Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

miejsce akcji: adrielowa chatka
„So...” – the story of awkward silences and the truest friendship #1 [Al x Ad] 9X5ginQ

Ostatnimiczasy dużo przeszedł. Dosłownie. Setki kilometrów, TYSIĄCE – przynajmniej w  jego odczuciu. Zapierdalał jak zając po węglach. Pobawił się w tropiciela zielska. Został najlepszym tropicielem zielska w historii, bo znalazł wszystko na czas. Nawet wręczył sobie mentalną odznakę dzielnego pacjenta, bo kiedy zrobiło się naprawdę beznadziejnie – wspaniałomyślnie p o p r o s i ł  o pomoc i nawet nie umarł od tej kurtuazji.
Chociaż wtedy za bardzo się bał, żeby myśleć o swojej godności.
Bo widzicie – Adriel dzięki swojemu poczuciu misji złapał choróbsko.
Takie malutkie, niepozorne.
Czarna krew, powolne obumieranie organizmu, po pewnym czasie – śmierć.
Przygoda.
W każdym razie wszystko dobrze się skończyło.
Jego przyjaźń z Adem została bezlitośnie przemaglowana - pożarta, przeżuta i wypluta na bruk przez życie. Uformowana na nowo, uklepana i zlepiona jakąś wybitnie trwałą plwociną, bo teraz nawet Al, otwarcie sam przed sobą, w środku nocy potrafił się przyznać, że ma... no.
Wiecie.
Taki syfiasty bonus życiowy.
No, wiecie.
P r z y j a c i e l a.
Ratowanie komuś życia potrafi nieźle zryć człowiekowi psychikę, lepiej nie próbujcie tego w domu.


---------------------- many pastorals later ----------------------

Kryzys zażegnany.
Normalnie taka myśl jest przynajmniej powodem do ulgi i chwilowego wytchnienia, ale tym razem... Tym razem też jest, poniekąd. Co więcej - tkwi w jego głowie już dobre parę tygodni, od kiedy Adriel przeszedł ze stadium „chyba nie umrę” do „Al wypierdalaj z kuchni dzisiaj ja robię śniadanie nie zamierzam znowu żreć chrupiącej jajecznicy”.
Tylko teraz, skoro kryzys jest zażegnany... To wypadałoby wracać.
Na Desperację.
Prawda?
To nigdy nie był problem, dopóki... się z niej nie ruszał.
Khm
W Edenie jest drugi raz. Chociaż tak długo, że ma wrażenie, że już tu praktycznie mieszka.
I to jest straszne. To wrażenie.
Początkowo po prostu czekał, aż Ad każe mu wracać. No bo czemu miałby go tu trzymać, skoro go więcej nie potrzebuje?
Bo jest jego przyja-
No właśnie. Nielogiczne. Ale się dalej dzieje, to całe nie-poruszanie-tematu. Może Ad nawet o tym nie myśli, w końcu dla niego to normalne - być tutaj. Ale Al myśli.
Myśli nadal.
Myśli codziennie, od jakiegoś czasu. Myśli nawet teraz, kiedy skorupka prześlizguje mu się przez palce i bez jego wiedzy wpada na patelnię. Mała, podstępna, chrupiąca sabotażystka, której nikt nie wykryje, dopóki nie będzie za późno.
Bardzo skoncentrowane spojrzenie. Skupione. Niestety nie na tym, co dzieje się na patelni.
Al w zamyśleniu zaciera granice między żółtkami i białkami, które wpadają na siebie w chaotycznej kotłowaninie, przerzucane na prawo i lewo bezlitosną łopatką.
Jeszcze nie wie, że zapomniał o soli.
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

- Te białe kryształki to nie kokaina.
Z zamyślenia wyrywa Ala znajomy głos pełen zaczepnej sympatii. Adriel stawia obok miskę pełną jabłek, łypiąc na przyjaciela błyszczącymi onyksami spojrzenia.
A tak, ślepia anioła odzyskały blask, i to taki, którego próżno się było w nich doszukać przez ostatnie dekady. Pomimo dziesiątek nowym blizn, w tym kilku na twarzy, wygląda młodziej, prostuje się bardziej, nawet buja od czasu do czasu, kiedy ptaki za oknem ćwierkają jakąś wyjątkowo chwytliwą melodię. Jednym słowem - żyje.
Wyciąga się diagonalnie nad blatem, bezceremonialnie zabierając Alowi widelec i jednym szybkim ruchem pozbywa się większego kawałka skorupki z patelni. Symboliczna czynność naprawdę, jako że tych niekonwencjonalnych chrupaczy nazbierało się tam na pewno więcej. W końcu Al zbijał co najmniej sześć jajek~
Wkłada mu widelec z powrotem do łapki, poklepuje, po czym wspina się na palce, wyjmując talerze z szafki.
Jakie to dziwne dzielić obowiązki na dwoje. Co innego wspierać się na szlaku, a co innego pomieszkiwać z kimś. Zawsze bierze go z zaskoczenia, kiedy ktoś wkracza w tę pustą, zakurzoną przestrzeń i zostawia po sobie ślad. Samo to, że nieraz wpadają z Alem na siebie, kiedy niechcący wyprostują się zbyt gwałtownie, stanowi bardzo osobliwy rytuał, do którego Adriel nie może przywyknąć. To samo z materacem sąsiadującym z jego łóżkiem i dodatkową porcją prania. Fakt, że większość ciuchów i tak pochodzi z jego szafy, ale kiedy zobaczył bieliznę Ala, pocerowaną z dwanaście razy, za każdym innym rodzajem nici, zapowiedział mu rewoltę. Odtąd Al posiada trzy komplety >swoich< ubrań, pozbawionych jak dotąd jakichkolwiek dziur. Adriel ma również w planie wydziergać mu szalik i czapkę, bo co jak co, ale zamarznąć to mu nie pozwoli. Ani narażać się. Nigdy więcej.
Zerka na niego raz jeszcze.
Ma wobec niego... tak ogromny dług. Więcej niż dług - winę. Nie dość, że nie był w stanie go chronić, to jeszcze naraził go na potworne niebezpieczeństwo. I nigdy sobie tego nie wybaczy.
Ogląda się gdzieś w bok, na porozrzucane po pokoju przedmioty.
Ale wie że topienie się w winie nie przyniesie nikomu niczego dobrego. Za to wdzięczność przeciwnie. Wdzięczność i troska.
- Wydajesz się ostatnio nad wyraz zamyślony.
                                         
Adriel
Anioł Stróż
Adriel
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Adriel Banita


Powrót do góry Go down

edytnąłem zamiast wstawić nowego posta, jak tylko skończę fejspalmować napiszę jeszcze raz

„So...” – the story of awkward silences and the truest friendship #1 [Al x Ad] ZRmYGZZ


Ostatnio zmieniony przez Al dnia 11.03.20 19:19, w całości zmieniany 4 razy
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

Co to za ogryzek zamiast posta ja się pytam :V

Unosi brwi, przez moment przypatrując się jego twarzy. Zadumany. Hmm.... a to rzadkie. Bo to nie jest obrażenie, to jakaś cięższa rozkmina. Którą w dodatku nie chce się dzielić. Obserwuje go dyskretnie jeszcze przez jakiś czas, opierając się dłonią o krawędź blatu. Sam fakt, że nie zapytał jeszcze "na co się gapisz?" był alarmujący.
- Nie dość, że zamyślony, to jeszcze głuchy. Jeszcze nie widziałem, aby dwudziestolatek tak szybko dziadział.
Zaczepia go znowu, odruchowo wsypując mu na zawartość patelni dwie szczypty soli i trochę pieprzu. Tym razem kradnie całą jego rękę i miesza nią, zanim sól rozpuści się tylko w tym jednym miejscu. Potem zrywa z doniczki kilka listków bazylii, rwie je na małe kawałeczki i również dorzuca. Mieli już z Alem pogadankę po jakiego grzyba wrzuca chwasty do jedzenia, więc kwituje ten wybór "nie znoszącym sprzeciwu" uniesieniem brwi. Wie, że koniec końców alowe żuwaczki i tak będą zapierdalać jak mały samochodzik. Nie ważne też ile razy mu się powie, ze w Edenie nikt mu tego żarła nie zeżre, i tak statystycznie zawartość jego talerza znika w niespełna trzydzieści sekund. Choć chyba w sumie lepiej tak niż w drugą stronę.
Odgarnia niedbale włosy z czoła, zgarniając z blatu miskę jabłek. Rozsiada się z nią przy stole wraz z nożem i deską, po czym zaczyna rozkrajać owoce na ćwiartki. Kolejny bezużyteczny rytuał, którego nabrał podczas wspólnego mieszkania z podopiecznym.
Podopiecznym?
Właśnie tu pojawia się problem. Czy może mieć czelność nadal nazywać się jego stróżem, kiedy to Al w pojedynkę musiał powrócić do Desperacji, z narażeniem życia zbierając składniki na pustkowiach i zaciągając długi u najbardziej niebezpiecznych indywiduów Apogeum? To nie jest tylko zaniedbanie. To świadome wystawienie kogoś na krzywdę.
Ale jaki miał wybór?
Na moment przymyka oczy, zawieszając ostrze w powietrzu. Znowu to samo. Jeśli nie wyćwiczy się w zmianie podejścia, będzie się musiał kłuć albo szczypać. To, że tutaj jest, jest zasługą Ala. Dzięki niemu ponownie może się troszczyć o niego i o innych. Jest przyjacielem i może na nim polegać. Tak jak Al może polegać na nim.
                                         
Adriel
Anioł Stróż
Adriel
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Adriel Banita


Powrót do góry Go down

Na boską anielską interwencję wraca myślami do żywych. Mruga i robi wielkie oczy. Zerka na Ada, jak na pojebanego, po czym krzywi się.
- ...Ad. Weź to. Będzie bezpieczniej dla wszystkich - trochę mruczy, trochę wzdycha, wręczając mu łopatkę i przysiadając obok na blacie.
Chwilę pełni rolę kota, przycupnięty z boku, monitorując wyczyny karmiciela uważnym, odrobinę oceniającym spojrzeniem szarych oczu. Trochę niezadowolonych, trochę głodnych, trochę... milszych, niż zwykle. Ciut. Może nie milszych.
Potulniejszych.
Śledzi ruchy adrielowych dłoni, starając się nie skupiać na śladach blizn - ciągle wyraźnych i rozbudzających wspomnienia.
Mikro skrzywienie.
Znowu wrzuca te chwasty, uh.
Co gorsza - i tak będzie zajebiste. Magia. Czarna magia.
Chwasty w jajecznych glutach.
...Przyprawy. Przyzwyczaił się do przypraw. Wstyd.
Przesuwa za Adrielem spojrzenie, kiedy anioł odchodzi od kuchenki. Zerka na patelnię, nadzorując proces ścinania się białek, po czym wraca oczami do gospodarza.
To najbardziej nieanielski anioł, jakiego zna. Nie, żeby znał wiele. Ale... No.
Znowu wraca spojrzeniem do żłobionych bliznami dłoni. Takie obserwacje od jakiegoś czasu stały się dla niego jednocześnie potwornie nudne i fascynujące. Nauczył się sekwencji ruchów, jak Ad trzyma ten tępawy nożyk, jak dziwnie wykrawa pestki i jak po jasny hrym kroi je na takie bezsensowne kawałki, które zaraz trzeba zjeść, żeby nie sczerniały.
...
Może to specjalnie? Może to zamierzone działanie? Może to podprogowe "Al wpierdalaj??"
Hm.
Nożyk zatrzymuje się, a kuchmistrz zamyka oczy. Nutka zaciekawienia.
- Medytujesz? - zaczepia go po chwili.
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

Bez słowa przejmuje "pałeczkę", zjadając z niej resztkę jajka. Bierze głęboki wdech, delikatnie naciągając szyję.
- Słucham, jak ci mózg pracuje.
Uśmiecha się półgębkiem, otwierając oczy. Blizna na jego wardze pełznie do góry wraz z poruszeniem mięśni twarzy. Na moment wstaje od stołu, gestem dłoni pomniejszając płomień pod patelnią. Dodaje odrobinę wody, bo podczas nieobecności Ala zaczęło się trochę fajczyć, po czym znowu dodaje soli. Słońce na moment wdziera się do wnętrza chatki, kując alowe oczy, a na ścianę za nim wpełza humanoidalny cień. Fenomen trwa jakieś kilka sekund, po czym promienienie przesuwają się, a na świetlistą plamę opada kurtyna. W tej samej chwili lawina rozbełtanych jajek zsuwa się na dwa sąsiednie talerze, z którego jeden wysuwa się pod nos Ala.
- Wcinaj.
Drugą ręką podsuwa mu widelec.
Sam opiera się tyłkiem o blat kuchenny, zabierając się za własną porcję śniadania. Przez chwilę przeżuwa w milczeniu, szanując jedzenie. Jego błogi spokój nie trwa jednak długo, powiem kiedy tylko rozległo się szuranie talerzy, Adriela obskakuje czwórka rozmiaukanych sierściuchów, dopominających się swoich działek. Anioł wzdycha cierpiętniczo i sięga do jednej z szafek, wyjmując z niej większą papierową torbę. Podchodzi do kąta pomieszczenia, gdzie znajduje się jedna większa micha, odrobinę bardziej płaska niż to mają miski w zwyczaju i wysypuje do niej kosteczki suszonego mięsa. Kocurki natychmiast rzucają się na jedzonko, przepychając jeden przez drugiego, przy akompaniamencie zadowolonych miauków i chrumkania. Adriel kręci głową z niedowierzaniem.
                                         
Adriel
Anioł Stróż
Adriel
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Adriel Banita


Powrót do góry Go down

Zjada kilka widelców jajecznicy i krzywi się lekko na chrupnięcie między zębami. Ale nie wybrzydza. Po prostu zdążył się tu... rozpieścić. Tak. Eh.
Przeżuwa, patrząc, jak Adriela zasypuje lawina niewdzięcznych sierściuchów.
Głośnych drzymord.
W sumie... Czy on jest takim-
...Jest. Jest takim brudasem z ulicy. Tylko żre więcej, niż te wszystkie paskudy razem wzięte. I się nie drze.
Krzywi się lekko i dzióbie w talerzu. Połowy już nie ma.
Jakkolwiek paskudne nie byłoby żarcie - to żarcie. U Ala znika w ciągu minuty. Może trzech.
Zerka na Ada, który usługuje paskudom.
- W sumie... Po co ci ich tyle? - kiwa głową na rozdarciuchy. On przynajmniej ma godność i sam sobie wyciąga żarcie z szafek. Ba, nawet ostatnio wykopał parę marchew z ogródka. Kij, że połowa z nich to była sama nać.
Szczegóły.
Nie dopuszcza... Stara się nie dopuszczać tej myśli do siebie, ale życie tu jest całkiem niezgorsze. Nudne, jak flaki z olejem, ale ciepłe i bezpieczne. Czyste, miękkie wyrko. Śniadanie do łóżka. Grzebanie w bebechach Matki Ziemi. Brakuje tylko, żeby zaczął karmić jakieś wielkookie sarny i śpiewać drzewom. Ta. Ale grzebać w gruncie jest zaskakująco przyjemnie. Nigdy nie miał do tego okazji. W domu cała flora mieściła się w obrębie nieśmiertelnego kaktusa i paru doniczek z uschniętymi ziołami - których latami nie chciało im się wyrzucić.
Ale z nich były leniwe dupy. Nie do pomyślenia.
A tutaj... Na Desperacji - musiałby mieć jakiś przenośny ogródek, czy inne gówno. A wystarczy, że tacha wszystko inne. Właściwie... Może jak wróci... Może udałoby się znaleźć jakąś sensowną kryjówkę? Ludzie mieszkają na desperacji, to nie tak, że >na pewno< po jednej nocy poza domem zastanie porozkradane... wszystko. Prawda??
...??
...
Będzie to musiał przemyśleć. Może nauczy się zastawiać pułapki, czy coś.
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

Wzdycha ciężko, patrząc po kocurach, na ich bure, kołyszące się na boki grzbiety. Nie pamięta, ile z nich już pogrzebał w ogrodzie... Ale jakoś magicznym cudem zawsze jak wraca, przybywa kolejnych. Mógłby z pamięci tworzyć całe drzewa genealogiczne kocich dynastii, tyle ich przeżył.
Mruży oczy w zamyśleniu, lokując je na jakiejś szczerbie w podłodze.
Lubi je trzymać przy sobie. Sierściuchy. Pomagają się nie odzwyczajać od przemijalności czasu. Szybko się rodzą, dorastają, starzeją...
Kątem oka zahacza o fragment lustra, widoczny z miejsca, w którym stoi.
...Heh. W jego przypadku blizny zajmują miejsce zmarszczek, hm~?  
Bierze głęboki wdech, przenosząc spojrzenie z powrotem na Ala. Chwilę przygląda mu się w zamyśleniu, zanim postanawia się odezwać.
- Biorąc pod uwagę okoliczności, bardziej zasługują na miano lokatorów niż ja. I wcale mnie nie potrzebują.
Usuwa nogę w samą porę, aby jeden z żywotniejszych kocurów nie potknął się o nią w biegu. Nie, żeby specjalnie musiał. Te skurczybyki potrafiły pożreć muchę w locie.
- Kiedy nikogo nie ma i znudzi im się karma, którą im zostawię, polują na myszy, jaszczurki... Nawet ptaki. A potem wraca jakiś zakurzony typ i wpieprza im się na łóżko.
Błysk rozbawienia w spojrzeniu. Niespiesznie wraca do swojego krzesła i kończy swoją porcję.
To dobrze, że dom tętni życiem. Nawet jeśli znajduje wszędzie sierść i ślady łap, nawet na suficie... Woli to, niż ten potworny zapach... pustego domu. Czasem otwiera nawet okna, aby w środku zalęgła się wszelka flora i fauna; dlatego spomiędzy desek gdzieniegdzie wyrastają co wytrwalsze zielone pędy, których sierściuchy nie zadeptały, ani nie zjadły. W ten sposób ma pewność, że ta przestrzeń jest używana. Że nie jest tylko... testamentem dla jego samotności. Uśmiecha się delikatnie, odsuwając od siebie talerz.
Wyciąga ręce, obejmując nimi swój kubek  i ostrożnie siorbie herbatę.
                                         
Adriel
Anioł Stróż
Adriel
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Adriel Banita


Powrót do góry Go down

Unosi brew, mierząc się z jakimś rudzielcem spojrzeniem. Złote ślepia wpatrują się w niego z bezczelną pewnością siebie, a ogon majta na lewo i prawo, zaczepnie.
- Może i tak, ale nie wyglądają zbyt niezależnie jak drą ryja o żarcie - wzrusza ramionami i wraca do jedzenia. A raczej zdzióbywania z talerza resztek, bo tylko one uchroniły się jeszcze przed wsysnięciem.
Nagle czuje smyrnięcie o nogawkę i widzi koci łeb tuż obok swojego kolana. Rudy terrorysta wskakuje na krzesło obok i próbuje wpakować swój ryjek do alowego talerza.
- No chyba kurwa żartujesz - Al natychmiast odsuwa talerz poza jego zasięg i łypie na niego groźnie. Kocur tylko opiera się przednimi łapkami o stół i wyciąga znowu do jego talerza, za co zaraz zostaje pacnięty po łebku. W odpowiedzi burczy walecznie i dziaba samoluba w dłoń, po czym czmycha do Adriela, obrażony.
- Ts...! - Al zerka na dłoń, krzywiąc się.
Skurwysynu...
Lekki odcisk kiełków.
...No. Masz szczęście.
- Takie niezależne że tylko próbują podpierdalać mi żarcie. - łypie na koty. Wszystkie. Odpowiedzialność zbiorowa, a co.
Zerka na Ada, w cichym zastanowieniu.
Jakiś taki... zamyślony. Nie? Znaczy - zawsze jest zamyślony, ale czasem wydaje się... Tonąć w tych myślach. A może tylko mu się zdaje? Ta. Pewnie tak. Robi się... nadwrażliwy. Przez to wszystko.
Zdzióbuje jeszcze kilka okruszków i upija herbaty.
Bierze wdech.
- Do końca tygodnia się wyniosę. Także... Nie martw się. - najbardziej obojętny ton, jaki potrafi w tej chwili z siebie wydobyć.
Przepija gorzkie słowa herbatą.
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

Unosi kącik ust, opierając kolana o krawędź stołu. Kiedy rudy futrzak drepta do niego, wyciąga rękę pod stół i delikatnie głaszcze go knykciem palca po łebku. Zadowolony pieszczoch purczy cicho, uderzając głową w jego rękę ze zdwojoną siłą. Adriel wzdycha z uśmiechem, drapiąc go za uchem.
- Wiedzą, że jak się zadrą, to dostaną lepsze. Są wybiórczo niezależne~
Uśmiecha się do kubka, kontemplując symfonię miauków i ciamkania.
Chwila spokoju... Dla niego nie jest to coś nadzwyczajnego. Jeśli pragnie go na zewnątrz, wystarczy że przeniesie się do Edenu,oddalonego od większości problemów. ...Wewnątrz nigdy nie ma spokoju. Nie chce go dla siebie. Szczerze mówiąc, zawsze kiedy siada w domowym zaciszu przy jakimś ciepłym posiłku, są to chwilę największego niepokoju. Największego stresu i presji. Bo sam jest tu, a inni są tam. Inni nie mają spokoju.
Zerka na Ala kątem oka, kiedy ten nie patrzy. ...To dzięki niemu potrafi się rozluźnić. Bo jest bezpieczny. Nie musi z dnia na dzień walczyć o życie, bać się własnego cienia. Ma jedzenie, dach nad głową, czyste ubrania. Na moment jego myśli nie muszą być wypełnione strachem, obawą o jutro.
Rozgląda się w zadumie po pomieszczeniu. Ciekawe, czy by się zgodził...
- "Do końca tygodnia się wyniosę. Także... Nie martw się."
Zamiera, unosząc na niego zszokowane spojrzenie. Przez moment bardzo uważnie lustruje jego twarz. To dlatego... był taki nieobecny? Czy on myśli, że... ...Myśli, że jest ciężarem.
Powoli jego ramiona opadają.
Myśli, że.... go tu nie chce? A co ważniejsze - czy dał mu powód?
Jego spojrzenie troszkę mięknie, kiedy przygląda się chłopakowi.
- Dopiero jeśli się wyniesiesz, zacznę się martwić - mówi łagodnie.
                                         
Adriel
Anioł Stróż
Adriel
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Adriel Banita


Powrót do góry Go down

- Daj spokój. - mruczy, krzywiąc się lekko - Nic mi nie będzie. Nie masz o co. - patrzy w bok, czując w piersi ten nieznośny ciężar, rozwidlający się powoli na całe ciało.
Strach.
Krzywi się lekko i podnosi. Zgarnia swój talerz i talerz Ada. Zsuwa mu się widelec, przeklina cicho, kiedy metal uderza o blat stołu. Kot na niego syczy. Zgarnia sztuciec i podchodzi ze wszystkim do zlewu. "Zlewu". Czyli tej wielkiej michy, do której trzeba nalać podgrzaną wodę, a potem szorować szybko, póki nie wystygła...
Żyć nie umierać.
Powoli nabiera powietrza i wypuszcza je stopniowo.
Jakim cudem taka... Taka rudera. Tak. Jakim cudem taka rudera tak mocno siadła? Naprawdę chcesz tu żyć? Tutaj? I co? Nie robić nic? Umrzesz z nudów. Ad też tu nie będzie z tobą siedział, bo przecież musi ciągle latać po tym ludzkim śmietnisku. Ty też musisz.
Czemu?
Chyba żaden z was nie wie. Ad może wie. Ad pewnie ma "misję". A ty musisz, bo nie masz za grosz celu ani pomysłu na siebie.
Chwilę milczy, wlewając wodę do garnka, do podgrzania.
- Zastanawiam się, czy nie ulokować się tam gdzieś na stałe - rzuca obojętnie, idąc z garem wody.
Tak. I tak przecież nie ma tyle rzeczy, żeby ich ze sobą nie zabierać w trasę. Mógłby za to skombinować jakieś wygodniejsze łóżko. W najgorszym wypadku kiedyś wróci i zastanie kogoś innego w łóżku. Grzecznie się wycofa i ucieknie. I znajdzie nowe miejsce.
A do tej pory co niby robiłeś?
Lekko zaciska usta, trochę... Zły. Na siebie. Za całokształt. Ale na szczęście wyraz jego twarzy pozostaje prawie nietknięty - trochę pretensjonalny, jakby obrażony o coś - jak zawsze.
                                         
Al
Nosiciel
Al
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Alexander Packard


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach