wyjawienia swych piekielnych planów musiałby to zrobić, albo poddać się i pozwolić niedoszłej pacjentce na swobodny powrót do domu i pracy, to tak przy okazji. Tak właściwie miał ogromne szczęście, że mimo to zgodziła się opuścić dom i wyjść z nim, gdziekolwiek chciał ją zaprowadzić.

Stopniowo w głowie rysowała się mapa miasta i tego, gdzie konkretnie mogli pojechać. Sam ten fakt nie mówił za wiele Letycji, nigdy nie zapuszczała się bez potrzeby w tamte rejony, BEZ NAGŁEJ, OBOWIĄZKOWEJ POTRZEBY, więc nie miała pojęcia co takiego mogło ją czekać. Oh, co znowu? Chciał wydobyć jakieś informacje z niekoniecznie miłego, dużego pana, do którego trzeba było użyć wojskowej siły i taktyki? Chyba jedyne co wiązało jej się z całą tą sytuacją.
Wiesz co o tym myślę — mruknęła, opierając głowę o szybę. Przyjemny chłód na policzku pozwolił załagodzić negatywne nastawienie. Pomimo dostępu do okna nie oglądała się na widoczki. Tylko raz na jakiś czas łypała okiem, by ocenić, jak daleko jest od domu, ile zajmie jej droga powrotna i gdzie tak właściwie się udają. Tymczasem spoglądała to na wchodzących i wychodzących pasażerów, oceniając ich zachowanie, ubiór, próbując dopasować do pewnych schematów.

Dla niej właściwie była to różnica. Uwielbiała ruch, zawsze musiało się coś dziać. Co z tego, że jej organizm nie był dobrze przystosowany do wysiłku, a co za tym idzie - żeby osiągnąć obecny poziom kondycji musiała natrudzić się dwa razy bardziej. Niekiedy zazdrościła współpracownikom, ale cóż mogła zrobić? Pracować. Ćwiczyć, aż do łez, rozdzierającego bólu, potu oblewającego całe ciało i krwi.
Mniejsza o to!
Dotarli.
Ale, kurwa, gdzie?
Rzecz jasna wysiedli na wspomnianym przez Kurta przystanku. Let nie mogła powstrzymać się od uważnego rozejrzenia z charakterystyczną obojętnością na twarzy, towarzyszącej jej podczas zadań SPECU.
I co dalej, panie specjalisto? — zagadała, poprawiając rozpiętą kurtkę. Mhmmm, chyba powinna zastanowić się nad wszyciem ćwieków w rękawy. Sądząc po okolicy - licznych barów, knajp, klubów, które Argus wyłapała po drodze - ubrała się w sam raz. O zgrozo!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kurt miewał do czynienia z rozmaitymi osobowościami w swojej karierze, często takimi, które wcale nie chciały współpracować. Żołnierz był tym groźniejszy, gdyż łatwo mógł połamać mu wszystkie kości i odwrócić role na niekorzyść terapeuty. Zapewne gdyby nie to, że Letycja współpracowała z nim w jednej organizacji i nie knuł niczego zbyt niewłaściwego, bałby się o swoje życie nieco bardziej. Teraz starał się po prostu nie rozgniewać jej za bardzo i dostarczyć do pubu. Tylko i aż tyle. Nie podda się przecież bez spróbowania. Szkoda tylko, że anonimowy nadawca nie oferował niczego w zamian. Nie żeby Ehrenbaum był jakiś bardzo interesowny. Tu chodziło o korzyści mogące płynąć z wymiany usług. Ja przeprowadzę terapię dla pani żołnierz, ty pomożesz mi przesłuchać pewnego podejrzanego gościa i już mamy względnie sprawiedliwy układ.
Kiedy lektor zapowiedział ostatni przystanek i autobus się zatrzymał, Ehrenbaum wstał i ruszył do drzwi, zerkając przez ramię czy aby Letycja nie postanowiła zostać w pojeździe z twarzą przyklejoną do szyby.
— Teraz wysiądziemy i pójdziemy do pewnego strategicznego miejsca. — To mówiąc wyszedł z autobusu i rozejrzał się w obie strony. Ilość ludzi idących w kierunku pobliskich knajp i tych, którzy już z nich wracali, zataczając się mniej lub bardziej, była zatrważająca. Kurt wciągnął powietrze głęboko i z kieszeni płaszcza wygrzebał swoją torebkę z najistotniejszymi tabletkami, bynajmniej na ból głowy. Stanął na uboczu, nie chcąc zostać staranowanym przez przemieszczające się ławice ludzi i rozsypał je na dłoń. Grzebał w nich przez moment, szukając tej odpowiedniej, mającej dać upust narastającemu lękowi. Gdy tylko ją znalazł, natychmiast włożył ją do ust i przełknął śliną.
— To na... Ból głowy. — odchrząknął i spojrzał na Letycję badawczo, mając nadzieję, że uprzedził pytanie i kobieta nie będzie drążyć po co mu tyle kolorowych pastylek, nie mających w istocie nic wspólnego z bólami głowy. Resztę tabletek umieścił na powrót w swoim woreczku strunowym, a następnie w kieszeni, po czym ruszył przedzierając się między tłumami.
Cholera, trzeba było przewidzieć, że o tej porze będzie tu tak tłoczno. Kurt nie czuł się w tłumach zbyt dobrze. Nie nazwałby tego co prawda agorafobią, ale czymś w rodzaju silnej niechęci do obcych, która z kolei ewoluowała w lęk w dość krótkim czasie, szczególnie gdy było ich wielu, bądź stawali się wścibscy. Wolał oszczędzić sobie i Letycji ewentualnego napadu lęku.
Z daleka dojrzał neon z nazwą pubu. Umiejscowiony był na uboczu, zdecydowanie nie tak oblężony jak te największe, modne kluby z głównej ulicy, do których pchały się gromady ludzi. Kurt odetchnął w duchu. Jednak nie było tak źle. Już nawet zastanawiał się nad szybką zmianą lokacji. Nie miał jeszcze wizji jak by to przedstawił swojej przyszłej pacjentce, ale ostatnie czego pragnął, to grupy pijanych nastolatków w bliskiej odległości od jego stolika w kącie. To nie są warunki do prowadzenia terapii, o!
— Nie zgub się — rzucił do towarzyszki i zniknął w uliczce, wciąż uparcie zmierzając do knajpy.
Kiedy wszystkie przeszkody w postaci ludzi zostały pokonane, a Kurt wreszcie stanął przed drzwiami przybytku, oparł się o ścianę i zapalił. Zerknął czy Letycha przetrwała natarcie imprezowiczów i jest w pobliżu. Nie miał najmniejszej ochoty po nią wracać w razie gdyby przepadła. Może i czuł, że ma do wypełnienia misję, ale jeszcze do końca nie zwariował. Tak czy owak, przerwa na papierosa przed przejściem do głównej części planu była mu niezwykle potrzebna do zachowania wewnętrznego spokoju. Czuł też uspokajające działanie zażytego lekarstwa. W takich warunkach mógł działać! Niech by i stado upartych żołnierzy...
Albo lepiej nie.
                                         
Ehrenbaum
Informator
Ehrenbaum
Informator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Kurt Efraim Ehrenbaum


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach