Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Spoiler:

Godzina 16:30
"Ludzie z natury są agresywni. To zaprzeczenie własnemu jestestwu doprowadza do niezdrowego napięcia i pogorszenia stanu fizycznego oraz psychicznego. Noc Oczyszczenia pozwala na życie w zgodzie z samym sobą, pozbycie się..."
Chris skrzywił się i przewrócił oczami, słysząc lecące w radiu słowa. Zaraz nastąpi wyliczanie, jak korzystnie Oczyszczanie wpływa na gospodarkę, stopę bezrobocia i rozwój państwa. Najpierw odwołanie się do głębi tożsamości przeciętnego homo sapiens, potem analiza zysków ze starannym pominięciem ewentualnych strat. Tudzież przekuciem przedstawionych strat w korzyści, to również był bardzo popularny trik polityków. W mediach wykorzystywano najlepszą sekretną broń na całej ziemi - chęć człowieka do ignorowania rzeczywistości. Ludzie chcą widzieć tylko to, co dobre. Na każdej płaszczyźnie życia.
Christopher Alexander Black od paru lat był sekretarzem administracyjnym w firmie zajmującej się strefą PR. Dołączył do nich świeżo po ukończeniu studiów - przyjęli go właściwie tylko dlatego, że sami dopiero wkraczali na rynek i nie mogli sobie pozwolić na zbyt duże wymagania. Chris szybko udowodnił, że jest cennym pracownikiem i teraz, w wieku dwudziestu dziewięciu lat nieoficjalnie nazywany był głównym sekretarzem. Cóż, robota była czystą harówką, świetnie opłacalną, ale jednak harówką. Ilość obowiązków tworzyła spory ciężar na jego barkach, ale mężczyzna wciąż chodził wyprostowany na swoje całe 167 centymetrów. Niestety w dodatku trafiła się jeszcze twarz, której rysy nadawały wygląd młodej, co sprawiało, że w barach w dalszym ciągu pytano go o dowód. To było jedyną wadą w jego wizerunku i czasem wywoływało niepewność w klientach. Jednak z reguły Chris zjednywał ich już po paru minutach. Teraz pozycja ich firmy na rynku była już stabilna, a ilość chętnych do korzystania ich usług stale wzrastała, podobnie jak liczba osób, których można było nazwać stałymi klientami.
Och. No dobrze. Był jeszcze jeden problem. Jego zabójcza dla otoczenia i jego samego koordynacja ruchowa. Fakt, przez który prawie został zwolniony na samym początku. Teraz, gdy większość pracowników i zarząd z dyrektorem na czele darzyli go sympatią (tudzież po prostu go tolerowali) - jego fajtpłapowatość nie stanowiła już problemu, a właściwie cechę rozpoznawalną, która bawiła. Kiedyś drażniła, ale to było za nim okazał się naprawdę przyzwoitym pracownikiem. A w dodatku osobą, którą naprawdę łatwo szło polubić. Owszem, czasem potrafił wzbudzić w innych irytację, ale z reguły naprawdę dobrze dogadywał się z resztą pracowników.
Christopher nie popierał Nocy Oczyszczenia. Wywodził się z rodziny mało zamożnej i chodź jego rodzice nie byli bezrobotni, to ciężko pracowali, by zapewnić swojemu jedynemu synowi dobry byt. Sekretarz wcale nie dziwił się temu, że panowała tak niska stopa bezrobocia. W końcu większość bezdomnych, niepracujących osób była... cóż, wykaszana w trakcie czystki. Nie tylko oni zresztą. Wszyscy, którzy dopiero rozwijali biznes, zaliczyli krach na giełdzie, bądź też po prostu nie byli dostatecznie bogaci - ginęli. Często niesprawiedliwie. Niezależnie od wieku. Na każdy argument "za" Chris potrafił przytoczyć argument "przeciw". Nigdy nie polował w trakcie Nocy Oczyszczenia. Z reguły siedział z grupą znajomych w mieszkaniu (co roku zmieniali miejsce, ostatnio było u Javier'a, to teraz u kogoś innego) i próbował przetrwać. Dotychczas tylko raz musiał posunąć się do ranienia kogoś w samoobronie, bo... cóż, owszem, potrafił się bronić. Daleko mu było do wyspecjalizowanej jednostki, ale regularnie chodził na strzelnicę w ramach "wyżycia się". Z różnymi wynikami. Miał dość przyzwoite oko, ale za to nerwowe ręce. Czasem potrafił się porządnie skoncentrować i zaliczał wtedy dowolny punkt na tarczy, ale czasem ujawniało się jego wewnętrzne roztargnienie i cóż... wtedy wychodziło różnie. Przez parę lat również próbował Krav Magi. I innych sztuk walki. Okazało się jednak, że nie ma do tego nawet grosza talentu, a przynajmniej dopóki nie odkrył Chin Na. Wcześniej większość instruktorów załamywała ręce , a potem od razu odradzała jakiekolwiek próby bronienia się. Uciekania. Najlepiej żeby się położył, a potem liczył na cud. Dopiero Qinna umożliwiła mu skuteczne poznanie technik samoobrony. Ze względu na natłok obowiązków mógł sobie pozwolić na zajęcia tylko od czasu do czasu, ale i tak sprawiało mu to skuteczność. Niezależnie od tego, jak często lądował na ziemi.
- Spokojnej nocy, Chris - na jego ramieniu wylądowała kobieca dłoń. - Większość osób wyszła z firmy już dwie godziny temu. Też powinieneś już wyjść, na mieście tworzą się korki. Raczej wolisz być w domu, zanim rozpocznie się Oczyszczanie.
Rudowłosa posłała mu zmartwiony uśmiech - była jedną z nowych pracownic. Kompetentność łączyła z miłym usposobieniem, dlatego Chris ją lubił.
- Już kończę, Rachel - rzucił, pisząc ostatnie uwagi w przygotowanej rozpisce na najbliższy tydzień. - Wyłącz radio, proszę. Co roku mówią to samo.

Godzina 18:00
Chris zapukał do drzwi mieszkania nr 13 w jednej z kamienic na Kendal Street. Otworzył mu ciemnoskóry mężczyzna, którego usta od razu rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- W końcu jesteś, Christopher. Zaczynaliśmy się powoli martwić, gdzie się podziałeś - Afroamerykanin przesunął się, pozwalając blondynowi wejść do środka. - Wszyscy już są. Podejrzewam jednak, że najpierw standardowo zadzwonisz, prawda?
Sekretarz skrzywił się jedynie z pewnym zakłopotaniem.
- Wybacz za spóźnienie. Praca - mruknął krótko. - Tak. Jak co roku. Powiedz reszcie, że zaraz przyjdę.
Mężczyzna skinął jedynie głową, a Chris westchnął cicho i wyjął komórkę. Przez chwilę patrzył się pusto na ekran, po czym wybrał doskonale znany numer swojego starego przyjaciela.
Z Jinx'em znał się od dziecka. Chociaż ich charaktery, a także osobowości znacząco się różniły, tak jednak wspólne chodzenie do szkoły i zabawy na podwórku sprawiły, że z reguły potrafili się dogadać. Tak właściwie główną ich różnicą, jedynym rozłamem było podejście do Nocy Oczyszczenia. Chris był jej wrogiem, z kolei Jinx zwolennikiem - co roku brał w niej czynny udział. Black niespecjalnie krył się ze swoją niechęcią co do tego mankamentu, jednak unikał rozmów na ten temat. Nigdy nie pytał się, kogo jego przyjaciel tym razem zabił. Nie pytał się, czy to było dziecko, starzec, czy może robi za mściciela. Nie pytał się, czy robi za obrońcę słabszych, czy też drapieżnika. Póki nie zadawał pytań mógł łudzić się, bądź też sądzić, że mężczyzna wcale aż tak bardzo całej tej czystki nie lubi.
Za to zawsze mniej więcej godzinę przed rozpoczęciem Nocy dzwonił. To właściwie była pewna tradycja - Chris dzwonił, Jinx nie odbierał, więc blondyn zawsze nagrywał się na pocztę. Nigdy nie wiedział, czy mężczyzna odsłuchuje te wiadomości, a drugi telefon Black wykonywał po zakończeniu całego tego bestialstwa - a wtedy z reguły jego kolega odbierał, zupełnie jakby wiedział, że w innym wypadku 29-latek skłonny był paść na zawał.
- Cześć, Jinx - jak zwykle nagrywał się na pocztę. - Tu Christopher z tej strony. W tym roku jestem w kamiennicy oznaczonej numerem sześć, w mieszkaniu trzynastym na Kendal Street, gdybyś czegoś potrzebował - niewypowiedziane "pomocy, wsparcia, kryjówki" pozostało w domyśle. - Mam nadzieję, że rano odbierzesz telefon. Spróbuj nie dać się zabić. Mam nadzieję, że nie straszyłeś swoich wychowanków swoją ewentualną zemstą podczas Nocy. Miło byłoby również, gdybyś nie próbował wyżywać się dzisiaj na mnie, niezależnie od tego, jak irytujący bywam. Trzymaj się, wątpię byś czegokolwiek ode mnie potrzebował, ale w razie nagłego przypadku jestem pod telefonem.
Wiadomość zawsze była podobna. Po rozłączeniu się Chris schował komórkę i raźnym krokiem ruszył w stronę salonu. Och, oczywiście musiał potknąć się o próg i zaliczyć glebę na sam początek.
Nie ma to jak wejście smoka.


Ostatnio zmieniony przez Skoczek dnia 25.06.17 23:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Nacisnął na czerwoną słuchawkę, po czym rzucił niedbale wyłączone urządzenie na swoje łóżko, wracając do przygotowań.
Każdego roku było to samo. Martwił się. Ciemnowłosy zdawał sobie z tego sprawę, chociaż nie do końca rozumiał jego postępowanie. Ani tego, czym kierował się jego znajomy. Ze wszystkich osób, Jinx najmniej zasługiwał na tego typu uczucia. Nie chciał ich, nie akceptował. Jakby na to wszystko nie spojrzeć, był mordercą. Owszem, kierował się swoimi własnymi zasadami. Nie mordował tych, którzy przypadkiem znaleźli się na ulicy. Nie napadał niewinnych w ich domu, nie włamywał się. Nie dotykał nawet małym palcem tych, którzy nie chcieli brać udziału w Nocy Oczyszczenia. Skupiał się na tych, którzy wychodzili na ulicę w poszukiwaniu ofiar. Jednakże każdy łowca musiał być świadomy, że w każdej chwili może stać się ofiarą.
Jinx był tego świadomy. Nigdy nie był pewien, czy dana Noc nie będzie jego ostatnią. Czy ujrzy kolejne promienie słoneczne.
Był gotowy. I podekscytowany.
Każdego dnia funkcjonował w nudnym społeczeństwie jako nauczyciel historii. Co prawda daleko mu było od typowego belfra, jednakże praca ta nadal nie dostarczała mu odpowiedniej dawki rozrywki. Adrenaliny. Poczucia balansowania na krawędzi życia, oraz śmierci.
Noc Oczyszczenia dawała mu to.
To różniło go najbardziej od jego dawnego znajomego. Chris chciał egzystować w nudnym, acz stabilnym i bezpiecznym społeczeństwie. Jinx wolał żyć.
Wsunął nóż do pochwy, chwilę wcześniej z pasją ostrzony, a następnie zamocował go za skórzanym paskiem podtrzymującym wojskowe spodnie. Spojrzał na stół, gdzie leżał cały jego arsenał, dobytek, który z zamiłowaniem kolekcjonował przez cały ten czas. Przez te wszystkie lata. Opuszkami palców zaczął przesuwać po każdej broni, rozważając które ze swoich „dzieci” powinien tego wieczoru zabrać. Miodowe spojrzenie spoczęło na zegarku krzywo zawieszonym na ścianie. Siódma pięćdziesiąt cztery. Sześć minut.
Kąciki ust wygięły się lekko, kiedy sprawdzał amunicję, niespiesznie chowając ją do specjalnej nerki przepasającej jego biodra.
Wreszcie w oddali rozbrzmiały syreny zwiastujące początek cudownej dla niego nocy. Ruszył w stronę drzwi, zakładając na twarz maskę japońskiego lisa, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ale ani on, ani tym bardziej Chris nie wiedzieli, że w tym roku będzie inaczej.
Już parę minut po dwudziestej na korytarzu budynku przy Kendal Street rozbrzmiały krzyki i odgłos ciężkich butów. A potem huk, więcej krzyków oraz strzały.
A potem zaczęto walić i wyważać drzwi z numerem trzynaście….
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

.......Chris i Jinx mieli zupełnie odmienne pojęcie na temat życia. Faktycznie sekretarz wolał bezpieczeństwo i stabilizację - wynikało to jego wewnętrznej nerwowości, a adrenalinę bezproblemowo sam sobie dostarczał, nie potrzebował jeszcze dodatkowych czynników z zewnątrz. Jednak dla niego było to dobre życie, czego z kolei nie mógł zrozumieć stary znajomy. Cóż, skacząc na bungee, czy z samolotu wraz ze spadochronem również można poczuć wyraźną granicę między życiem, a śmiercią, jednak najwyraźniej współczesnemu społeczeństwu to nie wystarczyło. Zresztą, ludzkość  od zawsze bawiła przemoc. Kiedyś rozrywką było oglądanie walk gladiatorów na arenie, a we współczesnej epoce ludzie oglądali krwawe rozrywki przez telewizję - i wcale nie czuli się źle z tego powodu. Jednak według Christophera była wyraźna różnica pomiędzy wlepianiem oczu w grę aktorską dwójki bijących się ludzi a faktycznym mordowaniem. Człowiek nie zwierzę - powinien być zdolny do kontrolowania swoich pragnień i emocji. Nawet, a może w szczególności, tych najmroczniejszych.
Tak więc nie dało się nie zauważyć negatywnego stosunku mężczyzny do Nocy Oczyszczenia. Jednak pomimo swojego dystansu nie zamierzał odrzucać ludzi, którzy korzystali ze swojego prawa do... wyżywania się ten raz w roku. Nie pochwalał tego, ale przecież nie będzie odtrącał każdego, kto decydował się na wzięcie udziału w corocznej czystce. Tym bardziej, że większość jego znajomych miała jakieś zasady. No, a przynajmniej taką nadzieję miał Chris. Głęboką nadzieję. Niemniej dzwonił tylko do Jinxa... może była to kwestia przyzwyczajenia, a może miał w tym jakiś głębszy cel, którego sam nie był świadomy? Czasem sam nie wiedział, co chodziło mu po głowie. Szczerze wątpił, by ciemnowłosy doceniał jego troskę, ale Black wykonywał te telefony odkąd dowiedział się, że ten nauczyciel historii bierze udział w Nocy. Najwyraźniej niektóre przyzwyczajenia były silniejsze niż racjonalne myśli.

Godzina 19:00
Siedzieli już całą piątką w salonie. Zgromadzenie zupełnie różnych osób, których łączyły dwie rzeczy - przyjaźń i brak chęci do udziału w Nocy Oczyszczenia. Ciemnoskóry mężczyzna, właściciel mieszkania numer 13 (no, a przynajmniej płacił za nie czynsz) miał 30 lat,  nazywał się Raphael i pracował w policji w wydziale  dochodzeniowo-śledczym. Po jego prawej stronie na skórzanej kanapie siedziała Emily - drobna, mierząca zaledwie 155 centymetrów, 27-letnia kasjerka pracująca w drobnym sklepie spożywczym. Jeśli Chris się nie mylił, to na siłowni podnosiła sztangę o wadze 50kg, a do tego trenowała Shōrinji Kempō. Po lewej stronie Raphael'a zajmowała miejsce trzydziestoletnia Catherine, jedna z lepszych prawniczek w tym mieście. Była dość wysoka (178cm), szczupła i jasnowłosa. A przy tym robiła za rekina w zdominowanym przez mężczyzn świecie prawa. Ostatnim towarzyszem był Michael, szatyn mający 28 lat i pracujący jako mechanik. Krótko mówiąc, wiele ich różniło, a historia ich znajomości... cóż, była długa. Teraz jednak wszyscy razem oglądali jakąś bzdurną komedię romantyczną - krytykowali zarówno zachowanie bohaterów, jak i fabułę, ale był to przynajmniej dobry pożeracz czasu. Jak zawsze narastała w nich pewna nerwowość z powodu zbliżającej się godziny 20.

Godzina 20:00
Chwila przerwy na wiadomości, nerwowe szepty i charakterystyczny dźwięk syreny alarmowej. Chris spojrzał na wiszący na ścianie zegar i odetchnął głęboko. To tylko kolejna noc do przeżycia. Nic trudnego. Dotychczas tylko raz znalazł się w sytuacji, gdzie musiał użyć broni w celu ratowania własnego życia. Nie było to dla niego specjalnie miłym doświadczeniem, ale nie zamierzał dać się zabić. Jak zdecydowana większość ludzi chciał żyć. Nieważne, że liczył na stabilizację i bezpieczeństwo. Ważne, że posiadał w sobie do wewnętrzne pragnienie parcia naprzód.
- Kolejny film... hmh, horror, komedia, czy romansidło? Emily, ty wybierałaś w tamtym roku. Idź lepiej dorób popcornu - Cath odgarnęła z szyi jasne włosy i po chwili wskazała palcem na Chrisa. - Teraz twoja kolej. Oglądamy krwiożercze piranie, szaloną noc kawalerską, czy też dramat żołnierza i jego wybranki? Och, to jakiś typowy wyciskacz łez.
- Mi jest obojętne, ale niespecjalnie mam ochotę na płacz podczas filmu. Niektórzy posiadają jeszcze duszę i emocje, Cath - mruknął z lekkim przekąsem.
Raphael otworzył usta, chcąc włączyć się do dyskusji, ale w tym samym momencie wszyscy usłyszeli jakieś zamieszanie na klatce. Michael odruchowo podszedł ostrożnie do okna, ukradkiem wyglądając na zewnątrz w celu zobaczenia, co się dzieje wokół budynku. Już chwilę później coś gwałtownie uderzyło o drzwi, wyrywając cichy okrzyk ze strony Emily. Była opanowana, ale w tej sytuacji zdecydowanie ciężko było zachować całkowity spokój.
- Em, Cath, do łazienki.  Okno powinno wychodzić na tył budynku. Zobaczcie, czy nikt się tam nie pałęta. Michael, przesuwamy kanapę pod drzwi. Chris, bierz broń - policjant zaklął cicho, jednak starał się zachować spokój.
Może będą mieli odrobinę szczęścia i napastnicy odpuszczą. Drzwi były mocne, do okien ciężko było się dostać. Mimo wszystko atmosfera stawała się napięta, a dłoń blondyna nerwowo zaciskała się na browning'u kal. 9mm. Zdecydował się jeszcze raz wyjrzeć ukradkiem za okno.
I zdecydowanie nie podobało mu się to, co zobaczył.
- Raphael. Powiedz mi, że mamy możliwość wyjścia stąd nie tylko przez drzwi główne - okno, balkon... cokolwiek.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Nieświadomy sytuacji, w jakiej aktualnie znajdował się jego znajomy, szarpnął mocniej wojskowym nożem, który aktualnie znajdował się w gardzieli niedoszłego gwałciciela, wyrywając go i dając upust broczącej krwi. Nawet powieka mu nie drgnęła, gdy górował nad konającym mężczyzną. Kupa bezwartościowego mięsa. Jeden z wielu. Wytarł krew w czarne spodnie, a następnie schował go do pokrowca.
W oddali słyszał krzyki, przekleństwa czy też groźby. Gdzieś parę przecznic od jego aktualnego położenia płonął samochód. Ulice z każdą kolejną chwilą przemieniała się w istne pole walki. Chociaż nie, słowo „walka” niezbyt pasowało do sytuacji. Raczej wielkie polowanie. Myśliwi i ofiary. Piękne, cudowne miasto, które za dnia tętni życiem i jest przepełnione fałszywymi uśmiechami, hipokryzją i cynizmem, teraz, w tę jedną noc raz do roku, otwierało przed mieszkańcami swoje prawdziwe oblicze. Co bynajmniej nie przeszkadzało młodemu nauczycielowi.
Odwrócił głowę, spoglądając wzdłuż uliczki z lewej strony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że znajduje się zaskakująco blisko miejsca zatrzymania przez Chrisa. Wystarczyło zaledwie udać się parę metrów w lewo, potem skręcić dwa razy w prawo i jeszcze raz w lewo. Tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Nie zdawał sobie sprawy o dramacie, jaki właśnie tam się rozgrywał. O tym, że dzieliło zaledwie parę minut, bądź uderzeń w drzwi, by banda wygłodniałych osób w maskach clownów wdarła się do środka i rozpoczęła ubaw w Noc Oczyszczenia. Że zapewne wszystkie kobiety zostaną brutalnie zgwałcone, a potem pobite, możliwe że i zabite. A każdy męski osobnik znajdujący się w tamte chwili w pokoju, zostanie poddany nieludzkim cierpieniom i torturom, ku uciesze agresorów.
Złapał za ciemną chustę, którą naciągnął na powrót na twarz, a następnie założył maskę, chcąc pozostać anonimowym. Ściągnął z pleców łuk i złapał za pierwszą strzałę, którą nałożył na cięciwę, po czym skręcił w prawo.
Gdyby tylko wiedział.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Od dnia 1 października macie tydzień czasu na to, aby pojawił się post. Jeśli po tym czasie go nie będzie, wątek przeniosę z powrotem do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

.........Chris zacisnął wargi w wąską kreskę, sztywno zaciskając ręce na swojej broni. Raphael zgarnął pistolet typu Glock 19 GEN 4 kaliber 9x19mm. Poręczna broń, magazynek mieszczący 15 pocisków. Szkoda, że bez dodatkowych nabojów. Na tym jednak ich zapasy dotyczące broni palnej się kończyły. Michael wyposażył się w tasak.
- Dużo ludzi, dobra broń. Paskudnie się zapowiada - mruknął policjant, wpatrując się ponuro w widok za oknem. - Cath, jak sytuacja z tyłu?
Blondyn z niepokojem obserwował ulicę. Jeden samochód ustrojony w czyjeś narządy. Drugi przypominał terenowego jeepa. Na zewnątrz z sześć osób, cholera wie, ile właśnie wyważało drzwi. Mógł się założyć, że to jakieś dzieciaki bogatych rodziców, którym zapragnęło się większej rozrywki niż z reguły. Ich niedoczekanie.
- Z tylu czysto, ale trochę daleko stąd do ziemi - mieszkanie numer 13 znajdowało się na trzecim piętrze, a z okna łazienki rozciągał się widok na wąski korytarz utworzony przez blisko sąsiadujący budynek. - Powiedz mi, że masz plan, Raphael.
Chrisowi z nerwów spociły się dłonie. Na razie żadnych strzałów w okno, ale to mogło się cholernie szybko zmienić.
- Mam linę wspinaczkową. Cholera jasna, powinna być gdzieś w szafie - mężczyzna biegiem ruszył w stronę sypialni, tymczasem Emily otworzyła łazienkowe okno.
Chris mimowolnie po raz kolejny wyjrzał na zewnątrz i z wrażenia omal nie zwymiotował. Najwyraźniej w ręce "clownów" wpadło parę nowych ofiar. Na sekundę walenie w drzwi ustało, ale szybko zostało wznowione, z większym entuzjazmem. Posiadane przez Raphaela drzwi antywłamaniowe były cholernie drogie i wytrzymałe, ale na pewno nie były dostatecznie mocne, by poradzić sobie ze zmasowanym atakiem.

---
W momencie, gdy Emily zsuwała się już w dół mogli usłyszeć, jak drzwi pękają pod wpływem zewnętrznego czynnika ludzkiego. Sekretarz zamarł, trzymając w dłoniach napiętą linę. Powoli obrócił głowę w stronę korytarza. Przez nagły szum w uszach nawet nie słyszał żadnego hałasu. Cath bez zwłoki przerzuciła tułów za okno, trzymając się mocno parapetu. Linę trzymał on i Michael, dodatkowo była przewiązana wokół przytwierdzonej w łazience szafki.
- Michael, Chris. Jeden z was będzie schodził jako ostatni. Ta osoba będzie miała najtrudniej, ale mebel powinien wytrzymać. Ja załatwię wam czas - zdecydował Raphael, gestem urywając wszelkie kłótnie. - Bez dyskusji. Chociaż... miło było was poznać, a teraz tempo.
Policjant nie dał im nawet chwili na zastanowienie. Po prostu wybiegł, zatrzaskując za sobą drzwi. Kwestią czasu było, aż usłyszą strzały.
- Michael, nie powinniśmy mu pom... - urwał, widząc wzrok mężczyzny.
- Nie możemy zostawić dziewczyn samych, Chris - rzucił, zaciskając wargi w wąski pasek. - Schodź teraz ty.
- Jestem lżejszy, łatwiej będzie mi bezpiecznie zsunąć się na dół, jako ostatniemu - zaprotestował.
- Złaź. Ty masz broń palną, ruchy - usłyszeli pierwszy wystrzał.
Raphael miał doświadczenie i znał rozkład pomieszczenia. Jednak przeciwników było po prostu zbyt dużo. Klnąc z bezsilności blondyn zablokował spust, a następnie przerzucił nogi przez parapet. Okręcił się, złapał linę i zaczął się jak najszybciej zsuwać. Wylądował twardo na ziemi, cofnął się parę kroków, a następnie rozejrzał po ulicy. Dziewczyny wcisnęły się w ścianę. Od strony ulicy, na której znajdowali się clowni byli bezpieczni, znajdował się tam płot z bramką, ale obecnie był cały zagracony. Mężczyzna już miał krzyczeć w stronę Michaela, gdy nagle lina spadła na dół. Niebieskie oczy sekretarza rozszerzyły się, a on sam zadarł głowę do góry. Akurat by zobaczyć, jak mechanik zamyka okno.
- Chris, co się dzieje? - spytała nerwowo Emily.
Blondyn jedynie pokręcił głową i wskazał palcem na drugą stronę ulicy.
- Spadamy stąd - kolejne słowa nie chciały mu przejść przez gardło. - Załatwią nam czas.
Gorzki smak porażki rozlał mu się na języku, ale nie miał teraz czasu na przemyślenia. Potknął się, mało co nie lądując na kolanach, jednak udało mu się odzyskać równowagę. Skierował się w przeciwną stronę. Gorzej, że ta wychodziła na główną drogą, ale tutaj i tak nie mogli zostać. Broń trzymana w prawej ręce zaczęła mu ciążyć. Podobnie jak komórka.
Komórka.
Stanął jak wryty, po czym zerknął na dziewczyny. Duże ryzyko. Cholera wie, jak mógł zareagować Jinx w taki dzień. Noc. Z wahaniem Christopher wyjrzał na ulicę. Co jakiś czas słyszał jakiś wybuch, czy strzał.

---
- Zadzwoń - rzuciła nerwowo Cath. - Bez oszukiwania się, sami nigdzie nie dotrzemy. Umiesz strzelać, Emily całkiem dobrze radzi sobie z większymi przeciwnikami, ale bez samochodu nie mamy szans.
Przeprawili się przez jedną ulicę, ale zdążyli już przykuć uwagę innej grupy. Ledwo zdołali się schować za jakimiś śmietnikami, ale długo to pewnie nie potrwa.
- O ile jego kolega sam nas nie zabije - rzuciła ponuro Em.
Krzyk jakieś parę metrów od nich wystarczył, by Chris podjął decyzję. Wyjął komórkę i wstukał odpowiedni numer.
Po czy, nacisnął zieloną słuchawkę.


|| Dobra. Po tym tragicznym wstępie od teraz moje posty powinny być sensowniejsze. I ładniejsze *parsk*
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w ekran telefonu. Sprawiał wrażenie kogoś, kto ostatecznie odrzuci połączenie, bądź go zignoruje. Ale Christopher nigdy do niego nie dzwonił podczas nocy. Przed i po, owszem. Ale właśnie dochodziła 23:24. Nie minęła nawet połowa nocy. Wniosek był tylko jeden.
- Tsk. Kretyn. – syknął po czym nacisnął zieloną słuchawkę przysuwając telefon do ucha.
- Gdzie? – tyle wystarczyło. Nie potrzebował żadnych więcej informacji. Nie obchodziło go, co się stało. Coś na pewno. A gdy jego znajomy podał adres, Sheba rozłączył się, powracając do duszenia złapanego wcześniej mężczyzny. Nie, to nawet nie był mężczyzna. Sądząc po jego płaczu i piszczącym głosie, był nastolatkiem, który myślał, że zdobędzie świat. Ciemnowłosy zacisnął mocniej żyłkę dookoła jego szyi, aż nie poczuł, że mniejsze ciało pod nim przestaje się ruszać.
Taki młody, a już miał krew na rękach.

To było zaledwie dziesięć minut samochodem do miejsca, jakie podał Christopher. Dawny spożywczak Barneya był jednym z tych miejsc, które zdawały się zatrzymać w latach osiemdziesiątych. Jedynie asortyment sklepu zmienił się. Nawet właściciel, poczciwy Barney wnet miał skończyć dziewięćdziesiąt jeden lat. Nic się nie zmieniło.

- A teraz rączki do góry – mężczyzna z maską clowna, przekrzywił głowę lekko w bok, celując z karabinu do nich. To była kwestia czasu, aż wreszcie jakaś część z napastników ich dopadnie. I o to stał jeden przed nimi, choć jak się przyjrzeć, jego maska różniła się nieco od tych, jakie nosili agresorzy z bloku. Jednakże czy to miało jakiekolwiek znaczenie w tym momencie?
- Rozbierajcie się. Wszyscy. A potem zaczniecie tańczyć dookoła siebie. Kiedy to zrobicie, zastanowię się, co dalej. Może oszczę- – reszta jego słów utonęła w odgłosie huku, jęknięcia i pisku opon, kiedy w mężczyznę z impetem uderzył czarny, nieoświetlony samochód terenowy. Drzwi otworzyły się z hukiem, i ciemna sylwetka z lisią maską, niczym cień, wyłoniła się z samochodu. Nie spojrzał jednak w stronę trójki, a od razu podszedł do leżącego w dziwnej pozycji mężczyzny na jezdni. Przykucnął przy nim, a następnie bez jakiegokolwiek zastanowienia poderżnął m gardło. Pierwsza zasada polowania: zawsze upewnij się, że ofiara jest martwa.
Dopiero wtedy, upewniwszy się, że tamten zdechł, wyprostował się wycierając ostrze noża o udo i odwrócił się do Christophera oraz jego dwóch koleżanek. Złapał za maskę i odsunął ją wyżej, by móc lepiej się im przyjrzeć.
- I na co czekacie? Do samochodu. – rzucił krótkie polecenie, samemu siadając na swoim miejscu. Gdy reszta zapakowała swoje szanowane cztery litery do wozu, ruszył, na domiar złego przejeżdżając po leżącym truchle. Milczał przez dłuższą chwilę, aż ostro skręcił i wjechał w jakiś zaułek, gdzie dopiero się zatrzymał. Sięgnął do bocznej kieszeni spodni, skąd wyciągnął srebrną papierośnicę.
- Gdzie was zawieźć? – odpalił papierosa, mocno zaciągając się dymem, dopiero wtedy pozwalając sobie na obrzucenie bursztynowym spojrzeniem Chrisa.
- Coś ty nawywijał? – warknął, choć w jego tonie można było wyczuć wyraźną nutę rozbawienia. Jakby cała ta chora sytuacja wyraźnie go bawiła.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

.......Chris nieco tępym wzrokiem wpatrywał się w mierzącego w nich mężczyznę. A przynajmniej podejrzewał, że był to mężczyzna ze względu na głos. Źrenice blondyna niemal całkowicie przysłoniły niebieski kolor tęczówki, jednak zamiast trząść się - zamarł. Przypominał trochę sarnę wpatrującą się w światła pędzącej ciężarówki, zresztą jego towarzyszki nie wyglądały lepiej. Sekretarz zacisnął wargi w wąską kreskę, gorączkowo myśląc nad rozwiązaniem sytuacji. W końcu może zyskać nieco na czasie...
ŁUP.
Chris wzdrygnął się, słysząc huk i szeroko rozwartymi oczami obserwował nowy rozwój sytuacji. Dopiero znajomy głos sprawił, że otrząsnął się ze zdumienia, a następnie pociągnął znajome w stronę samochodu. Co prawda nie miał pojęcia, w jakim nastroju jest Jinx, ale w końcu lepszy diabeł znany, niż nieznany. Poza tym już sam fakt, że pofatygował się po nich utwierdzał blondyna w przekonaniu, że dobrze zrobił dzwoniąc po niego. Cóż, a przynajmniej jak na razie takim torem wędrowały jego myśli. Zabezpieczył broń i bez większej zwłoki wsiadł do auta na miejsca przedniego pasażera i zamknął szybko drzwi. Wziął głęboki wdech, by po chwili wypuścić nerwowo powietrze z płuc. Trzęsły mu się lekko ręce, co próbował zamaskować poprzez włożenie ich do kieszeni.
- Najbliżej jest do mojego mieszkania. Znasz adres - rzucił, po czym obrócił się w stronę dziewczyn. - Zostaniecie u mnie do rana, mam dobre zabezpieczenia.
Chris wyciągnął dłoń w stronę Jinx'a, niemo prosząc o możliwość zapalenia. Musiał się uspokoić. Jakiś czas temu odkrył, że papierosy dają możliwość szybkiego ukojenia myśli. Hah, rzecz jasna kosztem zdrowia, ale czasem mógł sobie pozwolić na takie ustępstwo. Tym bardziej, że nie wiedział, jak sformułować następną prośbę. Tym razem zupełnie inną.
- Wyskoczyłem przez okno - parsknął ponurym śmiechem. - Ach. Spędzałem noc u Raphaela, jest... jest policjantem. Była nas piątka, gdy nagle jakaś dzieciarnia w maskach clown'ów zaczęła się dobijać. Z drugiej strony mieli zadziwiająco dobrą broń. I byli w miarę zorganizowani. Pewnie z bogatych rodzin.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się uparcie w boczną szybę.
- Pamiętam numer rejestracyjny jednego samochodu - usłyszał, jak Cath z tyłu przeklina.
- Chris, porąbało cię? Nie zamierzasz chyba zostać na zewnątrz? - prawniczka mało co nie przyłożyła głową w dach. - Michael i Raphael na prawie sto procent nie żyją.
Blondyn skrzywił się lekko.
- I tak mam już u ciebie dług, Jinx... - w końcu skierował w jego stronę wzrok.
W niebieskich oczach krył się strach, ale również złość. Rzadka do ujrzenia emocja, jeśli chodziło o sekretarza. Chociaż jeśli ukłuć go dostatecznie mocno, to faktycznie potrafił zaskoczyć.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Mimo, że twarz ciemnowłosego nie wyrażała w tym jednym momencie żadnych szczególnych emocji, to w oczach Chris z łatwością mógł wyczytać niezrozumienie.
- To na chuj wychodziłeś dzisiaj z niego? Ja rozumiem, że masz silne poczucie przebywania w czyimś towarzystwie I że ty oraz samotność nie stanowicie super duetu, ale chociaż akurat w tę jedną noc mógłbyś zostać w bezpiecznym gnieździe – parsknął ni to zirytowany, ni to rozbawiony. Ale paczkę papierosów podrzucił mu, by się sam obsłużył. Jednakże nie podał mu ognia w żadnej postaci, co mogło początkowo wyglądać jak mało śmieszny żart, który rozbawiłby tylko jego. Zamiast tego pochylił się w jego stronę, ciężko kładąc dłoń na jego głowie i pozwolił mu odpalić papierosa od swojego.
- Nadal drżysz. – powiedział cicho odsuwając się i prostując, opierając policzek o rękę opartą na szybie samochodu, co nadało mu nieco znudzonej postury.
- Biorąc pod uwagę czas, kiedy do mnie zadzwoniłeś, potem kiedy was zgarnąłem i zabrałem tutaj, to najpewniej już nie żyją. Chyba że udało im się jakoś zwiać. To, że znasz numer rejestracji, nic mi nie da. Nie będę jeździł po mieście i ich gonił. Nie jestem pierdolonym aniołem zemsty. – wzruszył ramionami, uchylając okno, by strzepać popiół z papierosa na zewnątrz. Chris i tak już mu namieszał w dzisiejszych planach. Zamiast się zabawiać z innymi, był zmuszony bawić się w nianię, co, jak oczywiście jego znajomy mógł się domyślić, niekoniecznie było mu na rękę.
- Druga sprawa jest taka, że nie wiemy z kim tak naprawdę się spotkaliście. Jest kilka opcji, niekoniecznie dzieciaki z bogatych rodzin. One zazwyczaj długo się bawią z ofiarami. Działają chaotycznie, bez większego planu. I zawsze w grupach. Osoby, które zabijają szybko, zazwyczaj kierują się różnymi pobudkami, ale najwcześniej działają w pojedynkę. Potem są turyści z całego świata, którzy szukają rozrywki, ale oni również raczej działają chaotycznie. Są też zorganizowane grupy, które łapią osoby dla bogaczy, by tamci mieli swoją osobistą rozrywkę. Ale z takimi nie chcę mieć nic do czynienia. Ten samochód jest przygotowany specjalnie na tę noc. Jest kuloodporny. Ale nawet on nie wytrzyma w starciu z amunicją ciężką. – skrzywił się nieznacznie, wyrzucając niedopałek papierosa na zewnątrz.
- Podsumowując. Mogę was tu zostawić, albo zabrać do ciebie Chris. Ale nie wymagaj ode mnie pogoni za widmem. – wbił ostre spojrzenie w siedzącego obok mężczyznę. Gdzie w oddali, możliwe że zaledwie parę przecznic od nich rozległy się wystrzały. Sheba instynktownie odbezpieczył broń, wpatrując się w ciemność przed nimi. Jak na zawołanie, chwilę później na chodniku pojawiło się dwóch mężczyzn z chustami na twarzach. Przystanęli, wpatrując się w stronę samochodu, a każdy z nich dzierżył w dłoniach podłużną broń. Sheba uchylił okno na tyle, że wysunął jedynie broń, ale czekał. Nie strzelał pierwszy. Zdawało się, że czas dookoła nich na te parę chwil zatrzymał się i wszystko ucichło.
Mężczyźni wreszcie odpuścili i oddalili się, na powrót pozostawiając czwórkę samych.
- Chris, szybka decyzja. Noc mi ucieka.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

.......W niebieskich ślepiach Chrisa pojawiła się jeszcze dodatkowo irytacja. Ilość emocji buzowała gniewnie w jego wnętrzu, co z pewnością było niewygodne dla takiej osoby jak on. Osoby o naturze tchórzofretki pospolitej, o czym zresztą Jinx doskonale wiedział. Nie potrafiłby przesiedzieć całej nocy sam, najzwyczajniej na świecie nie był do tego zdolny. Już raz musiał sobie samodzielnie radzić z przeciwnikiem podczas Nocy i od tamtej pory wzdryga się na samą myśl związaną z samotnym spędzaniem czasu Oczyszczania. Poza tym w domu Raphael'a zabezpieczenia również nie były najgorsze. Tym razem po prostu źle się to wszystko rozwinęło. Wręcz fatalnie.
- W poprzednim mieszkaniu również nie było źle z zabezpieczeniami - rzucił jedynie krótko, przerzucając spojrzenie z Jinxa za okno. - Wszystko jest po prostu nie tak tej cholernej Nocy.
Chwycił nieco niezdarnie paczkę z papierosami. Niemalże wyślizgnęła mu się z zesztywniałych palców, ale po chwili zdążył się ogarnąć na tyle, by nie zrobić z siebie jeszcze większego durnia. Podejrzewał, że Jinx już teraz kompletnie go nie rozumiał, chociaż z drugiej strony znał go bardzo dobrze. W sumie Chris niespecjalnie zdziwiłby się, gdyby ten był w stanie całkowicie prześledzić tok jego rozumowania, gdyby tylko miał na to ochotę. Ochota to tutaj dość istotne słowo.
- Dzięki - mruknął, najwyraźniej nie robiąc nic sobie z nietypowego sposobu na odpalenie papierosa. - Zimno mi. Chłodno było na zewnątrz.
Aha. Cóż, niezaprzeczalnie było w tym trochę prawdy, ale nawet jeśli nie wyraz twarzy, to zdradzał go chociażby sam fakt sięgnięcia po fajki. Robił to tylko wtedy, gdy naprawdę był zestresowany. Humoru nie poprawiał mu fakt, że musiał przyznać rację zarówno dziewczynom, jak i swojemu koledze. Co prawda od początku wiedział, że Jinx będzie co najmniej sceptycznie nastawiony do jego pomysłu (którego zresztą nawet nie zdołał przedstawić, najwyraźniej wszyscy obecni wiedzieli, co mu chodzi po głowie), ale i tak musiał wyrzec przynajmniej te kilka słów. Rzeczywistość była brutalna, a umysł Chrisa chwilowo odmawiał zaakceptowania tego.
Złapał kontakt wzrokowy z Jinx'em, odpowiadając nienaturalną twardością na niemą próbę przywołania go do porządku. Normalnie powinien od razu uciec spojrzeniem gdzieś w bok, ale tym razem chwilę wytrzymał. Jednak tak czy owak po kilku sekundach w jego oczach pojawiła się rezygnacja i skupił się bardziej na wypalaniu papierosa niż czymkolwiek innym.
- Podrzuć mnie i dziewczyny pod mój dom - powiedział. - Może i jestem uparty, ale nie głupi, Jinx. Możliwe, że gdybym był mniejszych tchórzem to rzuciłbym to wszystko w cholerę i zachował się całkowicie irracjonalnie, ale cóż. W tym wypadku ostrożność działa lepiej.
Uśmiechnął się krzywo i spojrzał w stronę dziewczyn. Im też pewnie nie było łatwo.
- Ile pieniędzy wlałeś w ten samochód? - spytał się, ale to była zwykła ciekawość, czy też raczej próba odwrócenia własnej uwagi.
Gdyby nie postawił kiedyś na administrację, pewnie zająłby się inżynierią. To jednak były bardzo stare czasy.
Cholera.
W dalszym ciągu coś mu się nie podobało. Najprawdopodobniej do końca Nocy będzie siedział jak na szpilkach.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Prychnął cicho pod nosem, wyrzucając niedopałek papierosa przez okno, które zaraz zamknął. Na wszelki wypadek. Wolał nie ryzykować, by jakaś samotna kula bądź nawet i strzała trafiła go w szyję. Nie w taką noc jak ta.
- Jesteś głupi. – – odparł bez jakichkolwiek hamulców, posyłając mu krótkie, acz ostre spojrzenie.
- Niby zabezpieczenia dobre, a jednak coś poszło nie tak. Trzeba było zabrać swoich znajomych do siebie, gdzie masz stuprocentową pewność, że nic ani też nikt nie sforsuje twoich murów. Nadal zachowujesz się jak głupia i naiwna gęś – skrytykował, wydając z siebie ciche „tsk”, po czym odpalił samochód i powoli wyjechał z zaciemnionego zaułku, wyjeżdżając na główną drogę.
Jinx przez dłuższy czas milczał, wydawać się mogło, że celowo zignorował ostatnie pytanie znajomego. A może w ten sposób pokazywał mu, że tak naprawdę w żaden sposób nie aprobuje jego lekkomyślnego podejścia. Gdyby nie to, Jinx w tym momencie z pewnością byłby kilkanaście kilometrów od tego miejsca, oddając się temu, czemu powinien w taką noc jak ta.
I wydawać się mogło, że taki stan milczenia pozostanie do samego końca, aż ciemnowłosy odstawi ich pod dom Chrisa, aż wreszcie odezwał się, już nieco lżejszym tonem.
- Sporo. Można powiedzieć, że twoją roczną wypłatę. – parsknął, zerkając kątem oka na siedzącego obok mężczyznę.
- Jeżeli coś mu się stanie przez to, że muszę was niańczyć, to obiecuję, że pokryjesz wszystkie koszty – dodał po chwili, i chociaż w jego głosie dało się wyraźnie wyczuć nutę rozbawienia, to coś nakazywało wierzyć, że za jego żartobliwym tonem kryła się prawda. Bogowie wszystkich światów mu świadkiem, że był zdolny prześladować Christophera krok w krok, dzień w dzień, tylko po to, by odzyskać należne mu pieniądze.
Jednakże w pewnym momencie Jinx gwałtownie przyhamował.
Przed nimi na drodze stał w poprzek zaparkowany samochód dostawczy, a przed nim stało czterech mężczyzn z maczetami. Jasne tęczówki Jinxa zerknęły w lusterko, by spojrzeć na to, co działo się z tyłu. Ale jak mógł się spodziewać, droga powrotna została im również odcięta. Co prawda teoretycznie mógłby wycofać i przejechać jednego, albo dwóch gości z trzech, którzy zaszli im drogę, ale z drugiej strony….
Spojrzał na powrót przed siebie i roześmiał się. To była istna tragikomedia.
- Masz jakiś plan, mój geniuszu? – spojrzał w stronę Chrisa wyczekująco.

                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach