Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

czas i miejsce: kilka długich miesięcy temu, Desperacja
uczestnicy: Jarvis i Abigail


  Cienka granica dzieliła go od wykonania ostatecznego kroku.
  Wiedział, że gdyby wysilił się choć trochę, udałoby mu się ukrócić te cierpienia. Wystarczyłoby pogrążyć się w dusznej ciemności, która odebrała nie tylko wzrok, ale także zmąciła pozostałe zmysły.
  Gardło zaciskało się kurczowo, połykając parzący piasek. Suche powietrze ledwo dostawało się do płuc przez popękane i spragnione wody wargi. Nie dochodziły do niego żadne dźwięki, poza skwierczeniem własnego ciała. Coś gorącego pożerało go zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz, zmuszając do ciągłego trwania w tępym bóle.
  Nie rozumiał, co się dzieje.
  Usiłował poruszyć nogą, ale spotkał się z protestem w postaci przeszywającego skurczu. Syknął cicho, krzywiąc się na brudnej od ziemi twarzy. Sklejone ropą rzęsy nie pozwalały mu na ocenę sytuacji, w jakiej się znajdował, więc próbował zbadać to w inny sposób. Lewa ręka wydawała się tonowym balastem, poza tym praktycznie w ogóle jej nie odczuwał. Może wcześniej ją utracił? Dłonią sprawnej w minimalnym stopniu ręki ruszył do przodu, przesuwając opuszki po ciepłym piasku. Na zewnątrz miał o wiele mniejsze szanse, chyba że nie znajdował się na totalnym pustkowiu. Gdyby jednak tak nie było, już dawno ktoś powinien się nim zainteresować. Odnosił wrażenie, jakby czas się wokół niego zatrzymał, skazując go na wieczne potępienie.
  Włosy pozbawione blasku, przetłuszczone i poplątane zakrywały częściowo bladą i wychudzoną twarz mężczyzny. Skóra w wielu miejscach przesuszyła się, w innych przybrała odcień siniaka bądź została naznaczona otarciami. Ubrania - mundur specu - straciły swoją świeżość, teraz w strzępach, nie pełniąc funkcji ani estetycznej ani ochronnej. Na materiale zakrywającym udo i brzuch pogłębiała się plama krwi, aż zaczęła tworzyć małą kałużę pod wyczerpanym ciałem.
  Ból nasilił się, łupiąc głowę i ponownie odbierając mu resztki świadomości.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na Desperacji trzeba zawsze było być gotowym na wszystko, co tylko los potrafił rzucić w Twoje ręce - jednego dnia były to szalone bestie, drugiego ktoś próbował cię okraść, a trzeciego trafiałeś na ofiary innych.
Niemniej jednak anielica zawsze z uśmiechem na twarzy przechodziła przez te tereny, nasłuchując każdego dźwięku, jaki dochodził do jej uszu, szukając wzrokiem anomalii, które mogłyby złapać jej ciekawość. Samotność i nuda były dla niej niczym kat, który powoli wbijał szpile w całe jej ciało, męcząc na każdym kroku.
Nie była pewna, czy to, co widziała, była prawdą, była zbyt daleko - gdy jednak zaczęła się powoli zbliżać, wyrzucając z gardła delikatnie ożywione "oho?", plama na ziemi okazała się być o wiele bardziej ludzka, niż sądziła na początku. Na początku jej ruchy były ciche, powolne, pełne gracji - gdy jednak jej oczom rzuciła się krew, która powoli zabarwiała powierzchnię wokół ciała, przyspieszyła bez większego myślenia, nurkując ręką do kieszeni w poszukiwaniu bandaży lub chociażby skrawków materiału, które mogłyby za takowy posłużyć.
Czy ten ktoś wciąż żył, czy jednak Bóg zabrał to nieszczęsne dziecię na swoją stronę?
- Nie jest to najlepsze miejsce na spoczynek, nie sądzisz? - zagadała do leżącego nieznajomego z lekkim uśmiechem na twarzy, sprawdzając, czy ten reagował na jej głos. - Zaraz coś z tym zrobimy - wszak tyle jeszcze przed Twymi oczami do ujrzenia, nie warto dawać się objęciom śmierci. Czy słyszałeś może kiedyś...
Do jej głowy przychodziły najróżniejsze ciekawostki, którymi powoli rzucała, nawet mimo iż nie miała pewności, czy nieznajomy reagował - jeżeli jednak, to musiała ją utrzymać bez irytowania go. Ukazała swoje dłonie, zanim wyciągnęła je w jego stronę - jeżeli wciąż coś widział, to wiedział już, że nie chce mu zrobić krzywdy. Nie miała zbyt wiele czasu do stracenia. Choć jego strój wskazywał na przynależność do wojskowych, tak żaden towarzysz mężczyzny nie znajdował się w pobliżu, a rana była poważna. Z całej siły spróbowała w jakimś stopniu zatamować krwawienie i uwolniła swoje skrzydła. Ryzykownym było kierowanie się do samego Apogeum, stąd musiała się modlić, że zdoła go chociażby przenieść do swojej niewielkiej kryjówki nieopodal... Tak ciężkie ciało może być dla niej problemem, aby je przenieść aż do Edenu. Potem zdecyduje, czy to wystarczy, czy jednak jej dom będzie musem. W obydwu przypadkach powinna znaleźć więcej bandaży, leki i pościel, którą będzie mu mogła podarować, aby mógł odpocząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Klatka piersiowa rannego mężczyzny unosiła się powoli, równie wolno opadając, ale zapewniając mu wymianę gazową. A zatem wciąż żył, choć na pierwszy rzut oka niewiele brakowało do zaczerpnięcia ostatniego oddechu. Na dobrą sprawę mógł wykitować w każdej chwili, rany bowiem sięgały w głąb ciała dość głęboko, a krew nie przestawała sączyć się z przerwanych miejsc. Wyglądał jak kupka nieszczęścia.
  Mamrot wydostał się z jego ust, gdy anielica przemówiła, ale nie były to żadne konkretne słowa. Raczej majaczenie nieprzytomnego. Oczy, wciąż zamknięte, delikatnie drgały pod powiekami, a spierzchnięte usta jakby próbowały dać do zrozumienia, że brak im wody. Nie powinna niestety liczyć na jakąkolwiek żywszą reakcję, świadomość rannego odpłynęła gdzieś daleko, pozostawiając mu do dyspozycji jedynie odruchowe reakcje ciała.
  Waga wojskowego w połączeniu z bezwładnością sprawiała, że kobieta próbowała unieść worek z ponad osiemdziesięciokilogramowym piaskiem. Brak sztywności w mięśniach utrudniało jego przeniesienie, ale nic w tej kwestii nie mógł poradzić. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że ktoś go odnalazł i przenosi w inne miejsce.
  Wybudził się dopiero jakiś czas później, z trudem unosząc powieki i konfrontując się z zamazanym światem.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Choć reakcja ze strony nieznajomego nie była duża, to i tak jego mruknięcie wiele znaczyło dla anielicy - wiedziała, że ma z kim pracować i ma to sens. Ratowanie trupa, cóż... No nie do końca jej pasowało. Co ona mogłaby z takowym zrobić?
Dość jednak rzec, ze przeniesienie tak ciężkiego delikwenta nie było prostym zadaniem, do tego stopnia że jej własne kości co jakiś czas wydawały niepokojące dźwięki. Nie od zawsze wiadomo było, że siłacz był z niej mierny, no ale trudno się mówi... Nikt jej nie dawał umiejętności na dźwiganie ponad 80 kilogramów masy i chyba jeszcze metalu. Takie życie.
Z czasem jednak zdołała go ściągnąć do swojej niewielkiej kryjówki, opatrzyć niepokojącą ranę, przemyć nieco twarz i napoić chociażby na tyle, aby nie zmarł z braku wody. Nie chciała ryzykować, żeby ten się udusił przez pozycję leżącą. Gdy miała chwilę, zaczęła przeglądać swoje torby z nadzieją, że ma gdzieś coś, z czego mogłaby przygotować niewielki obiad.
Kłamstwem by było gdyby się nie przyznała, ale zaciekawił ją ten nieznajomy. Zmasakrowany S.SPEC na skraju życia i śmierci w miejscu, które nie miało na sobie żadnych oznak wojny... Z jakiego powodu się tutaj znalazł? Czego szukał? Dlaczego nikt z jego zespołu go nie uratował? Kto go doprowadził do tego stanu? Pytania mnożyły się z każdą minutą, wypełniając Abigail energią. Z niecierpliwością czekała.
Gdy tylko ujrzała, że powieki mężczyzny zaczynają się unosić, nachyliła się nad nim, zachowując bezpieczną odległość.
- Ach, cóż za okrutny widok - aż na samą myśl chóry śpiewają: "Biada bohaterowi"! - rzuciła do niego radośnie, choć ten raz nie było uśmiechu na jej twarzy. - Powstańcie, mój panie, albowiem nie wybiła godzina waszego upadku... Tylko nie dosłownie, proszę. Wasz stan daleki jest od idealnego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Natłok słów wpadł do jego głowy jako niezidentyfikowane buczenie. Nie wyodrębnił z niego ani jednej informacji, dlatego zabranie głosu przez anielicę zdezorientowało go jeszcze bardziej. Z jednej strony pragnął, by się uciszyła, z drugiej to dźwięki, których od dawna nie słyszał.
  — Kim jesteś? — wymamrotał, krzywiąc się w odpowiedzi na ból gardła. Tysiące igieł wbiły się w przełyk, sprawiając, że płonął podczas mówienia. Przełknął głośno ślinę i przesunął językiem po dolnej wardze. Jak tarka.Co tu się dzieje? — Otworzył oczy szerzej, mrugając kilkukrotnie, by pozbyć się zaschniętej ropy i chociaż minimalnie wyostrzyć obraz przed sobą. Zamazana twarz kobiety przybrała trochę więcej konturów tak, że mógł odwzajemnić jej spojrzenie. — Kim jesteś...? — Powtórzył zagubiony, następnie rozglądając się po miejscu, w którym się znalazł. Wbrew jej poleceniu, wysilił się na podniesienie, niestety ledwo co oparł się na łokciach, a już stęknięcie uciekło z jego ust i poddał się tępemu bólowi. Tyle różnych bodźców docierało do mózgu z całego ciała, że nie widział, na czym skupić uwagę. Płonął i nic nie mógł na to zaradzić. Co najwyżej liczyć, że nieznajoma się nad nim ulituje i skróci jego cierpienia.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Fakt, że tym razem był zdolny reagować na wszystko bardzo ją ucieszył, jednak jej zadowolenie szybko zostało zastąpione przez grymas, gdy ten, przeciwny jej woli, spróbował się poruszyć. Anielica pokręciła głową z dezaprobatą, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, widząc jak ten upada ponownie na pościel. Westchnęła cicho, posyłając mu krytyczne spojrzenie. Chciała skorzystać ze swoich zdolności, aby nieco ulżyć jego cierpieniom i poprowadzić zwykły dialog, jednak nie mogła - wtedy nie mógłby jej powiedzieć, co jeszcze go boli, jakiej pomocy jeszcze oczekuje.
- Kimże jestem? - powtórzyła niewinnie za nim, grając równie zaskoczoną - Kimże ja mogę być, mój panie? Ot, zwykłą osobą, która zdecydowała się uratować Twe życie! Blisko było, bardzo blisko.
Mówiąc to, jej ręka sięgnęła po niewielką butelkę wypełnioną do połowy wodą, a następnie podeszła do niego, mówiąc cichym głosem, aby się nie wiercił. Podłożyła kilka dodatkowych poduszek, aby umożliwić mu podniesienie się, choćby trochę, aby następnie przyłożyć do jego ust butelkę.
- Pij, to tylko woda - a zapewniam, że od razu poczujesz się lepiej - rozkazała, przechylając butelkę - Moje imię brzmi Abigail, mój panie - A Tobie cudem udało się uniknąć objęć śmierci, choć blisko było, uwierzcie mi na słowo! Rana, którą ci zadano, wciąż jest świeża, stąd proszę, abyś nie ruszał się, jeżeli nie ma mnie obok Ciebie - inaczej znowu się otworzy. A mi daleko do cudotwórcy, wina w krew nie zamienię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Sposób wypowiedzi nieznajomej wprawiał go w większe skonfundowanie. Zamrugał powoli kilka razy, próbując wyłowić coś z odmętów pamięci. Czy fakt, że zwraca się do niego per pan, oznacza piastowanie wyższego statusu niż ona? Jednak... kim on był, by zwracać się doń takim tytułem? I tutaj zagubienie mężczyzny sięgnęło apogeum.
Jak mam na imię?
  Zignorował kobietę, skupiając całą uwagę na tym jednym pytaniu, pozornie tak prostym, że nie powinien się nawet zastanawiać. Czy to szok pourazowy? Być może wciąż znajdował się w na tyle kiepskim stanie, że nawet mózg nie chciał współpracować, odzierając go z podstawowych informacji. Postara się zatem skupić na najważniejszym - żyje.
  Nie oponował przed pomocną dłoń, aczkolwiek trudno było mu przyjąć niespodziewaną troskę. Ponadto zarzucała mu ona pewne kalectwo, a to łatwo urażało męską dumę. On nie da rady się podnieść? Nie da rady powstrzymać skrzywienia bólu? Tylko patrz...!
  Albo i nie.
  Szczęka kurczowo zacisnęła się, mięśnie napięły, a pot ozdobił czoło.
  — Co się stało? — wydusił z siebie, zanim łapczywie nie przytknął ust do szyjki butelki. — Dlaczego tu wylądowałem...?
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z jej ust wyrwało się coś pokroju delikatnego ryku pełnego oburzenia, gdy ten ponownie spróbował się. A żeby go, gdyby nie te wszystkie rany, to przywiązałaby go do łóżka, sparaliżowała aż do chwili gdyby się uspokoił, cokolwiek! Ale to pacjent, proszę pana, trzeba go rzekomo rozpieszczać, bo jęknie raz za dużo i krzyż na drogę.
Powinna była trzymać te liny na zapas gdyby trafił się kolejny nazbyt żywy prawie umarlak. Niechby to.
Gdy przez usta nieznajomego przeszło już nieco zbawiennej wody, anielica odstawiła butelkę na bok i złapała za jeden z talerzy, na którym znajdywała się niewielka porcja pożywienia. Nie miała zbyt wiele, a i on sam może się dalej kopać, stąd chciała się przynajmniej upewnić, że biedak nie zejdzie jej z braku jedzenia... Aczkolwiek jej ręce zatrzymały się na chwilę w połowie wykonywanego ruchu, gdy ten zadał kolejne pytania. Twarz anielicy skrzywiła się, uśmiech zniknął, zastąpiony przez nieskrywane zdziwienie.
- Pytania, pytania... A zero odpowiedzi, tak nie powinno być. - rzuciła cicho, kręcąc głową. - Byłam pewna, żeś Ty jedynym, który może udzielić odpowiedzi, ale... Czyżby Twa pamięć nie pracowała tak, jak powinna? Twój strój niesie mi na myśl jedno ugrupowanie. Jakie jest Twe imię, nieznajomy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Woda przyjemnie spłynęła w dół suchego gardła, oddając mężczyźnie poczucie minimalnego odświeżenia. Desperacki kurz przykrył niemal każdą odsłoniętą część skóry, przez co miał ochotę rzucić się do najbliższego zbiornika wodnego, byleby pozbyć się uczucia lepkości i drapania. Właściwie gdyby anielica nie odsunęła butelki, spróbowałby chwycić ją w palce i polać się nią po twarzy. Może chociaż oczy przestałyby go piec - zaczerwienione i wrażliwe na ostrzejsze światło.
  — Skąd ten nietypowy sposób wypowiedzi...? — palnął, bardziej z przegrzania niż z faktycznego zaciekawienia tą drobną odmiennością. Zamknął oczy, ułożył wygodniej głowę na poduszce, szukając pozycji, która najbardziej zminimalizuje ból, po czym znów na nią spojrzał. — Jaki strój? — Skupił się od razu na ubraniu, dostrzegając jedynie niebieskie elementy. Oraz dużo plam krwi. Niezadowolenie przemknęło przez jego twarz. — Nie pamiętam — przyznał szczerze, ponownie wracając do problematycznego pytania. Nawet na siłę próbując wymyślić jakiekolwiek określenie, nic nie przychodziło mu do głowy. — Zupełna pustka — mruknął, wbijając twardy wzrok w sufit.
Dlaczego?
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Któż wie, któż wie? - odpowiedziała radosnym tonem, dalej badawczo przyglądając się mężczyźnie, jakby miała ocenić, czy w tym stanie będzie mógł w ogóle coś zjeść. - Uznaj to ubarwienie Twojego dnia, mój panie.
Nieznajomy nie wyglądał na tyle dobrze, aby prowadzić z nim tak głębokie przemyślenia na temat jej własnej osoby... Teraz liczył się tylko on. Delikatnym ruchem, anielica nabrała nieco na łyżkę, a następnie przysunęła do ust, mając nadzieję, że ten dalej będzie z nią współpracować. Nie zmuszała go - chciała w ten sposób pokazać, że chce mu tylko pomóc, nie robiła niczego, co ten miałby uznać za wrogie. Miała czas. Jego stan powoli się ustabilizuje.
Gdy jednak usłyszała kolejne słowa mężczyzny, zdecydowanie mina jej zrzedła - przez parę sekund mrugała tylko oczami z lekko rozwartymi ustami, jakby nie była pewna, co powiedzieć. Nie wyglądał na kłamcę, był w zbyt złym stanie.
- Czyli jednak. - Abigail westchnęła ciężko, a jej głos obniżył się nieznacznie. - Mój panie, na Tobie leży strój wojskowego S.SPEC, nie mam pewności jakiej rangi. To by znaczyło, żeś Miastowym... Czyżby jakaś misja przebiegła nie tak, jak powinna? A może jednak to czyjaś zdrada doprowadziła do Twej tragedii?
Liczba scenariuszy była duża, a jej nie chciało się nawet liczyć tego wszystkiego - doszło do czegoś złego i po prostu miała teraz ostry orzech do zgryzienia, jeżeli chciała mu w jakikolwiek sposób pomóc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

    — Nie zwracaj się do mnie w ten sposób... to dziwne — poprosił, unosząc dłoń i przyglądając się jej skórze w potrzebie uświadomienia sobie, ile właściwie miał lat i czy zwrot per "pan" naprawdę doń pasował. Jego ręce wyglądały na takie, co wiele przeszły - szorstkie, otarte, brudne, za to z grubą skórą. Palce miał smukłe, ale kiedy tak wpatrywał się w nie, odnosił wrażenie, że mógłby z łatwością zacisnąć je na czyjejś szyi i zostawić po sobie bolesne, różowe ślady.
    Wykazałby się głupotą, gdyby nie przyjął jej pomocy w takim stanie, dlatego nie oponował, kiedy przysunęła łyżeczkę do jego ust. Nie zamierzał jej tego utrudniać - zacisnął wargi na sztućcu, zadowolony z konfrontacji z dobrym smakiem jedzenia. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo zdążył zgłodnieć.
    — S.SPEC? — powtórzył za nią, próbując rozszyfrować skrót w głowie, ale nic nie przychodziło mu na myśl. Musiał przestać powtarzać za nią każde pojęcie, które go konfundowało. — A więc należałem do wojska... co to za organizacja? Zresztą... — Westchnął odrobinę rozdrażniony i pomasował skroń. — Mogłabyś mi streścić... wszystko? — Nie miał pojęcia, o jakim mieście mówi, nie wiedział, jaka panuje pora roku, gdzie się znajduje, na jakim kontynencie, jak wygląda obecna sytuacja na świecie...
    To było najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek zaznał.
                                         
Jarvis
Wtajemniczony
Jarvis
Wtajemniczony
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach