Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 27.06.20 19:30  •  Take the risks.  - Page 4 Empty Re: Take the risks.
  Wysłuchiwała słów rudowłosej, siedząc nieruchomo w parującej wodzie. Jedynym ruchem z jej strony było delikatne unoszenie się i opadanie odsłoniętej klatki piersiowej podczas oddechu. Poza tym trwała jednak niczym zdobiące dziedziniec posągi, w skupieniu obserwując twarz swojej rozmówczyni. Nie mówiła niczego, bo nie chciała przerywać. Niewątpliwie jednak przyswajała całą zaserwowaną wiedzę, każdą najdrobniejszą radę traktując z należytą uwaga.
  Zagryzła wargę.
  Od jak dawna to trwało? Zdawała sobie sprawę, że ojciec i lord Gorton traktowali ją jak delikatne, egzotyczne zwierzątko, które rozpadnie się na popiół od byle podmuchu. Znała również powód tego zachowania, lecz o ile z początku była w stanie go zrozumieć, tak po latach wydawał jej się niezbyt rozsądny. Miała przejąć tron po swoim staruszku, a Maegor miał swoje lata na karku. Nie był posiwiałym starcem, ale on sam również zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest długowieczny. Jaki był więc sens w odsuwaniu córki od każdej sprawy związanej z królestwem?
  Mogła być naiwna, ale nie była słaba. Wierzyła, że z odpowiednim człowiekiem u boku uda jej się dokonać rzeczy, których ojciec i dziadek nie byli w stanie. Miała smoki, co ją więc zatrzymywało przed podbiciem niebios? Nikt nie rozumiał tych bestii tak, jak ona. Mało kto ośmielił się do nich w ogóle podchodzić, a gdy Shuri była ledwie niemowlęciem, kołyskę otaczały młodsze i starsze jaszczury. Nawet sam Maegor, a wcześniej Merax zwany Płonącym Sercem nie rozumieli smoków tak dobrze, jak młoda księżniczka.
  Powoli podniosła dłoń, zamykając palce w formę pięści, gdy naszyjnik znalazł się w jej wnętrzu. Zaniepokojona sytuacja lub zatrwożona jakąś sprawą zawsze sięgała do lśniącej zawieszki, jakby jej chłód miał odgonić wszelkie zmartwienia. Wbrew pozorom najwyraźniej działało, bo twarz księżniczki znów złagodniała, lico się wygładziło.
  – Jak zapewne wiesz, co roku na archipelagu organizuje się Letnie Żniwa. To wieloletnia tradycja, która na czas trwania zobowiązuje władców wszystkich królestw do złożenia broni i pokojowych rozmów, chili wytchnienia. Obchód zaczyna losowo wybrany na początku wiosny Król. Wedle własnego uznania odwiedza każde z królestw, choć nigdy nie zostaje na cudzych ziemiach dłużej, niż dwa tygodnie. Gdy skończy swoją podróż, jego miejsce zajmuje kolejny, wyznaczony przez poprzednika, aż w końcu koło się zamyka i święto Letnich Żniw dobiega końca. Dla mieszkańców o spokojnym duchu jest to jedynie czas na zawiązanie lepszych więzi między królestwami, na poprawienie stosunków. Co bystrzejsi wiedzą, jednak, że to ogromna polityczna gra. Trzeba uważać na to, czyje ziemie odwiedza się jako pierwsze, czyje jako ostatnie, trzeba z rozwagą wybierać następcę, a i tak niemal nigdy nie dochodzi do sytuacji, w której nikt nie poczułby się urażony. To również okazja do zaprezentowania swojej wielkości, wszak żaden ruch nie pozostanie niezauważony. Każda najmniejsza rzecz ma znaczenie – sposób powitania drugiego władcy, miejsce, w które się go zabierze, goście, jakich się mu przedstawi, uczta, jaką mu się wyprawi oraz rozrywki, które się mu zapewni. Święto wydaje się z pozoru jedną wielką sielanką i czasem długich uczt, lecz wszyscy dobrze wiemy, jak niewiele wystarczy do rozpętania wojny. Mój pan ojciec od długiego czasu prowadzi dysputy z doradcami, rozważa kogo odwiedzić w pierwszej kolejności, kogo najlepiej ugości. Żelazne Ziemie stoją nam teraz w roli sojusznika, zaręczyny nakazywałyby udzielić największe honory właśnie im. Prócz nich mamy jeszcze Kerach, od którego zależy dostęp do wiedzy i jakiego mędrca dostaniemy na miejsce Olardosa, gdy ten dożyje swych dni. Onaeri trwa z nami w przyjaźni od lat, lecz nie powinniśmy dawać im powodu do krzywego spojrzenia na nasz wybór. Gaesean jest olbrzymie i nosi na potężnych barkach równie olbrzymią dumę. Agredia owiana jest wielką mgłą tajemnicy i tak naprawdę nie wiadomo, jak powinno się ich traktować – Powstała przerwał trwała kilka chwil. Shuri zebrała w tym czasie myśli, poprawiła pozycję, odgarnęła zbłąkany kosmyk z oczu. – Ojciec broni się rękami i nogami przed zabranie smoków, nawet Baleriona. Moim zdani to czyni go podatnym, pokazuje, że nie jest tak wielki i silny, jak mówią pieśni opiewające jego imię. Kimże jest smoczy król, który nie dosiada swojego wierzchowca? Upiera się, że to będzie zniewaga dla pozostałych królestw, lecz zarówno ja, jak i lord Gorton usiłujemy mu uświadomić, że to nie byłoby zniewagą, a dowodem wielkości. Monarcha Lyrivii, władca ziem zamieszkiwanych przez smoki... przejeżdżający przez królestwa w lektyce napędzanej końmi – Shuri nie była w stanie powstrzymać prychnięcia wieńczącego wypowiedź. Na ulotny moment przymknęła powieki i odwróciła twarz na bok.
  Zaraz pokręciła głową, sięgając po przygotowany ręcznik. Miękką tkaniną zaczęła osuszać skórę wokół rozległej rany. Później złapała za przyniesione od Lothara specyfiki, zaczynając wcierać je delikatnie w polecone przez lekarza miejsca.
  – Podczas przejazdu przez królestwa będziesz mi towarzyszyć. Przedstawię ci przyjaciół Lyrivi z Onaeri i zaufanego mędrca oraz nauczyciela Reladrica z Kerach. Wywołasz grymas na twarzy Argona odwiedzając Żelazne Ziemie u mego boku, lecz uważam, że odrobina ruchu mięśni wyjdzie mu na dobre – Cień uśmiechu przemknął po twarzy księżniczki. Kończąc proces nakładania maści i antybiotyków na zaczerwienioną skórę, owinęła zranienie leżącymi na czystej tacy tkaninami. Supły sprawdziła dwukrotnie, nie chcąc, by opatrunek spadł z ciała rudowłosej podczas wykonywania jakiejś czynności. Jeszcze przez chwilę oceniała dzieło, aż w końcu skwitowała całość delikatnym skinieniem.
  – Jutrzejszy podwieczorek, dobrze więc – Wstała z miejsca. Podczas gdy woda spływała w dół jej ciała, księżniczka okryła nagość wolnym ręcznikiem. Podniosła z podłogi zrzucone wcześniej kawałki ubrania. Wolną rękę wyciągnęła ku Christine. – Chodźmy, zaprowadzę cię do twojej komnaty.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.20 23:33  •  Take the risks.  - Page 4 Empty Re: Take the risks.
Jak zapewne wiem? Pierwsze słyszała o tego rodzaju tradycji i nawet nie kryła zdziwienia. Brwi uniosły się w niemym pytaniu, ale tak naprawdę nie musiała nic robić. Shuri ciągnęła temat, wyjaśniając po kolei każdą kwestię tej dziwnej, nieznanej Chris kultury. Jak mogła o tym nie wiedzieć? Wprawdzie większość życia spędziła tutaj, w Lyrivii, na samych obrzeżach państwa, karmiąc konie i ucząc się zaciskać zęby, gdy w ruch szły pięści opiekuna. Była zwykłym mieszkańcem, może nawet kimś gorszym od mieszkańca. Była psem żywiącym się ochłapami, pracującym na swoje utrzymanie o wiele ciężej niż było to warte. Jej wiedza ograniczała się więc do tego, co działo się w wiosce, do rżenia hodowanych pegazów, do plotek sięgających domów oddalonych o kilka kilometrów. Później jednak wypłynęła w morze. Pamiętała ten kojący dźwięk fal, szept wielkich wód, które słały ku niej spokojne opowieści lub wściekle wywracały statek, żądając wyjaśnień za krzywdy jakie wyrządzali jej ludzie. Należała do grupy niezależnej – do piratów, jak nazwaliby ich w każdym większym królestwie. Dobrze wspominała podboje, wyzwiska, rutynę i pewien rodzaj wolności. Nic dziwnego, że nie dotarły do niej żadne święta i kultywowane tradycje – nie należała wtedy do nikogo, obchodziło ją więc wyłącznie to, co posiadała tuż przed nosem. Dopiero potem osiadła na Żelaznych Ziemiach – i tu zakotwiczyła się, unormowała żądzę przygód i wiedzy. Bardzo powoli nabierała rytmu, jaki wybijała społeczność. Dość prędko dotarła do władzy. Nie kompletnej, jednak bycie członkiem Żelaznej Wendety oznaczało dumę. To osiągnięcie, którego zazdroszczono. Zwłaszcza jej, kobiecie.
Ale i tam minęła się z Letnimi Żniwami. A może ktoś próbował jej o tym powiedzieć, ale machała ręką jakby odganiała namolnego dzieciaka? Może w tamtej chwili, w tamtym czasie, była to informacja trywialna i denerwująca, bo Chris od władców bardziej nienawidziła jedynie władców, którzy dodatkowo szczycą się swoją potęgą.
Dziewczyna wydęła wargi, a potem cmoknęła z przekąsem. Słuchała księżniczki równie skrupulatnie, jak tamta słuchała jej, gdy sama zabierała głos, jednak w porównaniu do niej, nie zachowywała się tak, jakby rzeczywiście temat ją interesował.
Ponieważ szydzisz z koni, wasza wysokość. Popatrzyła na nią spode łba, gdy pojawiła się wzmianka o lektyce ciągniętej przez wierzchowce. Reakcja Shuri mimowolnie ją ubodła.
Zasadniczo nie mogła wiedzieć o zawodzie jaki uprawiała jej nowa strażniczka, ale nijak nie zmieniało to sytuacji. Chris konie kochała. Kochała ich twarde, wytrzymałe grzbiety, ich boki rosnące i zapadające się pod wdechami i wydechami. Kochała tętent kopyt wystukujących rytm stępu, kłusa albo galopu. Kochała szorstką sierść pod palcami i gorący oddech padający na ramię, gdy tuż obok, kiwając łbem, kroczył Chaos prowadzony za uzdę. Myśl, że ktokolwiek uważał te piękne, silne zwierzęta za zwierzęta, które przynoszą hańbę, natychmiast ją rozeźlił.
Nie zareagowała inaczej niż poprzez ostre, ukradkowe spojrzenie ku księżniczce. Być może Shuri niczego nie zauważyła – akurat w tym momencie prychnęła, odwracając głowę na bok. A potem i tak podniosła się i oddaliła, więc Chris spojrzała na opatrunek i zaczęła go sprawdzać, byle tylko zająć umysł i wyplenić rozdrażnienie. Nie mogła przecież zachowywać się jak dziecko, jak obrażona... księżniczka.
W Argonie wywołam nie grymas, a zadowolenie, wasza wysokość – westchnęła, opuszczając ręce i wspierając się nimi po bokach. Nogi moczyły się wciąż w wodzie, ocieplały skórę i zmęczone mięśnie. – Na dzisiejszym przesłuchaniu wspomniałam, że opuściłam Żelazne Ziemie, ale zezwolono, bym odeszła tylko pod warunkiem, że nigdy nie wrócę do królestwa. Przekroczenie granicy będzie równoznaczne z buntem, a to wywoła oburzenie. Słuszne zresztą – przypomniała, krzywiąc się pod nosem. – Żelaznej Wendety się nie opuszcza, a od czasu jej powstania zrobiono w tej kwestii tylko kilka wyjątków. Miałam szczęście, że nie skrócono mnie o głowę.
Uniosła brodę, gdy kątem oka wyłapała ruch. Ręka Shuri zawisła w powietrzu, ale Chris tylko na nią patrzyła. Zdawało się, że zamarła na kilka sekund za długo i choć ramię jej drgnęło, ostatecznie podniosła się sama.
Ból nogi, na której stanęła, zwarł jej zęby. Zdusiła jednak syknięcie i lekko utykając podeszła do ubrań przygotowanych przez Yntemę. Leżały zwinięte w kostkę tak równą, że zdawało się to nierealne. Chris wzburzyła ten porządek, łapiąc za materiał jakby chwytała garść piasku. Strzepnęła tkaninę, rozwijając wąskie spodnie. Ubranie ich zajęło jej zdecydowanie za dużo czasu, za to czarną koszulę zapięła w trymiga.
Zatem prowadź.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.20 1:44  •  Take the risks.  - Page 4 Empty Re: Take the risks.
  Ostry wyraz twarzy nie umknął jej spojrzeniu. Mimo ust i myśli zajętych Letnimi Żniwami uwagę miała podzielną, wszak już od najmłodszych lat uczyła się jednym uchem słuchać nauczycieli, a drugim plotek Yntemy.
  Gdyby wiedziała, że Christine uraziła uwaga dotycząca koni, od razu pospieszyłaby z wyjaśnieniami. Nie miała nic przeciwko tym wierzchowcom, kochała wszystkie zwierzęta i na zamku oraz poza nim dobrze to wiedziano. To nie same konie stanowiły problem, a jedynie prezencja Maegora, który własnymi rękami psuł swój wizerunek w oczach innych władców i ich poddanych. Nie od dziś postępował nierozważnie.
  Shuri nie znała jednak myśli rudowłosej, które przemknęły jej przez głowę w momencie skrzywienia lica. Nie mogła się więc podzielić własnymi spostrzeżeniami, a nim zdążyła otworzyć usta i zadać pytanie, między nimi wykwitła kontynuacja rozmowy.
  Jeszcze przez chwilę przypatrywała się rozmówczyni z niezrozumieniem wymalowanym w oczach, aż w końcu, po dłuższej chwili, podjęła dalszą konwersację.
  – Sam lord Argon nie powinien stanowić dla nas problemu, jeśli spróbujemy przedyskutować tę sprawę – mruknęła nagle. – Jest tu goszczony równie dobrze, jak na własnych ziemiach. Ludzie patrzą na niego z podziwem i szacunkiem, w rękach trzyma smocze jajo i bogowie tylko wiedzą, jakie jeszcze zaszczyty obiecał mu mój ojciec. To jego matką się martwię. Lord Gorton wspominał mi, że Asendala jest nieprzejednaną i bardzo zadowoloną z władzy kobietą. Nie lubi wyjątków, nie lubi litości i zdecydowanie nie przepada za ułaskawieniami. Czego jednak matka nie zrobi dla dziecka? I zachowania korony, rzecz jasna. Królowa regentka nie sprzeciwi się jawnie decyzji swojego monarchy – Lord Gorton wspomniał jeszcze, że Asendala sprawia wrażenie kobiety, która byłaby w stanie poślubić własnego syna, byleby tylko zatrzymać się przy władzy. Tego jednak nie powtórzyła na głos.
  Zapatrzyła się w kołujący obok uda żółty płatek.
  Tak naprawdę nie wiedziała o Królowej Żelaznych Ziem niczego prócz faktów sprzedanych przez nauczycieli, lecz te dotyczyły jedynie dokonań, oraz plotek podszepniętych przez dowódcę Smoczej Straży. Połączenie wiedzy obu tych stron dawało obraz silnej i pewnej siebie osobistości. Czy na kogoś takiego można było mieć wpływ?
  Westchnęła.
  Myśli rozwiał dopiero szelest zakładanych przez Chris ubrań. Księżniczka spoglądała na materiał spodni, póki ten nie zakrył skóry ud i nie spoczął na biodrach. Wówczas potrząsnęła głową, samej wsuwając na siebie obie części niewielkiego, choć ozdobnego stroju, który miała na sobie podczas sądu. Tym razem jednak darowała sobie zakładanie płaszcza; przewiesiła go tylko przez przedramię.
  – Jeżeli będzie ci czegoś brakowało, to moja komnata będzie tuż obok. Możesz też zwrócić się do Yntemy, przyniesie co trzeba lub wskaże ci drogę – powiedziała jeszcze, uchylając drzwi łaźni. Na zewnątrz wciąż stała dwójka tych samych strażników. Wyglądali jak nieporuszony niczym marmur. Stali w całkowitym bezruchu z dłońmi blisko rękojeści mieczy i patrzyli nieprzerwanie w dal, odwracając wzrok dopiero gdy w zasięgu oczu pojawiła się księżniczka. Z początku chciała powiedzieć, że nie było potrzeby, by dłużej im towarzyszyli, lecz ostatecznie uznała, że i tak pójdą krok w krok za nią i rudowłosą, bo taki był przecież rozkaz.
  Droga do odpowiedniego pokoju okazała się znacznie krótsza niż ta do łaźni. Przeszli ledwie jeden korytarz, a w połowie kolejnego brunetka już sięgała dłonią do mosiężnej klamki. Podmuch świeżego, letniego powietrza od razu uderzył im w twarze. Zasłony przy ogromnym, uchylonym oknie podniosły się w żwawym tańcu, powiewając w górze, póki drobny przeciąg nie zniknął. Pomieszczenie było przestronne, utrzymane w porządku i ładne. Wiele półek ozdobiono doniczkowymi roślinami, poustawiano wazony pełne świeżych kwiatów o łagodnym zapachu.
  Shuri rozejrzała się dookoła. Nie chciała jeszcze wracać do siebie, więc weszła w głąb pokoju, ostatecznie zajmując kraniec łóżka. Usiadła na jedwabnej pościeli z gracją i przyjrzała się raz jeszcze Christine.
  – Zostawię cię samą, jeśli pragniesz odpocząć – powiedziała w końcu, kierując wzrok ku widokowi za oknem. Gdzieś daleko na niebie tkwiła ruchoma, czarna plama; prawdopodobnie to Balerion szukał sobie posiłku. – Jesteś również mile widziana na wspólnej kolacji, jeśli zechcesz dołączyć.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.07.20 3:50  •  Take the risks.  - Page 4 Empty Re: Take the risks.
Rude fale mokrych wciąż włosów zadrgały na jej plecach jak węże, gdy potrząsnęła głową. – Nie – odezwała się z uporem, ale chyba za cicho, za słabo. Tu nie chodziło o lorda Argona. On sam rzeczywiście nie był przeszkodą; przeszkodą nie była też jego matka, ani żadna inna postać z rodu Fergursonów; żaden pojedynczy strażnik, głowa rodziny albo uczony. W grę wchodziło coś poza jednostką. Cóż wiedzieć mogła o tym księżniczka? Służba co ranek przynosiła jej świeżej wody do obmycia twarzy, a każdy rozkaz wykonywano z nadgorliwą chęcią. Nigdy nie zaznała głodu, nie czuła dreszczy zagrożenia, nie marzła z chłodu i nie cierpiała podczas susz.
Christine ściągnęła mocniej poły koszuli, aby poprawić zapięcia, jednocześnie zastanawiając się, czy powinna wdawać się w dyskusje z kimś, kto nigdy na nic nie zapracował. Nie potrafi się nawet zachować jak księżniczka. Swawolnie pogrywa z własnym ojcem. Przeciwstawia się mu, hańbiąc dobre imię rodziny. Na Żelaznych Ziemiach dawien dawno straciłaby dostęp do władzy. Usunięto by ją w cień, zapomniano o niej. Coraz rzadziej padałoby jej imię podczas wieczerzy, aż w końcu nie zostałby nikt, kto trzymałby w pamięci postać córki króla.
Lyrivia różniła się jednak od Żelaznych Ziem.
I ani Maegor, ani Shuri, nie musieli znać tych twardych zasad, a już tym bardziej – podporządkowywać się im. Idąc długim, jasnym korytarzem, dwa kroki za czarnowłosą ulubienicą tłumów, w głowie naradzała się masa myśli. Kiełkowały jak wiosenne kwiaty, coraz gwałtowniej i liczniej. Jak powinna przedstawić swoje argumenty? Przypomnieć, że prawo Żelaznych Ziem różni się znacząco od lyriviańskiego?
Nie chodziło tu wszak o żadne widzimisię lorda Argona. Ani o jedno skinienie Asendali. Zasadniczo nie miało znaczenia co im przyjdzie do głowy, o ile wpasowuje się to w normy państwa. Królestwa mającego setki lat na to, aby wyrobić przyzwyczajenia i charakter jego mieszkańców. Ludzie oczekiwali od swoich władców niewiele. Nie baczyli na niebezpieczeństwa. Nie pragnęli dostatku, bo surowy klimat przesiąknął przez ich ubrania, mięśnie i kości; był jak krew buzująca w żyłach. Zdawało się, że jedyne, czego nie zdołają pojąć, to niesprawiedliwość. Zawahanie się. Gdy ktoś łamie rozkaz – należy ściąć go o głowę. Gdy ktoś bohatersko ratuje króla – należy go nagrodzić.
Gdy ktoś nie może wrócić, a mimo tego wraca, nie ma dla niego litości.
Zginę przez ciebie, warknęła, patrząc w plecy kroczącej śmiało księżniczki. Przez twój głupi, płytki... – skrzywiła się – dobrotliwy światopogląd.
Stukot obcasów ucichł, gdy Christine się zatrzymała. Czujny wzrok nie odstępował Shuri nawet na moment. Obserwowała jak dłoń opada na klamkę, jak nadgarstek zgina się w miarę użycia siły, jak palce odsuwają się od pchniętych do środka wrót.
Świeży podmuch owiał ich twarze; pełen kwiecistych zapachów i woni wypranej pościeli. Rudowłosa jeszcze moment przypatrywała się księżniczce, ale zaraz potem rzuciła okiem na wnętrze komnaty. Jej wygląd zbił ją z tropu, wywołał błysk w źrenicach, w których zaraz zalęgł się mrok. Tak przestronna? Umeblowana? Własna? Zdusiła w sobie komentarz, zatrzymując jasne spojrzenie na profilu panienki. Nie potrafiła ruszyć się z miejsca; stała w przejściu, z rękoma luźno zwieszonymi wzdłuż boków, z mokrymi lokami opadającymi na smukłe ramiona. Usta lekko się zaciskały, niezdecydowane czy powiedzieć, czy przemilczeć o jedno słowo za dużo.
Pluła na przepowiednię. Na tę przeklętą staruchę. Na własny strach, który popchnął ją w stronę Lyrivii. W imię czego? Dawno utartych wspomnień?
Odpoczynek przyda się nam obu. Dobrze przemyśleć pewne sprawy – skwitowała kwaśno, wreszcie odzyskując głos. Zdążyła zapomnieć o parze strażników, którzy na baczność warowali po obu stronach ciężkich drzwi. Ich naprężone sylwetki zamarły w stałej pozycji; byli jak posągi.
A teraz sama stanie się jednym z takich wyuczonych marionetek. I to pod butem lyriviańskiej dziewczyny.
Stawię się jutro w twojej komnacie, zaraz po podaniu podwieczorku.

Zielone, kocie oczy Oliviara zamieniły się w wąskie szparki.
– Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę – odezwał się zbyt entuzjastycznym, fałszywym w brzmieniu tonem. – Żywą, oczywiście.
Z cienia wyłoniła się smukła sylwetka; dopiero teraz dało się dostrzec jej postać. Z ramion spływał miękki, czarny płaszcz, a buty, mimo obcasów, nie wydały z siebie choćby stuknięcia, choć kobieta kroczyła po brukowanej ulicy. Usta – czerwone jak krew – wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
Daj spokój, Oliviarze. Nie tak łatwo mnie skreślić. Zapomniałeś o tym, kto chronił twoje plecy ledwie kilka lat temu? – Dłonie, okryte skórzanym materiałem o tej samej, ciemnej jak reszta stroju barwie, chwyciły za kaptur i zsunęły go na kark. – Nie mam zbyt wiele czasu.
– Cud, że w ogóle go znalazłaś. – Oliviar uniósł brew. – Nawet nie śmiałem założyć, że królewska smycz sięga tak daleko.
Daruj sobie sarkazm. – Uśmiech się poszerzył; tęskniła za Oliviarem. Był jednym z niewielu powodów, dla których wahała się, by opuścić Lyrivię. – Dotarł do ciebie bezpiecznie?
– Oczywiście. – Oliviar wzruszył barkami. – Ale musisz zacząć uważać. Pewnego dnia ktoś się zorientuje i skończę martwy w rynsztoku.
Świat nie zniósłby takiej straty.
Żachnął się, odbijając od ściany i ruszając w mrok.
– Właśnie.

– Och? – Oczy Yntemy nabrały wielkości; stały się nagle dwa razy większe. – Cóż to się dzieje?
Końskie kopyta zamarły; zniknął dźwięk ich kroków, zastąpiony cichym, nosowym parsknięciem. Promienie słońca przeplatały się z rudymi pasmami włosów siedzącej na grzbiecie ogiera kobiety.
Yntemo – przywitała się, patrząc na służkę z góry. – Nie spodziewałam się spotkać na drodze nikogo poza piekarzem.
– I ja podobnie, panienko. – Cienie pod oczami Yntemy przypominały o krótkich nocach, ale zmarszczki w kącikach ust i oczu świadczyły o jej wesołym charakterze. Teraz też na wargach czaił się uśmiech. Chris poprosiła ją o pobudkę, a potem uderzyła łydkami w boki Chaosa. Koń ruszył.
Ciekawa była, czy twarz służącej przybrałaby inny wyraz, gdyby dowiedziała się, skąd wracała.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, Chris była już ubrana i właściwie gotowa do wyjścia. W chwilę później szła za Yntemą, prowadzona do pokoju księżniczki. Miały się spotkać w porze podwieczorku, jednak uznała, że wtargnięcie do komnaty podczas posiłku będzie – co najmniej – niezręczne. Równie mocno co dołączenie się do tego. Sama wizja, w której obie siedziałyby przy jednym stole i pożywiały się tymi samymi ciastami, owocami i kawą, wydawała się abstrakcyjna. Co tu kryć – wręcz haniebna.
– Proszę bardzo. – Yntema zatrzymała się przed wrotami, obróciła w stronę Chris i spojrzała jej prosto w oczy. – To tuż obok.
Tak blisko.
Chris kiwnęła głową, tym samym dając znać Yntemie, że nie potrzebuje jej dalszej pomocy. Na strażników nie zareagowała; zamiast tego pchnęła skrzydło drzwi i wkroczyła do pokoju księżniczki.
Czas na prawdziwą rozmowę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

 
Nie możesz odpowiadać w tematach