Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

W fabule występują nawiązania do następujących filmów Disneya: Mulan, Dzwonnik z Notre Dame, Gwiezdne Wojny, Lis i Pies, Planeta Skarbów i Avengers (a kto wie czy nie więcej!)

Gdy Taiyo zapraszał Batshebę na randkę do Paryża w oczach miał romantyczne miasto, wspaniałe strzeliste wieże Notre Dame, wąskie uliczki i urocze kawiarenki, w których można zapomnieć o świecie na długie godziny. Dla większego romantyzmu nie wybrał zatłoczonego pociągu, ani sunącego powoli po chmurach statku, lecz zabrał Bat w chmury do portu, gdzie wynajął podniebny okręt z całą załogą - sami dzielni marynarze, żadne szemrane typki (może poza tym kucharzem - cyborgiem, on wydawał się Taiyowi jakiś dziwny), i to nim ruszyli w stronę stolicy Francji.
Wszystko miało być pięknie, według planu. Toteż wyobraźcie sobie zdumienie Skrzydlatego, gdy po przybyciu do portu, schodząc z zacumowanego nad Sekwaną statku ujrzeli żołnierzy w białych zbrojach i morionowych hełmach uzbrojonych w kusze. To co jednak wzbudziło w nich największe zdziwienie, poza czerwonymi flagami z czarnym krzyżem, to muzyka, która rozbrzmiewała w całym mieście. Tak jakby tego jednego dnia, o tej konkretnej godzinie tuż przed południem, wszyscy muzycy całego Paryża zamiast wygrywać skoczne melodię dla zakochanych zaczęli grać utwór nieznany Taiyowi, lecz nie przywodzący na myśl niczego dobrego.
Jeszcze dziwniejszy był komitet powitalny czekający na brzegu rzeki. Rudy lis siedzący dostojnie i wolno machający swoją kitą oraz chiński smok, malutki taki, całkiem uroczy, który co dziwniejsze machał do nich intensywnie aż nazbyt intensywnie.
Nie było mowy o pomyłce. Taiyo spojrzał porozumiewawczo na Batshebe, która szła obok niego.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Tak naprawdę nie chciała żadnej randki. Nie była romantyczką i nie zamierzała tego zmieniać. Ale… Podniebny okręt? Hell yeah! Pójdzie z blondynem nawet na bal bez alkoholu dla nastolatków, jeśli trzeba. Zgubi dla niego szklany pantofelek, byleby tylko się przelecieć!
Ale gdy tak lecieli do Paryża i Taiyo opowiadał jak bardzo musiał się nastarać, by przygotować i statek i jego załogę, to trochę się jej zaczęło robić przykro. Wyrzuty sumienia to trudny orzech do zgryzienia, więc przeprosiła go pod pretekstem przypudrowania noska i odeszła ze trzy kroki na bok, tak, żeby jej nie usłyszał! Bo musiała się wyżalić chmurkom, a najlepszym sposobem, by to zrobić, to zaśpiewać.

Smutno mi
Narzeczoną dziś nie potrafię być
Romantyczką nie potrafię.
Cierpię, gdy cudzą rolę muszę grać.

Ale czy będąc sobą siebie zasmucić mam?
Kto odpowiedź może dać?

Kim jest ta, której tyłeczek
Na pokład nie wszedł?
Znów w odbiciu widzę całkiem obcą twarz.

Chmura odpowiedź zna
Gdzie jest to drugie ja?
Mój egoizm zdradzi to,
Że buzi tylko statkom dam.

Którą drogą latać tak?
Która randki nie obróci w zło?

Wyrzuciła z siebie swoje troski i natychmiast świat stał się lepszy. Sytuacja wcale się nie zmieniła, ale przecież Taiyo nie może jej mieć niczego teraz za złe, bo się otworzyła na swoje emocje. Otwartym emocjonalnie osobom trzeba wybaczać. Ale on jeszcze nic nie wie i może się nie dowie, bo otrzymali bardzo dziwny komitet powitalny. Wskazała palcem na dwa zwierzątka i zapytała Taia:
- Czy to też część randki? Wiedziałeś, że nie lubię kwiatów i w zamian dajesz mi te stworzonka? Och, czy możesz być mniej uroczy, no naprawdę, zabijasz mnie tu!
Naburmuszyła się, żeby ukryć jeszcze większe poczucie winy.
Lis odwrócił od niej swój łebek, jakby okazywał dezaprobatę, ale smoczątko podskoczyło tylko jeszcze bardziej żwawo i, ku jej zdumieniu, odezwało się!
- Wypraszamy sobie! Prezentami nie jesteśmy! Wasi przodkowie nas wysłali, żebyśmy poprowadzili was ku chwale waszych rodów! Jesteśmy Strażnikami! DA DA DAM! - Smoczek wykonał dziwny gest w powietrzu, jakby chciał uderzyć w gong, ale z jego braku musiał udawać i sam zaimprowizować efekty dźwiękowe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Taiyo obserwował Batshebę, gdy ta na łodzi śpiewała, lecz pomimo wszelkich prawideł rzeczywistości, praw fizyki i innych nieistotnych detali nie dosłyszał słów śpiewanej przez nią piosenki. Co dziwniejsze, nie przejmował się tym.
Za to gdy usłyszał słowa Smoka i ujrzał mądre spojrzenie rudzielca poczuł pewien niepokój. Czyżby to możliwe? Czy ich rodziny postanowiły wspólnie i w porozumieniu wysłać za nimi strażników? Jednak strażników czego? Nie rozumiał tego wszystkiego, więc ruszył razem z Batshebą w ich stronę. W tym czasie z nieznanego nikomu powodu zaczęła grać muzyka
Przyzwoitki nam nie trzeba, więc zmykać stąd niezwłocznie!
Smok nie był zbyt zadowolony słowami Taiyo i ruszył w jego stronę w bojowej pozie, lecz za ogon przez lisa będąc trzymanym dreptał jedynie w miejscu wzbudzając uśmiech naszych bohaterów.
- Hejże! Kto to widział! Lisie trzymaj mnie!
- Strasznie chcę by nie było was tu. - zaśpiewał Reynard idąc razem z Bethesdą brzegiem Sekwany, a za nimi podążali ich strażnicy.
- Czeka nas daleka droga i jeśli sądzisz, och - Taiyo dość dyskretnie kopnął smoka, a ten spadł w spokojną toń rzeki. Szybko jednak wynurzył się, by skwitować kolejne słowa pieśni Lamarqua.
- Nikt nie powie: zrób to.
- Chciałem przez to powiedzieć...
- Nikt nie powie: zmykaj - dołączyła do piosenki milcząca dotąd Batsheba.
- Chodziło o to...
- Nikt nie powie: czekaj zaśpiewali wspólnie podnosząc smoka i usadzając go na jadącym w przeciwną stronę wozie, gdy ten zdążył jeszcze tylko krzyknąć do nich:
- Czekaj!
- Wreszcie możemy iść gdzie chcemy! - Powiedział obracając się Taiyo, zrobił to bez żadnego większego powodu. Niestety w międzyczasie Mushu ponownie do nich dołączył - wredny dziad!
- O, kochani, co to to nie! Już czas byśmy pogadali jak ze smokiem człek.
- Rad z gadzich ust nie usłuchamy - tak czy siak.
- Oj tych dwoje nie myśli nie od dziś! Żegnaj służbo! Żegnaj Francjo! Bo precz stąd czas mi iść.
Ten smarkacze bardzo szarogęsią się.
- I oburzony ruszył w przeciwną stronę, gdy wtedy otrzymał porządne pacnięcie lisią łapką a milczący dotąd strażnik stanął przed Taiyem i Batshebą. Ci zatrzymali się widząc jego spojrzenie.
- Strasznie chcę by nie było was tu. - Jednakże powtórzyli to jeszcze tylko trzykrotnie, a muzyka umilkła. Wtedy też smok przemówił, choć wciąż wypowiadając słowa niezwykle melodyjnym głosem:
- Musicie uratować Paryż! Papież Palpatine przysłał tu okrutnego kardynała Frollo Vadera, który wyobraźcie sobie ściął królową Elsę, gdy tę w karczmie Aldeeran znalazł razem z jakimś myśliwym! Księżniczka Anna się ukryła i tylko wy ją możecie odnaleźć!
Nie znali miasta, byli tu pierwszy dzień i mieli inne plany. Żadne z nich jednak nie pomyślało o tym, że przecież to bez sensu i ratowaniem Paryża powinien zając się ktoś o lepszych kompetencjach.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Nie wiedziała czyj to był pomysł z przyzwoitkami, ale wydał się jej zdecydowanie przesadzony. Przecież dziećmi nie byli! Ale musiała przyznać, próba przegonienia natrętnych sidekicków była całkiem pocieszna. Zabawnie, że nikt nie zareagował na ich śpiewanie poza samymi zainteresowanymi.
- Czemu sami sobie nie poszukacie tej księżniczki? Zresztą, co ona może zrobić? Powali kardynała Frollo Vadera widokiem dużego zagęszczenia piegów na małej powierzchni?
Za tę bezczelną uwagę Mushu najwyraźniej postanowił uszczypnąć Batshebę, ale ta zakręciła młynka, jakby wciąż jeszcze tańczyła, po czym pokazała mu język. Ach, nie ma to jak wzór bohatera!
- No dobrze, dobrze! Ale skoro nie wiecie, w jakim miejscu się ukrywa, to gdzie mamy zacząć poszukiwania?
- To proste! Pomoże wam… - Tutaj smok zrobił dramatyczną pauzę, rozejrzał się dookoła, po czym uznawszy, że nikt nie podsłuchuje, pomimo tłumu codziennej gwary naokoło nich, wyszeptał: - Oddział rebeliantów! Hihihi!
Wydawał się być bardzo ucieszony, jakby właśnie obwieścił, że Gwiazdka w tym roku wydarzy się aż dwa razy. - A więc chodźcie, czas nam ruszać w drogę ku przygodzie!
Batsheba spojrzała na Taiyo i wzruszyła ramionami na znak, że w sumie to nie ma nic przeciwko zmianie planów. Może jeśli pójdą na tę “przygodę” to dostaną jakieś nagrody? Może podniebny statek na własność? Och, to by było piękne! W jej oczach pojawiły się złote gwiazdki, gdy tak marzyła o swojej idealnej gratyfikacji.
Chwyciła dłonie Taiyo w swoje własne i z nagłym natchnieniem wyraziła swoją chęć wzięcia udziału w tym dziwnym przedsięwzięciu.
- Proszę, proszę, jeśli to zrobimy, to będzie to najlepsza randka ever! Opowiem wszystkim w domu, że jesteś najlepszym randkowiczem i nawet zasugeruję, że to wszystko zaplanowałeś od początku do końca!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oddział rebeliantów? Może jeszcze będą musieli ich szukać przy pomocy szefa paryskiego podziemia? Co za absurd! Choć może niekoniecznie sama sytuacja była absurdalna - choć była, co Taiyo nie mógł przeboleć, że jego misternie knuty plan, na którego ułożenie spędził długie godziny, zostaje zniweczony przez jakiegoś księdza.
Dopiero entuzjazm Batsheby nieco ostudził jego gniew i nawet wywołał na twarz mężczyzny delikatny uśmiech. Skoro chciała, żeby podczas ich randki uratowali jakieś miasto, to czemu miałby odmawiać. Choć nie odmówił sobie teatralnego gestu dotknięcia palcami swojego czoła, nim udzielił odpowiedzi.
- Och, Niech będzie! - Jego głos wskazywał na to, że dał się namówić, choć z nieukrywaną niechęcią. Co za przeklęty aktorzyna! Już po chwili zdradził się jednak z tym, że pomysł jemu również się podobał. Mógł komuś pomóc, całemu miastu! Choć wciąż pozostawał nieco zły, że to zepsuje jego randkę.
- Więc pora ruszać! Na przygodę! - Nie wiedzieć skąd zaczęła grać muzyka, a kolejne słowa Taiya były słowami piosenki.
- Chyba musi być
gdzieś daleko stąd
takie miejsce gdzie
przygoda czeka.

Na nasz widok zaś
wyrósłby las rąk
Czy to Paryż? Nie wiem
lecz ratować trzeba go.

Pójdziemy ratować go
Droga nam nie straszna
Choćbyśmy iść mieli rok
to wystarczy sił
po co czekać gdy
się spełniają sny
serce drży jak gdybyśmy właśnie
uratowali go

Pójdziemy drogą tą
choćby na kraj miasta
Żaden znój czy trud
nie przeraża nas
W bogach ufność mam
droga mi nie straszna
Swoje miejsce pragnę znać
i wnet uratuje go...

Smok wyraźnie był poruszony, co chwilę zaglądając na boki, czy ktoś ich nie śledzi. Poganiając, czy uciszając rozśpiewanego Taiya, który nic sobie jednak nie robił z jego ostrzeżeń. Przechodzący obok nich oddział strażników kardynalskich nie dał im jednak rady. Byli zbyt słabi by znaleźć ukrywających się za wozem ludzi, smoka i lisa - a to nawet pomimo faktu, że Taiyo nawet na chwilę nie przestał śpiewać.
- To gdzie właściwie idziemy?
- Gdzie idziemy? Jak to gdzie! Na dziedziniec cudów! Jeśli mamy gdzieś znaleźć rebelię, to tylko tam się dowiemy gdzie! - Powiedział wyraźnie podekscytowany smok, tłumacząc dziwne dźwięki, które wydał z siebie lis. Widocznie to on wiedział co robić, a smoka dobrano w roli tłumacza. Nie można mu jednak odmówić, że był dzielny! Gdy przechodzili obok nich żołnierze, wtedy gdy ukryli się za wozem, rzuciłby się na żołdaków, gdyby tylko lis po raz kolejny nie przytrzymał go za ogon. Tym razem jednak protestował mówiąc:
- Puszczaj! Jak ja im pokaże!
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Co po chwila jedynie kręciła głową, nie mogąc się nadziwić czemu ten Taiyo aż tak się rozśpiewał. No owszem, ruszają na przygodę, ale czy to takie ważne? Ważniejsze jest to, co czeka ich potem! Nagrody! Podniebne statki, złoto i więcej podniebnych statków! Z pewnością księżniczka, którą rzekomo mieli uratować mogła skorzystać z zasobów królewskiego skarbca i uszczknąć im odrobinę w ramach wdzięczności. W końcu poświęcali tutaj swoją randkę dla niej i Paryża! Popatrywała na rwącego się do przygody mężczyzny i rwącego się do przygody smoka, rozumiejąc, że tu chodzi o wiele większą stawkę! Gdy Taiowi skończyły się melodie w tle, Bat podjęła swój własny wątek w egoistycznej piosence.

Nie macie za grosz wyobraźni,
Intelekt - no, szkoda mi słów.
Lecz mówię dziś do was wyraźnie
Niech lepiej mnie słucha, kto zdrów

Wysilcie choć trochę mózgowia
Za wiele wymagam, czy nie?
O księżniczkach i tronach tu mowa,
A dotyczy to tak was, jak i mnie.

Bowiem czeka mnie szansa życiowa,
Przyjdzie czas na odmianę - kto wie?
Epoka przepychu Się skrada po cichu.
A co będzie z nami? Słuchajcie uszami.

Zachęcam do zgody, A będą nagrody,
Kiedy spełni się to, O czym śnię.
Choć się prawo obejdzie nie raz,
Przyjdzie czas.

- Hehe, przyjdzie czas.
Niech przyjdzie, Ale na co?

- Na podniebne statki!

No cóz, quid pro quo, do roboty
Zagonię was wnet - jam kapitanka!
Nie plotę wam żadnych andronów,
Zaszczyty czekają u drzwi.
Należą się mnie - no bo komu?
Lecz przy mnie zyskacie i wy!
Bowiem czeka was przygoda sezonu

Przyjdzie czas Już niebawem, tuż, tuż.
Oh la la la
Pośpiechu nie lubię
Ostrożnej rachubie
Tysiącom wyrzeczeń
Zawdzięczam to, że cześć
Należną kapitanom oddadzą mi starsi
I młodsi Paryżanie co tchu.
Oto plan mój i statków moich blask.
Przyjdzie czas!
Oto plan nasz i statków naszych blask.
Przyjdzie czas!

Och tak, Batsheba zdecydowanie oddała się marzeniom, już nie tylko o jednym podniebnym statku, ale o całej ich armii na jej własny użytek! Muahaha! Ekhem… Trzeba jej jednak było przerwać te piękne rozmyślania, albowiem w całym tym śpiewaniu czas tak im szybko zleciał, że już znaleźli się na Dziedzińcu Cudów. Ale wraz z nimi byli tam i również kardynalscy strażnicy i nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Było ich wielu, zbyt wielu, by mogli z nimi walczyć.
Na szczęście, wyglądało na to, że Lis miał pomysł, jak wybrnąć z tej sytuacji, albowiem szybko pomknął pod ogromne drzwi katedry, po czym usiadł pod nimi i pisnął coś w ich stronę. Smok na to wyszczerzył się szeroko i zaśmiał się szyderczo ze strażników, po czym krzyknął do dwójki naszych bohaterów:
- Szybko, szybko, do katedry! AZYL AZYL AZYL AZYL!
No tak. Bo wiadomo przecież, że nikt nie może cię zaatakować, aresztować, ani rzucić w ciebie skórką od banana, jeśli wbiegniesz do przybytku Kościoła i krzykniesz AZYL! Tak więc Batsheba chwyciła Taiyo za rękę i pobiegli razem w stronę schronienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Taiyo nie liczył na nagrody. Nie tylko dlatego, że przewidywał iż skarbiec królewski, jak to tego typu skarbce mają w zwyczaju, był pusty i jedyne co dało się w nim znaleźć do wierzycieli czekających tylko aż jakaś moneta do niego spadnie, by móc ją dla siebie zagarnąć. Powód był prosty! Taiyo robił to bezinteresownie! Z poczucia obowiązku. Stąd to przygoda była tym, co siedziało w jego głowie.
No i nie zapomnijmy, że najpierw trzeba było pokonać potężne imperium, a to nie należało do zadań łatwych. Stąd tylko patrzył na śpiewającą Bat z żalem, że gdy zrozumie jak sytuacja może wyglądać naprawdę poczuje zawód. Przecież to miała być dobra randka! No ale na razie nie miał zamiaru się odzywać, wszak może wszystko dobrze się ułoży?
- Brać ich! - Usłyszeli za sobą głosy żołnierzy papieskich, którzy strzelili w ich stronę kuszami, nie trafiając jednak nawet w katedrę, co smok skomentował w krótkim zdaniu:
- Gdyby tylko trafiali mogłoby być z nami źle!
Nagle nasi bohaterowie usłyszeli jak otworzyły się ciężkie wrota prowadzące do wnętrza katedry i ujrzeli przed sobą niskie, pulchnego duchownego, który gestem ręki kazał im wejść do środka. Biegnący za nimi żołnierze uderzyli nosami o zamknięte już drzwi, odbijając się od nich.
- Jestem Ksiądz Ver, mówcie czego tu szukacie i kim jesteście! Czyście dzielne dzieci rebelii i chcecie pomóc Księżniczce Annie odzyskać należną jej władzę? Mówcie czym prędzej! Dziedziniec cudów stracony! Kapitan Febus wszedł z wojskiem niezliczonym, lecz ani złodziei i żebraków to nie powstrzyma, ani rebelii! Musicie zejść do krypt i poszukać Jeana Solo. On wskaże wam drogę do króla złodziei! Śpieszcie się. Nie ma czasu do stracenia. - Mówił nieustannie, nawet na chwilę nie dając Taiyowi i reszcie zabrać słowa. W tym czasie na zewnątrz dało się słyszeć śpiew tych, którzy uciekli z dziedzińca cudów i zebrali się teraz pod katedrą:

Obcymi nas tu zwą.
Nasz paszport to głód, brud, biedy swąd.
A w sercach zło
Za ból i łzy najświętsza Mario daj
Azyl! Azyl! [x2]

Tysiące wściekłych głów,
Czeka u miasta wrót.
Jak proch i iskra słów,
Zmienią się w pożar nut.
Zmieni nas w milion czas.
Maryjo obroń nas.
Azyl! Azyl!

Obcymi nas tu zwą.
Nasz paszport to głód, brud, biedy swąd.
A w sercach zło
Za ból i łzy najświętsza Mario daj
Azyl! Azyl!

Tupoty bosych nóg.
Czy słyszał dobry Bóg,
Kajdanów ciągły zgrzyt
Na Île de la Cité.
Ale świat zmieni się.
Wymiesza rasy dwie.
Wymieszać nas i was.
Już czas.

Obcymi nas tu zwą
Nasz paszport to głód, brud, biedy swąd
a w sercach zło.[x2]

Nasz paszport to...
A w sercach zło...

Obcymi nas tu zwą
Nasz paszport to głód, brud, biedy swąd
a w sercach zło.[x3]

Za ból i łzy najświętsza Mario daj
Azyl! Azyl!

Obcymi nas tu zwą
Nasz paszport to głód, brud, biedy swąd,
a w sercach zło
Za ból i łzy najświętsza Mario daj
Azyl! Azyl! Azyl! Azyl!
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Nie mogła się powstrzymać i chichotała cały czas, jak ksiądz mówił. Było coś zabawnego w tym jak pośpiesznie mówił i nie pozwolił im odpowiedzieć na pytania. Zasypywał ich słowami jak z karabinu. A do tego, był niższy od niej! Zawsze to radowało jej serduszko, gdy spotkała kogoś o mniejszej wysokości, a kto wciąż był dorosłym, bo nie zdarzało się to za często. Spójrzcie chociażby na takiego Taiyo! Całe 25 cm więcej! Hah, miłe musi być życie żyrafy!
Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że duchowny prowadził ich w głąb katedry, ale ona w swoim zamyśleniu nie nadążyła i w efekcie pozostała gdzieś z tyłu.
- A myślałam, że na randki chodzą tylko duety, a tymczasem mamy tu już całą orkiestrę! - mruknęła do siebie pod nosem. Nie wiedziała, że jednak ktoś ją słyszał, toteż pisnęła przenikliwie, gdy ktoś zza jej pleców popukał ją w ramię.
- Przepraszam bardzo, ale czy panienka powiedziała “randka”?
Dociekliwym nieznajomym okazał się… gargulec! Batsheba pisnęła po raz drugi. - Panienka i ten paniczyk? - Gargulec zdawał się kompletnie zignorować szok Bat i niczym nie zrażony, kontynuował, wskazując swoim kamiennym palcem na odwróconego Taiyo.
Kobieta, wciąż wystraszona, skinęła tylko głową w odpowiedzi.
- Ach, rozumiem, rozumiem. To zacna sztuka się panience przytrafiła, nieprawdaż? Taki, że tak to powiem… niecodzienny gość! - Po czym gargulec zaczął śpiewać i skakać naokoło Taiyo.
Nie wiedząc skąd znienacka pojawiły się kolejne dwa posągi, które popchnęły Batshebę i zakręciły z nią młynka, porywając ją do tańca. Muzyka oczywiście pojawiła się znikąd, bo wszyscy wiemy, że nad naszymi bohaterami czuwają muzyczne bóstwa!

Paryż, natchnienie kochanków
Skąd nad nim ta łuna?
Tak, to pożaru jest blask
Lecz także l"amour
Świeci jak płomień w tę noc
Dziewczyna płonie w tę noc
I wiem dobrze, kto jest w tę noc
Wybrańcem jej

Niezwykły gość
Jak ty, mój chłopcze
Niezwykły gość
Nie trafi taki się – bo gdzie?
Specjalny ktoś
Któż mu się oprze?
Znasz takich dwóch?

Dokoła dość
Wisielczych facjat
Nie sposób wprost
Odróżnić ich
Aż bierze złość
A ktoś jak ty
To rewelacja
Gdy chce, raz dwa
Sto dziewczyn ma
Niezwykły gość!

Niezwykły gość
Ten as nad asy
Dziewczynie da
To, czego właśnie innym brak

Spamięta cię
Po wszystkie czasy

Odmiany chce?

To ty!

O, tak!

Niezwykły gość
Ktoś jak Adonis

Wybiera sobie tu
Co tylko chce z menu!

A ten twój kształt
To smaczny pomysł...

Wnet będzie twą
Zdobędzie ją niezwykły gość!

Mchem romantyzmu porastam
Lecz Verciu, ja czuję...

Że ciebie chce
Że za chwilę ukaże się w drzwiach

Niezwykły gość Niezwykły gość
Męskości pomnik I nie ciamajda
To ktoś, kto zwykł Ma w sobie coś
Zgadywać w mig Z nim być to frajda
Dziewczęce sny To ktoś, kto w mig
Ma w sobie coś dziewczynie raj da
Bo to męskości pomnik

Nasz sławny dzwonnik
Gdy dziewczę - o, la, la!
Zobaczy go - la, la!
Od razu ma - psiakość!
Swych fatygantów dość
Gdy się pojawi gość jak ty!

I to ich pech
Że brak im cech
Które masz wyłącznie ty!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- No zmykać urwisy! - Grubiutki duchowny wziął miotłę, najzwyczajniejszą, którą zapewne zamiatano posadzkę tej ogromnej katedry i za jej pomocą przegonił rozśpiewane gargulce, które ku zdziwieniu Taiyo zaczęły śpiewać i tańczyć wokół niego.
Wszystko to rozbawiło mężczyznę, który podczas, gdy gargulce były zaganiane z powrotem do dzwonnicy przez księdza, pochylił się do Batsheby i powiedział do niej na ucho.
- Nie spodziewałem się śpiewających gargulców i hiszpańskiej inkwizycji. - I wtedy jak na zawołanie pojawiło się troję mężczyzn w ubraniach czerwonych niczym maki i wyglądających jakby z tych maków zażywali nieco rozkoszy. Na razie jednak nasza para nie zwróciła na nich uwagi, do czasu, gdy Ci przemówili, dobywając swoich sztyletów.
- W imieniu Jego Ekscelencji Papieża Palpatine, jesteście arszenikowani!.
- Chyba aresztowani
- zauważył inny z kościelnych zabójców. Na co ich przywódca odrzekł.
- A tak, racja jesteście Arsztowni! Brać ich chłopcy!
I już Taiyo miał chwycić swojego miecza, wychodząc o krok do przodu, by nie narażać niepotrzebnie Batsheby, lecz gdy tylko spojrzał na nią przepraszająco za tę randkę pomiędzy nich wskoczył duchowny i za pomocą miotły powalił jednego z inkwizytorów.
- Odnajdźcie Jeana Solo, on zaprowadzi was do Ostatniego Rycerza Okrągłego Stołu Quasiyody, ostatniej nadziei rebelii! Ja ich powstrzymam. Śpieszcie się!
Taiyo z początku chciał protestować, lecz zdawał sobie sprawę, że Notre Dame jest otoczone ze wszystkich stron. Nie było więc czasu na czekanie w katedralnych murach. Musieli czym prędzej zmierzać do krypt, gdzie mieli odnaleźć sławnego przemytnika Jeana Solo.
Złapał Batshebę za dłoń i pociągnął ją. Lis pobiegł z nimi i tylko smok jeszcze jakiś czas dopingował księdza wykrzykując głośno:
- Z prawej go! Uważaj! Plecy! Nie! Ojczulku skup się! Skup się, bo przegrywamy!
Dołączył jednak do nich w połowie schodów i tryumfalnie rzekł:
- Da radę, zupełnie jakbym sam go trenował.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

Musiała przyznać, że książulek wiedział, jak się bić. Takich ruchów, to i ona mu zazdrościła.
Dzięki waleczności duchownego umknęli inkwizycji, bez problemu znajdując zejście do katakumb. Batsheba była wręcz oczarowana - podziemne korytarze bowiem przepełnione były ludzkimi kośćmi, w szczególności czaszkami.
- Koniecznie musimy ściągnąć tego architekta do naszego miasta! Jak myślicie, skąd moglibyśmy nabyć materiały? Może ci rebelianci będą wiedzieli.
Smok z kolei, najwyraźniej nie popierał jej opinii. Wskoczył Taiyowi na plecy i chował twarz we włosach mężczyzny, przy czym trząsł się, jak osika. Lis za to chyba uznał, iż otoczenie nie przystoi jego uroczym łapkom, toteż zasiadł dumnie w ramionach Batsheby. Nawet liznął ją w policzek, co ją rozbawiło i jakoś tak nagle polubiła bardziej rude renardy.
Wędrówka zaczęła ich już trochę nużyć, lecz wreszcie, za lisimi wskazówkami, udało im się wreszcie odnaleźć mały korytarz, za którym znajdowały się zamknięte drzwi. Jak na grzecznych bohaterów, zapukali weń trzy razy. Puk puk puk. Otworzyła się klapa, zza której spozierało na nich jedno oko i czarna, piracka klapka na drugą patrzałkę. Osoba po drugiej stronie spytała ich o hasło, konfundując nasz duet. Wtem wyskoczył Mushu, sadowiąc się z groźną miną na ramieniu Taia.
- Natychmiast nas wpuśćcie! My tu prowadzimy naszych wybrańców, szlachetną krew szlachetnych rodów o szlachetnej historii i jeszcze bardziej szlachetnych strażników - na słowo “strażników” klepnął się dumnie w pierś. - Na honor księżniczki Anny! Spalę te drzwi!
Smoczuć począł dmuchać i chuchać. Czekali tak jeszcze chwilę czy coś jednak z tego wyjdzie, (może jego ogień ma opóźniony zapłon?), ale drzwi wreszcie stanęły otworem. Podejrzewali, że jednooki wikidajło zwyczajnie zlitował się nad mało imponującym pokazem piromanii.
Gdy weszli przywitała ich grupa szemranych typków, wszyscy ubrani w skóry, podrzucający z nudów nożyki, pijący samogony i grający w karty. W głębi zaś ujrzeli duży fotel, na którym zasiadało przenajsłodsza istotka na świecie. Batsheba wydała z siebie rozczulone westchnienie i skierowała się ku swojej randce:
- Przygarniemy go? Możemy, możemy? Przygarnijmy go!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Fenek siedzący na fotelu uniósł swoją niewielką, puchatą łapkę i wyciągając pazurki przesunął po futerku zdobiącym jego wielkie uszko nimi, a także mięciutkimi i przeuroczymi poduszeczkami. Przy tym wszystkim niezwykle rozkosznie przechyli głowę na bok, że aż Taiyo nie mógł uwierzyć, że jakakolwiek istota może mieć w sobie tylko słodkości.
Nawet warto byłoby się zastanowić, czy nie zachorują na cukrzycę od nadmiaru cukru, który unosił się w powietrzu za sprawą maleństwa.
Z jakiegoś jednak powodu wszyscy patrzyli właśnie na niego. Wydawał się być postacią centralną i choć to było trudne do uwierzenia to niewielka szpada przy jego boku mogła wskazywać na to, że to właśnie on jest królem złodziei. Człowiek obok niego, pirat o wyjątkowo komicznych ruchach wydawał się potwierdzać tezę Reynarda, gdy otrzymawszy jakiś przedmiot - statek w butelce - zwrócił się do lisiątka w tych słowach:
- Kapitan Jack Sparrow jeśli można. - Nasi poszukiwawcze przygód nie wiedzieli jednak co usłyszał od zwierzątka, lecz wszystko wskazywało, że przyszła ich kolej.
- Nie możemy przygarniać wszystkiego co zobaczymy. I wątpię, że broniłby nas, gdy dorośnie. To fenek... one są po prostu małe. - Wyjaśnij swojej partnerce jak sytuacja wygląda w jego oczach. Mówił też znacznie ciszej od niej, nieco zaniepokojony nadmierną reprezentacją antycznego fachu przestępców.
Przeurocza, słodziutka łapeczka liska kiwnęła w ich stronę by podeszli i wtedy usłyszeli TEN głos kompletnie nie pasujący do tego przesłodkiego ciałka.
- Czego chcecie? - To były słowa skierowane do nich, a nim Taiyo czy Batsheba zdążyli powiedzieć choć słowo - zszokowani tym niespodziewanym zwrotem akcji, na przód wystąpił Mushu, który wyjaśnił całą sprawę.
- Ja, dzielny smoczy strażnik Mushu, ten tu Lis oraz ta o tu dwójka chcemy pomóc uratować Paryż przed złowieszczym Frollo Vaderem! Musimy znaleźć rebelię i potrzebujemy Jeana Solo, by nas poprowadził. Tylko wasza złodziejska wysokość może nam pomóc.
- Dziad w pelerynie szkodzi moim interesom. Solo siedzi w lochu, Gunter was zaprowadzi. - Widocznie nie był zbyt zadowolony z faktu, że wypuszcza przemytnika i najpewniej, gdyby tylko na JEGO dziedzińcu cudów nie szwendali się żołnierze kapitana Febusa, to spotkanie nie skończyłoby się tak miło.
W tej chwili zaczęła grać muzyka, lecz na mordercze spojrzenie Fenkowego Króla Złodziei szemrani muzycy z rogu przestali grać przełykając głośno ślinę.
- Widzicie te uszy? Ostatni kretyni, którzy zaczęli mi wyć, że mają marzenie wiszą tam. - Tu ręką pokazał na dwóch wisielców powieszonych gdzieś w rogu pomieszczenia.
Jeden z oprychów podszedł do nich i przedstawił się jako Gunter, a następnie kazał im pójść za nimi.
- To idziemy? - Taiyo zwrócił się do Batsheby, nie wiedząc, czy ta porzuciła już nonsensowny plan przygarnięcia króla złodziei.
                                         
Taiyo
Skrzydlaty
Taiyo
Skrzydlaty
 
 
 

GODNOŚĆ :
Taiyo Reynard Lamarque


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach