Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

She gets everything she wants, she gets everything for free
She will fuck up your whole life



→ Desperacja, 3003r.



Wystarczyła zaledwie chwila, aby źrenice dziewczyny zarejestrowały leżący tuż przy barowym krześle naszyjnik. I druga, równie błyskawiczna, by zwinnym ruchem sięgnęła po niego ręką, wyginając się tak frywolnie, jakby chciała zaledwie zaprezentować swoje wdzięki.
Dla mnie się tak wypinasz, maleńka?! — Gromki ton przedarł się przez hałas pijanego i prostackiego towarzystwa, które w spelunie spędzało zapewne większość nędznych dni.
Opierając się o siedzenie stołka, powolnym ruchem wyprostowała się do stojącej postawy, zerkając w stronę siedzącego przy stoliku mężczyzny, patrzącego na nią jak na cholernie łatwą zdobycz. Koniuszkiem języka oblizała górną wargę, wyzywającym gestem przesuwając zamkniętą dłonią po brzuchu i podwijając przy tym zniszczoną, zakrywającą niewielką część ciała bluzkę, wsunęła błyskotkę za materiał stanika.
Nie wiedziała, do kogo należała. Osoba, która wyszła z "Przyszłości" zostawiając ją na pastwę losu, interesowała Shenae dokładnie jak to, czy w ogóle zorientuje się, że cokolwiek zgubiła — ani trochę. Musiałaby postradać zmysły, żeby choć przez ułamek sekundy poczuć skruchę.
Teraz. Jesteś. Moja.

✕ ✕ ✕

Bywała tam zdecydowanie zbyt często. Prowokowała przebywającą w środku zwierzynę, niemalże prosząc się, ażeby coś jej się stało. W gruncie rzeczy miała w tym wszystkim odrobinę wyższy cel, bo w roju nieokrzesanych kreatur, wykorzystujących takie bezbronne istotki bez mrugnięcia oczyma, trafiali się i tacy, którym do potworów zdecydowanie dalej było, niżeli większości.
Zapowiadało się wyjątkowo spokojnie, jak na tego typu melinę, która funkcjonowała dzięki szarżującemu w niej towarzystwu. Pobrzękiwanie szkła, przytłumione odgłosy rozmów i powtarzające się, głośne wybuchy śmiechów — gdyby przymknąć oczy i wsłuchać się w tę mieszankę, może nawet odniosłoby się wrażenie, że desperacki bar wcale nie jest taki zły.
Może.
Zjadłabyś coś, zamiast zatruwać się tym paskudztwem. Wyglądasz jakbyś od tygodnia nie robiła nic innego oprócz chlania.
Szaroniebieskie tęczówki czarnowłosej omiotły wzrokiem siedzącą naprzeciwko brunetkę. Uśmiechnęła się bezczelnie, upijając z kubka kolejny łyk trzymanego w ręku trunku.
Piję... — Nachyliła się do przodu, sięgając dłonią pod materiał koszulki i oplotła między palcami — wiszący na szyi — długi, wyjątkowo bogato prezentujący się łańcuszek, ukazując go towarzyszce w pełnej okazałości. — ...bo kiedy już upchnę komuś to cacko, najem się na zapas. Nie takiego ścierwa jak tutaj. — Nie wiedziała rzecz jasna, ile w tym było prawdy, bo równie dobrze błyskotki mogła nie sprzedać wcale, ale... zapewniając własnego ego, iż coś jej się uda, w końcu sama zaczynała żyć świadomością, że inaczej być nie mogło.
Oczy rówieśniczki rozszerzyły się, a ona sama wyciągnęła dłoń w kierunku She, jakby chciała dotknąć pokazanej zdobyczy.
Skąd... — W tym samym momencie Iriye stanowczym gestem powstrzymała ją od łapczywego ruchu, krzywiąc się podle, z wymalowaną na buzi satysfakcją.
Zabieraj łapska.
Niezły, co? — rzuciła cierpko, nie przestając jednak chełpić się wisiorkiem na pokaz. — To było tak proste, że... — Że powinna zachować informację posiadania go dla siebie.
Urwała w pół zdania, bo kiedy spojrzenie prostytutki przeniosło się na tyły pubu, zauważyła wpatrującego się w nią osobnika. Nie przyglądała mu się, powstrzymując kontakt wzrokowy tak szybko, jak potrafiła. Momentalnie schowała biżuterię z powrotem pod bluzkę. I wtedy dotarło do niej, że w ogóle nie powinna była wyciągać medalionu na wierzch.
Głupia.
Opadła na oparcie krzesła, ponownie podnosząc do ust szkło.
Nieważne. — Suchy ton oznaczał tyle, że temat uważała za skończony. — Nie wiem jak ty, ale ja niedługo zwijam.
Poczucie, iż tak właśnie będzie najlepiej, niemiłosiernie kuło jej podświadomość, a wrażenie, że on wciąż na nią patrzył, przyprawiło ją o delikatny dreszcz.


Ostatnio zmieniony przez She dnia 11.03.18 10:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To był tylko moment, w którym zgubił swoją najcenniejszą rzecz po swojej ukochanej. Chwila, w której sobie to uświadomił nie należała do tych, gdzie potrafił władać swoimi emocjami. Czuł poczucie winy, żal i wściekłość, że nie pamiętał miejsca, gdzie mógł ją ewentualnie zgubić, zostawić. Mogła być wszędzie — zakopana gdzieś pod piachem na Desperacji lub pożarty przez jakiegoś Wymordowanego, bestię. Opcji było wiele i zbyt dużo miejsc, aby szukać czegoś, gdzie i tak miał niewielki procent szansy na to, że to odnajdzie.  

x x x

Mimo to nie wahał się i spróbował swoich sił. Miał niewielką nadzieję na znalezienie dość wartościowej błyskotki, ale zawsze coś niż nic. Szczerze to wolał szukać igły w stogu siana niż poddać się już na samym starcie. Dlatego podjął się tego zadania, błąkając się ostatnio z miejsca na miejsce chcą ją znaleźć. Bo to było coś, co musiał mieć przy sobie. I gdy minęło już ładnych parę dni, a on dalej był bez naszyjnika, który wiele dla niego znaczył, coraz częściej łapał się na tym, że... Że naprawdę mógł już o nim zapomnieć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że powoli zaczynał tracić wiarę w coś, w co tak bardzo mocno wierzył.
Wszedł do zaufanego baru, czując wyraźnie, że musi odpocząć. Odnosił wrażenie, że im intensywniej myślał o tej konkretniej rzeczy, to coraz bardziej wykańczał siebie psychicznie. Nie mógł sobie na to pozwolić. Widocznie tak musiało być. Musiał go zgubić, aby móc wreszcie zapomnieć o tamtym dniu. O ranie, która z każdym dniem pogłębiała się coraz bardziej, kiedy łapał się na myślach o nich.
Nie zamówił sobie nic do picia, ani tym bardziej do jedzenia. Musiał najpierw odetchnąć, a usiawszy przy barze, nie pokazując ani na chwilę swojej twarzy, pozwolił sobie na małe rozluźnienie, czując jak stres i zmęczenie powoli schodzi z jego napiętych do granic możliwości mięśni. Oparł głowę o rękę, spoglądając kątem oka najpierw na kolegę za barem, który wyjątkowo miał dziś urwanie głowy, po czym wrócił spojrzeniem na siedzące tłumy, które zdrowo się bawiły. Mimo to było dość spokojnie jak na zebranych ludzi. Westchnął ciężko, zamykając na chwilę oczy, licząc w myślach do trzech, robiąc przy tym głębsze wdechy i wydechy. Musiał się uspokoić. Po otwarciu oczu nic szczególnego się nie zmieniło. Uznał więc, że to odpowiedni moment, aby zasłonić materiałem swoje oko, wiedząc, że już dzisiaj nie będzie ono potrzebne.    
Do czasu aż nie zobaczył .
Niby zwyczajna kobieta, która już nie raz, nie dwa rzuciła mu się w oczy. Nie był wstanie skojarzyć skąd ją dokładnie zna, ale bardzo dobrze pamiętał te rysy twarzy. Niemniej nie jej wygląd przyciągnął uwagę mężczyzny, a błyskotka, którą beztrosko wymachiwała na prawo i lewo. Nie potrafił zachować dyskrecji w swoich obserwacjach zupełnie jakby chciał, aby została zauważona przez niego. Intensywnie patrzył się w jej kierunku, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że to jest to, czego od tych paru dni uparcie szukał.
Musiał mieć jednak pewność.
A pewnością był strach kobiety.
Był wstanie rozpoznać to z tej odległości, obserwując ją od dobrych paru minut. Dzięki temu miał pewność co do posiadanego przez nią przedmiotu i — gdzie nie obchodziło go, w jaki sposób dziewczyna go zdobyła — wstał z krzesła barowego, poprawiając karabin na swoich plecach i ruszył w stronę stolika, przy którym plotkowały sobie dwie kobiety. Mógł być to już jasny sygnał dla She, że powinna jak najszybciej opuścić bar. Chociaż dużo lepszym rozwiązaniem dla niej będzie pozostanie na miejscu, aby mężczyzna przypadkiem nie rozerwał jej na strzępy, kiedy będzie chciał dostać to, na czym najbardziej mu zależy. Moment zawahania mógł sprawić, że Vencl złapie dziewczynę za ramię w połowie kroku albo zastawi jej drogę ucieczki, chcąc dowiedzieć się nieco więcej na temat posiadanego przedmiotu. Tak też zrobił, wyczekując chwili, gdzie kobieta zaczęła kierować się w stronę wyjścia. To był najwygodniejszy sposób porozumienia się, nie robiąc jej przy tym żadnej większej krzywdy. Jeszcze.
Skąd go masz? — spytał sucho, beznamiętnie, zupełnie jakby już wiedział, o co pyta. Nie mijało się to z prawdą — wiedział i to bardzo dobrze. Dlatego teraz tutaj był. Groźny, gdzie najłagodniejszy ruch kobiety może uaktywnić tykającą bombę od środka. Równie dobrze mógł sprawiać osobę zainteresowaną wisiorkiem, tylko dlatego, aby móc go kupić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To było jasne, że zdobycz, którą namiętnie wymachiwała przed nosem wniebowziętej towarzyszki, należała do niego — choć niekoniecznie to do Ratlerki docierało. Wpatrywał się w jej twarz tak rażąco, że nawet z dalszej odległości odczuwała jego przeszywające na wskroś spojrzenie. Zachowywała względny spokój do momentu, w którym podniósł się z krzesła, ruszając dokładnie w stronę She.
Lekkomyślny impuls popchnął ją do gwałtownego wyjścia. Gdyby została na miejscu, nerwowe zachowanie prostytutki nie zwracałoby aż takiej uwagi. Niepotrzebnie odkrywała emocje — rzucała sobie kłody pod nogi na własne życzenie. Głupiutka.
Wiesz--... — Wstając, urwała w pół zdania, jakby nagle zaczęło jej się spieszyć. Szybkim haustem dopiła resztkę trunku, z impetem odkładając szkło na stolik. Nie zamierzała się tłumaczyć. — Zobaczymy się później.
"Ale..."
Ruszyła do drzwi, starając się zbytnio nie przebierać nogami. Po prostu wychodziła, tak? Nie miała niczego do ukrycia.
Wiszący na szyi łańcuszek perfidnie dawał znać o swoim istnieniu, które odczuwała na cienkiej skórze z irytująco podwojoną siłą.
Serce za wszelką cenę pragnęło wyrwać się z piersi, w pewnym momencie podskakując niemalże do gardła; kiedy zdała sobie sprawę z własnego położenia. Dogonił ją bez najmniejszego problemu, równie sprawnie zachodząc drogę. Zatrzymała się, obrzucając nieznajomego podstępnym wzrokiem. Beznamiętność wymalowana w jego suchym tonie była lekko przerażająca. Podobnie jak karabin mężczyzny, na który zerkała zdecydowanie zbyt często. Instynktownie założyła ręce na piersi — zamkniętą pozycję stosowała zawsze, gdy odczuwała zdenerwowanie wynikające z napływającego lęku.
Niby co? — Bezczelnie wrednym tonem podkreślając ostatnie słowo, uzmysławiała rozmówcę, że "nie rozumie pytania", jednocześnie nie kwapiąc się do prowadzenia jakiejkolwiek konwersacji. Przewróciła oczami. — Dobra, załapałam. Dam ci taką małą radę... — Raptowna, zamierzona zmiana tematu. Absolutne zlekceważenie właściwego kontekstu. Nie daj mu dojść do głosu. Pierwsza lepsza aluzja, jaka przyszła czarnowłosej do głowy. — Jak chcesz którąś przelecieć, nie patrz na nią jakbyś miał jej wypruć flaki. — Najprościej było zahaczyć o coś, z czym do czynienia miała nagminnie. Mimo wewnętrznego roztrzęsienia, grała niewinną, wzburzeniem dążąc do zamaskowania tego, co naprawdę nią targało. Byle odpuścił.
Czym, kurwa, był ten wisiorek?
Dzięki zmyślonej wzmiance zyskała odrobinę czasu. Zaledwie chwilę. Po rzuconym stwierdzeniu odwróciła się napięcie i ponownie zrobiła krok w przód, próbując przepchać drobne ciało między krzątającą się, pijaną i śmierdzącą alkoholem zwierzynę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach