Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

 Niektórzy pewnie nazwaliby to stalkingiem, ale po prostu nie doceniali tego jak bardzo Boris dbał o swoją - zdecydowanie ulubioną - ofiarę. Tym razem postanowił, co było jakże szlachetne z jego parchatej strony, że nie nawiedzi Ishidy w jego mieszkaniu, a poczeka aż ten będzie musiał je opuścić. Przecież to było takie proste. Lazarus nie może narzucać się komuś, kto sam do niego przychodzi.
 To wcale nie tak, że choć trochę orientował się w planie jego dnia. Po prostu zupełnym przypadkiem zwlekł się tak wcześnie rano z łóżka, poganiany salwą honorową z ustawionych budzików, które zdążyły pobudzić wszystkich, tylko nie jego. Zupełnym przypadkiem również posiadał dostęp do jego samochodu. Po prostu znalazł kiedyś zagubione kluczyki. Leżały w kieszeni kurtki i wypadły z niej, gdy Jin zajmował się gotowaniem odgrzewaniem jakiegoś sklepowego gotowca. Wypadły na szczęście prosto do łapy Borisa. W innym wypadku mogłyby zaginąć już na zawsze.
 Azarow od kilku dni bezkarnie włóczył się po mieście, pomieszkując u pewnego gałgana i niczym prawdziwy kocur korzystając z czasu, gdy jego właściciel musiał udać się do pracy, by mimo wszelkich zapewnień wymykać się w teren. Powoli przyzwyczajał się do tego, że zazwyczaj ginął w tłumie i na każdym kroku nie groziło mu aresztowanie jeżeli tylko był grzeczny. Na podziemny parking apartamentowca wszedł więc normalnie, choć z duszą na ramieniu, a widząc z daleka stróża, uniósł dłoń z trzymanymi kluczykami w geście przywitania. W rzeczywistości znaczyło to tyle samo co "patrz gnoju co mam, prawo do przebywania tutaj". Mimo to udając pośpiech, czmychnął czym prędzej między samochody, gdzie odnalezienie ishidowego cuda nie stanowiło już dla jego chytrych ślepiów żadnego wyzwania.
___

Dzień dobry Jin – rzucił cicho, choć wyraźnie zadowolony, kilka chwil po wyłonieniu się ze swojej kryjówki na tylnym siedzeniu, godnej zabójcy z miejskich legend.
 Zajmował aktualnie miejsce na środku tylnej kanapy, przechylony do przodu i oparty wygodnie łokciami o dwa przednie fotele i podpierając łeb na jednym z przedramion, wpatrywał się intensywnie w Ishidę, najwyraźniej za nic mając jakiekolwiek drogowe bezpieczeństwo i fakt, że nie powinien go straszyć w czasie prowadzenia. Specjalnie przecież czekał aż ruszą. Niespodzianka to niespodzianka. Niezbyt miła, biorąc pod uwagę to jak zakończyło się ich ostatnie spotkanie. Jedyną miłą odmianą mógł być fakt, że Lazarus już mniej przypominał bezpańskiego kundla, a bardziej zadbane psisko. Co prawda nie pozbył się nadal łowczych nawyków i uparcie trwał z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i kapturem na łbie, ale przynajmniej jego bluza była całkiem nowa. Cholera wie czy przy okazji nie miał przy sobie jakichś innych nowych rzeczy - ukrytej kolekcji noży czy nawet jakiejś garoty skoro uparcie trwał tak niebezpiecznie blisko.
Gdzie jedziesz? Myślę, że powinieneś zadzwonić i uprzedzić, że tam nie dotrzesz. Zawsze byłeś taki uprzejmy, nie zmieniajmy tego.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Rutyna dnia Jina wcale nie była tak intrygująca i angażująca zmysły. Bywał w domu codziennie, jakby nie było, żeby spędzić trochę czasu z kotem, nawet jeśli jego dziewczynce wcale się samej nie nudziło. Zasługa najnowszej wysepki dla kota czy licznych zabawek porozrzucanych po całym mieszkaniu. Była jedynym powodem, dla którego domu nie traktował całkiem jak hotelu. Przecież poza nią nie miał dla kogo tam wracać, prawda? I dobrze. Nie potrzebował zobowiązań.
Tamtego dnia rzeczywiście wybierał się na spotkanie biznesowe. Trudno jednoznacznie określić jak to spotkanie mogłoby się skończyć, ale z racji nagłej zmiany planów zastanawianie się nad tym przestało wchodzić w grę. Odstawiony w jeden ze swoich ulubionych garniturów, z golfem którego komin kończył się wysoko pod szyją, zasłaniając grdykę i podkreślając linię szczęki. Wsiadł do auta i odpalił maszynę, pozwalając cichemu pomrukowi rozejść się po jej wnętrzu. Poprawił lusterko i przejrzał się za siebie, żeby zobaczyć te bliznowatą sylwetkę, jeszcze schowaną w cieniu. Tego akurat spodziewał się od pierwszej chwili, gdy znalazł się w samochodzie. Śmierdział tanimi papierosami. Nie pedalskimi mentolami, które sam palił, gdy potrzebował. Ishida może był przygłuchy, ale węch miał dobry i doskonale wiedział, jak pachnie jego ukochane autko.
Nie zareagował, udając, że wcale go nie zauważył.
Ruszy przed siebie.
Dzień dobry Jin
- Mógłbyś się chociaż wypsikać moim odświeżaczem do auta. Śmierdzisz fajkami.
Zgrywał pewnego siebie, ale serce biło mu znacznie mocniej i szybciej niż przed wejście do auta. Przecież niczego nie można się spodziewać po Borisie. Dosłownie niczego. Po co się tutaj zjawił? Jakim cudem zhakował alarm jego auta? Podświadomie podejrzewał, że mógł zrobić coś, co umożliwiało mu przychodzenie do apartamentu. Jin nie był nikim ważnym, więc i szczególnie się nie martwić jakimś wyciekiem informacji czy czymkolwiek. Lazarus i tak nie umiał czytać znaków. Przynajmniej kiedyś nie umiał. Może nadrobił braki w edukacji?
- Jest coś takiego jak Uber. Jeśli potrzebujesz podwózki, to zamawiasz aplikacją i jedziesz. Nie świadczę podobnych usług, żadnych innych mniej lub bardziej podobnych również. Wystarczy, że wyjadasz mi z lodówki.
Dogryzał lekko, bo odważnie założył, że Lazarus nie jest na tyle ogłupiały, żeby zrobić mu coś podczas jazdy. Chyba, że łapał go tutaj, nie w apartamencie, bo potrzebował właśnie auta... Bez właściciela. Czy nie mówił kiedyś, że taka znajomość mu się przyda? Ishida był przydatny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Więc zdradziły go jego ukochane fajki, których ledwo otwartą paczkę - niemal jak najbogatszy łowca w okolicy - trzymał w kieszeni? W tych czasach nikomu ani niczemu najwyraźniej nie można było już ufać. A może zwyczajnie wystarczyłoby nie sięgać po nie, gdy tylko nie miało się czego zrobić z rękoma? Od rana zdążył wypalić dopiero trzy papierosy, co i tak było nie lada ograniczeniem. Zwłaszcza, że przed przybyciem na parking zdążył zrobić sobie mały spacerek dookoła apartamentowca. Jakby włamanie się, bo nie można było tego inaczej nazwać, do czyjegoś samochodu robiło różnicę, gdy odbywało się to wchodząc z ulicy, a nie schodząc z części mieszkalnej. Ishida pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy, że jego pasożyt od kilku poprzednich dni był niemal jego sąsiadem, żerując na kimś innym. Dobry pasożyt pozwala swoim żywicielom co jakiś czas odpocząć i zregenerować siły.
... wiedziałeś, że tu jestem – westchnął markotnie, wyraźnie niepocieszony, ale zaraz coś do niego dotarło – Wiedziałeś, że tu jestem i nie psułeś mi zabawy, awww.
 Czy docenił? Na pewno. Szkoda tylko, że to był ten sam poziom zabawy, co ewentualne przyłożenie komuś noża do gardła i cieszenie się, że zaczyna panikować. Tym razem noża jeszcze nie było. Na wzmiankę o odświeżaczu zmarszczył nos jak królik.
Twój samochód śmierdzi kokosami – odwarknął jakby miała to być najgorsza znana mu oblega.
 Lazarus miał jakiś dziwny, niewytłumaczalny uraz do kokosowych zapachów, które najwyraźniej mogły działać na niego jak płachta na byka. Wszelkie inne miejskie, nieokreślone zapachy, na które się natknął i nie potrafił ich rozpoznać automatycznie dostawały kokosową łatkę, a co za tym idzie - niechęć. Mimo to odnotował w łebku, na przyszłość, co sprawiło, że jego zasadzka się nie udała.
Ale... Nie potrzebuję podwózki. Gdybym potrzebował to zabrałbym ci samochód i sam pojechał. Umiem prowadzić.
 Gdyby faktycznie Boris pożyczył jego auto to Ishida z pewnością by się o tym dowiedział. Nie tylko dzięki petom porzucanym na dywaniki, ale przez wiadomości. Pirat drogowy, liczne wypadki, obława wojska, kilkukrotne dachowanie. Miasto miało, zdaniem Borisa, strasznie ograniczone miejsce dla wszelkich pojazdów. Ani to się rozpędzić ani mieć dostatecznie dużego miejsca do skrętu, no chyba, że ktoś wlókł się siedemdziesiąt na godzinę jak jakiś emeryt.
Chciałem tylko zobaczyć czy jeszcze żyjesz, czy nie zaćpałeś się na śmierć, czy wojsko cię nie sprzątnęło, czy żaden z fagasów, których sobie sprowadzasz cię nie zamordował. Widziałem to ostatnio na filmie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach