Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 21.02.18 22:03  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Chwilę zajęło Mayari przemyślenie czy na pewno chce odpowiedzieć na te pytania. Pozwolenie komukolwiek zbliżyć się było niebezpieczne, niepotrzebne... Ale, nie potrafiła mu odmówić, karmiąc słodkimi kłamstwami lub starając się unikać tematu.
- Błądziłam przez całe swoje życie, nienawidzona i potępiona przez każdego, kto był mi bliski. Po przebudzeniu się do tego życia żyłam w jaskini, w której mnie porzucono, a jedyną rzeczą jakiej pragnęłam było umrzeć po raz kolejny. I wtedy mnie odnaleźli... Pokazali mi Ao i to, że poprzez cierpienie zbliżamy się do niego każdego dnia.- Pochyliła delikatnie głowę, wpatrując  się w swoje zsiniałe dłonie.
Nie zbliżasz się do niczego, ani nikogo Mayari. Egzystujesz dla samej egzystencji.
- Oni byli wówczas, gdy nie było nikogo. Trwali, pomimo wszelkich zmian, a Ao przemawiał przez każdego ze swych wybrańców.
Każąc mordować poprzedników z zimną krwią i wiarą, że robią to w imię jedynego słusznego Boga. Ale czy anioły nie robią tego samego?
Zacisnęła usta, dusząc w sobie grymas niechęci, wobec całej tej farsy. Wspomnienia mieszały się z wpajanymi jej fantazjami i narkotycznymi majakami. Ale przecież... nie o to chodziło. Ao przestał mieć jakiekolwiek znaczenie lata temu. Umarł, jak każdy inny Bóg.

- Nie obawiaj się swych demonów, Enma. Bez nich nie wiedziałbyś, że wciąż istnieje światłość.- Odwróciła zdrową dłoń wnętrzem w jego stronę, zupełnie jak gdyby dawała mu wybór czy zechce pochwycić ją i podążyć dalej za słowami wymordowanej kapłanki. Niema obietnica.
Wtedy też podniosła wzrok, przyłapując go na tym krótkim przyglądaniu się jej twarzy. Źrenice Mayari zwęziły się gwałtownie, ale ona sama nie drgnęła z miejsca, pomimo rosnącego poczucia przerażenia i paranoi.
Nie, nie, nie...
On nie dowidzi prawda? Nie mógł dostrzec wyraźnie...
Odsuń się! Natychmiast!

Mimo wszystko pozostała na swoim miejscu, wpatrując się w chłopaka. I nawet jeśli odwrócił wzrok, nie miało to już żadnego znaczenia.
- Zdejmij kaptur.- Powiedziała cichym, pozbawionym większych emocji czy wcześniejszego natchnienia głosem. Suche polecenie wypowiedziane tonem, który nie zakładał odmowy. Enma miał już okazję usłyszeć ten ton – towarzyszył on Mayari jedynie w ścianach groty ofiarnej, gdzie na kamiennym ołtarzu pozbawiła życia tak wielu jego braci i sióstr.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 0:34  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Wspomnienie jej dwa wieku młodszej twarzy dogoniło go błyskawicznie, a dokonała pamięć przejęła wszelkie myśli, wgniatając rozsądek w ziemię. Słuchał jej gorzkiego głosu, którym opowiadała mu swoją wersję wydarzeń. Przez dłuższy już czas silnie zaciskał dłonie w pięści, skrywając je w długich rękawach bluzy, ale dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wbijał paznokcie w skórę rąk niemal do krwi. Nie zauważył tego. Targały nim sprzeczne emocje. Miał wrażenie, że powinien być wdzięczny Aonistom, że przygarnęli dziewczynę do siebie, dali schronienie i dom, zanim on zdążył zdać sobie sprawę z tego, że takowej pomocy potrzebuje. Aniołowie odsunęli go od jej sprawy, a będąc stróżem, rozkaz musiał zostać przyjęty bezzwłocznie.
Szyję anioła ścisnęły więzy poczucia winy, które przez tak długi czas próbował maskować wmawianiem sobie, że zrobił dosłownie to, co było w jego mocy, by zwrócić zagubioną Mayari Bogu. Nawet teraz, choć nie walczył i działał zbyt pasywnie. Nie wpływał na nią w żaden sposób, nie próbował przemówić do rozsądku. Gdyby tylko udało mu się przywrócić prawdziwe wspomnienia, a nie te fałszywe, którymi nakarmili jej zlęknioną i samotną duszę podczas inicjacji…
Tok jego pesymistycznych myśli wzburzonych przez jej słowa przerwał odmieniony ton kolejnego wypowiedzianego zdania. Zmienił się on nagle, gdy nieumyślnie dał się przyłapać na zbyt świadomym patrzeniu. Czy powinien coś powiedzieć? Nie odezwał się ani słowem, gdy sięgnął swojego kaptura wedle rozkazu kobiety. Materiał powoli zsunął się z jego głowy, odsłaniając brązowe i tłustawe kosmyki włosów. Oczy mrużył lekko, bezwiednie. Krwiste promienie zachodu słońca drażniły jego spojówki. Zerwał się mocniejszy wiatr, który począł z większym zaangażowaniem szarpać ich ubraniami. Pozwolił sobie na zbyt wiele, prawda? Spanikował, czuł jak jego serce z mocą tłukło się o żebra, ale brudna twarz chłopaka pozostała beznamiętna, intensywnie błękitne spojrzenie nieobecnie skupiło się na jej postaci. Był gotów skoczyć ze skarpy, jeśli tylko zaatakuje. Nie wybaczyłby sobie, gdyby musiał ją zranić w samoobronie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 2:08  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Kobieta nie zareagowała w żaden sposób, gdy materiał kaptura łagodnie opadał na ramiona jej towarzysza. Cały czas wpatrywała się w jego błękitne oczy. Jej wzrok uciekł tylko na moment, aby obadać rysy twarzy, by wrócić niemalże natychmiast do źrenic. Nie miała już żadnych wątpliwości.
Znasz go. Przypomnij sobie skąd... Wtedy wszystko stanie cię całkowicie jasne.

Próbowała. Naprawdę starała się z całych sił przypomnieć sobie te oczy, które choć teraz sprawiały wrażenie nieobecnych, to jednak zdradziły anioła o jeden raz za długo. Umysł kobiety był w rozsypce, faszerowany każdego dnia narkotycznym wywarem z maków i nawet jeśli zdawała się być jedyną trzeźwą w tym domu szaleńców – zniszczenia były zbyt duże by mogła wiązać ze sobą konkretne wydarzenia i osoby. Nie należał do Kościoła... Jak wiele zdołał się wywiedzieć o ich organizacji? Bo przecież o to chodziło, prawda? Była tylko źródłem informacji, wprost z martwego, przegniłego serca tej sekty.

Podniosła się powoli z kolan, poprawiając wolną dłonią swój czarny płaszcz, przez co anioł nie mógł dostrzec jak druga wędruje do przypasanego na wysokości biodra sztyletu ofiarnego. Nie potrafiła określić czy kierował nią odruch obronny, czy krwiożercza żądza ukarania go za to jedno, przebrzydłe oszustwo, na które sobie pozwolił.
-Kim. Ty. Jesteś.- Akcentowała każde słowo, czując jak złość i  rozgoryczenie bierze górę nad poczuciem zagubienia.
Głupia, głupia dziewucho! Okłamał cię. Pozwoliłaś sobie na wiarę, że cię zrozumie... Uwierzyłaś, że  podobnie jak ty jest „niekompletny”. Oszukał cię. Okłamał. Dlaczego miałabyś puścić wolno kogoś, kto próbował cię omamić?
Zacisnęła usta, starając się nie  ulec pokusie pozbycia się chłopaka tu i teraz. Nikt nie zadawałby pytań... Przecież, wypadki się zdarzają, prawda? Szczególne w tak niebezpiecznych górach...

-Powiesz mi prawdę, Enma... Jeśli nie chcesz abym zamieniła się w twojego kata, z podzięką przyjmiesz to, że masz szansę na spowiedź i rozgrzeszenie z mojej ręki.- Zniżyła głos do szeptu, przenosząc powoli dłoń z rękojeści noża na policzek chłopaka. Błądziła po nim przez chwilę, by następnie zsunąć opuszki na jego żuchwę i ostatecznie na pokrytą gęsią skórką szyję. Gdyby nie tragizm tej całej sytuacji, w której oboje właśnie się znaleźli, sam gest mógłby ujść za dowód przyjaźni i potrzeby bliskości.
Teraz jednak – dopuszczanie Mayari w okolice tętnicy wydawało się być czystym samobójstwem. Aczkolwiek kapłanka wcale nie pytała o przyzwolenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.18 0:47  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Oparł się plecami o skalną półkę, przyglądając się dziewczynie z pozornie tylko spokojnym wyrazem twarzy. Nie odwracał wzroku i zdawał ją nim przenikać. Zdziwił się lekko, gdy zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna go nie rozpoznaje. Minęło tyle czasu, ale czy wspomnienie własnego anioła stróża nie powinno odbić się piętnem na jej pamięci? Czy w ogóle wie, że jest aniołem? Intensywnie błękitne spojrzenie badało jej twarz z pewną brawurą.
To nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Nawet jeśli teraz umrze, ona odeszła pierwsza. Poniosła większą stratę niż jego dusza przepełniona wyłącznie wyrzutami sumienia. Mayari straciła całe swoje życie, musząc przystosować się do tego brutalnego świata. Nie miał prawa się teraz usprawiedliwiać, chociaż robił to przez przeszło dwa wieki. Zasługiwał na sztylet ofiarny w sercu, bo zawiódł jako ten, na którym najbardziej polegała. Wtedy nie był tylko jej stróżem, a przede wszystkim przyjacielem i powiernikiem. Korzystał z tego, co dawała mu jego materialna postać, chcąc być blisko tego, co otaczało kobietę.
Nazywam się Nikhil. Jestem twoim aniołem stróżem, Mayari – odparł miękko i melodyjnie. Uspokajająco. Nie modulował już głosu, przemawiając do niej swoim pełnym i najprawdziwszym. Nie chciał używać na niej zdolności, chociaż pewnie mógłby. Czułby się nieszczerze, ingerując teraz w jej uczucia przez zdolności tego, czego w nim nienawidziła najbardziej. Powoli podniósł się z miejsca, obserwując ją uważnie, a gdy już stanął przed nią w całej swojej krasie, nie garbił się wcale.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.18 0:07  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Nikihil.
Przez ułamki sekund, ciągnące się w nieskończoność, Mayari była jedynie w stanie powtarzać bezgłośne zaprzeczenia.
To było niemożliwe... Docisnęła palce do skroni, kiedy znajome imię zawisło w powietrzu.
Jest aniołem... Zabij go. Niech sczeźnie bluźnierczy pomiot...- Mruczał zachęcająco cichy głosik, podrzucając wyobrażenia o słodkiej krwi niebiańskiej istoty spływającej w dół ołtarza.
Czy nie była to jej powinność wobec Kościoła? Dlaczego teraz się wahała, z każdą sekundą uświadamiajac sobie, że nie chce go zabijać.
- Co ty tu robisz?- Zapytała cicho, czując ucisk w klatce piersiowej. Czyżby obecność tak dawno nie widzianego przyja... wróć, istoty, którą niegdyś rzeczywiście mogła określić mianem „przyjaciela”, poruszyła jej skamieniałe serduszko?
- Zresztą... To nieważne.- Objęła ramiona dłońmi, odwracając wzrok.- Mówili mi tyle rzeczy... Że nie żyjesz, że mnie zostawiłeś, że całe to piekło jest twoją winą... Ale oto tu jesteś, a ja znowu nie wiem czemu mam wierzyć.- Zacisnęła powieki, odsuwając się o parę kroków od anioła. W tej chwili naprawdę obawiała się, że mogłaby zrobić mu krzywdę, a przecież...
Był jedyną osobą, która mogła znać prawdę o wszystkim co ją otaczało, co wydarzyło się tego tragicznego dnia i dlaczego porzucił ją, gdy ta przeklęta zaraza przywróciła ją do życia.
Mógłby jej pomóc...

Dziewczyna otworzyła usta, aby coś jeszcze powiedzieć, jednak zamknęła je z powrotem. Nie było sensu strzępić sobie języka, przecież i tak znowu odejdzie. Jak każdy. Przywiązywanie było uczuciem, którego wyzbyła się dziesiątki lat temu, porzucana i odtrącana.
Przybył tu tylko po to, aby cię odciąć od Kościoła. Zabrać i porzucić na Desperacji, Mayari. Źle ci tutaj? Dobrze wiesz, że nie znajdziesz sobie innego miejsca na tej przeklętej ziemi.
- Powinieneś odejść nim ktoś rozpozna w tobie anioła.- Szepnęła, podchodząc do barierki i zaciskając na niej dłonie. Chłód kamieni działał na nią kojąco, odsuwając wszelkie niechciane myśli. Ten jeden, jedyny raz, w umyśle Mayari pojawiła się dawno pogrzebana dobroć i litość. Fakty, wspomnienia i narkotyczne wizje zmieszały się ze sobą, pozostawiając tylko żal.
Miała ochotę osunąć się na kolana i rozpłakać się jak dziecko. Ale nie mogła. Odebrano jej nawet płacz i wzruszenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.18 2:19  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Wyczuł jej wahanie. Był świadomy jego obecności przez cały ten czas, nie dopuszczając do myśli tego, że Kościół mógłby całkowicie zdusić w zarodku wszelkie dobro, które w sobie miała. Nikhil wierzył w to, że każdy człowiek przy narodzinach jest jak niezapisana karta, która przez całe życie wypełnia się rzeczami dobrymi i złymi, ale wszelki ślad pozostaje na niej na zawsze. Dlatego należało wybaczać tym, którzy zabłądzili, i wskazywać im to, co wciąż jest w nich dobrego. Mogło przyblaknąć i skryć się pod całą resztą doświadczeń, ale wciąż żyło.
Nie wiedziałby, co jej odpowiedzieć. Pewnie rzuciłby najprostszą rzeczą, która przyszła mu na myśl, ale nie doszło do tego, bo nawet nie pozwoliła dojść mu do słowa. Czuł, że powracają do niej wspomnienia, co przytłaczało ją jeszcze bardziej niż mogłoby przez kolidowanie z tym, czego dowiedziała się od sekty. Wiedział jednak, że jego imię podpaliło lont, który poprowadzi ją ku dobrej drodze. Chciał jej w tym pomóc, ale nie wiedział, czy ona jest na to gotowa. Czy terapia szokowa tylko nie pogorszy sprawy?
To prawda – zaczął spokojnym tonem, podążając za nią spojrzeniem. Chwyciła się barierki, a Nikhil skierował ku niej kilka drobnych podmuchów wiatru, które mogły pomóc jej się ocucić z pierwszego szoku, ostudzić wzburzone emocje.
To moja wina. Nie zdążyłem cię uratować. Pozostało mi jedynie być przy tobie podczas ostatniej drogi. Pochowałem cię w tamtej jaskini i czekałem na twój Sąd, który nie nadszedł – mówił dalej, nie przerywając niezależnie od reakcji dziewczyny. Chciał, żeby poznała całą prawdę. Naprawdę sądził, że ktoś tak delikatny jak ona zostanie pobłogosławiony przez anielską służbę, ale stało się całkiem inaczej. Pamiętał ten moment tak dokładnie, jakby to wszystko wydarzyło się przed godziną, z taką mocą odbiło się to na i tak świetnej pamięci Nikhila. Poczuł jak spinają się jego mięśnie karku, jak mimowolnie zaciska ręce w pięści. Nie odejdzie, dopóki nie będzie pewny, że nie chce od niego żadnej pomocy. Jeśli wyrzeknie się go całkowicie, odsunie się w cień, pozostawiając ją woli swojej sekty.
Byłem przy tobie, gdy ostatni oddech opuścił twoje płuca, ale to wirus cię zabił, co było tylko iluzją śmierci, w którą uwierzyłem. Kościół znalazł cię wcześniej, a mnie odsunięto od ciebie przez zaniedbanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.18 21:24  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Miała głęboką ochotę wyśmiać naiwność skrzydlatego, choć ironia całej sytuacji sprawiała, że Mayari nie była w stanie zdobyć się na nic poza gniewem. I nawet łagodny podmuch wiatru, który poczuła na plecach i karku, nie był w stanie ostudzić tego uczucia.
- Oczywiście, że czas na moją śmierć nigdy nie nadszedł!- Warknęła wściekła, przypominając sobie całe cierpienie towarzyszące przemianie.- Nie wiem za jakie grzechy, nie wiem co takiego uczyniłam światu, że przywiązano mnie na wieki do tego przeklętego ciała.
Dziewczyna uniosła przed siebie drżące dłonie, czując jak z każdą chwilą coraz bardziej traci grunt pod nogami. Jej wiara, przekonania, pamięć... Wszystko rozpadało się na niewielkie fragmenty, niczym zrzucony z ławy szklany kieliszek.
Nie była już tą samą istotą, którą odnaleziono osamotnioną w  jaskini. Jedyne wspomnienia jakie posiadała bolały. Zero radości, czy wzruszeń. Tylko cierpienie i smutek, które miała załagodzić wieczna pokuta.
- Nazywasz to co się ze mną stało „zaniedbaniem”?- W jej głosie słychać już było tylko gorycz.
- Ale jesteś moim aniołem stróżem, prawda? Byłoby szkoda... Stracić cię ponownie.- Dodała po chwili, odwracając się i z wyraźnym wahaniem powracając do niego. Zdawała się całkowicie porzucić zarówno wszelkie plany ucieczki, jak i zamordowania istoty, która miała być jej „opiekunem”.
Choć samą historię przyjęła dość  spokojnie, to jednak jej dotyk był o wiele bardziej niepewny, niż powinien. Zupełnie jakby sama obawiała się reakcji anioła. Przecież... Tak czysto teoretycznie – była jego wrogiem, prawda?
To w jej zdradliwych ramionach konali jego bracia i siostry, choć przecież... nie musiał tego wiedzieć. Mogła utrzymać tą piękną iluzję bycia ofiarą krwiożerczej sekty. Bezbronną owcą, w grocie pełnej wilków.
Mayari ujęła łagodnie jego dłoń, przytulając ją do swojego chłodnego policzka, tak aby mógł poczuć pod palcami nierówną bliznę.
- Możesz przy mnie pozostać. Już nigdy mnie nie zawiedziesz, prawda? Ukrywałeś się w murach tego miejsca tak długo... Twoje miejsce jest przy mnie, a moje... Cóż, ja nie mogę ich opuścić. Zabiliby mnie. Ale możesz tu zostać... Nikt nie zada pytań o nowego adepta... Zostaniesz przy mnie, prawda? Proszę...
Przywołała na twarz łagodny uśmiech, przez parę sekund przypominając dawną siebie, gdy w jej głosie zabrzmiała ta sama dźwięczna nuta, którą słyszał tak wiele razy w przeszłości.
- Nie opuszczaj mnie, proszę. Przecież wiesz, że boję się ciemności.- Wyszeptała niemal bezgłośnie i przez ten jeden, krótki moment Nikihil miał przed sobą tę samą bezbronną, niezrozumiałą i nienawidzoną przez własną rodzinę, dziewczynkę, którą zapamiętał.
Złudzenie to zniknęło jednak niemal tak szybko, jak się pojawiło, gdy szczupłe palce kobiety zacisnęły się na nadgarstku anioła z typową dla wymordowanych siłą. Był od niej niższy o zaledwie kilka centymetrów. Mimo to, zdołała, bazując głównie na elemencie zaskoczenia, popchnąć go parę kroków w tył, tak, aby znalazł się na krawędzi schodów, już w ciemnym korytarzu. Trzymanie anioła na otwartej przestrzeni było najczystszą głupotą. Drzwiczki od złotej klatki zatrzasnęły się. Teraz wystarczyło jeszcze dla pewności przywiązać go łańcuszkiem i mlekiem makowym.
Nie chciała go tracić... Na swój własny, zaborczy sposób, odczuwała potrzebę posiadania go przy sobie. Wypełniał pustkę, którą KNW pozostawiło w jej duszy, wyrywając uprzednio całą przeszłość i wplątując w swoją pajęczą sieć.
- Mój piękny , piękny stróż marnotrawny...- Wymruczała, mrużąc oczy w ciemności, by wciąż móc mu się przyglądać.


Ten uczuć, kiedy w połowie zmienił ci się plan na posta i w sumie to jednak musisz podejść z powrotem do anioła, na przekór całemu swojemu dramatyzmowi: {rzeczywistość}
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.18 17:07  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Stał tam, pokornie słuchając wszystkiego, co miała do powiedzenia. Odważnie stawiał czoła wszelkim emocjom, chcąc zaabsorbować jej gniew i gorycz. Nie mógłby się tak teraz zebrać w sobie, żeby uciec od niej, jakby ciężar tego, co zaczął, przygniatał go do ziemi, przydusił i ciasno ścisnął gołębie serce anioła. Ilekroć wyobrażał sobie podobne scenariusze, nie byłby w stanie wyobrazić sobie, jak niesamowicie trudna ta rozmowa będzie w rzeczywistości.
Zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć czas… – szepnął, gdy ujęła jego dłoń, kładąc swoją na jego policzku. Nic w jego spojrzeniu nie świadczyło o jakimkolwiek obrzydzeniu, patrzył na nią dokładnie tak samo jak przed laty. Jakby nic się między nimi nie zmieniło, jakby wcale nie przypominała martwego cienia samej siebie. Wciąż była dla niej najważniejsza, a przeogromny ból skryty w błękitnych oczach mężczyzny tylko potęgował wrażenie całkowitego podania się woli swojej podopiecznej. Miał ją teraz na wyciągnięcie ręki. Mógł objąć ją tak silnie, jak obejmował  jej bezbronne ciało dwa wieki temu. Nigdy nie wybaczył sobie tej porażki, a koszmar ten nawiedzał go każdej nocy. Wrócił tutaj, bo chciał odpokutować swoje winy, niezależnie od tego, jaka była wola Starszyzny. Zbyt długo czekał, marnując swój czas. Nie mógł pozostać posłuszny wyrokom Boga, jeśli wciąż czuł wyraźną obecność tej, która była mu przeznaczoną. Już raz wypuścił ją z rąk, nie mógł pozwolić sobie na porzucenie szansy danej przez wirus.
Głos uwiązł mu w gardle.
Serce anioła tłukło się żałośnie w klatce piersiowej. Jej łagodny uśmiech budził słodkie wspomnienia. Uwierzył temu. Usilnie próbował wierzyć w to, że wcale nim nie manipuluje, wykorzystując jego słabość do niej. Dwa wieki to mnóstwo czasu. Wiedział o życiu sekty więcej, niż ta mogłaby się po nim spodziewać, co i tak nie postawiło go na baczności. Czy chciała się na nim zemścić? Zabić go w ramach pokuty za to, co ją spotkało? Był jej stróżem. Opiekował się nią przez długie lata, niejednokrotnie przecież ratując życie, ale ten jeden raz przekreślił wszystko. Nie było go przy niej i zareagował zbyt późno. Zamordował jej ojca, ale to nie przywróciło życia dziewczynie, które ten zabrał ze sobą do grobu.
Jestem twój, Mayari. Odsunięto mnie od ciebie, ale wróciłem i zostanę – zapewnił szeptem. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Nie przychodził tutaj bezcelowo. Chciał przy niej być. Rozsądek i instynkt samozachowawczy podpowiadały mu, że byłby w stanie pokonać ją w bezpośredniej walce, gdyby zdecydowała się atakować, ale czy zasługiwała na to? Nie. W jego oczach nie było lęku. Pogodził się ze swoim losem, oddając się jej woli.
Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale radość dla niego zakwitnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.18 9:54  •  Kamienne balkony - Page 2 Empty Re: Kamienne balkony
Do czasu będzie ukrywać swoje słowa, a wargi wielu wychwalać będą jego rozum. Mądrość i prawość charakteru. W skarbcach mądrości są przypowieści wiedzy, w grzeszniku zaś pobożność budzi odrazę...- Dokończyła w myślach, splatając ich palce razem.
Wyczuwała od niego tak wiele emocji. Cuchnął nadzieją, swoistym oddaniem i skrywaną radością, lecz nie strachem którym mogłaby się karmić.
Docisnęła jego rękę do ściany, nie zwalniając uścisku, ale unieruchamiając go w miejscu. Serce kobiety zabiło mocniej, gdy powoli docierało do niej jak wiele niepotrzebnego żalu i gniewu wypełniało ją przez kilkadziesiąt ostatnich lat.
Miała przed sobą tego, którego tak długo obwiniała o wszystko i... nie była w stanie nic zrobić.
Nie czuła złości, ani pogardy. Zupełnie jak te proste słowa, które wypowiedział, to ciche zapewnienie, że już jej nie opuści i po prostu „będzie”, wystarczyło, aby uciszyć burzę w jej duszy.
Daleko było kobiecie do stanu upragnionego spokoju, szczególnie, że powoli zaczynała odczuwać bolesne skutki niespożywania mleka makowego. Ciche pulsowanie w głowie, przeradzające się powoli w gorączkę, nieprzyjemna suchość podrażnionego od narkotyku gardła... To był dopiero początek.
Mayari przysunęła się bezwiednie jeszcze o to dzielące ich pół kroku, opierając czoło o ramię anioła, wręcz wtulając je w zagłębienie pod żuchwą. Była w stanie wyczuć krew przepływającą przez aortę, wystarczyło jedno szarpnięcie pazurem lub nożem ofiarnym, by poczuć smak słodkiej, anielskiej krwi.
Ale... zluzowała jedynie uścisk, kiedy z każdą sekundą jej ciało domagało się maku z coraz większą stanowczością, nie pozwalając dopuścić innych myśli, mogących zagłuszyć to pragnienie.
- Zabierz... mnie... do podziemi.- Wyszeptała układając obie dłonie na jego ramionach, w pokracznej próbie przytulenia się. W przeciwieństwie do większości kapłanów i wiernych, Mayari nie mieszkała w Arterii. Jej komnata znajdowała się głęboko w podziemiach, z dala od ciekawskich spojrzeń innych. Czasami nawet zastanawiała się czy ktokolwiek odważyłby się wyruszyć na jej poszukiwanie, gdyby zniknęła w tej najbardziej zdziczałej części gór Shi.
Prawdopodobnie nie.
To kusiło każdego dnia coraz bardziej. Przylgnęła słabo do Nikihila, dając mu szansę na udowodnienie swoich słów i zyskanie potężnego sojusznika, w tej piekielnie wrogiej i niebezpiecznej da niego przestrzeni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach