Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 11.02.18 13:59  •  Kamienne balkony Empty Kamienne balkony
Skalne półki zachodniej ściany Góry Shi, potocznie nazywane przez mieszkańców kamiennymi balkonami, to jedno z najmniej uczęszczanych przez wyznawców miejsc. Głównym powodem jest niekończąca się ilość schodów i wąskich przejść, które trzeba pokonać, aby się tam dostać. Jednak wysiłek się opłaca- z kamiennych balkonów roztacza się widok na całe pola makowe i kotliny górskie przynależące do Kościoła Nowej Wiary.
Tu wręcz czuć namacalną obecność Ao.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 14:56  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Życie w tak zróżnicowanej i niejednorodnej społeczności jakim był Kościół, każdego dnia zmuszało ludzi do przestrzegania niezliczonej ilości zasad. Zasad krępujących ręce, usta, a co ważniejsze - umysły każdego jednego mieszkańca gór Shi.
„Nie unoś wzroku na oblubieńców swego Pana”, „nie odzywaj się nim ci na to nie pozwolą”, „ufaj ich woli, bowiem poprzez usta Proroka i bliskich mu wyznawców przemawia Pan twój, a słowa jego jedynym twym prawem”... Zasady wpajano każdemu nowo przybyłemu wyznawcy, powoli zaciskając na jego szyi powróz i dusząc w nim każdą namiastkę wolnej woli. Bezpieczeństwo i przynależność do grupy ma swoją cenę – a ta, nigdy nie jest niska.
Modlitwa, praca, modlitwa, posiłek, modlitwa, nauka, sen. Modlitwa, praca...
Rutyna zabijała powoli, ale o wiele skuteczniej niż mleko makowe i codzienna, żmudna indoktrynacja. Ale przecież rutyna chroniła ich przed chaosem prawda? Była gwarantem ich bezpieczeństwa i gwarantowała pokój umęczonym duszom.

Mayari porzuciła rutynę, choć ciężar zasad stawał się coraz bardziej uporczywy z każdym kolejnym stopniem drabiny ku władzy, łamiąc ją każdego dnia na nowo. O jakaż błoga jest nieświadomość zwykłego szaraczka, który nie dostrzega całego zepsucia i hipokryzji, dziejących się tuż przed jego oczami zasnutymi kłamliwym, acz pięknym pejzażem religijnej utopii.
Bywały dni lepsze, gdy uczestniczyła niczym milcząca mara w życiu Kościoła, obserwując je z boku lub nauczając młodych.
Ale bywały też dni gorsze, podczas których zgryzota zatruwała jej umysł i nakazywała uciekać przed wszelkimi istotami.

Ten dzień należał do wyjątkowo męczących, dlatego właśnie pod jego koniec kapłanka zawędrowała na kamienne balkony, unikając przy okazji wieczerzy w głównym refektarzu i męczącego obowiązku przebywania z wiernymi.
Nawet nie chodziło o obcowanie z pięknem tego przychylnego Bogu zakątka, nie liczył się blask słońca ani kwitnące pola makowe, które większości zapierały dech w piersiach (jakże niekiedy dosłownie). Po prostu pragnęła być sam na sam ze skołatanymi myślami, porządkując je i zbierając, przynajmniej tak długo jak na to pozwoli zażyte dzisiejszego popołudnia mleko makowe.

Mayari oparła łokcie o kamienną barierkę balkonu, zakrywając opuszkami palców przymknięte powieki, aby tylko uciszyć nieprzyjemne szumienie w głowie, spowodowane głodem i narkotykiem we krwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 16:15  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
W kościele bywał ani za często, ani za rzadko. Musiał utrzymywać status tego, którego się tu tylko kojarzy. Ufa się mu, choć w rzeczywistości wcale się go nie zna. Chciał być kimś, kogo pamięta się tylko wtedy, gdy sam o sobie przypomni, co nie sprowadzi na niego zbytniego zainteresowania, podejrzeń związanych z zagadkową obecnością. Przenikając pomiędzy wiernymi jak dusza, spędzając senne godziny w katedrze, bywając na mszach i nielicznych posiłkach, pozostawał jednym z pionków w rękach sekty. Nikt nie wiedział, gdzie ten tajemniczy bliznowaty Enma spędza czas, gdy nie było go w pobliżu. Niemal przygnieciony przez półmrok kaptura bluzy, nigdy nie spoglądał przed siebie, zawsze wlepiając spojrzenie jasnych oczu w brudne buty. Grał niedowidzącego o bardzo wrażliwych na światło oczach, zawsze chwaląc ciemności katedry i korytarzy, które miały dawać mu ukojenie, jakiego nie mógł znaleźć nigdzie indziej na Desperacji. Zgarbiony, ale przypominał znacznie młodszego niż był. Utytłane brązowymi barwnikami włosy nie przypominały już blondu, choć wyglądały zdecydowanie naturalnie i nie zwracały żadnej uwagi.
Narażał się za każdym razem, niechybnie dążąc do autodestrukcji, gdy tylko jego anielskie jestestwo przekraczało odważnie podwoje kościoła wroga. Co go ku temu prowadziło? Co mobilizowało każdą osobną decyzję o ponownym przebraniu się, o wejściu w rolę pogubionego  wiernego? Powołanie. Próba naprawienia swoich win sprzed 250 lat. Nie zdążył przybyć na ratunek, co jego podopieczna przepłaciła życiem, które zwrócono jej w najgorszy możliwy sposób, karząc na wieczne potępienie w zmutowanym ciele. Co gorsza, wciągnięto ją do tej przykrej sekty, skazując się na boską banicję. Nikhil wydawał się być z tym pogodzony, gdy odgórnie odsunięto go od jej sprawy, ale nadszedł czas, żeby wrócić, wybaczyć i nawrócić się na odpowiednią drogę. Drugi raz nie pozwoli sobie na popełnienie tego samego błędu.  

Tamtego dnia Mayari nie była obecna podczas wieczerzy. Zdołał poznać ją już dość dobrze, niekoniecznie za jej zgodą, często szukając informacji u innych wiernych czy przez samą obserwację. Doskonale wiedział, gdzie dziewczyna mogła teraz przebywać. Zgłosił się na ochotnika, żeby zanieść jej porcję do celi, zważywszy, że znana była ze swoich niecodziennych żywieniowych przyzwyczajeń. Wiedział jednak, że teraz spędza czas gdzie indziej, tam też ruszył.
Pojawił się na miejscu z tacką ze specjalnie przygotowanym dla Papieżycy płynem w naczyniu. Bywał tu niejednokrotnie, ale teraz nie mógł sobie pozwolić na cieszenie oczu zapierającym w dech widokiem. Grał niedowidzącego, więc musiał nim być, musiał sprawiać najtrafniejsze wrażenie. Spoglądał, jak zwykle zresztą, w dół. Wieczorna pora była idealna dla jego przebrania. Słońce nie raziło, kryjąc się powoli daleko za horyzontem.
Kazano mi przynieść.
Oczywiście wcale mu nic nie kazano, a raczej zaproponowano, że mógłby to po prostu odnieść, ale odrobina przekonującego kłamstewka nikomu nie zaszkodzi. Rozmawiali nie raz, więc pozostawało mu wierzyć, że może go zrazu nie pogoni i będzie mógł trochę z nią posiedzieć, choćby w ciszy. Zdawało mu się, że lubiła z nim rozmawiać. Nie zdawała sobie sprawy z tego, kim jest. Chyba. Kamuflaż działał? Gorzej dla niego, bo cały czas musiał trzymać się na baczności, zachowywać czujność. Nie wiedział też, ile ona dokładnie pamięta. Sam miał świetną pamięć. Przebywanie w jej obecności zawsze przywodziło na myśl dawne czasy. Wspólne wspomnienia, gdy jeszcze żyła. Byli przyjaciółmi. Niby wiedział, że minęło ponad ćwierć wieku, ale miał wrażenie, jakby to wszystko działo się zaledwie wczoraj. Jakby wcale nie był świadkiem tego, jak jej ojciec podpalił ją żywcem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 17:39  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Nie można powiedzieć, że chłopak pojawił się znikąd. Kroki na schodach były słyszalne z daleka, dając jej chwilę na rozważenie ucieczki w kruczej formie w inne miejsce. A jednak została, uparcie jednak nie otwierając oczu tak długo, aż nie usłyszała znajomego głosu i mogła odetchnąć z niejaką ulgą.
- Kazano? Nie sądziłam, że ktokolwiek zauważy moją nieobecność.
Jakże próżna była ta nadzieja. Gdyby tylko mogła bezszelestnie zniknąć na dzień, miesiąc, kolejne setki lat... Ale dokąd miałaby się wtedy udać? Na Desperację? Do Edenu? Miasta? Wszystkie opcje wiązały się ze straszliwym zagrożeniem, z którym ona nie chciała się mierzyć.

Mayari odwróciła się powoli w stronę swojego nieoczekiwanego towarzysza, dopiero teraz ściągając z głowy kaptur i pozwalając sobie na pokazanie swego szkaradnego w jej mniemaniu oblicza, którego niedowidzący wszakże Enma nie mógł dostrzec.
Przystąpiła do niego, obejmując dłońmi naczynie z mętnym wywarem o ciemnej barwie i mocnym, metalicznym zapachu krwi. Na jej twarzy pojawił się grymas, gdy tylko dostrzegła w płynie swoje odbicie, jednak w milczeniu uniosła czarę do ust.
Upiła trochę, wzdrygając się. Obrzydliwe i treściwe. Wystarczające, aby przetrwać kolejne nieznośne, nużące dni.

Musiała przyznać, że Enma był inny niż większość wyznawców. Cichy, pokorny, pozostający w cieniu. Czy robił to z powodu słabego wzroku? Czy był podobnie jak ona w pewien sposób niekompletny? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, nie zamierzając dopuścić go do siebie na tyle blisko, by kwestie te stały się dla niej w jakikolwiek sposób ważne. Ale musiała przyznać przed samą sobą, że te nieliczne rozmowy jakie odbyli sprawiały jej przyjemność.
Podczas gdy inni wymagali od niej  a t e n c j i  i  e m p a t i i , on zdawał się nie potrzebować żaden z tych rzeczy, po prostu przystając na częste, przedłużające się minuty ciszy.
Przysiadła na ławce, za którą służył zwykły ociosany głaz, stawiając czarę na podołku sukni, tak aby nie ulać nawet kropli mętnego płynu.
- Usiądź, nalegam.- Powiedziała po chwili milczenia, wskazując dłonią na miejsce obok siebie. Może powinna była, ze względu na jego wzrok, ująć go pod ramię i usadzić, ale nie była w stanie pokonać własnej niechęci i obawy przed jakąkolwiek formą dotyku. Zresztą nie chciała go narażać na kontakt ze swoimi palcami, pokrytymi bruzdami i tkanką bliznowatą. Odruchowo spojrzała na swoją dłoń, czując bolesny ucisk w klatce piersiowej. Codzienne oglądanie się w lustrze był pokutą najcięższą z możliwych. Wspomnienia mieszały się i zamazywały, a ona sama nie potrafiła już odróżnić rzeczywistości od fikcji, prawdziwej przeszłości od bajek wpajanych jej przez starych kapłanów.
- Zapewne musiało cię zmęczyć pokonanie tych wszystkich schodów.- Dodała spokojnie, odwracając wzrok od chłopaka, tylko po to by uparcie odwrócić głowę i przyjrzeć się słońcu powoli znikającemu za szczytami masywu gór Shi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 18:24  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Trudno nie zauważyć nieobecności członka starszyzny na wieczerzy – odparł z lekką chrypką w głosie. Usłyszał szelest jej szat, domyślił się, że zdjęła kaptur. Wiedział, co się pod nim kryje jako jeden z nielicznych. Pozwalała sobie na taki gest właśnie przez jego pozorną ułomność, prawdopodobnie będąc pewną, że słaby wzrok wrażliwego krótkowidza nie przyjrzy się jej bliznom, szarej cerze i cieniom pod oczami zbyt uważnie. I tak praktycznie nie podnosił spojrzenia, skupiając źrenice na kurzu spowijającym jego nogi przy każdym kroku. Teraz wpatrywał się w niesioną tacę, nie chcąc wylać tego, co na niej niósł. Metaliczny zapach przyprawiał go o lekkie mdłości, zresztą niezmiennie od lat. Obserwował, jak blade szczupłe dłonie sięgają po naczynie, a potem tylko nasłuchiwał, nie mówiąc już nic.
Jego nadzieje się spełniły, odetchnął z ulgą, nie dając po sobie poznać. Nie było to proste, bo zwykle miał w zwyczaju okazywać emocje jawnie i szczerze, stąd szlifowanie swojego aktorskiego kunsztu kosztowało go wiele lat pracy nad silną wolą. Trzymał się kurczowo swojej roli, wczuwał się w przebranie i atmosferę, wiedząc, że od tego zależy powodzenie całej misji. Krok po kroku, zbliżając się do Mayari, czekał na odpowiedni moment, w którym wyjawieniem prawdy nie zaryzykuje karkiem. Trzymał się kurczowo tej wiary, odkąd wyczuł w niej zwątpienie i wyczerpanie. Wierzył, że wcale nie jest jej tutaj dobrze, a tylko przyzwyczaiła się do tego, stała się beznadziejną konformistką, która nie wierzy w istnienie innego scenariusza, zwrotów akcji.
Podniósł lekko podbródek, błyskając zmrużonym spojrzeniem zza kaptura. Przystąpił jeden krok w bok i dotknął ręką ściany, tak jak wcześniej sunął nią przez całą długość schodów, doskonale wiedząc, że nawet takie drobnostki, niosąc się po skalnym korytarzu, pozwalają stać się bardziej wiarygodnym w swojej ślepocie. Znalazł ławkę, natknął się na nią stopą. Przysiadł obok, trzymając ręce przy sobie, wkładając je do kieszeni zakurzonej bluzy. Nie garbił się szczególnie mocno, ale wrócił do skrywania twarzy w kapturze, tylko leciutko obracając głowę w jej stronę, bo całkowicie zamknięta sylwetka byłaby niegrzeczna. Jak zwykle rozsiewał wokół siebie zimną aurę, odrobinę senną.
Gdyby wszystkie moje przeszkody wyglądały tak jak te schody, byłbym szczęśliwszy. Lepsza jest prosta droga, choć długa i męcząca, niż bezkresna i obca przestrzeń. – zwierzył się, choć i w tym przypadku musiał skłamać, żeby tylko odpowiednio zagrać rolę i nawiązać jakąś dyskusję. W rzeczywistości, jako posiadacz skrzydeł i władca wietrznego żywiołu, zdecydowanie preferował wolne dystanse, bo takie dawały mu zwielokrotnienie możliwości. Na powietrzu i w powietrzu czuł się bezpieczny, pewny swego i wolny, a zamknięty w kościelnych korytarzach i salach, dusił się niemal przez otaczającą go bezradność i zdanie tylko na siebie. Dlatego też teraz czuł się swobodnie. Nikogo zbędnego w okół, a gdyby tylko coś poszło nie tak, wystarczy wzbić się w powietrze i uciec przed odpowiedzialnością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 20:37  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
- Ludzie znikają każdego dnia. Desperacja nie wybrzydza i pożre w końcu każdego, proroka i służącego, heretyka i anioła.- Stwierdziła, bezwiednie wzruszając ramionami. I choć samo słowo „anioł” z trudem przechodziło jej przez gardło, a dłonie same z siebie zaciskały się nieco mocniej na metalowej czarce, wprawiając ją w lekkie drgania, to nic w niej nie wskazywało na cokolwiek poza zmęczeniem i lekkim (zapewne narkotycznym) otępieniem. Tak po prostu było, po co poświęcać temu więcej uczuć niż to konieczne?- Rzeczywiście powinnam była się tam pojawić... Ale oni bywają tacy...
Zamilkła zastanawiając się jakiego słowa użyć, czy może lepiej po prostu uciąć temat zanim nie zrobiło się zbyt późno na podtrzymanie maski pobożnej kapłanki.
Druga opcja wydała się o wiele bardziej kusząca, dlatego upiła jeszcze trochę wywaru. Wierzchem dłoni otarła zakrzepłą w kąciku ust krew, ignorując bolesne ukłucie, podobne migrenie. Tego typu bóle pojawiały się coraz częściej, gdy ciało domagało się mleka makowego, zaraz wzbraniając się przed nim.

Kątem oka zarejestrowała, gdy chłopak przysiadł się, z ulgą odkrywając, że zachował przy tym odstęp, którego zapewne oboje potrzebowali.
- Czego brak ci do szczęścia?- Odwróciła się bardziej w jego stronę, przechylając przy tym głowę, aby przyjrzeć się mu pomimo kaptura i zwieszonej głowy. Nie była w stanie wyczytać z jego twarzy żadnych ukrytych pragnień.- Czy potrzeba ci czegoś więcej ponad schronienie przed chłodem i upałem Desperacji, ochroną przed czającym się za murami złem i wszechobecnym brakiem Boga?
Przymknęła oczy, starając się uspokoić oddech i pełne nieprzyjemnych wątpliwości serce.
Najwyraźniej osiągnęła swój cel, bo jej oczy na chwilę odzyskały blask, a głos uderzył w przyjaźniejsze tony.
- Mogę cię zabrać pewnego dnia do podziemnych jezior. To przepiękne miejsce, ciche i bezpieczne, z dala od zgiełku katedry... Mieszkają tam cykady, panuje półmrok, nic co mogłoby zaszkodzić twoim biednym oczom.
Zdrowa dłoń Mayari powędrowała do podbródka chłopaka, zupełnie jakby chciała go przymusić do spojrzenia w górę, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała, cofając się. Zapomniała się, pogrążyła w roli opiekunki strapionych i zdesperowanych wiernych, a przecież... co by jej dało zmanipulowanie tego bogu ducha winnego młodzieńca?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.18 16:39  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Idziesz torem pojęcia dans macabre – zauważył inteligentnie podczas powolnego procesu siadania w ramach odpowiedzi, a zważywszy, że nie był do końca pewien, czy dziewczyna zna tego typu terminy, pośpieszył z pokrętnym tłumaczeniem.
To znany starochrześcijański motyw pojawiający się w literaturze i sztuce. Miał przekonać ludzi, że każdy w obliczu śmierci jest równy, co miało stanowić zapewnienie o wszechobecnej sprawiedliwości. Niezależnie od stanu majątkowego, czeka ona na proroków, mieszczan i biedaków.
Miał nadzieję, że Papieżyca nie zauważy zbieżności, nie zainteresuje się zbyt chętnie pochodzeniem jego wiedzy, bo... były to rzeczy, o których czytał w edeńskich bibliotekach. Na Desperacji dostęp do tego typu książek nie należał do najprostszych, a najcwańszy łowca ksiąg mógłby mieć problem ze znalezieniem czegoś tego rodzaju, a co dopiero o trafnym rozczytaniu. Starał się zainteresować sobą dziewczynę, zwrócić na siebie konkretnie jej uwagę. Zarysował sobie też przy okazji w głowie na szybko wymówkę, która miałaby odsunąć od niego podejrzenia, ale… czy właśnie ta tajemniczość jego postaci nie stanowiła odpowiedzi? W tych czasach nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, skąd ktoś pochodzi, kogo spotkał na swojej drodze, czy... ile żyje.
Ale w dobie nieśmiertelności jest to dość nieaktualne. Śmiercią dyryguje tylko selekcja naturalna i piramida żywienia – skwitował na koniec ponuro.
Przysiadł. Podzielił się z nią kolejną myślą, czemu towarzyszyły pierwsze oznaki niebezpiecznego zainteresowania. Nie zdejmował przy niej jeszcze kaptura, jedynie raz lekko zsunął go na czubek głowy, wciąż pozostając zamaskowanym przez solidną dawkę konturowania kurzem i brązowe, tłuste kosmyki. Sprawiał dość żałosne wrażenie, więc nie dziwiła Niko troska wychodząca z jej strony. Wiedział, że Mayari ma wciąż dobre serce, a ta myśl wspierała go w wędrówce po kościelnych wybojach.
Nie odpowiedział na jej pytanie, zastanawiając się dłużej nad neutralną odpowiedzią, ale ta podjęła temat na nowo, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Wyczuł lekkie poruszenie, a kątem oka zauważyć zbliżający się ku niemu cień dłoni, odbijający się blado na ich kolanach. Zesztywniał wyraźnie. Podniósł lekko brodę, odwracając twarz w jej stronę, ale mogła zauważyć tylko ciemny zarys nosa, ust i podbródka, oczy pozostawały otulone ciemnościami kaptura, skryte za kosmykami włosów.
Szczęściem będzie, jeśli odnajdę drogę, która pozwoli mi odkupić moje grzechy. Reszta jest tylko przyziemna – odparł zagadkowo. Nie wyglądał na kogoś, kto od ręki przyzna się do swoich win i chętnie o nich z kimkolwiek porozmawia, ale taka była prawda i nie miał czego ukrywać. Cała ta misja miała na celu naprawić to, co kiedyś zniszczył przez własną głupotę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.18 19:53  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
- Dans... Macabre...?- Powtórzyła powoli, smakując oba słowa. Wiedziała co oznaczają, choć nie, inaczej. Z pewnością je już gdzieś słyszała, jednak ich znaczenie rozmywało się, kiedy tylko próbowała je pochwycić. Dlatego z ulgą przyjęła, gdy wszystko powoli przetłumaczył, skupiając się bardziej na samym znaczeniu niż na zastanawianiu się skąd zna takie terminy.
Zresztą biblioteka Kościoła pełna była przeróżnych natchnionych tekstów religijnych i filozoficznych, więc oczywistym jej się wydało, że chłopak po prostu spędza czas na studiowaniu starych zapisków. Co ciekawe jej zmęczony umysł nie połączył ze sobą dwóch nieco sprzecznych faktów -
„niedowidzenie” i „czytanie pism” za nic ze sobą nie chciało współgrać.

Wyczuła jak atmosfera pomiędzy nimi staje się coraz bardziej napięta, gdy tylko uniosła dłoń. Właśnie dlatego ją szybko cofnęła, nie chcąc go narażać na dotyk, którego prawdopodobnie żadne z nich w tej chwili nie aprobowało.
Aczkolwiek jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niego, nie próbując jednak odszukać wzrokiem oczu chłopaka. Jeśli oczy były zwierciadłem duszy, to nie zamierzała ryzykować przywiązania i ciążącej na sercu potrzeby chronienia go przed złem i zakłamaniem. Dlatego westchnęła tylko, strząsając włosy tak, aby zasłoniły jej twarz, kiedy z uporem odwróciła wzrok, patrząc w niebo.

- Każdy kapłan powie ci, że oto znalazłeś się w miejscu, które pozwoli ci znaleźć się bliżej Boga. Kościół jest drogą, prawdą i życiem.- Powiedziała na jednym wydechu, spuszczając wzrok na rozdygotaną resztkę płynu w czarce. Dlaczego jej dłonie się tak trzęsły?
Zacisnęła nieco mocniej palce, czekając chwilę w milczeniu, czy chłopak postanowi się przełamać i kontynuować. Podświadomie odetchnęła z ulgą, gdy tak się nie stało. Długie lata bycia spowiednikiem napawały ją poczuciem beznadziei i bezradności. Słuchała ludzkich żali, próśb i w milczeniu pozwalała, by przelewali na nią cały swój ból. A potem odchodzili, omamieni pięknymi, pustymi słowami. Stawali się otępieni i dziecięco naiwni, a przy tym w tej naiwności tacy bezpieczni i szczęśliwi.
- Powinnam ci pomóc. Upoić mlekiem makowym, przeczytać święte wersety z Księgi Powtórzonego Prawa, oddalić od ciebie wszystkie troski. Ale nie mogę tego zrobić.
Podniosła się z ławki podchodząc do balustrady i opierając się na niej. Trzęsła się nieznacznie i to wcale nie od chłodu wieczoru.
- W dobie nieśmiertelności wszyscy jesteśmy przegranymi. Kto będzie szczęśliwszy? Człowiek, który przeżyje tysiąclecia zamknięty w zniszczonym ciele, w świecie bólu i beznadziei, walcząc wciąż i wciąż o zachowanie resztek swojego ludzkiego ja? Czy ten, który umrze już pierwszego dnia? Enma... Tu już nie ma żadnej dobrej drogi.- Potarła szybko powieki, wycierając kąciki ust, aby zapobiec łzom. Nie powinna się roztkliwiać, a już na pewno nie powinna tego robić przy nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.18 23:15  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
On sam stwierdził, że niedowidzenie wcale nie jest problemem. Nie był przecież niewidomy, grał krótkowidza, a i to dawało mu ewentualne pole do popisu, jeśli wystarczyło się tylko z lupą skurczyć nad pismem i słowo po słowie czytać. Nie mieli zbyt wielu rozrywek na Desperacji, okazji do zdobywania wiedzy też świat im oszczędził, więc niezależnie od wady wzroku, chęć poszerzania swojego światopoglądu mógł być od niej silniejszy, jeśli tylko pojawiła się jakakolwiek nadzieja na rozwiązanie problemu.
Minęły dwa wieki, odkąd ostatnio rozmawiali ze sobą szczerze. Zauważył też, jak łatwo przychodzi Mayari mówić przy nim o swoich uczuciach, choć w teorii znali się krótko i praktycznie wcale. Dziewczyna widocznie nie zdawała sobie sprawy z tego, jak łatwo przychodziło jej zwierzyć się mu ze swoich lęków. Dzieliła się z nim swoimi przemyśleniami i emocjami, choć nie miała ku temu powodów. Co skłoniło ją do zaufania mu? Nie używał żadnych mocy, nie wpływał na nią w żaden sposób, po prostu był i chciał słuchać. Czy to ta więź, która łączyła opiekuna z podopiecznym? Żaden kamuflaż nie zmyli boskiej prawdy i przeznaczenia. Członek starszyzny, w obecności losowego wiernego, na głos zaczyna zwątpić w doktrynę, której ma być posłuszny i oddany? Dlaczego nie bała się jego reakcji?
Chcąc zrozumieć sens naszego istnienia, musimy odnaleźć jego cel. Z jakiego powodu chcesz otworzyć rano oczy, dla jakich wartości walczysz, czemu się poświęcasz. Śmierć wtedy może być trudniejsza albo łatwiejsza. Trudniejsza, gdy widzisz, że nie osiągniesz swojego celu, dlatego walczysz. Łatwiejsza, bo wiesz, że poświęcasz się w imię swoich idei i będziesz walczyć do końca – rozgadał się trochę po krótkiej ciszy, ale pozostawał przy swoim chrypkowatym, ponurym tonie, nie pozwalając sobie wejść na zwyczajowe tony. Rozmowy o śmierci były trudne. Skupiał się na tym, by odpowiednio wyważyć każde słowo, nie chcąc przelać czary goryczy. To miała być tylko dyskusja. W jej stanie, tak pełnym zwątpienia i frustracji, nie mógł ryzykować wzburzenia dodatkowych negatywnych emocji. Chciał wyprowadzić ją z depresyjnego dołka, ale nie był do końca pewien, czy był w stanie to zrobić w tej postaci. Ograniczała go.
Poświęciłaś tej idei kościoła mnóstwo czasu, czy i on nie jest twoim celem?  – spytał zagadkowo, obracając twarz ponownie lekko w jej stronie. Wbił spojrzenie w krwistą czarkę, poczuł suchość w gardle. Nie miał ochoty na jej zawartość, ale wiedział, że jego pozytywna wizja nie umywa się do tego, co zmutowany człowiek musi przeżywać, budząc się co dnia w sabotującym go ciele. Dlatego sądził, że tak ważne było skupienie się na czymś innym niż minusy sytuacji, w której się człowiek znalazł, a na znalezieniu plusów i na wykorzystaniu ich na swoją korzyść by było lepiej. Optymista.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.18 0:21  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Choć zdawało się być inaczej Mayari była świadoma każdego swego słowa i mogło się okazać bardzo szybko, że to właśnie optymizm będzie rzeczą, która wpędzi chłopaka do grobu. Jaką miał pewność, że jakiekolwiek wypowiedziane przez nią zdanie było prawdziwe, a uczucia szczere? Czy nie zastanowiło go choć przez chwilę jakim cudem kobieta, która wydawałoby się tak otwarcie i szczerze wątpiła w doktrynę, wciąż jeszcze żyje? Ba! Zasiada po prawicy proroka i odpowiada tylko przed nim, jako członek Starszyzny? Dlaczego zdawałoby się nie zważała na słowa, a swój los składała w jego ręce?
Gdyby jej towarzysza nie zaślepiała nadzieja i optymizm – wiedziałby. Mayari nie musiała się już niczego bać w murach gór Shi. Jej słowo – przeciw jego.
Czy w ogóle przemknęło mu przez myśl co wskórałby próbą powiedzenia komukolwiek „Papież zwątpił”? Cóż w najlepszym przypadku wyśmiano by go. Ale życie rzadko przewidywało te przypadki, lubując się w o wiele czarniejszych scenariuszach.

Aczkolwiek o tym nie wiedziała sama wymordowana, która słuchała go nad wyraz uważnie, z sobie tylko znanych powodów pragnąc zaszczepić w nim to ziarno niepewności.
- Moje cele nie są aż tak interesujące, jakby się to mogło zdawać.- Odparła, nie odwracając się do niego.- Są niezmienne, tak jak te góry i równie jak one pozbawione głębszych uczuć. Ale twoje są inne prawda? Ty jesteś inny. Wciąż błądzisz, odchodząc i wracając, zupełnie jak gdybyś czegoś szukał. Powiedz mi czego tak naprawdę pragnie twoje serce, mój chłopcze. Co pcha cię w nasze progi i daje siłę, żeby otworzyć oczy i żyć?
Rozmowy o śmierci nie były łatwe, ale na boga, o czym innym rozmawiać w świecie, w którym większość wróciła już zza grobu.

Dziewczyna odetchnęła głęboko, dopiero po dłuższej chwili decydując się na to, co jako kapłanka powinna zrobić od samego początku. Podeszła do wciąż siedzącego anioła, kucając przed nim, tak, aby znaleźć się niżej i spojrzeć na niego z dołu. Dłonie, uprzednio splecione na wysokości piersi ułożyła na jego kolanach. Temu wszystkiemu powinien towarzyszyć łagodny uśmiech, głębokie zapewnienia, że „oto jest, wysłucha go i rozwiąże każdy jego problem”, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie nastąpiła żadna magiczna odmiana, a mimo to mógł odnieść wrażenie, że stał się dla niej ważny. Tylko on. Jeden jedyny, z jakiegoś powodu wybrany, żeby się przed nim uniżyła i otworzyła.
- Enma... Jesteś inny, ale to nic złego. To jedna z rzeczy, które czynią cię tak pięknym dzieckiem Ao. - Powiedziała cicho unosząc wreszcie wzrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.18 20:53  •  Kamienne balkony Empty Re: Kamienne balkony
Optymizm napędzał Niko do działania, nie pozwalał mu się wycofać. Nie chodziło tu już tylko o powołanie czy powinność, bo jeśli lęk przejąłby jego serce i ścisnął je zbyt mocno, pozostałby zwyczajnym tchórzem na uwięzi własnych ludzkich emocji, nieudacznym byłym aniołem stróżem bez perspektyw. Miał cel, do którego dążył niezależnie od poniesionej ceny, zależało mu na naprawieniu swojego błędu sprzed laty. Nie oczekiwał, że dziewczyna mu jakkolwiek wybaczy. Nie wymagał tego od niej, nie mógłby, ale chciał odpokutować. Jeśli przyjdzie mu poświęcić dla tej sprawy życie... zrobi to bez wahania. Cel uświęca środki?
Uciekam przed przeszłościąA raczej walczę z sumieniem. Ale czy nie wszyscy uciekamy? Jedni ignorują podszepty demonów, inni im się poddają, a cała reszta szuka odpowiedzi na swoje pytania w starych doktrynach i zapiskach. Co jest prawdą?
Gdy dziewczyna podniosła się bez słowa, Niko drgnął lekko, podejrzewając w duchu, że ta chce odejść. Czy męczyła ją ta rozmowa? Czy przypomniała sobie, że jest potrzebna gdzieś indziej? Nie chciał tracić takiej okazji, jeśli tak dobrze mu szło poznawanie jej na nowo. Nic się nie zmieniło na przestrzeni lat, wciąż uwielbiał z nią rozmawiać, choćby miał to być tak nieprzyjemny temat jak śmierć. Łatwiej przychodziło mu mówić o niej ze swojej własnej perspektywy boskiego wysłannika, a teraz stanowiło to, bądź co bądź, wyzwanie, choć chciał się go dalej podejmować.
Ta kucnęła przed nim i oparła szczupłe dłonie na jego kolanach. W pozornie nieśmiałym geście, w pierwszej chwili od razu schował twarz w kapturze możliwie bardziej, ale nie mógł się powstrzymać, żeby chociaż na nią nie spojrzeć. Zapewniał się, że go nie rozpozna, nie poznała go przez cały ten czas, więc i teraz ledwie muśnięcie jej oblicza spojrzeniem nie zaszkodzi utrzymaniu tajemnicy. Zmrużył oczy, chcąc pozornie wyłapać jakiś szczegół, ale nie musiał szczególnie udawać, bo i jego źrenice zbyt przyzwyczaiły się do ciemności, co podrażniał blady blask zachodzącego słońca. Widok ten zapisze się w pamięci anioła na długo. Pierwszy raz, od tak dawna, miał okazję obserwować jej postać z bliska, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Blizna nie wywołała w nim obrzydzenia, poczuł mocny ścisk w piersi. Symbol jego porażki tak wyraźnie szpecący jej śliczne oblicze, które wciąż widział oczami wyobraźni.
Co sprowadziło cię na Jego drogę? Co utwierdziło w przekonaniu, że to jest Ta droga? – Nikhil chciał poznać jej przeszłość, tę której nie znał, tę której rozwoju nie był świadkiem. Poznać genezę jej wyborów, zrozumieć motywy. Czy podzieli się tym z nim? Czy uzna go za zagubionego wiernego, który stawiał pierwsze kroki w zrozumieniu wiary i udziału najwyższego w jego losie? Czy będzie chciała przybliżyć mu swoją historię, by oprzeć na doświadczeniu płynącą z tego naukę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach