Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 31.10.18 18:20  •  Stare budki Empty Stare budki
Niegdyś miejsce było pełne życia, często oblegane podczas przeróżnych świąt. Po globalnej katastrofie zostały po nim jedynie ruiny kolorowych budek w których sprzedawano jedzenie, ubrania i przeróżne sprzęty. Dużo rzeczy zamieniło się w złom, jeszcze więcej pokradli mieszkańcy Desperacji. Jest tutaj raczej spokojnie, ale od czasu do czasu zdarza się, że ktoś wykorzysta to miejsce do walki. Czasem można też spotkać zmutowane stworzenia, które szukają w ledwo trzymających się małych budynkach schronienia.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 18:53  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
Spieszysz się, bo chcesz zdążyć. Chcesz zdążyć, bo nie lubisz mieć kłopotów i boisz się być w jednym miejscu za długo. Wiesz, że to miejsce nie jest takie straszne jak się wydaje, przecież nie byłaś tutaj pierwszy raz, ale i tak istniało ryzyko. Kalkulujesz, wciągasz szybko powietrze i równie szybko je wypuszczasz, wahając się czy jeśli się nie wyrobisz to nie lepiej będzie się gdzieś skryć między jednym a drugim budynkiem. Mignął ci gdzieś stary, dawno zniszczony lampion. Musiał być kiedyś piękny, jak zresztą całe to miejsce. Pełne życia, barw, zapachów. Nic z tego nie zostało, oprócz wspomnienia, przemykającego między gruzem i śmieciami. W końcu się decydujesz, że jeśli znajdziesz choć trochę przydatnych głupot to zaryzykujesz i przeczekasz schowana do rana by ruszyć w dalszą podróż i znaleźć kolejne miejsce. Już na zimę.
Poprawiasz szarą bluzę, która składa się w większości z dziur, naciągasz kaptur i choć będziesz wiedzieć, jeśli ktoś będzie cię obserwować, wykonujesz takie czynności machinalnie. Dla bezpieczeństwa. Brązowe trzewiki uderzają o kamień, kiedy pokonujesz kolejny kawałek, lawirując między kolejnymi częściami jednej ze zniszczonych budek. Idzie ci to tak naturalnie, choć kiedyś na pewno wywaliłabyś się kilka razy i już rozdarła cienki materiał czarnych spodni, które obecnie miałaś na sobie, a które ledwo się na tobie trzymały. Byłaś taka chuda, tak jak sobie to wymarzyłaś. Chuda, lepsza ty.
Jesteś skupiona, widzisz kawałek od siebie Ookami'ego, który ma nos przy samej ziemi i zapewne szuka czegoś do jedzenia. Dawno nie jedliście żadnego mięsa, jeśli nie licząc małego szczura, którego jakoś upolowałaś, choć z niemałym trudem, trzy dni temu. Poszczęściło ci się. Na samą myśl o jedzeniu zaburczało ci w brzuchu, na co automatycznie uderzyłaś się w niego pięścią, byleby skupić się na czymś innym, byleby pozbyć się tego wrażenia. Nie miałaś prawa być głodna. Ookami wyprostował się niemal od razu, a ty wraz z nim. Nie potrafiłaś wykonać nawet ruchu, bo i do ciebie dotarły pewne sygnały, choć w przypadku twojego kompana były wyraźniejsze. Ktoś był niedaleko. Pierwszy zaatakował zapach krwi, następnie był ostry pot i nieznana ci substancja. Potem wyłapałaś uchem dźwięki, które towarzyszyły ukrytemu Wymordowanemu, bo to musiał być przecież Wymordowany, nie? Jeszcze go nie widziałaś. Poprawiłaś okulary, zanim skierowałaś się w tamtą stronę, Ookami'emu dając znać, żeby czekał, bo przecież nie wiedziałaś czy obcy był nastawiony przyjaźnie czy też nie. Stawiałaś duże kroki, ale ostrożnie, starając się unikać pułapek - jeszcze tego brakowało by gdzieś utknęła ci noga. Kiedy zapach stał się wyraźniejszy, schowałaś rękę do kieszeni w której miałaś ostry kawałek metalu, tak w razie czego.
Obcy był w ostatniej budce, która była częściowo spalona. Jeszcze nie miałaś okazji do niej zaglądać.
- Wiem, że tam jesteś. Pokaż się - starałaś się brzmieć zdecydowanie, chyba nawet ci się udało, bo głos ci nie zadrżał. Stałaś w pewnym oddaleniu od wejścia, bardziej na prawo, napięta i gotowa do ewentualnego uniku, gdyby obcy postanowił cię zaatakować.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.18 12:25  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
Nie wywołuj wilka z lasu, mówi się, chociaż od zawsze wiadomo, że niektóre kobiety lgnął do wilka same. Trochę inaczej ma się sytuacja, gdy wilk wilkiem nie jest, ale przecież i ten las nie do końca jest lasem. Łatwiej jest schować się w kącie rudery, której nikt nie odwiedza, niż trzy łby, wszystkie na raz ukryć wśród drzew. Potrzebował schronienia i czasu, ale te dwa rzadkie składniki sukcesu nienawidziły egzystować w swoim towarzystwie. Dotychczas był pewny, że tym razem się uda, ale potem rozległ się odgłos kroków i krzyk: Pokaż się.
 Oh, czasami byłoby lepiej, gdyby w ogóle się nie pokazywał.
 A teraz, gdy chciał się pokazać, nie mógł. Było coś cięższego od wstydu co trzymało go siedzącego twardo na gruncie. Niepełnosprawność ciała, które nie zdołało zaleczyć się do końca była dlań uciążliwą niedogodnością. W myślach powtarzał sobie więc raz za razem jak mantrę: przyjdź innym razem, innym razem...
Nadal odczuwał skutki niedawnej przemiany, ból wszystkich mięśni, które trawiła osłabiona już gorączka, skręcające wnętrzności zniecierpliwienie i przede wszystkim głód, potworny, rozległy. Mógł przysiąc, że odczuwa go całym sobą, każda najmniejsza komórka domagała się pożywienia, czegoś, co zagłuszy myśli czarne jak cień, w którym się skrył.
 Mimo to przywykł już do tak skrajnego położenia, wszystko było kwestia mijającego powoli czasu. Innym razem, powtarzał w nadziei, że głośność tych myśli dotrze jakimś sposobem do podświadomości głosu i ten odejdzie.
 Pocierał nadgarstkami jeden o drugi, jak związany liną człowiek, gdy próbuje poluźnić więzy. Dla niego było to zastępstwo dla poruszania szczęką, dla żucia, które mogłoby oszukać organizm, gdyby żuchwa zrosła się już poprawnie. Skóra wydawała z siebie kojący, szumiący odgłos i zawsze się na to nabierał, bo przecież chciał nabrać. W obecnym stanie jedynym odgłos jaki mógł wydobyć z drżenia swoich strun głosowych był zmarnowany, niezbyt niepokojący pomruk. Czasami pusty żołądek odzywał się groźniej.
Niefortunna pora, wyjaśnił sobie w myślach i oparł ciężar ciała na rękach. Przy odrobinie szczęście poznaczona świeżymi bliznami twarz odstraszy zagrożenie, ale jeśli to nie wystarczy, pozostanie ucieczka do zwierzęcego ciała. Tego chciał uniknąć.
 Cały dobytek przerzucony na barki w materiałowym plecaku zadźwięczał stalą, plastikiem, wszystkim co zdołało się zebrać w środku przez te wszystkie lata. Musiał podpierać się ręką o coś co kiedyś było ladą, aby wygramolić się zza skrywającej go ścianki. Był jak zraniony potwór, najpierw wyłonił się kark i garb pleców, a dopiero potem uniesiona w wysiłku głowa, aż wreszcie cała, wyprostowana sylwetka.
 Skrzyżował ramiona na blacie i przeniósł nań cały ciężar, tylko tak mógł ustać zachowując resztki godności.
Niefortunny czas, powtórzył w myślach, pokazałem się, ale teraz ty mi wyjaśnij, Noa, co tu do cholery robisz.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.18 16:52  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
Wilki po prostu przyciągały kłopoty, nieważne jakiej maści i w jakim wieku. Nawet te szczenięta o niewinnych, zdawać by się mogło, czystych oczach, potrafiły znienacka zatopić zęby w twojej skórze. Znałaś to. Wystarczy przygarnąć jednego, na chwilę, będzie wracał po więcej i choćby nie wiadomo jakbyście się oboje starali, wilk nie powstrzyma swojego instynktu. To takie skakanie po słowach, ale przecież nie mogło to być nic groźnego, po słowach sama skakałaś jak pisałaś, w czasach gdy mogłaś usiąść przy komputerze lub kartce i produkować mnóstwo liter. Ale czasy się zmieniły, poniekąd miałaś wrażenie, że zapomniałaś jak się pisze. Od czasu do czasu dorywałaś papierek i choćby coś, co mogło przypominać ołówek i zapisywałaś coś, cokolwiek, czasem zaledwie słowo by ewentualnie kogoś uspokoić. Jakby ktoś był ciekaw. W głowie tworzyłaś mnóstwo listów do rodziny, przede wszystkim siostry, które i tak nigdzie nie dotrą, zwłaszcza do nich. Ile to już lat? Trzysta? Czterysta? Pięćset? No ile? Nie wiedziałaś, ale za dużo.  Nie miałaś do czynienia z wilkiem, cerber wszak wilkiem nie był. A ty nie byłaś łowcą, nie byłaś... kim? Panem Podziemi? Persefoną? Dobre sobie. Czekałaś, napięta jak struna, wśród gruzu, dawnego kolorowego miejsca, mając w głowie echo handlujących się ludzi, śmiejących się dzieci, piekącego się mięsa. Niemalże widziałaś te unoszące się lampiony i przemykających między budkami poprzebieranych mieszkańców. Nie zostało nic, nawet cmentarz. Za długo to trwało, zaczynałaś się niecierpliwić, a przecież nos nie mógł cię okłamać, jego zapach był na to zbyt intensywny. Zapach obcego. Nie mogłaś przyjść innego dnia, to nie działało na wpisanie się w terminarz by umówić następną wizytę. To byłoby za proste. Poza tym nie mogłaś wrócić z pustymi rękami, warto było zaczekać nawet na jakieś zmutowane, pozbawione rozumu zwierzę, zdobyć pożywienie dla siebie i Ookami'ego. Nie mogłaś odejść. Dolegliwości nie odczuwałaś raczej żadnych, może wycieńczenie, może i głód, ale miałaś dosyć sił by ewentualnie zawalczyć o swoje.  Nie słyszałaś jego ukrytego wołania, nakazu.  Do twoich uszu trafił dźwięk, Wymordowany o coś tarł. Tym bardziej więc miałaś pewność, że ktoś tam był. Stopa drgnęła, przesunęła się po odłamanym kawałku czegoś, co mogło być kiedyś ścianą. Kolejny dźwięk, byłaś czujna, napięłaś mięśnie. Sama wolałaś unikać przemiany, ale wiedziałaś że to może być potencjalnie tylko jedyna deska ratunku by uniknąć strat. Przyjęłaś bojową pozycję, nie wiedząc czy chcesz bardziej oszukać siebie czy przeciwnika, który wyłaniał się z cienia. Był blisko. Tylko... tylko że to nie był przeciwnik, choć na początku go nie rozpoznałaś. Nozdrza pracowały, wyłapałaś jeszcze więcej zapachów, które tworzyły przedziwną mieszankę.  Było w tym coś znajomego. Omiotłaś spojrzeniem jego twarz, gotowa by podbiec i pomóc, widząc że nie był w najlepszym stanie, ale nadal nie potrafiłaś zrezygnować ze swojej obronnej postawy. Może to była pułapka? Sztuczka?
- Kim jesteś? -  powiedziałaś z dziwnym zacięciem w głosie. Byłaś nieufna, nie potrafiłaś rozpoznać w nim kogoś, kogo przecież znałaś. Nie chciałaś.  -  Znalazłeś coś, co nadaje się do jedzenia? Nie próbuj sztuczek,  bo źle się to dla ciebie skończy.
Ojciec byłby z ciebie dumny. Ookami zaszczekał i zaraz znalazł się przy twoim boku, niczym wierny strażnik. Najwyraźniej postanowił teraz zlekceważyć twoje polecenie. Czemu cię to nie dziwiło?
To jeszcze nie był czas by nieznajomy dostał odpowiedź na swe nieme pytanie.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.18 19:53  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
 Kąciki warg opadały mu w dół, gdy próbował zachować na obliczu delikatny uśmiech. Mięśnie na całej twarzy były jak po częściowym paraliżu, niektóre reagowały poprawnie, inne nie zwracały uwagi na usilne starania mężczyzny, by nadać im odpowiedni kształt. Spod ciemnych brwi wyglądały na Noę świetliste, białe ślepia, ale głębokie cienie kładły się w oczodołach jak wzory niepokojącej maski.
 Maska, z nią zawsze było łatwiej. Skrywała każdą ułomność zmaltretowanej twarzy. Wystarczyło sięgnąć po nią ręką, by oblicze nabrało znowu przyjemnego wyrazu uśmiechniętej, zwierzęcej mordki. Nie potrzebował wiele czasu, by podjąć taką decyzję. W ten sposób był przynajmniej bardziej rozpoznawalny.
 — Noa — oznajmił na głos z trudem. Bulgoczący odgłos wydobył się zza maski przygłuszony, ale bez wątpliwości to właśnie miana kobiety użył, by zaskarbić sobie na nowo jej zaufanie. Przecież się znali. To żałosne, że musiał udowadniać kim jest, bo twarz nie przybrała jeszcze ostatecznych kształtów.
 Paznokcie wyryły w spróchniałym drewnie płytkie ślady, podpierał się na ramionach i wspinał na palce zmuszając kręgosłup do przybrania ostatecznego kształtu, ale miną jeszcze długie godziny nim ciało pozwoli mu na szaleństwa. Gardło zadrżały w niemym warknięciu, gdy spytała o jedzenie.
 Przez nagły napływ irytacji zakręciło mu się w głowie. Mogli być blisko, albo jeszcze bliżej, ale żadna rozmowa zaczynająca się od pytań o pożywienie nie mogła skończyć się dobrze. Jeśli tylko całe gardło zregeneruje mu się do końca, na pewno postara się o coś do zaspokojenia głodu, ale dzielenie się to już zupełnie inna kwestia. Poza tym to brzmiało absurdalnie, gdy w jednej chwili sugerowała, że nie wie z kim ma do czynienia, a w następnej zadawała takie pytania.
Nieważne kto, ważne że ma jedzenie, hm?
 Nie było szansy na podtrzymanie konwersacji z jego strony. Wydobył z siebie już jeden niewyraźny odgłos, który na kolejne chwile odebrał mu możliwość mowy. Kobieta nie była w stanie czytać mu również w myślach, dlatego stał po prostu jak kołek i pozwolił jej się rozpoznać.
 Z wielu niefortunnych rozwinięć takiej sytuacji dobrze, że trafił akurat na nią. Być może w pierwszej chwili nie emanował entuzjazmem, ale na myśl o walce, którą musiałby odbyć, gdyby trafił na mniej pokojową jednostkę, nogi same się pod nim uginały. Nie tylko dlatego, że w rzeczywistości była miękkie jak wata.
 Lisia maska okalająca twarz Yume uśmiechała się do Noi w oczekiwaniu na jej kolejne słowa.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.18 0:12  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
Maski się nie uśmiechają, a ta się uśmiechała. Dziwne? Dziwne, ale przecież miałaś do czynienia z lisem, a czyż lisy nie były sprytnymi zwierzętami? Całe ciało obcego było napięte, zupełnie jakby jego zapach to wszystko zdradzał, informował cię o napięciu wraz z wiatrem, który na tym terenie czuł się bardzo swobodnie. Maska skrywała wszystkie tajemnice i ty też o tym wiedziałaś, bo przecież sama lubiłaś maski i sama ich szukałaś by mieć coś, cokolwiek, jakąś kolekcję, by mieć czym się zająć w wolnym czasie by łatwiej upływały lata aż do... do właśnie czego? Na co ty czekałaś, co? Chyba sama nie wiedziałaś. Oczy hipnotyzowały swoją niespotykaną barwą, może nawet mogły kusić tym, że tak bardzo kojarzyły ci się z księżycem, ale nadal nie mogłaś mieć pewności. Nawet mimo uśmiechu, nawet twojego imienia, które, zdawać ci się mogło, wymówił z taką swobodą, jak gdyby nigdy nic. Może czytał ci w myślach? Może tak wyglądała u niego mutacja? Wirus X bywał podstępny. A jeśli to widmo kogoś znajomego, przeszłości, której nie potrafiłaś zostawić? To mogło być problematyczne. Drgnęła ci górna warga. Nie poprawiłaś nawet okularów, choć cię korciło. Jeden ruch, jeden krok, jeden znak. To mogło wystarczyć. To mogło wywołać lawinę.  Możliwe że każdy na Desperacji był żałosny na swój sposób, nawet ty, ha, zwłaszcza t y. Zmiękłaś, ale nadal trwałaś w przygotowaniu, nie miałaś zamiaru się odsłaniać, dać się schwytać. Pomimo destrukcji własnej osoby, trzymałaś się życia.
Mogli być blisko, byli przecież blisko, ale czas i warunki i z najlepszej osoby potrafią zrobić zwierzę, a zaufanie co jakiś czas musi się regenerować.  Wyciągnęłaś rękę na jego warknięcie i sama może obnażyłaś zęby jakbyś szykowała się do zmiany, ale tak naprawdę tego nie chciałaś, byłaś w końcu zbyt zmęczona, zwłaszcza że ostatnio musiałaś wykorzystać swój taniec by przetrwać. Takie pytania nie świadczyły przecież o tym, że go znałaś. Jedzenie było istotne. Ważne, że było.  Nigdy nie przypuszczałaś, że zamienisz się w kogoś, o kim czytałaś w książkach, ale jednak. Desperacja zmieniała l u d z i.  Uspokoiłaś się, gdy zrozumiałaś, że nie był w stanie cię zaatakować. Nadal kalkulowałaś kim mógł być, twoja pamięć zdawała się nieraz szwankować, ale przecież też nie wszyscy znali twoje imię. Nadal wąchałaś, wciągałaś uparcie zapach jakby miał powiedzieć ci wszystko, czego potrzebowałaś. Wykonałaś jeden krok, drugi, a potem jakoś poszło, gdy podbiegłaś do niego i złapałaś tak bez ostrzeżenia jego ramiona.
- Znam cię?  - najpierw się spytałaś, a twoje spojrzenie jakby złagodniało. - Znam cię, znam cię.
Nastąpiła w tobie zmiana, wspomnienia wdarły się do twojej głowy, co prawda mgliste, ale wystarczające by się upewnić. Objęłaś go ostrożnie jakby był ze szkła. To i tak pewnie był za duży wybuch emocji z twojej strony, czasami zdarzały ci się takie absurdalne huśtawki nastrojów, zwłaszcza gdy byłaś głodna. Ookami trzymał się póki co na uboczu i wrócił do szukania pożywienia.
- Co ci jest? Dlaczego nie możesz mówić? Yume.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.18 15:40  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
 Musiało minąć sporo czasu, od kiedy zaraz po przemianie doczołgał się do tej kryjówki i zasnął w niej bez walki. Sen był zbawienny, szczególnie dla organizmu, który wymagał szybkiej regeneracji. Uśpione czynności życiowe nie marnowały energii potrzebnej, by zasklepić wrażliwe rany na twarzy i krtani, przez które świat przed oczami ginął w białej mgiełce ślepoty, a głos zatrzymywał się w przełyku w formie bezbarwnego bulgotu. Oczy odzyskały sprawność, ale rozedrgane struny głosowe nadal wykręcały w bólu świeżą tkankę. Nie chciał mówić, a wiele słów cisnęło mu się na usta.
 Kobieta nie była niska, miała silne ręce i bycie pochwyconym przez jej pewne dłonie nie powinno wprawiać go w tak wielkie zakłopotanie. Mimo to obruszył się, gdy postanowiła wspomóc go w utrzymaniu pionu tracąc na to swoją energię. Lisia maska ukrywała jednak niezachwycone takim obrotem sprawy oblicze, a wykrzywione w dyskomforcie usta zaginęły w cieniu uśmiechniętej, zwierzęcej mordki namalowanej na powierzchni tworzywa. Z tego powodu wyglądał na zadowolonego, gdy w końcu ustał wyprostowany dłużej, niż kilka sekund. Świat przed oczami zawirował.
Nie odbieraj staremu człowiekowi godności. Wypuścił powietrze z ust, przesuwając dłoń do góry, łapiąc ją za palce i delikatnie je od siebie odpychając. Był niemal pewny, że teraz da radę już stać o własnych siłach. Mięśnie były zdrętwiałe i obolałe, ale nadal tam były. Zmusi je, by poradziły sobie z ciężarem reszty ciała jeszcze przez moment. Poza tym, znowu sprawił sobie przymusową głodówkę, więc nie ważył aż tak wiele.
 Zgarbione plecy i zbliżone do siebie ramiona na których luźno wisiało ubranie nie sprawiały dobrego wrażenia. Mimo to skóra pozostała bez skaz, a oddech, chociaż charkliwy, wydawał się być stabilny. Okres pogorszonego stanu zdrowia przemijał, chociaż dla Noi, która zobaczyła go dopiero teraz, nadal musiał przypominać nosiciela wszelkich chorób zakaźnych. Do następnego dnia, wszystko powinno być już w lepszym stanie.
 Uniósł dłoń na wysokość twarzy i złożył je w kształt zwierzęcej mordki stykając kciuk z pozostałymi czterema palcami. Otworzył ją i zamknął kilka razy, a potem wskazał na siebie. Westchnął głośno i opadł powoli do siadu. Oczywiście mógłby ustać jeszcze trochę, ale wybrał wygodę ponad pozorami.
 Rozejrzał się teatralnie, a potem wskazał na kobietę, jeszcze raz złożył ręce w paszczę i złapał ją w ten sposób za przedramię. Niezbyt silnie, ale wystarczająco, by przekaz był oczywisty.
Ta okolica nie jest najbezpieczniejsza. Nawet ja siedziałem w norze, póki mnie z niej nie wyciągnęłaś, ale wiesz, że sobie poradzę. Ale ty?
 Żałował, że wymordowana nie jest w stanie usłyszeć jego myśli. Intensywność z jaką niekiedy myślał powinna mieć możliwość uzewnętrzniania się, ale przez wielki nigdy nie znalazł na to sposobu. Z drugiej strony cenił sobie ciszę jaka przychodziła wraz z okresem regeneracji. W taki sposób nikt nie był w stanie zmusić go do mówienia tego, czego nie chciał.
 Podsunął się do przodu i położył plecy na glebie. Nie zwracał uwagi na to, gdzie leży. Nawet jeśli kamienie wbijały mu się pod łopatki, nie okazywał tego. Skoro i tak wyleźli już na środek opuszczonej, Desperackiej dziury to położenie się na samym jej środku nie zmieniało wiele. Ryzyko i tak było ogromne.
Nie możesz liczyć na to, że w cieniu zawsze będzie czaić się przyjazna morda, Noa.
 Spojrzał z tej perspektywy na kręcącego się po okolicy psa. Musiał należeć do kobiety, bo trzymał się blisko i co chwile ku niej zerkał, ale Yume nie miał jeszcze okazji poznać tego czworonoga. Zazwyczaj zwierzęta trzymały się od niego z daleka, bo śmierdział przerośniętym kundlem, a poza tym roznosił wściekliznę. Póki jednak nie zatopił swoich zębów w ciele któregoś z nich, ryzyko było niewielkie. Dzielenie się jedzeniem z kimkolwiek odpadało, a mimo to patrzył na Noę spod maski, zastanawiając się, czy nie kryje gdzieś przy sobie czegoś, czym mogłaby się z nim podzielić.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.19 19:11  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
To nie było bezpieczne miejsce, zapewne nie zrozumiałabyś dlaczego tak żył, dlaczego nie znalazł sobie coś bardziej stabilnego. Mimo wszystko za bardzo się martwiłaś, czując niepohamowaną potrzebę by się o niego troszczyć. Musiałaś coś mieć, kogoś mieć, żywego w swojej świadomości, całego, kogoś kto nawet jeśli niewiele mówi to jest, gdzieś tam, pojawia się czasem na horyzoncie. On zdawał się być tym kimś. Pewnie łatwo nie umrze, ale i tak nie musiał tak niepotrzebnie ryzykować. Ale, czy posłuchałby cię? Nie uznał za panikarę? Nawet jeśli prezentowałaś się przy nim w bardziej kruchy sposób, nie mogłaś zapominać, że Desperacja była kompletnie innym światem w którym nie było takich praw jak w M3. O ile w ogóle istniały tutaj jakiekolwiek prawa. Dawno się nie przemieniałaś. Nie było potrzeby, teraz wiedziałaś, teraz nie musiałaś chować twarzy za skrzydłami, atakować ostrym dziobem, walczyć o siebie, swoje istnienie, nie musiałaś aż tak bać się spojrzenia... w jego oczach? I tak skrywał je za maską. Musiałaś być pewniejsza, a przynajmniej udawać, skoro tak bardzo chciałaś przetrwać to proszę bardzo. Próbuj przetrwać, zignoruj ból w stopach, pewniej trzymać dłonie, niech nie zadrży ci nawet najmniejszy palec. Mówiłaś za niego, odpowiedzi biorąc w ruchach jego ciała, bo z twarzy, z ruchu warg nie miałaś jak czytać.
Nie powinien się buntować, jeśli chodziło o kwestię bezpieczeństwa towarzyszy - jak to nazywałaś w głowie tę garstkę osób z którymi udało ci się podróżować - to była podstawa. Nie pozwolisz mu upaść, nawet jeśli zacznie cię gryźć jak wygłodniałe zwierzę. Zawsze zostawało zdrowe przyłożenie w twarz, wyćwiczyłaś się w tym wystarczająco by się nie zawahać. Zmrużyłaś oczy na ten gest, bo zdawał się trząść, byłaś gotowa dać mu swoją bluzę, żeby się choć trochę ogrzał, a ten tutaj, no proszę!, oderwał twoje palce od ciała, jakby dawał do zrozumienia, że to nie było mile widziane. Dotyk. W porządku. Niemile widziane. Cofnęłaś dłonie, stojąc naprzeciw niego, dając kosmyk długich włosów za ucho. Trzewiki niecierpliwie się poruszyły. Nie wyglądał dobrze, a im dłużej na niego patrzyłaś tym większe miałaś wrażenie, że byle jaki wietrzyk mógłby go zdmuchnąć daleko, porwać, nadziać na suche gałązki wysuszonych krzewów.
- Wyglądasz okropnie - powiedziałaś, nie potrafiąc się powstrzymać. - Powinieneś dać sobie pomóc. Dlaczego doprowadzasz się do takiego stanu? Potrafisz polować, potrafisz walczyć, dlaczego...
Przerwałaś, wzdychając i oglądając się za siebie by sprawdzić, gdzie był Ookami. Pies sprawdzał kupę gruzu, przesuwając łapą kamienie. Już spokojniejsza znowu wróciłaś spojrzeniem do mężczyzny. Myślałaś, że ściąga maskę, ale okazało się że daje ci tylko jakiś znak. Czyżby...?
- Nie możesz na razie mówić, tak? - upewniłaś się, że to o to chodzi. - Ale będziesz mógł?
Kiedy usiadł, kucnęłaś przy nim, obserwując jego kolejne gesty, które najwyraźniej miały służyć jako substytut jego mowy. Co prawda, nie miałaś pewności czy dobrze rozszyfrowujesz jego nieme pytania, jakoś nigdy nie radziłaś sobie dobrze z kalamburami, ale może akurat dzisiaj trafiłaś. Na chwilę zacisnęłaś wargi w wąską kreskę.
- Nic mnie nie ugryzło i nie ugryzie - odparłaś dosyć stanowczo i dałaś mu dłoń na ramię, ale tylko na chwilę. - Martw się o siebie. Znajdę coś do jedzenia i ruszę dalej, ale co z tobą? Zamierzasz tutaj zostać?
Brakowało ci jego odpowiedzi werbalnych, bo tak nie miałaś pewności, czy na pewno wiedziałaś o co może mu chodzić poprzez prezentację danego gestu. Może byłoby lepiej gdyby ściągnął maskę? Ale czy mogłaś prosić o coś takiego? Szlag.
Ookami podbiegł do ciebie, mając coś w pysku, ale okazało się, że była to tylko zabawka.
- Dobry chłopiec, ale tym raczej się nie najemy - westchnęłaś, ale pogłaskałaś psa i trochę go podrapałaś. Czoworonóg zerknął swoimi ślepymi oczami na Yume i wydobył z siebie ciche warknięcie, ale nic więcej. Widać było, że trzymał się w pewnej odległości od niego. - Pobaw się albo idź szukać dalej, dobrze?
Pies zdawał się rozumieć to, co do niego mówisz. Po chwili ruszył z powrotem na poszukiwania, zostawiając zabawkę pod twoją opieką. Było to wystrugany z drewna tygrys, lekko nadpalony i teraz również obśliniony. Bez wstrętu wzięłaś go w ręce i zaczęłaś się mu przyglądać. Zerknęłaś też przelotnie na Yume.
- Poranisz sobie plecy - zaburczało ci w brzuchu. Poczułaś się nieco zakłopotana i pospiesznie sprawdziłaś kieszenie bluzy. Miałaś tylko kilka sucharków. Zjadłaś jednego a z dwa rzuciłaś w stronę Yume. Bez słowa. Nie miałaś nic więcej.
- Pewnie nie wiesz czy jest coś jadalnego w okolicy, co? Albo chociaż czy kręci się jakieś zwierzę na które dałoby się zapolować?
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.19 22:47  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
 Przesunął językiem po zębach, ale z racji okrywającej jego twarz maski Noa nie mogła tego zobaczyć. Skrywanie twarzy wbrew pozorom niosło ze sobą całkiem sporo pozytywów, chociaż gdy czyniło się tak ze względów zdrowotnych, ciężej było się ich doszukać. To niewielkie działanie upewniło go tylko, że niezależnie od formy posiłku, nie będzie w stanie go przełknąć. Gardło nadal było jedną, świeżą raną.
Dlaczego doprowadzasz się do takiego stanu?
 Uniósł brwi, a maska oczywiście ukryła wyraz jego twarzy. Nie miał zbyt wielkiego wyboru jeśli chodziło o stan, w którym się znajdował. Zwierzęca forma pozwalała mu polować i w zasadzie to w niej czuł się najlepiej, ale im dłużej przebywał pod postacią czworonoga, tym wyraźniej tracił kontakt z rzeczywistością. Każdorazowy powrót do ludzkiego ciała wykańczał organizm, ale nigdy na tyle, by Wuxian nie był w stanie się z tego wykaraskać. Wystarczyły więc dwie, czasami trzy doby postu by znowu mógł odzyskać sprawność. Przez setki lat jego ciało przyzwyczaiło się do tego, zyskało elastyczność, dzięki której nie reagowało już na każdorazowe zrzucone kilka kilogramów wagi. Jeśli los sprzyjał, wracał do siebie w przeciągu kolejnych kilku dni.
 Noa zastała go w etapie przejściowym, kiedy rzeczywiście przypominał szkielet, na który ktoś narzucił ubrania. Kiwnął głową, bezpośrednio po pytaniu o mowę. Może jeszcze przed wieczorem będzie mógł jej się normalnie wytłumaczyć?
Zawsze jest tak samo. Dam sobie radę. Zareagował w myślach, kładąc złączone dłonie na brzuchu. Jego klatka piersiowa poruszała się powoli, ale rytmicznie. Nic nie zagrażało jego życiu i zdrowiu, wszystko co kobieta widziała było tylko nieukończoną regeneracją. Gdybyś widziała mnie kilka godzin wcześniej...
 Kątem oka spojrzał na twarz wymordowanej. Nie wiedział, czy ona też widzi jego spojrzenie w cieniu maski, ale nie przejmował się tym nadmiernie. Kiedy szwankowała mowa, gesty i wzrok były jego jedynymi przekaźnikami zamiarów. Przyglądając się jej obliczu analizował prawdę zawartą w słowach, które wypowiadała. Może nie wyglądała tak mizernie jak on, ale mimo to miał wrażenie, że pod wyrazem twarzy kryje się więcej zmęczenia, niż okazywała.
 Postanowił to w tym momencie zignorować. Nie miał możliwości by wciągnąć ją w oczyszczającą rozmowę. W jakąkolwiek rozmowę.
 Na przybycie psa zareagował instynktownie. Wiedział już, po krótkiej wymianie zdań, że czworonóg jest towarzyszem Noi, ale nie mógł odmówić sobie cichego warknięcia w odpowiedzi na reakcję kundla. Na szczęście charkliwy odgłos wychodził mu idealnie. Mógł przysiąc, że wścieklizna niosła za sobą jakąś woń, której on sam przyzwyczajony do własnego zapachu nie potrafił odróżnić. Zdarzało się tak, że unikały go nawet drapieżniki zbyt zaniepokojone widmem umierania w męczarniach, by przystąpić do ataku. Ludzie najwyraźniej nie mieli z tym problemu.
 Częściej polegali na własnym rozumie, niż na instynkcie. Z tego powodu też dużo częściej natrafiał na truchła ludzi, niżeli zwierząt.
 — Tak — wydusił z siebie w akompaniamencie jęku niezadowolenia. Przyłożył dłoń do krtani i zaczął masować ją delikatnie. Mięśnie były jak z plasteliny, a struny głosowe jak nitki spaghetti. Zbyt duże napięcie mogłoby je przerwać.
 Problem z tego typu krótkimi komunikatami polegał na tym, że częściej wprowadzały w błąd, niż wyjaśniały sedno sprawy. Dokładnie tak samo było w tym momencie. Mówiąc inaczej: tak, w okolicy jest coś jadalnego, ale niekoniecznie w takiej formie, w jakiej mogłabyś się tego spodziewać.
 Mężczyzna bowiem przybierał psią formę najczęściej właśnie po to, by zapolować i uzupełnić zapasy na kilka dni, w porywach do tygodnia z hakiem. Składowanie większej ilości mięsa mijało się z celem, ponieważ albo zostawał uziemiony i musiał całe dnie pilnować zdobyczy, albo wszystko gniło w Desperackim słońcu zanim dał radę to skonsumować. Nie mógł jej tego powiedzieć z racji uszkodzonego gardła, ale nie dalej niż kilometr dalej jakiś dziwak zawiesił w worku wysoko na drzewie ponadgryzane kaczki. Część z nich zjedzą zapewne padlinożerne ptaki, albo pozostała część będzie pełnić rolę prowiantu na najbliższe doby.
 Tylko jak miał powiedzieć jej, że nie powinna tego jeść, bo każdy z ptaków został przez niego wcześniej obśliniony?
 Dwa suchary odbiły się od jego brzucha i zatrzymały w fałdach materiału bluzy. Spojrzał na nie z pod maski.
No dobra, może nie wszystkie są oblizane, ale nadmiar chciałem wymienić w którymś z barów.
 Podniósł się do siadu z trzaskiem kości towarzyszącym tej czynności. Złapał oba suchary i schował je do kieszeni, na później. Teraz jeszcze nie mógł ryzykować wgryzania się w coś tak twardego. Uniósł głowę do góry, a potem wskazał kierunek kiwnięciem.
Tam. Użyj nosa. Na pewno coś wyczujesz.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.19 1:58  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
Język do zębów, zęby otulone przez miękką tkankę. To oczywiste, że nie mogłaś tego zobaczyć. Drapieżnicy dobrze się maskują, choć wcale nie tak często za prawdziwymi maskami w kształcie zwierząt. Ciekawość cię paliła, szukałaś jakieś luki, pęknięcia, cokolwiek co mogłoby powiedzieć ci więcej. Ta maska była jednakże dobrze zachowana, bez zarzutu, musiał o nią dbać. Sama nie miałaś żadnej, ostatnią straciłaś dawno temu podczas jednej z zabaw, tańców, gdy twoje nogi zdawały się nie istnieć, a ręce znikały podczas wirowania. Wzrok starał się umykać przed zgłodniałymi obserwatorami, zamknięty za maską, która wtedy stanowiła twoją tarczę. Roztrzaskali ją dość szybko by patrzeć na twoją twarz, złaknieni jak zwierzęta, ust, oczu, potu spływającego ci po czole, gotowi wydrzeć ci wszystko w imię zaspokojenia swoich żądz, powstrzymując się resztkami udawanej przyzwoitości. Byłaś przedmiotem, byłaś bliska bycia dziwką, gdy po wszystkim, w spadających z ciebie ubrań, dostałaś jedzenie za pokaz. Dobra robota... dobra... robota? Ile czasu brzmiały te słowa w twojej głowie, kiedy już stamtąd się dostałaś z pełnym brzuchem i wypchanymi kieszeniami? Dobra robota, ale mogłabyś pokazać więcej. Dobra robota, ale mogłabyś rozłożyć nogi, dobra robota, następnym razem weźmiemy cię siłą. Dobra... łzy już dawno ci wyschły, czasami czułaś się pusta, kompletnie oderwana od tej dzikiej rzeczywistości. Maska była ci potrzebna, ale kontakt już dawno nie dawał znaku życia, a kompletnie nie wiedziałaś skąd mogłabyś dostać nową. Ufałaś tamtej kobiecie, co prawda nie tak jak kiedyś potrafiłaś ufać, ale wystarczająco by wiedzieć, że towar jaki oferowała był dobry, solidny. Ach gdybyś mogła zapytać tak po prostu Yume! Gdyby tylko był w stanie ci odpowiadać! Znałaś go odrobinę, na tyle na ile dawał ci się poznać, ale zupełnie nie orientowałaś się w tym jak mógł funkcjonować w ten sposób. Poza tym chyba nie potrafiłaś się nie martwić.  Jego organizm zdawał się być pełen niespodzianek, nieraz dziwiło cię jak szybko potrafił wrócić do dobrej formy, choć tobie samej szło to gorzej.  Odetchnęłaś spokojniejsza na te kiwnięcia. Na razie szło ci nieźle odczytywanie dawanych przez niego znaków. Oczy schowane za zakurzonymi okularami powędrowały na brzuch. Oddychał prawidłowo. Jak dobrze.  Nie widziałaś. Może to kwestia dobranej maski, może zakurzonych szkieł. Nie mogłaś widzieć, ale uparcie nie odwracałaś spojrzenia piwnych tęczówek, nie mogąc  pozwolić sobie na słabość. Starałaś się zresztą włożyć całą moc w te wypowiedzi, nawet jeśli twój oddech na chwilę stał się ciężki i drobny cień przeszedł przez twoją twarz. Było dobrze, musiało być dobrze. Jedną nogę dałaś w bok by ją rozprostować by potem łatwiej można było się podnieść do pionowej pozycji. Nawet jeśli byłaś zmęczona, nie mogłaś dać się wybić ze swojego rytmu. Nie było czasu na odpoczynek. Ookami obnażył na chwilę kły, ale nie wydał z siebie więcej żadnego dźwięku, nie mając zamiaru zbliżać się bardziej. Nie był głupim stworzeniem. Uniosłaś tylko brew na tę wymianę, nie komentując tego, może jedynie przekrzywiając nieznacznie głowę, zerkając to na swoje psisko, to na Yume. W końcu zabawkę schowałaś do drugiej kieszeni, a na dźwięk głosu mężczyzny, posłałaś mu zaskoczone spojrzenie i może na twarzy zagościł bardzo krótki, nikły uśmiech. Nawet jeśli to było jedno słowo, które niewiele mogło ci powiedzieć. Gorzej że doszedł do tego jęk.
-  Pomóc ci? – spytałaś zanim zdążyłaś się powstrzymać. Palce wbiły się w czarne cienkie spodnie, wyciągnięta noga wróciła na swoją pozycję. Jeszcze się nie ruszałaś. – Czyli coś jest? Wystarczy że kiwniesz albo pokręcisz głową, spokojnie, nie nadwerężaj się.
Drugie zdanie wypowiedziałaś szybciej, tak w razie czego. Nie bałaś się śliny, nie aż tak, ale z drugiej strony ta ufność mogła cię doprowadzić do zguby. Ostatnio doprowadziła do tego, że skończyłaś tutaj. Na kilkaset lat.  
- Zjedz, może nie jest to najlepsze jedzenie pod słońcem, ale robią się przyjemnie miękkie i pulchne pod wpływem śliny – dodałaś zachęcająco. – Posypałam je przyprawami, które udało mi się zrobić, więc smak powinien być lepszy.
Kiedy schował je do kieszeni, uznałaś że nie ma co naciskać i tylko kiwnęłaś głową, że rozumiesz, po czym się podniosłaś, głowę kierując w wyznaczoną stronę. Wciągnęłaś głęboko powietrze, przymknęłaś powieki i się skupiłaś. Najpierw uderzył cię kurz, potem zapach Ookamiego, który poruszał się niedaleko, a gdy nozdrza zareagowały pewniej, wciągając do swoich płuc więcej i więcej, wychwyciłaś krew, odór zgnilizny i... jakby coś żywego. Coś co poruszało się coraz szybciej. Wykonałaś kilka kroków do przodu wysuwając głowę bardziej do przodu wraz z szyją, chcąc się upewnić, co do kierunku. Północny-wschód czy północny-zachód? Chyba wschód, wysunęłaś jedną nogę wyznaczając dalszą trasę. Nawet jeśli odrobinę cię niepokoił ten żywy szybki zapach to nie zamierzałaś mówić o nim ani słowa. Przecież sobie poradzisz.
- To tam? – na chwilę się odwróciłaś do Yume.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.19 19:32  •  Stare budki Empty Re: Stare budki
 Nie zamierzał robić niczego ponad swoje siły. Nauczył się, że ciało jest jak maszyna, więc jeśli zadba się o nie odpowiednio, posłuży na dłużej. W przypadku wymordowanego z tak długoletnim stażem, podejście stało się niemal świętą zasadą, dzięki której nadal wyglądał względnie. Zdecydowanie lepiej od trzech czwartych desperackich szumowin. Mogła mieć z tym też coś wspólnego zdolność regeneracji ciała, ale dzięki niej nie odzyskiwał przecież chęci do życia.
 Pokręcił głową na pytanie kobiety. Nie potrzebował pomocy w aż tak podstawowych czynnościach. Był jak kwiat na przyśpieszonym filmie, zmieniał się z sekundy na sekundę. Było z nim lepiej niż jeszcze kilka minut wcześniej, gdy leżał jak kłoda wśród gruzów budowli.
 Na jej prośbę spojrzał jeszcze raz ku sucharom, ale nie zmienił zdania. Schował je do kieszeni na przodzie koszuli, żeby skonsumować gdy będzie to bezpieczniejsze. Może za godzinę, czy dwie. Dał jej jasno do zrozumienia, że posiada swój zapas, ale nie śmiał już więcej odmawiać. Wszystko było kwestią mijającego leniwie czasu.
 Wciągnął powietrze przez nos, węszył naśladując kobietę. Znał kierunek, ale słodkawy zapach ptasiego tłuszczu napełniał go nadzieją, a jego ślinianki nadmiarem płynów. Oblizał się pod maską dyskretnie, a potem kiwnięciem głową przytaknął na jej pytanie.
 Zebrał się z ziemi pierwszy, chociaż nie tak szybko, jakby tego chciał. Na moment pociemniało mu przed oczami, ale powstrzymał wahnięcie. Nie chciał prowokować Noi do rzucenia w eter kolejnej propozycji pomocy, której i tak nie miałby zamiaru przyjąć. Otrzepał tył z ziemi i bez żadnego znaku skierował się do obwieszonego worami drzewa. Dla kogoś z orlim wzrokiem widoczne byłoby nawet z tej odległości, ale Yunem kierowała woń i głód, który głośno domagał się zaspokojenia. W którymś momencie ciszę, która zalęgła pomiędzy nimi przerywało wyłącznie burczenie w jego brzuchu.

 Po ziemi ciągnęły się wyraźne ślady, jego własne. Szerokie tropy psich łap, przerośnięte pazury zostawiające za sobą bruzdy, kępki sierści. Momentami cuchnęło krwią, ranami, których już teraz nie dało się znaleźć na powierzchni jego przemienionego ciała. Im bliżej drzewa się znajdowali, tym wyraźniejsza była woń.
 To właśnie był jeden z powodów, dla których pozostawienie swojej zdobyczy w tak oczywistym miejscu nie było dla wymordowanego problemem. Gdziekolwiek by się rozejrzeć, w promieniu kilkunastu metrów widniały podobne znaki. Prawie jakby trzygłowy olbrzym walczył tu z kimś, zanim postanowić uciąć sobie drzemkę w pobliskich ruinach. To nie była woń strachu. Raczej taka, która ostrzegała inne bestie, by nie zbliżały się zanadto.
 W niektórych miejscach ziemia rozgrzebana była w postaci niewielkiego dołku. Yume spojrzał teraz na jedną z nich doskonale świadomy tego, że kopanie dziury było dla zwierzęcia, którym się stawał istotne, ale na szczęście w porę opanowywał instynkty, by martwego ptactwa nie zakopywać, a rozwiesić.
 Na drzewie, do którego podeszli siedziało spore stado padlinożernych kruków. Przepychały się wokół jednego z worków, tego, jakiego wiązanie poluzowało się najszybciej. Pozostałe cztery jutowe paczki były lekko obskubane, ale ich zawartość pozostała nienaruszona. Na dnie każdego z nich zebrała się ciemnoczerwona plama, a bezpośrednio pod, na ziemi w piasek wsiąkała zimna już krew.

 Powoli zsunął z twarzy maskę. Wyuczonym gestem, bez spoglądania w dół przyczepił ją do zapięcia przy pasku spodni. Jego wzrok skupiony był na drzewie, na szerokim trzonie, który na wysokości kilku metrów poszarpany był pazurami jakiegoś zwierzęcia. Dotychczas nie wyczuł żadnego obcego zapachu. Nawet teraz, chociaż niemal dotykał obcych znaczeń, nie mógł odszukać nieznajomej woni. Śladów nie było tutaj wcześniej.
 Spojrzał na kobietę. Teraz, gdy jego oblicza nie ukrywał artefakt śniącego mogła zobaczyć, jak świeże były rany na jego głowie. Wyglądał tak, jakby ktoś przeciął w pionie jego czaszkę dwoma identycznymi nożami. Po jednym na długości każdego z oczu. Rany regenerowały się w sposób niemal widoczny gołym okiem.
 — Coś tu było — odezwał się, siląc na najdłuższe do tej pory zdanie jakie udało mu się wypowiedzieć. Nawet bez tego był przekonany, że wymordowana zrozumie powagę sytuacji. Ale tylko Yume wiedział, że z drzewa nie zniknęła żadna z upolowanych kaczek, a coś, co próbowało się do nich dobrać zapewne nadal kryje się gdzieś w okolicy.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Stare budki Empty Re: Stare budki
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach