Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Obrzeża Apogeum Desperacji, trzy lata temu.
Wyłożony żwirem parking przed otwartym całą dobę sklepem spożywczym. Sucho, ciepło, dość późno. W rabunku pod kierownictwem Cadoca uczestniczy stary znajomy sekciarza, Dào, oraz nieco przestraszony, ale skory do pomocy Nick.

- Jesteśmy. To tutaj. - mówi Cadoc zatrzymując auto i wskazując na niewielki, jednopiętrowy, ceglany budynek. Neonowa tabliczka na tuż nad frontowymi drzwiami zaprasza sympatycznie do środka: “OTWARTE 24/7”. Jest wieczór, słońce powoli chowa się za horyzont a czujność widocznego zza okna mężczyzny stojącego za kasą jest uśpiona. Samochód z przyciemnionymi szybami, w którym siedziały trzy osoby nie wydawał się wzbudzić jego zainteresowania.
- Omówimy plan jeszcze raz. - zapowiada Cadoc, ku zniesmaczeniu siedzącego obok wymordowanego, którego cierpliwość skończyła się już dobre kilkanaście kilometrów drogi wstecz.
- To nie jest takie trudne. Tu nie ma nic skomplikowanego do roboty. Miejmy to już za sobą, co? - pyta sfrustrowanym i zmęczonym głosem Dào, rzucając w stronę Nicka znużone spojrzenie.
- Cicho. - odpowiada niewzruszenie Cadoc. Dào był kompetentny, gotów do działania, pełen energii i dobrych pomysłów; zaostrzone kły, haczykowate pazury i długi, szorstki język były świadectwem obecności wirusa we, krwi a o młodym wieku desperaty świadczył jedynie przesadny entuzjazm i nieco naiwny optymizm. Nosi na sobie podartą, skórzaną kurtkę pokrytą naszywkami i ciężkie wojskowe buty - ubiór zupełnie niepodobny do białych, lekkich kaftanów, które nosili na sobie wyznawcy Cadoca.
- Jak już mówiłem kilka razy. Zasłaniacie sobie twarz. Zakładacie rękawiczki. Wchodzicie do środka i tłumaczycie kasjerowi, że nie ma innego wyboru niż załadować gotówkę do worka. - wyjaśnia wskazując na leżącą obok Nicka na tylnym siedzeniu płócienną torbę.
- Nikt do nikogo nie strzela. Rozumiemy się? Dào? Na pewno? - upewnia się Cad, otrzymując w odpowiedzi tylko ciche, pogardliwe prychnięcie.
- Nick, musisz to zrozumieć. Ten pistolet to nie jest narzędzie do rozwiązywania problemów, tak? To jest narzędzie, dzięki któremu problemy w ogóle nie powstają. Nie ma dyskusji z lufą pistoletu, więc też nie ma dyskusji z tobą. Gość może się pluć, odgrażać i denerwować, ale nic ci nie zrobi. Martwy przysporzy nam jeszcze więcej problemów niż żywy. - kontynuuje, spokojnym i beznamiętnym tonem głosu, który przypomina bardziej przekazywanie partnerowi listy zakupów niż instrukcji na temat uzbrojonego rabunku. Przekazał chłopcu ostrożnie obrzyn, który mieścił w sobie zaledwie dwa naboje. Przepołowiona lufa karabinu ułatwiała ukrycie go za pazuchą kosztem zwiększonego odrzutu i praktycznie nieistniejącej celności. Rozrzut śrutu w takiej dubeltówce ograniczał jej zakres zastosowań do pomieszczeń zamkniętych i bardzo krótkich dystansów - w sam raz na operację taką jak ta.
- O kurwa. Żartujesz, prawda? - mówi z niedowierzaniem Dào. - Co to w ogóle jest? Pociągniesz za spust do tego ustrojstwa i zabijesz każdego w promieniu stu metrów. - ostrzega Nicka śmiejąc się pod nosem. Dubeltówka rzeczywiście nie wyglądała na bezpieczną w wykorzystaniu, a przepiłowana kolba nie ułatwiała kontroli odrzutu czy nawet utrzymania pistoletu w dłoniach.
- Nie będzie żadnego pociągania za spust. Słuchałeś mnie jak tłumaczyłem, czy mam zacząć od początku? Na wszelki wypadek, Nicky, trzymaj ją obiema rękami i oprzyj o bark. W przeciwnym wypadku złamiesz sobie nadgarstek. - uspokaja młodzieńca Cadoc, wyjmując ze schowka parę jasno-żółtych, gumowych rękawic. Odbiegały one od standardu ciemnych, wygodnych, dopasowanych do dłoni lateksowych rękawiczek, ale koszta przewidziane na tak drobne przedsięwzięcie nie obejmowały luksusów.
- Jezus maria. Wyglądam jak gospodyni domowa. Naprawdę kogoś na pustyni obchodzą odciski palców? - narzeka Dào, kryjąc dłonie pod grubą gumą rękawic do czyszczenia. - Idziemy okraść sklep spożywczy z jebanymi kondomami na rękach, jakimś żółtodziobem i bronią masowego rażenia. Świetnie. - wzdycha głęboko wysiadając z auta. - Bez urazy. - dodaje, uśmiechając się delikatnie w stronę Nicka.  
- Nie marudź. To łatwy cel. W burdelu, w kasynie albo w banku ktoś zaaplikowałby ci nabój prosto do czaszki jakbyś zaczął sprawiać problemy. - Cad wzrusza ramionami i odbezpiecza pistolet. - Maski. Głęboki wdech. Pamiętajcie o tym, że trzymamy się planu. Nie mówcie do siebie po imieniu. Do środka. - rozkazuje, zawiązując sobie wokół szyi granatową bandanę i zakładając na nos ciemne, porysowane, okrągłe okulary, które znalazł jakiś czas temu w opuszczonej stacji benzynowej.
                                         
Cadoc
Nosiciel
Cadoc
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Cadoc. Jego prawdziwe imię to Yanai.


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach