Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 13.02.20 22:39  •  Z bieli w czerwień. Empty Z bieli w czerwień.

W tamtej chwili niewiele się liczyło. Byliśmy na krawędzi. Krew gęstymi kroplami spływała spomiędzy kłów – czuliśmy ten przeklęty, metaliczny smak, zalewał nam gardło, dusił. W rękach ściskaliśmy ostatki swoich sił. Śnieg prószył leniwie – jak dzisiaj. Nie dotykał ziemi. Wchłaniała go gorąca czerwień. Bieli było coraz mniej.

Jakie mieliśmy szanse? Żadne.
Byli mniej liczni, ale posiadali to, czego nam zabrakło. Wyszkolenie. Orientację w terenie. Plan. Gniew zasłaniał nam oczy, parliśmy naprzód skorzy do najgorszych wyrzeczeń. Drapaliśmy w skały, po których ześlizgiwaliśmy się w dół. Strzelano do nas jak do bydła. Słyszałem trzaski, gdy ciało runęło w przepaść, łamiąc po drodze gałęzie. I kości. Słyszałem przekleństwa. Błagania. Słyszałem warkot.

To napędzało. Zdrętwiałe mięśnie pracowały szybciej, lepiej. Wspinaliśmy się i – racja. Wściekłość przysłaniała nam logiczne myślenie. Ale to był ten szczególny rodzaj gniewu. Kojarzył się ze stratą. Niesprawiedliwością. Musieliśmy walczyć o swoje, choć doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że przegramy. Mimo tego żaden z nas się nie wycofał. Pamiętaliśmy, by iść pod prąd.

Z prądem płyną śmieci.

WEREWOLVES pojawiło się znikąd – to było najgorsze. Złapali naszych. Wystawili ich jak chusty, po które trzeba sięgnąć, wspinając się na pal. W całej tej prowokacji zapomnieli jednak, że my się nie poddajemy. Że ból towarzysza działa jak adrenalina. Jesteśmy jednym organizmem – im mocniej nas kopali, tym silniej napieraliśmy.

Zdobyliśmy góry Shi mocno zdziesiątkowani. Skóra paliła gorącem, choć wokół panował lodowaty chłód. Traciliśmy oddech. Łapaliśmy nieprzyjaciół za co się dało. Za ręce. Za włosy. Oni nas nie szczędzili, my też łamaliśmy zasady.

Sądziłem wtedy, że to koniec. Że dwie zalewające się fale wybiją się wzajemnie i nie zostanie nic prócz ciał pogrzebanych przez śnieg. Ale za każdym razem, gdy padał cios, pojawiało się czyjeś ramię, czyjaś dłoń, czyjaś znajoma twarz – i ten cios nie docierał do mnie. Towarzysze migali mi jak klatki filmu. Osłaniali mnie. Brali na siebie każdy atak. Byłem chroniony. Zdałem sobie sprawę, że tak to właśnie działało. Nie walczyliśmy osobno – jak walczył wróg. Walczyliśmy razem. Nasza ofensywa była defensywą. Atakując, spychaliśmy nieprzyjaciela. Odciągaliśmy go od swoich. A gdy ktoś atakował nas, inny Pies zajmował się sprawą.

Skupiliśmy się więc na ataku. W tym byliśmy najlepsi. Znaleźliśmy własny rytm, własne szybkie, agresywne tempo. Niewielu z was pamięta tę dzikość. Niewielu zna uczucie, gdy zalega cisza przerywania jedynie oddechem. Niewielu z was znało tych ludzi, tych rewelacyjnych, wiernych żołnierzy, gotowych ponieść porażkę w imię ledwie garstki porwanych kompanów.

Ale w waszych żyłach płynie moja krew. A ja pamiętam doskonale każdą sekundę. Nie zmieniło się nic. Jesteśmy potężniejsi. Bardziej doświadczeni. Zahartowani. Podłoże pozostało jednak identyczne jak wtedy, gdy śnieg topniał od krwi. I to wszystko dzięki oddaniu, które narosło tamtej zimy. Wypijemy za ich niezłomność. Zapolujemy za siłę, dzięki której zacisnęły się ich szczęki, gdy na pole bitwy wkroczyła bestia gotowa na żer.

To dzięki niej mamy plan na święto. Jak co roku Charty wytropiły niedźwiedzie babilońskie. Znów dostaliśmy szansę na symboliczny gest dla wszystkich tych, którzy polegli w imię naszych idei. Nie tylko za walczących w tej tragicznej rzezi, ale dla każdego, kto musiał nas opuścić. Dość się już natrudzili, niech odpoczywają.

Dziś to my pokażemy im jak zażarcie walczymy o pamięć.

DODATKOWE INFORMACJE
– Na święto może przyjść każdy członek DOGS.
– Więcej szczegółów na temat święta oraz samej grupy WEREWOLVES znajduje się tutaj.
– Nie ma kolejki. Piszcie jak wam wygodnie i jak macie czas. Uprasza się jednak o dość krótkie posty – ma nam pójść sprawnie.
– Bawcie się!


                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.20 23:35  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
 Na białym śniegu czarna sierść rozlewała się jak plama czekolady na świąteczny obrusie – nie sposób jej było przeoczyć. Ubrania zostały zdjęte i poskładane już kilkanaście minut wstecz, wszak nie potrzebował ludzkiego ciała do wysłuchania przemowy.
 Nie leżał też na uboczu; mimo bycia świeżą krwią trzymał się swoich. Co rusz zaczepiał czyjeś ramię zimnym nosem bądź przechylał łeb, gdy w jego kierunku wędrowała cudza dłoń.
 Padające we względnej ciszy słowa budziły wiele uczuć. Dumę z tych, którzy walczyli do upadłego, żal za poległych, ekscytację wobec nadchodzącej przyszłości. Nie był świadkiem wydarzeń, o których opowiadano, ale odtwarzał każdą scenę w wyobraźni, tyle musiało wystarczyć. Zresztą... Był pewien, że gang czekało jeszcze wiele mniejszych i większych starć. Wiele okazji, by udowodnić lojalność oraz przydatność.
 Zawiązana na szyi chusta uwierała jak nigdy, całkiem, jakby nie mogła utrzymać na wodzy energii kłębiącej się w ciele zwierzęcia. Ciemne uszy stale odbiegały w każdym kierunku, szurający po śniegu ogon wzbijał kolejne płatki w górę, nie pozwalając im nigdy wrócić na to samo miejsce. Wzroku nie spuszczał z Wilczura, a mięśnie trzymał napięte.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.20 0:00  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Pamiętał zeszłoroczne obchody święta. Odrętwiałe, obolałe trzewia. Śnieg pod połami kurtki. Wyziębiony organizm. Zgrzytanie na zębach w przerwach na łykanie alkoholu. Przemarzł wówczas do kości. Aż cud, że nie skończyło się na odmrożeniu palców u rąk, bo nie czuł ich prawie w ogóle, gdy w pośpiechu - tylko w połowie przytomnie - wracał do kryjówki, by ogrzać się pod ciepłym kocem. A on wolał zdecydowanie zapobiegać niż leczyć, zatem co go podkusiło, by znowu wyściubić nosa z kryjówki i pójść za tłumem na polanę?  No właśnie co?
  Nie miał zamiaru tknąć serwowanego tam alkoholu, zgromadzonego przez członków gangu właśnie na dzisiejsza uroczystość. Nie czuł emocjonalnego więzi z opłakiwanymi poległymi, ale czy ktokolwiek myślał w tym dniu o żałobie? Przyświecał mu za to inny cel...
  Wyposażany w niemałe zaplecze medyczne, owijany ciepłym szalem, aż po sam nos, z którego ulatniała się para, gdy ciepły oddech konfrontował z zimnym powietrzem, znalazł się wśród zbierani ludzi, w bliskim i ciepłym otoczeniu kilku ognisk, w których trzeszczało że aż miło.
  Rozejrzał się po okolicy, wbił spojrzenie najpierw w tłum, wyławiając z niego znajome sylwetki, choć te mógł policzyć na palcach jednej ręki. Zmarkotniał, gdy jego wzrok nie odnalazł She, z którą ostatnio bawił się przednio, pijąc na umór, bez opamiętania. W końcu zatrzymał wzrok na sylwetkach najgroźniejszych z najgroźniejszych. Najwyraźniej nie ominęła go główna atrakcja wieczoru w formie polowania. Osoby nań chętne gromadziły się wokół Wilczura. Ulżyło mu trochę, bo miał im coś do zakomunikowania.
  Słysząc, jak śnieg skrzypi pod naporem obuwia, zbliżył się ku nim, z nieżywą ochotę na odwrót, ale było już za późno, bowiem odgłos jego kroków skupił na sobie wzrok kilku osobników.
  — W razie nieprzewidzianych wypadków zorganizowaliśmy punkt medyczny. Znajdzie się tam też kilka dodatkowych par odzieży w razie braku — powiadomił zebranych, by poinformować ich, gdzie mają się udać w razie fiasku. Niedźwiedzie babilońskie to w końcu nie przelewki, a wypadki chodzą po wymordowanych i to w parach. Okaleczone twarze DOGS, w tym herszta, były tego namacalnym dowodem. — Tam — wskazał na ognisko, które znajdowało się na uboczu, niemal na samym skraju polany. — Powodzenia — dodał jeszcze, wciskając dłonie do kieszeni i oddalił się we wskazane przez siebie miejsce.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.20 17:44  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
 Nie mogłoby jej zabraknąć na psim święcie; w końcu uczestniczyła w nim co roku od urodzenia, po raz pierwszy przyniesiona jako niemowlę w powijakach — co prawda na jakieś kilkanaście minut, ale to już było wystarczająco. Celebracja na cześć poległych była w oczach Nayami nieodłącznym elementem roku i sama nie wiedziała, co by musiało się stać, żeby zrezygnowała z uczestnictwa.
 Zdążyła już zresztą przywyknąć do swojej nieznacznej, ale jednak jakże ważnej roli. Podczas gdy najlepsi z najlepszych ruszali na łowy, ktoś musiał zająć się bardziej prozaiczną częścią życia. Na niewiele zdałoby się niebezpieczne polowanie, gdyby nie miał kto podtrzymać ognia, a potem przygotować posiłku. Należało też dopilnować, by dzielni myśliwi mogli po wszystkim ubrać się w suchą odzież, w przeciwnym wypadku liczba poległych wzrosłaby im drastycznie z powodu samego tylko zimna.
 Kiedy wszystkie wstępne przygotowania były już poczynione, nie zostawało nic innego jak tylko czekać. Był to najlepszy moment, by z każdym zamienić kilka słów i Leather zawsze w pełni z tej szansy korzystała. Krążąc od jednej do drugiej osoby, by każdego przez chwilę pomęczyć swoim żywotnym świergotem, trafiła w końcu na jedną ze swoich ulubionych postaci.
 — Wujku Kyllie! — wywołała Bernardyna już z niedalekiej odległości, od razu podbiegając, by bez najmniejszych oporów złapać medyka pod ramię. — Jak się masz? Wyglądasz na zmęczonego — zagadnęła. Rzecz jasna w jej spostrzeżeniach nie było nic odkrywczego; większość psich lekarzy na co dzień wyglądała tak, jakby ktoś im przeszorował twarzami po betonie. Mieli zdecydowanie zbyt wiele roboty, a za mało spokoju. Dzisiaj też mogło się okazać, że ich pomoc okaże się konieczna — oby jednak jak najmniej.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.20 23:02  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Jericho czuł się już o wiele lepiej. Po jakimś czasie zażywania senobiotyku, apetyt mu wrócił, a zatem zaczął odzyskiwać siły. Przybrał kilka kilogramów na wadze, wrócił do regularnych treningów swojego ciała. Czuł, że zaczynał żyć na nowo, dlatego też zdecydował się o wzięciu udziału w święcie DOGS. Wiedział, że jego rola będzie się, jak co roku, ograniczać jedynie do podstawowych czynności, typu pilnowanie ogniska, ubrań, czy świeżaków, którzy dołączyli, a którzy jeszcze nie ogarniali do końca tego, co tutaj się działo.
Przemówienie Growa, jak co roku, było pełne patetycznego odniesienia do bohaterstwa, walki ramię w ramię, braterstwa. Han lubił słuchać przywódcy, gdyż charyzma jakąś się wykazywał sprawiała, że jego chciało się słuchać, rozumieć, podążać za nim, wykonywać jego rozkazy.
Po chwili mowa się skończyła, a część osób zaczęła rozchodzić się do swoich obowiązków. Jericho rozejrzał się po tłumie, wciąż nie mogąc nadziwić się tym, że wreszcie widział. Utracił wzrok na blisko rok, ale teraz już wszystko wróciło do normy, a on dużo bardziej doceniał ten dar, jakim była możliwość patrzenia na świat w ten, a nie inny sposób. Dostrzegł Jekylla, Insomnię i Rhetta. Oni wszyscy byli już czymś lub kimś zajęci, więc snajper postanowił pokrążyć wokół ognisk, by zorientować się, czy nie trzeba nigdzie dołożyć drwa do ognia. Wcześniej jednak wyjął zza pazuchy słoik z zieloną papką, odkręcił go, wyjął łyżeczkę i wylał sobie nieco senobiotyku na sztuciec. Odłożył słoik, wyciągnął piersiówkę i zębami ją odkorkował. Zażył lekarstwo, a następnie niemalże natychmiast przepłukał je mocną, chociaż marnej jakości wódką. Od razu poczuł, jak jego przełyk płonie, a ciepło rozlewa się na całe ciało. Zakorkował piersiówkę, zakręcił słoik i schował wszystko do kieszeni, by następnie rozpocząć obchód wokół ognisk.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.20 2:11  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Z różowymi wypiekami na policzkach i zapartym tchem słuchała przemowy Growa. Ściskała mocno jego ubrania, stawiając sobie za honor pilnowanie ich aż do jego powrotu. Kiedy zapadła cisza, bez zastanowienia ruszyła w stronę Wilczura, a śnieg delikatnie skrzypiał pod jej lekkimi krokami. Zatrzymała się przy wielkim psie i wyciągnąwszy swoją dłoń w jego stronę, przylgnęła do wymordowanego, czując naturalne gorąco od niego.
- Powodzenia. - wyszeptała cicho, i nie chcąc go dłużej zatrzymywać, odsunęła się na parę kroków. Przeniosła wzrok na resztę wymordowanych, którzy przyjęli swe prawdziwe formy i pomachała do nich, dodając im otuchy. Wierzyła w ich powodzenie. Wierzyła, że wszyscy wrócą. Możliwe, że wielu z nich będzie rannych, ale osiągną swój cel. DOGS było silne i odważne.
Odwróciła się i podbiegła do ogniska, gdzie znajdowała się już reszta Psów, ta mniej bojowa. Odłożyła na kocu poskładane ubrania Wilczura i wyciągnęła dłonie w stronę ognia, pozwalając, by choć trochę się ogrzały.
- Jekyll! - zauważyła doktora, do którego momentalnie doskoczyła, szczerząc się promiennie.
- Słyszałam, że ostatnio byłeś ranny. Mam nadzieję, że wszystko dobrze? - zapytała ze zmartwieniem w głosie, kucając przy leżącym obok Nero. Wsunęła palce w jego sierść i zaczęła go głaskać.
- Myślisz, że długo im zejdzie? - zapytała wymordowanego, przenosząc spojrzenie na ogniste języki, które głośno trawiły drewno.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.20 2:34  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Kłapnął ostrzegawczo pyskiem, z które straszył rząd ostrych kłów. Jarzące się złotem oczy przemknęły po zgromadzonych, a całe jego ciało wyrażało narastające zniecierpliwienie czekaniem.
No dalej, ruszajmy już! Na co jeszcze czekamy?
Cuchnący odór śmierci unosił się z każdym jego ruchem, wprawiając w ruch ciemną mgłę, która go otulała, ukrywając przed światem prawdziwą formę zgnilizny. Ponownie kłapnął zębiskami, a kilka kropel gęstej śliny spłynęło między zębami i zniknęło w grubej warstwie śnieżnego puchu. Podszedł bliżej Wilczura a następnie uderzył w jego bok swoją głową, powarkując cicho.
No dalej!
Wiedział, że czekają na zwiadowcę. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale z drugiej strony ten mały szczyl mógł zgubić drogę w ciemnym lesie, albo równie dobrze coś innego mogło go pożreć. Będą czekać na niego do usranej śmierci? Aż zacznie widnieć na horyzoncie? Albo odmrożą sobie dupska?
Ponownie warknął w zniecierpliwieniu, ale nie zaczepiał więcej Growa. Wspomnieniami uciekł do przeszłości, kiedy to rok temu ponownie powrócił do DOGS, również podczas święta Psów. Wtedy zdawało się, że brało w nim udział więcej osób. A teraz? Zaledwie garstka w porównaniu do poprzedniego roku. Świadomość ta jednak nie pogrzebała jego morałów. Ba! Nakręcił się jeszcze bardziej. Wszakże to nie ilością wygrywało się polowania czy też pojedynki, a siłą. Nawet sto osesków nie dałoby rady Niedźwiedziowi, tego był pewien. Mimo, że była ich zaledwie garstka, to wiedział, że sobie poradzą.
Jeżeli w ogóle ruszą.
Zadarł głowę w stronę nieba w tym samym momencie, w którym ciemna plama zaczynała się powiększać, aż wreszcie nabrała kształtów nietoperza.
No wreszcie, pomyślał, gdy zwiadowca wylądował na śniegu przed Growem.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.20 3:02  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Był idealny do tej roli.
Szybki, niewidoczny, widzący doskonale w ciemnościach i do tego posiadający super czuły słuch.
No cholera, był przecież idealny.
Ale mimo to od momentu, w którym przeobraził się w nietoperza i rozpoczął patrolowanie terenu w celu namierzenia niedźwiedzia, minęło cholernie sporo czasu. Miał wrażenie, że były to godziny, które mozolnie przeciekały pomiędzy palcami. Nic. Cisza. Przerażająco martwa cisza. Nie mógł wrócić, bo wiedział, że inni czekają na niego. Wierzyli w niego. A przecież przez te wszystkie miesiące, lata, tak bardzo tego pragnął. Akceptacji z ich strony. I choć spojrzenie na jego osobę diametralnie uległo zmianie po tym, co przeszedł w tamtej pamiętnej piwnicy, i nikt już nie odważył się wyzywać go od zdrajców czy też Kotów, to wiedział, że nie może ich zawieźć.
Liczą na ciebie, Shin.
Zanurkował pomiędzy drzewa, choć było to ryzykowane. Coś lub ktoś mógł go wypatrzeć i z tak niewielkiej odległości od ziemi stanowił bardzo łatwy cel. Ale nie mógł porzucić poszukiwać. Nie mógł się poddać. Psy nigdy się nie poddają.
I wreszcie, jak na zbawienie, dostrzegł to. Gigantyczny niedźwiedź leniwie poruszający się pomiędzy połamanymi konarami. Shion zatrzymał się w powietrzu, po chwili odwrócił i wzbił w górę, obrzucając raz jeszcze teren, w którym odnalazł zwierzynę.
Czas wrócić.
Wpadł w śnieg, z którego wystawała jedynie jego głowa, powoli przeobrażając się w cielesną postać. W powietrzu rozległ się trzask, który przypominał pękanie gałęzi albo.... kości. Długie, czarne włosy powoli skracały się, przybierając naturalnie rudą barwę, a jego ciało odzyskiwało blady odcień. Skulony, kucając na jednym kolanie o który był oparty łokciem, nawet nie spojrzał na Growa. Wiedział, że jego wzrok jest zwrócony w jego stronę. Jak i innych. Czekali. Czekali na jego słowa i potwierdzenie, czy odnalazł cel.
- Jakieś 3 kilometry na północ. Przemieszcza się, ale powoli. - poinstruował krótko, a następnie na powrót zaczął przybierać swoją poprzednią formę nietoperza. Tym razem odczuł ból całego ciała. Zmiana w jedną stronę, a potem w drugą niemalże zaraz po sobie nie było czymś przyjemnym. Zacisnął jednak zęby. W końcu nie takie rzeczy już wytrzymał, prawda?
Jeden z innych Kundli podszedł do niego z dłonią umazaną żółtą barwą pozyskaną z mleczy, które przywołała Ev pomimo zimy. Kundle przesunął ją po skrzydłach Shiona, pozostawiając po sobie charakterystyczną dla Psów barwę, dzięki temu teraz będzie dla nich widoczny, kiedy będzie wskazywał drogę. Wreszcie zadarł głowę, wpatrując się paciorkowatym spojrzeniem w Growa, czekając na sygnał, by wbić się w powietrze.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.20 18:40  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
   Zeskoczył z głazu prosto w śnieg.
   Było dużo ludzi tłoczących się w ścisku; wpierw słuchających opowieści, w której nawet nie walczyli, a potem rozchodzących się do swoich obowiązków. Ręka Wilczura wsunęła się na czarny łeb Rhetta, zawieruszonego gdzieś w tłumie, a chwilę potem, jakby wszystko było płynnie postępującymi po sobie kadrami, dotknęła zabliźnionego policzka Ev.
   – Bądź grzeczna – rzucił do niej, choć dziewczynka odwróciła się już i ruszyła żwawym tempem prosto do Jekylla. Na widok medyka twarz  Wilczura lekko się wykrzywiła. Utrzymał rozbawiony uśmiech nawet mimo słów Insomnii, która lepiej niż on kiedykolwiek podkreśliła zmęczony stan lekarza.
   – Obyśmy nie musieli korzystać z waszych zdolności, Jack – wyrwało mu się, ale w tej samej sekundzie ponad pochwyconym przez Ins ramieniem Bernardyna dostrzegł krążącego wokół paleniska Jericho.
   Kiwnął tylko głową do doktora i ruszył w stronę snajpera.
   – Lepiej już wyglądasz – zauważył, kiedy znalazł się wystarczająco blisko, by nie zagłuszył go świst wiatru ani trzaski pożeranego ogniem drewna. Wskazał wtedy na buteleczkę senobiotyku. – To dobrze. Po polowaniu będę chciał z tobą zamienić kilka słów. Poza tym zerkniesz czasami na Ev? – Wskazał za siebie kciukiem, prosto w uczepioną doktora dziewczynkę. Otwierał już usta, żeby dodać coś więcej, ale w tej samej sekundzie rozległo się skrzypniecie ugniatanego śniegu.
   Odwrócił się sprawnie i spojrzał prosto w piegowatą twarz Shiona.
   Trzy kilometry na północ.
   Dorwą go.
   Moment później stał już na wyprostowanych łapach i zarzucał łbem. Pysk uniósł się gwałtownie, a wraz z nim, jakby ktoś przesunął palcem po pokrętle, wzniosło się ku niebu przeciągłe wycie.
   Ruszamy.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.20 0:19  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
  Pochylił nieco mordę w momencie kontaktu z dłonią. Przez chwilę chciał dopraszać się o więcej uwagi i dotyku, ale moment wydawał się nieodpowiedni. Zresztą. Po sekundzie Wilczura i tak już nie było.
  Skupił się więc na czekaniu. Co – swoją drogą – okazało się znacznie trudniejsze, niż początkowo zakładał.
  Miał wrażenie, że każdy mięsień w ciele pozostawał napięty. Mimo iż z początku przylegał brzuchem do ziemi, to teraz trzymał ciało centymetr ponad warstwą śniegu, jakby w każdej chwili miał nastąpić strzał z pistoletu oznajmiający start.
  Przebierał łapami, podczas gdy ogon nieprzerwanie zamiatał kolejne drobinki śniegu.
  W końcu jednak pojawił się zwiadowca. A wraz z nim wieści.
  Obecność nietoperza zadziałała jak zapałka rzucona w rozlaną benzynę.
  Poderwał się nagle z ziemi, choć nie ruszył jeszcze naprzód. Czekał na Wilczura i jego znak, czekał też na całą resztę, nie chcąc wystartować przedwcześnie.
  Stał tak nerwowo w miejscu, aż w powietrzu nie wybrzmiało wycie.
  Wystrzelił jak z procy, zostawiając za sobą jedynie wzbite w powietrze płatki bieli. Łapy brodziły w zimnym puchu, a chłodny wiatr przemykał między pasmami śmierci, lecz ciągły ruch nie pozwalał organizmowi na wychłodzenie, a rosnąca we wnętrzu ekscytacja dodawała kolejnych porcji energii.
  Gnał wraz z całą resztą, spojrzenie mając utkwione w pomalowanych na żółto skrzydłach nietoperza.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.20 20:50  •  Z bieli w czerwień. Empty Re: Z bieli w czerwień.
Nie oglądał się za siebie. Nie musiał.
Słyszał doskonale ich głośne oddechy, powarkiwania  pełne ekscytacji, poruszającą się sierść, kiedy wiatr ją muskał, uderzenia ciężkich łap o śnieg. W tej jednej chwili las wydawał się wstrzymać oddech, samemu nasłuchując odgłos dziesiątek łap.  
Shion doskonale wiedział, gdzie ma się kierować. Pamiętał trasę, a im bliżej znajdował się celu, tym bardziej go słyszał. W odległości niecałego kilometra zatrzymał się, machając gwałtownie skrzydełkami zabarwionymi żółtym kolorem. Odwrócił się, spoglądając w dwubarwne tęczówki Growa, a następnie wystrzelił do góry, znikając pomiędzy koronami drzew.
Słowa tutaj nie były potrzebne. To był znak, że dotarli. Teraz wszystko zależało od bojowych jednostek DOGS. Bez najmniejszego problemu będą podążać za niedźwiedziem. Nie tylko łapiąc ich trop, ale również dzięki powalonym drzewom i gałęziom, przez które torowała sobie drogę bestia.
Pomimo tego, że Shion nie był od ataku, jego praca nie skończyła się. Był zwiadowcą i do jego zadania należało teraz obserwowanie z góry poczynań podczas polowania i ewentualnego zawiadomienia Growa o intruzach czy jakimś innym niebezpieczeństwie. Nietoperz zatoczył koło na niebie, powoli lecąc w stronę niedźwiedzia, wraz z Psami na dole.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach