Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 10.09.16 21:28  •  Balkony Empty Balkony
Wyglądające niemalże jak sekcje dla VIPów miejsca ogrodzone ścianami dla zachowania minimum prywatności. Ścianka położona w kierunku głównej sali w połowie zbudowana została ze szkła absorbującego światła i zmodyfikowane działanie laserów. Każde z ośmiu takich mini-pomieszczeń wyposażone zostało w wygodne kanapy oraz stoliki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.19 23:49  •  Balkony Empty Re: Balkony
Ona w klubie. Ona. W klubie. O. N. A. Najbardziej nieśmiałe, bułowate, wycofane ze świata towarzyskiego dziecko wojny zamierzała iść do jednego z bardziej zatłoczonych, huczących miejsc w Mieście o tej porze dnia. Ale weekendy były po to, żeby szaleć, prawda? Nawet ubrała się jak człowiek, co oznaczało wyciągnięcie jakiejś zakopanej z boku szafy sukienki, którą ostatni raz miała na sobie pewnie jakoś w liceum. Zwyczajnie nie miała okazji na ładne ubieranie się. Albo siedziała w domu, albo pracowała w określonym normami stroju, albo biegała, do czego za żadne skarby nie wybrałaby kiecki. No i buty. Jak typowa kobieta miała ich kilka par, wśród których znajdowały się też te, które jej się spodobały w sklepie, a potem okazało się, że i tak do niczego ich nie włoży. Miały obcasy. Goździk w połączeniu z tym rodzajem obuwia nadal pozostawała urocza i niska, ale jednocześnie prezentowała się całkiem zacnie, na dodatek czuła się w nich dobrze, choć nie chodziła za często. Nie umalowała się jednak. Nie szła na jakąś cholerną randkę tylko na spotkanie z koleżanką ze szkoły. Mogła wyglądać ładnie, bo chciała, nie było powodu się nadmiernie pindrzyć. Jeszcze by ją ktoś tam zaczął wyrywać.
Umówiła się z Coral gdzieś w neutralnym miejscu dobrym do dojazdu dla obu stron. Nie chciała ryzykować bycia podrywaną w czasie podróży do klubu, jeszcze musiałaby zastosować kopniak w piszczel albo inny nieprzyjemny sposób radzenia sobie z natrętami. Nie obawiała się jednak napaści, tak długo jak mieszkała w Mieście, jeszcze nie zdarzyło jej się potrzebować korzystać ze swoich umiejętności obronnych. Nie oznaczało to wcale, że nie będzie musiała - tyle się mówiło o tych atakujących co popadnie rebeliantach, albo tych pierdołach, że niby za murem żyją jakieś mutanty. Kahori nie wierzyła w kosmate potwory żyjące na zniszczonych terenach poza M3. Wierzyła w to, że Ziemia jest skażona po kataklizmach i jeśli coś żyje na pustkowiach to zmutowane jak w grach. Ufała Władzy i żołnierzom, że obronią zarówno ją jak i resztę obywateli.
Naiwny dzieciak.
- ...i znowu jakaś mecha-ośmiornica postanowiła zacząć pajacować po dnie. Nie wiem czy zrobiło jej się jakieś zwarcie czy ktoś ją zdalnie przeprogramował - kontynuowała opowieść z pracy. Podała płaszcz androidowi-szatniarzowi, otrzymując na przepustkę powiadomienie o numerku. Była w Venus raz, na jakimś koncercie muzyki z gier. Atmosferę zrobili wtedy niezłą, a i sam wystrój został specjalnie przygotowany na tę okazję. Teraz będzie mogła sprawdzić jak miejsce prezentuje się w normalnych porach. - Mówię ci, zanim ją wyłowiliśmy porwała mackami dwie sieci, tak wierzgała - ruszyła w stronę piętra. W głównej sali na parterze były zbyt duże tłumy. Tabletki mogłyby sobie nie dać rady z utrzymaniem jej wewnętrznych lęków przed ludźmi w obliczu tego natłoku ciał. Zwłaszcza, że dzisiaj wyjątkowo wzięła mniejszą dawkę niż powinna, żeby nie czuć się przymulona. Co prawda te leki z alkoholem się nie zagryzały, ale nigdy nie wiadomo jak dużo w siebie wleje, czy nie będzie chciała potańczyć (skoro to uwielbiała), jak długo będą siedziały w środku. Wieczór dopiero się rozpoczynał, choć słońce już dawno zaszło za horyzont. Na pełnej dawce koło pierwszej w nocy już wpadała w stan nieważkości, a przyciąganie grawitacyjne łóżka tajemniczo oddziaływało jeszcze mocniej.
- Czasami zastanawiam się czy naukowcy mogliby odtworzyć oryginalne gatunki, żebyśmy przynajmniej w basenach mieli tylko żywe okazy - podniosła głos, starając się być słyszalną przez muzykę. Na górze była tylko trochę cichsza, wytłumiana odrobinę przez szklane ściany. Podeszła do baru, zamawiając Szmaragdowy Grób, drinka ze sporą zawartością mięty. Połączyła przepustkę z terminalem, żeby móc od razu zamówić coś do stolika bez potrzeby podchodzenia co chwila albo machania na obsługę. Starając się nie zgubić Coral, przecisnęła się obok tańczącej grupki w kierunku jednego z wolnych balkonów. Był chyba najbardziej osłonięty, a jednocześnie ładnie obejmował widokiem główną salę i szalejący tłum. Upijając łyk ze szklanki opadła na kanapę. Totalnie nie jej żywioł, ale jeszcze czuła się dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.19 20:15  •  Balkony Empty Re: Balkony
 Ogólnie rzecz biorąc, niewiele już miała kontaktu z ludźmi ze szkoły, oczywiście takiego stałego. Rzadko zdarzało się, by dzwoniła czy pisała, umawiała się na spotkania czy w ogóle udawała, że jeszcze za tymi baranami tęskni. Wystarczyło przy przypadkowych spotkaniach przywołać szeroki uśmiech, rozentuzjazmować się na pokaz, zapytać co tam u dziewczyny/męża/babci/kota, a potem minąć się i odetchnąć wreszcie, ze ma się to za sobą. Nieliczne pozostały przypadki takich osób, których by jej autentycznie brakowało od czasu rozejścia na studia i z którymi chciała jeszcze utrzymywać kontakt.
 Ot na przykład taka Hakuryuu, naprawdę urocze stworzenie. Chociaż pod względem kariery zawodowej poszły w zupełnie inne strony, zawsze miło było się z nią zobaczyć. To głównie jej zasługą były tak częste odwiedziny Coral w miejskim oceanarium, bo bywała tam bardziej ze względu na dawną koleżankę niż zainteresowanie fauną wodną. Ale ile się przy okazji dowiedziała i napatrzyła, to nie zginie! Tym razem jednak spotkanie miało się odbyć w zupełnie innym środowisku, w oderwaniu od pracy i obowiązków. Sandford nie była co prawda do końca świadoma, jak źle jej rówieśniczka może reagować na tłumy, ale też nie zakładała niczego z góry. Znała mnóstwo osób średnio przekonanych do spędzania czasu w klubach i jej nawykiem było już dyskretne podpatrywanie, kiedy należy zmyć się w jakiś cichszy kącik, a kiedy w ogóle dać nogę z lokalu. Poza tym cóż, umówiły się nie tylko po to, by coś razem porobić, ale i by mieć okazję porozmawiać. Początek konwersacji, przeplatany przepychaniem się przez mniej i bardziej zatłoczone miejsca czy szatnię, miał charakter bardzo urywany.
 — Tak źle i tak niedobrze — skomentowała w temacie zwariowanej mechanicznej ośmiornicy. Programowanie sztucznych zwierząt tylko na pokaz w ogóle wydawało jej się trochę śmieszne, a teraz miała kolejny argument na poparcie swojej tezy. No patrzcie, same tylko z tym problemy! Jeśli mechanizm miał usterkę, najprawdopodobniej była to jakaś źle dopasowana część obudowy, przez którą woda dostawała się do środka. Odporność na zamoczenie elektroniki była najtrudniejszym elementem do osiągnięcia przy projektowaniu robotów na wzór stworzeń wodnych, a o tym akurat Coral wiedziała co nieco, bo właśnie ten temat najczęściej pojawiał się, kiedy już udało jej się spotkać Goździk. Nie przeszkadzało jej to wcale, w końcu przynajmniej tak mogły połączyć dwie najważniejsze dla nich obu dziedziny. Wilk syty i owca cała, można by tak powiedzieć.
 — Wesoło macie na tej waszej Atlantydzie, nie ma co — parsknęła, wyobrażając sobie, jak cała ekipa nurków walczy z jedną, zepsutą ośmiornicą. Aż zaczynała żałować, że jej przy tym nie było. Stałaby tuż przy szybie i garściami pchała do ust popcorn, co jakiś czas powrzaskując jak kibic podczas meczu piłki nożnej. Byłaby nawet włożyć koszulkę w klubowych barwach i gwizdać na sędziego, gdyby takowy był.
 Chyba następnym razem trzeba będzie wyciągnąć Gwoździa na jakiś fajny meczyk.
 — A tego to już nie wiem, chociaż wiedziałabym, kogo pytać — stwierdziła nieco rozmarzonym tonem, zaraz jednak wracając do poprzedniej ekspresji. — W ogóle to dość kiepska sprawa, że większość tych waszych okazów to tak naprawdę ściema. — Nie rozwinęła już tej myśli, zresztą nie było już chyba czego, a zamiast tego przejrzała dostępne drinki. Szybko zawiesiła oczy na specjale dnia o uroczo staroświeckiej nazwie Depeche Mode i zdecydowała się dać mu szansę. Na szczęście jednorazowe podpięcie przepustki do barowego systemu wystarczało, by po kolejne napoje nie musiała już się ruszać od stolika, wystarczyło szybko wyklikać je w identyfikatorze. Te małe cudeńka naprawdę były ogromnym ułatwieniem w życiu, nie ma co.
 Dopadły jeden z wolnych balkonów, idealne miejsce, by we względnym spokoju porozmawiać. Klapnęła na kanapę z taką nonszalancją, jakby cały klub był jej królewską własnością i założywszy nogę na nogę obróciła się nieznacznie ku koleżance, by móc lepiej słyszeć co mówi.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.19 14:52  •  Balkony Empty Re: Balkony
Gdyby nie fakt, że musiała iść na terapię, bo umysłowo rozleciała się już na dobre, to pewnie wylądowałaby na jakichś biologicznych czy chemicznych studiach, może nawet sama dołączyłaby do S.SPEC, jak większość znajomych ze szkolnych czasów i spotykałyby się w odrobinę innych okolicznościach niż wypady Coral do zoo, w którym przyszło Kahori pracować. Po tylu latach nie chciała jednak nadrabiać studiów, na które się nie zdecydowała, zmieniać branży, poznawać się z nowymi obcymi osobami w jakimś innym miejscu, które na nowo musiałaby ogarnąć. Teraz było jej dobrze. Jej i lękom ze środeczka, które z pomocą leków tłumiła lepiej, kiedy nie musiała przeżywać zmian. Bardzo się przywiązywała do danych sytuacji, więc rewolucja w postaci nowej pracy byłaby dla niej małym szokiem. Teraz nie miała nawet tak źle. Dawała się radę utrzymać z własnym domkiem, miała czas na wypady w miasto, często miewała dłuższe chwile wolnego wynikające z sezonu. Wiadomo – latem, w święta i zimowe ferie obłożenie się zwiększało, ale z innej strony zimną porą roku też rzadko kto decydował się gapić na żywe i sztuczne (ale bardzo realistyczne) zwierzątka. Prędzej jakieś muzea, parki zabaw, wszelkie miejsca zadaszone albo lodowiska. Sama też musiała zresztą bardziej na siebie uważać, kiedy zostawała zmuszona do zanurkowania, bo jakieś głupkowate zwierzątko coś odstawiło. Suszenie się trwało dłużej, bo gdyby wyszła z lekko wilgotnymi włosami to zaraz złapałaby przeziębienie i uziemiona na najbliższy tydzień z wielką paczką chusteczek i ogromnym kubkiem rosołku.
Czuła się odrobinę nieswojo, starała się uciekać wzrokiem od mijanych osób. Urywana rozmowa z koleżanką trochę ją wspierała na duchu, miała świadomość, że nie jest tu sama i ktoś ją może obroni przed ewentualną napaścią wzrokową. Na szczęście nikt się nie gapił na drepczącego kurdupelka, który dodatkowo starał się na tyle opuścić łeb, żeby nikt nie zauważył różnokolorowych oczu. To była chyba największa zmora i najlepszy magnes na zaczepki. No bo jakże to tak – Japonka, człowiek, oboje rodziców ze ślepiami ciemnymi jak węgielki, jedynie babka wybijająca się w jasny brąz, a ona jedno niebieskawe, drugie żółtawobrązowe i takie totalnie niepasujące do stereotypu. Z różnymi reakcjami się zderzała. Jedni uważali jej oczy za piękne, inni za dziwne, a patrole zaczepiały co jakiś czas. Była jednak jak najbardziej zdrowa i względnie normalna.
Ściema ściemą, ludzie dają się nabrać na tą sztuczkę. A póki to działa, jest zainteresowanie i zarabia hajs, to nie ma się co przejmować, że będę bezrobotnym nurkiem-masochistą – zaśmiała się cicho, ale na tyle, żeby wciąż Sandford mogła ją usłyszeć. Właściwie to nie przejawiała masochistycznych skłonności poza tym, że rzadko zakładała ochronne rękawice i narażała się bardziej na parzydełka. Z innej strony czasem dochodziły do jej uszu plotki, że jest posądzana o bycie „czarną wdową”, która wabi ofiary (zwykle mężczyzn) w pobliże zbiornika i tam topi mackami. Rozbawiało ją to za każdym razem. Ktokolwiek na to wpadł, musiał nieźle uderzyć się w głowę albo mieć wielką wyobraźnię.
Moszcząc się na kanapie wiedziała, że w tym miejscu będzie jej umiarkowanie dobrze. Mało kto widziałby co się dzieje w środku, nikt by nie podsłuchiwał, zdecydowanie nikt się też nie zacznie gapić. Ubocze oznaczało też, że mało kto będzie się przesuwał obok, zerkając mimowolnie do środka. Idealnie.
A u ciebie co się tam ostatnio dzieje? Czy to sekrety, za które musiałabyś mnie zabić – odezwała się wreszcie, po czym upiła łyk przez słomkę. W ogóle nie poczuła alkoholu. O to właśnie chodziło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.19 20:15  •  Balkony Empty Re: Balkony
 — Na inne atrakcje pewnie też daliby się naciąć, a mielibyście może mniej kłopotów — zauważyła. Chociaż jako inżynier-złota rączka tak naprawdę nie powinna narzekać, gdy się jakieś mechanizmy psuły. To była przecież część jej pracy zawodowej, sposób zarabiania na życie. Gdyby biurowe komputery S.SPEC nie miały żadnych awarii, nagle jej dniówka zawierałaby więcej przerw niż prawdziwej roboty. A zawsze lepiej odwiedzić jakieś miłe babeczki z sali 33C czy choćby pośmiać się z czyjegoś informatycznego nierozgarnięcia, niż od rana do popołudnia ślęczeć nad kolejnym modelem Bellatora. A raczej, w przypadku Coral, ślęczeć wewnątrz kolejnego modelu Bellatora, bo w większości przypadków drobna inżynier mieściła się wewnątrz obszernych pancerzy. Te twory miały w końcu pomieścić często rosłych żołnierzy i jeszcze zapewnić im odpowiedni komfort użytkowania, stąd imponowały rozmiarami. Pracowanie przy nich było oczywiście fascynujące, tak jak każda techniczna fuszka dla wielbicielki mechaniki, ale miło było od czasu do czasu oderwać się, przejść do innego sektora, naprawić coś kilkoma kliknięciami. Była to naprawdę odświeżająca odmiana od rozwiązywania ciągnących się miesiącami problemów i usterek, wręcz pomagała oczyścić umysł i dostrzec nieraz banalne rozwiązanie, którego z niewiadomej przyczyny nikt przez długi czas nie dostrzegł.
 — A, wiesz jak to u mnie. — Machnęła niedbale wolną dłonią, drugą przybliżając sobie szklankę z napojem. Sprawnie złapała słomkę miedzy wargi i upiła łyczek, z zadowoleniem przyjmując smak losowo wybranego drinka. Jak widać w tym względzie los jej sprzyjał. — Tu awaria, tam awaria, tu coś skręcić, tam odkręcić... jak ktoś nie jest maniakiem, moja robota brzmi cholernie nudno — roześmiała się. Nie zamierzała zanudzać koleżanki żadnymi technicznymi szczegółami, bo ani by jej to pewnie nie interesowało, ani o części z tych spraw Coral nawet nie powinna mówić zwykłym, szarym obywatelom. Nie żeby uważała swoją towarzyszkę za szarą w jakikolwiek sposób, jednak cóż, zasady to zasady. Jeśli miałaby już bawić się w ryzykowne zagrywki, to na pewno jakieś ciekawsze, niż wyjawianie szczegółów technicznych najnowszej machiny bojowej komuś, kogo to pewnie nawet nieszczególnie obchodziło. Istniały o wiele lepsze możliwości.
 — Tak poza robotą to niewiele, w sumie. Owdowiałam ostatnio, chociaż pewnie nawet nie zdążyłam ci powiedzieć, kiedy za mąż wyszłam. Tak się śmiesznie porobiło. — Radosny wyraz twarzy na moment zastąpiło zasępienie, choć niepozbawione ironicznej nutki. Sama nie wiedziała, po cy wyskakuje z tą informacją, tym bardziej że o legalnym związku dwójki rudzielców wiedziała chyba tylko ona i pewien szwedzki koleżka, który posłużył za świadka. Sam Shinra nie za bardzo pamiętał fakt zaślubin, czy też raczej miał go w świadomości w sposób bardzo wybiórczy. Raz sobie przypominał, raz zapominał, słowem: był z tego wielki chaos. Coral niekoniecznie chciała rozwikłać sytuację w taki sposób, w jaki się to stało, jednak powtarzała sobie uparcie, że nie miała na to żadnego wpływu. Chciał skoczyć z okna – to skoczył.
 — A na ciebie zaczaił się wreszcie jakiś odważny? Wybrałabym się na jakieś dobre wesele, a do ciebie mogę się nawet bez zaproszenia wcisnąć — odwróciła pytanie, odzyskując zaraz humor. Jakkolwiek tragiczna nie wydawała się poprzednia wzmianka, nie była w stanie na długo popsuć Sandford humoru. Nie po to przecież wyciąga się starą znajomą na picie, żeby potem rozmawiać o takich smętach!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.19 11:42  •  Balkony Empty Re: Balkony
Kiwnęła głową, choć w tych warunkach towarzyszka pewnie by tego nie zauważyła. Dlatego też poświęciła chwilę bezpiecznej uwagi i odwróciła się do niej.
Część z oceanarium byłaby o co najmniej połowę mniejsza bez tych wszystkich robocików. Ale udało się odtworzyć prawdziwy koralowiec i jeszcze żyje – uśmiechnęła się, powracając do patrzenia czy nie wpada na innego klubowicza. Przywrócenie do życia tej osobliwej oceanicznej struktury było chyba jednym z ich największych osiągnięć w ostatnich czasach. Już tysiąc lat wstecz istniał problem z ich wymieraniem na skutek zanieczyszczeń wód, w trakcie masowej zagłady wszystkiego na planecie ich kruche organizmy nie przetrwały – dopiero ludzie z pomocą nauki sklecili ze starych próbek coś, co nie padło po paru dniach. Nadal był pod obserwacją w zamkniętej części, ale miała do niego pełny dostęp. Przede wszystkim dlatego, że potrafiła nurkować w wielkim zbiorniku i zajmowała się zbieraniem danych dla jajogłowych siedzących bezpiecznie za szybką. Sami by nie wleźli po świeże próbki. Pewnie nawet pływać nie umieli.
Wolała chyba nie poznawać żadnych ważnych danych i do końca życia bać się o odstrzelenie „bo wie za dużo”. Odpłynęłaby pewnie i tak po pierwszym zdaniu, bo dane techniczne nie były czymś co zapamiętywałaby na długo i w pełnej objętości. Znała się na danych swojego komputera i konsoli, to było dla niej wszystko co potrzebowała do przetrwania. Czasem i tak zresztą zapominała o tym co tam siedziało w środku. Nie była dobra w technologie, ogarniała podstawy. Za nic w świecie nie zbudowałaby robota i nie naprawiłaby mikrofalówki – nawet jeśli chodziłoby o dokręcenie jakiejś śrubki. Jak to mówili: im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Tego się lepiej trzymać i nie pytać o szczegóły.
Och... – wydusiła z siebie na wieść o mężu. Nie zdziwiło ją, że w ogóle za kogoś wyszła, to było całkiem naturalne w ich wieku. Zaskoczyło ją raczej, że facet strzelił kopytami, bo zapewne też nie był jakimś starcem stojącym już nad grobową deską. Nie posądzała Coral o to, żeby wybrała sobie jakiegoś siwiejącego gostka, chyba, że liczyłaby na jego szybką śmierć, żeby w spokoju mogła się zajmować swoją pracą. Zanim zdążyła dodać cokolwiek bardziej logicznego i odpowiedniego do sytuacji, została uraczona pytaniem. Przed odpowiedzią pociągnęła solidny łyk przez słomkę.
Kto by mnie niby chciał? – parsknęła. – Właściwie kogo ja bym chciała... Od zniknięcia Ryūtarō odcięłam się od wszelkich poważniejszych uczuć, już nawet pogodziłam się z faktem zostania starą panną z papugami – wyznała ze spokojem. To było w liceum. W cholerę czasu temu, a mimo wszystko dalej nie pogodziła się, że go wcięło. Może nie żył. A może już dawno ułożył sobie z kimś życie, tylko ona była na tyle głupia, żeby wciąż o nim myśleć. Bała się związków. Nie chciała znowu zostać sama, bo wtedy cała terapia poszłaby w cholerę i znowu byłaby niezdatnym do życia warzywem ledwo wychodzącym z domu. – Gdyby się coś zmieniło to na pewno dałabym ci znać, żebyś się wprosiła – zaśmiała się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.19 21:33  •  Balkony Empty Re: Balkony
To nie takie byle co — potaknęła na wzmiankę o odtworzonym do życia koralowcu. Miała jeden, jedyny raz okazję oglądać ten piękny organizm i doprawdy nie mogła wyjść z podziwu, jak się ten łobuziak dobrze trzyma. Przynajmniej taką namiastkę prawdziwego morza mogli się nacieszyć w zamkniętym na świat zewnętrzny M-3. Jeśli by wierzyć mapom, do oceanu nie było wcale daleko; patrząc jednak po tym, jakie zmiany wyrządziły apokalipsa i epidemia wirusa X na lądzie, pod wodą z pewnością wcale nie było lepiej. Oby więc chociaż ten jeden, dzielny koralowiec przetrwał i nadawał się do pokazania w stałej ekspozycji.
 — Hyeee, nie rób takiej miny! — zawołała, widząc zmieszanie rówieśniczki. No dobra, rzuciło się bombą pod tytułem "mąż mi kitnął", ale skoro dla samej Coral nie było to żadnym wielkim wydarzeniem – jeszcze – to czemu kompletnie nie związana z tym osoba miałaby się źle czuć? Nie zamierzała na to pozwolić, szczególnie że spotkały się w celu odświeżenia starej znajomości i porozmawiania, a nie rozdrapywania ran. Szczególnie w miejscu publicznym. — To była strasznie zwariowana historia, naprawdę. Wiadomo, że szkoda człowieka i w ogóle... ale wiesz, jego wybór. Nieważne zresztą. — Machnęła dłonią, wyraźnie sugerując, że do tego tematu nie ma co wracać. Bez sensu tak psuć atmosferę, skoro już szło im całkiem nieźle.
 Odbicie przesłuchania w stronę Kahori było z perspektywy rudej bardzo dobrą decyzją, przynajmniej przez tę krótką chwilę, gdy odwróciło uwagę od niezbyt przyjemnych aspektów życia. Nie przewidziała co prawda, że i na tym polu będzie trzeba powalczyć o jakiekolwiek pozytywne słowa, ale miała wystarczająco determinacji. Pannie Goździkowej mogło się wydawać, że jej pesymistyczne odzywki przejdą bez echa, ale nie doceniała Sandfordówny.
 — Jakiego zniknięcia? — wyłapała, nieco zdziwiona owym sformułowaniem. Że niby rozpłynął się w powietrzu? Nie żeby sama widywała się z Eliminatorem jakoś często czy choćby niedawno, ale i tak byłaby zaskoczona, gdyby pewnego dnia po prostu słuch po nim zaginął. No i ile mogło minąć czasu? Próbowała przywołać z pamięci, kiedy ostatnio się ze sobą zetknęli... niewykluczone, że od tego czasu minął dobry rok. Czyżby rzeczywiście była aż tak do tyłu z wiadomościami?
 — No właśnie, słonko. Tu nie jest problem, kto ciebie zechce. Jakbym cię teraz postawiła na tym balkonie na widoku, to co najmniej połowa tych na dole gapiłaby się jak cielęta — stwierdziła z odrobinę tajemniczą miną. Jeden kącik ust uniósł się ociupinkę wyżej, nadając twarzy Coral przebiegłego wyrazu. — To ty tu jesteś wybredna. I nie mówię, że to źle — poprawiła się natychmiast, unosząc dłonie w obronnym geście. W międzyczasie złapała znów za słomkę i upiła kolejny łyk swojego drinka, czyniąc krótką przerwę w monologu. — To bardzo dobrze, ceń się wysoko i tak dalej i tak dalej. Ale nie uwierzę, że w całym tym mieście nie znalazł się jeszcze taki, który byłby ciebie wart.
 Była o tym stuprocentowo przekonana nie dlatego, że sama znała jakichś dobrych kandydatów – bo gdyby znała, może sama by sobie jakiegoś złowiła. Wierzyła jednak święcie, iż dla każdej "starej" panny i każdego nieszczęsnego kawalera musi się w końcu znaleźć zadowalające drugie pół. A więc i Goździk trafi na swoje prędzej czy później, pewnie do tego w najbardziej niespodziewanym momencie.
 — No ba — rzuciła, potakując na tę deklarację. — Nie zapomnij o mnie, bo jeśli przez ciebie opuszczę dobre wesele, to będziemy miały na pieńku. — W ramach żartu pogroziła rówieśniczce palcem, spoglądając na nią spod lekko przymrużonych powiek. Zaraz też uniosła lekko brwi, jakby właśnie nawiedził ją nowy, genialny pomysł. Ten przebłysk ekscytacji zginął jednak szybko pod przykrywką kompletnego luzu, który ruda od początku sobą reprezentowała.
 — Jak się żaden odważny nie znajdzie, to ja się mogę z tobą hajtnąć — stwierdziła jak gdyby nigdy nic, zaraz po tym łapiąc słomkę w usta i zerkając ku dziewczynie wzrokiem absolutnego niewiniątka.

Zawieszam wątek.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Balkony Empty Re: Balkony
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach